Dedykacja
Weronice, ukochanej duszy, czystego uczucia miłości,
Boleściwym sercom, co zaznać spokoju nie mogą,
W duchu nadziei, co się zowie drogą,
Samotną na skraju boleści przystanią.
— poświęca Autor
„Wędrując przez skąpanie krwawego serca w ogniu ułudy,
Poprzez rozdarte szlaki dobrej nadziei.
Krążyłem za duchem czasu, tuż pod wysokim niebem.
Aż wreszcie dotarłem do szczęścia,
I w końcu odkryłem to miejsce, o które zabiega się cały świat”.
— Autor
Przedmowa
Miłość? Ona była stanem, dzięki któremu mogłem żyć. Każdego dnia, o poranku, budziłem się ze świadomością, że ktoś mnie kocha, ktoś mnie potrzebuje. Byłem pewien, że gdyby świat runął mi na głowę, to przynajmniej ta jedyna osoba próbowałaby odgrzebać mnie z popiołów. A gdybym już powstał, to zaniosłaby mnie na swoich rękach tam, gdzie razem czuliśmy się najlepiej, tam gdzie wspólnie dojrzewaliśmy w promieniach słońca…
Natomiast miłość, ta nieszczęśliwa jest jak pisanie listów do kogoś, kto nie istnieje. Człowiek tylko wypala sobie pieczęć na własnym sercu. Ta pieczęć z każdym kolejnym listem zaczyna zaciskać się coraz bardziej. Z serca nigdy nie da się niczego wymazać. Potrzeba tylko korespondencji innego serca lub wewnętrznej metamorfozy, poprzez poświęcenie się dla jakiejś idei. Nawet jeśli na chwilę zapomnimy o tej miłości, to wspomnienia i tak wrócą, z każdym razem, gdy tylko pomyślimy o ukochanej osobie lub, gdy zauważymy jakikolwiek przedmiot z nią związany. Prawdziwa miłość trwa w nas wiecznie — jest nierozerwalna. Pomimo wielkiego cierpienia, nadal potrafimy kochać. Umiemy otwierać swoje serce i wkładać je do żywego ognia, by ktoś mógł żyć…
Rodzajów miłości jest tak wiele, że nie starczyłoby mi kartek, aby rozważyć wszystkie przypadki. Bowiem każdy przypadek jest zupełnie inny. Przecież nie każdy kwiat wsadzony do ziemi od razu urośnie… W życiu nic nie dzieje się bez powodu. A każda miłość ma swój odrębny rysopis…”
O szczęściu w nieskończonej przyjaźni
03.III.2017
„Jak dobrze było snuć marzenia o wiecznym szczęściu. Jedna, z pozoru prosta chwila, która odbiła pieczęć na sercu obydwojga. Teraz mogę uciekać wspomnieniami do miejsca, gdzie się poznaliśmy, do Ogrodu — to tam Cię ujrzałem… Byłaś najpiękniejszym kwiatem spośród wielu. Nigdy nie myślałem, że takie bóstwo istnieje naprawdę…”
Wciąż pamiętam pierwsze nasze chwile,
Kiedy razem siebie poznaliśmy nawzajem,
Wdzięczna to pogoda, na łące motyle,
Pragnę cię darzyć uczuciem bez miary.
Pomnóż o luba ziemskie prawdy serca,
Dodaj mi wiary młodego ducha,
Prowadź za rękę do ślubnego kobierca,
A oddam tobie szczęścia nadzieję.
Idę za tobą, błądząc w radości,
Goreje twe serce żarliwym płomieniem,
Z mych ust słowa wdzięcznej czułości,
Pieśń, co się zowie marzeniem.
Natura z tobą jedno tworzą ciało,
Jedną ze mną duszę,
Jam jest człowiek, co kocha za mało!
A tyś mą chwilą, ucieczką od bólu…
Biała róża
12.VI.2017
„Spośród tak wielu kwiatów w Ogrodzie, Ty byłaś najpiękniejsza — niepozorna, czysta, nieskalana, jaśniejąca światłem… Widziałem w Twoich oczach tyle ukrytego cierpienia. Ale moje serce pragnęło tylko Ciebie, pomimo tego, że Twoje płatki i usychały coraz bardziej przyciskały Ci głowę do ziemi. Chciałem zabrać Cię ze sobą, lecz było już za późno… Zostałaś zerwana zimną dłonią ogrodnika… Odeszłaś gdzieś daleko w milczeniu, bez żadnego słowa pożegnania…”
I.
Chciałem dać ci białą różę,
Chciałem dać ci ptaków śpiew,
Dałem serca krwawą burzę,
To dla ciebie — złość i gniew!
II.
Miłość pragnie, nie wybiera,
Serce jawi boleść całą,
W tobie widzę przyjaciela,
Czemuż cierpieć mi zostało?
III.
Tylko czas nieubłagalny,
Krąży, płynie, goni chwile,
Za nim kondukt funeralny,
Z mojej złości to już tyle…
IV.
Byłaś światłem mej nadziei,
Która zwalcza cienia mrok,
Teraz jesteś mym marzeniem,
Z którym idę w każdy rok!
V.
Radość złości nie pojmuje,
Światłość tłumi wolę słów,
Ja jedyny jużci czuję,
Przyjście twe do świata znów.
VI.
W każdym śnie, o każdej porze,
Widzę drogę w Ogród Saski,
A z nim łzami pełne morze,
Twym odbiciem biją blaski!
VII.
Ma Poezjo wielka, młoda —
Powstań, dodaj siły ducha,
Tyś prawdy nadzieja wielka,
I matczyna serca otucha.
VIII.
Żadne słowo, co zawarte,
W pieśniach moich puste,
Czego szukam, nic nie warte,
Proste, błahe i bezduszne.
IX.
Chylą czoła drzewka małe,
Kolą skronie wielkie wzgórza;
Wciąż w Ogrodzie pozostała,
Moja sucha, zwiędła róża…
X.
Każdy potok czasem płacze —
Gęsta, łzawa powieka,
Kiedyś jeszcze cię zobaczę:
Nadzieja grzechem zwleka.
XI.
I choć deszcz na różę pada,
Róża pęk ostatni chroni,
Pośród kwiatów co nie lada,
Już umiera w zimnej dłoni…
XII.
Nawet zorza przy księżycu,
Świta, mieniąc się za dnia,
„Oto stoję u bram twoich”,
Oto ja… Nędzny ja…
Pragnienie śmierci
28.VIII.2017
„Bez Ciebie jestem niczym, pustą materią bez duszy… W każdej ciszy słyszę Twoje słowa… Nie potrafię o Tobie zapomnieć, nawet gdybym bardzo chciał. W moim sercu nie ma już miejsca na inną miłość, nie ma już miejsca na żadne pragnienia… Czasami nie potrafię odróżnić rzeczywistości od snu… Chcę tylko odejść w ciszy tam, gdzie inni ludzie odnajdują szczęście…”
Obce twarze znanych ludzi,
Zimne kroki martwych dusz,
Cichy płacz samotnych głosów,
Ulotne chwile — nadzieja głupich…
Martwe słowa z kruchych ust,
Krzyczę, wołam — echo gna…
Nikt nie słyszy, tylko ja…
Widzę krew na własnych oczach,
W głowie słyszę tylko siebie,
Płacz orzeźwia mą powiekę:
Pragnę Ciebie, tylko Ciebie!
Popatrz Boże:
Cichy szept mi w duszy gra,
Cicho tak, jakby mgła…
Serce me boleści pełne,
Wznoszę do Ciebie ku górze,
Podnieś mnie, Panie!
Podnieś na Niebios wzgórze!
Cisza…
Mych marzeń jedyna chwila,
Tylko Ty, zdrowaś Maryja…
Ktoś ty?
Widzę mrok, czy już świta?
Przykuty do łoża… Któż mnie powitał?
Chłód…
Czuję chłód,
Śmierci grób…
Cisza!?…
Nic nie mówię,
Tylko płaczę i…
Ginę…
Milczenie
01.XI.2017
„Nie mogę przeżyć kolejnego dnia bez ciebie, od momentu, gdy się pokłóciliśmy… W towarzystwie jesiennej aury, znów uciekam w ciche i puste zakątki miasta. To tam rozmawiam z Tobą razem ze swoimi wspomnieniami…”
Martwy listek upada w bezwzględną ciszę,
Głuche milczenie –
Kołysanka szarości milczących drzew;
Gdzieś pośród ja,
Mały, niewidoczny,
Głuchy szept słyszę,
Szept listków korony.
Pośród traw i łąk,
Szukam nadziei,
Skąpany w morzu doczesności,
Potargany wiatrem,
Słyszę ten głos, jeden, jedyny,
Który niesie mą duszę, tak pustą,
Jak te listki i ja sam deszczową porą.
Bezdźwięczna kropla, szum, uderzenie,
Stąpam po rozbitej szklance,
Z milionowych części szukam jej dna,
Tego dna porzuconego i bezkresnego,
Którego zdawałoby się już nie być,
Choć wiem, że ono jest, żyje,
I czuję krew pod jego ciężarem…
Chciałbym usłyszeć jeszcze raz ciebie,
Tam, gdzie głuchość mych myśli,
Przelewa gorycz istnienia,
Gdzie łączą się dwa strumienie,
Poprzez więź niezależną i trwałą,
Teraz wiem, że to tylko marzenie,
Sen na jawie pośród mgielnej jesieni.
Przytłoczony lądem, na cmentarzysku codzienności,
Pomiędzy linią horyzontu, gdzieś na skraju,
Znalazłem się ja – małe dziecko, któremu odebrano zabawkę;
I choćbym chciał wypłynąć z nurtem oceanu,
Bez żagli jestem niczym,
Bez fundamentu tonę,
A bez uczucia ginę…
Oto i jestem w grobie, przysypany ziemią,
Zapomniany przez ludzi,
W cieniu swojego cienia się gubię,
A w światłości nie widzę siebie;
I w końcu milknę tak jak kiedyś,
Na nic me modlitwy,
Na nic me starania,
Żegnaj Najmilsza,
Żegnaj na zawsze…
Nic mi już nie zostało,
Nic, czego pragnąłem,
Nic, czego pragnę,
Nic, tylko patrzeć na świat oczami Boga,
I wzrokiem ogólnym nie dostrzegać siebie.
Marzenia
23.XI.2017