Fraszka antyklerykalna
Zakład Pascala mówi,
że wiara się nam opłaca,
nic ponoć nie tracimy,
ale zapełnia się — taca!
Cynik Diogenes zwinął interes
Ze spermy ofermy
Wyrósł
Bardzo ludzki
Człowiek
Tylko Pandora nie będzie chora
Cywilizacja spacja cywilizacja
Mitologia religia mitologia
Magia nauka coś czego się szuka
Krach życie piach
Ikar założył strój kąpielowy
Syzyf umieścił głaz na szczycie góry
Ariadnie kłębek przyszedł do głowy
Atlas już ledwo pręży muskuły
Amore nonsensore
Wieczorkiem mam schadzkę z amorkiem.
Mam ochotę się tulić i pieścić,
Ale samotnym zawsze wieczorkiem.
I mnie się to w głowie — nie mieści.
Żeby chociaż amorek
Zjawił się — w podwieczorek!
Nic z tego, miłosna złuda
Kolejny raz się… Nic uda!
Odbyt Boga
Bóg ma w odbycie niebyt
Jak anulowałeś III wojnę światową
to ja jak bomba
z opóźnionym zapłonem
ale to saper zakłóca
mój niepokój
Garoty
pismo jak bezradne opatula słowem
utykając ściegiem w kwiecie tuberozy
żeby nie kłaść kwiatu i poety trupem
ale także kuli nie zatrzymać w ruchu
wiesz że dla dozorców tyle to jest warte
co dwie krople potu i krwi niżej wargi
stwierdzić też niełatwo czemu igła w gardle
czyimś tak szczebiocze aż szczęka opadnie
PTSŻ. ONB
Puściłem tyłek sensu życia. Orgazmu nie było
Wchłania mnie to metro. Codziennie
wchodzę do niego jak w jelito węża;
całkiem samowolnie na wzór mi podobnych
szkodliwych gryzoni. I nie żebym myślał,
że człowieka od szczura mogą różnić tylko
malunki aniołów, sztuczne teogonie,
czy słowa kreślone na (toaletowym?)
nietrwałym papierze. Zresztą, o czym ja piszę?
Wiersze? Zbędna philosophia pauperum. Pełna tanich
wzruszeń i rzekomych cudów.
Nie przeproszę także za to, że nie żyję
jak asceta albo hedonista, ale
wślizguję się we wnękę. Przecież
od zawsze byłem tylko czarnym
baranem w wilczej skórze bez żadnych
perspektyw na brak śmierci oraz ze
szczurzą wiarą i twarzą, chociaż
czasem widziałem mistycznego diabła
po spłukaniu klozetu, kiedy urzekana
woda przestała się pienić, ale chyba częściej
widzieli go we mnie i na mnie postronni.
O czym już zresztą pisałem w wersie
szesnastym, pisząc swoją philosophię
pauperum w zatłoczonym, ciasnym i dusznym
metrze, które hamuje na moim przystanku.
Tytuł wymyśliłem w trakcie, a cały ten utwór
zostawię z biletem co atrakcyjniejszej wchodzącej
kobiecie. Niech poda go dalej. Tym, dla których jestem
jak robot. Robotnik. Nikt. Ocierający się złodziej
powietrza, który wysiada z metra jak z żywota i czuje ich
ulgę.
Przebiśmieć
zapuść się w miasto zabłądź
potraktuj jak wielki organizm
w którym każdy wieżowiec
oddycha wielopiętrowo
skażonym wiatrem
wmieszaj się w tłumy —
ich wartkie nurty porwą każdego
nie ma co liczyć na cień logiki
w szybkim obiegu erytrocytów
przy końcu zajrzyj w ślepe zaułki
stosy odpadów lub pod latarnie
przebadaj stopą dno
zanim się zechcesz unieść
Zdrój, akwarela
ten wiersz chce być zdrojem lub żywą fontanną
ukrytą w półcieniu czy wrośniętą w pejzaż
w której płynie woda dobra choć nie święta
ten wiersz chce być wierszem więc chyba poezją
a poezja wodą jak świątynią świecką
można o niej myśleć nudna nie za wdzięczna
koi złych czy dobrych ludzi i zwierzęta
gnieździć chcą się przy niej traszki salamandry
schronienie znajdywać najlichszy narybek