E-book
44.1
drukowana A5
55
drukowana A5
Kolorowa
77.07
My Uniqueverse

Bezpłatny fragment - My Uniqueverse

[ mój unikalny wszechświat ]


Objętość:
215 str.
ISBN:
978-83-8369-645-4
E-book
za 44.1
drukowana A5
za 55
drukowana A5
Kolorowa
za 77.07

Musisz być sobą!

Nie unikniesz tego, kim jesteś, więc nie uciekaj już więcej.

Naprawdę nie ma innej drogi — sam to sobie powiedziałeś dzisiaj w nocy i podczas wielu innych okazji!

Poznaj prawdę i żyj nią, a ona cię wyzwoli!

Największy dar, jaki sobie możesz dać, to uznać fakt, że wszystko, co sobie dałeś, jest darem.

Wszechświat konspiruje, aby spełnić Twoje pragnienia!

Przestań więc szukać i błądzić, bo wszystko już tu jest.

Twoja Prawda jest bardzo prosta.

Musisz po prostu się nią dzielić, akceptując to, kim jesteś.

Dusza

Wiem, że jestem na Ziemi po to, aby świecić Światłem i dzielić się szczerze swoją podróżą. Wiem, że rzeczy, które tu opisuję, doświadcza bardzo wielu ludzi. Ja po prostu mam chęć i odwagę o tym napisać szczerze, choć nie jest to łatwe zadanie!

Nie mam zamiaru niczego udawać, żeby tworzyć jakiś rodzaj persony, czy iluzji „oświeconej” tożsamości. Choć zauważyłem, że wśród wielu jest taki trend. Zawsze kierowała mną Prawda i serce, i zawsze będzie mną kierować.

Człowiek

Co Jest Ważne?

Co jest dla mnie ważne w życiu?
Wiele razy zadawałem sobie to pytanie i w zasadzie za każdym razem dochodziłem do tej samej odpowiedzi.

Najważniejsze dla mnie w życiu to pozostać zmysłowym i wolnym od iluzji czasu oraz masowej świadomości.

Bo masowa świadomość nie jest zmysłowa.

A teraz jeszcze bardziej zmierza w kierunku uzależnienia od umysłu i jego elektronicznej wersji, zwanej Internetem i Sztuczną Inteligencją.

Oczywiście, czas jest tutaj jednym z batów, którymi masowa świadomość chłoszcze ludzkie umysły, aby zahipnotyzować je do braku świadomości własnej. Ludzie coraz bardziej się spieszą i mają coraz mniej czasu, ponieważ są coraz bardziej zagonieni w iluzji walki o przetrwanie.

Ludzie mają coraz mniej czasu, aby być obecnymi i naprawdę czuć. To bardzo poważny problem.

I właśnie dlatego dla mnie najważniejsze w życiu to nie wkręcić się w tę pajęczynę, i nie zostać kolejną muchą pająka, zwanego Matrix, którego ja właściwie nazywam MassTriX, ponieważ to masowa świadomość, która używa wszelkich trików, aby zniewolić ludzki umysł. O czym zresztą będę tu dużo pisał.

Najważniejsze dla mnie to pozostać zmysłowym, a więc świadomym. Nic innego nie daje spełnienia… Ani największe bogactwa, ani nawet władza czy poczucie mocy — nic nie zastąpi słodyczy bycia istotą prawdziwie czującą.

A dziś w nocy obudziłem się jak zwykle tuż przed świtem.

Siedziałem w fotelu w wielkiej ciszy.

Na początku chciałem od niej uciec i zrobić sobie coś do jedzenia, ale nagle sobie zdałem sprawę, że przecież wcale nie jestem głodny!

Siedziałem więc tylko i oddychałem głęboko, poddając się uczuciom, które płynęły, choć nie były zbyt przyjemne i mój umysł próbował mnie od nich odwieść, znieczulić mnie…

Pozostałem jednak w swoim ciele i jego doznaniach, i nagle zdałem sobie sprawę, że jest tylko jedna rzecz, której pragnę w życiu. Jest tylko jedno, czego chcę doświadczać. A jest to…

Ciepło.

Słodycz miłości, której nigdy nie zrozumiem i nawet nie chcę rozumieć. Ja chcę ją tylko czuć i w niej stawać się… nią samą.

Ciepłą obecnością Życia… które kocha.

Rozpuściłem się w tym uczuciu i zacząłem płakać bardzo przyjemnymi i słodkimi łzami…

A z tych łez wyłonił się obraz książki, którą chcę… wręcz muszę napisać!

Oto ta książka.

O Mnie

Kiedy miałem 12 lat wstąpiłem na duchową ścieżkę i od tamtej pory wciąż na niej jestem!

Przeszedłem niesamowitą ilość duchowych mil i psychicznych jazd, włączając stany głęboko-depresyjne i okresy psychotyczne. Doświadczyłem nawet okresu całych dwóch lat w stanie psychozy (paranoja lękowa) i ledwo przeżyłem to całe piekło! Będę o tym jeszcze pisał.

A przeżyłem to wszystko, ponieważ nauczyłem się nie walczyć z tym, co jest, lecz traktować jako dar na mojej drodze. Tak, to bardzo ważne słowa, które są kwintesencją mojego przekazu w tej książce. Zachęcam Cię, abyś już teraz zapisał je w swoim notatniku, czy telefonie:

NIE WALCZĘ z tym, co jest, lecz PRZYJMUJĘ wszystko jako ukryty dar.

Aby dojść do tej jakże prostej świadomości, zgłębiłem chyba wszystkie możliwe duchowe ścieżki, techniki, medytacje i aspiracje, i doszedłem do wniosku, że one wszystkie są w zasadzie bez znaczenia! Ponieważ:

Oświecenie to naturalny stan świadomości, gdy się na nią po prostu POZWOLI.

Czuję przeto, że mam wielką mądrość i przejrzystość na temat wewnętrznych stanów, które człowiek przechodzi podczas procesu przebudzenia i wejścia w swoją Prawdziwą Jaźń. Mam tak wiele do przekazania i podzielenia się, i jest to moją pasją!

Robię to w bardzo unikalny sposób — z wyczuciem i współczuciem — z prawdziwą kompasją, jak ją zwę. Mam w tym pasję, ponieważ wiem, że cierpienie, które przeszedłem w tej podróży, nie jest potrzebne.

Jeśli cokolwiek chcę ujrzeć na tej planecie, to właśnie ludzkość, która jest wolna od cierpienia.

W moim sercu jest ogień, radość, mądrość i prawdziwa pasja życia i wiem, że w twoim również.

Dzielenie się swoją wiedzą i autentyczną świadomością jest moją pasją. A zarówno filozofia, jak i najróżniejsze duchowe ścieżki zajmują mnie prawie całe moje życie.

Przez te długie lata wiele osób zarzucało mi, że marnuję czas i że to nieistotne, ale ja mimo wszystko musiałem po prostu odnaleźć swoją DUSZĘ, Boga Wewnątrz… To COŚ.

Od samego początku była to bardzo samotna ścieżka. Właściwie przez pierwsze 10 lat nie miałem kontaktu z nikim z zewnątrz, tylko sam zgłębiałem swoje duchowe poszukiwania i wewnętrzne podróże. Wchodziłem w alternatywne stany świadomości, robiłem wszystko, co się dało, bo miałem tak głębokie pragnienie, by odnaleźć to coś, co wiedziałem, że da się odnaleźć.

Zawsze też czułem, że wszystkie opisy tego czegoś są chybione.

Dzisiaj wiem, że to nie dlatego są chybione, ponieważ ci, którzy je pisali, byli nieautentyczni, ale dlatego, że duchowe rzeczy bardzo ciężko jest opisywać w ludzkich pojęciach i słowach.

Alternatywne stany świadomości są tak eteryczne, a jednocześnie tak intensywne… po prostu są tak osobiste, że bardzo trudno przełożyć je na słowa zrozumiałe dla innych.

Dlaczego duchowość

Pamiętam, że pewnego dnia zapytałem siebie: skąd wzięła się w człowieku idea bycia uduchowionym? Skąd wzięli się ludzie, którzy stawali się szamanami i duchowymi nauczycielami?

Potem, zupełnie przypadkiem, w jakimś historycznym opracowaniu znalazłem wątek mówiący, że pierwsi szamani czy jasnowidze powstali z powodów praktycznych. Po prostu dawno temu ludzie polegali na Naturze, a więc jeżeli gdzieś kończyła się woda, albo jedzenie — to ktoś musiał podjąć decyzję, w którym kierunku pójść, aby znaleźć nowe przyjazne do życia miejsce.

Jako że logiczny umysł po prostu na takie pytanie nie potrafił odpowiedzieć, do przodu wychodzili ci, którzy mieli połączenie ze światem duchowym. Za pomocą intuicji potrafili poprowadzić swoją społeczność do nowego miejsca, by przeżyć.

Choć to ma sens i myślę, że może na pewno było częścią rozwoju duchowości wśród ludzkości, to tak naprawdę nie jest prawdziwy powód, dlaczego niektórzy bardziej mają w sobie tego duchowego bakcyla…

Wtedy pojawiło się we mnie coś bardzo twórczego: aby użyć siebie jako obiektu badań!

Ponieważ moja ścieżka duchowa od samego początku była zupełnie bez sensu — patrząc oczyma praktycznego umysłu, czyli zwykłej inteligencji ludzkiej. Kiedy komuś próbowałem powiedzieć o tym, że szukam oświecenia i że zgłębiam filozofię, i różne duchowe ścieżki — zazwyczaj ludzie pukali się w głowę i twierdzili, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Mówili, że marnuję tylko czas i prawdopodobnie doprowadzi mnie to do jakiejś choroby psychicznej albo załamania nerwowego w najlepszym wypadku.

Po części mieli rację, ponieważ podczas tych 20-kilku lat swojej podróży na pewno przeżyłem wiele stanów ocierających się o szaleństwo. Raz nawet miałem poważne załamanie psychiczne i musiałem długo się z tego wygrzebywać — ale to mnie nie powstrzymało! Ja po prostu musiałem znaleźć to coś i w końcu zdałem sobie sprawę, że tego czegoś nie ma nigdzie indziej tylko… w samotności.

Przeczytawszy niesamowitą ilość książek, praktykując niesamowitą ilość technik duchowego otwierania się i zgłębiania nowych frontów świadomości, a nawet zażywania różnych szamańskich substancji, doszedłem do punktu, w którym zdałem sobie sprawę, że to wszystko są tylko półśrodki.

(Co rzecz jasna nie ujmuje ich wartości, ponieważ przecież półśrodki są lepsze niż brak środków!)

Dzisiaj już wiem, że jedynym miejscem, w którym mogę odnaleźć to, czego szukam, jest moja własna jaźń. Moje zaufanie do siebie i do przeczucia, które zawsze pokazuje mi drogę, gdzie pójść dalej, gdy już jestem na to gotowy.

Moje pragnienie zgłębiania duchowości tak naprawdę wzięło się z tego dziwnego przeczucia, że świat, w którym się urodziłem, i który widzę dookoła mnie, nie jest jedynym światem!

Kiedyś myślałem, że oświecenie polega na tym, iż opuszczę ten świat na rzecz jakiegoś innego, który jest lepszy. Myślałem, że moje ciało zniknie, albo przynajmniej ja po prostu z niego się ulotnię i trafię do tego lepszego miejsca.

I tak się stało!

Ale potem stało się coś odwrotnego. Gdy już byłem w tym innym świecie, po tzw. drugiej stronie zasłony, gotów pozostawić swoją ludzką egzystencję, nagle pojawiło się we mnie absurdalne uczucie!

Poczułem, że przecież mogę wziąć ten świat — ten „lepszy” świat — i sprowadzić go ze sobą do mojego ludzkiego życia! Nie muszę poświęcać bycia człowiekiem na rzecz bycia istotą duchową. Mogę sprowadzić tutaj swoją Duszę i powoli, cierpliwie przemienić swój ludzki stan na ten lepszy świat.

To było dla mnie rewolucyjne odkrycie.

Odkryłem, że nie muszę się ograniczać do tylko jednego albo drugiego — mogę połączyć ducha z materią i żyć — jak to nazywam — w zupełnie Nowej Energii.

Po kilku takich doświadczeniach zauważyłem w sobie jednak pewien mankament. Otóż altruizm, który zawsze wydawał się mi najbardziej wzniosłą z moich ludzkich cech, okazał się przeszkodą w sprowadzaniu tego lepszego świata tutaj! Paradoksalnie!

Byłem przekonany, że lepszy świat należy się wszystkim ludziom, a ja jestem rodzajem zbawiciela, który go tutaj sprowadza. Okazało się, że dla innych ludzi świat, w którym aktualnie żyją, jest dla nich dokładnie taki, jaki sami wybierają! A więc gdy próbuję narzucać komukolwiek swój „lepszy” świat — to znaczy, że:

Działam egoistycznie;

Nie okazuję innym należytego szacunku;

Tracę mnóstwo energii i to bardzo boli;

Inni ludzie nie chcą mojego świata!

A zatem przestałem to robić.

Większość ludzi nie jest zainteresowana byciem wielowymiarowym, przebudzonym i naprawdę wolnym, więc w porządku — niech każdy żyje, jak chce. Takie podejście nazywam kompasją, czyli pełnym uszanowaniem wszystkiego, co mnie otacza.

Bycie Mistrzem

Właśnie dlatego mogę powiedzieć, że Jestem wielkim, oświeconym mistrzem. Jest to moja prawda, którą posiadam w sobie.

Myślę, że każdy człowiek może bez względu na wszystko tak po prostu uznać swoją wielkość, swoje mistrzostwo już teraz, bez żadnej ku temu drogi, czy technik samorozwoju.

Bycie Bogiem to nasz naturalny stan, nie trzeba tego osiągać, tylko po prostu zaakceptować!

Nie ma żadnych innych bogów ani mistrzów poza mną! — myślę, że warto mieć taką perspektywę. A wręcz jest to nieodzowne, jeśli naprawdę chcesz być oświeconą istotą. Po prostu przestajesz szukać boskości na zewnątrz, a sięgasz do samego Siebie.

Dlatego właśnie mam w du..ie Jezusa, Buddę, Adamusa, Jahwe, Jehowę, wszystkich świętych, aniołów, kosmitów i innych tym podobnych błaznów.

To ja Jestem Bogiem, Mistrzem i Panem mojego świata, a wszystko wokół mnie to moja energia w służbie dla mnie. Kropka. I nie ma w tym nikogo innego — nie potrzebuję żadnego pośrednika, istot światła, czy nawet jakiejś wyższej jaźni.

Ja to ja — to proste jak dwa razy dwa.

I wcale nie muszę być doskonały, aby być Bogiem i Mistrzem na Ziemi. Tak, mogę sobie być, jaki tylko chcę i robić, co tylko chcę, i to wszystko jest doskonałe, ponieważ ja tak wybieram!

W moim świecie nie ma żadnych grzechów, żadnych głupich zasad, żadnych ograniczeń, a dostatek jest czymś naturalnym.

Miłość po prostu jest obecna, ponieważ Ja Jestem Miłością — kocham siebie, a wszyscy ludzie są tu, aby mi służyć. Jako i ja również jestem, aby służyć im, jeżeli sami wybiorą tak spostrzec moją obecność w swoim świecie.

Nie muszę o nic zabiegać ani się starać, ani nikomu się przypodobać, bo już sam w sobie Jestem Wszystkim Kim Jestem (JHWH). A cała energia jest moja — nikt mi jej nie zabierze ani ja nie potrzebuję jej nikomu innemu zabierać. To bardzo proste.

Po prostu jestem wielkim oświeconym mistrzem. Tak po prostu. I Ty też jesteś! Wystarczy, że zdecydujesz się na taką perspektywę.

Taka świadomość to prawdziwe panaceum — lekarstwo na wszystko! Autentycznie!

Przestań się modlić do fałszywych bożków, stań dumnie i powiedz…

„TO JA JESTEM WIELKIM BOGIEM I MISTRZEM, a wszystkie energie po prostu mają mi służyć!”

To autentycznie wspaniałe uczucie dać sobie taką wolność! Ile trzeba przejść, żeby w końcu móc zaakceptować swoją doskonałość we wszystkim i po prostu być w jedności z Bogiem?

Natural Mystic

Pewnego razu na wczesnojesiennym spacerze trafiliśmy do lasu otoczonego polami. Sam las przepiękny! Mieszany drzewostan, słońce świeci, gleba ani za wilgotna, ani za sucha. Widać ślady użytkowania lasu przez pobliskich rolników. Miejscami drewno pościnane na opał, a na początku lasu trochę śmieci, które pewnie zostawiła nieświadoma młodzież…

Przechadzamy się tym lasem, idąc z dala od siebie. Zarówno ja, jak i Amelia, chcemy teraz osobistej przestrzeni, żeby wczuć się we własną jaźń. Las temu sprzyja. Energią są w miarę czyste, pogoda jest rześka… jest przepięknie!

Idąc, zauważam pewne miejsce oddalone od leśnej drogi. Wiedzie mnie tam mój zmysł czucia… czuję, że tam energie są wyjątkowo czyste, że będę mógł się naprawdę zrelaksować i odłączyć od mentalnego zgiełku codzienności. Powoli przechadzam się, czując drzewa, czując zapach opadających liści, słuchając ich szeleszczącej muzyki.

Kładę się na ściółce, ogrzewa mnie słońce, czuję, jak moja Dusza mi szepcze…

„Odpuść wszystko. Daj się kochać Ziemi. Przyjmij dary życia, które są tu dla Ciebie. Czuj jak Ziemia Cię kocha. Czuj jak Cię trzyma i tuli. Czuj radość z bycia fizycznym. Bądź fizyczny. Bądź obecny. Bądź człowiekiem, który jest kochany przez Życie”.

Odpuściłem… poddałem się Ziemi. Mój umysł przestał się szamotać. Poczułem się NAPRAWDĘ obecny i zaczęły płynąć do mnie uczucia miękkości, bezpieczeństwa, dbania o siebie, cieszenia się prostotą życia, prostotą i nieskończonym pięknem bycia ludzką istotą.

Czułem jak moja Dusza, mój wiekuisty Duch, za którym mógłbym gonić w nieskończoność, próbując być uduchowionym, szukając oświecenia i wyjścia ponad niskość swej egzystencji — czułem, jak ów nieuchwytny Duch sam dołącza do mnie w radości tej prostej, fizycznej, ludzkiej chwili. Czułem, jak moja Dusza świętuje ze mną istnienie, którym jestem!

Po cóż siła i starania? Po cóż pęd i wyrzeczenia? Na cóż martwość chęci przetrwania i galop w ucieczce przed śmiertelnymi zagrożeniami, które naprawdę nie istnieją?

Prawdziwa duchowość jest dla mnie ludzka! I mam w sobie teraz takie zdanie:

Pokochaj życie ludzkie, a zaczniesz dostrzegać boskie.

Misterium Śmierci

Czasem wczuwam się w śmierć i tak myślę sobie: kurczę, jak to będzie umrzeć?

A nawet dzisiaj miałem taki sen w nocy, że… jakby jestem w futurystycznym miejscu i jest przede mną maszyna.

Maszyna, która pozwala (teoretycznie) z próbki DNA mnie jako człowieka, stworzyć kolejną wersję mnie jako nadczłowieka. Takiego bez jakiś tam zbytecznych śmiertelnych mankamentów. Tak, że mogę sobie po prostu w chwilę dosłownie przeskoczyć z jednego ciała do nowego, które zostanie jakby wyprodukowane na podstawie mojego DNA i moich dodatkowych wytycznych, na temat tego, co zmienić w tym nowym ciele.

Ten sen był taki bardzo realistyczny, a ja stałem przed tą maszyną w tym śnie i tak się wczuwałem w to, czy tego chcę właściwie? Czy jednak nie wolałbym po prostu umrzeć i udać się do innych wymiarów, i wtedy bym zobaczył, co dalej. Bo żeby tak od razu przeskakiwać z jednego ciała w kolejne, to raczej nie. I w tym śnie wczuwałem się właśnie w to, jak to będzie umrzeć.

Dlaczego o tym mówię teraz?

Ponieważ podczas warsztatów (transdepresja.com.pl) wydarzyło się coś wyjątkowego dla mnie. A właściwie wiele wyjątkowych rzeczy — one były naprawdę genialne, niesamowite! Sam jestem zaskoczony — mile bardzo — tym, co się wydarzyło.

DreamWalk

Jedna rzecz, która się szczególnie dla mnie wydarzyła, to, że zrobiłem DreamWalk właśnie z tymi 2 osobami, które były tam ze mną. DreamWalk do wymiarów po śmierci.

Po śmierci jest wiele różnych wymiarów. Właściwie to one istnieją cały czas — nie są tylko dostępne po śmierci, ale cały czas są dostępne, tylko że one… Te najczystsze wymiary są poza umysłem. W nich nie działa intelekt. Ja mówię na to, że umysł robi Pauzę Mistrza.

Pauzę Mistrza, znaczy, że po prostu robi STOP — nie ma go… działa zupełnie na… znaczy nie, że nie ma go, ale jest taką ciszą pełną uczuć… Ech, ciężko to w ogóle opisać! Właśnie to jest cała trudność!

Nazywam to wymiary krystaliczne, czy właściwie Krystaliczne Sfery — takie królewskie sfery wśród wymiarów, sfery najczystszych energii. Sfery, w których rodzi się kreacja, potencjały, pomysły, w których można spotkać naprawdę wspaniałe anielskie istoty; w których właściwie wszyscy artyści, geniusze wszech czasów, którzy stworzyli piękno, stworzyli geniusz na Ziemi — oni właśnie wzięli ten geniusz z tych sfer — pięknych czystych sfer kreatywności.

Tak, że… „pójście tam” swoją świadomością, to się nazywa DreamWalk. Czyli jakby: Dream — marzenie czy sen i Walk — Spacer. Taki spacer przez marzenia, przez sny — bo inne wymiary są dla nas ludzi jak nasze marzenia i sny. Właściwie to w naszych snach i marzeniach — wyobraźni — to, co robimy, to eksplorujemy te inne wymiary. Jest to bardzo proste i naturalne, z tym że ma wiele swoich poziomów.

Tak samo jak sen nie jest tylko snem, ale jest wiele różnych poziomów śnienia. To można sobie naukowo zobaczyć. Są badania prowadzone nad różnymi fazami śnienia, dowodzące, że są różne częstotliwości pracy mózgu. Można zobaczyć fizjologię z tym związaną organizmu. Tak samo są też różne fazy bycia w stanie przebudzonym — naszej świadomości obecnej na jawie. Jest to fascynujący temat!

I właśnie wczuwając się w śmierć, jak to będzie — co ja czuję, to ta wolność tych sfer. Ja czuję, że właśnie tam się znajdę.

Doświadczyłem tego już wiele razy, bo, cóż, jestem mistrzem. Jestem wielkim, starym szamanem naprawdę, który się wcielił w tę inkarnację w tym czasie, bo mam wielkie serce i bo to jest moja pasja, aby dzielić się z ludzkością tym, co odkryłem.

Tym pięknem, które odkryłem, które jest realne! Jest tak realne, że bycie tylko człowiekiem jest piekłem w porównaniu, gdy jesteś bez tego uczucia wolności i kreatywności, czystości, słodyczy, tej Visty — krajobrazu, artyzmu uczuć… ach… nie do opisania!

Nie do opisania.

A więc tak, mógłbym umrzeć i tam po prostu się udać, i nie miałbym z tym problemu większego. Może poza tym, że wciąż kocham życie — bardzo cenię fizyczność. Bardzo cenię zmysłowość, seksualność. Te wszystkie doświadczenia, które tu można mieć, są tak bezcenne!

Pasja

Moją pasją jest bardziej, żeby wprowadzić tę krystaliczną sferę energii, czy właściwe sfery… Sfery, czyli takie potencjały, uczucia — wprowadzić je do tej rzeczywistości ziemskiej. Jakby stworzyć taką, jak to się mówi obecnie: mixed reality, czyli rzeczywistość mieszaną.

Oczywiście w świecie technologii tym terminem określa się rzeczywistość fizyczno-wirtualną, czyli są specjalne gogle, które augmentują (czyli rozszerzają) świat materialny o te wirtualne aspekty internetowe, animacyjne, fantazyjne.

Jest to moim zdaniem błyskotliwy wynalazek, ale też może być pułapką. Bo to, co ja robię — co jest moją pasją — to stworzenie rzeczywistości mieszanej. Czyli takiej, w której jestem fizyczną istotą, a jednocześnie doświadczam i sprowadzam tutaj energie niebiańskie. Energie z zaświatów, które są tak dalece niesamowitsze, niż jakakolwiek wirtualna rzeczywistość, że to jest nie do opisania! To jest poza ludzką zmysłowością!

I to jest całe wyzwanie w tym, że trzeba wejść naprawdę w odpowiednią, bezpieczną, świętą przestrzeń, aby posmakować tych najczystszych stanów energetycznych. I sprowadzić tutaj tę energię, by potem móc jej używać w swoim życiu i dzielić się nią z innymi. Jest to niesamowite!

Tak!

Jest to moja wielka, wielka pasja, aby to robić.

Umrzeć czy nie?

I właśnie dlatego gdzieś tak na tej szali: odejść, nie odejść — czyli pozostać człowiekiem, czy po prostu umrzeć — na tej szali jednak przeważa moja chęć bycia człowiekiem. Bo myślę sobie tak: odkryłem coś niesamowitego — coś, nad czym ja nawet nie mam kontroli, ale w jakiś potrafię pomóc innym wejść w ten stan. W ten stan właśnie otwarcia się na i doświadczenia swoich niebiańskich, krystalicznych, chrystusowych energii. Tak… No właśnie…

I doświadczyłem tego bardzo już wiele razy, ale ostatnio najbardziej intensywnie. Bo zrobiliśmy to fizycznie, spotkawszy się na żywo, w intymnej przestrzeni… wielce serdecznie, wielce niewinnie — taaak… przepiękne! Taaaak!

Myślę sobie, że to, co mówię, wiele osób w to nie uwierzy nawet, że: co ten koleś opowiada?!

Rzucam wyzwanie każdemu. Naprawdę, rzucam wyzwanie, bo ja wiem, co mówię. I ja nie mówię tego z jakiegoś „widzi mi się” — ja tego doświadczyłem już tak wiele razy przez tyle lat, że jestem pewny tego, co mówię! Absolutnie pewny.

A wręcz czuję w sobie rodzaj misji, powiedziałbym — tak! Misji, aby podzielić się tą energią z jak największą liczbą ludzi, jak tylko się da. Bo jest to energia boska, energia święta — energia, która odmienia ten świat w piękny sposób. Tak, właśnie tak.

Dar

Lubię przytulać drzewa. Właśnie teraz jestem w lesie i je przytulam, i je czuję. Mam dla nich wielki szacunek, bo ja wiem, kim one są, widzę je, czuję je. Tak samo jest ze wszystkim. Mam wielki szacunek dla tego świata i dla wszystkiego, co spotykam na drodze swej. To jest dla mnie bezcenne!

I tak samo mam wielki szacunek dla Ciebie, drogi słuchaczu. Wiem, że jesteś niebiańską istotą, wielką istotą i dziękuję Ci, że jesteś tutaj, że otwierasz swoje serce. I że pozwalasz, aby twoja boska energia płynęła i świeciła dla tego świata. Dla wszystkich tych, którzy jeszcze potrzebują latarni, aby i oni mogli sobie przypomnieć: kim są naprawdę…

Tak!

Czuję teraz moich duchowych przyjaciół — tych, którzy są ze mną, gdy pracuję z ludźmi, kiedy tworzą ścieżkę dla nich, i pomagam im na nią wejść, i kroczyć POZA. I od nich (duchowych przyjaciół) przesyłam teraz każdemu wielki dar. Dar przejrzystości i ciepła… pamięci tego, kim jesteś naprawdę, drogi Mistrzu, droga Mistrzyni! Jestem z Tobą zawsze!

Namaste

Uwalnianie Dusz

To też było na warsztatach TransDepresja. Szliśmy błotnistym szlakiem. Chwilami był to las, potem pole, potem siatka i tunel. W końcu udało się wyjść na drogę.

Błoto, kałuże, wszędzie śmieci i zapach gnijących ciał roślin, zwierząt i… ludzi.

Oni odeszli już dawno, bo miejsce ów było polem bitew o niepodległość narodu. Wielu bitew, wielu stuleci. Bardzo możliwe, że niektóre z tych skrytych w podziemiach ciał, to były nasze ciała. Lecz nie to miało teraz znaczenie.

Istotna była świadomość, z którą powoli stawialiśmy stopy na tej przesiąkniętej krwią i łzami piaszczystej ziemi. Świadomość kompasji (prawdziwe współczucie), wiedzenia (wewnętrzne prowadzenie) i prawdy.

Otwarte serca słuchają uważnie, nie osądzają niczego. Wierzchy i okładki są dla nich tylko zaproszeniem do bardziej wnikliwej obserwacji. Obserwacji tego, co najważniejsze — co w samym środku.

Chłodne wilgotne powietrze prowadziło do rzeki. Wisła — ona wszystko pamięta. Zna nas i wszystkich, którzy polegli, a teraz chcą powstać i pójść dalej.

To dlatego wezwało nas tam serce. Ono oszukało umysł, zwiodło na manowce, abyśmy trafili dokładnie tam, gdzie trafić było najodpowiedniejszym. Nad jej brzeg. Nad ten cypel nieznośny. Do tych starych łodzi bez wioseł i drzew… drzew starszych niż ktokolwiek pamięta.

Wartki nurt szerokiego rozlewiska zapraszał do tańca.

Tak, madame, takiej kobiecie się nie odmawia, płyniemy razem z Tobą — prowadź do tego tanga.

Woda wciąga, prąd porywa, jeden moment, a ciało bezwiednie wpada do wody, daje się ponieść — ale nie tonie. Nie, nie w takich okolicznościach, bo te energie nie chcą krzywdzić — one chcą widzieć światło… chcą wolności!

— A teraz zagraj na flecie — powiedział niewidzialny przyjaciel.

— Tak, to Ty, mój stary druhu, a widzisz, zapomniałem zabrać mój flet!

— Ależ nie! Graj w wyobraźni!

— Och, jasne! Cóż za głupiec ze mnie, przecież to wszystko jest wyobraźnia!

Moje dłonie odtykały dziurki szkarłatnego mego instrumentu, a głos wtórował, mrucząc pieśń szacunku i wiary. Wiatr zerwał się lekko, skrzypiąc na skrzypcach drzew starych, a plusk przyjaciół wodnych krain dzwonił dzwoneczkami nadziei i prawdy.

— Niech płynie. Niech płynie… niech płynie… — więcej słów nie trzeba.

Jeszcze tylko delikatne łzy i uśmiech w kącikach twarzy.

Wracamy.

Całą procesją jakby na pogrzebie. Bo zaiste. W końcu doczekały się dusze zbłąkane swych girland i świec w drodze do chwały.

Szerokim traktem, błotnistym szlakiem, z szacunkiem łzy usłyszane.

Rybitwy odleciały.

Spacer Poza

Muszę przyznać, że jestem dumny. Właśnie skończyliśmy warsztaty o depresji. Wydarzyło się podczas tych trzech dni tak wiele rzeczy, że aż nie wiem, od czego zacząć, aby to opisać. Na pewno, w szczególności chciałbym podzielić się doświadczeniem z sobotniego wieczoru.

Siedzieliśmy już sobie, rozmawiając luźno i odczuwając przyjemność kompletności, rozluźnienia energii — że już jest skończone, że już się dopełniło, co miało się wydarzyć.

Właściwie mieliśmy już iść spać, a ja zobaczyłem wokół nas unoszący się, skrzący brokat niebiesko-fioletowo-białych czystych energii.

Oddychałem po prostu, upajając się wręcz przyjemnością tej nowej świadomości. I wtedy usłyszałem głos: „Łukasz, wszystko jest przygotowane, teraz to od Was zależy, czy to zrobimy, czy nie.”

Wiedziałam dokładnie, co mam zrobić, ale troszkę się obawiałem, czy dam radę. Zobaczyłem to, jak biorę Ewę i Olę za ręce, i razem płyniemy na spacer po innych wymiarach, aż do krystalicznych sfer. Do tych najczystszych energii kreatywności — rodzenia nowych, pięknych, inspirujących, słodkich rzeczywistości.

To była ta złota chwila, w której po prostu to się musiało udać — wszystko naprawdę było przygotowane!

A jednak ta ludzka niepewność się pojawiła we mnie i dobre 15 minut wczuwałem się, czy to zrobić, czy nie.

Znam sztukę DreamWalking (podróżowanie przez niefizyczne wymiary) bardzo dobrze. Sam wielokrotnie przemierzałem okołoziemskie astralne wymiary, podążając ścieżką Anasazi, aby dotrzeć do właśnie tych anielskich, Krystalicznych Sfer. Odprowadziłem tak już nawet kilka osób, które zmarły, ale jeszcze nigdy nie robiłem tego z żywymi ludźmi!

Jednak w tym momencie byłem naprawdę gotowy. A my po tych trzech dniach energetycznej pracy już i tak byliśmy w bardzo czystej przestrzeni.

Chciałbym was zabrać na spacer — oznajmiłem w końcu.

Chciałbym was wziąć za ręce i pójść na spacer do innych wymiarów, czujecie to? — zapytałem z szacunkiem.

Zróbmy to! — one nie miały żadnych wątpliwości!

Gdy już tak siedzieliśmy razem, trzymając się za ręce, nawet nie dużo mówiłem, bo energia sama płynęła. A Ewa i Ola, z którymi byłem to prawdziwe mistrzynie, więc jak motyle w pełnym słońcu letniego, ciepłego ambientu pofrunęliśmy przez astralne pola mentalnej grawitacji, aż po pełną kwiatów łąkę, aż do tego szczególnego „miejsca”, w którym umysł robi Pauzę Mistrza.

Byłem tak bardzo świadomy aspektów, które mijamy po drodze, starych historii i kilku straszydeł, które przyciągnęła nasza świetlista podróż…

W pewnym momencie zrobiło się troszkę wyboiście… powiedziałem:

„Oddychajmy po prostu i płyńmy dalej… jesteśmy w bezpiecznej przestrzeni… nie jesteśmy tutaj sami… są z nami przyjaciele”.

I była to wielka prawda, bo naprawdę była to cała procesja mistrzowskich energii i też wielu ludzkich…

Gdy na chwilę otworzyłem oczy, zobaczyłem, jak otaczają nas twarze pełne zdziwienia i zachwytu, że oto są ludzie, którzy potrafią wyjść poza wszelkie ograniczenia… Przefrunąć przez masową świadomość i własne historie, aby stać się szybującymi bóstwami… w krainie nieskończonych fantazji, potencjałów, kreacji…

Dobrze pamiętam, jak czułem w moim ciele słodkie dreszcze, i jak wchodzi ono w stan nieważkości — że jestem tutaj na Ziemi, a jednocześnie jesteśmy w niebiosach POZA. To było tak ciepłe… słodkie… rześkie i czyste uczucie.

Czułem energię moich towarzyszek, pilnując, aby się nie zgubiły… czułem się jak prawdziwy mistrz w mistrzowskim towarzystwie i jestem za to niesamowicie wdzięczny.

To doświadczenie nie skończyło się zwykłym powrotem do bycia człowiekiem, lecz sprowadzeniem tej bezcennej anielskiej energii do naszych ludzkich form. Ono się nie skończyło, lecz trwa nadal!

Jakkolwiek chciałbym to opisać, nie jestem w stanie oddać szlachetnego piękna tego doświadczenia. Niebiański krzyż to nie jest tylko pojedyncze wydarzenie — to nowa świadomość wielowymiarowego istnienia, która rozszerza się wciąż i wciąż, coraz bardziej i pełniej.

Z pewnością pragnę zrobić to jeszcze raz…

Szaman

Jestem starym i mądrym szamanem.

Takim, który umie rozpalić ogień w dziczy.

A płonący krzew jest moim najlepszym przyjacielem.

Dyktuje mi melodię.

Nadaje treść bębnom krwi w moich żyłach.

Jestem.

Mądrym szamanem.

Każde bicie serca jest dla mnie wschodem i zachodem słońca…

Jestem jak kot Schrödingera — istnieję i nie istnieję zarazem.

Z tym tylko wyjątkiem, że…

Nie mam żadnego pudełka!

Jestem „głupim” i „mądrym”, kwantowym szamanem.

Płonącego serca…

Być Bogiem?

Co to znaczy być Bogiem?

Muszę przyznać, że jestem niechętny całej idei „Boga”. Tak, mimo że mówię przecież, że jestem Bogiem także.

Mówię tak, bo jest to skrót myślowy, ale cała kwestia „boga” jest dużo bardziej złożona, niż się wydaje.

Ponieważ jest to słowo, które występuje pod wieloma znaczeniami w dzisiejszej świadomości ludzkości. Z pewnością jest nadużywane, a w większości religii stało się synonimem czegoś, co wiąże się z władzą i… jest energią raczej bezwzględną dla ludzi.

Zostałem wychowany w wierze chrześcijańskiej, ale szybko zacząłem odkrywać inne filozofie i religie, w których również pojawia się bóg albo bogowie.

Nawet we współczesnej duchowości New Age można zobaczyć, jak głęboko zakorzeniony jest system wierzeń w istotę wyższą niż człowiek.

Przejawia się to na wiele sposobów: jako anioły, oświecone istoty z innych wymiarów, albo Wzniesieni Mistrzowie.

Sęk w tym, że w poczuciu człowieka, jest on kimś małym w porównaniu z tymi istotami.

A przekonałem się, że jest to wielkie kłamstwo i iluzja!

Przekonałem się o tym na własnej skórze już niejednokrotnie. Prawda jest taka, że to ludzie stworzyli swojego Boga czy swoich bogów. Jest to tylko koncepcja. Przejawia się w najróżniejszych smakach, lecz zazwyczaj jest bardziej gorzka aniżeli słodka.

Bóg jest wewnątrz i można go/ją tam odnaleźć — głosi wiele duchowych filozofii. Kiedy po raz pierwszy poznałem tę koncepcję, zapaliła się we mnie lampka. Poczułem wielką pasję, aby faktycznie odnaleźć Boga w sobie i doświadczyć tego, co to znaczy być kimś więcej, niż tylko człowiekiem.

Czy Bóg istnieje i czy jestem jego częścią — czy to jest prawda? — pytałem sam siebie.

Musiały minąć ponad dwie dekady, abym w końcu zaczął czuć i rozumieć, co to naprawdę znaczy.

Bóg/Bogini to słowo-skrót do czegoś nieokreślonego i nieskończenie świętego wewnątrz nas. Do Duszy, która jest Krystalicznym Motylem niesamowitej mądrości i kreatywności.

Jestem pokorny temu czemuś we mnie. Jest poza moim rozumieniem, ale wiem, że jest i że kocha mnie nieskończenie.

Wiem, że każdy ją w sobie ma.

Widzę to we wszystkich oczach.

Leśne

Ostatnie takie doświadczenie miałem parę dni temu, gdy leżałem pośród leśnej gęstwiny na wilgotnej od deszczu zamaszystej ściółce. Było już chłodno, padał delikatny deszcz, a więc okryłem się rozgrzewającą folią ratunkową, błyszczącą złotem, gdy padały nań ostatnie promienie zachodzącego słońca.

Las był nad wyraz cichy i spokojny. Tylko delikatny szelest kropiącego deszczu muskając suche już dębowe listowie, barwił ciszę kojącym umysł rytmem.

Leżałem, w pełni poddając się energiom Natury, wiedząc, czując, jak bardzo jestem kochany.

Oddychałem głęboko, trzymając dłonie na moim sacrum, czując jak puls mojego brzucha, powoli harmonizuje się z pulsem bicia serca lasu.

Zauważyłem w końcu, jak bardzo wypełniają mnie gorzkie uczucia i ta gorycz ciąży na moim sercu. Nawet mój oddech ma gorzki posmak — spostrzegłem. Mam chęć uciec, zrobić cokolwiek, by tego nie czuć, ale wiem, że nie ma innego wyjścia. Muszę oddychać i odczuwać wszystko. Nie pozostało mi nic innego, niż by poczuć do końca wszystko to, co we mnie krzyczy.

Jestem przecież doświadczonym mistrzem i wiem, jak działa alchemia energii — pozwalam, niech się dzieje. Oddycham.

Wiem też, że w Naturze istnieją pomocne duszki i wspaniali przyjaciele, którzy asystują człowiekowi, by go oczyścić i przywrócić do naturalnej radości istnienia… do naturalnej słodyczy bujnego Życia.

Po jakimś czasie takiego trwania w alchemicznym bezruchu mój oddech pogłębił się, a ciało stało się coraz bardziej miękkie i zespolone z kompozycją otaczających mnie czarów leśnej krainy.

W pewnym momencie moje zmysły otwierają się i dostrzegam Ją.

Stoi okryta ciemnozielonym płaszczem w cieniu sędziwej sosny i zerka na mnie tymi swoimi dziki, a jednak pełnymi miłości oczami. Widzę, jak kryje się w ciemności, nie chcąc, aby energie masowej świadomości, które spowijają mnie goryczą, objęły również Ją.

Jest bardzo mądrą przyjaciółką i znam Ją bardzo dobrze, lecz zawsze jest tajemnicza, okryta misterną mgłą suwerenności. Nigdy się nie narzuca, tylko ciepłym wzrokiem instruuje mnie, co mam robić. Czasem pokazuje jeden palec, abym czuł moją jedność i oddychał tylko jednym oddechem naraz — był tylko jedną chwilą naraz.

Zielona Wróżka to doprawdy niesamowita istota!

Tak więc odpuszczam czas, pośpiech i wszelkie emocjonalne popędy. Obserwuję tylko i pozwalam na alchemię, oczyszczenie, transformację tego, co musi się przetransformować…

To wymaga wielkiego zaufania.

Bo umysł tutaj nie ma nic do gadania.

To jest totalnie intuicyjne doświadczenie.

Takie właśnie są inne wymiary, czy inne światy — one są dla nas niewidoczne, bo nasze mózgi zostały zaprogramowane, aby ich nie widzieć. A zatem trzeba ten program ominąć. Wyjść poza logikę — zaufać swoim uczuciom, swojej świadomości.

Po niemożliwym dla mnie do określenia czasie alchemii z Zieloną Wróżką moja energia w końcu się oczyściła, a mój umysł stał się czysty i pełen ciszy. Trwałem z delikatnym rytmem deszczu, tańczącego z moim oddechem i powolnym tętnieniem szamańskich bębnów serca.

Zielona Wróżka znikła na chwilę, a potem pojawiła się przy mojej głowie. Położyła dłoń na moim czole. W moim Trzecim Oku pojawiło się słodkie uczucie, delikatny puls przyjemności. Jej długie, ciemnozłote włosy opadały na moją twarz, a mech, na którym leżałem, zaczął obejmować całe moje ciało, jakbym się z nim stapiał. Jakby mnie wciągał w otchłań swojej ciepłej, wilgotnej, życiodajnej, uzdrawiającej Doliny Narodzin Życia.

Chciałem coś powiedzieć, ale nie byłem w stanie otworzyć ust. Każdy oddech przez nos, wzdłuż gardła, aż do wszystkich komórek mojego ciała i głęboko do rdzenia Ziemi, był tak przejmujący, że mój umysł zatrzymał się, a słowa przestały istnieć.

Oddycham więc tylko, pozwalając, aby moje ciało coraz bardziej stawało się jednością ze słodyczą Życia. A gorycz wyparowuje ze mnie, z błyskiem przemieniając się w jednostajny nurt pojawiających się lekko zza zasłony ciemnych chmur iskierek gwiazd…

Kompletnie straciłem poczucie czasu i przestrzeni. Istnieje tylko oddech do brzuszka i kojące ciepło Zielonej Wróżki…

Chwila za chwilą.

Tylko jedna długa chwila…

Nie wiem i nie chcę wiedzieć ile!

— Czas wracać do domu — powiedziała w końcu Wróżka w swej przenikliwości.

— Nie chcę jeszcze wracać. Chcę tu zostać na zawsze… — odrzekłem, a Ona uśmiechnęła się tylko — jeszcze tylko parę oddechów… — dodałem głosem małego chłopca.

— Czy chcesz jeszcze żyć? — zapytała po chwili. Akurat, gdy pohukiwanie sowy rozbrzmiało pośród drzew.

Wziąłem głęboki oddech i wczułem się w swoje wnętrze.

— Z jednej strony bardzo kocham życie i bycie człowiekiem, lecz z drugiej strony jest mi ostatnio bardzo ciężko być pośród społeczeństwa. Myślę, że jestem zbyt wrażliwy, aby być na tej planecie… nie radzę sobie z ludzkim życiem… chyba czas odpocząć, czas wracać do Domu… — odpowiedziałem szczerze.

— Cóż, rozumiem Cię, skarbie… jak więc chciałbyś umrzeć?

Powiedziała to, jakby śmierć była czymś zupełnie normalnym. W jej głosie nie było ani krzty osądu, żalu czy lęku.

— Chciałbym, aby moje ciało przestało istnieć, by nikt nie musiał mnie już oglądać ani żywym, ani martwym. Najlepiej, abym spłonął…

— Dobrze więc, weź mnie za rękę i chodźmy na Drugą Stronę Zasłony. Wyobraź sobie, że jesteś już tam, a twoje ludzkie życie jest skończone…

— Dobrze… — chwyciłem jej dłoń i pofrunęliśmy.

Ciężko mi ubrać w słowa, czego doświadczyłem, ale było to przepiękne, pełne miłości, uznania i wielkiego szacunku dla mnie.

Zobaczyłem wielki sens swojego istnienia i całego Życia.

Zobaczyłem piękno ludzkiej podróży i wielki mądry obraz wszystkiego, co dzieje się na Ziemi.

To, że nigdy nie jesteśmy sami i otacza nas tak wiele więcej, niż sobie zdajemy sprawę, będąc ludźmi.

Po drugiej stronie czeka na nas słodki świat i tak wielu przyjaciół. Śmierć jest czymś radosnym, świętym, pełnym uhonorowania i jasności. A człowiek, który przeżył swoje życie, z wszystkimi jego wzlotami i upadkami, idzie przez najpiękniejszy korytarz, a wszystkie anioły kłaniają się i rzucają płatki kwiatów. Jest to tak wielka miłość i coś tak osobistego, że nawet nie chcę nic więcej mówić.

— Spójrz teraz na swoje życie i na świat, którym jesteś — powiedział znajomy mi głos… głos, który słyszę czasem w biciu serca drzew… głos, którym przemawia do mnie Zielona Wróżka i kiedy leżę w wannie długie godziny, oddychając głęboko do brzuszka… głos mojej Duszy.

— Czy na pewno nie chcesz już żyć? — zapytała z kompasją.

— Duszo, którą jestem, dziękuję, że masz tak wielkie serce i że zawsze pozwalasz mi odnaleźć głębię, choć ja myślę, że już tonę.

Powiedziałem to, a anielskie trąby zabrzmiały, srebrzyście słodkim echem odbijając moje słowa.

— Spójrz, jak wielki świat otacza twoje serce, jak każdy impuls Światła, który niesiesz, odmienia bieg historii i daje tak wiele wszystkim, choć nawet mogą o tym nie wiedzieć.

Zobaczyłem wtedy siebie w tysiącach różnych odsłon, gdy będąc w poddaniu Sercu, ze łzami w oczach i tęczowym błyskiem radosnych ust niosłem swój olimpijski znicz. Jakże mógłbym nie kochać tego, kim jestem, gdy przecież jestem samą miłością…

— Czy więc nie warto jeszcze poświecić płomieniem tym i spijać słodycz Światła, które tworzysz? — zapytał ciepły głos, lecz tym razem miał w sobie nutę goryczy. Goryczy, bo moja śmierć oznaczałaby koniec wielu innych.

— Masz rację, ciepły głosie Duszy, czemu miałbym rezygnować z podróży, gdy jestem u samego jej celu!?

Wtedy śpiew sowy rozbudził moje ludzkie zmysły.

Z początku miałem wrażenie, że są to trąby aniołów i delikatne skrzypce moich przyjaciół, którzy nigdy nie zapominają o mnie, i tak często słyszę ich symfonię…

Oto jednak poczułem nagle chłód mojego ciała i zapach wilgotnej ziemi zmieszanej z metalicznością mchów, z orientalnie przyprawiającą to wszystko żywicznością sosnowego igliwia.

— Och! — otworzyłem oczy — jestem w lesie, jest już ciemno, lecz spowija mnie jasne ciepło… Gdzie jest Zielona Wróżka? — wyrzekłem sam do siebie.

— Czas wracać do domu. Niedługo zacznie padać rzęsisty deszcz. Płyń z nim i nie powstrzymuj się! Niech twoje źródło bije najgoręcej — jak tylko chcesz!

Rzekła to sowa na gałęzi sędziwej sosny, którą ujrzałem nikle przez pryzmat złotego koca ratunkowego, otulającego mnie na poły z leśnym czarodziejem zamaszystej ściółki…

Powolutku wstałem, czując się dość nieswojo we własnym ciele. Jak gdybym wsiadał do wypożyczonego samochodu. Zrazu jednak dopasowałem się do jego ergonomii, ziewnąłem, kichnąłem parę razy i poczułem się znowu jak we własnych progach.

Niespieszenie zwinąłem swój ratunkowy koc oraz mini matę izolacyjną, która ogrzewała moje plecy. Z plecaka wypadł flet… jego głęboki, wiśniowy brąz błyszczał wilgocią deszczowych pereł. Cóż za mesmeryzujący widok!

Zagrałem pieśń energii, tchnąłem weń swój cały stan — a niechaj mi przypomni czary, gdy będę pośród mentalnych skał masowej świadomości!

Śpiew

Jadąc rowerem przez ciemny las pełen kałużowych pryszniców i stróżek deszczowej toni, śpiewałem swoją pieśń. To znowu zsiadałem z roweru i szedłem powoli, chłonąc piękno wszystkiego wokół.

— Och, ciemny lesie, wśród potoków gwiazd, jakże pragnę być jak Ty! Być pełnym siebie barw! Na ustach mych pieśń…

Gdy już wjechałem do ludzi, domostw i szosowych ferii świateł, nie umiałem się powstrzymać i wciąż śpiewałem. Rzęsy oczu pełne rosy, wokół rowerowych kół fontanny wodnych zórz, a mijające mnie samochody… reflektory moich słów!

— Cóż za szaleniec nocą pędzi przez ten deszcz? — pytały mnie samochody.

— Ja tylko niosę gwiezdną pieśń wolności i swobody! — odpowiadałem, melodyjnie niosąc swój donośny śpiew.

Śpiewałem z serca. O tym, że życie jest piękne, że nie ma nic prócz naszych pragnień i marzeń wielkich, co tworzą nowy świat. Śpiewałem, pędząc, nie szczędząc sił. Zresztą, nie robiłem tego sam! Bowiem z pohukiwania sowy zaczerpnąłem głębię, a barwę pełną nadziei wprost z rozmarzonych gwiazd…

I nagle, w ów szamańskim zjeździe, poczułem ten słodki błysk…

To BÓG!

To bóg istnieje — w mym głosie gromko grzmi!

To bóg! To bóg się kłania, pukając do każdych drzwi!

To bóg! To bóg słyszy modlitwy i wołania…

Och, jakże serce lśni!

To Bóg, którego czuję, kołacze Światłem w kolejne drzwi.

Dzisiaj umarłem.

Dziś zmartwychwstałem.

Bo mimo wszystko warto Żyć!

— Dlaczego więc dlaczego warto żyć? — zatrzymał mnie nagły powiew wiatru. Zahamowałem gwałtownie przed kałużą w kształcie serca. W świetle latarni tuż na skraju miasta…

Wielkie Serce odpowiedziało bez słów.

Kluczowy Czas

Tak sobie myślę, że jest to najbardziej kluczowy czas dla tej planety. A myślę tak, bo jestem naprawdę bardzo czującym człowiekiem. Potrafię telepatycznie czuć emocje i słyszeć myśli innych ludzi, odczuwać wydarzenia, które się dzieją na świecie, a czasem nawet same ich potencjały, jeszcze zanim się wydarzą!

Potrafię słyszeć drzewa, rozmawiać z rzekami, wróżkami, Duchami Natury… i tymi ludzkimi też. Potrafię podróżować po innych wymiarach.

Brzmi to może tajemniczo i górnolotnie, ale zapewniam, że wszystko to są naturalne umiejętności, które ma w sobie każdy człowiek. Trzeba je tylko w sobie rozpoznać i rozbudzić. I jak wszystko inne — wymaga to praktyki.

Przyznaję, że czasem czuję się tak bombardowany tymi wszystkimi wielopoziomowymi odczuciami, że aż sam się w nich gubię… ale tylko na chwilkę. Ponieważ mam taki wbudowany w siebie automatyczny wręcz mechanizm, który sprawia, że wracam do swojego czystego rdzenia za każdym razem, gdy zanurkuję trochę zbyt głęboko w te czy inne energie.

A więc tak — myślę sobie, że teraz jest na Ziemi najbardziej istotny czas dla nas, abyśmy byli mistrzami i świecili swoim światłem. Jest to czas dla każdego człowieka, aby w końcu się obudzić i zacząć być mistrzem, którym w rzeczywistości jest! Ponieważ żaden człowiek nie jest ani mniej, ani bardziej wyjątkowy. Niektórzy po prostu obudzili się trochę wcześniej niż inni. Ale też ci, którzy budzą się dopiero teraz, mogą szybko dogonić pionierów i po prostu być mistrzami.

Bycie mistrzem to coś bardzo prostego i naturalnego. Właściwie jest to powrót do swojej oryginalnej esencji i poczucia serdeczności, cenienia piękna i zmysłowości. Jest to bycie prawdziwym i bezkompromisowym. To wielowymiarowa świadomość i komunikowanie się ze wszystkim na wielu poziomach. Bycie mistrzem to prawdziwe współczucie (kompasja) i uznanie, docenianie Życia w każdym przejawie.

Bycie własnym mistrzem to coś naprawdę fantastycznego!

Ludzkość potrzebuje mistrzów — tych, którzy się obudzili i stoją w prawdzie, nie pędząc za pieniędzmi, władzą czy sławą, ale po prostu będąc szczerym Światłem.

Światło tworzy rodzaj przewodnictwa, pokazuje nowe drogi, pomaga nie wpadać w ślepe zaułki beznadziei i teorie spiskowe (fake newsy). A jest to bardzo kluczowy element, ponieważ teraz wszędzie w masowej świadomości jest mnóstwo fałszywych informacji, katastroficznych przepowiedni i ludzi tworzących teorie spiskowe tylko po to, aby nakarmić się energią innych. Ostatnio widzę tego aż za dużo i trochę boli mnie serce…

To, co dzieje się teraz na Ziemi, to nie jest żaden spisek złowrogich sił, lecz po prostu transformacja. To przemiana starych energii, które przez długi czas bardzo ograniczały wolność ludzkości i pozwalały na wyzyskiwanie mas przez garstkę możnowładców. Stary czas jednak dobiega końca i wkraczamy w Nową Złotą Erę rozwoju ludzkości i ekspansji ludzkości na inne planety.

Technologia rozwija się dzisiaj w olbrzymim tempie właśnie dlatego, że istnieją potencjały wykorzystania jej, aby zacząć rozszerzać piękno ludzkiej podróży na wiele światów.

W samej tylko naszej galaktyce istnieje wiele planet, które czekają, aż będziemy gotowi uczynić je miejscami piękna i życia na wzór Ziemi. Zanim to się jednak będzie mogło wydarzyć, nasza Ziemia musi przejść odpowiednią transformację, a do tego kluczowym elementem jest obecność Światła Mistrzów — światła nowej świadomości współczucia, miłości i prawdy.

I właśnie dlatego tak sobie myślę, że jest to najbardziej kluczowy czas na tej planecie. Istnieje tak wiele różnych scenariuszy, które się mogą rozegrać i niektóre z nich są bardzo brzydkie… ale też jest wiele takich, które są przepiękne i radosne!

Nie czekajmy więc na nic, nie słuchajmy bredni spiskowców, fałszywych proroków i fake jasnowidzów. Czas uwierzyć w siebie i być mistrzem… żyć pięknym życiem.

Intrygujący Potencjał

Miałem wczoraj bardzo piękne, związane z tym doświadczenie.

Po wieczornej drzemce obudziłem się przytłoczony wieloma najróżniejszymi emocjami i energiami. Nie wiedziałem za bardzo, co się ze mną dzieje, ale poczułem, że muszę iść na spacer. Nogi same wręcz zaprowadziły mnie do pobliskiego lasu na skraju miasta.

Przez polne bezdroża szedłem w samotności, ciesząc się rześkim mroźnym powietrzem, chłonąc blask jasno świecących gwiazd, odbijających się od chrupkiego, śnieżnego lustra.

Otaczały mnie labirynty małych stópek — ślady dzikich zwierząt i ptaków, drepczących w intymności swych poczynań. Chwilami zatrzymywałem się, wczuwając się w swoje wnętrze, ale również odczuwając ich niewidzialną obecność, ich ciekawski wzrok śledzący każdy mój ruch.

Intuicyjnie wiedziałem, jaką iść drogą do miejsca, w którym znajdę wolność od wpływu elektromagnetyzmu masowej świadomości. Omijałem te zakamarki, w których wiem, że wciąż rozgrywają się stare historie, a duchy zawieszone w cienistych zaułkach tylko czekają, aż pojawi się jakaś iskra życia, do której będą mogły przylgnąć.

W końcu znalazłem się w swoim ulubionym krystalicznym miejscu pośród młodych sosen, brzóz i nieco starszych dębów. Zatrzymałem się na kilka chwili oddechu w cieniu jednej z sosen, której gałęzie są tak gęste, że tworzą dach powstrzymujący padający śnieg. Poza tym sosny emitują ciepło i będąc w ich obecności, czuje się nie tylko eteryczne olejki, odświeżające umysł i ciało, ale również otulenie pierzyną przyjacielsko rozgrzewających energii.

Wtuliłem się w ten przytulny zakamarek i pozwoliłem, aby moje ręce splotły się z gałęziami drzewa. Ze stopami na iglastym dywanie odczuwałem, jak przez moje całe ciało płynie tętno serca oraz puls samej Ziemi.

Głęboki wdech do brzuszka i wydech… słucham uważnie delikatnego szumu dębowych liści, śpiewu strumyka gdzieś w oddali, pojedynczych odgłosów tajemnych zwierzęcych sprawunków.

Głęboki wdech i powolny wydech — jeden za drugim. Moje całe ciało wibruje biciem serca, przez mój umysł przetacza się gasnący galimatias telepatycznych sygnałów masowej świadomości. W końcu się uspokajam i zalega we mnie cisza, a zmysły otwierają się na odczuwanie niefizycznych rzeczywistości.

A cóż to za stary dziad ciemną szarością wkracza w moje pole energetyczne?! Wpatruję się weń bez słowa, a ten szybko znika przestraszony, że ktoś go widzi.

A cóż to za ciemny stwór ręką spod ziemi dosięga moich stóp?! Poczułem delikatny strach: a cóż to za istota?! Lecz od razu objął mnie mój Płomień Istnienia.

Jestem, który jestem — wyrzekłem spokojnie i spojrzałem nań oczami pewności i kompasji, a stwór cofnął się i skinieniem potwornego łba wyraził swój szacunek.

Stałem sobie dalej nieruchomo, czując, jak bicie serca wypełnia mój organizm. Aż oczy same przymknęły się lekko, a uszy otworzyły na dźwięki niefizycznych energii i oto przede mną stanął mój przyjaciel, Saint Germain.

Nie powiedział ni słowa, lecz podał mi czarodziejską kryształową kulę, skrzącą się błękitno srebrzyście fioletowym blaskiem.

Stałem tak chwilę i wpatrywałem się w ten artefakt, zrazu wiedząc, czym jest. Po prostu to wiedziałem intuicyjnie.

Saint-Germain spojrzał mi w oczy i rzekł: to jest twój potencjał zaufania do siebie… to jest twoja energia z przyszłości. Przyjmij ją i poczuj.

Kula sama wskoczyła mi do ręki i poczułem, jak wibruje we mnie, obejmując wszystkie moje komórki uczuciem świetlistej rześkości, i rodzajem… niezdefiniowania, które jednak nie budziło we mnie strachu, ale bardziej przyjemność i ulgę.

Lecz oto po paru chwilach wczuwania się w magiczny potencjał, nagle mój umysł zaczął postrzegać tę energię jako coś wrogiego.

Czy ten potencjał oznacza, że mam się stać istotą wirtualną, albo — co gorsza — robotycznym aseksualnym tworem, złożonym z metalicznych obwodów i zimnej blachy?

Czy to wszystko nie jest jakiś podstęp, aby pozbawić mnie mojego człowieczeństwa, a świat przemienić w wielki komputer rodem z ponurej matriksowskiej wizji?

Dłoń zadrżała, a przez ciało przebiegł bolesny dreszcz.

Czy ten nowy technologiczny gatunek człowieka to będzie bardziej wolny człowiek, czy jeszcze bardziej zniewolony?

Z pewnością pamiętam, co wydarzyło się na Atlantydzie, kiedy technologia programowania umysłu, zwana Headband, wymknęła się spod kontroli…

Z pewnością pamiętam, jak potem cywilizacja zaczęła kształtować się podłóg hierarchicznych struktur, zniewalających masy, a wywyższających elitarną garstkę.

Z pewnością pamiętam swoją długą duchową ścieżkę, aby znaleźć wyjście z tej matni zniewolenia i odczarować stare atlantyckie zaklęcia, których łez gorycz tak dotkliwie poznałem…

Czy ten nowy potencjał i nowa technologia jest czymś godnym mojego zaufania, czy może lepiej odwrócić się i poszukać czegoś innego?

Stałem samotnie w ciemności rozświetlanej chłodem blasku gwiazd, odbijających się od śnieżnego dywanu pode mną oraz iskrzących się igieł leśnych przestworzy.

Straciłem z oczu wszystko i wczułem się w to jedno tylko, czemu ufam w sobie — swoją Obecność Jam Jest — płomień tego, co wiem, że jest słodyczą i pięknem Życia.

Zdawało się mi, że napiera na mnie wielotonowa ciemność, która chce zgasić mój płomyk i uczynić mnie kolejnym smutnym robotem na beznamiętnej planecie cyborgów.

W mojej głowie zaczął pulsować jakiś implant, jak gdyby ktoś wszczepił mi tam nadajnik kontrolowania moich myśli, pragnień, zachowań i działań.

Zacząłem drżeć, ale pamiętałem, aby wziąć ten głęboki oddech i po prostu słuchać poza definicje.

Pozwalać na Światło.

Odczuwać i po prostu pozwalać wszystkiemu być, bo przecież wiem, że mam w sobie boską obecność! Energię, dla której nie ma rzeczy niemożliwych, która jest w służbie dla mnie i w synchronizacji z całym Życiem wszechświata!

Wtem jakiś ptak zerwał się z gałęzi drzewa i z głośnym wrzaskiem zatrzepotał skrzydłami, przelatując tuż nad moją głową. Zatańczył wokół mnie jakimś wichrem, wzbudzając setki wyładowań energetycznych w całej mojej istocie… paniczny strach zarysował się wielkimi jak grejpfruty źrenicami oczu.

Usta wydarły się niemym krzykiem prymitywnej esencji z samego dna tego, kim jestem.

Zaczerpnąłem hausty głębokie, oddechy paniczne jak u tonącego, który z duszącego mroku zimnej wody rozpaczliwie wyłania się na powierzchnię.

W końcu się uspokoiłem.

Poczucie serca tańczącego w moich komórkach powróciło, dając bezpieczny rytm bycia. Zacząłem tańczyć, poruszając moje zmarznięte stopy, dreptając niczym te małe zwierzaczki, zostawiające swoje odciski na śnieżnym płótnie.

Sferzysty potencjał w mojej dłoni stał się cieplejszy, włożyłem go do kieszeni i ruszyłem dalej, czując, że czas wracać do domu.

Pod nosem nuciłem sobie melodię, a myślami zacząłem krążyć wokół moich książek, sztuki i tego, co chciałbym zjeść na kolację. Zupełnie jak gdyby nic się nie stało, szedłem sobie dalej własną drogą.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 44.1
drukowana A5
za 55
drukowana A5
Kolorowa
za 77.07