Stworzenie
Przyodziane w zasłonki glonowe.
Miejsce kamienne, obrośnięte mchem, porostami i różnorakim zielskiem.
W murowane rury i chatka kamionka z epoki kamienia.
Chaszcze wokół całej posiadłości przyprawiają o zawrót głowy.
Mostek przejściowy na drugą stronę brzegu.
Za sobą włóczyła szaty karminowe.
Włosy splecione w kokon smolisty.
Powoli przedostawała się ku światłu, krocząc podpierała się ołowianą laską.
Wycieńczona i spragniona, przy ścianie twarz swą opierała i chłonęła.
Zwilżonym językiem kilka kropel minerałów.
Strugi potu ocierała w chusteczkę haftowaną.
Brodząc błotnistymi zakrętasami.
Pod nogami skradały się szczury, jaszczurki i małe węże.
Z przerażeniem w oczach podążała z zalotnym rybim zapachem przesiąkła cała.
Wpuściła się w wir i obmyła ciało.
Sturlała się po śliskich kamieniach.
Po czym wpadła z chlustem.
Z otworu nagle wydostała się istota o kobiecej urodzie.
Buszmen
toczy się wielka gra na szachownicy życia.
Kto zostanie pokonany, a kto zwycięży?
Każdy krok to ryzyko i wyzwanie.
Zachowajmy rozwagę i skoncentrujmy się na dobrym wyborze.
Tajemniczy gość wyłania się z leśnego buszu.
Ma przenikliwy wzrok.
Ubrany jak czerwony kapturek.
Skrywa swoją tajemnice.
Nic nie mówi tylko podąża w moim kierunku.
Wzdrygam się ukradkiem.
Czekam na niego.
Pragnę poznać przybysza zza światów.
Zawrzeć konwersację.
Jego kroki coraz głośniejsze, nuci coś pod nosem.
Rytmicznym pląsem podążam w jego kierunku.
Wyciąga coś z kieszeni, nie daje po sobie poznać co zamierza zrobić.
Obawiam się co nastąpi…
— Chwyta mnie za rękę i wkoło zatacza pętle.
— Unosi mnie jak piórko nad sobą i podrzuca.
— Przytrzymuje delikatnie po czym odgarnia rosę z mego czoła.
— Bezszelestnym ruchem chłonie zapach ciała.
— Oplata swym płaszczem tworząc jedność.
— Kołysze i daje mi znak przykrywając mi oczy.
— Czuję jarzębinowy strumień sączącej jagodziny.
— Rozpływam rozkosznie zachłyśniętą odrobinę czułości.
— Ulotnie upływa ta chwila.
— Serce tryska i chłonie słodycz.
— Pęka i odlatuje zostawiając zapach sosny.