E-book
31.5
drukowana A5
56.42
Moja historia

Bezpłatny fragment - Moja historia


Objętość:
272 str.
ISBN:
978-83-8189-805-8
E-book
za 31.5
drukowana A5
za 56.42

Think so

Zastanawiam się kim jesteś

Zastanawiam się kim jestem

I co wspólnego masz ze mną

I co wspólnego mam z tobą

Nie wiem tego ja

Nie wiesz tego ty

Dlatego poszukuje

Tej odpowiedzi wszędzie

To tu i tam

To tam i tu

A może jest bliżej

Niż się tego spodziewam

Już wiem

Że nic nie wiem

A ty już wiesz?

Kim jestem

Bądź jesteś ty

Can try it

Czy jestem wstanie myśleć?

Czy jestem wstanie funkcjonować

Tak normalnie istnieć

Tak normalnie żyć

Bez żadnych gier

Bez żadnych ról

Czy też przedstawień

Bądź innych spektakli

Czy dam radę

Tego nie wiem

Lecz czy spróbować warto

Tego też nie wiem

A może jednak nie

Dark shadow

Szarość i ciemność

Głód i strach

Wszystko siedzi w nas

W głębokiej duszy

Na jej samym dnie

Który słońca nie widzi dnia

Ni też żaden blask

Ni też żaden promień

Nie dotrze do jej serca

Serca duszy który jest

Jak królewska korona

Jak diament książęcy

Jak najczystsze złoto

Ni opisać da się

Czym dokładnie jest

Synonimy żadne

Nie są wstanie

Opisowi jej się zbliżyć

Warm feel

Nie widzę blasku

Nie widzę światła

Nie widzę dobra

Nie widzę nadziei

Na lepsze jutro

Na lepszy czas

Pokonało mnie

Nadal pokonuje

To coś co siedzi

Już od dłuższego czasu

A nie dawno określona

Czy jeszcze znajdę cień?

Czy jeszcze znajdę światło?

Czy też i odnajdę ciepło?

So..I think

Tak myślę co zrobić

Tak myślę co uczynić

W tym samym świecie

Świecie pełnym pogardy

Świecie pełnym smutku

Świecie który

Ku krańcowi

Powoli zbliża się

Kiedy nadejdzie

Nie wiem tego

Czy ma sens

Czy to ma jeszcze sens

By tak trwać

By tak dalej być

Kiedy będę mieć

Na to siły

Aby w końcu

Podnieść się i wstać

Walczyć dalej

O siebie

I swój świat

By móc powiedzieć

Że czasu potrzeba

Narazie na tą chwile

Tylko jak?

Jak powiedzieć to?

Czy to ma sens?

Takie bycie

Takie trwanie

Czas nadejdzie czy też nie

Czy nadejdzie ten czas

Gdy ognia minie czas

Gdy lodu minie czas

Tego bólu przeklętego

Tego bólu cholernego

Który pali

Który mrozi

A czasem jednocześnie

Jedno z drugim

W moim ciele

Właśnie się pojawia

Czy ten czas

Za mojego czasu bycia

W końcu się pojawi

Cze też jednak nie

In Dark in Light

Zastanawiam się nad ciemnością

Zastanawiam się nad jasnością

Co mrok właśnie oznacza

A co słońce znaczy

Jego ciepła blask

Jego promień strzał

Jaki jest mroku świat

Jaki jest mroku czas

Sposób bycia i istnienia

Sposób przychodzenia

Sposób odchodzenia

W jaki sposób atakuje

Synów anielskich zastępów

Jak radzi z Archaniołami

Którzy Bram Rajskich bronią

W jaki sposób ciemność ta

Przedziera się na stronę jasną

Nie wyrządzając sobie krzywdy

Brain space

Czym jest umysł?

Czym są myśli?

Umysł to jest miejsce

Myśli to są narzędzia

Które w tym labiryncie

Które w tym tunelu

Pozwalają nam błądzącym

Iść tą drogą

By do celu trafić

By na drodze nie błądzić

Umysł -świat

Myśli -ludzie

O to taka jest ta gra

Kiedy będę sobą

Gdy tak myślę

Zastanawiam się nad sobą

W którym iść kierunku

Jaką obrać drogę

By odkryć nowy sens

By odkryć swoją osobę

Osobę która w latach

Przeszłości zakuta

W łańcuchach została

Czy uda się uwolnić?

Czy uda się sens odnaleźć?

Gdy tak myślę

Nad sobą zastanawiam

Kiedy czas nadejdzie

Gdy powiem

Jestem sobą

Gdzie iść

Gdzie mam się udać

By odnaleźć spokój

By odnaleźć bezpieczeństwo

Odnaleźć człowieka dobrego

Odnaleźć człowieka takiego

Który wie kim jest

Który zna swój cel

Który wie kim będzie

Z jakim gronem ludzi

Dookoła żyć będzie

Czarny stwór

Czarna istota

Czarne barwy

Czarny kształt

W cierpieniu bólu

Swoje krótkie życie toczy

Swoje krótkie życie toczył

Widmem cienia

Swojej duszy jest

Swojej duszy był

Szczególnych cech nie widać

Czy ma twarz czy nie?

Czy ma ciało czy nie?

Czy ma sumienie czy nie?

Tylko domysły mieć można

Jak ta ciemna

Masa wyglądać może

Istota

Życie ludzkiej istoty

Czym tak naprawdę jest?

Czy jest fatamorganą?

Czy jest przedstawieniem?

Czy niczym konkretnym?

Wyobraźnią własnego umysłu

W którym jesteśmy sami

A może inaczej

Są wszyscy

A nas w nim nie ma

Czym tak naprawdę jest?

Czy czas życia tej istoty

Rok dwa a może dziesiątki

Pozwoli odnaleźć odpowiedzi

A może same wskazówki

Na tace wyłoży

Colorous different

Różne wszelakie

Istnieją barwy

Istnieją kolory

Lecz czemu tylko

Ja widzę dwa

Szary i czarny

Czarny i szary

Co rozkwitać powinno

U mnie wszystko blaknie

Ciemnych barw nabiera

Ni żadnego nie ma blasku

Ni żadnego nie ma zapachu

Żaden promień jasny

Palić mnie nie będzie

Bo w szarej barwie

Dostrzegać go będę

Exist

Jaką jestem istotą?

Jakim stworem żyjącym?

Czym tak naprawdę jestem?

Czy mam uczucia?

Czy mam emocje?

Jakiekolwiek ludzkie cechy

Czy istnieje jedno ciało?

Czy istnieje jedna dusza?

Czy też sumienie?

W który mogłaby

Zamknąć się materia moja

Dla kogo

Czy istnieje dla siebie?

Czy istnieje dla kogoś?

A może jednak

To jest moja wyobraźnia

Że istnieje moje ciało

Że istnieje moja dusza

Złudna fatamorgana

Zwykłe marzenie

Szarego bytu

Szarego stworzenia

Które pragnie istnieć

Lecz pytanie jest

Dla kogo ma być

Istnieć żyć

My Lord, please

Nie chcę już tu być

Ale muszę nadal trwać

Ile czasu mi zostało?

Nie wiem tego

Panie błagam przyjdź

Zabierz mnie stąd

Swego Anioła Jasności

Ześlij tu na ziemie

Aby w porze nocy

Gdy setki gwiazd na niebie

Zabrał mnie do Siebie

By nikt nie cierpiał

Że jestem tu

Lecz bez bólu to zrób proszę

Ojcze mój

Zabierz mnie

Tego czego nie ma

Czemu to czuję?

Ból którego nie ma

Czemu to słyszę?

Wieczorną porą

Głos którego nie ma

Głos niski męski

Lecz przyjemny

Dlaczego tak się dzieje

Czyżbym już nie była sobą

I zaczęła walka się

Z własnym sobą

Tą cholerną chorobą która trwa

Kiedy się skończy

Nie wiem tego

Czy w ogóle to nastąpi

Jeśli tak to dobrze

Jeśli nie to trudno

Co ma być to będzie

Bez bólu

Dlaczego tu jestem?

Dlaczego tu żyję?

Dlaczego funkcjonuje?

Bez magicznego przycisku off

By chodź na chwilę

Móc się oderwać

Z tej rzeczywistości

Z tej przestrzeni

Zapomnieć o tym

Co złego działo się

By cokolwiek zapomnieć

Odejść i zniknąć

Tak po prostu

W sen głęboki

Zasnąć odchodzić

Bez bólu żadnego

Zniknąć stąd

Miłość Ojca

Tyś jest moim dzieckiem

Stwórca Ojciec mówi do Ciebie

Mówi do każdego z nas

Nawet gdy wątpisz

Nawet gdy cierpisz

Jest On przy Tobie

Zawsze i wszędzie

Nawet gdy smutny jesteś

On cię pocieszy

On cię na duchu podniesie

Z trudów wyciągnie

I powie Ci

,, Jesteś wolny mój Synu

Jesteś wolna moja Córko

Ja jestem z Tobą”

I tak będzie już

Gdy Jego przyjmiesz miłość

God say

Nie widzę już tu siebie

Ciemność przed oczami

Moimi zawitała

Jedynie słyszę dźwięk

To głos Ojca

,,Nie bój się Jestem obok”

I ten strach niepewność

Znika odlatuje

Miast tego powraca

Radość uśmiech

A także nowy wzrok

Jego dotyk przywrócił

Gdy ręce na głowie położył

Ciepło poczułam i spokój

A co najważniejsze wolność

I powiedział On

,, Już dobrze moje Dziecko”

Heaven dream

Zimno mi tu jest

I jednocześnie gorącą

Nie wiem jak naprawdę

Mętlik mam w duszy

Mętlik mam w ciele

Wszystko mnie boli

Juź nie mam sił

Jedyne co chce

To być przy Nim

By już nie czuć strachu

By już nie czuć niepokoju

By już nie czuć nic

Jedynie by być w cieple

Jedynie by być w miejscu bezpiecznym

Dziecko Taty

W szarym ubranku

Ukryte jest stworzenie

Które światła dnia

Boi się zobaczyć

Lecz nikt nie wie

Że wszystko stracił

Ciemność wkroczyła

Lecz budynek stoi otwarty

Ławy drewniane

Skrzypią starością

Siadam w nich

Na chwile wszystko znika

I nastaje cisza

Widać światła promień

I ten bezpieczny głos

Delikatność w nim jest

Oraz spokój

To jest Ojciec który mówi

,,Moje Dziecko kochane”

I szare znika stworzenie

Płachta smutku zrzucona

A pod nim

Jego jest dziecko

Które chce bezpieczeństwa

Które chce ciepła i dobra

Dlatego mówi

,,Tato przyjdź proszę”

Ojciec się uśmiecha

I na barana bierze

By chronić od zła

Swe najukochańsze dziecko

Slow time

Czas płynie powoli

Płynie po cichu

Bez hałasu żadnego

Nie ma dźwięku żadnego

Więc nie słychać będzie

Gdy nastanie koniec jego

Przestanie płynąć

Lecz nikt prócz

Tej osoby której to tyczy

Nie zauważy

Że czas się zatrzymał

Dla niego płynąć dalej będzie

Aż jego czas nastanie

I tak dalej wkoło

Czas płynąć będzie

I jednocześnie nie będzie

Close space

Gdzie w zamkniętej

Jest przestrzeni

Niewielkie stworzenie

Które pragnie uciec

Przed samym sobą

I otaczającym światem

Stworzenie które pragnie

Być istotą wolną

Bez cienia strachu

Lecz boi się tego

Co może nastąpić

Dlatego idzie

Do Domu Ojca

W ławie siedzi

Zakrywa twarz rękami

By nie było widać

Łez spływających

Łkając głosem

,, Ojcze proszę pomóż”

Gdy te słowa wypowiada

Czuje ciepło na duszy

I słyszy głos Jego

,,Moje Dziecko jestem”

Czuje Jego obecność

Wie że nie jest sam

Nawet gdy Go nie widzi

Nawet gdy Go nie słyszy

On jest zawsze

What space

Gdy myślę kim jestem

Nie jestem wstanie

Odnaleźć na to odpowiedzi

Jedna wielka pustka

Czarna dziura

Ciemna przestrzeń

Tak myślę

Czy czas nadejdzie

Kiedyś na to

By móc powiedzieć

Znalazłem

Sala

Siedzę w tych ławkach

Również drewnianych

Jak w Domu Ojca

Lecz nie jest to Dom

Tylko niestety szkoła

Gdy zamknę oczy

I skupie się ma chwile

Na dłuższy moment

To poczuję że tu jest

On mój Twórca

Usłyszę Jego głos

Poczuje Jego dotyk

Na swoich barkach

Otworzę oczy i nagle

Wszystko się rozjaśni

Jakby mnie nie było

Lecz jestem cały czas

Z moim Ojcem twórcą

Wiem o tym

Jest zawsze

Papa

Mój Ojcze

Stwórco mój

Proszę Cię bądź

Zawsze przy mnie

Nawet gdy powątpiewam

Nawet gdy zły jestem na Ciebie

Proszę przyjdź przytul

Proszę uspokój

Swym ramieniem ochroń

Other street

Wszędzie jest ciemno

Wszędzie jest szaro

Ponuro i źle

Smutku wisi aura

Zła widnieje przestrzeń

Czarna złudna fala

I tak idą ludzie

W tej goryczy szeregu

Omijając co jest najważniejsze

Tylko jeden człowiek

Może kilku na milion osób

Wyrwie się z tej monotonii

I wejdzie do Domu

Przeciwnie do nich

Z uśmiechem na twarzy

Radością w sercu

Na kolanach padnie

I powie

,,Jestem Tato”

A On spojrzy na swe Dzieci

Z radością przywita

Na swe ramiona weźmie

I powie

,, Moi Synowie Moje Córki

Widzę słyszę że jesteście

Ja z Wami będę

nawet gdy wy będziecie daleko”

I tak Dzieci Jego

Od szarości monotonności

Oderwą się na zawsze

Stała się światłem

Istota ciemna szara materia

Przestaje być mało istotna

Bo w końcu znalazła

Miejsce ludzi sytuacje

Która pozwoliła

Spojrzeć istocie inaczej

Na swoją materie istnienie

Najważniejszą rolę

Głównym argumentem powodem

Jest Twórca Ojciec który mówi

,,Moje Dziecko jesteś piękne”

I nagle wszystko jaśnieje

Istota staje się ważna

Zawsze była lecz nie przyjmowała

A tak przyszedł Tata

Stworzenie drzwi otworzyło

I wpuściło Go do siebie

Przestało być szare

Czemu tak

Czemu jest jak jest?

Nie wiem niestety

Lecz jedno wiem

Że nie wolno się poddawać

Trzeba wstać

Za każdym razem upadku

I powiedzieć

,,Jestem Jego dzieckiem

Gdy On jest ze mną

Dam radę z przeciwnościami losu”

I dalej iść przez życie

Odpowiadając na to pytanie

Bo Stwórca tak chciał

Gold situacion

Gdy napój złocisty

Do swych ust nabieram

Czuje smak klarowny

Jego zapach aromatu

I wtedy swe oczy zamykam

Przypominam chwile

Miejsca jak i sytuacje

Kiedy podobną czuło się przyjemność

Delikatność i pragnienia ugaszenie

Pora to była wieczorna

Gdy w ławach drewnianych

Gdy światło zgaszone

Siedziało wtedy się

I w skupieniu

Na Niego patrzyło

W rozmowie z Ojcem zajętym

Delikatność i łagodność

W tej chwili miejscu była

Otwieram oczy

I znów tu jestem

Zakończona przeszłość

Nie jestem szarą istotą

Ani też materią czarną

Po latach to dotarło

Że tak naprawdę

Prawda jest inna

Niż do tej pory postrzegałem

Co mówili wrogowie

Za prawdę przyjmowałem

A co przyjaciele mówili

Odrzucałem

Nadszedł czas

Gdy przyszli ci

Którzy powiedzieli

Że jestem Jego dzieckiem

Nie wierzyłem

Ale uwierzyłem

Gdy On mi to powiedział

Kat choroby

Czasami już brak chęci

Czasami brak nadziei

Czy też energii

Do działań wszelakich

Lecz cóż niestety muszę

Czasem ducha wyzionę

Czasem na łańcuchach sumienie

W ciemność idę

Za katem choroby

Na cmentarz zaprowadza

I znów smutna poleci piosenka

Bo przyjdzie jej czas

Ale pojawił się On

I zniknie niechęć

Zniknie smutek

I żal

Niepamięć duszy

Odchodzę w nie pamięć

Swoje duszy ludzkiej

Która dla mnie więzieniem

Pustej przestrzeni czasem

Który się dla mnie kończy

Narzucić szary płaszcz

W kulkę się skulić

Najpierw mogiłę wykopać

A następnie się tam rzucić

Przykryć szarym kocem

Zamknąć oczy

I poczuć piach

Którym przysypywany jestem

By zaraz się obudzić

Tutaj czy dopiero tam

W Jego objęciach być

Nie wiem

Jeszcze nie czas zaśnięcia

Jeszcze nie czas obudzenia

Czas

Gdy nastanie czas zaśnięcia

Gdy nastanie czas obudzenia

Wszystko co jest teraz zniknie

Pojawi się coś nowego

Może lepszego a może nie

Narazie domyślać się można

Co się stanie gdy ten czas nastanie

Może niedługo się dowiem

A może za dziesiątki lat dopiero

Czy będę tam gdy się obudzę

Przy Ojcu swoim

W końcu będzie spokój

I sen ostatni

Nowe nada życie

Nowe pragnienia które się spełni

Obudzić się bez bólu

Obudzić się bez żalu i strachu

Obudzić się w Raju

W Jego kraju

Under der Roof

Stoję tu pod dachem

Słyszę deszcz kapiący

I myślę co się stanie

Gdy naprzeciw mu stanę

Czy pod ciężarem kropel

Moja rozpuści się dusza

Moje ciało opadnie

Czy też zupełnie inaczej

Nic takiego się nie stanie

Słyszę jak z kolumny

Jedna po drugiej kropli kapie

Tworząc przy tym

W pewnym rodzaju alfabet

Nadając pewien sygnał

Last minuten

Gdy tak trwam

To już czuję że

Nadchodzi niedługo

Mój żywota krótki czas

Już tykanie zegara słyszę

Coraz szybciej wskazówki

W ruch właśnie idą one

Tak nie wiele tego czasu

A tak dużo do zrobienia

Jeszcze z tyloma ludźmi

Spotkać się trzeba

Odpowiednie znaleźć miejsce

By ci co chcą

Mogli mnie odnaleźć

Czy to będzie las?

Pełen różnych wspomnień

Tam gdzie spało się pod niebem

Czy to będzie rzeka?

Gdzie pełno osób bywa

Gdzie także most widnieje

A może tak go wykorzystać

Wdrapać się na jego szczyt

I ostatni zrobić krok

I ostatni zrobić skok

A może też nie wiem?

W sobie zamknąć się

Od rzeczywistości oderwać

Przestać być maskotką

Obojętnym być na świat

Na ludzi i miejsca

To co robią wobec mnie

Lecz nie da się tak

Za dużo tego za mną

Odpuścić się już nie da

Czy nadejdzie ten czas?

A może będzie to tylko chwila

A może krótki moment

Którego nie poczuje

Nie zdążę pomyśleć

Że już naszedł on

Ból wspomnienia

Kim tak naprawdę

Jest ta istota

Która myśli

Że nie myśli

Czemu musi cierpieć

Czemu musi umierać

Od ciosu zadanego

Przez wielu ludzi

Dawno to miało miejsce

Lecz wspomnienie zostało

I ten ból wspomnienia

Także przychodzi

I ponownie cierpi

Uczucie ciepła

Mój Tato proszę przyjdź

Przytul mnie ochroń

Swoim ciepłem otul

Bo ja Twoje dziecko

Potrzebuje opieki Ojcowskiej

Której nie otrzymało

Żadnej od niego miłości

Żadnego słowa ciepłego nie słyszałem

Dlatego gdy mogę

Biegnę do Twojego domu

By usiąść na chwile

W ciszy spokoju bezpieczeństwie

Czasem wylać setki łez

Wykrzyczeć lęk i strach

Bym mogło wydobyć się cierpienie

A dusza stała się czysta

,,Tato dziękuje”

I słyszę czuję Jego dotyk

Serce staje się ciepłe

Przyjemny dotyk czuje

Time lose

Siedzę tutaj

W małej przestrzeni

Z kilkoma oknami

Patrze na zegar

Odliczam czas

Minut dziesiątki

Które jeszcze zostały

Czemu tyle jeszcze

Ich zostało

Czemu nie mogę

W tej chwili

Usłyszeć Jego głosu

Ponieważ hałas zagłusza

Jeszcze chwila

I już będzie można

Dream sleep

Siedzę tu na tej ziemi

W naturze otoczenia

Słyszę świergot ptaków

Szum wody rzeki płynącej

Powiew wiatru

Szelest jesiennych liści

Czuje ciepła blask

Poczuje promieni słońca

I przypomnę sobie tamte dni

Gdy na polanie o północy

W zupełnej ciemności

Jedynie z światłem księżyca

Wyciem wilka

I nagle otwieram oczy

Co to było?

Tylko wspomnienie

Senne marzenie

Chaotic

Czuje fale Posejdona

Które po mej szyi spływają

Palącym strumieniem ciekną

Jedna po drugiej kropli kapie

Słychać jedynie wrzask

Słychać jedynie krzyk

Nienawiść chęć odejścia

Opuszczenia cholernego życia

By nastała już ta chwila

By nastał już ten moment

Odejścia i zapomnienia

Od rodziny odsunięcia

By Zeus odszedł

I nie sprawiał już problemów

Nie wyrządzał wyrządzanych krzywd

By na wiele zniknął lat

Nie wracając może nigdy

Nie chce już go znać

Dla mnie jest on nikim

Okrutnym stworzeniem

Sadystyczną istotą

Która istnieć nie powinna

New face

Myślę już o tym

Gdy nadejdzie chwila

Że odejdę stąd

Z czterech wrogich ścian

Gdzie rządy są Zeusa

I w końcu spokój

Dla mnie nastanie

Po wielu latach

Wojennych burz

Wojennych morzach

Cierpienia piorunów

Czysta stanie się fala

Błękitna będzie tafla

Bez żadnej skazy

Łódką popłynę w świat

By odkryć siebie

Iść czy zostać

Odejść czy zostać?

Zostać czy odejść?

Od wielu lat

O tym właśnie myślę

Jak to mam zrobić

By nikogo nie zranić

By siebie nie krzywdzić

Jak to uczynić

By to wiele lat

Które wtedy było

Nieudanego czasu

W jaki zamienić sposób

By jednocześnie odejść

By jednocześnie zostać

Być i nie być

Nie być i być

W jaki sposób…

Płaty dłoni

Odchodzę powoli

Moje ciało odpada

Skóra zanika

Tworząc setki kraterów

Dziur widniejących

Gaśnie moje światło

Gaśnie promień życia

Spadam w dno

Głębokiej studni życia

Za każdym razem

Czuję ciężki ból

Który nadaje dźwięk

Niknie mój czas

Nie wiem ile zostało

Gdy cała odpadnie skóra

Płatami się odrywa

Ręce dłonie

Tam najbardziej widać

Jak kończy się czas

Czym jest ludzkie ciało

Czym jest ludzkie ciało?

Może jest narzędziem

A może tylko obszarem

Z pewną sobie masą

Rodzajem płynu

Rodzajem substancji

Czy też mechanizmem?

Pytanie na co?

Na baterie czy prąd?

Jeśli na jedno i drugie

To co jest tym co energie daje

Jeśli jest obszarem

To co się w nim znajduję

Jaką ma zawartość

Czy każde ciało

Jest takie samo

Może jedno jest mechanizmem

Może drugie jest pojemnikiem

A może pomnikiem

Pustą rzeźbą

Bez wnętrza żadnego

Która jednak

Porusza się bez ładu

Przyjaciel

Czemu odszedłeś?

Czemu zniknąłeś?

Mój ty przyjacielu

Ty który znałeś mnie

Jednak od nie dawna

Lecz jakby całe życie

Gdzie ty się podziałeś?

W którą stronę poszedłeś?

Jaką obrałeś drogę?

Czemu nie dajesz znaku?

Całością byliśmy

Jedność tworzyliśmy

Gdzieś się podział Thomasie

A ty Skrytobójco?

Razem z nim poszedłeś

Obaj mnie zostawiliście

I teraz jestem bez nikogo

Czemu swojej twarzy

Stworzonej znów

Nie mogę zobaczyć

I kto prócz was mnie

Tutaj jeszcze pozostał

Czegoś kogoś brakuje

Was moich stworzeń

Wykreowanych masek

Jak to się stało

Że maski same odeszły

Niczym aktorzy

Zeszli ze sceny

Ból

Ból ten pozostał

Ślad na duszy

Jak i na ciele również

Podpisu ich nie ma

Która była która

Lecz domyślać się można

Kiedy wschodziła jedna

A zachodziła druga

Jedna z masek

Była autorem

Z wspaniałą wyobraźnią

Wymyślała co nowsze historie

Próbując w powieść zapisać

Natomiast druga z nich

Wszelkie uczucia

Dobre i złe

Przyjemne i nie

Wierszem pisała

I tak one dwie

Całość tworzyły

A teraz tylko

Wspomnienie znikome

Martwy ślad

Pozostał po nich

Cierpienie

Czym jest cierpienie?

Inną nazwą bólu

Chaotycznego znamienia

Które nieraz powraca

W nieokreślonym czasie

Z nieznaną siłą

Czasem bywa słaby

A czasem silny

Czemu jest ukryte?

Dlaczego wiele ma postaci?

Cóż oznacza jego istnienie?

Cierpienie w samo

W sobie jest słowem

Lecz jego znaczenie

Jest silnie negatywne

Ale może być dobre

Pytam tylko jak?

Czym ono jest

Cierpieniem istotnym

Moje marzenie

Nie chcę tak być

Nie chcę już nic

Lecz czemu nie wiem

Po prostu zniknąć

Znaleść się

Tam gdzie nikogo nie ma

Nie ma czasu

Nie ma ludzi

Jest tylko nicość

Jest wielka próżnia

Tylko moje echo

I ciemność

Wieczny sen

Sen(s) człowieka

Czemu tak właśnie jest

Że to wszystko dzieje się

Dlaczego tak jest

Że nie mogę odkryć

Powodu istnienia człowieka

Swojego sposobu bycia

Swojego sensu życia

Czy odkryje to miejsce

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 31.5
drukowana A5
za 56.42