E-book
7.88
drukowana A5
39.57
Moja droga życia IV

Bezpłatny fragment - Moja droga życia IV

obdarowanym sercem


Objętość:
177 str.
ISBN:
978-83-8431-348-0
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 39.57

1. Dawid Motyka — ograna

w jaskrawym karmniku otacza nas czas

będzie dryfować ta łódź co jakiś czas


w blaszanym podwórku umieści się grząd

czy stare czy w kółku to jest ten wsząd


bo nowe litery już chce się darować

co serce szwindluje zafundować


bo wielka mierzeja niesie nam los

to czułe spojrzenie dotyka ros


kochnij mnie w swoje policzki proszę

niech serce się wije za jednym groszem


bo róża ma jest już wysławiona

do serca dobrana niczym dogodzona

2. Dawid Motyka — kłos życia

ubarwiasz kłosie wielkie zboża

to twoja chwila dana z nad morza

uwielbiasz kłosie przynosić raj

dajesz mi poczuć ten błogi maj


ty kłosie jesteś pięknem natury

i mi się zdaje, ze wyczyn to wtóry

który dodaje otuchy nam

aby napawać w ten wielki dzban


kochaj mnie kłosie choćby po nosie

kochaj mnie zawsze

tak jak ja chce

kochaj mnie proszę tym chlebem wnoszę

co tyś mi dał

ja ciebie schrupał

3. Dawid Motyka — z urodzajem

w pastwiskach barw

tu starcza nam wszystkiego

na miłość i wdzięczność

pragnienia dla szczęścia mojego


w pastwiskach barw

nie napawa nas optymizmem

bo choćby tu zawsze

wszystko się nam ułoży

miewamy ziemie nie żyzne


paleta barw kwiecistych śniegów

proszenie zwierząt

to wszystko wygaśnie

już wkrótce się zaśnie


w pastwiskach barw

gdy szczęście zakwitnie

to cudowne chwile upoją się

tu w deszczu strugach nie boją się,

jest ślicznie


i raj otworze się skryty

wśród gałęzi poszarpanych drzew

i braterstwu z wdzięczności

wydostanę się


w pastwiskach barw

jak nigdzie wokoło nie ma tej tęczy

i stają się cudne chwile

siła się nam napręży

4. Dawid Motyka — biała dłoń

byłem orchideą co na polach

tańczy w gwiazdach z pszczołami

byłem zimnem co na stare lata

radość da się okiełznać wieczorami


byłem piorunem byłem różą

i trąbą powietrzną i tajfunem

i wzgórzami i górami

i potężną siłą zaś z kołtunem


byłem ostoją smutków i radości

ciszą kiedy ta dudniła

gdy apostrofa się zbliżała

w twych dłoniach się chowałem

aż przyjaźń się rozpromieniła


między życie i tęsknotę

zmieniałem życie swe

wierzyłem że ty mnie kochasz

na przekór losu z moim dniem

gdzie ty jesteś okazie życia

co słoneczko drwi z upicia


albo jak zboże się wzrasta

wszystko mi się tylko olśniło

więc zamykam usta swe

szukam ciebie na swym łonie miło

wtem telewizor włączam

ja tu szukam ciebie stale

to do kwiatów było miło

kocham cię w twym piedestale

5. Dawid Motyka — na stole

Borowików przyszedł czas

mieści się ta fantazja

apostrofy długi las

koi grzechem moc figlarna


budzi rozkosz budzi sen

dzień nie narodzony

jednym słowem jednym tchem

musi być byt stworzony


bo to ładnie tak zaśpiewać

ocierać oczy ze zdumienia

nosić brzemię tego kamienia

musi być świat otulony,

choć jego nie ma


graj hej graj słoneczko

w ciszy unoś jego rym

daj daj porzeczko

boś ty jego złoty dżinn


i przynosi jednym groszem

to co rozpoczyna

to maliny właz wynoszę

za to sobie wcina


graj hej graj słoneczko

w ciszy unoś jego rym

daj daj porzeczko

boś ty jego złoty dżinn

6. Dawid Motyka — wrzosowisko

i spadło w jedwabne wrzosowisko

ujrzałem to, jest wszystko

i wpadło w jedwabną zielenie

jak bardzo kocham te jelenie


i odnalazło klucz do szczęścia

minionych lat dwadzieścia

i spadło na dno morza

miłośniku radości ty z pomorza


i złoty budzi się raj

gdzie księżyc faluje w dłoniach

z bożych pagórków gnaj z zboża

złocista trajektoria ugina się w nogach


bo po mnie już tylko rym

i ule pełne miodu

i odkształcony pył

z złocistego wędruje głogu


daj się ponieść dla westchnienia

nie wzgardzisz potem tym co chcesz

cały świat wszystko się zmienia

jeno dalej brnij do liści, ty to wiesz

7. Dawid Motyka — namalunkiem słońca

maluję cię słoneczkiem

po niebie z bitych chmur

poezją ciebie mierzę

dla zielnych rodnych ról


w obfitość poematów

dodaję nocną więź

be przerwy z tych dukatów

już nośny widać śpiew


lala choinka z morza

świeci w złocisty pył

tralala ta bańka to nie groza

umywa jasny czyn


i lecę na chodniki

tu chciałbym sobie biec

i idę trawą z piasku

tak myślę, gdyby to ciebie mieć


bo złote widać korzenie

na plaży rumienią się

to złote są odcienie

zza blasków schowanych dniem


lala choinka z morza

świeci w złocisty pył

tralala ta bańka to nie groza

umywa jasny czyn

8. Dawid Motyka — czuj się godnie

jedyny taki dar

gdzie szczęście miłości

odwzajemnia się dla pieszczotliwości

to radość człowieczego spojrzenia

gdzie goryczy ani smutku nie ma

dla dotyku rąk zrobię przecież wszystko

przytulać się aby i ciebie być blisko

i czule głaskać twoją piękną twarz

i już na fortepianie znakomicie grasz

kochaj mnie więc nad życie

nadomiar tego złego

kawą uwydatniaj mnie co upicie

aby niech radosne chwile płyną spokojnie

tak jak twój blask oglądam co dziennie głodnie

czuj mnie zawsze

oj zawsze bądź w serca wtulone nasze

aby miłość kwitła jak ze snu

rozpromieniaj tu

9. Dawid Motyka — optymizmem

można być szczerym spojrzeniem

wśród kwiatów na łące

można odzwierciedlać czyjeś wrażenie

i budzić rozkoszne marzenia czekające

można budzić słońcem i napawać się optymizmem

można pisać wiersz i się nim wzruszać nie w bliznę

gorycz rozkoszy zna siebie, coś się warto zadłużyć po niebie

kochaj mnie i kołysz

dopisz tych zdań z pejzaży

że sentencje są mocne

a z wrażeń i budzikom śmierć się zdarzy

10. Dawid Motyka — ślepa miłość

miłość nie przygasa nam żadną porą roku

miłość się łamie lodowcami

rozrzuca po palecie barw serca z malin

rzuca czułością z czułościami


ona nie przetrwa skrajnych spraw

smutnych spojrzeń i zimnego lata

tego, że trzeba porozmawiać i sobie wytłumaczyć

to, że nie godna była by ta strata


miłość nie chmurzy się

miłość rozpuszcza w biały puch

zaślepiona opada na zamarzniętą twarz

choć był to numer jeden, w ten zimowy mróz

11. Dawid Motyka — przypadkowy deal

myślałem że na uczucia

muszę sobie zasłużyć

że jeżeli będę na pstryk

i będę mógł za troje kochać

to wtedy zrobi się dla mnie szczęście

duże serce chciałem wróżyć


myślałem, ze na uczucia

muszę sobie zasłużyć

że jeśli to będzie alfa i omega

a ja będą ciszą w czasie tego tornada

to szybciej się nam słońce rozchmurzy


dla ciebie nie potrafiłem nic wykonać

tak po prostu tylko byłem, jestem

i to jest działanie, przyrzekanie


nie wykonałem nic tak na prawdę wiele

ale stałem się twoim najcudowniejszym oświetleniem


tak po prostu,

w nadzwyczajny sposób

12. w kierunku nieba

idę w kierunku nieba

by upiększyć swą duszę

którą zawsze pomału

sercem się wzruszę


idę w kierunku nieba

by serce otwarło swoją moc

umiłowane czuciem

ciepłem dzielić będę z tobą koc


idę w kierunku nieba po radość

która zmyje ze mnie brud

aż znowu odżyje

w tą wyśnioną noc, co to jego trud


i idę w kierunku nieba

otwieram oczy na oścież

aż w bogini jego odcieni

skupiam swe ścieżki niczym jeżozwierz


zabieram księżyca moc

wkładam je w swe ramiona

będę tym z wdzięczności

całym w tobie otulona

13. Dawid Motyka — całkiem normalnie

całkiem normalnie

w taki zwykły dzień jak zawsze

tracić będziemy tych co byli, z pokoleniami

uczyć się będziemy od tych, którzy są z nami

mijać się z życiem i poznawać życie

takimi to sposobami


na starych drzewach wzejdą nowe młode

po ociepleniu w nocy, tuż o wschodzie

ptaki wylecą za pokarmem dla młodych

tak normalnie

w takich chwilach jak w tych chwilach

nadzwyczajnie

14. Dawid Motyka — jeszcze raz

nałóż coś

w najśliczniejsze słowa

gdyż ja już dawno zaprzestałem wierzyć

co skrywam przed twym obliczem

w namowach


rozbierz się

z wszystkich złudzeń i krytyk

z nieobliczalnych czynów

z niewdzięczności

gdyż rośnie przytyk


i zaczynaj potem jeszcze raz

15. Dawid Motyka — idealnie na dnie

idealnie gdy patrzysz na mnie

spoglądaj

i ubieraj się w sny pomarańczami tęczy

nim zamarzysz przyśnionymi wiśniami

układaj się do snu z palet kolorami


w minioną noc dał mi dwa liście

ten pan co znał mnie oczywiście

znał mnie w tym duecie

grałem z nim na flecie


i przyszedł czas aby nakarmić coś

aby nie zgasł ten złoty ktoś

bo to dobre jałmużnie

dlatego się nie zmienię


i patrzy na mnie ukośne

tak radość ku wiośnie

i miłość się pręży za dnie

aby rozkołysało cię


ucisz ten złoty fantazyjny róż

aby dawał się co mnóż

aby dawał panieńskim losem

kocham cię z tym śpiewnym głosem

16. Dawid Motyka — uwielbiam być twój

uwielbiam być twój

tak jak się lubi pochmurne z tęczami niebo

jesteś natchnieniem, razem z tobą krzyczę

kochać, kochać jeszcze bardziej ciebie widzę


uwielbiam być twój

pośród nieodpowiedzialnych słów

uwielbiam być twój

pośród skamieniałych lasów i tępych głów


wywnioskowałem

dwa pocałunki w usta

by wszystko co złe siedziało we mnie

na dnie, ustąpiło z muskanych truskaw

17. Dawid Motyka — nienachalnie

ubieram cię

w cukierki i urodzaje

wybieram cię

stań się mym inicjałem


podejmuje wyzwania

wznieść cię na szczyty gór

i nadal nie zmieniam zdania

w tobie jest złocisty bór


i wchodzę do niego

w szaro takiej mgle

chcę cię wznieść na czele

krzyczę zechcesz się nieść


i tylko łaskocze cię

bo kocham twe dłonie

one są w miłości co nie gniew

kochają zapewne konie

18. Dawid Motyka — złowroga moc

w nieuchwytnych chwilach

zdobądź się na wyżyny

toż ten pałac elizejski

znów będzie dla dziewczyny


gdyż w dzikim lesie dzikim śnie

ktoś cię ujarzmi, potem minie

to zachłanny człowiek

co puszcza się w krwioobieg


dlatego ten blady świt

pejzaży morskich wyczekanie

i drapieżny chwyt

to nie uśmiercanie


a więc noś na swych dłoniach noś

wisiorki z naszym inicjałem

aby ktoś aby ktoś

za te długie noce, gdyż nie przespałem

się nie doczekałem

19. Dawid Motyka — zawirował świat

z twych piegów, wydostanę miłość

bo gdy z ust radość popłynie słów

z rąk przyrzeczenie

w głowie świecić życie nowe, marzenie


będziemy falować na morzu

tańczyć niczym rajski ptak

będziemy siebie kochać raczyć

tworzyć piękny świat


z twych nóg wydostanę wodospad

bo gdy z stup serca uczuć bicie

z twej szyi liryczny śpiew

z oczów wielkich śniegów, barwy skrycie


będziemy tak wirować

bo na sianie dłużyć się

będziemy tworzyć płomień

darem życia darzyć się

20. Dawid Motyka — jestem wszystkim

jestem wodospadem jestem chmurą

wszystko nade, życie górą

jestem śniegiem i bławatkiem

złotych tafl monumentem, wiernym statkiem


jestem życia poczęstunkiem

głodnym smaku podarunkiem

kwieciem rosą i bałwanem

złotym sztamem


jestem czystym wody snem

garniturem tym co jem

i gitary strun dźwiękami

jestem życiodajny z mamy


i teraz chcę rozkochać cię

chcę uwiecznić w klatkę fotografii dniem

aby razem podwindować

w świecie normalnych nie zwariować


i chcę cię przytulać do siebie

w biały pył rozrzucać po niebie

chcę w lazurowe twe spojrzenie dotknąć twoją dłoń

od twych oczów, rozkochać się

rosnąć, aby poczuć miłości woń

21. Dawid Motyka — Ona

Jestem deszczem który pada,

którego koń popycha

jestem gruszką z Wierzby co sobie w sadzie wkłada

aby ciepłem zwietrzyć z wierszyka


jako Słowikiem który Bocianom kładzie łapki

aby chodziły na swych drutach

jestem mieszczaninem aby w gminie siebie w klapki

którym opisał to na swych łunach


i jeszcze cieszę się, że żyję dla ciebie?

bądź mą mistrzynią w mym Misterium i chlebem

22. Dawid Motyka — złap mnie za rękę

swój serce złapie za mocniejszym Misjonarzem,

otwarcie marzeń swój swego stworzy

bez nałóg i wrażeń złego trudzenia

patrzy za słowo zaś z kamienia — nie dla zranienia!


najświętsze serce płomiennie kocha

i za cuduje, Kaśka.. wynocha!

rozbudzi ciałem najskrytszy w płomieniach

przywoła z ochrzczenia

co oto z wodnistych lat westchnienia


powoła siebie bez żalu i broni

wysoko tak w niebie tak tu do skroni

urodzi się w dziecinę z najczystszych upodobań

niczym najprędzej od podań podam

swego dodając co kąpiel i głaszcz


zaś cydru pokochasz afrozyjskiej rozkoszy uwrażliwienia

rozkochując od miłości i ulotnienia


tęczy od wiosny z Mikołajem zaś klęczy

z nocnym, z Mesjaszem ptaszki śpiewa

jako ta suknia, która zawsze zwiewa powietrzem słodziejszym

jako miłość, która wydaje się w największy plon

ciebie mi daj, otóż on


aż do Zbawienia

23. Dawid Motyka — takie wołanie słychać tu

i biała flaga zawsze będzie nam już wiać pod wiatr

z krzyżackich podręczników wyhaczać z tamtych milionach

z kamieniem w broni łucznikiem w skroni wiać

historii nie bywałym od woni i koni powozimy

uczynkiem poruszać świat wysoki jako prorocy snu chono tu

który kwiat widać w obłoki matczynych rad uroki


gdy ciemne słońce gasi się z płomienia a szara nić nawinie

głucho od cienkich głów za spojenia promieni upije

a biurokratycznych Awentur i ruro ropiastych pochodni

wstawiaj z serdeczności kwiatków ulicznych pastwisk owocnym


i Chopszty dianisty w awangardy sekundnika z trucicielem

zapałukiwanej wanny ochrzczonej Zbawicielem

akwareli wieczystych pomocą Diany słów owiany

w cierni i kroczy jabłkiem owo czy skruszeni dla ramieni

24. Dawid Motyka — w Maj

malowniczo widać szlaki

niedaleki tu jest las

wszystkie wrony wszystkie ptaki

otulają wokół czas


widniejące są pagórki

rozweselą choćby mnie

takim sobie tu pościelą

panią jedną lub we dwie


współczesne doliny współczesne morza

szumem wiatr okołysze

znaczy sianko pani z z boża

i przywdzieje o to co usłyszę


niemy bocian niemy kraj

w każdym z nas to dziś nie minie

zapalczywie rwie się w pola daj

zobaczymy czym przeminie

25. Dawid Motyka — nim obdarowała

ta róża ta róża to moja ukochana

ta żywa ta piękna mi znów będzie do rana

ta moja ta twoja dziś pewnie nie spała

od ciastek w pingwinkach orzechów zaś nabrała


w pościeli poduszce z kocyków o nóżce

i dłoni prze pysznej do Biblii błyszczącej

podrzucę za wina od życia okrzykiem się mistrzem

wysmakowanych animuszem piernika smakowitym


prze piękna ma i prze czysta i jakże sprawiedliwie

i ulic i miastem przezornych ciastem odzyska

przypływaj przybywaj i nakryj się w wannie w winnicach

odkrywaj za wiosnę co po mnie wyrosnę


i chysło o pomidorka w zielonka

po mojemu błękitna biedronka

przy twym ramieniu dosięgam swego łona

podnieś swą rękę abym ujrzał ci syna

kochaniem mym do dnia ostatniego

26. Dawid Motyka — Miłość

ta największa i ta Ukochana

Miłość moja

taka wybrana


miłość oh Ty jaśniejesz

prze piękniejesz


wydostań w zen ze mnie

to co w aniele


bez przerwy o tobie kocham

i pięknieję


oh miłość ma moja wydana

najdroższa co w dostatku,

w cieple ubrana roztapiana


miłość mą kocham i pragnę

tym widzieć chcę siebie

niech zgadnę


i rozchmurz chmurę

furę wypełniam twą Miłością

mą czule prośnością z mą grzecznością

w smaku lazurowym

27. Dawid Motyka — zabierz mnie stąd

zabierz mnie stąd na koniec świata

gdzie wszystko olśniewa od krańców brata

zabierz mnie wyżej gdzie koniec ziemi

tam spojrzę wysoko już od jesieni

zabierz mnie stąd gdzie ktoś zuchwały

nie prędko się wyrwie Bolesław Śmiały

to zabierz mnie do kołysania

taka to moja wieczna mania

28. Dawid Motyka — ukochaj mnie miła

czym prędzej chodź do mnie skarbie świata

wspieraj, rozczulaj, napinaj i wygrywaj, tu mistrz świata, Alleluja, tata

czym szybciej zerknij mi w oknie

to ja, — Twoja druga siła, najmocniej

czym milej uczynkiem zawieraj wspomnienia ukajaj

sprawdzaj, abym i ja był sobą z płomienia, wybawiaj

czym prędzej wydobywaj słowa w mych namiętnych ustach

ugrywaj, nagrywaj, bądź „wypełniona” już tłusta… tu siadaj.


Miłością zdobędziesz mój kraj, Aniele słodziele, jak w niedziele

czyż tego nie pragniesz?.. Wesele?


spokojnie teraz spij i odpoczywaj,

miłości dogrywaj mi, zdobywaj!


Przybywaj moja Najdroższa, Kochańsza od Słońca :

czym prędzej chodź i siądź, do siana, gorąca

bądź znana, nana, miłości mi dana, spróbuj, tak bez końca do rana

29. Dawid Motyka — abyś się śmiała

długo czekała czekająca w Boga

długoś się śmiała abyś błoga była

niech nie mierzy się losu zamiary

czyjegoś ciosy zawsze zgrały

swoimi wszystkimi dłońmi i paprotkami

swoimi wyidealizowanymi znamieniami

słowem harcerza ukochuj się to dłużej

co Białe łabędzie i wieczna więź wszędzie

30. Dawid Motyka — zasadnicza różnica

Klacza policja a ułana z znicza

zasadniczo różnie bywa

gra na gitarze, a ciągle śpiewa

gra bęben mały, a tu dostały

z tamtych stron widać brzucha

ta zawierucha nie bucha ona szuka siły

czy donosiły gdy Dawid był śpiący

czy oczka mrużyły gdy był dudniący

a czy walczyły jak patrzył na nie

a kiedyś śnił zna mnie

31. Dawid Motyka — czerwonym rowerku

jadę rowerem przed siebie

widzę słońce nie ciebie,

zatrzymam się gdy mama ta

gdy obca osoba widzę psa

zatrzymam się dla ciebie

jedynie od tyle w biedę

co chwilę aby mój synek

motylek tylek kochańszym o nas

została sama ma a kupka taka


ciśniesz rowerku bo teraz jeść

32. Dawid Motyka — w barszczu

bo to prawdziwy Ja Dawid Motyka

z przymiotnika rzeczownika mianownika

jako pani pycha

mocna z Zdzicha

królowa Alp

która to zna stal

pół litra do litra i schudła zbrzydła

u licha kielich siał zgorszenia

zieleń z cienia

zagęściła w gąszcz jajecznica w bzika

chrabąszcz wąż zabierz grosz jakiś


uszkami w uszka się zabawiamy


a tam suknia w salonikach

oh suknia a unia

kto komu kto czemu

suknia w salonikach jemu

nadto w pięknych i piernikach

serach mnichach sikach


Sandaczach i wilkołakach

w samych Dawidowych stratach

sracz.ach, i na stołach prostych czołach

po rosołach jadą koniu pisać w wołach

tam z zakamarnikach a w matołach

zęby trzyma jakaż to dolina


piłka to piłka takaż to trzyma

w lewą dłoń


o busikach obrusikach

kropidełkach paprusikach

poproś proszę wstań odnoszę

zaraz zacznie się zadyma

słowem kmina

ktoś tu kima


szwaweczkach wykałaczkach

nocnych żabkach ze spawaczka kaczka dziwaczka

o miłosnym zgraniu

Bożym nagraniu

który siada w drugiej stronie Boga

na przekór noga

ciągle mętnie brudnym sianiu

na śniadaniu i nękaniu

co ciągnie w ból przeto ul

skuty w steki razy w dół


zajęcza za uda

to się uda nuda

ale ja podskoczę

i wyleczę włożę

sto dolarów tam

siadam potem gram


nie zgodność ostateczna przeraża

ta niegrzeczna zaraża

serum stwarza

w twarz o hacz i patrz cześć

jedno sześć drugie pieść, co za pięść ta niebezpieczna

a tam sobie chcemy jeść — bezpieczna

odpada — czarna chmura to narada


za radą


za ladą ściemniałem

buty! chlałem… zęby wyodmładzałem

jako sadzom szeroką uniesioną z Wisłoką

szare dni musiałem

za letnie popołudnie odechciałem

gdy trzask w poezji zemdlał w grach bez wredni

z biedy ciągle wózek pusty pchał


chał — a to sąsiad jechał pełnym tonem

wjechał potem w jakąś panią Wronę


piorun trzasnął ziarno zasnął

sypnął chyba tylko baź

to królewnę głodne raź


strzela kogut gola to drut

chmiela sera za czym już wybiera

wybielone są stworzone

jakoś nał łagodne i pobożnie gra

a za piernika dziś zaciernik

mąkę drzy

drżąca ręka wrzy jak Sarenka ucieka mi


u schyłku kresów, gdy jagód nie bywa z grzechów

zasiada swój naród

i słucha komuż za lód przyłożył sobie

niech opowie złoty ród

pomieszczę z orzechów

mikołajem czekoladowym

słabo z głowy za to ciepłym i zalotnym z mowy

krzakom witaj dziś idiotom

pomszczę daje

w Mikołaje w grudniowym sadzie nie udaje


z astralem ciągle gąszcz,

Amsterdamu wąż zależny

ksiądz bezpiecznie czule zwiewny

bądź i pchaj wózek do rana

niechaj zgrana z siana w bana

młoda da mu pij słodziejszym tu

i pończochę w radochę

trochę swemu niechaj jemu

brak w Zagłobę nie ma rak


wysoko konni

zgonni

pióropuszu kleju dać

w asfalt wsiać jakoś to pogodnie

teraz brać


a dać…


po coś pił jełopie

tobie grup — po chłopie


na cmentarzu byłbym zgodny

żegnaj brachu żegnaj płodny

ciągle głodny


niedoczekanie dla pieniędzy to z płomienia w nędzy bez ratunku taniec — ciągłe zataczanie, w jamie ust śluz i spust


pażausta mus.

33. Dawid Motyka — muszę Cię obronić

skąd ubywa tyle lat

zaglądani w zaglądnięcie

skąd naznacza się ten blask


z jakich przygód powstają

te powieści mienia

skoro rozchmurz się zmienia


jak wydają zaszłe przyjaciele

w rządzie rzędzie zaś kościele


na cóż tyle lat uprosić

skoro światło dzieciom wnosić


bagnet do broni

kula uroni

piaszczyste wybuchy

rzucane okruchy

powlecze gąsienica

zapiecze ulica

naznaczywszy historii szlak

i nie pocieszy już żaden widujący ptak

co o bęben ociera


nie buduje sztandar rury

chodnikowy zapaść brak

za swe rany za swe góry

litość spłacze mocny znak


i Hitlera wołać nie da

nie dać zgody nie dać wstaw

za twe wszystkie swe przygody

zabierz Panie zabierz bak

34. Dawid Motyka — z nad morza

malownicza kraina malownicza dziewczyna

prze malowniczo zamalowała syna

przeczuła łączka prze czuły z pisklątka

coś zapachniało rozchmurz słoneczko dla nieba

za śpiączka


ździebełko muskając nóżkami świątając

do pastewnika wstawiają piękniej czuwając

Akacjowej niezapominajki co śpiewa

rączkami zaś swymi zacałuj naszymi

mymi uzbieraj co słodko patrzymy


łapiąc motyle wąchając co tyle

czujemy się jak rajskie cukierki

od wód nie błądzimy na plaży życzymy

a przypływ dla fali i nada tchnienia panienki


płatkami a palców i róż

myślami otóż tuż

35. Dawid Motyka — złoty Dawid i złota era

wszyscy jeździcie w brykach i po słownikach

body aby trzody w graby


pośród zasadnych tafl siły zbóż na dnie oceanów

za poszczególnym oknem twórz drzwiami i firankami w mamie

pośród piaszczystych pól zaglądanych w trawie

namalowanych pustyniach z róż marząc o pełnym dzbanie


wyrasta tu jeden ptak groźniejszy jak morderca

wyrasta wiara w mak w miłości znak

ostrzejszym jak bluźnierca


wyrasta na chmurze oraj orzechów dodaj w snach ku górze

snopowiązałką prze Boże sadzanki mrożę


mokniemy za naszych dawnych urodzonych

nie zabierzemy od których tonąć winien my i żony

pragnąć odwoływać się od ścian i skał

wylewni są tu aż ał


urośniemy pośród wieczystych rewerencji

zawsze biedni nawet na milczącym Michale ał, ale

słodkości swojego brata udawanych

w modności ukrajanych w histeriach morskich opowieści

morałem zapytać się z wieści

36. Dawid Motyka — miłosna za śpiewniczka

jeszcze ciepły wiaterek nie powiewa nam w sweterek wełniany

lekko schładzając mój awers chyl w pocie czoła do dnia marcem

jeszcze dziecinę nie urodziło się wszędzie poczekamy z koła wszelakiego

kwiateczek wyrasta mi dookoła prędzej z porzeczek


nazajutrz widzę ich trzysta a może w widoki arcydzieła

na horyzontach uśmiechu i radości w uściski panienek

zapachem fiołków w malinach gdzie kraina mawiająca

turzyca palmowa, nigdy nie jest parząca

a którym to latem obrywają szeptem śpiewającemu tłu


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 39.57