E-book
22.05
drukowana A5
29.06
Państwo ludzkie

Bezpłatny fragment - Państwo ludzkie


4.2
Objętość:
66 str.
ISBN:
978-83-8245-219-8
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 29.06

Prawdziwa wiara

wierzę w przyszłość —

na pohybel życiu!


Przysięgam wierność

koniczynie!


(Wykoleicie się,

ale ja nie rozkręcę szyn)

Taki bój

Codziennie po tych samych schodach.

Tą samą drogą.

Do góry. W dół.

Przed dom.

Czasem zjem poziomkę.

Rozdepczę ślimaka mimowolnie.

Codzienna monotonia.

Cykliczny życia cud.

Walka we mnie.

O niepokój.

Na zewnątrz walka o harmonię.

Milczenie

Krzyk dzwonów zamęczonych na śmierć

karmi psy, które wciąż szczekają

w psychofizycznej obojętności.


Słowo jest kłamstwem pierwszym,

bowiem bezkarnie skradło ciszę,

przechadzającą się po świętym

ogrodzie.


Każdy symbol to zło.

Grzech obraca w palcach piękną

formę, która nie percypuje swej

brzydoty.


Słowo jest jak tratwa pływająca

po niezmierzonym oceanie.

Chwytają się jej naiwni,

byleby nie utonąć w milczeniu.

Nastał

czas życia manifestującego

zachwyt nad zacietrzewieniem.


Czas ludzki jest czasem pogardy.


Nonszalancja i patetyczny uśmiech

zostały z odrazą przyjęte

za obowiązujące normy.


Miłować = dotykać


Dotknięty do żywego

przeklina kochającego.


Nie widzę.

Nienawidzę.

Nie widzę — nienawidzę

nasi przodkowie mieli w sobie dużo schludności,

zostawiając w języku bagaż mądrościowych

doświadczeń. Bezpretensjonalna i godna

podziwu etymologia.


Dobro zmierza przez ciemność.

Nie zna swej istoty. Odkrywa się

w nim <inny>.

Mroczny, niepoznany, jednak tajemniczy.


Nie widzę — nienawidzę.


Nie odchodź, w piecu ciasto.

Mam ci tyle do powiedzenia.

Być może nie będą to dobre nowiny,

lecz zobacz — widzę ciebie

na skraju ludzkiej udręki.


Wolność jest tylko sztuką cierpienia.

Dziś

płakałem, bo dałem życie,

któremu drogi wskazać nie mogę,

któremu pomóc nie zdołam.

Umrze.

W świecie rozpusty i martwej kaligrafii.

Kalkulacji, by przetrwać i jak?


Dziś płakałem, bo jestem winny.


Tak, to przecież tylko ja

usprawiedliwiony przez własny lęk.

Przed snem

moje serce bije w marszowym tempie.

Jestem spokojny, ale boję się.

Dopada mnie trwoga,

że nie zdołam nic zrobić,

nikomu nie pomogę.

Sen kocham za zapomnienie.

Wspaniała etymologia.


Nic mi się nie śni.

Kto śni o wolności, znać jej nie może.

Dzieją się

w państwie ludzkim rzeczy podłe

podle historycznych wzorców i norm.

Dyrektyw wierutnych acz

moralnie usprawiedliwionych.

Walka przyjmuje swoje naturalne zobowiązanie —

dziejową troskę o przetrwanie — za przekonujące —

nie mogąc przy tym zostać poręką do rozwoju

praw przyszłości.

Ojcowie i matki przeklinają swój los;

z dziada, pradziada zrzucany na barki

nienarodzonych.

Wielkoduszny

nie może być kłamcą.

Wielkiego ducha potrzeba,

by ludzi porzucić.

Świat nie zrozumie jego przekleństwa.

Troskę weźmie za brak odpowiedzialności.

Żałuję

że żyję

że nie znam swego imienia.

żałuję, że płacz jest tylko egzaltacją

cyklicznego westchnienia.

Rozpaczą nie do pokonania.

Nie do przekroczenia.

Płaczę, by nie wybaczyć,

wzbudzając zaś litość

pragnę ocalenia.


Jakże mi wstyd, że żyję w państwie ludzkim.

Metafizyka

Każde piękno jest trujące.

Moje imię brzydota.

Ponura dni życia egzaltacja najczystszej rozkoszy.


Metafizyka

to moja muzyka

to moja anarchia

to zło,

którym świat wskrzeszam z martwych.


Sztylet to mój cierń

to moje serce

z krwią na rękach kroczy dumnie

metafizyka

przez królestwo obłąkanych i zawziętych,

szpicli i medialnych dziwek.


Przez deszcz mówi o tym, co przeklęte i piękne.

Brzydota się pięknu nie kłania.

Brzydota piękno odsłania.


To moja muzyka

moja anarchia in spe

Mogę

już nigdzie nie wyjeżdżać

mogę pozostać tu na zawsze

mogę kochać do końca,

niczym ptak zamknięty

w klatce.

Gdyby

mnie ktoś zapytał:

czy jestem dobry? — odpowiedziałbym, że nie.

Stanę się dobry, gdy mi ktoś rzuci snop światła

na własne zaciemnienie, a jeśli tego nikt nie dokona,

oddalę się.

Odejdę, zanim usnę

aby samemu pokonać siebie, aby nie dać łajdactwu

możliwości panoszenia się.

Choćbym w samotności miał umrzeć, warto to zrobić.

Niczego bowiem nie ma w człowieku żyjącym.

Zapomnijcie o mnie. Wygaście mnie. Drżyjcie,

bo będę głuchy na wasze wołanie. Zapłaczą

wdowy i ptaki. Zakonnice zachorują ze wstydu.

Ale ona, kochanka cudowna, co tańczy nago każdej

szarej i deszczowej nocy, pójdzie za mną.

To wystarczy.

W czasie mroku nic więcej zrobić nie można.

Źle się dzieje w państwie ludzkim.

Lecz

wrony dziobią. Kruki są obojętne. Milczy dzwon.

Tańczy jednak błazen. Od zawsze. Bezceremonialnie.

Kwiaty miały swoich wyznawców, lecz ci wymarli,

a wraz z nimi kwiaty.

Wyniszczeni przez państwo, chowamy się w jaskiniach

życia.

Stworzone ze złudzeń

myślą o tym jak się nas pozbyć.

Jestem

człowiekiem małym i dodatkowo brzydkim.

Kocham brzydotę, bo odbiera oddech pięknu.

Piękno nijak ma się do brzydoty. Piękno

zniewala, brzydota się kochać pozwala.

Jest obojętna na splendor. Cicha

Cisza.

Mały chłopczyk bawił się zapałkami.

Spalił sobie twarz. Matka piła, bo, bo, bo

bolało.

Został później przywódcą sekty religijnej.

Żywi się słabościami innych. Schowany

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 29.06