Wiersze Malhelo Malvenko są jak wędrówka krętą drogą, nie wiadomo, co będzie za następnym zakrętem. Mamy wiersze czysto liryczne, mamy też dydaktyczną satyrę, no i mamy coś, co można nazwać przełamywaniem konwencji. Niektóre z utworów zaczynają się lirycznie, a po chwili - bach! Twarde zderzenie z realizmem, z rzeczywistością. Są to zderzenia bardzo zabawne i sprawiające, że byłem mocno rozbawiony. A mnie nie tak łatwo jest rozbawić. Bywają też akcenty z lekka erotyczne, również czasem w formie żartobliwej. Jest to bardzo miła lektura, pełna niespodzianek, różnorodna, pozwalająca czytać dla poprawy nastroju. Lecz nie jest to lektura płytka, raczej odnosi się wrażenie, że nawet humor jest delikatnie podbity gorzką czekoladą. Byłoby ciekawe, gdyby Malvenko zdecydował/ła się po prostu napisać klasyczne utwory satyryczne, już nie w formule wierszy. Mam wrażenie, że byłoby w nich trochę nuty Janusza Osęki, a może Marii Czubaszek. Choć trudno zgadnąć, bo Malvenko zdaje się mieć dość wyjątkowe spojrzenie na rzeczywistość. W każdym razie warto sięgnąć po uśmiech, rozbawienie, przeplatane chwilkami zadumy.