Była inna
Od kiedy sięgała pamięcią czuła, widziała i słyszała więcej, mocniej, inaczej. Wtedy nie było to dla niej niczym szczególnym.
Oswoiła się z ocenami innych, że nie pasuje, że to nie dla niej, że właściwie chyba jest z innej galaktyki, a w miarę upływu lat Nadadi zaczynała rozumieć, że jej odczucia i sposób w jaki odbiera ją świat nie są przypadkowe. Jako mała dziewczynka próbowała ogarnąć kłębiące się myśli i sklecić z nich jakieś sensowne wyjaśnienie jej światopoglądu, ale to tylko utwierdzało ją w przekonaniu, że nie jest na to jeszcze gotowa. Cóż, może właśnie w tym tkwi cała kwintesencja i smak życia — by nie wszystko wiedzieć od razu…
Może w tej tajemnicy jest cały potencjał, może wlaśnie w takich chwilach niezrozumienia — mała istota uczy się życia?
Wobec tego zacznijmy od nowa…
Nadadi
Gdy wpatruję się w płomień świecy, dostrzegam jego istotę, wchodzę z nim w interakcję, jakbyśmy tańczyli skąpani falami spokoju i niebywałego ciepła. Odpływam. Zatapiam się w przestrzeni nieskończoności. Cóż, jestem tutaj i jednocześnie wszędzie, gdzie tylko mi się zamarzy. Jestem wszystkim, jestem wszędzie, jakbym żyła w kilku miejscach jednocześnie. Dziś rozumiem pojęcie bycia nieograniczonym, że właściwie tylko jedna rzecz może odbierać nam nasz potencjał- umysł. Nauczyłam się żyć wyłącznie tu i teraz, zrozumiałam że jeśli się nie zatrzymam to albo zwariuję, albo w końcu pojmę o co tak naprawdę chodzi w sposobie postrzegania świata, z którym się utożsamiam od wielu wielu lat. Ok więc do rzeczy.
Jestem Nadadi.
Mieszkam w jednym z pięknych miast Europy, gdzie mam możliwość wzrostu emocjonalnego, mentalnego i duchowego. Jestem kobietą dla której słowo „przebudzenie” właśnie nabrało sensu. Jestem dziś sumą własnych przeżyć i doświadczeń życiowych. Jestem boską cząstką, która w swej doskonałości zeszła na Ziemię, by poprzez doznania na niej — zrozumieć, poczuć, okiełznać swoją wyjątkowość i nieskończoność wspaniałości, które oferuje świat. Jestem tu, by nauczyć się kochać siebie. Może zacznę od początku, abyś miał/miała szansę poznać prawdę nie o mnie, ale o sobie i o każdym z nas.
NAMASTE
Rosa
Właściwie od kiedy pamiętam otaczałam się naturą. Kochałam ją bezgranicznie. Dla mnie trawa to nie tylko jakieś zielone kłoski wyrastające z Ziemi, takie nic nie znaczące maleńkie ździebełka. Dla mnie trawa to małe zaklęte istotki ukryte w głębinie swojej zieloności. To ciche tajemnice i niesłyszalne dla ludzkiego zabieganego stworzenia dźwięki i głosiki. To ciche melancholie i wieczny taniec w duecie z wiatrem, kąpane promieniami słońca lub topione w kryształowym deszczu. To spokój i głucha cisza, w której tak wielkie można dostrzec obrazy. Zawsze kochałam świeże wiosenne poranki, pełne magii i unoszonego w powietrzu pyłku nadziei i wiary. Jako kilkuletnia dziewczynka już wtedy potrafiłam docenić i zauważać wyjątkowość tej pięknej, delikatnej i kryształowej biżuterii trawy. O poranku każdego dnia wybiegałam boso na polankę by móc rozkoszować się zbawiennym magicznym naszyjnikiem, który zaraz o świcie migotał jak najpiękniejsze kryształy. Czucie tej delikatności pod jeszcze wtedy małymi stópkami pozwalała mi zbliżać się do swojej prawdziwej drobnej istoty ukrytej w ciele — do własnej siebie, do mojej duszy. Wtedy jeszcze nie mogłam rozumieć dlaczego tak to odbieram, dlaczego tak to czuję, jednakże to co czułam każdego poranka w zetknięciu z rosą było silniejsze ode mnie. To było moją wolnością, moim obrazem istoty zamkniętej w ciele małego człowieka.
Sama
Od kiedy pamiętam zawsze byłam sama i nie chodzi o fizyczność, bo miałam wkoło siebie grono zaufanych osób, ale chodziło o duchowość, o postrzeganie. Samotna była moja dusza. Każdą rzecz, każdą życiową sprawę i sytuację odbierałam bardzo silnie i przeżywałam w samotności. To nie było cierpieniem, to było jakby potrzebą po to, by w pełni ogarnąć i w ciszy zrozumieć samą siebie i niejako dotknąć sercem swojej duszy. Pamiętam wszystkie dźwięki, nieprzyjemne i miłe doznania, emocjonalne i duchowe wojny, pamiętam obrazy, które zachowane w umyśle migocą jak gwiazdy. Jestem pewna, że wtedy dzięki mojej samotności, miałam szansę by zachować to wszystko tak dokładnie, a dziś odtwarzać jak żywe.
Dziś po tylu latach mogę w każdej chwili znów być tą małą istotą i jeszcze raz bardziej świadomie przeżywać to co wtedy. Dziś już nie jestem tą małą bezradną dziewczynką, a silną dorosłą kobietą, która rozumie i potrafi nazwać to co było dla niej lekcją i tajemnicą, a jak wiesz tajemnice się odkrywa. :)
Bociany
Pamiętam dzień, kiedy o 6 rano wyszłam na ogród tylko po to, by zlizywać rosę z gałązek. Cudowne uczucie. Nigdy nie zapomnę tego smaku. Każdy poranek zawsze miał swoją magię, budził do życia mój mały delikatny świat. Kiedy znikałam w ogrodzie, odradzał się mój magiczny, tajemniczy nie rozumiany przez otoczenie światopogląd. Wędrówki pośród ogrodowych krzewów, spijanie perełek rosy i bose wojaże po trawie były moim domem, uwolnieniem duszy z ciała i wolną dziką wędrówką ku prawdzie, którą nosiłam w sobie. Wtedy moje małe serce biło mocniej, żywiej, silniej jakbym przeżywała coś cudownego, pełnego ekscytacji, czegoś co doświadczam pierwszy raz w życiu. Wtedy dostrzegłam z bardzo daleka bociany, które leciały w moim kierunku. Pomyślisz, cóż to szczególnego? Dla mnie to była najbardziej magiczna, jak na tamten moment, chwila mojego krótkiego życia. Zamurowana wpatrywałam się w te cudne istoty i nie mogłam ruszyć się z miejsca. Połyskiwały jak najczystsze srebro. Migotały jak moje kryształki rosy, były tak rozświetlone i przyciągające, że nie mogłam przestać na nie patrzeć. Wyglądały jak w bajkach — migoczące drobinkami srebra, które w porannych promieniach wschodzącego słońca były tak zjawiskowe, że nie znajduję słów by to opisać. Nigdy nie zapomnę tego pełnego magii momentu.
Dziś już wiem, że były wtedy odpowiedzią na moje pytania. Czy w bajkach mogła być prawda? Jak myślisz …?
Pamięć
Często zadawałam sobie pytania, na które nikt nie mógł udzielić mi odpowiedzi. Toczyłam wewnętrzną batalię, bo czułam jedno, widziałam drugie, a robiłam trzecie. Tak uczono nas od małego, że zwyczajnie pewne rzeczy już takie muszą być i nigdy nie podlegało to dyskusji. Miałam różne koleżanki i kolegów i oni także zadawali wiele pytań, które były lekceważone i pozostawiane gdzieś w przestrzeni. Nie mogłam pojąć dlaczego pamietam dokładnie doznania fizyczne, a emocjonalne i psychiczne zostały jakby zepchniete w kąt. Mogłam tysiące razy odtwarzać obrazy, ale uczuć z nim związanych nie potrafiłam poczuć ponownie. Jakby ktoś lub coś zmroził we mnie pewne obszary.
W miarę dorastania te uwarunkowania i programy zaczęły wpływać na moje postrzeganie siebie w przestrzeni. Z każdym dniem silniej zaczynałam odczuwać ciężkość bytu ciała na Ziemi. Nie mogłam pojąć choć bardzo chciałam, dlaczego mam wrażenie, że wszystko czego się mnie uczy jest niezgodne ze mną, z tym co odczuwam w moim wnętrzu. Z czasem zapomniałam o byciu dzieckiem i zaczęłam żyć tak jak mi kazano. Umysł przejął kontrolę nad sercem.
Programy
Mój dziecięcy potencjał i piękna bezwarunkowa miłość powoli gasły i nawet nie wiem kiedy to się stało, ale w końcu zupełnie przestałam kierować się sercem. Od małego uczy się nas byśmy kogoś słuchali, byli cicho i nie przeszkadzali. Uczyliśmy się siedzieć godzinami w ławkach i nie mogliśmy marudzić, zadawać niewygodnych pytań, a co gorsza mieć odmienne zdanie czyli nie zgadzać się z kimś, cudzym poglądem. Przedstawiano nam nauki, których nie rozumieliśmy, których tak naprawdę wcale nie chcieliśmy rozumieć, bo one nawet nas nie interesowały. Zmuszani byliśmy wpasowywać się w ramy mimo braku chęci i woli. Nauczono nas bycia grzecznym i posłusznym. Mój indywidualizm jednak nie pozwolił mi tak do końca zasnąć, bo w głębi duszy nadal żyłam w niezgodzie, niezrozumieniu wobec sytuacji. Nie mogłam godzić się z niesprawiedliwością, cierpieniem, brakiem i podziałami, w które nas wpędzano. Nie mogłam nigdy pogodzić się z poczuciem bezsilności, które nosiłam w sobie.
Jak się okazuje dzisiaj, to była tylko cisza przed burzą. Egzekucja energetyczna. Wtedy jeszcze nie wiedziałam dokąd mnie to zaprowadzi. Ufałam jednak i każdego dnia żyłam nadzieją.
Czy to pozwoliło mi przetrwać?
Ptak
Z każdym dniem moja młodzieńcza świadomość dojrzewała, a z nią ja, nie ta którą można zobaczyć fizycznie, a ta prawdziwa ukryta w tym ciele — czyli ja, dusza. Każdego dnia coraz mocniej uwierały mnie zasady, wymagania, nakazy, zakazy, wzory i cudze widzenie świata, które nigdy nie było moim światopoglądem. Najciekawsze było to, że im mniej mogłam być sobą tym silniej tego pragnęłam i poszukiwałam sposobu, by znowu móc być tą dziewczynką. Nie chciałam nigdy pasować do ramy, być posłuszną tylko dlatego, że każdy jest posłuszny. Nie obchodziło mnie to. Moje szkolne prace nijak miały się do wizji moich nauczycieli.. Wzory matematyczne, fizyczne i chemiczne były dla mnie totalnym marnotrawstwem mojego jakże cennego młodzieńczego czasu. W ten oto sposób wykręcając się z ucisku systemu, zaczęłam pisać o wolności zrozumieniu wszechobecnego ja w świecie. I nie piszę tu o tym, że wyżej wymienione nauki są niepotrzebne, to ja ich nie potrzebowałam do mojego szczęścia, ale o to też mnie nikt nie pytał. Już wtedy jako kilkunastoletnia dziewczyna zaczęłam usilnie marzyć o wolności, o byciu ptakiem. Czy dziś wiesz czym jest wolność? Jak dziś we współczesnym świecie określane jest pojęcie wolności?
„WOLNOŚĆ — brak przymusu, możliwość działania zgodnie z własną wolą. Sytuacja, w której można dokonywać wyborów spośród wszystkich dostępnych opcji.”
Grubo nie zgadzało mi się tak wiele rzeczy. Dlaczego nakazywano mi siedzieć cicho w ławce szkolnej skoro jako kilkuletnie dziecko miałam tak silną potrzebę przebywania z naturą i korzystania w pełni z jej dobrodziejstw? Dlaczego musiałam oddać wiele godzin, cudownych godzin mojego dzieciństwa tylko po to by mieć ładne oceny i zachwycać innych, a nie samą siebie? Dlaczego musiałam uczyć się tak wielu niepraktycznych rzeczy, których dzisiaj wcale nie używam? Kto zwróci mi mój cenny czas z tamtego okresu dzieciństwa? To tylko garstka pytań…
Wszyscy pragniemy wolności, głośno o niej mówimy, czytamy książki, poradniki, słuchamy muzyki o wolności, a czy na pewno rozumiemy jej definicję względem życia?
Bałagan
„Świadomy człowiek wie, że nie może się targować. Wie, że świat nigdy nie powróci.”
W moim młodzieńczym życiu małymi kroczkami następował przewrót. Dziś jako dorosła kobieta to wiem, jednakże wtedy czułam totalne zagubienie, nie zrozumienie procesu, i niechęć, która z biegiem dni potęgowała w siłę. Moje postrzeganie, które naznaczało mnie w społeczeństwie jako inną, dziwną, a wręcz nijaką powodowało, że coraz bardziej uciekałam w pisanie i czytanie, które w pełni rezonowało ze mną. To wtedy nauczyłam się doceniać samotność i ciszę, bo właśnie wtedy mogłam tworzyć najpiękniejsze marzenia i obrazy. Jednocześnie czułam także, że świat nie pozwoli mi odejść tak łatwo oraz żyć jak chcę i już wtedy wiedziałam jak wiele nauki i pracy jest przede mną. Prawdą jest i dziś zgadzam się z tym w pełni, że aby móc mówić „jestem wolny” trzeba być, stać się wolnością. Bardzo często robiłam jedno, a myślałam drugie… Wyobraź sobie, że już kilkunastoletnia dziewczyna wie jak instynktownie poradzić sobie w sytuacji z pozoru nie do zniesienia. Tak, bo odłączenie od siebie jest nie do zniesienia… To uświadomiło mi, jaki we mnie drzemie potencjał. Jak bardzo dobrze potrafię się zaadaptować do sytuacji. To jednak nie sprawiało mi frajdy. Zdecydowałam, właśnie wtedy, że nigdy nie będę pasować. Już wtedy, choć kompletnie tego nie rozumiałam, lawirowałam po wszechświecie w kilku miejscach jednocześnie. To mnie uratowało.
Wewnętrzny bunt
„Przytłoczona płaczem, leżąc na ziemi, zaciskam w pięści piasek i nawet on tak bardzo pachnie. Mijają mnie ludzie, tacy zajęci, tacy niewidzialni, tacy zagłębieni w sobie. Tylko gołąb bez nogi stoi bezwiednie i patrzy prosto na mnie … Nasze oczy takie zamglone, takie puste. Zaczęłam krzyczeć, poczułam kilka pośpiesznych spojrzeń, kilka twarzy przystanęło popatrzeć, a gołąb zrobił dwa kroki do mnie. Nie mogąc stać usiadłam obojętnie, grzebiąc w piasku, narysowałam historię. Muzykę tej chwili. Nabazgrane kilka nut. Nic wartościowego. Gołąbek znów podszedł bliżej. Zamyślona, skupiłam się na sobie. Zapomniałam zupełnie o tych zaciekawionych oczkach. Gdy skończyłam on siedział na mojej nodze i zaczął gruchać tę melodię — to była prawdziwa muzyka, muzyka najcieplejszych uczuć, miłości i dobra. On nie chciał ode mnie nic, zuważył jednak w głuchym tłumie i choć sam nie miał nic, dał mi wtedy najcieplejszą chwilę — ocucił mnie ponownie.” — Nadadi
Pisanie sprawiało mi niesamowitą frajdę. To właśnie na papierze poznawałam siebie. To właśnie natura, cisza i samotność pozwoliły, by w moim sercu otworzył sie realny bunt. Jakaś wewnętrzna niezgoda. Ten bunt okazał się drogą ku zbawieniu. Okres młodzieńczych lat, kiedy najsilniej potrzebowałam nazywania wyrażania tego co czułam, stał się drogą wstępu do doświadczeń i nabywania wiedzy, jako dusza żyjąca w ciele tu na Ziemi. Wtedy, w tym właśnie momencie dotarło do mnie jak życie wedle cudzych zasad i przekonań kradnie moją tożsamość i ma się nijak do pojęcia wolności, którą wyznawałam. To właśnie wtedy poznałam smak totalnego oddzielenia duszy od ciała. Zdawałam sobie jednocześnie sprawę z tego, że taki nie może być świat, że moje życie i ogólnie życie na ziemi to nie tylko pić, jeść, uczyć się, pracować i spać, a za kilkadziesiąt lat odejść będąc mniej lub bardziej szczęśliwym lub wcale. Skoro natura jest wieczna i stale jest w procesie odnowy to tym bardziej ja jako człowiek mogę być kim chcę, żyć jak chcę, będąc w pełni własnej osoby. Nie mogłam zgodzić się na śmiertelność, nie rezonowała ze mną bezsensowna praca za marne pieniądze, trudne życie pośród cierpienia, a na końcu śmierć. Nigdy nie mogłabym się na to zgodzić.
Dlaczego więc cały świat był zupełnie inny od tego, który widziałam moimi oczami?
Fantazja
„Ludzie to nie postacie fantasy, lecz konkretne postacie baśniowe. Nie pochodzą z zewnątrz, lecz z wewnątrz. Są pajęczyną rozpustnych pajaków … Nie są cieniami na ścianie jaskini, lecz koloniami komórek namacalnej prawdziwości.”
Pierwsze co musiałam sobie uświadomić i urzeczywistnić to życie wedle swoich prywatnych wewnętrznych upodobań. Jako młoda dorastająca osoba, a właściwie kobieta, zauważyłam, że przyciągam do siebie konkretny rodzaj ludzi oraz zdarzenia. Moje życie, jak wtedy mi się wydawało, było trudne i skomplikowane. Dziś jednak wiem, że to co mnie spotykało, było niezbędne do mojego rozwoju duchowego oraz budowania wiary we własne możliwości. Jeszcze wtedy nie rozumiałam, że to największa szkoła mojego życia i studiowania krok po kroku zagadnienia „kocham siebie”. Wielokrotnie grzęzłam w ruchomych piaskach obarczając za to winą cały świat tylko nie siebie. Wtedy byłam pewna, że mam ogromnego pecha, że jestem urodzona pod zgasłą gwiazdą. Trzaskałam głową w mur i z całych sił próbowałam udowodnić wszystkim w koło, że daję rade, że jestem jednak taka fajna, że moje życie to bajka. Pamiętałam o wszystkim i wszystkich, ale nie o sobie. Zawsze od małego dogadzałam całemu światu, otoczenie miało mnie za taką ładną, zabawną małpkę. Tak to odbierałam.
Jakie przykre było to, gdy zrozumiałam, że te próby komikowania były moim jedynym wołaniem w stronę otoczenia, próbą wykrzyczenia, że coś tu się nie zgadza, że ja się na to nie zgadzam, że tak naprawdę nie mam ochoty spełniać aspiracji tego potrzaskanego świata.
Wtedy uratowała mnie wyobraźnia. Tworzenie rzeczywistości swoimi oczami, co zawsze wywoływało we mnie poczucie — poczucie pewności, że jednak nie wszystko stracone.
Biblioteka
Zawsze kochałam czytać książki. Literatura, którą się interesowałam zawsze dotyczyła obyczajów i życia innych ludzi. Czytając tego typu lektury w niesamowicie dokładny sposób wcielałam się w położenie bohaterów i niejako fizycznie przeżywałam to, co bohaterowie tych książek. Moja fascynacja i chęć poznania dokąd zmierzamy i że musi być coś wiecej przerodziła się w hobby pisania własnych tekstów. Pisałam różne opowiadania, tworzyłam obrazy i śpiewałam każdego dnia różne piękne piosenki. Z małej zagubionej dziewczynki, która zeszła na ten świat po coś więcej, stawałam się wysoce wyczulonym na cudze emocje, myśli i zachowania empatą. Nie mogę powiedzieć, że to było w zupełności dobre. Często znajdowałam się w miejscach, gdzie widząc niesprawiedliwość i ludzkie cierpienie, wchłaniałam te energie w siebie zupełnie, co w rezultacie sprawiło iż zaczęłam chorować. Zraniona była moja dusza i jedynie książki były odzwierciedleniem tego jak rozumiem świat i w jaki sposób można go uratować. Wielokrotnie, niemalże każdego dnia byłam bohaterką, która w realnym życiu czuła, że nic nie może zmienić, naprawić czy odczarować. Dorosłam w poczuciu bezradności. W oczach ludzi widziałam to samo, bezsilność była wszędzie. Uciekałam więc w bibliotekę, bo tam znajdowałam upragniony spokój i błogą ciszę. Ukrywałam się wtedy między regałami i zatapiałam swoje wielkie młode oczy w literach ukochanych książek.
„Człowiek wie, że opuści wszystko co istnieje i wyjedzie donikąd. Kiedy dotrze na miejsce, nie bedzie mógł nawet snić o powrocie. Wybierze się do krainy, w której nie istnieje nawet sen.”
W bibliotece byłam wszechobecną niezniszczalną jak wtedy jeszcze nie wiedziałam -cząstką boskości. Nosiłam ją w sercu gorącym jak lawa, które jeszcze wtedy nie mogło się przebić przez skalne ściany umysłu…
Wina
W dorosłość wdarłam się z mega przytupem. Wyważyłam drzwi każdego rodzaju zniewolenia i z ogromną chęcią oraz pewnością zaczęłam uprawiać dorosłe życie. Jak się potem okazało z wielką siłą przysiadłam na tyłku i zrozumiałam, że nie tak łatwo jest być wolnym. Nie mogłam zrozumieć. Moje teksty były pełne melancholii i ucieczki od porażającej rzeczywistości. Nie chciałam być jak wszyscy, to nie było zgodne z moimi wewnętrznymi przekonaniami… Szukałam przyczyny, jakiegoś bodźca ku zrozumieniu, który podałby mi ten klucz, którym mogłabym otworzyć drzwi, które zawsze miałam przed oczami. Tak pamiętam dokładnie, stare metalowo drewniane wielkie drzwi do jakiegoś cudownego zielonego ogrodu. Nigdy nie mogłam ich otworzyć. Czułam jedynie woń różnorodności roślin i kwiatów, które skrywał przede mną. Słyszałam symfonię śpiewu ptaków i podziwiałam te ogromne wypełnione spokojem i pewnością drzewa, które sięgały poza mój wzrok wysoko ponad niebo… Ten obraz wyciszał mnie od środka, tak jakby był po to bym mogła doładować baterie i próbować jeszcze raz od nowa, po czym wracałam do rzeczywistości i każdego dnia silniej i z większą potęgą odczuwałam jaki jest świat, kim jesteśmy my ludzie. Za wszystko co spotykało innych i co oni robili, czułam ogromną odpowiedzialność i odbierałam to jako moją prywatną porażkę. Tak, za wszystko czułam się winna, za to co zrobiłam i za to co nie pochodziło ode mnie. Jak się okazało potem, nie mogłam być, nie potrafiłam być inna.
Pustka
Choć miałam dosłownie wszystko, jak na tamte czasy mogłabym śmiało powiedzieć, że u stóp miałam cały świat to jednak gdzieś w głębi doszukiwałam się jakiegoś wewnętrzego oczyszczenia, zrozumienia procesu życia, które toczyło się na Ziemi. Różnice międzyludzkie, różnorodność ich osobistych przeżyć i możliwości oraz umiejętności, a raczej nieudolne próby rozwiązywania problemów wywoływały we mnie coraz to większe frustracje i wewnętrzny konflikt, bo im bardziej przyglądałam się innym tym bardziej stawałam się podobna do nich. Targały mną wtedy emocje, gdzie w tym wszystkim jestem ja, o ile coś ze mnie było jeszcze we mnie. Moje próby kochania innych i oddawania im wszystkiego co miałam, zawsze spełzały na niczym i nigdy nie mogłam w tym całym emocjonalnym bałaganie zrozumieć dlaczego jestem tak traktowana. Zatrzymałam się w miejscu, bo choć już wtedy byłam kobietą i także żoną i matką to jednak czułam ogromny wewnętrzny krzyk niezgody na to wszystko, na ten cały jak już dziś wiem bolesny proces mojego jeszcze wtedy nieświadomego wzrostu duchowego. Gdy siadałam nad kartką papieru i zagłębiałam się w sobie wewnętrznie, wtedy totalnie zapominałam o świecie. Właśnie wtedy nie czułam ograniczeń. Byłam wolna…, niezniszczalna i wszechobecna. Byłam ptakiem. Odradzałam się jak Feniks z popiołów. Co za uczucie… W momencie, gdy robiłam coś co kocham, odczuwałam to czego ciągle było mi brak w realu. Odczuwałam, że nie jestem w żaden sposób niczym ograniczona. Czułam nieziemskie moce, wyszukiwałam nowe możliwości. Byłam doskonała. Jedyna w swoim rodzaju. Byłam w pełni. Znikała dręcząca mnie pustka. Co za stan …
Strata
Kiedy przestałam zupełnie słuchać swojego wewnętrznego głosu to w moim życiu zaczęły dziać się różne przedziwne rzeczy i sytuacje, które jeszcze bardziej utwierdziły mnie w przekonaniu jak bezsilna jestem. Doprowadzało mnie to do szału. W rezultacie utraciłam zupełnie równowagę emocjonalną i fizyczną co tak naprawdę jest podstawą egzystencji każdej żyjącej isoty tu na Ziemi. Niestety rezultat był taki, iż moje ciało przestało zupełnie współgrać ze mną. Objawom nie było końca. Moje życie stało się ciągłą walką i cierpieniem. Brnęłam w to dalej, bo właśnie sama nie wiedziałam co było przyczyną ogromu wszystkich moich problemów. Z czasem im bardziej walczyłam, tym więcej traciłam, z siebie. Właśnie wtedy zaczęłam bardzo powoli otwierać oczy i moje pisanie już nie było tylko ucieczką od rzeczywistości, ale przedewszystkim moim największym życiowym darem. Kochałam wszystko co związane z pisniem. Kochałam czytać. Kochałam także śpiew i taniec. Otrzymałam od życia kilka bardzo cennych lekcji i w momencie kiedy po trochu traciłam wszystko co było dla mnie cenne, wtedy właśnie nauczyłam się doceniać prostotę oraz doceniać to co mam i z pozoru niczego wyciągać jak najwięcej tylko mogłam. Powolutku zaczęłam rozumieć, że nie muszę nic na pokaz, że właściwie co mi da ciekawe spojrzenie jakiś obcych dla mnie osób, lub podziw ludzi, którzy żywią do mnie niekoniecznie szczere i dobre uczucia. W życiu musiałam zrozumieć pojęcie straty. Traciłam wszystko, ukochanych ludzi, domy, marzenia, cele, zdrowie, a co najważniesze traciłam siebie … Na szczęście byli przy mnie ludzie, którzy jak dziś wiem mieli pozostać do dzisiaj, bo nasza droga była, jest i ma być wspólna. Tylko czasem zastanawia mnie kim byłabym dzisiaj, gdyby nie poczucie straty, bólu, żalu i nienawiści — którą tak naprawdę najbardziej raniłam siebie…
Czy znasz to uczucie?
Jakie żywisz uczucia teraz?
Osobowość
„Umysł — termin ogólny oznaczający ogół aktywności mózgu ludzkiego, przede wszystkim takich, których posiadania człowiek jest świadomy: spotrzeganie, myślenie, zapamiętywanie, odczuwanie emocji, uczenie się, czy regulowanie uwagi. Wyrażenie bliskoznaczne do psychiki, świadomość, wyrażenie kooperujące: osobowość.”
Nie było mocnych, pewnego dnia po prostu musiałam zatrzymać się zupełnie i w bezczynności i komplenej ciszy zmuszona byłam do zadawania samej sobie pytań w przestrzeń oraz wsłuchiwanie się w odpowiedzi, które słyszałam w swoim wnętrzu. To nie było proste, bo w tym całym zgiełku mojego życia, w tym totalnym chaosie, a wtedy to już był totalny chaos, nagle więc musiałam wyciszyć się całkowicie. I wtedy właśnie zaczął się przewrót. Nie nie, to był mój osobisty przewrót, drastyczna wewnętrzna wojna, która dopiero w momencie, gdy ja ucichłam, mogła w końcu zostać przeze mnie wysłuchana. Cóż to była za wojna! Nie znam silniejszych emocji … Przed oczami przeleciało mi całe moje dotychczasowe życie. Nagle z osoby bardzo silnej i zaradnej znowu stałam się tamtą bezbronną małą dziewczynką. Co najbardziej mnie zaskoczyło to to, że czas przestał uciekać mi jak wcześniej, a stał się niejako moim przyjacielem, nauczcielem życia. Nagle miałam bardzo wiele czasu. Cisza w koło mnie odbijała od siebie moje myśli, które jak bumerang powracały znowu do mojego wnętrza. Wszystko co chciałam wysłać w przestrzeń, oddać z siebie, wracało z „hukiem” do mnie. Widziałam obrazy, które tym razem przestały być tylko obrazami, a zaczęły wibrować, tworzyć film klatka po klatce, a ja stałam się ich odbiorcą jak w kinie. Przypominajki nie dawały spokoju, sytuacje z przeszłości powracały i nakazywały, bym to wszystko przeżywała tysiące razy. Musiałam tam wrócić. Musiałam to zobaczyć i zrozumieć. Mój ból, moje niezrozumienie miały podłoże w przeszłości. To tam był klucz do prawdy, która w niedalekiej przyszłości miała mnie obudzić i wyzwolić. Poddałam się temu procesowi, bo chyba właściwie nie miałam wyjścia.
Przebudzenie
Moje życie wypełniała nienawiść. Najpierw oczywiście do całego świata. Świat był winny za moje wszelkie niepowodzenia i trudności. W tej całej nienawiści byłam tak zacietrzewiona, że właściwie zupełnie przestałam brać odpowiedzialność za swoje uczucia, czyny, a życie tak naprawdę przestało być moje. Zostałam kompletnie odłączona. Od czego spytasz?… — od siebie. Kiedy nienawiść do świata przestała przynosić ulgę, to zaczęłam nienawidzić każdego, kto zrobił mi coś złego i to wbrew pozorom nie zawsze były poważne sprawy. Potem nienawidziłam swojego życia, dosłownie wrogiem byli bliscy, mój dom, finanse, aż w końcu i to było w tym procesie niskich wibracji najgorsze — znienawidziłam siebie, a kiedy znienawidziłam siebie to zupełnie zawalił się mój świat. Nagle pewnego dnia przestałam interesować się swoimi sprawami, straciłam smak na życie, przestałam zupełnie odczuwać chęci i radość. Stałam się „rośliną”. Nawet nie wiem, w którym momencie przegięłam. Kiedy tak bardzo zabrnęłam w ślepy zaułek, że nawet nie wyczułam, że jestem już praktycznie na dnie. Na dnie samej siebie. Wyczerpałam limity. Tonęłam i czułam, że życie mnie „dusi”. Kilka miesięcy zajęło mi zrozumienie faktu jak wiele rzeczy muszę teraz odbudować. Żebyś mógł/mogła to dokładnie zrozumieć, nie chodziło o mnie w opinii świata ani o ludzkie zapatrywania czy osądy na mój temat, ale o moją prywatną wewnętrzną istotę, która żyła przeciwko sobie.
„Duchowe przebudzenie to moment, w którym doświadczasz nie umysłem, a przez odbiór intuicyjny i z czucia, że nie jesteś swoim umysłem. To jest to doświadczenie, w którym odkrywasz, że nie jesteś osobowością tworzącą swoje myśli.”
Status