Jestem zapewne pierwszym, choć nie całkiem dobrowolnym, czytelnikiem "Patchworku". Jeszcze w jego komputerowym "rękopisie". Jako mąż autorki pomagałem jej bowiem w nieustannych potyczkach z zawieszającym się komputerem. Dla mnie ta książka różni się zasadniczo od poprzednich powieści, choć w "Patchworku" pojawia się wiele postaci występujących na kartach "Wschodów i zachodów". Ale na pewno nie jest to już literatura zwana "kobiecą", czyli pisana przez kobietę dla kobiet. W "Patchworku" wykorzystane zostały raczej doświadczenia zawodowe autorki, czyli problematyka psychologii, pedagogiki i socjologii rodziny. Oczywiście w wersji jak najbardziej sfabularyzowanej. "Patchwork" to historia, jakich wiele i jakich coraz więcej. Opis dziejów tzw. trudnego chłopaka (ucieczki z domu, problemy szkolne, kontakty ze środowiskiem przestępczym, narkomania itd.), który staje dodatkowo wobec problemu odnalezienia i ustalenia swojej biologicznej tożsamości. Ma dwie rodziny - rodzinę matki i rodzinę ojca - i musi, podobnie jak miliony współczesnych dzieci z "patchworkowych" rodzin - znaleźć w nich i poza nimi własne miejsce. I dodatkowo - "miejsce" dla swojego wybitnego muzycznego talentu. Ponieważ ja znam realnego bohatera opisanej historii, wiedziałem, jakie będzie jej zakończenie. Ale dla innych czytelników może stanowić zaskoczenie. Nie ma tu jednoznacznego happy end. Jest pozorny. Istnieje bowiem część druga powieści, a tam już całkiem dorosły bohater nadal będzie musiał poskładać poszczególne części swojego pokawałkowanego życiorysu w miarę spójną całość.