E-book
31.5
drukowana A5
48.68
Mołdawska ruletka

Bezpłatny fragment - Mołdawska ruletka

Powieść na faktach


Objętość:
269 str.
ISBN:
978-83-8384-847-1
E-book
za 31.5
drukowana A5
za 48.68

Książkę dedykuję mojej nauczycielce angielskiego,

z którą nigdy nie wiedziałem się na żywo.

Liuba, mam nadzieję, że dobrze mnie wspominasz.

Dziękuję.

Płk dr Diabeł


Po 1980 roku — wtedy się urodziłem.

Zabiłem oficjalnie 21 osób.

Nieoficjalnie — znacznie więcej.

Skurwieli — którzy nigdy nie powinni się narodzić i chodzić po tej ziemi,

choć wiem,

że na pewno zabiłem znacznie więcej.

Czasem, przy eliminacji obiektu pojawiali się inni ludzie,

jak np. „ochrona obiektu”, z którą trzeba było sobie „poradzić” — czyli po prostu ją wyeliminować.

Nie wiem, czy tamci w trakcie „awantury” przeżyli —

kluczowy był dla mnie „obiekt”

— tylko to mnie interesowało-

wykonanie zadania!

Za każde zlecenie dostawałem różne wartości pieniężne,

Choć zwykle stawka za „głowę” do pewnego momentu wynosiła 100 000 zł.

Do tego dostawałem pełny zwrot poniesionych kosztów,

czyli tzw. kieszonkowe.

Wszystko było w różnych walutach,

od różnych międzynarodowych agencji wywiadowczych.

Agencje płaciły za to,

czego nikt inny nie mógł zrobić.

Przeszedłem nielegalne szkolenie,

które nikomu z Was

w głowie się nie zmieści,

ani nie zmieści się tym, którzy są w jednostkach specjalnych.


Chcę w tej książce opowiedzieć kolejną część historii

już niemłodego człowieka,

który lubił sport, był kiedyś całkiem niezłym studentem,

a życie potoczyło mu się tak,

że dokonał przynajmniej kilkudziesięciu zabójstw

z zimną krwią za pieniądze,

które płaciły mu różne międzynarodowe służby.

W konsekwencji

zmieniłem kilka razy losy świata — dosłownie.

I tak, tak — fakty bywają niewygodne, bywają mocne i mroczne,

albo wręcz żartobliwe…

jednak nadal są faktami.

Dlatego będę starał się powiedzieć o sobie jak najmniej,

a jednocześnie jak najwięcej,

bo opinia publiczna,

powinna o tym w moim przekonaniu wiedzieć.

Opowiem Wam o tych eliminacjach

o których mogę opowiedzieć

— bowiem o niektórych nie mogę i jeszcze długo nie będę mógł.

Te wszystkie słowa stanowią swego rodzaju wstęp,

do tego wszystkiego o czym dalej przeczytacie.


Jest to już czwarta pozycja książkowa którą wydaję.

Wcześniej ukazały się:

— Doktor Diabeł — „Spowiedź płatnego Zabójcy”,

— Doktor Diabeł — „Strzyga”,

— Doktor Diabeł — „Przejść przez piekło płonącego Pakistanu i Kosowa”,


W pierwszej części opowiadam o swoim życiu i szkoleniu oraz o pierwszych zleceniach.

W drugiej o tym jak rekrutowałem swoją następczynię i o początku życia na „emeryturze” — choć z Firmy — nie odchodzi się nigdy — jaka praca — taka emerytura.

W trzeciej, której akcja dzieje się gdzieś pomiędzy poprzednimi — o zleceniach „kombinowanych” wykonywanych w Himalajach, Karakorum i jak wynika z tytułu w Kosowie.

Akcja niniejszej, dzieje się gdzieś na terenie Koła Podbiegunowego, Polski, Chorwacji i jak wynika z tytułu: w Mołdawii oraz Naddniestrzu i Gagauzi.

Płk Dr Diabeł.

Od Autora

Cieszę się, że sięgasz po tę pozycję. Mam nadzieję, że się nie rozczarujesz. W między czasie porozmawiamy…

Na wstępie zaznaczam: ta książka jest normalna, nie jestem autorem kolejnego „Przedwiośnia” czy „Nad Niemnem”. Nie będzie opisów przyrody i tego w jakim kolorze są ściany i zasłony jak u „Prusa” w „Lalce”. Ja skupiam się na czym innym. Pokazuje przemyślenia, spostrzeżenia i ukazuję pewną historię. Nie jest to też pamiętnik z jakiejś wycieczki. Skupiam się na tym czego dotyczyła moja robota i tyle.

Ta powieść jest w około 91 procentach wierna prawdzie, ale nie jest ładna. Dlaczego? Bo ta prawda, też piękną nie jest i nigdy nie będzie, ale tego możesz się już domyślać z tytułu i opisu na tyle okładki, prawda?

Będzie tu dużo przekleństw, bardzo dużo, lojalnie uprzedzam, bo to jest kurewsko konkretny męski świat (a może nie tylko męski?). Gdzie wyrażamy to co należy, bez zbędnego akademickiego pierdolenia. Więc jeśli razi Cię czytelniku duża ilość „kurew”, „chujów” i zwrotów typu „ja pierdolę”, to od razu lojalnie uprzedzam, ta książka może Ci się nie spodobać. Zdania i konwersacje jakie w niej padają są po prostu takie jakie były, przytoczone niemal jeden do jednego. Chyba ciężko sobie wyobrazić płatnego Zabójcę który po tym jak dostanie w ryj powie „o kurcze pieczone, ależ mnie to boli”? Więcej zasadności użytego języka chyba nie muszę tłumaczyć.

Poznasz ten nasz świat. Świat w którym wielu mężczyzn a być może i kobiet chciałoby się znaleźć ale się nigdy nie znajdą. Bo ten świat przecież oficjalnie nie istnieje.

Poznasz moją historię.

Niniejsza pozycja jest uzupełnieniem moich trzech wcześniej wydanych powieści: Doktor Diabeł — „Spowiedź Płatnego Zabójcy” oraz Doktor Diabeł — „Strzyga”, Doktor Diabeł — „Przejść Przez Piekło Płonącego Pakistanu i Kosowa”. Akcja niniejszej odbywa się gdzieś pomiędzy pierwszą a drugą a może i po drugiej — czyli pomiędzy trzecią a czwartą? Niestety, ale datami i miejscami muszę trochę manewrować. Nie jestem aż takim idiotą, żeby na łamach książki przyznać się do zabójstwa, zatem wszystko co przeczytasz jest oczywiście wcześniej wspomnianą prawdą. W sensie prawdziwą fikcją literacką. (Panie prokuratorze to właśnie tutaj jest ten moment w którym to zaznaczam).

Jeśli chcesz dobrze ująć cały kontekst, bohaterów, ich mentalność, zachowania, spojrzenie na świat i przenieść się do świata ludzi którzy oficjalnie nie istnieją, z całego serca polecam Ci czytelniku przeczytać część pierwszą, a dopiero potem sięgnąć po tą którą trzymasz w rękach. Mówię to bardzo serio, bardzo. Ułatwi to Tobie zrozumienie wielu rzeczy, zwarzywszy na fakt, iż po pierwsze nie chcę od nowa tłumaczyć dlaczego robię to co robię, jak stałem się taką osobą oraz kim są osoby które będą się w tej pozycji pojawiać… Wiesz… to trochę jak serial, ciężko jest go oglądać od środka, a przynajmniej staram się, abyś Ty, drogi czytelniku właśnie tak mógł to odbierać i przeżywać razem ze mną to co ja miałem okazję przeżyć osobiście. Słowo „przeżyć” jest tutaj bardzo istotne. Bardzo. Wręcz trafione.

Płk Dr Diabeł

(Kursywą w nawiasach jak teraz, będę wrzucał dodatkowe teksty. Czasem uzupełniające pewną wiedzę, czasem będzie to dygresja, a czasem podziękowania — bo wiem, że parę z osób o których będzie mowa, sięgnie po tę pozycję, nie wiedząc jeszcze o tym, iż znajdą tutaj „siebie”, ale pod zmienionym imieniem czy pseudonimem)

1. Mołdawia… czyli „demony” przeszłości wracają

— Kurwa! Diabeł! Zastrzeliłeś go! Kurwa! Ja pierdole! Mamy przejebane! Rozumiesz kurwa?! Rozumiesz?! Mamy przejebane! Ja pierdolę! Coś Ty kurwa zrobił?! Diabeł! Coś Ty kurwa zrobił?! — wykrzyczał przerażony i jednocześnie załamany Czeczen.

Spojrzałem na ciało Saszy. Leży, nie rusza się. Przed pięcioma sekundami wpakowałem w niego 3 kule z mojego GLOCKA 17. Wszystkie trzy weszły w jego klatę. Moja broń idealnie leży w lewej ręce. Czuję jak ciepło rozgrzanego pistoletu zaczyna ją przenikać.

— Kurwa, ja pierdolę… wiesz, że musiałem, wiesz kurwa, że musiałem! — odpowiedziałem bez zająknięcia patrząc się na ciało Saszy którego krew — ciepła jak moja klamka — właśnie zalewała dywan hotelowego pokoju.

Właśnie zabiłem naszego informatora.


Ale po kolei…


(Tytułem wprowadzenia):


Po ostatniej robocie w Kosowie i Bułgarii, kiedy wróciłem do domu i sprawdziłem maile dowiedziałem się, że projekt jaki realizowałem oficjalnie w korporacji dla której pracowałem się skończył. Stałem się bezrobotny. Z jednej strony dobrze — bo mogłem odpocząć. Ostatnio żyłem mocno na walizkach. Robota w Pakistanie, zapierniczanie po Karakorum i Himalajach, zaraz potem Kosowo, Macedonia i Bułgaria. Gdzieś w międzyczasie były jeszcze Emiraty Arabskie i Oman i byłbym zapomniał — Białoruś, a jeszcze wcześniej Islandia. Naprawdę miałem dość i potrzebowałem urlopu. Może nieprzymusowego — z racji utraty pracy, ale jednak urlopu. Zwykłego kurwa odpoczynku od wszystkiego. Kilka ostatnich miesięcy bez pracy poświęciłem zatem na treningi, naukę i spanie. Przerzuciłem się na tryb nocny. Spać chodziłem o 6 rano a wstawałem idealnie o 14:00. I tak jak kocham deszcz (w końcu woda to życie — poza tym zmywa ślady zapachowe i psy twojego śladu nie wyczują) tak samo kocham jesień i nocny tryb życia. W nocy jest cisza, spokój i jest się niewidzialnym albo co najmniej — niewidocznym.


26. października godzina 9:00 rano, dzwoni telefon.


— Kurwa mać, ja pierdolę, kto dzwoni o tak pogańskiej godzinie — powiedziałem sam do siebie otwierając oczy.

Dopiero co, jakieś 2 godziny temu położyłem się spać a tu mi ktoś w środku nocy napierdala telefonem.

Sięgam po telefon, patrzę na ekran i widzę: „Magda”.

Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to to, że ją zaraz opierdolę, że mi w środku „nocy” zawraca dupę. Mówiłem jej, żeby dzwoniła do mnie po 16stej, ale skoro dzwoni o 9:00 to znaczy, że to dla Firmy jakiś ultra pilny temat. Problem jest tylko taki, że wczoraj wieczorem wypiłem litr wódki ze spritem i teraz jestem ćwierć przytomny, będąc jednocześnie wciąż pijanym, ale na tyle trzeźwym, żeby zdawać sobie sprawę z tego, że nie nadaję się do żadnej rzeczowej rozmowy.

— Halo… — odebrałem telefon pijackim ale jednak niskim i sexownym głosem który bardzo lubią kobiety.

— Cześć Diabeł, przepraszam, bardzo Cię przepraszam.

— Madzia…

— Tak, wiem, słyszę, wiem że nie powinnam Ci dupy zawracać z samego rana.

— Kurwa, Magda… jakie kurwa rano? Jest 9:00 czyli pierdolony środek nocy! Czego kurwa chcesz? I przepraszam Cię za tą wyrafinowaną kurtuazję na samym początku naszej inteligenckiej rozmowy, ale kurwa jestem po litrze wódki i dwóch godzinach snu, więc wiesz… średnio potomny i wkurwiony jestem.

— Tak, wiem, dlatego przepraszam, ale problem mamy.

— No jak dzwonisz do mnie w środku nocy, to ewidentnie macie problem. Zresztą kurwa, Ty zawsze do mnie dzwonisz jak masz problem… nie wiem… kurwa… z życzeniami urodzinowymi byś zadzwoniła albo o zdrowie zapytała?

— Diabeł, przepraszam ale to wyjątkowy temat.

— Dobra, Madzia, powiem Ci wprost, krótko i konkretnie. Gdzie? Kiedy? I za ile? I nie zapominaj, że jesteś mi i Czeczenowi winna po 100 000 zł kieszonkowego na głowę za ostatnią robotę w której żeście temat spierdolili — czyli razem 200 tysięcy. Pamiętasz?

— Pamiętam, aż za dobrze.

— No to słucham.

— Grudzień, Mołdawia, Nadniestrze, stawka jak zwykle, 100 000 zł za głowę plus kieszonkowe po 5000 euro, plus oczywiście na głowę zaległe i wspomniane 100 000 zł z poprzedniej roboty. Czyli 100 000 za głowę i jakieś 125 000 zł kieszonkowego w złotówkach na każdego z Was.

— Ile głów?

— Jeszcze nie wiem, na razie się mentalnie i logistycznie przygotujcie z Czeczenem.

— Spoko. Wyślij mi na maila to co masz, ja idę spać.

— Jasne Diabeł, zaraz wszystko będziesz mieć na mailu.


Rozłączyłem się i ułożyłem się tak jak to tylko najwygodniej jest możliwe w mojej satynowej pościeli. Granatowe prześcieradło pode mną i butelkowa czerwień kołdry nade mną. Pomyślałem też sobie, że ten telefon był jednak bez sensu. W końcu i tak informacje mam na bezpiecznym mailu. Widać sprawa zrobiła duże wrażenie na Magdzie i stąd uznała, że temat jest pilny ale skoro robota i tak ma się odbyć w grudniu to idę spokojnie spać a maila sprawdzę później. Pierdolę, idę spać.


Zasnąłem na jakieś 15 min. Znów dzwoni telefon. Patrzę na ekran: „Czeczen”.

— Żesz kurwa mać! Umówili się czy co?! — powiedziałem sam do siebie.

— Siemasz Czeczen, czego ode mnie chcesz o tak kurwa pogańskiej godzinie?

— Siema Diabeł, loty znalazłem!

— Jakie kurwa loty, co Ty kurwa pierdolisz?!

— Okęcie — Kiszyniów… możemy Mołdawię zwiedzić!

— Ty se kurwa jaja robisz czy poważnie mówisz?

— No poważnie mówię! 600 zł z bagażem podręcznym w dwie strony!

— Czeczen…

— Co?

— Kiedy Ty ostatnio z Magdą gadałeś? — zapytałem bo aż mnie kurwa zatkało co mi się rzadko zdarza.

— A nie wiem, gdzieś w maju chyba albo w czerwcu, jak Grunwald zrobiłeś typowi przeciwpancernym z 1410 metrów kiedy to prawie nas snajper zajebał na Kosowskim dachu, a co? Swoją drogą to kurwa pięknie żeś gościa trafił, ja pierdolę! — odpowiedział z podziwem i uśmiechem.

— Pięknie to Ty mi go bracie znalazłeś! Gdyby nie Ty, to by nas w tym Kosowie zajebali. A co do mojego pytania — to tak tylko pytam … czyli co… robimy Mołdawię?

— Robimy Mołdawię! Wylot mamy 14 grudnia!

— Zajebiście, to kupuj bilety a ja idę spać.

— Jak to spać? Jest 9:25!

— No właśnie, dlatego kurwa idę spać. Nara.

Rozłączyłem się.


Mołdawia, mały biedny kraj na południu, a w zasadzie na południowym wschodzie Europy.


Po śmierci Nadiego, zostałem szefem tego Kurwidołka Zabójców. Zabójców — zawsze z wielkiej litery ze względu na szacunek do samego siebie. Nadi (Skrót od „Nadzordzy” — konkretnie Nadzorcy Egzekucji”) — mój oficer prowadzący, umarł niemal na moich rękach. Robota odbywała się w Teheranie. Z za jednego z dwóch samochodów w którym był już ubity przeze mnie obiekt wyłonił się jeden turbaniarz z ochrony obiektu z bronią w ręku. Ja z Czeczenem w trakcie strzelaniny byliśmy schowani za przednią lewą felgą naszej Toyki i przeładowywaliśmy broń. Dokładnie GLOCKI. Nadi, będący mocno po 80tym roku życia, który nie odstępował nam kondycją nawet na pół kroku był schowany za tylną. Skurwiel wyłonił się z nad maski naszej Toyoty. Własnym ciałem zasłoniłem Czeczena, turbaniarz oddał strzał, ja też oddałem. Oddał strzał w Nadiego. Zajebałem turbaniarza. Czeczen tylko krzyknął:

— Diabeł! Nadi!

Odwróciłem się i zobaczyłem przestrzeloną szyję Nadiego. Podbiegłem. Złapałem go za szyję chcąc zatrzymać krwawienie. Nic z tego. Nadi umarł na moich rękach.

„Nadi Maurer”, dziadek, przyjaciel, człowiek który nauczył mnie wszystkiego, człowiek, który stworzył mi piekło, piekło które przeżyłem. Człowiek który uczynił mnie Diabłem który ma zabierać do Piekła ludzkie dusze tak, aby już nigdy stamtąd nie wyszły. Były wychowanek KGB, potem były Ubek, aż w końcu człowiek który podobnie jak ja teraz był związany dżentelmeńską umową z Agencją Wywiadu, aby za pieniądze likwidować ludzi. Ludzi których należy zlikwidować, aby świat był bezpieczny. Ludzi do których nie można ze względów politycznych posłać wywiadu. Nie można posłać GROMU, DELTY, SAS czy innej Formozy, bo jak kogoś złapią to pod torturami się wyda, że obce wojsko weszło na teren innego kraju. Człowiek który był przechujem. I miał na rękach tyle krwi ile ja mam teraz albo może nawet i więcej. Człowiek który nigdy nie zawiódł. Kiedy ze względu na raka wątroby wiedział, że jego czas już się kończy, mianował mnie na szefa tego — jak o tym mówiliśmy — Kurwidołka Zabójców. Bardzo mocno mnie już wprowadził w to co i jak robić i z kim się kontaktować. „Magda” została po stronie Firmy moim łącznikiem do zleceń. „Zima” natomiast, człowiekiem od logistyki i od dostarczania pieniędzy za wykonaną robotę albo dostarczania kieszonkowego przed robotą. Jest jeszcze „Czeczen” — gość z którym znam się jakieś 19 lat. Niski ale twardy, pierdolony poliglota znający 6 języków, kulturoznawca i podobnie jak ja religioznawca. Obaj po Historii obaj po Politologii… on tam coś potem jeszcze w Chinach i Serbii studiował ja w tym czasie robiłem Administrację i Bezpieczeństwo Wewnętrzne. Czeczen to mój Partner w robocie, logistyk który zawsze wszędzie mnie zaprowadzi i wyprowadzi, ale to ja — Diabeł pociągam za spust, za nóż w płuca albo za długopis wbity w tętnice lub ucho aż do samego mózgu. Taki to jest nasz duet. Ja z racji pełnionej funkcji mam decydujący głos. I choć Czeczen na pewno jest ode mnie w wielu kwestiach mądrzejszy i ma większą wiedzę, to jednak z racji sprawowanej funkcji — a co za tym idzie i wyszkolenia do „tej” roboty oraz odpowiedzialności, podział jest prosty: Czeczen ma mnie zaprowadzić gdzie chcę, tak abym ja mógł ubić obiekt, tak jak chcę. Hierarchia jest prosta, ja jestem szefem Kurwidołka, każdy wie za co jest odpowiedzialny i nikt nikomu się w robotę nie wpierdala.

Ciało Nadiego przemytnicy z Turcji i Bułgarii przemycili do Polski w skrzyni z rybami która wylądowała prosto na Miłobędzkiej. W ten sposób skończyła się pewna epoka. Epoka w której to stara gwardia wychowana przez KGB i służąca w UB wychowywała młodą gwardię czyli nas: Diabła i Czeczena a później Strzygę (ale o tym niżej).

Po tym jak już całkowicie ogarnąłem Kurwidołek Magda zaczęła mi przysyłać CV różnych osób które aplikowały oficjalną drogą do Firmy. Czytałem, analizowałem itp.. Niestety, zero konkretu. Aktualnie to ja jestem odpowiedzialny za rekrutację na Płatnych Zabójców kolejnych osób. Magda co jakiś czas podsyła mi nowe CV. Czytam, sprawdzam, szukam wszystkiego o wszystkim w internecie, mediach społecznościowych i nie tylko. Najpierw trzeba przejść selekcję Firmy a już samo to nie jest proste… Owszem, jest dwa razy prostsze niż to co było kiedy ja aplikowałem ale jednak nadal nie jest łatwo. Potem po testach psychologicznych wiele osób odpada. Jeśli wszystko przejdziesz i okażesz się być choć w połowie takim socjopatą w pozytywnym z punktu widzenia naszej roboty jak ja, to masz szansę, że być może przy dużej ilości szczęścia Twoja teczka trafi do mnie. A jeśli trafi, to na 99% Cię odrzucę. Jeśli natomiast znajdziesz się w tym 1% to wiedz, że w momencie kiedy się spotkamy będę o Tobie wiedział więcej niż Ty sam wiesz o sobie.

W tej robocie nie ma miejsca na błędy. Błąd oznacza jedno: Koniec czyjegoś życia. My nie popełniamy błędów.

Błąd — to kula w łeb. W Twój pierdolony łeb.

W naszej robocie nie ma miejsca na błędy. Jesteśmy wyszkoleni do przeżycia a nie do umierania. My nie popełniamy błędów. Działamy jak chcemy i gdzie chcemy. Osobiście byłem w jakiś 50 krajach, ilości misji już nawet nie liczę. Ale żyję, bo nie popełniam błędów — może poza tymi — że źle wybieram kobiety jako swoje partnerki życiowe, ale jeśli chodzi o robotę to nigdy nie robimy jej na 100%. Robimy ją na 200%. Szansa powodzenia naszych misji zaczyna się od trzech ZER. Tak, od trzech zer. Zwykle jest to 0.007 procenta. Wszystkie nasze misje to są misje samobójcze. Tak, dobrze to czytelniku zrozum: MISJE SAMOBÓJCZE mimo to, wciąż żyję i realizuję skutecznie wszystkie zadania. Dlatego mówią na mnie Diabeł… Pułkownik Doktor Diabeł. Bo jestem nieśmiertelny. W Polsce jest Nas dwóch. Ja i Czeczen. Na świecie jest jeszcze kilku takich jak my. Oficjalnie nie istniejemy. Nas nie ma. Szkoleni przez 5—7 lat ze wszystkiego. Moglibyśmy szkolić ludzi z Delty, SAS, Gromu czy Specnazu, ale my „nie istniejemy”. Nas nie ma. Za to „nieistnienie” bierzemy takie a nie inne pieniądze i płacimy za to też bardzo ogromną cenę w naszym życiu prywatnym ale o tym może później, jak nie zapomnę.

W tzw. międzyczasie Magda podsyłała mi różne osoby. Niestety nic z tego nie wychodziło, ale… któregoś dnia podesłała mi całkiem ciekawe akta.

Nazwałem rekrutowany obiekt: „Strzyga”. Podobnie jak wcześniej Nadi, tak teraz ja, jako Szef Kurwidołka Zabójców mam ten przywilej, że sam nadaję NickName osobie którą rekrutuję albo biorę na robotę. Myślę, że „Strzyga”, jest w tym przypadku bardzo właściwym Nickiem, wręcz „trafionym”.

Ze Strzygą miałem kilka spotkań. W konsekwencji uznałem iż nadaje się do tej roboty. Skutek? Strzyga zaczęła serię szkoleń począwszy od tego jak wyglądać, ubierać się, jeździć motocyklem, samochodem, strzelać, pływać, przetrwać we wrogim środowisku pustynnym, wodnym i leśnym oraz to co sam wymyśliłem i nazwałem, czyli szkolenia z taktyki szarej tj. sztuki poruszania się po mieście. Z grubsza… jakieś 5—7 mln złotych z kieszeni podatnika zostanie w Nią zainwestowanych o ile przeżyje szkolenie.

Ja natomiast cały czas pracuję sobie oficjalnie w korporacji i po prostu od czasu do czasu biorę sobie urlop jeśli tego wymaga sytuacja na świecie. Wtedy razem z Czeczenem w ten świat ruszamy i robimy co w naszej mocy, żeby zrealizować zlecenie.

Jeśli chcesz się więcej dowiedzieć o mnie, moim życiu, wychowaniu, szkoleniu, umowie z Firmą, zleceniach itp. Odsyłam do części pierwszej: Doktor Diabeł — „Spowiedź płatnego Zabójcy”.

(Czeczen stwierdził, że nie robię w swoich książkach retrospekcji — zatem robię — jak wyżej — teraz powrót do właściwego rozdziału)

Dlaczego ten rozdział nazwałem „Demonami przeszłości”? Otóż bardzo wiele lat temu, Nadi znalazł dla mnie tłumaczkę symultaniczną z 6 języków. Liubę, Mołdawiankę, mieszkającą w Kiszyniowie — czyli stolicy Mołdawii. Kiedy Magda powiedziała mi o tym, że robota ma być w Mołdawii to na pół sekundy drgnęło mi serce. Drgnęło, bowiem z Liubą niemal dzień w dzień przez kilka lat codziennie ze sobą rozmawialiśmy. Uczyła mnie angielskiego. Jeśli spędzasz z kimś kto jest w Twoim typie i ma podobne do Ciebie wartości po kilka godzin dziennie, rozmawiając nawet przez Skyp-a, to zaczyna się tworzyć relacja… zakochaliśmy się w sobie, albo przynajmniej ja się mocno zauroczyłem. Nigdy się nie spotkaliśmy poza spotkaniami online przez Skype albo przez telefon, niemniej… Mołdawia kojarzy mi się tylko z jednym: Liuba.

Obudziłem się jak zawsze w weekend o 14stej i zacząłem czytać o Mołdawii, zbierać informacje itp. Od jakiegoś czasu prowadzę na youtube kanał podróżniczy robiący za przykrywkę mojej roboty.

Mojej roboty w której pomaga mi Czeczen będący moim logistykiem. Zawsze przed wyjazdem zbieram informacje o danym kraju czy miejscu, po to, aby potem móc z tego miejsca ponagrywać filmy i przedstawiać się jako normalny nieco głupkowaty turysta youtuber, który tylko zwiedza i nagrywa. Z racji tego, że filmy są na youtube, to nawet jak ktoś mnie gdzieś zatrzyma to od razu mogę wyciągnąć telefon i cały kanał pokazać i już nie ma żadnych wątpliwości. Turysta debil. Jak to Einstein powiedział (albo chuj wie kto)…: „Jeśli coś jest głupie ale działa — to znaczy, że nie jest głupie”. Szach i mat.

Ogólnie miałem względny spokój w życiu, treningi, nauka, szukanie info o Mołdawii i chlanie w weekendy (w sensie od piątku do soboty do 21:00 — wiadomo, rano w robocie muszę być potomny)

(– no dobra, wiecie, że ja szczery facet jestem, zdarzało się chlanie i do 3:00 w nocy).

W międzyczasie znalazłem pracę w korporacji… i to nie dość, że 45% lepiej płatną to jeszcze 10 razy mniej roboty (Przynajmniej na moment w którym pisze te słowa). Reasumując: kasa się zgadza, treningi są, rozwój osobisty jest, a teraz jeszcze robota się szykuje i to za niezłą stawkę jeśli doliczyć do tego kieszonkowe.

— Liuba, „Liubashka” — jak zwykłem do Niej zdrobniale mówić — co się z Tobą dzieje po tylu latach? — Czy jesteś zamieszana w tą robotę? Czy się spotkamy? Jak teraz wyglądasz? — zadawałem sam sobie przysłowiowe 100 pytań.

Wszedłem na maila od Magdy.

W Mołdawii mają być wybory parlamentarne, ale w Mołdawii, albo raczej nad Mołdawią jest Nadniestrze — separatystyczna republika Mołdawii — chcąca przyłączenia do Rosji, która niestety ma spore koneksje w samej Mołdawii. Wiecie… chodzi o to, że telewizja, radio i inne środki masowego przekazu są uzależnione od Rosjan. A to może wpłynąć na wybory parlamentarne w samej Mołdawii.

Robota miała się odbyć — tak jak Magda powiedziała — dopiero w grudniu. Powiedziała też, że nie wie ile „głów”. Oznaczało to tylko jedno: jeśli w Mołdawii dojdzie do władzy frakcja pro-rosyjska, to musimy tam jechać i upierdolić parę głów — z jednej strony dobrze — kasa będzie się zgadzać bo po 100 000 za głowę. Z drugiej strony to będzie masowa robota a te nie są łatwe. Z trzeciej, znów będziemy wpływać na „demokrację” jakiegoś kraju. Rozumiem to, że można jechać na drugi koniec świata i kogoś zapierdolić, ale jechać do innego kraju tylko po to, żeby doszło/nie doszło tam do przewrotu? Trochę mi to przypomina działania CIA w Ameryce południowej a My z Czeczenem jesteśmy jednak z innej ligi. Wyższej, dużo wyższej. Tej która oficjalnie nie istnieje, a już na pewno nie jest nastawiona na masowe zabójstwa polityków.

Odczekałem kilkanaście dni, minął 7 listopada czyli dzień wyborów parlamentarnych w Mołdawii. Wybory wygrała frakcja pro-europejska.

Zatem czas sięgnąć po telefon i zadzwonić do Magdy.

2. Rosyjski szpieg za Kołem Podbiegunowym

Sięgam po telefon i w tym samym momencie dzwoni do mnie Magda.

— Cześć Madzia — odebrałem po mniej niż 0.5 sekundy sygnału dzwonka telefonu.

— O kurwa, ale masz refleks Diabeł — powiedziała z nieukrywanym zaskoczeniem.

— Dlatego jeszcze żyje… z czym dzwonisz? — odpowiedziałem.

— Nie będzie roboty w Mołdawii.

— A gdzie będzie?

— Nie spodoba Ci się…

— To znaczy?

— Tromso… mówi Ci to coś?

— Chcesz mnie wysłać, ponad 350 kilometrów za jebane Koło Podbiegunowe?! Przecież to kurwa tzw.: „Wrota do Arktyki”!! ! Amundsen i nie tylko on stamtąd wyprawy na biegun północny robili! Czego ja mam niby kurwa szukać na pierdolonym północnym końcu cholernej, pierdolonej, zamarzniętej Norwegii?

— Informatora?

— Pytasz czy stwierdzasz?

— Stwierdzam.

— Jakiego kurwa informatora?!

— Ukraina coś planuje w porozumieniu z Berlinem i Waszyngtonem, po wyborach w Mołdawii gość spierdolił do Norwegii i jest w Tromso.

— Kurwa, Magda… czyli co? Powtórka z Islandii i szukanie świadka?!

— Coś w ten deseń… tylko grubiej!

— Ja pierdolę. Kiedy?

— Najlepiej jakoś w połowie grudnia, jeszcze z typem negocjujemy co i jak.

— Madzia…

— Co Diabeł?

— Ty wiesz, że ja Cię lubię, prawda?

— Wiem, ja Ciebie też, choć czasem Cię kurwa nienawidzę, zwłaszcza przy tych naszych negocjacjach.

— Wiem, ale też wiesz ile razy coś popierdoliliście z tematem, więc wiesz skąd takie stawki. Powiedz mi proszę… Ty wiesz ile tam stopni będzie w połowie grudnia? — zapytałem w sposób nieco retoryczny.

— W chuj zimno.

— To za każdy stopień na minusie poproszę dodatkowe 10 000 zł. kieszonkowego. Wiesz, że ja jestem pierdolonym specjalistą od Bliskiego Wschodu i muslimów, a nie od kurwa, prawie jebanych przez renifery Eskimosów którym święty mikołaj przewodzi!!! Rozumiem, że się gwiazdka zbliża ale bez przesady!

— Diabeł… Ty… Ty sobie jaja robisz?

— Nie! Jaja to mi tam kurwa zamarzną! Dlatego muszę mieć kasę na chemiczne ogrzewacze i jakieś kurwa kalesony, tak na jaja jak i na ręce… Chyba byś nie chciała, żebym nie wykonał roboty bo mi palce zmarzną na spuście? Prawda?

— No ale Ty nie masz go zajebać!

— A co mam zrobić?

— Wszystko zaraz będziesz miał na mailu!

— Wiesz co….

— Co?

— Czekaj… moment — odsunąłem telefon od ucha, włączyłem tryb głośnomówiący i sięgnąłem po aplikację „windy” — aplikacja dla żeglarzy (starzy czytelnicy wiedzą, że żegluję — nowi właśnie się dowiedzieli). Patrzę na apkę, a tam mi pokazuje, że w Tromso jest -10 stopni.

— Zrobimy tak…, miałaś przygotowany budżet… 100 000 za głowę i 125 tysi kieszonkowego prawda?

— Tak.

— No to skoro ja mam tam nikogo nie zapierdalać, to kieszonkowe zostaje jak było, czyli 125 tysi, a 10 000 jest płacone za każdy minus 1 stopień Celsjusza… aktualnie jest minus 10 stopni… czyli 100 000, czyli kasa pozostaje dla mnie bez zmian. Dla Czeczena kieszonkowe 125 000 i dla mnie za robotę z kieszonkowym 225 000. Skoro już mam zapierdalać po Kole Podbiegunowym to przynajmniej chcę wiedzieć za jakie pieniądze…

— Diabeł….

— Madzia, Ty wiesz, że tam najtańszy zestaw w McDonalds prawie 100 zł kosztuje?

— Kurwa Diabeł…!

— No to skoro stawkę ustaliliśmy to kiedy robota?

— W połowie grudnia. — Magda już nawet nie negocjowała a to oznacza jedno — znów zostawiłem za dużo pieniędzy na stole.

— A Ty wiesz, że tam wtedy może być zimniej?

— Kurwa! Diabeł, jak ja Cię momentami nienawidzę, jak ja Cię kurwa momentami nienawidzę! Ja pierdolę!

— Czyli dla Czeczena 125 a dla mnie 225, zgadza się?

— Zgadza, tak kurwa…! Zgadza się! Ja pierdolę!

— Tylko pamiętaj… te 125 na głowę to kieszonkowe, wiec przed robotą! Czyli 250 odbieram w reklamówce.

— Tak wiem, kurwa…. Diabeł… Ty się kiedyś księgowością zajmowałeś?

— I tak i nie. Przepisy znam, w końcu też i Administrację kończyłem, ale mam swojego księgowego — zajebisty koleś — Max ma na imię — powiedziałem z uśmiechem — Wiesz, tak na wszelki wypadek.

— A Ty wiesz, że ja to w koszty muszę wrzucić?

— Domyślam się. Do tego dojdzie Ci pewnie jeszcze stawka operacyjna za jakąś broń, amunicję, transport itp…

— Jak ja Cię kurwa momentami nienawidzę! Kurwa Diabeł, jak ja Cię momentami nienawidzę! — powiedziała z wyrzutem.

— A ja Cię Madzia uwielbiam — powiedziałem z uśmiechem — i nie zapominaj kto i dlaczego jest szefem tego Kurwidołka Zabójców, pamiętasz?

— Nie musisz mi przypominać: „Panie Pułkowniku Doktorze Diabeł” — odpowiedziała na wpół żartem i na wpół serio.

— Dobra… Madzia… to skoro stawkę mamy ustaloną to co z tym typem?

— Szpieguś.

— Czyj?

— Rosyjski, umieszczony w Naddniestrzu, po tym jak frakcja pro-europejska po wyborach w Mołdawii doszła do władzy, a on sam już był na terenie Kiszyniowa, to bał się, że go zajebią, wiec spierdolił do Norwegii.

— I co dalej?

— Skontaktował się z „zaprzyjaźnioną” ambasadą w Norwegii, ale jak wiesz.. Norwegia to inny wyluzowany świat, a ambasada ma swoje procedury, dlatego ustawiamy wam spotkanie.

— Ale czemu typ jest aż tak ważny, że trzeba się z nim widzieć osobiście?

— Ma materiały na połowę rosyjskiej agentury w europie, a przynajmniej tak twierdzi. Powiedział, że za chuja, nogi i ręce tego nie przekaże tej ambasadzie, bo wie, że w ambasadach są też krety.

— Serio?

— Serio!

— Ktoś nad tym pracuje?

— SKW i SWC (Służba Kontrwywiadu Wojskowego/ Służba Wywiadu Cywilnego)

— I co? I koleś się chce tak normalnie spotkać ze mną i z Czeczenem, żeby nam to przekazać?

— Nie…

— Magda, mów mi kurwa proszę Cię jaśniej i konkrety! Dlaczego jakiś jebany rosyjski szpieg, który był zamontowany w Naddniestrzu dla Rosjan, a potem na czas wyborów spierdolił do Kiszyniowa, a potem po wyborach spierdolił na północny koniec Europy na pierdolone Koło Podbiegunowe jest otwarty na spotkanie i przekazanie posiadanych danych i dlaczego kurwa akurat ze mną?! Ja pierdolę! Może gość mnie i Czeczena wystawia do ubicia!? Kurwa! Pomyślałaś o tym?!

— Gość jest spalony.

— Mów dalej.

— Był podwójnym agentem, współpracował z Rosją w kontekście Naddniestrza, ale też z Mołdawią w kontekście pro-europejskości. Kiedy wyszło po wyborach na pro-europejskość, to stracił zaufanie u swoich, a przynajmniej tak twierdzi. Musiał spierdolić jak najdalej więc wybrał Tromso i Koło Podbiegunowe, poszedł do naszej ambasady w Oslo na ulicę Kyrres Plass 1. Tam go odstawili z „kwitkiem”, wiec spierdolił dalej… Potem się skontaktował z nami.

— Ja pierdolę… Madzia…

— Co?

— A jak to jest potrójny, albo ma być potrójnym agentem? Wiesz… Rosja, Naddniestrze, Mołdawia i teraz Polska?

— Nie wiem… nie wiemy tego.

— A dlaczego my? Czemu ja i Czeczen?

— Poprosił o Was.

— Co kurwa?! — (wierzcie mi czytelnicy, że byłem w chuj zaskoczony.)

— Poprosił o Was.

— Skontaktował się z Firmą i powiedział, że chce rozmawiać z Diabłem i Czeczenem?!

— Mniej więcej.

— To mniej czy kurwa więcej? — zapytałem ze spokojem.

— Powiedział, że: cytuję: „doszły mnie słuchy na temat Maroka i tego co tam jeden z waszych odjebał”, oraz że: „doszły mnie słuchy na temat zemsty spod Nanga Parbat i upierdolonych Talibów”. I że jak ma z kimś z NATO rozmawiać, to cytuje: „tylko z tymi gierojami co mają takie cohones”

— Humm… Czyli legenda wciąż żyje…

— Diabeł.. Wy już nie jesteście legendami, to że MI5 i MI6 boją się z Wami pracować to wiesz.. tak samo jak wcześniej było z amerykańską DELTĄ. Chłopaki z CIA po robocie w Jordanii powiedzieli to samo. Po robocie w Izraelu, MOSAD powiedział, że może pomóc w kontekście informacji, ale po tym co odpierdoliłeś w Maroku, to oni nie chcą się angażować.

— Co odpierdoliłem? Znaczy zrobiłem?

— To co zrobiłeś w Maroku Panie Pułkowniku Doktorze Diabeł.

Magda w sekundę załapała, że mimo wszystko, to ja jestem szefem Kurwidołka Zabójców i że pomimo tego, iż się dobrze znamy i parę wódek wypiliśmy, to jednak nie wolno jej się tak do mnie jako „majorowi” do „pułkownika” odzywać. Zwłaszcza po tym, jak opierdoliłem Ją za podobne zachowanie i niegrzeczność językową jeszcze na robocie w Pakistanie — konkretnie kiedy byłem w Lahore.

— Dobra, to jaki jest plan? I co w sytuacji jak koleś po prostu chce nas zajebać? Wiesz, nie tylko ja i Czeczen jesteśmy na świecie od takiej roboty… — zapytałem.

— Nie wiem. Jak będzie chciał was zajebać to po prostu bądź szybszy. A co do samej roboty to wszystko zaraz będziesz miał na mailu Panie Pułkowniku.

— Dobra, to czekam….

— Na razie!

— Na razie!

Rozłączyliśmy się.

Myślę sobie, że to jakaś gruba akcja. Rosyjski szpieg działający w Naddniestrzu ucieka do Mołdawii a potem po wyborach na Koło Podbiegunowe. Ja rozumiem spierdalanie do Argentyny, Tajlandii, Wietnamu… Ale Koło Podbiegunowe? To było dla mnie conajmniej dziwne.

Poszedłem spać.

3. Rozmowy z Czeczenem

22 listopada.

Obudziłem się rano i tak leżąc w satynowej pościeli sobie myślę: zawsze marzyło mi się stanąć na Antarktydzie i przepłynąć jachtem Atlantyk, a teraz to: Koło Podbiegunowe. Nie jego obrzeża lecz 350km w głąb. Od pierdolonego środka Bieguna Północnego będzie mnie dzielić jakieś zaledwie 700 km. No nic… trzeba zadzwonić do Czeczena i powiedzieć mu o robocie. Wziąłem prysznic, założyłem swój granatowy szlafrok, ogarnąłem się i sięgnąłem po telefon.

— Siema Diabełek, co tam? — odebrał.

— Siema Czeczen, sprawę mam.

— No to dawaj, jaką sprawę?

— Tromso.

— Kurwa! Sam koniec Norwegii! — odpowiedział z uśmiechem, — ale co? W sensie, że chcesz żebyśmy tam polecieli? Tak?

— Tak.

— No jak dla mnie to zajebiście, a kiedy?

— A nie wiem… może tak jakoś w połowie grudnia?

— Ty, Diabeł, ale tam w chuj zimno będzie.

— No wiem, ale tak mnie jakoś naszło.

— To czekaj, zerknę jak sprawa z biletami stoi.

— Spoko, zaczekam.

Czeczen usiadł do komputera mieszczącego się pod schodami na drugi poziom jego mieszkania i słyszę jak coś klika na klawiaturze.

— Kurwa, stary… są bilety z Gdańska za 330 zł w dwie strony z bagażem podręcznym! — powiedział wyraźnie zadowolony.

— No to zajebiście, bierz!

— Ty, ale może warto na Black Friday poczekać… może tańsze będą?

— Bierz od razu, żeby nie było, że wzrosną. 330 zł w dwie strony to dobra cena.

— No dobra, a co Cię naszło na Tromso i Norwegię? I to jeszcze kurwa zimą w trakcie nocy polarnej?

— A tak pomyślałem, żeby wycieczkę tam zrobić.

— Jaką kurwa wycieczkę? — powiedział z nieukrywanym zdziwieniem.

— A taką w Pakistańskim stylu… — powiedziałem.

— Ja pierdole, Diabeł… Ty pierdolnięty jesteś?

— No jestem, ale przecież już wiesz.

— Ja pierdolę… czyli mamy robotę w Tromso? Na jebanym Kole Podbiegunowym? W środku zimy i nocy polarnej? Tak?

— Tak jest… no nie dość żeś mądry to jeszcze kurwa inteligentny.

— Za ile?

— Pytasz o datę czy o kasę?

— O jedno i drugie!

— 125 tysi kieszonkowego, a wyjazd ma być na połowę grudnia — tak by było najlepiej.

— Ile głów?

— Zero!

— Jak to kurwa zero?

— Tak mi Magda powiedziała. Mamy się spotkać z jednym gościem który po tym jak się rządy w Mołdawii zmieniły to stamtąd spierdolił i ma nam przekazać jakieś w chuj ważne materiały.

— No to czekaj… patrzę, moment… dobra… wylot 8 grudnia, powrót 14 grudnia… może być?

— A jaka cena? Wiesz, że ja rozrzutny nie jestem.

— Na ten moment 330 zł w dwie strony, ale pewnie jutro będzie taniej… w końcu Black Friday, a WizzAir zapowiada Pink Friday…

— Dobra to bierz, jak nie dzisiaj to jutro, a Magdzie po prostu dam terminy i niech Ona się dogaduje.

— Spoko, biorę. A co z tą wycieczką?

— Ano to, że może warto by było wziąć kogoś ze sobą, żeby na wszelki zaś uwagi nie przykuwać…?!

— Ty, no w sumie… dobra, pogadam z ludźmi, coś się wymyśli.


Nie minęły dwa dni, jak Czeczen zorganizował wycieczkę. Ja, On, jego brat i jakaś znajoma — nazwijmy ją „Asia”, która podobno już od dawna wspominała, że chciałaby lecieć na Koło Podbiegunowe, żeby zorze polarną zobaczyć. Dodatkowo znalazł też nocleg. Cały wynajęty domek na 5 osób… więc nie dość, że będziemy mieć miejsce dla siebie, to też będzie luźno, bo nas ma być czworo. Teraz już tylko pozostało poczytać o Norwegii, Tromso, przejrzeć informacje od Magdy i przygotować się na minimum minus 10 stopni mrozu za dwa tygodnie.

14ego i 15 grudnia ma się odbyć spotkanie Rady Europejskiej — Węgry ubiegają się o 900 mln Euro z UE, jednocześnie mają zagłosować za nałożeniem kolejnych sankcji na Rosję… Co wyjdzie? Zobaczymy… a raczej przeżyjemy, zobaczymy….

Finlandia zamknęła prawie wszystkie przejścia graniczne z Rosją. Otwarte jest tylko jedno, to najbardziej wysunięte na północ, czyli to w Laponii. Jak chcesz z Petersburga dojechać do Helsinek to musisz pokonać ponad 2500 km.

4. Tromso czyli KOŁO PODBIEGUNOWE

Wylądowaliśmy w Tromso. Ja, Czeczen, jego brat i koleżanka Asia. Czas na zwiedzanie. Ruszyliśmy ku centrum miasta. Czeczen jako oficjalnie zagorzały katolik wszedł do kościoła. Stoimy we trójkę jak te debile na zewnątrz. Chuj wie, czy on do tego kościoła wszedł tylko po to żeby zdjęcia porobić czy może będzie tam przez najbliższą godzinę na całej mszy. Po 10 min. stania na zewnątrz mówię:

— Asia, słuchajcie.. ja sobie tutaj na niego zaczekam, macie na messengerze adres domku i tam się widzimy ok.?

— Ok… — odpowiedzieli oboje i poszli dalej zwiedzać centrum miasta z założeniem, że widzimy się już w wynajętym domku.

Napisałem do Czeczena krótką wiadomość:

— Jesteśmy sami, dawaj na zewnątrz.

Czeczen w przysłowiowe pół minuty wyszedł z tego kościoła i mówi:

— Sami?

— Sami. Pomodliłeś się?

— Tak.

— No to zajebiście, a teraz prowadź do naszego obiektu.

Czeczen wyjął telefon, odpalił na nim jakieś tam tylko sobie znane aplikacje i mówi:

— Idziemy…. Tutaj! — powiedział wskazując kierunek.

— A co z bronią? — zapytałem.

— No właśnie po nią idziemy.

— Uhum.

Doszliśmy pod jakiś hotel i stoimy na parkingu.

— Czeczen, co robimy?

— Moment…

— Jaki kurwa moment?

— Tutaj na parkingu mamy mieć busa, w tym busie mamy kontakt i zabawki

— Jakie?

— Takie jak chciałeś.

— Ok.

(Jeśli kogoś zastanawia, że nie mieliśmy niektórych rzeczy z Czeczenem „dogadanych”. Np., gdzie się mamy zatrzymać?, jaki kościół?, jak wygląda przekazanie broni? itp.. Odpowiadam: 1. Znamy się 20 lat i sobie ufamy. 2. Jeśli bierzesz na robotę „cywilów”, to nigdy nie wiesz jak się sytuacja rozegra. Może taki cywil stwierdzi, że też wchodzi do kościoła? Może mu padnie telefon i stwierdzi, że sam do „domku” w którym mamy nocować nie idzie? Dlatego to Czeczen odpowiada za logistykę i czasami dopiero na miejscu ja sam dowiaduję się co i jak, bowiem sytuacja zmienia się i może się zmieniać w sposób dynamiczny. Poza tym jak Cię złapią i zaczną torturować to im mniej wiesz, tym lepiej. Jeden chroni drugiego. Dokładnie tak samo Czeczen nie wie jak ja wyeliminuję obiekt bo sytuacja też może się zmienić w sposób dynamiczny. Owszem, zarówno w kontekście logistyki jak i eliminacji mamy jakieś założenia ale nigdy nie są one na 110%. Jedna z moich zasad: „Nie ważne jak doskonałe jest przygotowanie, zawsze bądź gotów na improwizację”(zasada 22.)).

Nie minęło 5 min. i podjechał biały Mercedess Benz Transit.

— Idziemy! — powiedział Czeczen.

Podeszliśmy do auta. Z szoferki wyszedł jakiś na oko 35 letni typ, czarnoskóry typ — wiecie… murzyn. W chuj dojebany w barach.

(Czarna rasa ma to do siebie, że im lepiej się białko w mięśniach odkłada. Mówiąc wprost: Murzynowi jest łatwiej zrobić dobrą formę niż nam: białym).

— DCD? — zapytał.

— Tak.

— To zapraszam do środka.

(Rozmowa oczywiście po angielsku)

Weszliśmy na „pakę”. Po czym murzyn zamknął za nami drzwi i zapalił światła LED jakie były w środku. Przez chwilę w środku było ciemno jak u niego w dupie. Wszystko dookoła obłożone bronią. Normalnie jak na filmach. Cały duży transportowy mercedes przerobiony na furę z bronią. Pomyślałem sobie w duszy po prostu mocne: „O kurwa… i to jeździ po Norwegii?!”

— Co chcecie? — zapytał kierowca.

Stałem i nie wierzyłem w to co widzę. W tej furze było wszystko. Począwszy od małych pistoletów, na amerykańskich stingerach kończąc (ręczne samonośne wyrzutnie rakietowe typu ziemia-powietrze/ziemia-ziemia) czyli taka nowsza wersja wyrzutni naramiennej rakietowej typu RPG. Do tego oczywiście pełne zestawy (broń plus magazynki w tym magazynki okrągłe) pod kałacha, MP-4, MP-5… itd…

— Potrzebujemy dwa GLOCKI i magazynki do nich — powiedziałem jak ostatnia cipa w obliczu arsenału jaki widziałem.

— No problem — odpowiedział.

Kierowca dał nam po dwa GLOCKI 17 z już załadowanymi magazynkami.

Wziąłem broń do ręki w czarnych rękawiczkach. Wypiąłem magazynek, przeciągnąłem zamek, wszystko chodzi bez zarzutu. Włożyłem magazynek, przeciągnąłem zamek, potem przeciągnąłem go jeszcze raz. Nabój który podajnik pobrał wyskoczył przez uzę od łusek. Broń sprawna. Działa. Zakładając oczywiście że nikt nie zaspawał lufy albo nie wyjął iglicy. Ale jeśli by to zrobił, to by znaczyło tylko jedno. Właśnie wydał na siebie wyrok śmierci.

— Daj mi jeszcze ze 4 magazynki — powiedziałem.

Szofer zaczął ładować nabojami kolejne magazynki, w tym czasie schyliłem się po nabój jaki wypadł z komory i włożyłem go do magazynka. Sprawdziłem oba GLOCKI, wszystko idealne.

— Ile? — zapytałem.

— Żartujesz? — odpowiedział.

— Co masz na myśli?

— Mi płacą za to, żeby tu przyjechać, bierzecie co chcecie i tyle — odpowiedział kierowca.

— Czeczen… jak Ty to ogarniałeś? — zapytałem po polsku Czeczena.

— Prosto….

— To znaczy?

— Dostarczają broń i my ją bierzemy i tyle…

— Czyli nic nie płacimy?

— Na to wychodzi — odpowiedział Czeczen który sam wydawał się być nieco zaskoczony.

— No to bierzemy i spierdalamy dalej.

Wzięliśmy po GLOCKU wraz z magazynkami. Kierowca wsiadł do busa i sobie pojechał. Ewidentnie Firma dobrze załatwiła robotę, to trzeba przyznać. Ja z Czeczenem zostałem na parkingu z GLOCKAMI schowanymi za paskami od spodni pod kurtkami…

— Dobra Czeczen… gdzie jest obiekt?

— Tutaj, w tym hotelu.

— Chcesz mi kurwa powiedzieć, że obiekt jest w tym hotelu, a my przed chwilą właśnie przed tym samym pierdolonym hotelem odbieraliśmy broń?! — zapytałem prawie go opierdalając.

— No tak.. a co?

— Nie no, nic kurwa… zajebiście… a sprawdzałeś czy są tu jakieś kurwa kamery albo coś?!

— A kurwa sprawdzałem.. nic nie ma! I co kurwa?! Zdziwiony?!

— No kurwa, wyrabiasz się… Dobra… prowadź. — odpowiedziałem już ze spokojem. Jebaniutki się wyrobił — pomyślałem.

Weszliśmy do hotelu, potem winda, drugie piętro, potem korytarz i na lewo. W końcu podeszliśmy pod właściwe drzwi.

(W dużych hotelach zwykle pracuje się na dwie albo na trzy zmiany… zatem osoba która jest na recepcji nie ma pojęcia kim jesteś i z jakiego pokoju)

— Pukaj! — powiedziałem do Czeczena, trzymając rękę na przeładowanym i odbezpieczonym GLOCKU kiedy staliśmy już przed drzwiami obiektu.

— Diabeł wiesz co…?

— Co?

— Mam złe przeczucia….

— Co kurwa?

— Mam złe przeczucia…

— Co Ty Czeczen kurwa pierdolisz!

— Nie wiem, weź kurwa wyjmij tego GLOCKA, ja wyjmuję swojego, nie wiem, mam kurwa po prostu złe przeczucia…

— Czeczen!

— Co kurwa!?

— Weź Ty się ogarnij…! Jakąś kurwa wizję czy inny „dar języków” miałeś kurwa od tego swojego Boga w tym kościele czy z sam Jezus Ci to kurwa powiedział?!

— O chuj Ci chodzi!?

— O chuj mi chodzi… mamy drzwi…? Mamy! Mamy tam obiekt? Mamy! Mamy broń? Mamy! To o chuj Tobie chodzi… jakie kurwa złe przeczucia?! — zapytałem.

— Nie wiem kurwa, ale kurwa tą broń to miej w gotowości, dobra?

Wyjąłem z za paska i pokazałem Czeczenowi przeładowaną klamkę i ją odbezpieczyłem. Czeczen wyjął swoją i też odbezpieczył.

Czeczen zapukał trzy razy. Drzwi się otworzyły.

Naprzeciw nam ukazał się jakiś na oko 50 letni koleś. Z twarzy podobny do nikogo. Wycofał się do pokoju. Zobaczył, że mamy w rękach broń. Sięgnął po swoją i wyjął ją w kierunku aby nas zajebać. Kiedy po nią sięgał oddałem w jego kierunku odruchowo trzy strzały.

— Kurwa! Diabeł! Zastrzeliłeś go! Kurwa! Ja pierdole! Mamy przejebane! Rozumiesz kurwa?! Rozumiesz?! Mamy przejebane! Ja pierdolę! Coś Ty kurwa zrobił?! Diabeł! Coś Ty kurwa zrobił?! — wykrzyczał przerażony i jednocześnie załamany Czeczen.


Spojrzałem na ciało Saszy. Leży, nie rusza się. Przed pięcioma sekundami wpakowałem w niego 3 kule z mojego GLOCKA 17. Wszystkie trzy weszły w jego klatę. Moja broń idealnie leży w lewej ręce. Czuję jak ciepło rozgrzanego pistoletu zaczyna ją przenikać.


— Kurwa, ja pierdolę… wiesz, że musiałem, wiesz kurwa, że musiałem! Sięgał kurwa po jebaną klamkę! — odpowiedziałem bez zająknięcia patrząc się na ciało Saszy którego krew — ciepła jak moja klamka — właśnie zalewała niebieski dywan hotelowego pokoju.


Właśnie zabiłem naszego informatora albo zabiłem Zabójcę który był na nas nasłany. Chuj wie.


— Widziałeś.. sięgał po jebaną klamkę, co kurwa niby miałem zrobić? Co kurwa! Dać się zajebać! Kurwa! Czeczen! Ty i te Twoje kurwa „złe przeczucia”! Może jakby nie zobaczył kurwa dwóch gości z klamkami w dłoniach to by kurwa po swoją nie sięgał!? Ja pierdolę!

— Kurwa! Diabeł! Co teraz?! Co my kurwa zrobimy!?

— Nic… chuj, sprawdzamy pokój i ciało na tyle na ile się da i spierdalamy. Najważniejsze, że wciąż żyjemy. Choć to też może być już tylko kwestią czasu.

— Diabeł, kurwa ochujałeś?

— Ochujałem dawno temu, a teraz sprawdzamy typa i pokój i spierdalamy — odpowiedziałem ze stoickim spokojem. — Ogarniaj murzyna żeby broń odebrał a ja ogarnę Magdę.

— Co kurwa?!

— Sprawdzamy kurwa typa i przeszukujemy ten pierdolony pokój! Czeczen weź się kurwa ogarnij! Trupa kurwa nigdy nie widziałeś?! Ogarnij się! Załatwiaj murzyna i spierdalamy, jasne!

— ….

— Jasne kurwa!? — powtórzyłem.

— Jasne…

— No to bierz się kurwa do roboty i załatwiaj czarnego… nie chce by nas w Norwegi z pierdolonymi klamkami złapano! I to jeszcze „w chuj gorącymi”.

(O typach i nazewnictwu broni w firmowym ale również i mafijnym żargonie: „W Chuj Zimna”, „Zimna”, „Ciepła”, „Gorąca”, „W chuj gorąca” — więcej wspominam w swojej drugiej książce: Doktor Diabeł — Strzyga).

— Jasne.

Czeczen w dokładnie 17 minut ogarnął naszego dostawcę broni. Murzyn przyjechał, wszedł na górę, odebrał co miał odebrać i co najważniejsze miał pełen komplet wszystkiego co należy mieć, żeby wyczyścić broń. Zero śladów, zero odcisków palców, zero DNA. Pełen profesjonalizm. Norwegia to nie Pakistan czy Maroko. Tutaj trzeba było wszystko idealnie posprzątać. Wszystko wyczyszczone przy nas. Ciało sobie spokojnie leżało w hotelowym pokoju. W pokoju nic nie znaleźliśmy. Kompletnie nic. Niemniej.. po pierwsze trzeba powiadomić Magdę. Po drugie… Asia i brat Czeczena zmierzają już pewnie do wynajętego domku… więc i my musimy tam iść. Po trzecie istnieje realne ryzyko, że jest zlecenie na mnie i na Czeczena. Kiedy zabiłeś w życiu paru ojców i paru synów to możesz być pewien, że wkurwiłeś paru ludzi którzy będą Cię szukać do usranej śmierci i wydadzą na to wszystkie ostatnie pieniądze, tylko po to, żeby Cię zajebać. Pomyślałem ile może być kasy za moją głowę… 5mln dolarów? 10mln dolarów? Z jednej strony czym więcej tym lepiej, bo to świadczy o tym z jakiej jesteś ligi — my z Czeczenem ewidentnie jesteśmy z pierwszej. Z drugiej strony czym większa stawka tym więcej chętnych do tego, aby Cię odjebać. Po oczach Czeczena widziałem, że chyba dokładnie taka sama analiza przeszła mu przez myśl, ale żaden z nas się do drugiego nie odezwał. Czas zadzwonić do Magdy.

5. TROMSO… czyli jak spierdolić robotę

Wyszliśmy z tego hotelu i poszliśmy w stronę naszego wynajętego domku w którym wraz z Czeczenem, Asią i bratem Czeczena mieliśmy spędzić parę dni. Oczy oczywiście dookoła głowy. Po drodze ponagrywałem trochę na ten swój kanał podróżniczy bo dobra przykrywka to dobra przykrywka i nie ma co drążyć tematu. Niemniej, to co się wydarzyło, to się stało, zatem dzwonie do Magdy.

— Cześć Diabeł, załatwione? — zapytała Magda.

— Załatwione… — odpowiedziałem.

— No to zajebiście… kiedy możesz nam materiały przekazać?

— Nie mogę.

— Jak to?

— Tak to… Sasza nie żyje.

— Jak to?

— Tak to…

— Ale jak to kurwa nie żyje?

— Trup, martwy trup.

— Ale jak to? Kurwa, Diabeł… co jest grane?

— Po pierwsze to wszystko w chuj dobrze — ten murzyn któremu płacicie to mega gość, wszystko elegancko załatwił…

— Diabeł, ja nie chce rozmawiać o murzynie… co jest grane?!

— Po drugie… Sasza jak wchodziliśmy do jego pokoju wyciągnął broń… i dostał trzy strzały na klatę, trup. Martwy trup.

— O kurwa…

— No „o kurwa”, chuj… nie chciałem, ale sięgnął po klamkę więc musiałem….

— Kurwa… ja pierdolę…

— Co Madzia?

— Nic… ale to nie tak miało wyglądać.

— Domyślam się, ale to nie zmienia jednego faktu.

— Czyli?

— Płacicie normalnie.

— Nie, no jasne, to wiadomo… ale kurwa szkoda, że go zajebaliście.

— Szkoda nie szkoda, sięgał po klamkę… mógł nie sięgać. Weź Ty proszę swoje źródła uruchom i sprawdź czy przypadkiem nie ma jakiegoś kurwa zlecenia na mnie i na Czeczena. Bo pierwszy raz byłem w sytuacji gdzie mnie na „dzień dobry” chciano zajebać. Możesz?

— Jasne! Mogę, tak, jasne! Dobra Diabeł, wracajcie do Polski!

— Taki jest plan. Trzymaj się Madzia! Pa!

— Pa!


Podsumowując: Sasza nie żyje, materiałów nie znaleźliśmy więc nie dostaniemy informacji o siatce rosyjskich szpiegów. Poszliśmy z Czeczenem do wynajętego domku. Aśki i brata Czeczena jeszcze nie było. Po drodze trochę ponagrywałem na ten swój kanał podróżniczy. Spędzamy tu parę dni. Jak dobrze pójdzie to załapiemy się na zorzę polarną. Potem powrót do Polski i zobaczymy co dalej. Niemniej z tyłu głowy miałem cały czas to, że może być na mnie i na Czeczena zlecenie. Czy ja już wariuję czy po prostu przypadek sprawił, że Saszka sięgnął po broń? — pomyślałem i ta myśl nie dawała mi spokoju.

Dla nadpisania sytuacji: Asia i brat Czeczena w końcu dołączyli, przesiedzieliśmy w tym domku parę dni, wjechaliśmy jakąś kolejką na jakiś tam szczyt czegoś tam i zobaczyliśmy zorzę polarną. Wycieczka udana. Potem powrót do Polski. Wybaczcie taki skrót wyjazdu, ale to w końcu nie jest pamiętnik z wycieczki lecz z roboty.

6. Planowanie pogrzebu

Po powrocie do Polski spotkałem się w Bierhalle z Magdą i się rozliczyliśmy. Kasa się zgadzała. Niemniej już za parę miesięcy się okazało, że Magda ma dla mnie nowy temat (Poza tym wciąż wisiała mi kasę za Pakistan — nie mogę wchodzić w szczegóły — ale mogę tylko powiedzieć, że w międzyczasie mieliśmy przecież w Polsce wybory — a więc też i zmiany w planowanym budżecie — a Ona jak wiecie — wszystko gdzieś musi wrzucić w koszta. Znalezienie 200 tysięcy „ot tak” i wpisanie tego w koszta po rozpoczęciu nowej kadencji rządu nie jest proste).


Marzec:

Dzwoni telefon, ale tym razem już o normalnej godzinie, to jest po 16stej. Patrzę na ekran. Magda.

— Cześć Madzia, co dobrego? — odebrałem.

— Robota się szykuje.

— Jaka? Za ile? I gdzie?

— Chorwacja, konkretnie Split. Początek kwietnia. Zaraz po świętach.

— Stawka?

— 100 tysi.

— Coś więcej?

— Wszystko zaraz będziesz mieć na mailu. Ostatnio narzekałeś, że Ci zimno było… wiec teraz szykuj się na ciepłe Bałkany.

— Spoko, może jakąś Chorwatkę poznam… — rozłączyłem się.

Temat jaki wynikał z tego co było w mailu nie był prosty, a na pewno już nie był na dwie osoby.

Dzwonię do Czeczena.

— Siema Diabeł — odebrał.

— Siema Czeczen… możesz gadać?

— Mogę, a co chcesz?

— Widziałeś maila od Magdy? — zapytałem.

— No nie widziałem… a co?

— Ale dostałeś czy nie?

— Czekaj, zaraz zerknę.

— To zerkaj.

— Moment… — odpowiedział.

Czeczen podszedł pod schody pod którymi ma komputer… i słyszę jak klika w komputer.

— Stary… — odpowiedział.

— Co kurwa?!

— Ja tu kurwa nic nie mam!

— Jak to kurwa nie masz?!

— No kurwa nie mam!

— Dobra… na którą wpadać? — zapytałem.

— Na za dwie flaszki?

— Pytasz czy stwierdzasz?

— Stwierdzam!

— Dobra to „bierę” dwie flaszki i za godzinę jestem u Ciebie!

— Czekam — odpowiedział.

Jadąc do Czeczena kupiłem po drodze dwie flaszki wódki i dwie butelki sprite-a. Wjechałem na właściwe piętro, zapukałem jak zawsze właściwym kodem. Czeczen otworzył drzwi. Wszedłem. Na telewizorze jak zwykle rozgrywki szachowe którymi już kurwa rzygałem. Nie musieliśmy ze sobą rozmawiać. On wziął flaszki, ja zdjąłem buty. Flaszki zaczęły być przez niego rozlewane a ja dodawałem sprite-a i lód z zamrażalnika.

— Zdrówko bracie! — powiedziałem.

— Zdrówko!

Wypiliśmy po cholernie wielkiej szklance wódki ze spritem. Po czym rozlaliśmy po kolejnej szklance.

— Diabeł, wiesz co…?

— Co?

— My to Rakiję powinniśmy pić!

— Czeczen…

— Co?

— Wiesz, że ja tego gówna nie piję, a trzeba robotę ogarnąć, polewaj!

— Polewam, polewam, dawaj, mów co i jak i ogarniamy! — odpowiedział entuzjastycznie i z uśmiechem.

— Chorwacja… lecę sam.. zerknij na materiały.

— Czemu sam? Jak to? — zapytał zdziwiony.

— Zerknij na materiały….

Czeczen zdziwiony się podniósł z za stołu, podszedł do komputera, otworzył plik od Magdy jaki mu przesłałem a którego on wcześniej nie dostał i powiedział po dłuższej chwili krótkie:

— O kurwa! — a potem tylko dodał: Serio?! Serio!? Ja pierdolę Diabeł?! Serio?!

— Na to kurwa wychodzi — odpowiedziałem.

— O ja kurwa mać pierdolę! Serio? — znów zapytał z niedowierzaniem.

— Serio serio….

— Ja pierdolę… ni chuja… zajebią Cię! Diabeł, to się kurwa nie uda! We trzech z Nadim byśmy tego nie zrobili a Ty masz sam to załatwić? Ni chuja! Pojebało Cię?! Testament masz kurwa spisany?!

— Nagrany. Nagrywam przed każdym wyjazdem i zostawiam bratu i ojcu z napisem na kopercie „otworzyć jeśli nie wrócę”. — odpowiedziałem zgodnie z prawdą w sumie bez emocji bo już się do tego przyzwyczaiłem, tak jak i do tego, że polisę ubezpieczeniową też wysyłam mailem do brata.

(Przy okazji, nie jest ważne ile ja mam lat, ale jak jesteś już w okolicach powiedzmy 40stki to powinieneś mieć spisany testament. Uregulowane wszystkie rzeczy formalno-prawne itp. Tak, że jak zejdziesz na zawał, albo jak samochód Cię potrąci, spadniesz z dachu albo snajper Cię zajebie z półtora kilometra na Kosowskim dachu to Twoja rodzina wie co i jak. Jakie konta, jakie wartości, gdzie co jest, co trzeba opłacić, z kim rozwiązać umowy, z kim się kontaktować, jakie hasła do jakich portali internetowych itp… W Polsce od momentu założenia sprawy spadkowej do rozprawy czeka się jakieś 2 lata. Więc przez ten okres Twoja żona, dzieci itp… nie mają dostępu do żadnych środków na żadnym Twoim koncie, zakładając że wszystko skończy się na pierwszej rozprawie. Zadbajcie o to czytelnicy jeśli kochacie swoich bliskich.)

— Diabeł, ja kurwa serio mówię, tego kurwa nie da się zrobić! — wykrzyczał Czeczen.

— Bo? — zapytałem ze zdziwieniem ale głównie chcąc poznać myśl Czeczena na dany temat.

Czeczen zerknął na materiały i parafrazując powiedział coś w stylu:

— Diabeł, kurwa… Mówimy o planie budowy czterech głównych rurociągów w Chorwacji które będą szły na całą jebaną Europę!

— Wiem.

— Ty załapałeś czemu oni tej umowy dotąd nie podpisali?

— Bo jest taki jeden który nie chce się zgodzić, a w zasadzie to trzech ich jest — i są dobrze opłacani — odpowiedziałem.

— No a Ty masz go, czy tam kurwa ich, kurwa zapierdolić! Czy tam przekonać! Tak kurwa!? — wykrzyknął.

— Robota jak robota… — odpowiedziałem pociągając ze szklanki łyka, jednocześnie się w nią patrząc i nią obracając w dłoni tak jak to mam w zwyczaju.

— Diabeł, Ty wiesz o jakiej kasie tu jest mowa?!

— O jakiś 500 mln euro czyli jakieś prawie 600 mln dolarów wartości samego kontraktu, czyli circa pół miliarda euro rocznie.

— Właśnie kurwa… tu masz zaangażowane same ministerstwa! Im chodzi o dywersyfikację dostaw energii w następstwie wojny Rosji na Ukrainie, która doprowadziła do zakłócenia handlu energią w Europie i poza nią. To jest temat w chuj polityczny i gospodarczy! Ja pierdolę! — wykrzyczał Czeczen.

— Wiem, przecież nie pierwszy raz taki temat załatwiam.. pamiętasz Izrael i zablokowaną cieśninę Ormuz? Kiedy to było… 2017? Dobrze pamiętam? Pamiętasz Kosowo i ucięcie łba hydrze mafijnej gdzie Bałkany znów mogły stać się Kotłem Bałkańskim i gdzie już miałeś 35 żołnierzy KFORu rannych? Pamiętasz? Do tego byłem przecież kurwa szkolony przez tyle lat! Że o praktyce już kurwa nawet nie wspomnę…

— Stary, tu masz zaangażowany cały rząd, ministrów, Habijana (minister gospodarki), Prezesa Plinacro Arara, to jest kurwa, nie wiem… jakby chcieć odjebać „Putena” i prezesa „Gazproma” jednocześnie!

— Wiem. O Putenie to jeszcze w Edirne w Turcji rozmawialiśmy z dzieciakami z CIA… — pamiętasz? Nie posłuchali się mnie i złą broń wybrali! Więc, nie pierwszy raz trzeba będzie świat zbawiać… znaczy kurwa uratować, bo już jeden chciał świat zbawić i go kurwa ukrzyżowali debile… jedyny człowiek co podobno wodę kurwa w wino zmieniał a ci go zajebali… no debile jak chuj… — powiedziałem.

— Ty pierdolnięty jesteś?!

— No tak, a co? Nic się u mnie nie zmieniło — odpowiedziałem ze stoickim spokojem.

(Przy okazji, polecam ogólnie w życiu zasady stoicyzmu)

— Nie no, nic kurwa! Nic! Kurwa ja pierdolę! Za-pier-do-lą Cię! — niemal odkrzyknął z wyrzutem sylabizując.

— O chuj Ci chodzi?! — zapytałem.

— Diabełek, ta robota jest nie do zrobienia, a przynajmniej nie w dotychczasowym stylu! Jeśli nam ją zlecają to wiesz jakie jest prawdopodobieństwo wykonania?

— Jakieś 0,007 procenta.

— No właśnie kurwa! A skoro masz ją robić sam to podziel to kurwa na dwóch!?

— Jakieś 0.0035%?

— No właśnie! Czyli kurwa chcesz samobója na robocie strzelić jak Nadi?! Też masz kurwa raka wątroby?! Też jest Ci już wszystko obojętne?! Pojebało Cię!? — wykrzyczał.

— Nie.

— No to kurwa odmów! — wykrzyknął.

— Ja nie odmawiam. Zresztą wiesz, że to tak nie działa.

— Pojebało Cię już kurwa kompletnie! Ja pierdolę! Diabeł! Ty się powinieneś nazywać kurwa: „Pułkownik Pierdolnięty W Chuj Doktor Pojebany Diabeł!” — zajebią Cię… jak chuj… zapierdolą Cię! Ja pierdolę! Zapierdolą Cię!

— To wiem, dlatego gadam z Tobą, jak to widzisz…

— Nie widzę tego! Nie widzę! Zajebią Cię! Zapierdolą! Będę kurwa musiał Ci wieniec pierdolony kurwa kupić! Rozumiesz kurwa?! Będę Ci po tej robocie pierdolony wieniec kupował i kondolencje Twojemu ojcu i bratu składał… rozumiesz kurwa!? — wykrzyczał na cały głos.

— A co?! Nie stać Cię żeby mi pierdolnąć wieniec za 3000zł z napisem, nie wiem, kurwa..: „Dla Pułkownika Doktora Diabła, Archanioła Śmierci… Z najgłębszymi wyrazami współczucia dla Rodziny — Przyjaciel i Jego logistyk: CZECZEN”. Ile kurwa za literkę na wstędze zapłacisz? W trzech tysiakach się zmieścisz chyba, nie? Pamiętaj, najpiękniejsze kwiaty człowiek kurwa dostaje na swoim pogrzebie!

Czeczen spojrzał na mnie tak, jakby określał wielkość trumny dla mnie. Długość, szerokość i adekwatnie do tego wielkość wieńca jaki będzie musiał kupić oraz ile na ten wieniec wyda. Mówiłem wam kiedyś, że Jego znak zodiaku to PANNA — wszystko zawsze podświadomie analizuje.

— To jak… kupisz mi kurwa ten wieniec? — zapytałem.

— Kupię, masz moje słowo — odpowiedział.

— Ma być kurwa największy! I fajnie jak będą tam białe i czerwone róże. Wiesz, ja patriota jestem. I kurwa cały wieniec ze sztucznych kwiatów… tak, żeby zanim wyblaknie, to żeby ze dwa lata poleżał na grobie, jasne?

— Ty kurwa już swój pogrzeb masz nawet kurwa zaplanowany?

— Mam. A żebyś kurwa wiedział. Obiecujesz?

— Ja pierdolę… Obiecuję! Masz moje słowo. Wstęga i czerwone i białe róże… jakby chowali prezydenta, wszystko sztuczne — odpowiedział.

(Drodzy czytelnicy, ogólnie — bo jak wiecie w szczegóły wchodzić za bardzo nie mogę — była pewna grupa czy też pewne grono ludzi — która nie chciała się na ten kontrakt zgodzić — kontrakt był potrzebny tak Europie jak i samej Chorwacji ze względów ekonomicznych jak i gospodarczych (ludzie ci byli opłacani przez Rosjan — mocno opłacani). Zadanie polegało na tym, aby tę grupę — nazwijmy ją „XYZ” — przekonać do tego, aby zgodzili się na zawarcie kontraktu. Problem polegał na tym, że każda z osób, z wyżej wymienionej grupy była bardzo, ale to bardzo dobrze chroniona 24/7, była też bardzo ostrożna, nie było mowy o zwykłym podejściu z bronią i wyeliminowaniu obiektu, chodziło o to, aby ludzi „przekonać” do podpisania dokumentów, a nie ich zajebać. Jak przekonać trzech „nieprzekonanych”? , i to równocześnie?)

— Dobra Czeczen, robotę trzeba załatwić szybko i konkretnie.

— To nie jest robota to załatwienia! — odpowiedział — ni chuja! Pojebało Cię już kurwa totalnie! W mózgu Ci się kurwa poprzewracało! Popierdoliło! Pojebało! Nieśmiertelny się kurwa znalazł! Nie wiem kurwa, po serbsku mam Ci to kurwa powiedzieć? Po chorwacku?! Po bułgarsku, po angielsku, po kurwa turecku czy chińsku, żebyś to kurwa zrozumiał?! — wykrzyknął. To jest robota nie do zrobienia! Rozumiesz kurwa! Nie do zrobienia! Kurwa! Zajebią Cię kurwa! — Wykrzyknął.

Nastała dłuższa cisza. Każdy z nas się na każdego spojrzał a potem odwrócił wzrok. Rozejrzałem się po mieszkaniu Czeczena. Czarny stolik z szachownicą przy którym rozegraliśmy wiele partii szachów i przy którym tylko jedną z Nim wygrałem — pierwszą. Wyszywana na jakimś płótnie czy chuj wie czym Matka Boska na ścianie, która zawsze wisi krzywo. Duży wiszący czarny zegar który zawsze mnie wkurwia, bo jak śpię po melanżu u Czeczena, to słyszę to jebane tykanie — a mam kurewsko czuły sen. Jakieś armeńskie grafity w kuchni. Spojrzałem na szafki. Wiem, co dokładnie i gdzie leży w tym domu. Wiem co jest w jakiej szufladzie. Sam montowałem tutaj drążek do podciągania się, gniazdko elektryczne na „wyspie” w kuchni. Razem układaliśmy tu podłogę na górnym balkonie. Razem montowaliśmy nowy grzejnik na ścianie w salonie. Pomagałem mu wynieść starą kanapę na górę i pomagałem wybrać nową na dół do salonu na której wielokrotnie po chlaniu sam spałem. Znamy się prawie 20 lat i wypiliśmy tutaj razem setki litrów alkoholu i chyba zrozumiałem… Czeczenowi nie chodziło tylko o to, że robota jest niewykonalna. Jemu chodziło o to, że może na niej stracić przyjaciela, który po prostu zostanie kurwa zabity… Trup, martwy trup jak to Dziadek mówił.

— Dlatego lecę sam! Jak nas we dwóch złapią to chuj… Kurwidołek upadnie!

— Diabeł, Ciebie tam zajebią! Rozumiesz kurwa czy nie rozumiesz?! — odpowiedział już ze spokojem.

— Ja kurwa nieśmiertelny jestem — odpowiedziałem i pociągnąłem do dna swoją wódkę ze spritem — polej proszę!

— Dawaj szklankę, poleję, jak zawsze kurwa metodą perską chcesz robotę planować? Tak?! Pierdolnięty jesteś! — powiedział wstając z kanapy.

— Jak zawsze! — odpowiedziałem z uśmiechem.

Czeczen polał nowe drinki, usiedliśmy i zaczęliśmy planować robotę. Mamy do realizacji celu 5 tygodni czyli względnie dużo, albo względnie mało czasu. To co się dało omówić to omówiliśmy i omawialiśmy to jeszcze parokrotnie przed moim wylotem do Chorwacji będąc niemal cały czas w kontakcie z Magdą, która również po swojej stronie miała zrobić robotę, która miała pozwolić na realizację mojego kontraktu. Do Czeczena uberem zapierdalałem niemal przez trzy tygodnie po 3—4 razy w tygodniu tak, żeby obgadać wszystko co możliwe. Tym razem te rozmowy wyglądały inaczej. Czeczen nie brał udziału w akcji, ale był przecież moim doskonałym logistykiem. Ja rzucałem pomysły a on je akceptował albo odrzucał i dawał swoje.

Rozpracowywaliśmy niemal cały Split. Mapę miasta miałem w głowie, włącznie z całą starówką. Mapę wszystkich uliczek itp. Tak samo z każdej strony przez Google maps jak i przez zdjęcia satelitarne które dostarczyła Firma obejrzeliśmy rezydencję w której miało dojść do „spotkania”. Wszystko wkute na pamięć jak do egzaminu na studiach na który wchodzisz i wiesz, że wiesz przynajmniej tyle co wykładowca, albo i więcej. Dochodziło już do tak pojebanych „sprawdzań” jak szerokość chodników w danym miejscu, wysokość krawężników, szerokość ulic czy wysokość budynków albo ilość betonowych koszy na śmieci za którymi można się schować w trakcie ostrzału. Ilość świateł i przejść dla pieszych po drodze do kilku miast.

Po prostu mapa miasta i okolic wkuta w łeb tak, że mógłbym na ten temat pierdolnąć drugi doktorat na temat: „Plan urbanizacyjny oraz zagospodarowania przestrzennego Splitu i okolic”

Dodatkowo zaplanowaliśmy kilka rzeczy które teoretycznie powinny ułatwić zrobienie tej niewykonalnej roboty.

Złapałem też zupełnie przypadkowo kontakt do swojej byłej z czasów kiedy byliśmy nastolatkami i z którą się nie widziałem jakieś grubo ponad 20 lat. Poprosiłem ją pisząc na instagramie tylko o jedno: „Jeśli wierzysz w Boga, pomódl się za mnie”. W Boga osobowego nie wierzę — jestem agnostykiem, ale jeśli ktoś jest w stanie odprawiać jakieś „gusła” które mogą mi się przydać, to czemu miałbym nie skorzystać.

(Jeśli to czytasz K. to bardzo Ci za każdą modlitwę czy inne odprawione gusła dziękuję. Żyję. Taki mam zwyczaj. Przeszkolony do przeżycia a nie do zabicia. I tak, tak jak powiedziałaś widząc mnie…: „nic się nie zmieniłeś”… Zmieniłem. Kiedyś po prostu wydawałem się być oziębłym. Teraz jestem w chuj zimnym skurwielem, ale tylko na zewnątrz… bo…: „Nasz naród jak lawa… z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa: Lecz wewnętrznego ognia i sto lat nie wyziębi, plwajmy na tą skorupę i stąpmy do głębin”. Takiego mnie proszę pamiętaj. W środku mam wciąż ten sam ogień, ogień którego nie da się zgasić!). — Przynajmniej tak długo jak żyję. A jak umrę… cóż… po jakiś kolejnych 50 latach, różne służby na świecie, będą mogły odtajnić akta na mój temat. Może ktoś kiedyś książkę o mnie napisze… Na razie sam piszę książki o sobie… stając się nieśmiertelnym…).

7. SPLIT — Czyli, legenda zobowiązuje

W niedzielę wieczorem wylądowałem w Splicie. Małe miasteczko z kilkoma fajnymi zabytkami. Z Lotniska do Splitu dojechałem autobusem za 3 euro. Potem 20 min. spaceru przez miasto, aby dojść do hostelu w którym miałem mieć nocleg. Doszedłem do hostelu.

(Czemu spacer? Czemu hostel? — chodziło o to, aby już naocznie i na żywo poznać miasto i ulice jakie są od strony hostelu w którym mam nocować i od strony obiektu w którym ma się wydarzyć „robota”. Sumarycznie poznać też ulicę, którymi mam uciekać w stronę innego miasta. Poza tym hostel nie przyciąga uwagi. Nocują tam najróżniejsi ludzie z najróżniejszych krajów. Rzadko sprawdzają dokumenty itp.)

Hostel zajebisty, czyściutki, ogromne ponad 140 metrowe lobby. W momencie kiedy dojechałem recepcja była już zamknięta. Na blacie recepcji czekał do wypełnienia blankiet gdzie wpisuję swoje imię, nazwisko, numer dokumentu na który podróżuję. Na blankiecie był klucz. Prócz tego dostałem na maila informację o tym, które łóżko jest moje i która szafka. Wszystkie dane wpisałem oczywiście zmyślone. Dla nich liczy się tylko to, czy rano zapłacę im tyle euro ile powinienem, a nazwisko, imię i chuj wie co, mają w dupie — business is business — kasa ma się im zgadzać.

Wypełniłem dokumenty, wziąłem klucz (od szafki), kodem wszedłem do pokoju. W pokoju 12 łóżek, każde z zasłonkami, wiec nie wiesz czy ktoś tam jest czy nie. Znalazłem swoje łóżko nr 7. I potem swoją szafkę również nr 7. Wpakowałem większość rzeczy do szafki i wziąłem tylko te, co potrzebne mi są do umycia się.

Poszedłem pod prysznic. Umyłem się, wróciłem do pokoju. Przebrałem się w jakieś normalne krótkie spodenki, t-shirt, klapki… w ręku telefon i ładowarka. Z szafki w pokoju wziąłem 100ml whisky jaką przywiozłem jeszcze z Polski. Rozrobiłem ją z colą i usiadłem na bardzo wygodnym styropianowym fotelu w lobby (materiał wypełniony styropianem) i podłączyłem się pod gniazdko. Telefon się ładuje. W między czasie popijam whisky z colą.

(taki tip podróżniczy: w bagażu podręcznym możecie mieć w sumie 1 litr płynów popakowanych w 100ml opakowania. 1. Opakowanie: Szampon. 2. Opakowanie: Żel do mycia twarzy… pozostałe 8 opakowań to może być whisky kupiona taniej na strefie bezcłowej albo jeszcze w ogóle w kraju wylotu przewieziona normalnie w kosmetyczce. Jak ktoś się was zapyta (np. w muzułmańskich krajach) co to jest? Odpowiadacie, że macie problem ze skórą a to jest tonik na bazie alkoholu do przemywania twarzy. Od biedy możecie tam wrzucić parę wacików żeby uwiarygodnić legendę).

To co było dla mnie mega dziwne, to to, że w zasadzie nikt tak z nikim nie rozmawiał. Hostele, zawsze pełniły taką rolę, że poznajesz ludzi z różnych zakątków świata, szlifujesz język, zawsze każdy z każdym rozmawia. Tutaj nic. Cisza. W lobby jakieś 7 osób i każdy wpatrzony w telefon. Parę lat temu przecież właśnie w ten sposób w hostelu w Izraelu poznałem Leę z którą mam kontakt do dzisiaj.

(Lea, jeśli to czytasz już w tłumaczonej wersji, to gorąco Ciebie pozdrawiam! A nasz poranny spacer po Al.-Aksie i jedzenie kanapek oraz picie kawy na schodach będę pamiętał do końca życia! Tak samo, jak i wino na jerozolimskim dachu w środku nocy podczas Hanuki! Dokładnie 3 wina! Dziękuję!)

Tutaj jednak coś dziwnego… widać albo ludzie, albo czasy się zmieniają. Niemniej poznałem jednego Fina. Myślałem, że jest Niemcem bo przez chwilę z kimś innym rozmawiał i przedstawił się jako „Mike” (fonetycznie: „MIKE” nie „MAJK”) a Mike to jest popularne niemieckie imię. Odezwałem się do niego po niemiecku, ale okazało się, że gość jest jednak Finem.

Była 23:19 kiedy z pokoju wyszedł jeden gość. O 23:20 miałem się spotkać z kontaktem. (Dlaczego robota bez Czeczena tylko w pojedynkę? — to zaraz opowiem). Bardzo młody chłopak, na oko jakieś 27 lat. Nie wiem dlaczego, ale czułem, że to mój kontakt. Wstałem, odłączyłem telefon od gniazdka, wziąłem w rękę ładowarkę i łychę jaką miałem w szklance i wyszedłem na zewnątrz żeby zapalić. (Taki był plan, włącznie z papierosem i szklanką z whisky w ręku)

Wyszedłem a gość idzie za mną.

— Cześć, skąd jesteś? — zapytał.

— Jestem z wyjątkowego kraju… — odpowiedziałem nieco poetycko, bo przecież nie wiedziałem i nie byłem pewny czy to mój kontakt.

— Wyjątkowy kraj?! — Wow… — to może jesteś z Polski?! — mówiąc to, dał mi do zrozumienia, że jednak to jest mój kontakt.

— A Ty może jesteś z Argentyny?

— Owszem, jestem! Przyjacielu Diabła.

— Myślisz, że możesz spotkać Diabła w Polsce? — tym razem to ja chciałem się już na 100 proc upewnić z kim mam do czynienia, zwłaszcza, że żadne hasła nie padły.

— Jestem szczęśliwy, że spotykam Ciebie. Chodź za mną!

(Hasła były ustalone, ale nauczyłem się już, że wywiad tyle razy potrafi coś popierdolić z tematem, że głowa mała. Teraz już po tylu latach w branży bardziej zdaję się na intuicję).

Zeszliśmy z niby balkonu, i poszliśmy na dół, a potem po schodach na górę.

(Hostel mieścił się w jakimś chuj wie jakim dołku budowlanym).

Weszliśmy po tych schodach na górę i usiedliśmy na jednym ze schodków….

— Kim jesteś? — zapytał.

— Jestem człowiekiem albo Diabłem… wybieraj.

— Mamy trzy cele. Wiesz o tym?

— Wiem.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 31.5
drukowana A5
za 48.68