E-book
4.41
drukowana A5
7.97
Model liźnięty wiatrem z szafirowego intelektu

Bezpłatny fragment - Model liźnięty wiatrem z szafirowego intelektu


Objętość:
12 str.
ISBN:
978-83-8189-735-8
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 7.97

Niewielu chce stawać się tym dzikim i nadzwyczaj kloacznym bagnem, bo takowe bagno to zagadka i bardzo węglisty cios w jednym. Większość ucieka od tego połączenia i to w kołdrę z tych uczynnych waniliowych poematów, po to by nie czuć tej czerni sytuacji i by przytulić się do zapachu cudu zgrabnego. Jednak ten jedwabisty stan rzeczy zazwyczaj trwa jedynie przez tę krótką skąpaną w całującym miodem słońca chwilę, potem musi nadejść mrok i te lepkie łzy rzeczywistości plujące gniewną i nie przygasającą szarością. Ona dosłownie musi być większością tych gładkich chwil i musi też ciągle przypominać o swoim istnieniu. Musi o nim przypominać po to byśmy czynili sokiem przypominającym pocałunek ambitnego spektrolitu.

Taką osobą, która pragnęła się wybić nad to bagno z bardzo szarych ludzi była i nadal jest Patrycja Gwiazdoń. Dziewczyna która w okolicy własnych piętnastych urodzin zaczęła jeździć intensywnie rowerem. Rzecz jasna rower ten nadawał się głównie do jazdy po drogach gruntowych, bo takie ona preferowała głównie ze względu na walory wizualne, ale ceniła też w ich przypadku podjazdy, które były też i tymi wymagającymi w dość wielu procentach przypadków. Ich minus tkwił dla niej w tym, że gdy w lecie pokonywała tego typu trasy, to musiała to robić szybko, bo gdy zbytnio zwalniała, to zaczynały się wokół niej kręcić dokuczliwe insekty. Dlatego w te wyjątkowo upalne dni odcinki przez las pokonywała bardzo szybko. Pokonywanie to zaczęło się od tras, które liczyły trochę ponad pięć kilometrów, ale co jakieś dwa tygodnie wydłużała sobie ten dystans o około dwa kilometry, dlatego też już tydzień przed własną szesnastką pokonywała jednorazowo blisko pięćdziesiąt kilometrów, ale pokonanie tej trasy było możliwe tylko dzięki temu, że pod choinkę dostała od rodziców taki sportowy pojemny bidon z długim i elastycznym wężykiem. Sprzęt zaliczany do tych wybitnie profesjonalnych. Dzięki temu drobiazgowi ambicje tej konkretnej dziewczyny zaczęły sięgać znacznie dalej, czyli co jakiś czas zaliczała podjazd pod wyjątkowo długą górę. Na samym początku, czyli jakiś miesiąc przed własnymi szesnastymi urodzinami robiła to może raz na tydzień, ale już trzy miesiące po tych konkretnych urodzinach robiła to co dwa lub co trzy dni. Dlatego też nabrała tej atrakcyjnej sylwetki, a chłopaki zaczęli w niej dostrzegać dziewczynę ze snu. Ważnym było też i to, że gdy już jej forma osiągnęła ten kwiecisty stan, to też wyraźniej zaczęła dbać o swoje blond włosy, a konkretniej o ich uczesanie. Wcześniej zazwyczaj podchodziła do kwestii tej o wiele mniej starannie, czyli imponowała uczesaniem może dwa razy na tydzień, ale to się zmieniło wtedy gdy już sama sobie imponowała jeśli chodzi o wytrwałość w jeździe rowerem. Wtedy ciekawiej się czesała niemal co dzień. W tym samym czasie zmienił się też jej sposób poruszania się, bo sama chciała olśniewać tym bardzo kobiecym chodem i dlatego już bardzo wyraźnie kusiła kolegów, ale najbardziej zależało jej na Krzyśku, czyli na chłopaku, który już w wieku piętnastu lat wydał swoją pierwszą książkę i to o takim bardzo ostrym kryminalnym charakterze. Ten konkretny twórca interesował się dziewczynami, których spojrzenie miało to bardzo dorosłe lśnienie, a Patrycja olśniewała takim spojrzeniem i co najważniejsze była wysoką dziewczyną. Nie ceniła tylko w sobie tego kształtu własnych piersi, bo one za bardzo pasowały do wybitnie wysportowanej dziewczyny, a nie do tej, która uwodzi sposobem poruszania się. Mankament ten maskowała różnymi dziwnymi patentami, ale ten konkretny chłopak znał te patenty z literatury młodzieżowej, choć nie demaskował ich w ten wredny żartobliwy sposób. Żartował sobie z tych patentów tylko wtedy gdy mógł zagadać do Patrycji w miejscu oddalonym od dzikich spojrzeń jego kolegów. Te jego żarty były wtedy bardzo gładkimi i najczęściej doszlifowanymi tak, by ta konkretna dziewczyna się uśmiechnęła i by nie czuła się źle po usłyszeniu tych konkretnych słów. W takich chwilach oboje zaczynali się znacznie lepiej poznawać i lubić. Jednak ta wzajemna fascynacja zaczęła się pogłębiać wtedy gdy obydwoje zaczęli jeździć rowerami. Te wspólne przejazdy zaczęły się trzeciego lipca, czyli prawie cztery miesiące po szesnastych urodzinach Patrycji. Ona rzecz jasna jeździła wolniej, po to by Krzysiek za nią nadążył na swoim dość drogim i wybitnie nowoczesnym rowerze zjazdowym, który był opcją zbyt ambitną jak dla niego. Rowerem tym chciał jej zaimponować, ale ona zrozumiała to, że stał się bogaczem dopiero w okolicy połowy lipca, bo właśnie wtedy obydwoje przekroczyli próg jego pokoju, który był pełen od modeli samochodów. Modele te nie były typowymi, bo takowymi być nie mogły ze względu na jego osobiste upodobania. Jednak to najważniejsze miejsce w jego pokoju zajmował model pierwszego pancernika, który miał trochę ponad półtora metra długości i obrotową wieżyczkę. Krzysiek wspomniał o nim w wypowiedzi, która przeciągnęła się do blisko dziesięciu minut, czyli mówił o tym, że składał go przez dwa lata z elementów, które nabywał w różnorodny sposób. Najdziwniejszym było jednak to, że chciał go sprzedać za około rok jakiemuś pasjonatowi, bo chciał by ten spory model trafił w dobre ręce. Jednocześnie marzył też i o tym by zająć się takim bardziej złożonym projektem, który miał być też większym.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 7.97