Moje ulotne myśli niech przysiądą z Tobą…
Motto:
„Zdradzę wam tajemnicę:
nie czytamy poezji dlatego, że jest ładna.
Czytamy ją, bo należymy do gatunku ludzkiego,
a człowiek ma uczucia.
Medycyna, prawo, finanse czy technika
to wspaniałe dziedziny,
ale żyjemy dla poezji, piękna, miłości.”
John Keating
„Stowarzyszenie Umarłych Poetów”
Barbara Janczura
Lubaczów, 10 grudzień 2020
sybiracylubaczow.blogspot.com
Słowem wstępu
Drogi Czytelniku,
pisanie zawsze miało dla mnie ogromne znaczenie. Zapiski powstawały na serwetkach, skrawkach gazet, które akurat miałam pod ręką… W końcu postanowiłam się zmobilizować i uporządkować swoje zapiski. Okazało się, że niektóre z nich stały się nieczytelne i nie do odtworzenia.
Pewnie powiesz, że to szkoda. I masz rację, ale to był mój niewinny, dziecinny świat. Świat, w którym dorastałam i kroczyłam przez życie. Pisałam o uczuciach, marzeniach, wspomnieniach. O ludziach, których spotykałam na swojej drodze. O czasach szkolnych, studiach, o wszystkim, co mnie otaczało. Każdy wiersz powstawał pod wpływem emocji drzemiących we mnie. Słowa i wersy budowały moje życiowe doświadczenia. Niektórzy piszą pamiętniki. Ja swoje osobiste zapiski układałam w rymowanki.
Nie uważałam się za poetkę. Dziś jednak wiem, że czasami warto, aby te słowa ujrzały światło dzienne.
Nie jestem pewna, czy przypadną Ci do gustu, czy uznasz je za wartościowe. Może po cichu na to liczę…
Nie udało mi się uporządkować wierszy chronologicznie. Wstawiłam je tak, jak je odzyskiwałam.
Drogi Czytelniku, dziękuję Ci, że towarzyszysz mi w tej podróży.
Jaka jestem…?
Trudne pytanie,
bo jak mam.
Odpowiedzieć na nie?
Poetką nie jestem.
Piszę dla przyjemności.
To, co podpowiada mi umysł…
W ciszy nocnej.
O pięknie
świecie
czułości
matczynej miłości
o ludziach
troskach
o wszystkim
I niczym…
Serce mam na dłoni.
Wzruszam się do łez.
Rozśmieszyć mnie łatwo.
I rozzłościć też.
Gdy trzeba, przytulę.
Do serducha mego.
Pasji mam wiele:
do społecznego działania.
Dziergania
Blogowania.
Jaka jestem?
Posrebrzone włosy
uśmiechnięta twarz
Oto cała ja.
Nikt mnie już nie zmieni.
Jestem sobą.
I to mi wystarczy.
Lubaczów
Małe moje miasteczko.
Na środku ryneczek.
Przylegających do niego,
dużo małych uliczek.
Ratusz.
Kościół.
Ach…
Ja w tym miasteczku dobrze się czuję.
Bo, takie piękne,
małe,
przytulne.
Bo wszyscy dobrze wiemy.
Że wszystko, co małe
Jest cudne…
Luba — czuwaj…
Luba — czuwaj.
Serce przeszyte strzałą.
Rycerz na ziemię padł.
Na takiej legendzie
o moim mieście
Wyrosłam…
W mieście, w którym żyję od lat…
Teraz Lubacz na Rynku stoi.
Legenda … legendę goni.
Zmienia się tylko czas….
„Starzy” pamiętać będą.
Młodzi już pewnie nie.
Lubacz królować będzie.
Luba-czuwaj, już nie…!
List do Boga
W ciszy i w pokorze.
Ręce do modlitwy składam.
Dziękuję Ci za wszystko mój Dobry Boże.
Dziękuję za moich kochanych Rodziców.
Dziękuję za:
— życie,
— szczęśliwe dzieciństwo,
— moją starszą siostrę,
— ciocię Teresę i ciocię Funię.
Mam małą prośbę:
Zadbaj o Ich zdrowie.
Odwiedziny
Koleżankę odwiedziłam.
W zakładzie przebywa.
Młoda, zdrowa… kiedyś taka była.
Z głową w chmurach.
Z marzeniami.
Zwariowanymi pomysłami.
Dziś już nie ta sama.
Głowa posiwiała.
Ludzi nie poznaje.
Jest jak dziecko małe.
Całkiem nieporadne.
Oczy nie te same,
bardziej już wyblakłe.
Patrzy wciąż przed siebie.
Chyba chce być w niebie.
Mruczy coś pod nosem.
W dłoniach chustkę trzyma.
Niteczki wyrywa.
Mnie już nie pamięta…
Choinka…
Choinkę ubrałam.
Usiadłam.
I wspominam stare, dobre czasy.
Gdy razem z Tobą Mateczko to czyniłam.
Łańcuchy kolorowe.
Palce poklejone.
Bombki z orzechów robione,
Złotą farbką barwione.
Cukierki zawieszane.
Lampki zapalone.
Ile to lat minęło.
Ja ciągle to pamiętam.
Taniec drutów i szydełka
Mamcia szydełkiem machała.
Cuda tworzyła.
Perełki prawdziwe –serwetki, spódnice, płaszcze, sweterki.
Ciocia na drutach dziergała.
Też cuda tworzyła.
Sercem piękne rzeczy tkały.
Gdy sięgnę wstecz pamięcią.
Robótki swe pierwsze wspomnę.
Uśmiecham się wesoło.
Jaką udręką były dla mnie.
Oczka się gubiły.
Cierpliwości nie miałam.
Często robótki w kąt rzucałam.
I na nowo do nich wracałam.
Teraz sama komponuję.
Włóczki dobieram.
Wzory rozrysowuję.
Anonimowi
anonimowi ludzie
mijani na ulicy od lat
dla nich na wieki
zamknął się cały świat
anonimowi ludzie
w bramie stali
o nic nie prosili
o nic nie pytali
już ich nie widać
czy zabrał ich „czas”?
List do Mamy i Taty
Wasza choroba mnie zaskoczyła.
Gdy padła diagnoza, świat się dla mnie zatrzymał.
Mamciu, taka silna byłaś.
Tyle na zesłaniu wycierpiałaś.
Tyle krzywd i upokorzeń doznałaś.
Tyle głodu.
Tyle łez wylałaś.
Tatku, Ty, silny, zdrowy, nigdy nic Ci nie było.
Nie chorowałeś.
Na nic się nie uskarżałeś.
Byłam gotowa zrobić wszystko.
Byście tylko wyzdrowieli.
Odeszliście spokojnie.
Za rękę każde z Was trzymałam.
A Wy ot tak po prostu, przestaliście oddychać.
Zostawiliście mi spory bagaż pytań, na które już nie odpowiecie.
Nie poczekaliście, żeby porozmawiać o zwykłych sprawach.
Zabrakło nam czasu na wszystko.
Nad Waszym grobem czułam się jak małe, zagubione dziecko.
Bez Was już nigdy nie będzie tak samo.
Dziś dziękuję Wam za Życie.
Że byliście.
Kochaliście mnie.
Że nade mną czuwacie.
I w opiece mnie macie.
Tęsknię za Wami, wiecie?
P.S.
Nauczyliście mnie, że w życiu najważniejsza jest ciężka codzienna praca i poczucie humoru oraz że nie ma sensu wiele od innych oczekiwać.
Tego się trzymam.
Wasza córka.
Smutny Dzień Matki
Przyszłam do Ciebie Mateczko.
Bo dziś jest Twoje święto.
Przyniosłam bukiecik konwalii.
Twoich kwiatków ulubionych.
Zapalę znicz w cmentarnej ciszy…
Pomodlę się, pomyślę…
Porozmawiam z tobą przez chwilę.
Choć nie doczekam się odpowiedzi.
Wierzę w to, że mnie słyszysz…
Tak bardzo chciałabym się do Ciebie przytulić…
Pamiętam różne sytuacje związane z Tobą.
Pamiętam wszystko.
Byłaś i jesteś moim Największym autorytetem.
Moim natchnieniem.
Moim aniołem, dobrocią.
Najukochańszą i najwspanialszą Mamcią na świecie!
Śpij w spokoju.
Czuwaj zawsze nade mną.
Smutny Dzień Ojca
Kolejny rok minął.
Jak Cię Tato nie ma.
Dopiero Mateczkę ukochaną odwiedziłam.
Dzisiaj Tobie kwiatki przyniosłam.
Zapalę znicz.
Pomodlę się, pomyślę…
Na ławeczce przysiądę na chwilę.
Porozmawiam z Tobą.
Pozwolisz…? Tak myślę…
O tyle rzeczy chciałabym jeszcze zapytać.
Żałuję, że wiele spraw mi umknęło.
Że nie usłyszę już twych wspomnień z minionych lat.
Historii z Twojego życia.
Wiem, że mnie słyszysz…
Lecz nie odpowiesz…
Śpij w spokoju Tato.
Moja ulica…
Moja ulica… jest.
Cicha…
Spokojna…
I taka króciutka
To moja ulica jest.
Tu bloki
Tu bank
Sklep niedaleko.
I blisko rynek
I Ratusz o krok
Wszystko tu znajdziesz:
Radość…
Nadzieję…
I Łzy…
To jest moja ulica.
Znasz ją i Ty…
Tatko
Spoglądam na fotografię.
Wspomnienia wracają.
Pamiętam Twój głos.
Co robiłeś.
Jaki byłeś Tato.
Co opowiadałeś:
O dzieciństwie swoim.
O kochanej swej mamie i o braciach.
O surowym ojcu.
O biedzie, jakiej zaznałeś.
O wojnie.
O wywózce na roboty do Niemiec.
I o tym, jaki szczęśliwy byłeś, gdy nas, mnie i starszą córkę, w ramionach tuliłeś.
Dziś dziękuję Ci za życie.
Że byłeś.
Że nas kochałeś.
Że nad nami czuwasz.
W naszych myślach jesteś!
Mamciu, w pamięci mej Jesteś
Zamykam oczy.
Śnię.
Widzę.
W pamięci mej Jesteś.
Serce me krwawi jednakowo.
Tak
rana otwarta.
Mimo upływu lat.
36 lat miałam, gdy odeszłaś na zawsze.
W siną dal…
Cichutko…
Rękę podniosłaś na pożegnanie.
Pozostały wspomnienia.
Pozostał żal…
Dlaczego?
Dlaczego powołałeś Ją do siebie Panie?
Kocham cię, życie…
W oczach
pogodny uśmiech
Życzliwość do świata masz.
O dzieciach mówisz z czułością.
Zachwycasz się smakiem poziomek.
Na nic nie umiesz narzekać.
A jednak:
mimo
w młodości zadanych ran
Czas niepokoju Cię czekał.
RAK!
Wyrok zmienił twe życie.
Słabości pokonać nie mogłaś.
Przez łzy mówiłaś:
Kocham…
Kocham życia smak.
Zazdrość…
Idę ulicą.
Z głową schyloną
Z zazdrością patrzę na ciebie.
Jak idziesz z mamą pod rękę…
Mojej już nie ma…
Już tyle lat…
Wspomnienia się zacierają.
Choć serce pamięta.
I pamiętać ZAWSZE będzie.
Ta zazdrość nie mija, wiem…
Wiem, że to złe.
Ciągle zadaję pytanie:
DLACZEGO
Dotknęło to mnie?.
Zazdrość nie mija…
Wiem…
Boli mnie czas
Każde cierpienie, uczy pokory.
Tyle żalu i goryczy noszę w sobie.
A moje serce jest przepełnione tym wszystkim.
Ciągle zadaję sobie pytanie:
Ile jeszcze bólu życie mi przyniesie?
Moje serce nie wytrzyma więcej cierpienia.
A moja dusza pragnie spokoju.
Tyle żalu i goryczy noszę w sobie.
A moje serce jest przepełnione tym wszystkim.
Ile bym dała
Ile bym dała, kochani Rodzice.
Aby Wasze serca biły dalej.
Wiem, że spoglądacie na mnie z góry.
Pilnujecie, by nic się mi nie stało.
Widać, tak musiało być…
Gdy jest mi smutno.
Gdy świat mnie wkurzy.
Patrzę w obłoki nieba.
Wiem, że tam jesteście.
Mrugacie do mnie.
Ślecie mi buziaki i kilka uśmiechów.
Myślę o Was każdego dnia.
Wierzę, że jesteście.
Że gdzieś tam istniejecie.
Wierzę, że nic się bez celu nie dzieje.
Myślę o Was, gdy rano wstaję.
Myślę o Was, kiedy się myję.
Myślę o Was, gdy się ubieram.
Cichutko płaczę i ukradkiem łzę ocieram.
Myślę o Was każdego dnia.
Wierzę, że jesteście.
Że gdzieś tam istniejecie.
Wierzę, że nic się bez celu nie dzieje.
Stare albumy
Lubię przeglądać stare fotografie.
Zrobione przed laty.
Twoje Mamciu i Taty.
Są one jeszcze czarno białe.
Kolorowych jest bardzo mało.
Byłaś młoda i piękna.
I zawsze uśmiechnięta.
Krótko byłaś szczęśliwa.
Życie Cię nie oszczędzało.
Zadając cierpienie i ból.
Nie użyłaś wiele.
Nie czerpałaś życia garściami.
Martwiłaś się o rodzeństwo.
Troszczyłaś się o nas.
Abyśmy nie doznały krzywdy
I stały się dobrymi ludźmi.
Wiem, że Jesteś tam!
Wiem, że patrzysz na nas.
Wiem, że nas obserwujesz.
Wiem, że się cieszysz,
widząc że sobie pomagamy.
Że owoce Twoich starań.
Nie poszły na marne.
Stare albumy kryją wiele historii.
Kolejny Dzień Matki
Mamo, Mamusiu, Mateczko.
Ciebie już tu nie ma od tylu lat.
W każde majowe Dzień Matki.
Biegnę do Ciebie.
Zapalam Ci w sercu światełko.
Żebyś wiedziała, że tęsknię.
Niosę bukiecik konwalii.
Wiem, długo nie będą stały.
Zawsze je uwielbiałaś.
Wiem, że się ucieszysz.
Bardzo Cię kocham Mateczko.
Bardzo mi Ciebie brakuje.
Nie tylko w majowe święto.
Ale każdego dnia.
O każdej porze.
Rodzinny dom
Mój rodzinny dom teraz jest opustoszały,
ktoś inny już w nim mieszka
i jest w nim szczęśliwy.
Zmieniła się tylko ulica
— z Zawadzkiego na Kurierów AK.
Pozmieniali się również lokatorzy,
wyprowadziłam się także ja.
Mój rodzinny dom nigdy nie był pusty.
Każdej niedzieli od rana przewijały się tabuny ludzi.
Rodzina Taty przychodziła,
gdyż kościołów po wioskach nie było.
Przyjeżdżali do Lubaczowa,
aby przeczekać czas do Mszy świętej.
Ich dzieci chodziły do szkół,
na wywiadówki przyjeżdżali,
u nas przesiadywali.
Na święta było gwarno.
Wszyscy się schodzili.
Rodzeństwo Mamci z dziećmi.
Bracia Taty z rodzinami.
Słychać było rozmowy.
Słychać był śmiech dzieci.
Było gwarnie, przytulnie, rodzinnie.
Było… Lecz już nie jest.
Razem ze śmiercią Mamci.
Zostaliśmy samotni…
Nieszczęsna czwórka
W Kraju Kwitnącej Wiśni.
Liczba cztery,
brzmiąca podobnie do słowa „śmierć”,
budzi w nas strach.
Boimy się tej liczby.
Z nią wiążą się nieprzyjemne wspomnienia.
Co dziesięć lat,
ktoś z naszej rodziny odchodzi.
Czy to pech, czy przeznaczenie?
Jak to interpretować?
Odeszła Mamcia.
Odszedł Tata.
Odeszła ciocia Stefa.
Do trzech razy sztuka.
Może teraz będzie już koniec tragedii.
Moja starsza siostra
Wołamy na nią Niną, skrót od Janina.
Jest moją starszą siostrą.
Kocham ją od zawsze.
Różnica wieku między nami jest spora – osiem lat.
Zostałyśmy przyjaciółkami.
A granica wieku zaczęła zanikać.
Gdy ja byłam dzieckiem.
Ona już była panienką.
Miała koleżanki, kolegów i sympatię.
Chciała być z nimi.
Chciała wyjść do kina.
A „ogon” biegł za nią.
Nie dawał spokoju.
Później było lepiej.
Ja trochę podrosłam.
I trochę zmądrzałam.
Za kumplowałyśmy się obie.
Granica wieku się zatarła.
Biegnę jak do Matki.
O radę proszę.
Pomocy, nie odmawia.
Dobrze się rozumiemy.
Dobrze, że jesteśmy dwie.
I mamy siebie.
Chcę, byś wiedziała, moja droga siostro!
Nie tobie ostatniej i nie tobie pierwszej,
W wieku sześćdziesięciu czterech lat.
Młodsza siostra.
Podziękuje za wszystko.
Bezpłatny urlop
Wzięłam urlop bezpłatny.
Całe dwa miesiące.
Byłam przy cioci i z ciocią.
Która leżała na klinice w Łodzi.
Miałam być tylko tydzień.
No może i dwa.
Bo tyle się leży w szpitalu.
Po operacji jelita.
Komplikacje nastąpiły.
Operacja druga była.
Wszystko w czasie się wydłużyło.
Wreszcie przywiozłam Ją do domu.
Słabiutką.
Schorowaną.
Przez kolejne siedem miesięcy.
Przychodził do niej chirurg.
Ranę oczyszczał.
Nakładał plasterki.
Rankę osuszał.
Długo do zdrowia wracała.
Na szczęście dzisiaj jest zdrowa.
Chrzestna…
Moją Mateczkę szanowałaś.
Ostatni kęs ofiarowałaś.
Dziś.
Sama opieki potrzebujesz.
Ja Ci ją ofiaruję.
Nie z obowiązku-lecz z serca.
— w podzięce za Mateczkę moją
— dobre serce
— za to, że jesteś ze mną.
— za to, że gdy mała byłam, do chrztu mnie trzymałaś.
— dobre rady dawałaś.
— czułością obdarowałaś.
Dziś,
Ostatnią z rodziny,
W opiekę Cię biorę.
Serce Ci oddaję.
I będę przy TOBIE!
Szuflada…
Zawsze byłam ciekawa.
Co szuflada ta kryje.
Tyle w niej było „szpargałów”
Niepotrzebnych nikomu…
Mówiłaś:
Kiedyś…, gdy dorośniesz.
Zrozumiesz sama.
Co za „szpargały”,
W szufladzie się przewracały.
Musiało minąć lat parę.
Bym do niej zajrzała.
I oczom się ukazały.