Metafizyka, fizyka i logika pozwalają na analogię: Świat transcendentny, świat natury, świat rozsądku są odpowiednio: prawdą, obrazem i ich cieniem.
— Giordano Bruno (1548—1600 n.e.), Spaccio della bestia trionfante
Boskość nie przeczy naturze.
— Porfiriusz Malchus (234—305 n.e.), Adversus Christianos
W Guoyu (Dyskurs o państwach) czytamy: “W starych czasach, Bogowie zstępowali w tych, których duch był skoncentrowany, którzy byli gotowi i zrównoważeni, którzy wiedzieli jak się wznosić, a także jak zstępować, aby czynić porównania. Ich świętość jaśniała poza naszymi granicami, ich wizja iluminowała ważkie sprawy, których słyszenie (niebios) przenikało ich istotę. Mężczyźni tego typu nazywani byli Xi, kobiety — Wu. Wiedzieli jak zarządząć porządkiem hierarchii, a także znali oni miejsca Bogów, wiedzieli jak przygotować świątynne ołtarze, wotywne przedmioty, a także o ofiarach pośród pór roku. Tak wielka była wiedza szamanów (Wu), a także inwokatorów (Zhu) o Bogach, że z łatwością znali prawa niebios. Dlatego też święci królowie składali im hołd. Lecz dzisiejsi szamani są kompletnie zaciemnieni: Gdzież jest ich rozjaśniająca inteligencja? Jakimi prawami się kierują? Bogowie już nie zstępują w świat ludzi. Ludzie, zgubieni, oczarowani przez zagubione duchy, daimoniony, zbierają tylko dobra materialne, myśląc że są sprytniejsi niż bogowie i ludzie, w istocie przyczyniając się do wygaszenia Drogi. Jakże okropne!
— fragment znaleziony z Zhouli (Ryty Zhou), spisane przez Zheng Xuana (127—200 n.e.) w Guoyu (Dyskurs o Państwach), który jest kolekcją anegdot i dyskursów, głównie pomiędzy władcami a ministrami, z czasów Wiosny i Jesieni (770 p.n.e — 5 w.p.n.e). Wcześniej uważano Zuo Qiuming (około 500) za autora kolekcji, jak również Zuozhuana, jako równoległa tradycja i komentarz do konfucjańskiego klasyka “Kronikach Wiosny i Jesieni”. Jego autorstwo Guoyu jest podważane.
w Fu-shin Lin, “Obraz i status szamanów w starożytnych Chinach w Lagerwey, John, and Marc Kalinowski. 2009. Early Chinese religion. Leiden: Brill, p.397
“Każdy fragment, lub część natury jest tylko przybliżeniem całkowitej prawdy, lub tzw. całkowitej prawdy na tyle, na ile ją znamy. W rzeczy samej, wszystko co wiemy jest pewnym przybliżeniem, ponieważ wiemy, że nie znamy wszystkich jej praw. Zatem, należy się uczyć, a także oduczać stale, aby nieustannie poprawiać stan naszej wiedzy”
— Robert Feynman, Wykład z Fizyki, Tom I.
O filozoficznym słońcu: “Bóg (Apollo) posiada kilka tytułów podług Ammoniusa; jest on “Pytyjski”, jako kwerent, dla tych filozofów-badaczy, którzy rozpoczynają naukę, jest on “Deliański”, jako czysty, zrozumiały, przejrzysty, dla tych którzy opanowali w pewnym stopniu narzędzia filozoficzne, jest on “Fanaioński”, jako ten co odkrywa, rozświetla, dla tych którzy intuicyjnie chwytają w lot z pozoru sekretne sprawy, natomiast dla tych dla których część prawdy staje się jasna, wobec której są oddani, jest on “Ismeniański”, czyli wiedzący, następnie staje się on “Leshenenoriański”, lub konwersacyjny dla ludzi którzy czerpią przyjemność z konwersacji, filozoficznej wymiany zdań.
— Parafraza “E” w Delfach, Moralia Plutarcha.
W istocie gramy w wybitnie trudną zabawę idei, wyposażeni w narzędzia do geometrii hermetycznej, każda z nich rozbrzmiewa w swej filigranowej konstrukcji, płochej jak podmuch wiatru, lub dosadnej jak rozbrzmiewający tartar, konstruujemy misterną sieć myśli, szkic architektur naszych świątyń. Wymaga to wprawnej dłoni dzierżącej dłuto, rzeźbiąc w sobie, lotnego umysłu, wsparcia geniuszu i muz sfer, aby internalizować te doniosłe sprawy, przerzucając pomost między wyobrażeniem a praktyką, między praktyką a efektem. Tym samym nakreślamy tą matematyką teologii świątynie naszego działania, jest to forma duchowej alchemii, w której szukamy kluczy doskonałości, aby choć na chwilę przybliżyć się do sekretów kosmicznych. Całość filozofii sprowadza się do tych rzeczy — poszukiwania mądrości, procesu odkrywania realizacji, w nadziei wznosząc się ponad thanatosa, tamas, w sile rozumnego działania obejmując świat i nas samych — małych, wygnanych bogów, co zrodzeni z matki natury pragną powrócić na łono rozgwieżdżonych niebios do swych rodzin.
Nie postrzegaj żadnej historii jak człowiek nieobyty, choć wielu chciałoby patrzeć zbyt fundamentalnie, nazbyt krygująco, odrzucając wszystko, lub we wszystko wierząc. Język ma swoje funkcje, dla autora ma one przeważnie jedną, najważniejszą funkcję: redukowania wzorców żywych, dynamicznych idei, a także doświadczeń do poziomu komunikacji, przekazywalności, zaprzęgając wszystkie inne funkcje w tym jednym konkretnym celu. Postrzegajmy, o ile jest to możliwe, każdy wątek mitopoetycznych warstw jako rektyfikowaną kategorię narracji, jednak nigdy prawdy, inaczej staniemy się więziennikami wierzenia. Kiedykolwiek w szczerości sakralizujemy mitopoetykę meta-narracji, ontologii symboli, nie patrzymy już za tekst, przez tekst, pomiędzy liniami metafor, doświadczeń, realizacji, lub prostej szczerości, ale patrzymy w projekcję umysłu danej osoby, a także w ideę której cyrkulacja łączy umysły w inter-subiektywny sposób, wspólnie wspierając się w zrozumieniu pewnych zinterpretowanych fenomenów.
Tam, gdzie łączy się ono w epitalamium ze znakami i wyobrażeniami boskości jest punkt wymiany między horyzontalnym obiegiem idei między ludźmi, a spoleniem z wertykalnymi ideami platońskimi. W tym ujęciu profanum jest płaskie, znane, horyzontalne, jako przekrój przez środek sfery, natomiast sakralność jest przestrzenna w nadirze i zenicie, perycentrum i apocentrum. Granicą świętości jest oś i orbita sfery, jej centrum jest wewnętrzną świątynią. Im bliżej do centrum tym więcej znanych spraw, okalają one człowieka, jednak samo centrum jest tak samo niepojęte jak najdalsze zakątki mistycznej sfery. „Świat w istocie jest pełen bogów”, są w jego pełni, wyłaniają się z apeironu, pochodząc z substancji świata, są w świecie i ze świata, za apoftegmą Anaksymandra. W helleńskiej teologii świat podobnie jak w hinduskiej jest w ciągłym wyłanianiu się: Idappaccayatā jest współwarunkowaniem współwyłaniającego się istnienia, „kiedy pojawia się to, wyłania się tamto” w zróżnicowanym terytorium fenomenów. W odróżnieniu od teologii abrahamicznych świat boski nie jest usunięty poza ramę tego świata, lecz współistnieje na transcendentnych poziomach przenikając wszystko. Należałoby tu nawiązać, za Wernerem Jaegerem że w świecie Europy, to proto-Hellenizm był uniwersalistyczny na długo przed koncepcjami abrahamicznymi, które sformułowały tą ideę nie wcześniej niż w 6 w.p.n.e
Bogowie, jak wierzę, widzą inaczej — ich percepcja nie jest taka jak ludzi, którzy mylą swoje projekcje z obrazem świata utrwalając je jako absolutne. Ten czyn wynaturzył by ich naukę, podmieniając na wieczne podróże śmiertelnych umysłów. Ich instancja widzenia jest obiektywna, wyzbyta z subiektywnych perspektyw. Podobnie, widzieć przyczynowość z wglądem, to nie myśleć jak człowiek niedoświadczony który denerwuje się na pionki na szachownicy, gdy zostaną zbite, bo nie przewidział jednego ruchu, wyrzucając jego pozorną kompozycję charakteru w nicość niczym czcze złudzenie. Człowiek aspirujący do mądrości widzi przyczynowość świata we wszystkich porach roku, jednak zmienia się jak mistrz szachownicy. Zna reguły gry, zna strategię i taktykę perspektywy, widzenia i działania, widzi konsekwencje swoich ruchów, obserwuje ruchy świata, poszczególnie, całościowo, szczegółowo, ogólnie, stawia hipotezy, rozwiązuje je indukcyjnie-dedukcyjnie. Jednak tym samym nie traci teraźniejszości z oczu, uchwycony zaskoczeniem, ani przeszłości, aby właściwie wyprowadzić przyszłe ruchy, obserwując je uważnie. Intuicyjnie zna przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, wykraczając poza czas. Tym samym widzi ruch wydarzeń, rozbłyski wzorców, harmonijnie postrzegając całość, poruszając się bezwiednie poprzez wszystko, a jednak pełen wiedzy — o tym wszystkim co niezbędne w danym czasie.
Kiedykolwiek straci swoją sztukę, jego świat zapada się w bzdury, iluminacja niknie, goni za małymi sprawami jakby był zaślepiony, widząc jedynie cel swojej gonitwy przed sobą, lub bezmyślnie omotany tym, co zniewoliło jego umysł w danej chwili. Koniecznym jest aby Ci, którzy chcieliby aby ich myśli były jako sokoły, podobne Bogom, o umysłach ekspansywnych, nieosłabionych przez małe rzeczy, wyćwiczyli sobie zdolność widzenia tak, aby wszystko płynnie wkomponowywało się w wielki świat. Ciągle zatem witają wielkie, a także małe rzeczy, splecione razem w odpowiedniej proporcji percepcji, wyważonej złotym środkiem aby poszukiwać tych kwestii, które są ustalone jako wartościowe. Są bogowie rzeczy małych, to oczywiste, nie należy nimi gardzić. Jednak oby rzeczy małe nie stały się pasożytami które odwodzą nas od rzeczy wielkich, kiedy estetyka pięknego momentu, oby wytrwałość róży nie stała się obsesją ogrodnika.
To, wyrzucamy z naszych umysłów jest tym samym, czym jesteśmy w danym momencie. Jest to nasza prawdziwa natura, konstytucja, kompozycja. Zmieniamy się odpowiednio i współmiernie do substancji naszej natury, charakteru — prawda, obyśmy zmieniali się na lepsze, póki jest w czym rzeźbić, a praca życia przecież polega głównie na tej alchemii, afirmacji życia! Alchemia duchowa jest niejako komplementarna z alchemią natur, niekiedy jednak niestety rzadko tożsama! Ta pierwsza wymaga akesis, czyli zaangażowanych ćwiczeń psychagogicznych, transmutacyjnych, teurgicznych, ta druga dotyczy higieny psychicznej i therapeion, domykając okręg, dopełnia człowieka.
Poruszając się wśród anomalii, dziwnych wydarzeń, jakże nie natchnąć świata poetyką, estetyczną grą. Gdy inni pływają na powierzchni, śmiałkowie zanurzają się w głębiny, aby wystrzelić w przestrzeń nieznaną ponad wodami niezmierzonemi. Odwagi, czelności! Ten świat dla nieustraszonych, gdzie inni ledwo postawili jeden krok, niektórzy z nas przemierzali pustynie, aby dojść do oaz dziwnych, tam gdzie boskość styka się ze światem, tam gdzie chaos triumfuje, a my, proch marny, stoimy jak królowie nad tym światem, dopóki nie zmiecie nas czas, a wiek stary, triumfując geniuszem — duchem niezwyciężonym!
Mistrzu, coś upadł w pył, nie dane Ci odejść ze świata którego w sobie nie pokonałeś, choć wykończony u kresu, jeśliś się zawiódł w mistrzostwie, będziesz trwał! W ciężarze powagi stój na straży losów, zwolniony będziesz patrząc na głupców, dopiero gdy dopełnisz obietnice dane Rei, czas a przeznaczenia, losy a wątki Moir zwolnią cię z jarzma, gdy jak Atlas zrzucisz z siebie klątwę — tam znajdziesz odpoczynek. Głupcy! Wyobrażają sobie że ominą cierpienie istnienia, bawiąc się życiem, piekła istnienia dla nich, nie pokonując siebie, jakże wyobrażają sobie drogę do wolności? Nieważne kogo obwiniasz, w dybach czasu egzystencji, silniejsze prawa rządzą więzieniem, a wolnością, jak ukryte prawa co niemiłosierne są! Lepiej stać na straży czasu, czy ignorantem więziennym być, co nie mądrzeje z kolejnym życiem, raz w fortunach cierpiąc ból, a raz wznosząc okrzyki radości! Profundia zamyka się w zrozumieniu, łańcuchy cnót złote czy stali okropnej, nieważne! Wznieś się ponad to! Pamiętaj! Być jak mędrzec pancernym w stal, brzemiennym w koncentrację, powagę, jednakże dziecięciem lekkim jak pióro i radosnym być — w tym jest cel!
Czyim zrządzeniem zatem mężczyzna, kobieta, nie może sięgnąć wybitności? Czy to przez nieporozumienie, zwiedzenie, przeciw światłu inteligencji i rozsądku co nagle podnosi zasłony ilumując błyskotliwym zrozumieniem, a gdy to się stanie głodni są racjonalnego piękna w zmysłach, umysłach, duszach i sercach, jakby wyzwoleni z błota, wszystkich sztyletów wbitych w ich plecy z którymi nauczyli się trwać, nauczeni zagryzać zęby nigdy nie zrywając pęt? Wszystek! Wszystko co było windoktrynowane w nich od najwcześniejszych lat, iż nie mogli inaczej uciec niż poprzez odsunięcie się od idei teraźniejszych, co nie toleruje esencjonalnych wysokolotnych świetności.
Społeczeństwo, co ma swą ignorancję, strach, winę i moralizowanie wbudowane w fundamenty. Starczy! Nasiono geniuszu odniesione do sił duszy świata, musi oddychać mocą nieskrępowanej wolności, bezceremonialnej odwagi, bezczelnej szlachetności! Aby mogło rosnąć, rozkwitać wpierw nieśmiało, następnie stawiając pierwsze kroki na moście Tyche, później wybierając na pitagorejskim rozwidleniu, którą z dróg obierze — te komfortu, uwodzącego bezpieczeństwa, czy te nieprzetarte, heroiczne drogi, co były wprawdzie obrane przez wielu wcześniej, lecz są brukowane, odkrywane na nowo z każdą kolejną generacją. Tylko Bogowie pozostają nieuciszeni, uczą potężną ciszą zapładniając intelekty poruszeniami geniuszu, wspomagani przez błyskotliwość, wyższość mistrzów i mistrzyń, myriad istnień-nauczycieli, karmiąc, pojąc nektarem idei. Nawołują nas, aby wznieść nas na swe trony, aby nas ukoronować wieńcami laurowymi, pocieszeniem Gwiazd co tęsknotą wołają za ludzką rasą, gdy ta zapomniała o powołaniu, wezwaniu, pragnąc jedynie złudzeń, uwiedzionych przez iluzje wielkiej intoksykacji nieskończonych a trywialnych pogoni za fantomami co żądzą ludźmi.
Z wielości Jeden
Inwokacja Jowisza Chaldejskiego
Skomponowana na podstawie źródła „Marduk i demony”, Inkantacje z późnego okresu (1000 p.n.e-100 p.n.e.) w Foster, Benjamin Read. 2005. Przed muzami: Antologia literatury Akkadyjskiej. Bethesda (Md.): CDL Press.
Lugaldimmerankia, niechże Twój łuk zawsze trafia do celu, Wyniesiony w niebiosach, Asalluhi, Którego rytuał jest uwieczniony
Który tocząc bitwę i starcia zwycięża
Którego furia okiełznała Tiamat
Który został zrodzony w pałacu Eunir jako syn Ea, Boga otchłannej mądrości
Który jaśniejąc w furii, jest książęcym wieszczem Bogów
Który odmierza głębię dalekich niebios
Który zna dno otchłannej rzeki umarłych
Którego wołają morza nieskończonego światła nad nami
Którego Laguda gloryfikuje w oceanach pod światem
Który jest spoiwem wszystkiego, pierworodny Mami
Który pokonuje tego, co czyni zło
Który jest znany Bogom dalekich gwiazd
Który jest żywicielem wielości ludzi
Który pokonuje wszelkie zło
Który jest generałem sklepienia niebieskiego
Którego szatami jest ognista jasność, pełna terroru
Który nosi koronę obłożoną boskim splendorem zachwytu
Który karmi głodnych, ratuje słabych
Który ustanawia biegi rzek, podtrzymując życie
Który postrzega decyzje do podjęcia i osądza
Który interpretuje pisma, niszcząc złych. Który baczy na wszelkie ludzkie słowo
Którego jasność iluminuje ziemie
Którego majestat kruszy ściany z diamentów. Którego mądrość, doświadczenie jest ekscelencją w zrozumieniu
Którego broń jest jak rozwścieczony tumult powodzi
Który wypala wroga i zło
Którego słowa są jak góry przeznaczeń
Który jak słońce, przemierza światy
Który odwraca pomówienia, oszczerstwa, bohater prawdy
Który oczyszcza dobro i zło w próbie pierwiastka wody
Który silny, mocarny, ognisty, jest przykładem panowania
Który zachwytem swego oblicza odwraca każde zło w niwecz
Który poddaje inspekcji chtoniczne wody, architekt planów
Który oddaje łąki pastewne i studnie, który daje obfitość
Który komendą wycofuje atak plagi
Którego boskość jest wszędzie najwyższa
Który prowadzi swych ludzi jak matka i ojciec
Którego serca nie znają nawet wielcy bogowie. Który niszczy chorobę, gromiąc demony
Który ognisty, smaga jak potężny sztorm
Lugaldimmerankia, niechże niezmierzone Twe atrybuty jako manifestacja kosmicznego porządku iluminują strzały mistrzów i mistrzyń, które niechybnie zawsze trafią do celu w afirmacji życia, obezwładnią niepomyślności światów generacyjnych, a wzniosą się do nieboskłonu, niepokonani jako pokolenia triumfatorów władczych nad tym, co ich pokonało, lojalni wobec tych smoczych tronów Sumeru, co wyniosły ich na trony gwiazd.
Statek głupców
Metabolizm Pojęć
Poruszając się przez dynamikę snucia dowolnej treści, ciężko nie wychwycić głębszych struktur, które są ich rusztowaniem, szkieletem. W interpretacji treści, świadomy odbiorca potrafi angażować się w dekonstrukcję zamierzeń autora, a autor, o ile jest świadomy swoich działań, angażuje się w metaretorykę kształtowania tej treści. Na tym polega flirt w narracji, jak w subtelnej erotyce jest tu pełno niedopowiedzeń.
Punktem wyjściowym jest motywacja, przyobleczona w formę medialną, która w ten sposób zarządza narracją, aby pogłębić, a także doprecyzować tkankę esencji zamierzeń.
Oznacza to tyle samo, co poruszanie się w świecie ideacyjnym, który jest zredukowany do medium przekazu, aby psychagogicznie nakierować umysł, emocje, duszę użytkownika tej treści na domknięty, zamierzony cel, który nie tyle przekazuje samą treść, ale poruszenia ponad tekstem, dotykając zaangażowanego czytelnika muśnięciem skrzydeł. O ile metaretoryka poruszy coś w zindywidualizowanym odbiorze w ustalony sposób, o tyle wymierny jest sukces tekstu. Posiłkowałem się kiedyś tego typu myśleniem, aby rozpatrzyć pięć koncepcji, na poziomie definicyjnym, głębokim, a także metabolicznym w transakcjach idei. Są to jedynie przykłady: Tak zatem wiedza została zinterpretowana jako informacja nasączona danymi uporządkowana w strukturalne biblioteki, na meta-poziomie jako informacja zawarta w każdej formie metamorfoz energii. Tak zatem doświadczenie zostało zinterpretowane jako subiektywne masy krytyczne, które umożliwiały absorpcję wiedzy praktycznej, a na meta-poziomie oznacza sumę skodyfikowanych doświadczeń, lub sprawczej informacji wobec pewnego systemu. Tak zatem postrzeganie zinterpretowałem jako sposób w jaki doświadczenie jest soczewkowane przez umysł, a na głębokim poziomie uskoki wzorców wobec siebie w pewnym modalnym układzie odniesień. Tak zatem myśl zdefiniowałem jako konstrukcję wzorców i konstelacji struktur we wzorach, a na głębokim poziomie jako różnice między stanami doświadczenia, postrzegania, a wiedzy. Tak zatem pamięć zdefiniowałem jako magazyn wiedzy stanów doświadczeń w odniesieniu do stanów postrzegania, a na meta-poziomie jako archiwum wszystkich potencjalnych stanów. Wyobraźnię natomiast rozumiem jako zdolność do manipulacji bibliotekami poza ich stałymi ograniczeniami, na meta-poziomie natomiast jest to wolność zmiany, modyfikacji danych, a także jej możliwych stanów w sieci z jednej ambiwalencji w drugą w stałych metamorfozach. Ostatnim elementem w tym modelu jest estetyka, którą rozumiem jako zdolność do kształtowania, wyczuwania znaczących systemów danych w subiektywnie przyjemnych wzorcach, na meta-poziomie są to momenta zmiany między super-symetrią a chaosem które są entropicznie odpowiadające faktycznej dynamice danego systemu. Aby dobudować kolejne piętro, piękno można zdefiniować jako aspekt idei całkowitej ekspresji pryncypium najwyższych światów w zachwycie immanentyzacji najdoskonalszych, obiektywnych eksponentów głębokich praw świata w jego ciągłej manifestacji.
Model ten jest instrumentalny, jak zabawka która próbuje zilustrować przykładową geometrię myśli, a także jej kodyfikacji, natomiast sama konstrukcja struktury metabolizmu idei w użytkowniku jest przydatnym narzędziem, aby dekonstruować gotową formę przekazu w świadomy sposób. Pamiętając o tym, że akt dekonstrukcji jest ograniczony przez ustawienia psychiczne jednostki dekonstruującej, jej pole widzenia i aparat doświadczalności, a kierunek re-konstrukcji jest równie uzależniony od jej ustawień psychicznych, motywów, pragnień, celów, ten, podlega projekcji procesu psychomorficznego podczas tej operacji.
Ilustracja ma na celu uświadomić teraźniejszym, a także przyszłym operatorom magii, iż w rzeczywistości tkają pseudo-solipsystyczną wizję która aby być efektywna, musi być inter-subiektywna nie tylko z ludzkimi aktorami, ale także światami inteligencji duchowych, aby komunikacja, przekazywanie intencji było skuteczne.
Trening postrzegania w taki sposób jest wyjątkowo ciężkim zadaniem, bo jest przeciwintuicyjny, tj. przeczy najbliższemu punktowi spoczynku, lub zasadzie przyjemności, ale po to podejmuje się wysiłek w ćwiczeniach, aby przełamać impas, a także podtrzymać stan meta-postrzegania, lub przynajmniej wracać do niego w chwilach, które tego wymagają, po uprzednim treningu.
Niektóre doświadczenia szczytowe, podobnie: ekstaza, śmiech, zachwyt nie trwają wiecznie, są jedynie tymczasowym stanem. Gdy są one stricte powiązane z przeżyciami biopsychologicznymi, są zawiązaniem psychologicznych funkcji człowieka, gdy mają funkcję sakralną, a także istotnie esencjonalną, skuteczną — tymczasowo nawiązują tajną nić kontaktu z siłami, które niezapomniane utrwalają personalny rytuał, wskazują ku personalistycznej religii, jej hermeneuin (granicy) indywidualnego pijaństwa fuzji podmiotu, człowieka jako katalizatora boskości “ze świata, przez świat” na miarę człowieka w akcie zespolenia.
W trzecim tomie książki oferuję podobne gry interpretacyjno-narracyjne, jak w poprzednich, które kodowane, a także szyfrowane starają się być jednocześnie oczywiste, jak i utajnione. Niekiedy jestem zadowolony z zamierzonego efektu, niekiedy parę rzeczy bym poprawił. W żadnym z tych przypadków nie zamierzam podmieniać wizji innych na własną, co najwyżej pełnić rolę palca wskazującego na księżyc, być psem gończym i lunarnym zającem Artemis-Hekate, jej wiernym drakonem. Licząc na czytelnika, a także klucze w jego mentalnym kontinuum które są zawarte w myślokształtach podczas zaangażowanego czytania, pragnąłbym aby ta forma mitopoetyki stała się rzeczywistym misterium, pełniące funkcje psychagogiczne, choćby w zamaskowanej formie — aby prowadziła ona do sukcesu przybliżenia się do spraw które są nieprzekazywalnymi a doświadczalnymi niunsami, imponderabiliami, pewną realizacją — choćby w najmniejszym możliwym stopniu.
Lira Orfeusza
Garść zachowanych wersów na podstawie papirusu z Derweni, zinterpretowanych współcześnie na podstawie
Janko, R. (2001). The Derveni Papyrus (“Diagoras of Melos, Apopyrgizontes Logoi?”): A New Translation. Classical Philology, 96(1), 1–32.
Erynie, co jak demony, dusze zmarłych, pod wpływem klątwy cienia niszczą ludzi i ich potomków, znajdują ukojenie w ofiarach libacyjnych, a odpoczynek w harmonii muzyki. Z każdej Erynii rodzi się demon, a ich słudzy to nikczemni ludzie ukarani okrutną pośmiercią. Czy świat nie jest urządzony w taki sposób, w którym wyroki przeznaczeń są zaakceptowane? Erynie jednakże pilnują sprawiedliwości, a ten co ją przekroczy ściąga na siebie gniew światów chtonicznych.
Spytaj wyroczni jak wielkie terrory są pośmiertnie udziałem nieszczęśników! Jakże terror może się obrócić przeciwko nim, gdy nie dają wiary ani wizjom, ani ostrzeżeniom, ani snom, ku przestrodze! Opętani błędem, przywarą i przyjemnością, nie uczą się, ani nie wierzą, nie chcąc zrozumieć swoich błędów. Niewiara i ignorancja jest tem samym! Bez nauk, jakże mają wierzyć? Inicjaci Orficcy wznosząc modły, poświęcali święte podarki aby udobruchać te czarne dusze. Mag składa ofiarę, jakby płacił krwią, libacjami z wody i mleka, poświęconymi napojami, konsekrowanymi ciastkami, które symbolizują dusze. Orfeusz skomponował hymn, co opowiada o godnych i dozwolonych rzeczach, alegorycznych w kompozycji misteryjnej. Dziwna ta, zagadkowa kompozycja jest święta w szaradach, które zawiera ważne rzeczy.
Orfeusz powiada: „zamknijcie drzwi” uszu, a oznacza to że misteria są dla tych, co są w stanie zrozumieć czystym słyszeniem, „Ci, którzy zrodzili się z Zeusa, wielkiego króla”, wziął on od swego Ojca przewidzianą władzę, wzmocnił swą niebiańską armię, swe szeregi, swego boskiego daimona, co był jego siłą. Siła Zeusa jest pochodną siłą, pochodzi od daimoniona jego ojca, podobnie jak ogień co miesza się z innymi pierwiastkami podlegającymi metamorfozie, Zeus jest tym, co jako architekt stabilizuje pierwiastki, tym samym co demiurg dodekahedronu. Noc kosmiczna to nieśmiertelna żywicielka Bogów, jest ona wykładnią wszelkich rzeczy, w tym otchłań jest świętą inicjacją, jaskinią nektaru prowadzącą do żywego, boskiego ognia.
Mistrz Orfeusz nauczał słowami, bowiem nauczanie jest w istocie mówieniem, jest tym samym, bowiem mądra mowa „mówi wieloma”, a zatem „naucza wielu rzeczy”. To, co z ognia, ożywiane przez boski ogień i wypalane jest schładzane, stabilizowane przez noc i utrwalone w tenże sposób, tak jak moc jest domknięta w formie. Nyx jest osądem głębi, wewnętrzną świątynią otchłani, ponieważ nie ustanawia jak światłość, lecz moc światłości w ruchu jest stabilizowana przez formę Nyx, jako ten sam punkt. Gdy wieszczki, wieszczowie mówią, dają przepowiednie, ta natomiast jest tym samym, co „wystarczalność”, tak zatem należy ją rozumieć, jako pełną wykładnię, którą należy pojąć jako sprawę w pełni. Jeżeli bóstwo przepowiada przez kapłankę, każdy powinien zrozumieć to, co powinien, na tyle na ile powinien, zgodnie z jego, jej inklinacją, na miarę ich zrozumienia lub ignorancji. Orfeusz odkrył w ten sposób, że oprócz rzeczy możliwych do przekazania, są te, które są zbyt subtelne aby je przekazać, a te które są przekazane, mogą być zrozumiane na tyle, na ile pozwala daimon danej osoby.
Tak zatem ośnieżony Olimp pięknie ustanawia rządy. Czymże jest Olimp? Olimp jest tym samym co „czas”, jednak Ci co myślą że jest tym samym co niebiosa, są w błędzie. Niebo Orfeusz nazywa epitetem „szerokie”. Kiedy Zeus usłyszał przepowiednie swojego ojca, Orfeusz, jego prorok odkrywał je przez słowa rozumiane jako połknięcie mocy, sautora, co prokreowała z eterem. Jest to prokreacja kosmiczna, co jest symbolizowana przez słońce. Kronos urodził się na ziemi siłą słońca, stąd pierwiastki były krouesthai, rzucone, spolone ze sobą na mocy słońca.
Co więcej, Orfeusz mówi że był to „ten, kto dokonał wielkiego czynu”, co miał być „Niebiańskim synem Nocy, jako pierwszy król”. Orfeusz nazwał umysł (Nous) Chronosem, poprzez spętanie pierwiastków przeciwko sobie, gdy umysł scalił pierwiastki, rzeczy trwały, egzystowały, kiedy się rozdzieliły, stanęły naprzeciwko siebie. Zatem z wielkiego spolenia, nastała wielka opozycja. Ze słońca, po Kronosie, wziął się Zeus. Władza jego egzystowała przed tym jak stał się królem, była eksponentem miotania rzeczami naprzeciwko innych niczym piorunem, rozdzieleniem ich, tworząc teraźniejszą transmutację, która była stworzona z jednej substancji, a zaowocowała w wielu.
Ze słońca zrodzeni wszyscy nieśmiertelni, błogosławieni bogowie i boginie, a także cały świat ziemski, poczęty z niego. „Zeus urodził się pierwszy, Zeus jaśniejącego pioruna ostatni” — ten wers orficki oznacza iż moc jego była a priori zrodzona, a zaistniał na ostatku. Egzystował zanim rzeczy były nazwane, zanim on był nazwany, był wieczny, a zarazem przedwieczny. Zeus oznacza bowiem „tego, co nie istniał wcześniej”, a zarazem zwą go powietrznym, „Zeusem”, ponieważ eter kosmiczny będzie ostatnim pierwiastkiem na końcu świata, a był też pierwszym, a że wszystkie inne pierwiastki polegają na nim, to jest wyrażany formułą: „Zeus jest głową, Zeus jest centrum, wszystkie rzeczy pochodzą od Zeusa”, tu oddech mocy Orfeusz nazwał losem (Moirai), losy podobnie są wplecione (epiklosai) w pierwiastki i transmutacje, nazywa się też los Zeusem, a także jako wszystek przez jego zasadność.
Kiedy ludzie mówili, że los splótł, oznaczało to, że mądrość Zeusa sankcjonowała to, co egzystuje, to co się stało, a także to, co przestaje istnieć. Wśród niezliczonej ilości władztw, Zeus jest królem, dominuje, przynosząc wszystko razem poprzez całość.
Aby być inicjatem, należy rozumieć ryty, ci co robią zawód z inicjacji są godni pożałowania, bo przekazują wiedzę o czymś, czego sami nie doświadczyli, zobaczyli, usłyszeli, zmarnowali jedynie opłatę za rytuał, będąc pozbawieni jakiegokolwiek osądu i rozeznania. Gdy szarlatani działają, przed odprawieniem rytu, ludzie co chcą być inicjowani spodziewają się mieć wiedzę, po rytuale, są odarci nawet ze swoich oczekiwań, wątpiąc bardziej, aniżeli będąc inicjowanymi.
Kiedy Zeus dosiadł boskiej Afrodyty, porodziła ona Perswazję i Harmonię, jednocześnie kiedy stworzył Złotą Afrodytę, powstała też Perswazja i Harmonia, bowiem perswazja nakłaniała do harmonii, a harmonia do perswazji, córki te piękne wynosiły poprzez nauczanie do najwyższych. Te siły oznaczały Harmonię jako hermose, czyli siła, co łączyła w proporcji, afrodyzja również łączy, lecz poprzez Erosa.
Ziemia, Demeter, jest poniekąd zraniona, edeiothe, przez unię seksualną, nazywana jako Rhea, co oznaczało “łatwość” dla poetów, jest bowiem naturalna przez siebie, a także Hera jako powietrze. Zeus „czerpał wielką siłę z szeroko-płynącego kosmicznego oceanu, który nim jest”, bowiem bóstwo generując się z siebie, czerpie swoją moc z siebie, a także jak architekt buduje porządek przez siebie.
Rada dla młodych Lwiąt
Otwarcie! Proklamuję roztańczone szaleństwo sztormu katalizy, którym onegdaj byłem! O nieczłowieczy pryzmat skażonej sztuki, szakti tańczącej całą swą mocą! Długie to były dni kiedy siepaczami kształtowałem wijącą się masę chaosu, co wydarłem z niego, musiało koniecznie znaleźć ujście w porządku Bogów. Budując mosty poprzez gwiazdy, światy, chtoniczne, celestialne, telluryczne, igniczne, terrialne, aerialne co inwokowałem, wyrzucając w świat jako wielkie idee wielkiej magnificencji zawartych nie w słowach, a nieskończonych gestach niewyrażalnych!
Teraz pracujący pisarzu, artysto, filozofie, zatrzymaj się! Gest rimbaudowskiego rozprężenia, obsesji obłędu zapadającej się w wolę wielkościowej dysocjacji, pragniesz zaryzykować większe niebezpieczeństwo, pragniesz wyrzygać swoją fiksację, swoją granicę, regulację, puścić się porządku! Będziesz cierpiał po trzykroć, świadomy swego szaleństwa, dopóki nie oczyścisz się z oskarżeń przeciwko sobie, Twojej dzikiej potrzeby bezpieczeństwa! Tchórzu! Ciężki żal saturnalnej ołowu jest niczym w porównaniu do rozgoryczenia cesarza niewolnika, imperatora żebraka, co złapany na struny imperatyw odpowiedzialności, porusza się jak ślepiec poprzez las forteli, urojeń, gdzie “jak gdyby”, jest “należy”, a “choćby nie”.
Nie upadaj! Nie waż się! Będziesz jak ciemność obfuskacji, wielkiego rozkojarzenia, wściekłości, lub łagodnego bełkotu nonsensu, zamknięty w swej niedoli, złamanym pragnieniu bycia wolnym od świata, od jego pierwszorzędnej powagi! Ja! Ja zasługuję na pogardę, nie szarżując w młodości, roztrwaniając ją na pokątne spektakle tańca z obłędem, o gdybym był mądrzejszy, pokonując wszystko, powściągliwy, wyważony! Nie ma we mnie winy, jedynie żałość! Jednak, jednak! Powstań ze zwycięstwem, mistrzu, mistrzyni, komandorze autentycznej gwiazdy co się zrodzi z Ciebie, jeżeli takie jest twoje życzenie.
Inicjaci eleuzjów, ci którzy przeszli jako szaleni bogowie i boginie, lub pogodzili się z demarkacją porządku wyrwanego z chaosu, zwycięskie ich epifanie, szeroki ich wzrok, głodny chciwie ich intelekty, serca! Zatrzymaj się, uświadczyłeś sztormu żarłocznych szarańczy? Potrzebujesz porządku, dziecię! Porządek! Porządek! Jest śmiertelny, gdy nie ulega reformie! Mnoży korupcję, zaprasza chaos aby nacierał rozrywając porządek, dlatego potrzebujesz Wizji, pożądasz Wizji, inaczej straconyś dla wzgardy, cienie zmarłych śpiewają “gdybyśmy wiedzieli, abyśmy mogli” szepcząc w swej melancholii!
Afirmuj życie na każdym kroku, to jedyny moment aby zrodzić gwiazdę, pomiń resentymentalny obraz, otrzymanego cierpienia, bólu! Cierpiałeś, znów będziesz cierpiał, dopóki nie pokonasz metodą, dopóki nie zagryziesz zębów, rozszarpując mięso, miażdżąc kości, wysysając szpik, pojawiając się w obrazie swej epifanii zwycięsko! Inaczej — zgiń w bólu, cierpieniu, rzucasz na siebie klątwę sam! Armie łagodnych, niewolników już krzyczą wściekle jak owce, gdy są prowadzone w rzeźnie Tanatosa! Musisz ponieść ryzyko, jeżeli chcesz kształtować porządek, aby komanderować, pokonywać! Tam gdzie inni polegli, tam ujarzmiasz świat Ty!
Niechże twoje myśli a idee lotne, gwiezdne rozprzestrzeniają się płodnie przez wszystkie światy w szarży, bądź pierwszy rangą, wielki zrozumieniem, okropny we wglądzie, mądry jako smok co rozpościera swe skrzydła poprzez światy! Niechże oceany głębi, kosmicznych przestrzeni Posejdona będą zawstydzone otchłanią twojego umysłu, substancji gwiazd, gloryfikowany, dziecię czasu, powstajesz jako zdyscyplinowany mistrz co rozdziela fortuny, a siły poprzez strumienie światów, kierując nimi w perfekcyjnie opanowanym obłędzie świata, jego wielorakiej płodności!
Zatrzymujesz się dla siebie? Straciłeś już swoją głową, Akefalosie! Co próbujesz zatrzymać? Mdłe poruszenia twego małpiego umysłu? Rygor uchwycenia momentów, melancholię odchodzącego czasu? Twój umysł potrójnie zdobył, jest zachowany jak pryzmat, twoje serce potrójnie unieśmiertelnione w złocie, jest światłem pryzmatu! Kartografie! Pragniesz rozrysować nową mapę spraw, o których inni nie śnili, weź swe narzędzia, unaoczniając otchłanie a światy transcendentne!
W tymże domu mieszkają twoje siły, sekretem zrozumienia jest władza sprawiedliwości kosmicznej, sekretem berła, synu, córko Niebios jest ciągła szarża, wywalczona pozycja wyższych atrybutów co rozbrzmiewają przez świat — tam zyskasz posłuch u światów, ponieważ ci co jedni ze światem, są komanderami żywotnej boskiej ekspresji! Niechże twoi wrogowie zapadną się pod ziemię, kąsając niewolniczą zawiścią, zawstydzeni twoimi podbojami, onieśmieleni twoją wielkością, umniejszając wszystko czego nigdy nie zdobyli, czego nigdy nie przeżyli, ich natury podobne pędrakom! Słowo “wróg” jest słowem obcego, bezsilnego w lustrze swoich zakłamań!
Niebiosa otrzymują impresje? Stoją niepokonane, to tyś jest pod ich wrażeniem! Jednak oddawaj wielkie impresje jak Bogowie, jaśniej płomiennie, będziesz z nimi jeden, jedna, działając jak kobra królewska, jak lew, jak kondor! Nikt nie stanie w opozycji do tych co są sprzymierzeni z najwyższymi, największymi siłami świata. Niebiosa ich wspierają, piekła ich wznoszą, otchłań patrzy przez nich, transcendentne świat błyszczą przez nich w glorii!
Szukasz tego w swoich studiach? W swoim akcie? Bądź przeklęty, ty poszukiwaczu co powstaje z życiem Niebios, jest naturalne, zagrodzą ci drogę podboju! Jeśliś w niemocy błysku sztormu wielkości, jakże chcesz być naśladowcą? Dopóki nie zrozumiesz, nie obejmiesz kosmicznej siły, boskości świata, będąc z nią jedną, kosmiczny szwindlarzu, będziesz podążał projekcjami małej historii, żałosnych powtórzeń. Urwij się z łańcucha, jarzma historii! Stań pośrodku starożytnych, ogromnym wzrokiem obejrzyj wszystkie wydarzenia świata, przyjrzyj się im, wyzwól z teraźniejszości!
Chcesz być jako Bogowie? Bądź jak Bogowie! Nie jak świnie, co myślą że są Bogami. Bogowie do Bogów! Chcesz odnieść to do ziemi, Tybilu drzew życia? Już wiesz! Czytasz świat jako filozof-alchemik, cesarz-mag! Błocić się w szczegółach nie przystoi, przeszkodą intuicji wstrzemięźliwość wielkości, pozwól siłom się prowadzić, twój umysł, tkanina świata to jedno, reszta jest strukturą, zawartością, duchami, muzami, upiorami czasu!
Jeżeli nie wiesz co chcesz zrobić, nie waż się zaczynać, doprowadzisz innych do ruiny! Jeżeli twoje motywy niejasne, urojone, powstrzymaj się! Będziesz ruiną innych, a siebie! Jeżeli jesteś pewien, przejrzysty dla niebios, krystaliczny w zamierzeniach, nie zatrzymuj się dopóki nie podbijesz! Świat jest jedynie siecią w którą się dajesz złapać, aby pociągnąć ją za sobą, dopóki nie rozerwiesz złudzeń, tam staniesz wolny! Taki był sekret niebiańskich córek i synów, ten co to pojął, jest człowiekiem drogi!
— Wasz, młode lwy, lwice — stary, zmęczony duch.
Strojenie
Większość niezrozumienia filozofii starożytnych nie bierze się z ich infantylizmu, bierze się ona z infantylizmu współczesnych, których umysły prędzej potraktują fundamentalnie, bez wglądu, najpiękniejsze z filozofii, aniżeli wnikną w umysł geniuszu antyku. Bawią się nimi jak suchymi zabawkami, odrzucając je w kąt gdy im się znudzą, lub traktują jako pozbawioną pasji akademicką dyscyplinę. Jednak czasem — czasem ktoś przejrzy błyskotliwy umysł przeszłości, genialną rozpiętość umysłu, dogłębne zrozumienie myśli, nie odrzucanej w kąt jako “zbyt prosta, albo prymitywna”. W istocie zrozumienie czegoś jest tożsame z wnikliwością, jeżeli nic nie rozumiemy, albo patrzymy fundamentalnie na powierzchnię sprawy, świadczy to jedynie albo o naszym lenistwie, braku zainteresowania, albo ignorancji — ale nigdy o zrozumieniu.
Chciałbym rozpocząć ten rozdział od analogii Nicolasa Cusanusa, który genialnie rozwinął teorię wzrostu monadycznego, pitagorejskiej Tetraktydy, jako wzrost niekończących się wzorów matematycznych, które powstają z jedności, zawierając się w niej. Łącząc to z ideą Nolańczyka, Giordana Bruno, pojawiamy się blisko filozofii współczesnej matematyki — tj. Nauki o relacjach zachodzących między wzorami: z jednej strony mamy niekończące się biblioteki matematyczne, z drugiej wieczną zmianę, wzajemność odniesienia, immensywność. Ruch w istocie jest definiowany przez zmianę.
Bruno pisał w ‘De Immenso’, iż indywiduum nie jest nigdy skończone, poszukując form, nieskończoność wszystkiego powołuje coraz to nowsze formy jako potencjał, możliwość, recepcję, zmienność, materię. Ta genialna myśl odnosi się zarówno do języka matematyki, jak do fizyki, filozofii naturalnej, metafizyki i magii. Ma to poważne implikacje w alchemii kosmosu, podlegając ciągłej rektyfikacji, aktualizacji form, nie tylko w drodze ewolucji biologicznej, ale także sublimacji duchowej, powstaje wielości niecielesnych sił, w rozmaitych naturach, funkcjach, wielkościach, inklinacjach, o wielu maskach i tożsamościach, jednak delimitowane przez głębokie prawa świata, a także limit form, a priori w topografii entropii organizacji wbudowanej w te prawa. Zatem od Jedni i samotożsamości aż po chaos wielokształtnych sił co w radykalnym punkcie są gwałtownymi formami, w punkcie zerowym totalnym potencjałem przyobleczenia się w punkt Monady, od sił kreatywnych, po receptywne formy, poprzez gradację, emanację, harmonię i dysharmonię definiowaną przez inicjację, utrwalenie, regenerację, rozpad, rozkład, zniszczenie, cykle czasów, zróżnicowane poziomy sił transcendentnych, generacyjnych, metamorficznych i kosmicznych.
Wkracza tu pojęcie “Minima”, która w ujęciu Giordana Bruna jest zgrupowaną różnorodną wielością, która jest w wiecznym ruchu, w ciągłych metamorfozach, lecz zawsze z inklinacją do powrotu do swojej natury, miejsca, zgodnie ze swoimi prawami i prawami głębszymi. Na tym miał polegać kosmiczny metabolizm, śmierć zatem jest tylko przechodnią wartością, jako zmiana aspektu substancji. Nicolas Cusanus widział zbawienie, czy jak wolę rozumować — wyzwolenie po zwieńczonym, heroicznym życiu jako linia zjednoczenia pomiędzy przeciwnościami; Nolańczyk pisał podobnie: “Ten, co znałby największe sekrety natury powinien kontemplować maximę i minimę przeciwstawnych ciał. Bowiem wielkie magisterium [magia] powinno ukoronować pracę przez wykrycie przeciwieństw, po tym jak znalazły punkt zjednoczenia. Tak jak zmysły, co stymulują umysł, umysł odbija ideę, a wszystko jest integralne w odkrywaniu metafizycznych praw, poszukując magii, praktykując ją, w zgodzie z analogią praw, które są tożsame z prawdą, bowiem gdzie szukać prawdy, jak nie z konieczności natur które wskazują ku sobie, podążając zgodnie ze swoją tożsamością? Chińska koncepcja natury jest podobna definicji prawdy, “zi ran” może być przetłumaczona jako “tako z siebie” lub “tako ze swojej zgody”. Sugeruje to spontaniczność prawdy jako samotożsamości, zamiast wskazując ku jej obiektywności.
Ze względu na złożoność systemów światów i ich praw, można śmiało założyć że rezultaty magii nie są pewne, a jedynie potencjalne, nie są obiektywne, a jedynie inter-relacyjne, tj. W określonym wewnętrznie spójnym systemie mogą zadziałać w interakcji z innymi. Należy być szczerym; nie możemy dowieść efektów działania magii metodą naukową, a jedynie subiektywnie lub inter-subiektywnie je stwierdzić, większość magicznych fenomenów jest nie do rozwiązania linearnym umysłem, a te które są, rzadko się stabilizują.
Jest to sztuka delikatna, która wymaga powagi, jest podobna pracy zegarmistrza, ale także sztukmistrza co tworzy porcelanowe, filigranowe figurki, jednak potrafi w nich zawrzeć i subtelność i sztormy. Jest to sztuka niebezpieczna, jako że mieszając się ze światami niewidzialnymi, narażamy też swój umysł na wiele groźnych reakcji, cytując Konfucjusza: “Trzymaj światy duchowe i Bogów na dystans, ale przede wszystkim je szanuj”. Jest to sztuka zdradliwa, pełna możliwych urojeń, źle zainwestowanych wierzeń, nieszczerego podejścia do świata, zastawiająca pułapki na nieprzygotowany umysł. Jest to sztuka która wymaga dokładnego rozeznania w terytorium swojego działania, jest pewnym krokiem wiary ślepca, a do ślepców możemy się przyrównać — jednak stąpamy pewnie po ziemi, wiedząc dokąd idziemy, a także rozumiemy z pewną wprawą, jak omijać większe przeszkody. Tu, wymagany jest nie tylko Horusowy krok wiary inicjata — Parsifala, ale także zaangażowanie, motywacja podtrzymująca pracę i pamięć wybitna, która zachowuje trofea, a także operacyjną wiedzę o działaniach i technologiach magicznych.
Możemy wyekstrahować część ogólnych praw działania magii, ale są to prawa dynamiczne, przy dużej ilości zmiennych, a także różnorodnych prawach wchodzących w interakcję, mogą się nawzajem anulować, kumulować, wchodzić w komplementarność, lub kompatybilne działanie. Zatem ważna jest zdolność dynamicznej improwizacji, aby dorównać kroku zmieniającym się regułom gry, aby grać strategicznie tam gdzie są trwałe.
Wprawny mag to osoba, która podchodzi apofatycznie do własnych działań, z rozsądkiem, pewną dozą sceptycyzmu, ale pozytywnie afirmacyjnego, nie spoczywając na laurach, gdy oto — efekt jego pracy jest widoczny. Mag, który chce się zajmować magią wysoką jest cierpliwy, widząc efekty swoich działań po tygodniach, miesiącach, latach, te natychmiastowe są mało imponujące, z niepewnych źródeł magii personalnej, a także często wiążące.
Jest to osoba, która ma nieskończony arsenał “mogę”, ale wie, że działa w systemie ograniczeń świata fenomenów, wie też, że działa się bez względu na to czy coś prowadzi do rezultatów czy nie, ale bez upartego brnięcia w błąd. Eksperymentuje, aż do wytrenowania sobie zdolności wprawnej operacji technikami, które udowodniły swoją skuteczność. Na koniec i przede wszystkim, jest to osoba z wizją, która chce implementować swoje idee, a także wznieść się ponad świat działając z wyższymi światami. Filozof-mag jest w świecie, ale poza nim, jest architektem, ale nie podlega swojej idei, eksponuje większą wolę świata, ale zachowuje indywiduację, która jest źródłem jego geniuszu, a także esencją jego inklinacji i natury, tą odkrywa pośród niezliczonych innych.
Filozofia magiczna nie jest rekreacyjną zabawką iluzjonisty, ani osoby która chce się wzbogacić, zdobyć przedmioty, znaleźć miłość, czy władzę, czy sławę, te ostatnie sprawy należą do sfery ziemskiej, mogą one być zależne od fortun życia, merytokratycznej etyki pracy, natomiast nie prostytuuje się dla nich magii wysokiej.
Punktem zrozumienia jest odkrycie, jakie działania w istocie prowadzą do rezultatów. Pole działań rytualnych, energetycznych, teurgicznych, ceremonialnych ogranicza jedynie wyobraźnia, natomiast efekt zawsze jest delimitowany tym, co zostało stwierdzone jako bezcelowe, lub nieskuteczne, niekiedy może być takim tylko tymczasowe — umiejętności które nie pochodzą od nas, ale działają na mocy Bogów, pół-bogów, aniołów, daimonów, zmarłych, czy światów chtonicznych nie należą do nas, są wypożyczone. Oczywiście sama hierarchiczna klasyfikacja istnień jest umowna, jednak to nie czas na pisanie bestiariuszy bogactwa tych światów!
Niektóre osoby mogą często błądzić na pustyni całe życie, dlatego często też odkłada się magię do fantazmatów ludzkiej wyobraźni, po czym wszelkie próby dalszego szkolenia są zażegnane. Podobnie jest z osobami, które będą przerażone swoimi przygodami, lekkim moczeniem palcy w sztukach magicznych, bez zaangażowania, bez poświęceń, bez zrozumienia. O ileż dobrze! Eliminuje to osoby zniechęcone, znudzone, zastraszone, niezaangażowane, a także zacietrzewionych idiotów. Te pierwsze wrócą do swojego zwyczajowego życia, odnajdując w nim szczęście na swoją miarę, te drugie znajdą uciechy w swoich przyjemnościach, te trzecie będą szukać rozwiązania ich lęków w religiach, które skompensują ich bezradność, strach, a następne zaangażują się w coś bliższego ich powołaniu. Te ostatnie nie będą stwarzać zagrożenia dla siebie i innych, a także nie będą dawać złego imienia praktykom okultystycznym. Nieudany amator, który uważa się za maga, najczęściej pozostaje głupcem, albo wkracza w grono bigotów religijnych, lub zostawia metafizykę i magię za sobą, chełpiąc się tym, że “już wie”, że “już był oświecony”, patrząc z góry na osoby drogi, choć nigdy nawet nie zbliżył się do misteriów. Mistrzostwa się nie osiąga za życia, do mistrzostwa przez życie się dąży — gdy ta droga napełnia się zaangażowaniem, powagą, poświęceniem, pasją, radością, jest najpiękniejszą, godną czynnością która przybliża nas do gwiazd, a także czyni z nas prawdziwych ludzi.
O ile polem działań magii jest świadomość, fenomeny są jej substancją, natomiast nie jest to świadomość zredukowana do sprawczości na własnym umyśle, ale na interakcji ze światami niewidzialnymi, a także umysłami, wolą, sercami, duszami innych ludzi i istot, czy to w kolektywie, czy indywidualnie.
Kapłan-mag jest pasterzem-królem w rozumieniu chaldejskim, wytycza nowe kierunki, tradycje, utrwala wartości, reformuje logos, w ciszy porusza górami w niedostrzegalny dla innych sposób, za przyzwoleniem sił świata jest ich powiernikiem, jest jednocześnie fortecą która zapobiega chaotycznym światom na wejście w świat, jest katalizatorem i negocjatorem sił które regulują, które interweniują.
Magia jest mądrą sztuką dostrzegania efektów wytwarzanych w świecie pośród przyczynowości w sposób, który wyłuskuje rzeczywiste wzorce działania procesu magicznego, odrzucając błędy poznawcze, urojenia, oślepiające fortele, zaciemnienia dot. Zarówno świata, jak też własnej osoby — a o to drugie najłatwiej, bowiem najskuteczniej oszukujemy sami siebie.
Magiczny racjonalizm (sic!) to w istocie klarowne, dokładne, precyzyjne, strategiczne, taktyczne widzenie świata, jego przyczynowości, a także angażowanie się w tkanie własnych sieci przyczynowych, obserwacja siebie, świata w sposób neutralnie zaangażowany, tj. Nie podlegający zaburzeniom percepcji, perfekcyjnie wyłączony z morza fenomenów, idealnie odłączony od swojego strumienia procesów mentalnych, jednocześnie doskonale zaangażowany w swoją prace, władający percepcją, a także procesami poznawczo-emotywnymi.
Autoterapia i trening osobowości
Ciężko kształtować się jako osoba nie wychodząc naprzeciw konfrontacyjnym zmianom, które oferuje świat, a także nasza wewnętrzna dynamika psychiczna. Największym sekretem jest świadoma celowość i sterowność autonomicznej strategii psychologicznej. Każdy z nas dysponuje pewnym materiałem psychicznym, wolnymi zasobami energii mentalnej, a także cięższymi, trwalszymi tendencjami charakteru, natur; w jaki sposób pokierujemy tą energią psychiczną, którą rozwiążemy, w jakim kierunku ją zwiążemy, gdzie ją zainwestujemy, w jaki sposób zdyscyplinujemy, zależy od aranżacji naszych celów, kompozycji procesów i punktów rozwiązań, do których chcemy dotrzeć. Zmiany te mogą trwać dniami, tygodniami, miesiącami, lub latami. Należy jednak zacząć. W Buddyźmie istnieje rodzaj przysiąg, które są składane na godzinę, na dobę, na miesiąc. Łatwiej jest opanować materiał jeżeli dzielimy go na mniejsze segmenty czasu, łatwiej też dotrzymać obietnicy danej sobie, która trwa mniej niż rok, czy miesiąc. Przede wszystkim w jakichkolwiek działaniach wymagana jest dyscyplina przystąpienia, trwania, jak i skończenia. Jeżeli przystępujemy do czytania książki, ale nie możemy się skoncentrować, bo materiał jest zbyt trudny, nie odkładamy jej na bok, ale koncentrujemy się przełamując impas. Może nie opanujemy materiału w wystarczającym stopniu, ale oswajamy materiał, ćwicząc koncentrację. Stawiając sobie poprzeczkę wyżej, trenujemy umysł, a także dowiadujemy się jakich elementów nam brakuje, aby doszło do przełomu w zrozumieniu, ćwiczeniu, działaniu. W podobny sposób podchodzimy do treningu charakteru: czy będzie to trening wartości, cnót, inteligencji, inklinacji, prowadzenia się, czy terapii — wszystko jest w zasięgu ręki.
Najwyższym celem dojrzałego treningu jest auto-terapia, czyli dojścia do punktu w którym jesteśmy świadomi czego potrzebujemy, a zatem wiemy gdzie, jak, kiedy powinniśmy się kształtować, w jakim celu, jakimi metodami, a także które sprawy chcemy z siebie wykorzenić, wiedząc jak do tego podejść, stosując motywację do cech które chcemy zasilić, zasadzając te, które chcemy stworzyć, a także antidota wobec tych przywar, których chcemy się pozbyć.
Jest to sposób na połączenie poznania siebie z dojrzałym kierowaniem swoją osobą, aby ją pogłębiać. Jest to szczególnie ważne w sytuacjach, w których nasz umysł może być wykorzystany przeciwko nam, przez “drugą stronę”, ale także osoby skłonne do manipulacji, lub korupcji, tj. Najłatwiej wykorzystać, zmanipulować osoby które nie mają wewnętrznego systemu wartości, rozeznania, nie mają kręgosłupa, ani inteligencji aby rozróżnić w jaki sposób się je wykorzystuje, albo takie w których więcej jest cynizmu, aniżeli Makiawelizmu.
Niekiedy taki system rozróżniania wykształca się w konfrontacji z napięciami psychicznymi, gdy człowiek rzeźbie się w tarciu natur, sytuacji, wyrabiając sobie metody, osąd, decyzyjność! O ileż bardziej świadomy, jeżeli ma narzędzia ku temu, aby kształcić się podczas tych nieuniknionych procesów! Zdobywa znacznie szybciej dojrzałość, mądrość, rozeznanie: w przeciągu paru miesięcy, a nie po latach. Niektórzy patrzą wstecz na zmarnowane lata, gdy utknęli w jakimś kompleksie psychicznym, który przecież był do rozwiązania, albo nie orientują się aż do śmierci, bo było powodem ich wewnętrznych blokad, choć mogli osiągnąć tak wiele!
“Ah, gdybym tylko wiedział wcześniej!” — można sobie powtarzać. Istotne jest, aby wiedzieć teraz! Osoby poddane treningowi są lepiej przygotowane na rozmaite wydarzenia, aniżeli te, które uczą się, bo są do tego zmuszone, uwięzione w sytuacji, wyrzucone na głębokie wody, muszą sobie radzić, improwizować, aby przetrwać! Co więcej, uczenie się na błędach innych jest wskazane — jest do tego potrzebny zmysł obserwacyjny, a także pewna powaga w przyswajaniu informacji, niekiedy należy się samemu sparzyć — ale niech to będą sytuacje nieznane, a nie takie, których można było uniknąć!
Benjamin Franklin (1706—1790) wynalazł metodę poprawy swojego charakteru przez oznaczeniu paru głównych zalet, do których dążył, a następnie notował je na punktowej macierzy tak, aby być ich świadomym i obserwować zmiany, a pod koniec dnia rekapitulując czy rzeczywiście odniósł sukces w ich kształtowaniu i dotrzymywaniu kroku zamierzonym działaniom. W każdy dzień tygodnia oznaczał cnoty do których aspirował na odpowiedniej skali. Uczy to nie tylko rekapitulacji, ale reminiscencji. Zaadoptowałem jego system do próby podążania za wartościami Republiki Rzymskiej, kontemplując te wartości, których użyteczności można dowieść rozsądkiem, a także zastanawiając się jak mogą mnie usprawnić, w których domenach życia mogą nas wnieść do bardziej szlachetnych rzeczy, a także w jaki sposób mogą wywrzeć wpływ na innych, lub usprawnić z nimi komunikację. Na końcu, a co najważniejsze — w jaki sposób je utrwalić i wcielić w korpus naszego charakteru. Świat mógł dawno zapomnieć o takich wartościach, ale trzymanie chociażby części tych zalet w swojej duszy, sprawia że realizujemy człowieczeństwo w pełniejszym stopniu, żyjąc w zgodzie ze swoim wewnętrznym Geniuszem w przypadku mężczyzn, lub Junoną w przypadku kobiet. Najważniejsza jest pamięć o mądrości, o technikach, o umiejętnościach którą odkryliśmy w sobie, często nawołuje kiedy zapominamy, jednak powinniśmy ją też nakłaniać do przybycia, każda księga przypomnień jest ważna, każda księga którą mamy w umyśle i w sercu niezbędna aby nie stracić tego, co w takim trudzie wywalczyliśmy. Prawda, Aletheia jest przeciwieństwem rzeki zapomnienie — Lethe.
Asobimanabu
Termin ten był ukuty przez Fujiki Hayato, składa się z “Manabu”, tj. studiować, uczyć się. Natomiast “Asabu” oznacza, generalnie “zabawę w rzeczywistość”. Najszczerszym magiem jest dziecko podczas zabawy, jego gra jest autentyczna, jego oryginalność brzmi jak grzmot poprzez światy. Podobna jest gra szaleńca, podobna do gry matki natury co rozpętuję swój obłęd w burzy. Gdy dziecko dojrzewa w swojej zabawie, a szaleniec pokonuje delirium, kierując swą pasją od świata, przez świat, dla świata, a także w świat, staje się prawdziwym człowiekiem drogi — kosmicznym szwindlarzem po prawicy Bogów, jako mały bóg.
Zatrzymałem na chwilę uwagę na grach w które wszyscy gramy, te wysublimowane gdy których uczymy się od dziecka, co zmieniają się przez wieki poprzez psycho-społeczne siły, konstelacje, aranżacje, kalibracje. Są one wbudowane w ducha ludzkości od człowieczej infancji aż do dojrzałości. Szczęśliwe gry, mizerne gry, radosne gry, okrutne gry, gry cnót, a także gry przywar. Z wiekiem dodajemy im więcej ciężaru, powagi, gdy stają się bardziej złożone, oddajemy się im niepomni ich poprzedniej przyczynki, kształtu, motywu, celu.
Gdy jesteśmy dziećmi biegnąc radośnie, wiemy że to radość, kiedy uderzymy drugie dziecko w złości lub z przekory, sprawiamy że płacze albo nam oddaje, kiedy protestujemy i złościmy się, tupiemy nogą, płaczemy, krzyczymy. Czym jest zatem dojrzałość? Czy jest to odejście od dziecka, czy wysubtelnienie, rektyfikacja wszystkich jego instynktów w coś wyższego, dostojniejszego, czy jest to wzrost w dojrzałe, silne drzewo poprzez usynowienie, ucórkowienie się jako dojrzały człowiek. Gdy jesteśmy gotowi wziąć własne wychowanie w swoje ręce, odebrać je automatyzmom, zaopiekować się sobą, zaczynamy być dojrzali. Czy najbardziej dojrzali i doświadczeni nie są bardzo mądrymi dziećmi, patrzących na grę bardzo poważnych dorosłych dzieci? Ci drudzy zapomnieli o obrazie swojego dzieciństwa, jednak zachowują się dokładnie jak rozpieszczone dzieci! Gdy czują się zdradzeni — płaczą, gdy inny zarabia więcej — czują złość, gdy ktoś nie chce się z nimi bawić na ich sposób — uderzają go łopatką, albo obrażają się śmiertelnie! Dlatego Asobimanabu!
Gramy świadomie w bycie kurtuazyjnym, gramy w bycie okropnymi i zezłoszczonymi, gramy w gry innych dzieci, gramy bycie wyedukowanymi i pełnymi władzy, gramy w to wszystko. Jeżeli ma to jakiekolwiek odniesienie do rzeczywistości — och, musimy grać w bardzo poważną grę! Jednak angażujemy się jedynie w iluzję, abstrakcyjną grę symboli. Gdy byłem dzieckiem, moja matka powiedziała mi przed egzaminem z fortepianu: “Nie bój się ludzi statusu, egzaminatorów, wyobraź sobie że siedzą na toalecie, czy są inni od Ciebie?”. Była to prawda zapamiętana poprzez całe moje życie, choć szanuję ludzi substancji, co wyprowadziłem z rozsądku i obserwacji, do których skłaniała mnie moja zaciekawiona natura, nigdy nie czułem się gorzej, ani zastraszony, ani skonsternowany czy onieśmielony przez kogokolwiek posiadającego władzę, bogactwo, czy sławę.
Nie uważam tych wartości za ważne, moja tendencja idzie w kierunku cnót idei, a nie pochodnych świata losu, fortun, szans, środków i środowisk. Prędzej skinąłbym głową z szacunkiem na mądrego, człowieczego żebraka, aniżeli klauna władzy, albo uzbrojonego po zęby zastraszonego w środku dudka, który wrósł w fałszywy pancerz siły.
Następnym razem gdy robicie coś ważnego pomyślcie, że jest to gra: “gracie w pójście do pracy”, “gracie w pracę”, “bawicie się w otrzymywanie wynagrodzenia”. Nie sprawia to, że nie traktujemy poważnie tego co robimy, ale nie trzymamy się tak sztywno wszystkich spraw, które odciągają nas od esencji spraw życia. Jest to prosty zabieg poznawczy, nie kosztuje nas to nic, ale spędza z powiek zamartwianie się na śmierć sprawami które nie powinny mieć tak wielkiej wagi ani władzy nad nami. Następnym razem gdy pokłócisz się z kimś, pomyśl że to gra, przypatrz się sobie z zewnątrz. Kiedyś pokłóciłem się kiedyś ze swoją ukochaną, w ramach zgody zaproponowałem jej grę — wziąłem dwie kukiełki, jedna przedstawiała mnie, druga ją. Graliśmy siebie, kłóciliśmy się przez kukiełki w ten sam sposób — mieliśmy mnóstwo ubawu, a potem gdy oprzytomnieliśmy, realizując sobie jak głupia była cała sytuacja, wpadliśmy sobie w objęcia, uważając durną kłótnię za niebyłą.
Otrzymujemy ból, cierpimy, jednak staramy się — gdy to możliwe — odnajdywać rozwiązania, zaciskać zęby, przegryzać się przez zły czas, pokonywać impas, jak dziecko które jest okaleczone, albo bite, przygryza zęby, nie rozumiejąc dlaczego, rozwija się w nim ból, poczucie krzywdy. Po jakimś czasie zaczyna sie uodparniać, ale jednocześnie — patrzeć inaczej na świat przez pryzmat okrucieństw które otrzymało. Gdy dorastamy staramy się grać w sposób, który przerasta ból otrzymany, znajdywać wewnętrzne rozwiązania, w istocie, lecząc dziecko w sobie, które otrzymuje ciosy przez życia. Jako dorośli rośniemy w zmęczenie, napięcie, stres, stajemy się bardziej zdyscyplinowani i sztywni, bardziej dominujący i agresywni, zgorzkniali, jeżeli ból otrzymany jest nieproporcjonalny do jego rozwiązań, sposobów jego pokonania, oczyszczenia, wyleczenia. W końcu są limity tego, co może znieść umysł, serce, czy dusza, w pierwszym przypadku jest to neuroplastyczność, warunkowanie, poznawczość, wrażliwość, w drugim jest to czucie, afekt, sprawy emocjonalne, w trzecim wzrost w harmonii, lub deprywacja, deformacja, obumarcie i zniszczenie. Te procesy są sprzężone ze sobą, jako że umysł jest interfejsem który działa z emocjami, dusza jest pasywnym odbiorcą, ale i katalizatorem głębszych doznań.
Podobnie jest z nauką. Wyedukowany człowiek myli się niekiedy, bo też podlega błędom poznawczym. Jednak nauka jest zabawą, podobnie jak powinna nią być edukacja, jest to sposób grania myślami, odczuwania przyjemności z zabawy ideą. Gdy dziecko buduje zamek z piasku blisko morza, budujemy małe zamki idei z tej substancji myśli, wiedzy, które są dostępne. Jakże to przyjemne, gdy stworzymy nową ideę, wygenerujemy nową wiedzę, przearanżujemy grę szklanych paciorków aby otrzymać genialne rozwiązanie! A gdy ktoś przechodzi obok, patrząc na to, co wybudowaliśmy, może powiedzieć: “To naprawdę fajny zamek!”. Lub, wręcz przeciwnie, kopnąć naszą ulubioną wieżę, skacząc po zamku, kopiąc w piach dookoła.
Obie drogi są naturalne, ale druga ścieżka sprawia, że dziecko płacze, albo jest pełne goryczy. Teraz, czy zemści się, czy też będzie trzymać urazę przeciwko “światu, które je skrzywdził”, choć była to tylko instancja jednej nieprzyjemnej sytuacji, zależy od perspektywy, osądu, rozróżnienia i dystansu. Jeżeli Bogowie, Boginie i jednocząca ich prowidencja, unia, widzieliby nas jako cokolwiek innego niż bandę dzieciaków, którzy szukają zła, dobra, co krzywdzą się nawzajem, angażując w serię morderstw, wojen, albo eksploatując jedno drugiego, albo wręcz przeciwnie, budując wspólnoty, republiki, współpracując, ufają sobie w sile, zrozumieniu, powstając razem, musi to być całkiem intrygujący cyrk boskich małp, dzieciaków, których gry w boskim chaosie i porządku — obserwują!
Marsz Planet
Zapaliłem świece w pokoju, przygotowałem umysł i miejsce na ceremonię. Gdy usadowiłem się na poduszce zafu, “Planety” Gustawa Holsta dobywały się z głośników, pokłoniłem się kardynalnym kierunkom, a między moimi ramionami umieściłem sfery gwiazd. Pode mną, nade mną, we wszech kierunkach rozciągała się nieskończoność gwiazd i galaktyk, wokół smocze ciała poruszające się falami przez wszechświat tańczyły na moich dłoniach, otulony w szaty Magna Mater, Hieros Hieros, mój duch jaśniejący między brwiami radośnie promieniał, przytulony przez kwintesencję duszy Wszechświata, w której dawał narodziny Rosa Mundi, drgającej, żywej, pięknej pneumie o kształcie wielopłatkowej róży. Inwokowałem Bóstwa, z którymi współbrzmiałem, te, które byli dla mnie najlepszymi przyjaciółmi w znoju i szczęściu, których Ka mocarniejsze niż moja z dawna zamordowana dusza.
Wracając do kompozycji Gustawa Holsta, wpierw Mars, wysłałem intencję o pośrednika, angeli bonum, agathos daimona, aby otrzymać jego przekazy na czas pracy z archontami sfer i planet, tak, aby pracowali nad moją naturą zgodnie z moim starym życzeniem, aby ze zbiorów moich poruszeń na ziemi wybudować doskonały pośmiertny umysł w eterycznym ciele młodego bóstwa, nowy dom mojej świadomości, sumacja tych wszystkich rzeczy mojego życia, które rezonowały z wyższymi oktawami harmonii, rewolucji, obrotów sfer niebieskich, głębię mojego czucia i intelektu w każdej najpiękniejszej instancji. W ten sposób wchłaniałem część szlifów i rzeźbień tychże natur na ziemi, mój geniusz, inklinacja zindywidualizowana, maska Boskości, zharmonizowana z całością ekspresji kosmicznego pędu życiowego. Każda z planetarnych sfer była koncentrowana przeze mnie, jakbym był pryzmatem, interpretując moją naturę przez swoje jakości, w moim umyśle pojawiła się Mars i Neria z Picatrix, piękna, dostojna para, nagle znalazłem się w wojennym sztormie, wycofując miecz przed cięciem, potem znalazłem się w Japonii kontemplując wskazania mistrza Dogena z mieczem przede mną, który nie miał prawa pić krwi bez wskazania od mistrza, przypomniałem sobie Hagakure Yamamoto Tsunemoto (1659–1719 n.e.), zrozumiałem, że ostrzem i tarczą jestem ja sam, a te artefakty są jedynie narzędziami woli. Przenosiłem się między maleficznymi, a beneficznymi aspektami sfer, mając słowa wielkiego Al-Kabisiego w pamięci, wkraczałem w Mitraicką świątynię-jaskinię sfer, przechodząc w pokorze przez kolejne stopnie, okrążając świątynię wzdłuż konstelacji, zodiaku i planet, wznosząc swe pochodnie: Cautes, Cautopates.