Wstęp
Drogi Czytelniku, Droga Czytelniczko,
Lektura tego krótkiego wstępu i zbioru moich wierszy, w którego świat ten wstęp Cię wprowadza, świadczy, o tym, że chcesz poznawać słowo. Interesuje Cię jego inna odsłona, jego siła wydobywania i przeistaczania życia, człowieka i świata. To właśnie słowo spaja etapy ludzkiej egzystencji w znak gorejący na dnie naszych nieśmiertelnych dusz; zbiera rozrzucone w powietrzu i w duszy emocje.
Pisałam te wiersze umysłem i duchem, by to, co jest — bardziej było, a to, co mija, nie kończyło się w nicości. Pisałam je także z przekonania, że rzeczywistość wymyka się zmysłom, ale też jednocześnie poddaje się ich kreacji.
W tym zbiorze zamknięte są również podziękowania dla mojego drogiego kuzyna Andrzeja, który zainteresował się istnieniem mych wierszy. Dla Pani Grażyny, dzięki której nabrały oddechu i zaczęły żyć. Dla Pana Tomka, który zechciał ozdobić je swymi pięknymi, intrygującymi fotografiami. Niech te osoby będą obecne w tle każdej ze stron.
Czytelniku, Czytelniczko! Miło, że zechciałeś, zechciałaś zwrócić uwagę na twórczość kogoś Ci jeszcze nieznanego. Mam nadzieje, że z korzyścią dla samego, samej siebie, bo w ten sposób włączasz się w swoistą pełnię doznawania i postrzegania życia. Toczy się ono, wszakże w interesującym, aczkolwiek trudnym świecie.
Pozdrawiam i życzę Ci wielu wrażeń i przemyśleń,
Liliana
PROLOG
Śmiertelność
Umierać można na różne sposoby…
każdą najdrobniejszą cząstką istnienia
utratą włosa
otarciem naskórka
odejściem kochanej postaci
w nieodgadłą mgłę
zastyganiem kropli krwi
matowieniem łzy
Umieranie jest w tęsknocie
za czymś czego nie ma
w przeoczeniu tego co jest
Umieranie jest w braku miłości
w braku nadziei i wiary
w braku akceptacji
w odwróceniu…
Śmierć
to zniszczalność ciała
nieobecność ducha
to zamknięte oczy
Wewnętrzne zegary
Zegar we mnie
straszy mnie starością
Uciekam za przesłonę światła
cień spływa po szybach nicością
a we mnie łzy utraty
szorstkie jak ziarna piasku
Uciekam w żar krwi
który
spopiela mnie na bezdrożach
Przechodzę kolejne etapy życia
odwrócona tyłem do jutra
wpatrzona w wyblakłe obrazy
Przemierzone drogi jak bezdroża
nie widzę co przede mną
cień pochłania światło
by je ukryć w mrokach przeznaczenia
Puste ramy
W ramach obrazu
płynne złoto tamtych dni:
złoto słońca
piasku na plaży
soku z pomarańczy
Płynne złoto
pulsuje
drga
przybiera kształty
wyzłaca postacie
płonie
I nagle zamykam oczy…
Bezczas
Jest czasu nieodczuwaniem
o czasie niemyśleniem
jest wielkim błękitem nieba
który czasu nie zna
jest przestrzenią dla wniebowziętych dusz
wszechogarniającą wielką ciszą
CZTERY PORY ROKU
Wczesna jesień
Światło wiruje wokół nas
noc zapala pochodnie
niebo całuje czasem ziemi ślad
W pasażach mej pamięci
wrzeciona czasu przędą losu nici
tkając miedziane pajęczyny
Jesień brzmi akordami z naszych głębin
nuci muzykę dotąd niewybrzmiałych nut
podchodzi od tyłu powoli
szmerem kocich kroków
Jesień
Jesień jest mową życia
Jej puentą listopad
Jesień
jest wchodzeniem
w odchodzenie
zakończeniem
pozornością tego
co wydawało się stałe
Jesień
jest pożegnaniem
z przestronnością pragnień
jest końcem zapomnieniem
i utratą
Bywa też jednak cichym echem ocalenia
I światłem w mglistych opłotkach
Późna jesień
Późna jesień
tai zapach liści
zanurza je
w błocie rozkładu
jej zasnute mgłą źrenice
widzą świat otulony
spopielałymi kosmykami
Późna jesień
niesie unicestwienie
tego co radosne i piękne
późna jesień to
przemijanie
Późna jesień to
umieranie
doczesnych ciał
w całunie materii
Zima
Szkielet lasu
piękno umierania
kres światów przywołuje z daleka
modlitwą osłupiały
śniegu płatki przyjmuje jak opłatek biały
A nad nim mroźna noc
szafirowym szalem
otula drżące drzew ramiona
To teatr zimy
Na scenie
nikłe nadzieje na przetrwanie
kolory rozpaczy i lęku
bezgwiezdna czerń
Kurtyna opada w diamentów i kryształów kaskadach
Nad lasem dzień surowy
wychyla się srebrem i zlotem
z mroków nocy
szkielety drzew na wietrze
niczym harfy drżą pieśnią tajemną
wiecznie zielonymi nutami
zaklinają cud
CZTERY STRONY MOJEGO ŚWIATA