Każda książka to krok w stronę zmiany i inspiracji. Jeśli chcesz iść dalej razem ze mną, zapraszam Cię na: samuelkaine.wixsite.com/samuel-kaine
Wstęp
Czy żyjemy w Matrixie?
No dobra, może nie masz w głowie gniazda z kablami i nie przelatuje obok ciebie codziennie Agent Smith w garniturze z lat 90. Ale… czy nigdy nie miałeś wrażenia, że coś tu nie gra?
Codziennie wstajesz, myjesz zęby, zerkasz w telefon, lecisz do pracy, jesz w pośpiechu coś, co udaje jedzenie, i wracasz tak zmęczony, że marzysz tylko o Netflixie i świętym spokoju. A potem powtórka z rozrywki. I jeszcze ci ktoś mówi: „takie jest życie”. Naprawdę?
A może to nie życie takie jest, tylko system, który wmówił ci, że musisz w nim siedzieć jak trybik w maszynie? Może Matrix to nie film, tylko metafora. Może jesteśmy w nim bardziej, niż chcielibyśmy przyznać — tylko zamiast kabli mamy kredyty, zamiast agentów — szefów, a zamiast czerwonej pigułki –… no właśnie, ten e-book.
Nie zamierzam ci mówić, że masz rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady (chociaż… brzmi kusząco). Ale chcę cię zaprosić do krótkiej, ale konkretnej wycieczki po tym, co tworzy „system” w naszym codziennym życiu. Bez teoretyzowania. Bez kadzideł. Z humorem i szczerością.
Bo może czas się przebudzić. Ale nie po to, żeby zostać mnichem, tylko żeby wreszcie być sobą — bez tej całej otoczki, która udaje „normalność”.
Gotowy? To zapnij pasy — właśnie wychodzimy z Matrixa.
Rozdział 1: Zielona pigułka codzienności
Pamiętasz scenę z pierwszego „Matrixa”? Neo siedzi naprzeciwko Morfeusza. Dwie pigułki. Czerwona — przebudzenie. Niebieska — śpisz dalej, wierzysz w to, co ci pokazują, i rano znów idziesz do pracy. W filmie był wybór. W życiu — nie zawsze go widzimy.
My łykamy coś jeszcze innego. Zieloną pigułkę. To ta codzienność, która wygląda normalnie, bo wszyscy ją połykają.
Zielona pigułka mówi:
— „Nie kombinuj, wszyscy tak robią.”
— „Zrób maturę, pójdź na studia, weź kredyt, kup dom, pracuj do emerytury.”
— „Nie jesteś od tego, żeby być szczęśliwym. Masz być odpowiedzialny.”
Zielona pigułka nie wywołuje halucynacji. Ona otula. Sprawia, że czujesz się „ok” w świecie, który czasem wcale nie jest dla ciebie. To jakbyś całe życie nosił buty o rozmiar za małe, ale ktoś ci wmówił, że „tak się chodzi”.
Czasem pojawia się w tobie niepokój. Jakby coś tu było nie tak. Ale wtedy system podsyła ci kolejny serial do obejrzenia, nową promocję w markecie, dramę w internecie. Wszystko, żebyś się nie zatrzymał i nie zapytał:
„Hej, czy to naprawdę moje życie?”
Nie chcę być Morfeuszem (chociaż czarne okulary mi pasują 😎). Ale w tym rozdziale masz pierwszą okazję, żeby zobaczyć, co tak naprawdę dzieje się wokół. Czy naprawdę wybierasz to, jak żyjesz, czy tylko powtarzasz, co ci pokazali?
Bo może to nie jest twoja pigułka. Może pora ją wypluć.
Rozdział 2: Program „Musisz” — czyli jak zaprogramowano nasze życie
Witaj w Systemie Operacyjnym Życie 1.0. Instalacja rozpoczęła się zaraz po twoim pierwszym krzyku po narodzinach. Potem poszło z górki.
System komunikatów obowiązkowych:
— „Musisz być grzeczny.”
— „Musisz się uczyć.”
— „Musisz coś ze sobą zrobić.”
— „Musisz mieć dyplom.”
— „Musisz znaleźć dobrą pracę.”
— „Musisz mieć rodzinę, dom, kredyt, psa i wózek na zakupy.”
Nie wiadomo, kto stworzył ten program, ale działa globalnie i całkiem skutecznie. Co ciekawe — nikt cię nie zapytał, czy chcesz go zainstalować.
Zabawne jest to, że ludzie potrafią latami szukać wirusa w komputerze, ale nie zauważają wirusa w głowie. A ten wirus ma nazwę „muszę”.
Nie: „chcę”.
Nie: „mogę”.
Tylko: muszę.
I zanim się zorientujesz, żyjesz życiem zaprogramowanym przez… no właśnie — przez kogo?
Rodziców? Nauczycieli? Reklamy? Księdza z podstawówki? Pana Zdzisia z osiedla, który „wie lepiej”? A może przez ludzi, którzy sami się nigdy nie obudzili, ale są świetni w recytowaniu kodu?
A teraz małe ćwiczenie — zatrzymaj się i dokończ zdanie:
„Muszę… bo inaczej…”
Zobacz, co ci przychodzi do głowy. Strach przed oceną? Odrzuceniem? Porażką? Przyszłością?
To wszystko są linijki kodu. I ten kod można przepisać. Bo jesteś człowiekiem, nie robotem z fabryki oczekiwań.
Ten rozdział nie ma cię buntować przeciwko światu. Ma cię ośmielić, żebyś zapytał:
„Czy to, co robię, to mój wybór? Czy tylko jadę według domyślnego ustawienia?”
Bo prawda jest taka: nie wszystko, co „musisz”, jest twoje. A czasem największym aktem odwagi jest powiedzieć:
„Nie muszę.”
Rozdział 3: Szkoła, praca, emerytura — czy naprawdę nie ma innej drogi?
Odpalmy dobrze znany schemat:
— Idziesz do przedszkola, żeby nauczyć się, że nie wolno sikać na dywan i że trzeba siedzieć cicho, jak ktoś mówi.
— Potem szkoła — przez kilkanaście lat uczysz się, że za popełnianie błędów są pały i wstyd, więc lepiej nic nie próbować.
— Studia? Tam uczysz się pić, udawać mądrego i zaliczać sesję na trzy sposoby: „na pamięć”, „na fart” i „na litość”.
— Później praca. 8 godzin (jak dobrze pójdzie), stres, poniedziałki jak karykatura życia, wtorki z zegarkiem, środy z nadzieją, że może w weekend będzie chwila dla siebie.
— I tak przez 40 lat. Aż do emerytury, której — jak dobrze pójdzie — dożyjesz.
A gdzie w tym TY?
Nie zrozum mnie źle. Edukacja i praca mogą być czymś pięknym. Ale tylko wtedy, gdy są narzędziem, a nie celem samym w sobie. Bo jeśli twoim życiowym marzeniem jest dostać ZUS-owską kartkę z życzeniami na 65. urodziny i zestaw garnków od kolegów z działu, to… może warto się zastanowić?