„Ciekawy Człowiek”
Zastanawiam się… Codziennie się zastanawiam. Mam gonitwę myśli. Nie potrafię jej powstrzymać. Nie wiem kiedy mi się to zaczęło. Tak dużo myślę, a nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Nie wiem dlaczego. Odkąd pamiętam jestem taki… zamyślony. Może to jakaś choroba. Powinienem się jakoś sklasyfikować. Bądź leczyć. Zyskać tożsamość. To jest przecież najważniejsze. Należy wiedzieć kim się jest. W którą szufladkę się wcisnąć. Jaką się pełni rolę w swoim własnym filmie. I w społeczeństwie. Wiem, że jest to rola pierwszoplanowa. Poza tym mało mnie obchodzi cała reszta. Chociaż ciągle myślę. Ten natłok myśli zdaje się coraz bardziej mnie przytłaczać. Gonitwa natręctw. Myślotok. Bo jak przestanę to świat się skończy. Wszystko się zawali. Dojdę do sedna sprawy. Zrozumiem siebie. A to będzie chyba nie do zniesienia. Zrozumieć siebie. Niezrozumiałe. Czy komuś się to kiedyś udało? Jeśli ktoś tak myśli to mu gratuluję… głupoty. To znaczy braku świadomości. W zasadzie bezmyślności. Przecież każdy głupi ma swój rozum. A głupota nie istnieje. Podobnie jak mądrość. Ze świadomością to już gorzej bywa. Nieustannie myślę. O wszystkim. O przyszłości, o przeszłości. O dziwo również o teraźniejszość zdarzy mi się zahaczyć. Rzadko bo rzadko, ale czasem nawet i taka złota myśl przemknie mi przez zwoje mózgowe. A co by było gdybym stracił rozum? Może nigdy go nie miałem. Ale co by było gdybym naprawdę postradał zmysły. Czy byłbym wtedy jak wszyscy inni dookoła? Tępy wykonawca rozkazów ego. A może wreszcie bym odpoczął. Od wszystkiego. Od tych wstrętnych myśli, które krążą mi po głowie bez przerwy. Właśnie! Potrzebna mi jest jakaś przerwa. Chociażby krótka. Na chwilę. Przerwa od teorii. Od braku działania. Przerwa od marazmu i zastoju. Od impasu. Permanentna pauza od przerwy. Niech na scenę wejdzie aktywność. Tylko jak to się robi? Jak się działa? Nie myśląc w ogóle. Instynktowne kroki podjęte ku wzniosłemu ideałowi. Pierwotny ruch ku czemuś. Rozpoczęta wibracja życia. Afirmacja życia. To chyba niemożliwe. Przecież nikt tak nie robi. Nie wierzę, że codziennie, dzień po dniu, każdy się budzi, stacza z łóżka i z uśmiechem na twarzy wstaje rano żeby przeżyć swoje czyny bez ani jednej myśli całodobowo. A może tak wygląda raj? A może tak wygląda świat… normalnych ludzi. Zatem czym jest norma? A może to jest rozwiązanie wszystkich problemów. Niezadawanie pytań. Nieuzyskanie odpowiedzi. Po prostu zwyczajne życie. Codzienne podejmowanie prób. Wykonywanie czynności rutynowych niezbędnych do przetrwania. Czy szczęście wiąże się z brakiem myślenia? Czy myśli to nasi mali cisi mordercy? Czy zło ukrywa się w myśleniu? Jestem niewolnikiem pytań. Nie chcę już wiedzieć. I tak nic nie wiem. Niech tak zostanie. Nie wiem kim jestem i nie chcę tego rozgryźć. Nie chcę poznawać siebie. Na nowo. Ponadto nigdy się niczego nie dowiem. Myśli, ciągle przepływające i zmieniające się obrazy, chodzące po głowie jak wszy. Czy jest jakieś lekarstwo na insekty myślowe. Może wystarczy oczyścić głowę. Pójść na spacer. Popatrzeć na drzewa i kwiaty. Dziwnie się z tym czuję. Czuję się nieswojo, bo wiem, że nic nie wiem. Myśli to podobno nie są emocje, a ja czuję się dziwnie. Czuję stany lękowe. Kiedy przestaję myśleć. Przestaję mieć kontrolę. Powoli. Czy tak wygląda agonia? I to przeszywające wszechogarniające wypełniające całą moją przestrzeń wewnętrzną i zewnętrzną uczucie. Uczucie niekończącego się dociekania. Mimo to jawię się najgłupszy na świecie. Gorszy od wszystkich. Po co więc, myśleć? Myślę, więc jestem. Po co więc być? Myślę, że…
„Przeciętny Szary Człowiek”
Zawsze byłem bigamistą. Miałem podwójne życie. To zewnętrzne i to wewnętrzne. Na zewnątrz byłem zimnym głazem bez uczuć. A w środku odczuwałem wszystko dwa razy bardziej niż inni. Wysoko nadwrażliwy. Ludzie potrafią do wszystkiego dopisać piękną filozofię. A tak naprawdę uczucia zniszczyły mi życie. Żeby żyć w społeczeństwie trzeba nie czuć. Czasem patrzę na kogoś. I widzę w jego oczach strach… radość… albo nadzieję. I wtedy wiem, że jest przegrany. Przegrał swoje życie. I jest skazany na wieczną klęskę… ból i ostateczne cierpienie. Które nigdy się nie skończy. Wszyscy jesteśmy w piekle. Od urodzenia zostaliśmy skazani. Na życie. W bezlitosnym świecie materii. W zakłamanej fizycznej pułapce. Każdy kto nie wie co to są uczucia i może je sobie tylko wyobrażać, jest zwycięzcą. Aby przeżyć wystarczy się wykazać doskonałym naśladownictwem. I już. Można wtedy odnieść sukces w każdej dziedzinie. Proste. Zarazem brutalne. Ech, ludzka rzeczywistość. Przewrotne paradoksy. Ważne żeby nie czuć. Ja od zawsze czułem za dużo. Nie wiem czy to dlatego, że jestem mężczyzną. Czy dlatego, że po prostu jestem. Za bardzo. Za dużo widzę. Za wiele rozumiem. A może właśnie niczego nie rozumiem. Uczucia blokują rozum. Zawsze chciałem kierować się logiką. Marzyłem o inteligencji. Chciałem wiedzieć więcej, właściwie wszystko, chciałem przechytrzyć tych kretynów, którzy byli przekonani, że zjedli wszystkie rozumy i są pępkami świata. Chciałem być lepszy od tych pozerów, którzy wykorzystywali resztki elokwencji, aby znęcać się nad każdym kto szanuje siebie i innych, ale przy tym nie wykazuje się wolą spoufalania. Chciałem być Bogiem. Ale dość tego. To droga donikąd. Wolę zabić w sobie pozostałe emocje. Wykorzystać te dni, które mi zostały. Przecież w każdej chwili może spaść bomba czy inna asteroida na jakikolwiek kontynent lub kraj. I nastanie ciemność. A po nas jedynie zgliszcza. Więc jakie znaczenie mają uczucia. Kto w trakcie umierania czuje cokolwiek. Jakie ma przemyślenia. Co jest w tym czasie najważniejsze. Nic. Jesteśmy tu przez chwilę. A to co czujemy lub czego nie czujemy w gruncie rzeczy nie ma żadnego znaczenia. Zostały we mnie tylko negatywne sentymenty. Cała paleta innych doznań wygasła bezpowrotnie. Znikła. Pustka jest coraz większa. Zatacza coraz szersze kręgi. Bez wyjścia. Ale nadal odczuwam strach. Boję się, że zostanie mi tylko jedno życie. To, od którego uciekałem. Przez tyle lat. To, w którym nigdy nie było miejsca na szczęśliwego człowieka. Boję się, że zostanie mi tylko jeden świat. Świat, w którym żyją wymarłe kwiaty, puste spojrzenia i wszechogarniająca rutyna. Obowiązkowość, która zabije każdą najmniejszą rodzącą się w ciszy czułość. I nie zostawi mi nic w zamian. Boję się, że kiedyś zapomnę, że byłem człowiekiem i że byli wokół mnie też inni ludzie. Boję się, że kiedyś w końcu zapomnę o wszystkim. I zacznę żyć. A wtedy umrę na wieki.
„Człowiek Orkiestra”
Wczoraj kupiłem sobie taki obraz na aukcji. Picasso czy Van Gogh? Whatever. Nie znam się w zasadzie. Zresztą wszystko mi jedno. Ale ładny był. Taki nijaki. Przypadkowe plamy na płótnie. Zatem sądzę iż to dzieło sztuki. Arcydzieło. Bo znawcy tak uważają. A ja jestem jednym z nich. Specjalista od wszystkiego. Swoisty mentor. Autorytet. Jak moi pozostali pobratymcy tej planety. W każdym razie wracając do tematu, bardzo ładna kolorystyka. Chyba sobie powieszę. Ten obraz. To cudeńko malarskie. Na ścianie. Chociaż to takie banalne. Typowe, jednoznaczne i przestarzałe. Jaki to będzie niosło za sobą przekaz. Jaka będzie interpretacja wymowy mojego spojrzenia na artyzm. Lepiej powiesić to na czymś innym. Albo położyć. Na podłodze na przykład. Tak, najlepiej niech to leży. Albo w ogóle schowam to w piwnicy czy na strychu i po kłopocie. Ale każdemu będę opowiadał jaki wspaniały posiadam eksponat. W piwnicy. A co, niech wiedzą! Że jestem zamożny. Oni w piwnicy trzymają przetwory, a ja prace największych artystów świata. Każdy ma w piwnicy to na co sobie zasłużył. Oni będą popijać kompot w zimie, a ja będę chlać Martini, wstrząśnięte zmieszane i prosto z butelki, kupione w najdroższej winiarni w kraju, powyżej dziesięciu tysięcy za łyk i będę się rozkoszować patrzeniem na te bohomazy gnijące w ciemnej dziurze. Ale wszystkim będę mógł oznajmić jaki ze mnie kolekcjoner i jak ogromne znaczenie ma dla mnie sztuka. Przez duże eSZ. Oczywiście na jakimś randomowym forum internetowym. Podzielę się moimi wysublimowanymi wywodami. Bo w realu nie mam znajomych. Takich, którzy podzielaliby moją pasję. Hobby zbierania najniepotrzebniejszych rzeczy. Za wielkie pieniądze. Zastaw się, a postaw się. To przez te kompleksy. Z dzieciństwa. Po co mi terapia. Ale nie mogę z niej w tym momencie zrezygnować. Już wykupiłem roczny karnet. Z osobistym coachem. W ogóle to jest zbyt modne żeby to przerywać. Przyjdzie i na to czas. Poza tym wszyscy mają traumę. Nie jedną. Żyję w traumatycznej krainie rekompensacji. Jest w ogóle takie słowo? Nieważne. Będę używać słów bez wiedzy o ich tradycyjnym znaczeniu. Po co mi to. Heloł! Ważne żeby ładnie brzmiało. Tak dosadnie. Literalnie i szpanersko. By the way, wszyscy sobie coś kompensują. Za coś. Coś za coś — ważna zasada. Przykładowo zakładają rodziny, poświęcają się swojej pasji albo rozkręcają biznesy. Czy to jest normalne? Pytam się, bo ja nie wiem. Ja mam własny sposób na życie. I wiele planów. Nie poprzestanę na rysunkach. Nie jestem taki głupi. To dobra inwestycja, ale bywają lepsze. Planuję zakup sedesu. Używanego przez króla rock and roll’a lub króla popu czy innego króla. Może być nawet Sobieski. Mam to gdzieś. Tych królów było tylu, że w głowie się nie mieści. Podobno królowa jest tylko jedna. A królów setki milionów może być. Dlatego w sumie może ozłocę swoją własną toaletę. Przylepię jakieś kryształki, zrobię z kibla tron i będę przyjmował w nim gości. Za dziesięć złotych od łebka. Niezły interes. Przy okazji zawieszę tam to moje piwniczne malowidło. A niech nacieszą oko. Takiego kunsztu w życiu nie widzieli. Ach, ten wykwintny smak. Podczas wydalania. Chyba zrobię też remont. Wszystko obiję brylantowym marmurem i położę czerwony dywan. Kto bogatemu zabroni. Jak o tym usłyszą to celebryci z całego świata będą wbijać do mnie na chatę. Bez zaproszenia. Będzie orientalnie i wielokulturowo. Może dostanę jakieś odznaczenie za szczególne zasługi w łączeniu tradycji albo czegoś tam. I postawię tę nagrodę na mojej pięknej mahoniowej półce z supermarketu, która czeka na wszystkie możliwe wyróżnienia. Na razie stoi tam kamień przyciągający bogactwo oraz dzieła Szekspira począwszy od nieznanych usuniętych rękopisów, z czasów jego nauki pisania. Facet z bazaru gwarantował, że to autentyk. Nie miałem powodu żeby mu nie wierzyć. No i cena była przyzwoita, tylko siedem tysięcy za egzemplarz. Miałem już feedback od oglądającego mój nabytek. Otóż wujek widział te badziewia i mu się podobały, chociaż nie miał pewności czym jest ten szajs. Notabene był w tym czasie pod wpływem substancji odurzających, ale nie rozumiem dlaczego miałoby to stanowić kluczowy wpływ na jego ocenę. Niemniej przepiękne są moje nieskazitelne zbiory. Nie mogę się napatrzeć na okalające podłogę swoim olśniewającym blaskiem niezwykłe okazy. Ileż trzeba mieć talentu żeby stworzyć taką perfekcyjną tandetę. I jeszcze umieć to wciskać za niebagatelną kasę. Ach, gdybym tylko był artystą. Umiałbym wykorzystać swój urok osobisty do nicnierobienia przez całe życie i naciągania ludzi na najwyższe stawki wmawiając, że kocham to co robię. Życie to polityka. Zabawiałbym zwykłych śmiertelników swoimi nieocenionymi bezwartościowymi chałami. Wciskałbym im kit bez oporu i byłbym już dawno miliarderem. Ale niestety jestem prostym człowiekiem. Cóż więc mi pozostało? Istotnie staram się ubogacać swoją romantyczną stronę perłami artystycznych doznań. Zaiste koniecznym jest wprowadzać sztukę na moje salony. Niech ja też coś z tego życia mam. Tyle pięknych bezużytecznych przedmiotów wala się po moim jednopokojowym apartamencie z widokiem na oczyszczalnię ścieków. Nieokiełznana uczta dla ducha. Czego jeszcze mógłbym sobie życzyć. Dziś wychodzę do filharmonii. Jutro wybiorę się do teatru. Staram się regularnie odwiedzać te świątynie gustu. Robię sobie takie małe prezenty. Należy się odchamić raz na jakiś czas. Stać mnie! Nigdy mi się nie przelewało. W pewnym momencie zrozumiałem iż życie jest tylko jedno. Aczkolwiek codzienność bez kreatywności mnie nie interesuje, gdyż to takie pospolite. Cóż mógłbym doradzić młodzieży zaczynającej swoją przygodę na drabinie sławy? Nie poddawajcie się, ćwiczcie, pracujcie i zawsze dawajcie z siebie sto procent. Bądźcie szczerzy i autentyczni, kochani. Bo sztuka nienawidzi sztuczności. Popatrzcie na mnie… i bierzcie przykład! Doprawdy nie potrafię zrozumieć tych licznych snobów, którzy zrobią wszystko pod publiczkę czyli dla fortuny. Spotykam ich bardzo często. To jakaś plaga. Powiem tylko jedno. Żenada!
„Dobry Człowiek”
A mnie to się wszystko podoba. Począwszy od założenia świata, aż do momentu jego zakończenia. Lubię to, że się urodziłem. Fajne jest to, że kiedyś umrę. Nic nie trwa wiecznie. To szalenie ciekawe. Nie ma nudy i to się liczy. Wszyscy podlegamy jakimś wpływom natury. To się nazywa sprawiedliwość. Każdy z nas pełni jakąś funkcję w ekosystemie. I to jest cudowne. Możemy doświadczyć tylu różnych zmian. Zmiany są zawsze dobre, nieprawdaż? Jak przejdę się ulicą i nagle walnie we mnie samochód to też jest dobra zmiana. W końcu ile takie wydarzenie może mnie nauczyć. Każdy kreuje swoją rzeczywistość. Czy to nie jest doskonałe? Aż mi się serce raduję, gdy widzę ile wspaniałych możliwości niesie życie na Ziemi. Możemy się jako ludzie zrealizować na nieskończoną ilość sposobów. Nasze myśli tworzą nas samych. Wszyscy mamy w sobie moc, ale niewielu z niej korzysta. Ta dobroczynna energia kosmosu pomaga rozjaśnić nasze umysły i zrealizować najbardziej wzniosłe cele. Magia jest wokół nas. Planety nam sprzyjają. Czuję, że jest tu przestrzeń dla wszystkich. Atomy dają nam pole do spełnienia się wszędzie i w każdych warunkach. Wiem, że jestem tu po coś. Mam misję. Chcę iść w stronę słońca. Chcę świecić jak słońce. Pragnę cieszyć się każdym dniem. Najdrobniejsza chwila jest wartościowa. Czuję zrozumienie w każdym momencie. Nieważne ile czasu jestem i ile mi jeszcze zostało. Chcę poznać świat i innych ludzi. Chcę odkryć każdą cząsteczkę wszystkiego. Chcę zatopić się w życiu. To jest mój sukces. Potrafię odnaleźć sens w tym, że tu jestem. W każdym momencie życia. Na każdym etapie. Rozumiem kim jest człowiek w całej jego istocie. Potrzebuję przekazać tę wiedzę innym. Jesteśmy sobą. Zawsze. Jesteśmy autentyczni. Nie musimy się bać. Jestem dumny z tego, że jestem człowiekiem. Jestem wdzięczny za to, że istnieję. Chcę żyć pośród wszystkich. Chcę poznać każdego. Chcę dzielić się sobą ze wszystkimi. Człowiek jest takim intrygującym indywiduum. Wystarczy być. Wystarczy popatrzeć sobie nawzajem w oczy. Spojrzenie mówi wszystko. Wszyscy mamy piękne dusze, ale dajemy się zwieść codzienności. Zatracamy się w złudzeniach i oskarżeniach. A to nie tak. Cieszmy się sobą. Spędzonym czasem. Szanujmy się nawet w niezgodzie. Nieporozumienie to nieodłączny element naszych różniących się, a tym samym jednakowych przeciwstawnych percepcji. Przecież to niczego nie zmienia. Kocham wszystkich! Jestem wielki bo jestem człowiekiem! Chcę nim pozostać do końca! Na zawsze. To moje najpiękniejsze doświadczenie.
„Swój Człowiek”
Ja, człowiek. Obdarzony wieloma niedoskonałościami. Kocham swoje wady. Kocham swoje zalety. Zobowiązuję się nigdy sobą nie gardzić, zawsze siebie szanować. Dawać z siebie wszystko, ale nie nadwyrężać swojego zdrowia. Zobowiązuję się dbać o siebie i wierzyć w siebie. Zobowiązuję się być człowiekiem. Dopóki będę żyć. Tak mi dopomóż wolna wolo wszechmogąca i wszyscy ludzie, którzy chcą zamienić się w ludzi na zawsze, na dobre i na złe.
„Człowiek Sukcesu”