1. Dawid Motyka — ograna
w jaskrawym karmniku otacza nas czas
będzie dryfować ta łódź co jakiś czas
w blaszanym podwórku umieści się grząd
czy stare czy w kółku to jest ten wsząd
bo nowe litery już chce się darować
co serce szwindluje zafundować
bo wielka mierzeja niesie nam los
to czułe spojrzenie dotyka ros
kochnij mnie w swoje policzki proszę
niech serce się wije za jednym groszem
bo róża ma jest już wysławiona
do serca dobrana niczym dogodzona
2. Dawid Motyka — kłos życia
ubarwiasz kłosie wielkie zboża
to twoja chwila dana z nad morza
uwielbiasz kłosie przynosić raj
dajesz mi poczuć ten błogi maj
ty kłosie jesteś pięknem natury
i mi się zdaje, ze wyczyn to wtóry
który dodaje otuchy nam
aby napawać w ten wielki dzban
kochaj mnie kłosie choćby po nosie
kochaj mnie zawsze
tak jak ja chce
kochaj mnie proszę tym chlebem wnoszę
co tyś mi dał
ja ciebie schrupał
3. Dawid Motyka — z urodzajem
w pastwiskach barw
tu starcza nam wszystkiego
na miłość i wdzięczność
pragnienia dla szczęścia mojego
w pastwiskach barw
nie napawa nas optymizmem
bo choćby tu zawsze
wszystko się nam ułoży
miewamy ziemie nie żyzne
paleta barw kwiecistych śniegów
proszenie zwierząt
to wszystko wygaśnie
już wkrótce się zaśnie
w pastwiskach barw
gdy szczęście zakwitnie
to cudowne chwile upoją się
tu w deszczu strugach nie boją się,
jest ślicznie
i raj otworze się skryty
wśród gałęzi poszarpanych drzew
i braterstwu z wdzięczności
wydostanę się
w pastwiskach barw
jak nigdzie wokoło nie ma tej tęczy
i stają się cudne chwile
siła się nam napręży
4. Dawid Motyka — biała dłoń
byłem orchideą co na polach
tańczy w gwiazdach z pszczołami
byłem zimnem co na stare lata
radość da się okiełznać wieczorami
byłem piorunem byłem różą
i trąbą powietrzną i tajfunem
i wzgórzami i górami
i potężną siłą zaś z kołtunem
byłem ostoją smutków i radości
ciszą kiedy ta dudniła
gdy apostrofa się zbliżała
w twych dłoniach się chowałem
aż przyjaźń się rozpromieniła
między życie i tęsknotę
zmieniałem życie swe
wierzyłem że ty mnie kochasz
na przekór losu z moim dniem
gdzie ty jesteś okazie życia
co słoneczko drwi z upicia
albo jak zboże się wzrasta
wszystko mi się tylko olśniło
więc zamykam usta swe
szukam ciebie na swym łonie miło
wtem telewizor włączam
ja tu szukam ciebie stale
to do kwiatów było miło
kocham cię w twym piedestale
5. Dawid Motyka — na stole
Borowików przyszedł czas
mieści się ta fantazja
apostrofy długi las
koi grzechem moc figlarna
budzi rozkosz budzi sen
dzień nie narodzony
jednym słowem jednym tchem
musi być byt stworzony
bo to ładnie tak zaśpiewać
ocierać oczy ze zdumienia
nosić brzemię tego kamienia
musi być świat otulony,
choć jego nie ma
graj hej graj słoneczko
w ciszy unoś jego rym
daj daj porzeczko
boś ty jego złoty dżinn
i przynosi jednym groszem
to co rozpoczyna
to maliny właz wynoszę
za to sobie wcina
graj hej graj słoneczko
w ciszy unoś jego rym
daj daj porzeczko
boś ty jego złoty dżinn
6. Dawid Motyka — wrzosowisko
i spadło w jedwabne wrzosowisko
ujrzałem to, jest wszystko
i wpadło w jedwabną zielenie
jak bardzo kocham te jelenie
i odnalazło klucz do szczęścia
minionych lat dwadzieścia
i spadło na dno morza
miłośniku radości ty z pomorza
i złoty budzi się raj
gdzie księżyc faluje w dłoniach
z bożych pagórków gnaj z zboża
złocista trajektoria ugina się w nogach
bo po mnie już tylko rym
i ule pełne miodu
i odkształcony pył
z złocistego wędruje głogu
daj się ponieść dla westchnienia
nie wzgardzisz potem tym co chcesz
cały świat wszystko się zmienia
jeno dalej brnij do liści, ty to wiesz
7. Dawid Motyka — namalunkiem słońca
maluję cię słoneczkiem
po niebie z bitych chmur
poezją ciebie mierzę
dla zielnych rodnych ról
w obfitość poematów
dodaję nocną więź
be przerwy z tych dukatów
już nośny widać śpiew
lala choinka z morza
świeci w złocisty pył
tralala ta bańka to nie groza
umywa jasny czyn
i lecę na chodniki
tu chciałbym sobie biec
i idę trawą z piasku
tak myślę, gdyby to ciebie mieć
bo złote widać korzenie
na plaży rumienią się
to złote są odcienie
zza blasków schowanych dniem
lala choinka z morza
świeci w złocisty pył
tralala ta bańka to nie groza
umywa jasny czyn
8. Dawid Motyka — czuj się godnie
jedyny taki dar
gdzie szczęście miłości
odwzajemnia się dla pieszczotliwości
to radość człowieczego spojrzenia
gdzie goryczy ani smutku nie ma
dla dotyku rąk zrobię przecież wszystko
przytulać się aby i ciebie być blisko
i czule głaskać twoją piękną twarz
i już na fortepianie znakomicie grasz
kochaj mnie więc nad życie
nadomiar tego złego
kawą uwydatniaj mnie co upicie
aby niech radosne chwile płyną spokojnie
tak jak twój blask oglądam co dziennie głodnie
czuj mnie zawsze
oj zawsze bądź w serca wtulone nasze
aby miłość kwitła jak ze snu
rozpromieniaj tu
9. Dawid Motyka — optymizmem
można być szczerym spojrzeniem
wśród kwiatów na łące
można odzwierciedlać czyjeś wrażenie
i budzić rozkoszne marzenia czekające
można budzić słońcem i napawać się optymizmem
można pisać wiersz i się nim wzruszać nie w bliznę
gorycz rozkoszy zna siebie, coś się warto zadłużyć po niebie
kochaj mnie i kołysz
dopisz tych zdań z pejzaży
że sentencje są mocne
a z wrażeń i budzikom śmierć się zdarzy
10. Dawid Motyka — ślepa miłość
miłość nie przygasa nam żadną porą roku
miłość się łamie lodowcami
rozrzuca po palecie barw serca z malin
rzuca czułością z czułościami
ona nie przetrwa skrajnych spraw
smutnych spojrzeń i zimnego lata
tego, że trzeba porozmawiać i sobie wytłumaczyć
to, że nie godna była by ta strata
miłość nie chmurzy się
miłość rozpuszcza w biały puch
zaślepiona opada na zamarzniętą twarz
choć był to numer jeden, w ten zimowy mróz
11. Dawid Motyka — przypadkowy deal
myślałem że na uczucia
muszę sobie zasłużyć
że jeżeli będę na pstryk
i będę mógł za troje kochać
to wtedy zrobi się dla mnie szczęście
duże serce chciałem wróżyć
myślałem, ze na uczucia
muszę sobie zasłużyć
że jeśli to będzie alfa i omega
a ja będą ciszą w czasie tego tornada
to szybciej się nam słońce rozchmurzy
dla ciebie nie potrafiłem nic wykonać
tak po prostu tylko byłem, jestem
i to jest działanie, przyrzekanie
nie wykonałem nic tak na prawdę wiele
ale stałem się twoim najcudowniejszym oświetleniem
tak po prostu,
w nadzwyczajny sposób
12. w kierunku nieba
idę w kierunku nieba
by upiększyć swą duszę
którą zawsze pomału
sercem się wzruszę
idę w kierunku nieba
by serce otwarło swoją moc
umiłowane czuciem
ciepłem dzielić będę z tobą koc
idę w kierunku nieba po radość
która zmyje ze mnie brud
aż znowu odżyje
w tą wyśnioną noc, co to jego trud
i idę w kierunku nieba
otwieram oczy na oścież
aż w bogini jego odcieni
skupiam swe ścieżki niczym jeżozwierz
zabieram księżyca moc
wkładam je w swe ramiona
będę tym z wdzięczności
całym w tobie otulona
13. Dawid Motyka — całkiem normalnie
całkiem normalnie
w taki zwykły dzień jak zawsze
tracić będziemy tych co byli, z pokoleniami
uczyć się będziemy od tych, którzy są z nami
mijać się z życiem i poznawać życie
takimi to sposobami
na starych drzewach wzejdą nowe młode
po ociepleniu w nocy, tuż o wschodzie
ptaki wylecą za pokarmem dla młodych
tak normalnie
w takich chwilach jak w tych chwilach
nadzwyczajnie
14. Dawid Motyka — jeszcze raz
nałóż coś
w najśliczniejsze słowa
gdyż ja już dawno zaprzestałem wierzyć
co skrywam przed twym obliczem
w namowach
rozbierz się
z wszystkich złudzeń i krytyk
z nieobliczalnych czynów
z niewdzięczności
gdyż rośnie przytyk
i zaczynaj potem jeszcze raz
15. Dawid Motyka — idealnie na dnie
idealnie gdy patrzysz na mnie
spoglądaj
i ubieraj się w sny pomarańczami tęczy
nim zamarzysz przyśnionymi wiśniami
układaj się do snu z palet kolorami
w minioną noc dał mi dwa liście
ten pan co znał mnie oczywiście
znał mnie w tym duecie
grałem z nim na flecie
i przyszedł czas aby nakarmić coś
aby nie zgasł ten złoty ktoś
bo to dobre jałmużnie
dlatego się nie zmienię
i patrzy na mnie ukośne
tak radość ku wiośnie
i miłość się pręży za dnie
aby rozkołysało cię
ucisz ten złoty fantazyjny róż
aby dawał się co mnóż
aby dawał panieńskim losem
kocham cię z tym śpiewnym głosem
16. Dawid Motyka — uwielbiam być twój
uwielbiam być twój
tak jak się lubi pochmurne z tęczami niebo
jesteś natchnieniem, razem z tobą krzyczę
kochać, kochać jeszcze bardziej ciebie widzę
uwielbiam być twój
pośród nieodpowiedzialnych słów
uwielbiam być twój
pośród skamieniałych lasów i tępych głów
wywnioskowałem
dwa pocałunki w usta
by wszystko co złe siedziało we mnie
na dnie, ustąpiło z muskanych truskaw
17. Dawid Motyka — nienachalnie
ubieram cię
w cukierki i urodzaje
wybieram cię
stań się mym inicjałem
podejmuje wyzwania
wznieść cię na szczyty gór
i nadal nie zmieniam zdania
w tobie jest złocisty bór
i wchodzę do niego
w szaro takiej mgle
chcę cię wznieść na czele
krzyczę zechcesz się nieść
i tylko łaskocze cię
bo kocham twe dłonie
one są w miłości co nie gniew
kochają zapewne konie
18. Dawid Motyka — złowroga moc
w nieuchwytnych chwilach
zdobądź się na wyżyny
toż ten pałac elizejski
znów będzie dla dziewczyny
gdyż w dzikim lesie dzikim śnie
ktoś cię ujarzmi, potem minie
to zachłanny człowiek
co puszcza się w krwioobieg
dlatego ten blady świt
pejzaży morskich wyczekanie
i drapieżny chwyt
to nie uśmiercanie
a więc noś na swych dłoniach noś
wisiorki z naszym inicjałem
aby ktoś aby ktoś
za te długie noce, gdyż nie przespałem
się nie doczekałem
19. Dawid Motyka — zawirował świat
z twych piegów, wydostanę miłość
bo gdy z ust radość popłynie słów
z rąk przyrzeczenie
w głowie świecić życie nowe, marzenie
będziemy falować na morzu
tańczyć niczym rajski ptak
będziemy siebie kochać raczyć
tworzyć piękny świat
z twych nóg wydostanę wodospad
bo gdy z stup serca uczuć bicie
z twej szyi liryczny śpiew
z oczów wielkich śniegów, barwy skrycie
będziemy tak wirować
bo na sianie dłużyć się
będziemy tworzyć płomień
darem życia darzyć się
20. Dawid Motyka — jestem wszystkim
jestem wodospadem jestem chmurą
wszystko nade, życie górą
jestem śniegiem i bławatkiem
złotych tafl monumentem, wiernym statkiem
jestem życia poczęstunkiem
głodnym smaku podarunkiem
kwieciem rosą i bałwanem
złotym sztamem
jestem czystym wody snem
garniturem tym co jem
i gitary strun dźwiękami
jestem życiodajny z mamy
i teraz chcę rozkochać cię
chcę uwiecznić w klatkę fotografii dniem
aby razem podwindować
w świecie normalnych nie zwariować
i chcę cię przytulać do siebie
w biały pył rozrzucać po niebie
chcę w lazurowe twe spojrzenie dotknąć twoją dłoń
od twych oczów, rozkochać się
rosnąć, aby poczuć miłości woń
21. Dawid Motyka — Ona
Jestem deszczem który pada,
którego koń popycha
jestem gruszką z Wierzby co sobie w sadzie wkłada
aby ciepłem zwietrzyć z wierszyka
jako Słowikiem który Bocianom kładzie łapki
aby chodziły na swych drutach
jestem mieszczaninem aby w gminie siebie w klapki
którym opisał to na swych łunach
i jeszcze cieszę się, że żyję dla ciebie?
bądź mą mistrzynią w mym Misterium i chlebem
22. Dawid Motyka — złap mnie za rękę
swój serce złapie za mocniejszym Misjonarzem,
otwarcie marzeń swój swego stworzy
bez nałóg i wrażeń złego trudzenia
patrzy za słowo zaś z kamienia — nie dla zranienia!
najświętsze serce płomiennie kocha
i za cuduje, Kaśka.. wynocha!
rozbudzi ciałem najskrytszy w płomieniach
przywoła z ochrzczenia
co oto z wodnistych lat westchnienia
powoła siebie bez żalu i broni
wysoko tak w niebie tak tu do skroni
urodzi się w dziecinę z najczystszych upodobań
niczym najprędzej od podań podam
swego dodając co kąpiel i głaszcz
zaś cydru pokochasz afrozyjskiej rozkoszy uwrażliwienia
rozkochując od miłości i ulotnienia
tęczy od wiosny z Mikołajem zaś klęczy
z nocnym, z Mesjaszem ptaszki śpiewa
jako ta suknia, która zawsze zwiewa powietrzem słodziejszym
jako miłość, która wydaje się w największy plon
ciebie mi daj, otóż on
aż do Zbawienia
23. Dawid Motyka — takie wołanie słychać tu
i biała flaga zawsze będzie nam już wiać pod wiatr
z krzyżackich podręczników wyhaczać z tamtych milionach
z kamieniem w broni łucznikiem w skroni wiać
historii nie bywałym od woni i koni powozimy
uczynkiem poruszać świat wysoki jako prorocy snu chono tu
który kwiat widać w obłoki matczynych rad uroki
gdy ciemne słońce gasi się z płomienia a szara nić nawinie
głucho od cienkich głów za spojenia promieni upije
a biurokratycznych Awentur i ruro ropiastych pochodni
wstawiaj z serdeczności kwiatków ulicznych pastwisk owocnym
i Chopszty dianisty w awangardy sekundnika z trucicielem
zapałukiwanej wanny ochrzczonej Zbawicielem
akwareli wieczystych pomocą Diany słów owiany
w cierni i kroczy jabłkiem owo czy skruszeni dla ramieni
24. Dawid Motyka — w Maj
malowniczo widać szlaki
niedaleki tu jest las
wszystkie wrony wszystkie ptaki
otulają wokół czas
widniejące są pagórki
rozweselą choćby mnie
takim sobie tu pościelą
panią jedną lub we dwie
współczesne doliny współczesne morza
szumem wiatr okołysze
znaczy sianko pani z z boża
i przywdzieje o to co usłyszę
niemy bocian niemy kraj
w każdym z nas to dziś nie minie
zapalczywie rwie się w pola daj
zobaczymy czym przeminie
25. Dawid Motyka — nim obdarowała
ta róża ta róża to moja ukochana
ta żywa ta piękna mi znów będzie do rana
ta moja ta twoja dziś pewnie nie spała
od ciastek w pingwinkach orzechów zaś nabrała
w pościeli poduszce z kocyków o nóżce
i dłoni prze pysznej do Biblii błyszczącej
podrzucę za wina od życia okrzykiem się mistrzem
wysmakowanych animuszem piernika smakowitym
prze piękna ma i prze czysta i jakże sprawiedliwie
i ulic i miastem przezornych ciastem odzyska
przypływaj przybywaj i nakryj się w wannie w winnicach
odkrywaj za wiosnę co po mnie wyrosnę
i chysło o pomidorka w zielonka
po mojemu błękitna biedronka
przy twym ramieniu dosięgam swego łona
podnieś swą rękę abym ujrzał ci syna
kochaniem mym do dnia ostatniego
26. Dawid Motyka — Miłość
ta największa i ta Ukochana
Miłość moja
taka wybrana
miłość oh Ty jaśniejesz
prze piękniejesz
wydostań w zen ze mnie
to co w aniele
bez przerwy o tobie kocham
i pięknieję
oh miłość ma moja wydana
najdroższa co w dostatku,
w cieple ubrana roztapiana
miłość mą kocham i pragnę
tym widzieć chcę siebie
niech zgadnę
i rozchmurz chmurę
furę wypełniam twą Miłością
mą czule prośnością z mą grzecznością
w smaku lazurowym
27. Dawid Motyka — zabierz mnie stąd
zabierz mnie stąd na koniec świata
gdzie wszystko olśniewa od krańców brata
zabierz mnie wyżej gdzie koniec ziemi
tam spojrzę wysoko już od jesieni
zabierz mnie stąd gdzie ktoś zuchwały
nie prędko się wyrwie Bolesław Śmiały
to zabierz mnie do kołysania
taka to moja wieczna mania
28. Dawid Motyka — ukochaj mnie miła
czym prędzej chodź do mnie skarbie świata
wspieraj, rozczulaj, napinaj i wygrywaj, tu mistrz świata, Alleluja, tata
czym szybciej zerknij mi w oknie
to ja, — Twoja druga siła, najmocniej
czym milej uczynkiem zawieraj wspomnienia ukajaj
sprawdzaj, abym i ja był sobą z płomienia, wybawiaj
czym prędzej wydobywaj słowa w mych namiętnych ustach
ugrywaj, nagrywaj, bądź „wypełniona” już tłusta… tu siadaj.
Miłością zdobędziesz mój kraj, Aniele słodziele, jak w niedziele
czyż tego nie pragniesz?.. Wesele?
spokojnie teraz spij i odpoczywaj,
miłości dogrywaj mi, zdobywaj!
Przybywaj moja Najdroższa, Kochańsza od Słońca :
czym prędzej chodź i siądź, do siana, gorąca
bądź znana, nana, miłości mi dana, spróbuj, tak bez końca do rana
29. Dawid Motyka — abyś się śmiała
długo czekała czekająca w Boga
długoś się śmiała abyś błoga była
niech nie mierzy się losu zamiary
czyjegoś ciosy zawsze zgrały
swoimi wszystkimi dłońmi i paprotkami
swoimi wyidealizowanymi znamieniami
słowem harcerza ukochuj się to dłużej
co Białe łabędzie i wieczna więź wszędzie
30. Dawid Motyka — zasadnicza różnica
Klacza policja a ułana z znicza
zasadniczo różnie bywa
gra na gitarze, a ciągle śpiewa
gra bęben mały, a tu dostały
z tamtych stron widać brzucha
ta zawierucha nie bucha ona szuka siły
czy donosiły gdy Dawid był śpiący
czy oczka mrużyły gdy był dudniący
a czy walczyły jak patrzył na nie
a kiedyś śnił zna mnie
31. Dawid Motyka — czerwonym rowerku
jadę rowerem przed siebie
widzę słońce nie ciebie,
zatrzymam się gdy mama ta
gdy obca osoba widzę psa
zatrzymam się dla ciebie
jedynie od tyle w biedę
co chwilę aby mój synek
motylek tylek kochańszym o nas
została sama ma a kupka taka
ciśniesz rowerku bo teraz jeść
32. Dawid Motyka — w barszczu
bo to prawdziwy Ja Dawid Motyka
z przymiotnika rzeczownika mianownika
jako pani pycha
mocna z Zdzicha
królowa Alp
która to zna stal
pół litra do litra i schudła zbrzydła
u licha kielich siał zgorszenia
zieleń z cienia
zagęściła w gąszcz jajecznica w bzika
chrabąszcz wąż zabierz grosz jakiś
uszkami w uszka się zabawiamy
a tam suknia w salonikach
oh suknia a unia
kto komu kto czemu
suknia w salonikach jemu
nadto w pięknych i piernikach
serach mnichach sikach
Sandaczach i wilkołakach
w samych Dawidowych stratach
sracz.ach, i na stołach prostych czołach
po rosołach jadą koniu pisać w wołach
tam z zakamarnikach a w matołach
zęby trzyma jakaż to dolina
piłka to piłka takaż to trzyma
w lewą dłoń
o busikach obrusikach
kropidełkach paprusikach
poproś proszę wstań odnoszę
zaraz zacznie się zadyma
słowem kmina
ktoś tu kima
szwaweczkach wykałaczkach
nocnych żabkach ze spawaczka kaczka dziwaczka
o miłosnym zgraniu
Bożym nagraniu
który siada w drugiej stronie Boga
na przekór noga
ciągle mętnie brudnym sianiu
na śniadaniu i nękaniu
co ciągnie w ból przeto ul
skuty w steki razy w dół
zajęcza za uda
to się uda nuda
ale ja podskoczę
i wyleczę włożę
sto dolarów tam
siadam potem gram
nie zgodność ostateczna przeraża
ta niegrzeczna zaraża
serum stwarza
w twarz o hacz i patrz cześć
jedno sześć drugie pieść, co za pięść ta niebezpieczna
a tam sobie chcemy jeść — bezpieczna
odpada — czarna chmura to narada
za radą
za ladą ściemniałem
buty! chlałem… zęby wyodmładzałem
jako sadzom szeroką uniesioną z Wisłoką
szare dni musiałem
za letnie popołudnie odechciałem
gdy trzask w poezji zemdlał w grach bez wredni
z biedy ciągle wózek pusty pchał
chał — a to sąsiad jechał pełnym tonem
wjechał potem w jakąś panią Wronę
piorun trzasnął ziarno zasnął
sypnął chyba tylko baź
to królewnę głodne raź
strzela kogut gola to drut
chmiela sera za czym już wybiera
wybielone są stworzone
jakoś nał łagodne i pobożnie gra
a za piernika dziś zaciernik
mąkę drzy
drżąca ręka wrzy jak Sarenka ucieka mi
u schyłku kresów, gdy jagód nie bywa z grzechów
zasiada swój naród
i słucha komuż za lód przyłożył sobie
niech opowie złoty ród
pomieszczę z orzechów
mikołajem czekoladowym
słabo z głowy za to ciepłym i zalotnym z mowy
krzakom witaj dziś idiotom
pomszczę daje
w Mikołaje w grudniowym sadzie nie udaje
z astralem ciągle gąszcz,
Amsterdamu wąż zależny
ksiądz bezpiecznie czule zwiewny
bądź i pchaj wózek do rana
niechaj zgrana z siana w bana
młoda da mu pij słodziejszym tu
i pończochę w radochę
trochę swemu niechaj jemu
brak w Zagłobę nie ma rak
wysoko konni
zgonni
pióropuszu kleju dać
w asfalt wsiać jakoś to pogodnie
teraz brać
a dać…
po coś pił jełopie
tobie grup — po chłopie
na cmentarzu byłbym zgodny
żegnaj brachu żegnaj płodny
ciągle głodny
niedoczekanie dla pieniędzy to z płomienia w nędzy bez ratunku taniec — ciągłe zataczanie, w jamie ust śluz i spust
pażausta mus.
33. Dawid Motyka — muszę Cię obronić
skąd ubywa tyle lat
zaglądani w zaglądnięcie
skąd naznacza się ten blask
z jakich przygód powstają
te powieści mienia
skoro rozchmurz się zmienia
jak wydają zaszłe przyjaciele
w rządzie rzędzie zaś kościele
na cóż tyle lat uprosić
skoro światło dzieciom wnosić
bagnet do broni
kula uroni
piaszczyste wybuchy
rzucane okruchy
powlecze gąsienica
zapiecze ulica
naznaczywszy historii szlak
i nie pocieszy już żaden widujący ptak
co o bęben ociera
nie buduje sztandar rury
chodnikowy zapaść brak
za swe rany za swe góry
litość spłacze mocny znak
i Hitlera wołać nie da
nie dać zgody nie dać wstaw
za twe wszystkie swe przygody
zabierz Panie zabierz bak
34. Dawid Motyka — z nad morza
malownicza kraina malownicza dziewczyna
prze malowniczo zamalowała syna
przeczuła łączka prze czuły z pisklątka
coś zapachniało rozchmurz słoneczko dla nieba
za śpiączka
ździebełko muskając nóżkami świątając
do pastewnika wstawiają piękniej czuwając
Akacjowej niezapominajki co śpiewa
rączkami zaś swymi zacałuj naszymi
mymi uzbieraj co słodko patrzymy
łapiąc motyle wąchając co tyle
czujemy się jak rajskie cukierki
od wód nie błądzimy na plaży życzymy
a przypływ dla fali i nada tchnienia panienki
płatkami a palców i róż
myślami otóż tuż
35. Dawid Motyka — złoty Dawid i złota era
wszyscy jeździcie w brykach i po słownikach
body aby trzody w graby
pośród zasadnych tafl siły zbóż na dnie oceanów
za poszczególnym oknem twórz drzwiami i firankami w mamie
pośród piaszczystych pól zaglądanych w trawie
namalowanych pustyniach z róż marząc o pełnym dzbanie
wyrasta tu jeden ptak groźniejszy jak morderca
wyrasta wiara w mak w miłości znak
ostrzejszym jak bluźnierca
wyrasta na chmurze oraj orzechów dodaj w snach ku górze
snopowiązałką prze Boże sadzanki mrożę
mokniemy za naszych dawnych urodzonych
nie zabierzemy od których tonąć winien my i żony
pragnąć odwoływać się od ścian i skał
wylewni są tu aż ał
urośniemy pośród wieczystych rewerencji
zawsze biedni nawet na milczącym Michale ał, ale
słodkości swojego brata udawanych
w modności ukrajanych w histeriach morskich opowieści
morałem zapytać się z wieści
36. Dawid Motyka — miłosna za śpiewniczka
jeszcze ciepły wiaterek nie powiewa nam w sweterek wełniany
lekko schładzając mój awers chyl w pocie czoła do dnia marcem
jeszcze dziecinę nie urodziło się wszędzie poczekamy z koła wszelakiego
kwiateczek wyrasta mi dookoła prędzej z porzeczek
nazajutrz widzę ich trzysta a może w widoki arcydzieła
na horyzontach uśmiechu i radości w uściski panienek
zapachem fiołków w malinach gdzie kraina mawiająca
turzyca palmowa, nigdy nie jest parząca
a którym to latem obrywają szeptem śpiewającemu tłu