E-book
33.08
drukowana A5
42.93
Kronika Bogów

Bezpłatny fragment - Kronika Bogów

rys mitologiczny Lechitów


4.6
Objętość:
207 str.
ISBN:
978-83-8324-312-2
E-book
za 33.08
drukowana A5
za 42.93

Wstęp

Drodzy Czytelnicy

książka autorstwa Angel’a Woxword’a pod tytułem „Kronika Bogów rys mitologiczny Lechitów” to zbiór opisów bóstw, wybranych demonów, legendarnych postaci i miejsc. Autor tworząc niniejszą pozycję literacką, swoją inspirację czerpał z Kronik Jana Długosza, opisów Gala Anonima, oraz baśni i legend polskich, uzupełniając wszystko hipotezami historyczno-archeologicznymi. Twórca tej książki przez ponad dziesięć lat gromadził potrzebne informacje do stworzenia hipotetycznej mitologii prapolskiej. Autor zaznaczał wielokrotnie, iż wynik jego pracy to nie jest pozycja naukowa, lecz luźna interpretacja zebranej wiedzy i hipotez naukowych. „Kronika Bogów rys mitologiczny Lechitów” jest fantastyką literacką z wątkami historycznymi. Nie stanowi naukowego źródła wiedzy choć zawiera wiele cennych sugestii, które wprawiony Czytelnik jest w stanie wyodrębnić.

Tytuł książki sugeruje, iż zamieszczono tu historię bogów lechickich. Autor nadając taki tytuł chciał zaciekawić potencjalnego Czytelnika, rozbudzić w nim wyobraźnię. Ale pytanie: kim są ci Lechici? Śpieszymy z odpowiedzią. Lechitami, Lachami, Lechianinami nazywa się Polaków, czyli nas. Wynika to z faktu, iż legendarnym ojcem naszego Narodu był Lech i to od jego imienia nazywano praprzodków Lachami, Lechitami. Terminologia ta przetrwała u naszych wschodnich sąsiadów do czasów obecnych, często używana jako pogardliwe określenie naszego Narodu. W tym miejscu także zaznaczamy, iż niniejsza pozycja literacka nie ma nic wspólnego z mitem Wielkiej Lechii.

Książka została podzielona na kilka części. Pierwszy zbiór opowiadań dotyczy Panteonu Bóstw Lechickich. W tej części autor rekonstruuje hierarchiczny panteon bogów i bogiń w które wierzyli nasi przodkowie. Oczywiście jest to hipotetyczny panteon stworzony na podstawie klucza, jakim kierował się Angel Voxword. Są tu zawarte opisy wyglądu i funkcji bóstw, okraszone legendami powiązanymi z ich domeną. Według hipotezy autora, Rod zwany Światowidem był bogiem pierwotnym tworząc ze swoim antagonistą Nyją podwaliny świata. Wraz z równorzędnymi bóstwami twórczymi dali życie nowym bogom i boginiom, a ci zapełnili stworzone przez siebie światy magicznymi istotami, oraz ludźmi, a także resztą flory czy fauny. Należy zaznaczyć, iż różne plemiona lechickie miały własny panteon. Zróżnicowanie to sprawiło, że wielu bogów czy bogiń jest hipostazą jednego bóstwa, tak jak na przykład: Perun jest hipostazą Świętowita i odwrotnie. Trudno dziś ustalić które było pierwsze, ważniejsze. Autor podjął się karkołomnego wyzwania i udało się mu po wielu latach stworzyć książkę przedstawiającą ujednoliconą hierarchię bogów oraz bogiń prapolskich.

Druga część zawiera opisy sylwetek, a także domeny bóstw drugiego rzędu, które w wierzeniach naszych przodków odegrały znaczące role, a pamięć o nich przetrwała do czasów współczesnych. Bóstwa pomniejsze to skutek zdegradowania lub zastąpienia innymi bogami. Działo się tak wtedy, gdy przegrane plemię przejmowało oprócz zwierzchnictwa zwycięskiego kniazia, również panteon bóstw. Wszystkie nadmiarowe bogi pokonanego plemienia były traktowane jako pomocnicze, zazwyczaj przejmując negatywne cechy.

Część trzecia opisuje wybrane dobrotliwe duchy, demony i inne istoty. Tych stworzeń było na potęgę. Autor nie chcąc zbyt mocno skupiać się na tej sferze, wybrał najbardziej rozpowszechnione duchy i demony. Istoty te były związane ze światem zmarłych. Tak sobie radzono z zaspokojeniem tęsknoty za bliskimi zmarłymi. Pamiętać należy że Lechici mocno pielęgnowali pamięć o swoich przodkach. Czcili ich jak i również bali się gniewu świata dusz.

W czwartej i piątej części autor wyjaśnia kilka zagadnień z nazewnictwem: nieba, ziemi, zaświatów czy łączników między światem jawy i mary. Znajdują się tu także opisy zwyczajów oraz świąt obchodzonych przez Prapolaków. Takie naświetlenie tych zagadnień pozwoli zrozumieć Czytelnikom, to jak wyglądał świat Lechitów w czasach przedchrześcijańskich.

Na zakończenie należy podkreślić iż „Kronika Bogów rys mitologiczny Lechitów” powstała na potrzeby tworzonej trylogii pod tytułem „Wieszcz” oraz pozostałych zbiorów opowiadań o podobnej tematyce. Twórca niniejszej pozycji literackiej chciał w ten sposób wprowadzić Czytelników w świat, w którym żyli Krak, Wanda, Piast, Waleska czy inni junacy. Niniejszą książkę należy traktować jako leksykon, słownik czy przewodnik literacki, zarys mitologiczny czy mitotwórczy. Mając tak ugruntowane podwaliny można z łatwością przejść kolejne etapy inicjacji literackiej w towarzystwie istot nadnaturalnych. Nie pozostaje nam już nic innego jak zaprosić wszystkich Was do zapoznania się z treścią niniejszej książki.

PANTEON BOGÓW i BOGIŃ

Rod (Światowid, Kolada)

Bóg wszelkiego istnienia i niezmiennego losu, oraz czasu. Słowo „rod” wywodzi się od: ród, rodzić, radzić, raić (snuć plany).

Wszechbóg wyłonił się z ciemności jako pierwszy ze wszystkich istot żywych. W boskiej hierarchii miał zajmować najwyższe miejsce. Był rodzicem pierwszych bóstw, a także wszystkich magicznych stworzeń, jako że to on posiadał pierwiastek życia i wszelką moc, którą później podzielił pomiędzy bóstwa, oraz stworzenia, samemu nie tracąc potęgi swej mocy. Stał się bogiem bogów, bo to on zawiadywał odwiecznym przeznaczeniem będąc personifikacją niezmiennej siły losu, która oddziaływała na wszystko. Stał na czele sądu nad bogami i magicznymi istotami. Był początkiem wszechrzeczy, z której pozostałe bóstwa czerpały swoją siłę. Rod-Światowid symbolizował niezmienność wyroków boskich. Pierwotnie uchodził za jedynego boga, jednak z czasem wierzenia ewoluowały i stracił na pozycji imperatora. Jego przydomek Światowid miał oznaczać obecność boga wszędzie. Rod jako pierwotna siła twórcza posiadał niekończącą się moc, zarządzał tą mocą, oraz utożsamiał się z nią. Mógł uchodzić za boga odwiecznego kosmicznego przeistoczenia i cyklu istnienia, bo przecież wszystko zależało od niego. Rod miał wpływ na to co dzieje się w Wyraju — Krainie Ptaków i Bogów, zwanej również Prawią, w Nawii — Krainie Dusz czyli zaświaty, w Jawii — Krainie Ludzi, na ziemi, i w morzu

Odwiecznym wrogiem Roda był Żmij — Nyja, jego brat, władca chaosu. Bajda ludowa głosi, iż Żmij wystąpił przeciwko swemu przeznaczeniu i woli brata, buntując wielu bogów, bogiń, oraz pomniejszych bóstw, jak również demony. Pełen gniewu ruszył na Gród Bogów — Wyraj. Rod zebrał swoje zastępy wojsk wyrajskich i stanął na Równinie Przodków, gdzie miała rozegrać się bitwa. Żmij zdawał sobie sprawę, iż może przegrać, gdyż z ogólnym przeznaczeniem nie można walczyć. Lecz zawiść, a także duma nie pozwalały zrezygnować z walki. Wielki Ojciec był świadomy tego, że zginie wielu bogów i aby uniknąć bezsensownego rozlewu boskiej krwi, wyzwał na pojedynek Nyja aby stoczyć z nim krwawą bitwę. Walka chaosu z kosmicznym porządkiem była zaciekła. Szala zwycięstwa przechyliła się ostatecznie na stronę Roda. Żmij widząc, że przegrywa pozbawił oka ukochaną klacz boga bogów — Dolę, którą ostatecznie zabił przegrywając walkę z bratem. Rozgniewany Rod skazał brata na wygnanie do najdalszych zakątków Nawii. Rozżalony Światowid ukląkł nad zdychającą klaczą i w akcie rozpaczy wyrwał jeszcze żywe oko kobyły. Rozkazał boskiemu kowalowi wykonać przedmiot, w którym można by było przechowywać oko ukochanego zwierzaka. Swarożyc, boski kowal w siedem dni wykonał laskę ze srebrnych włosów klaczy i między czwórkę splecionych rąk na cokole laski, włożył pulsujące oko konia. W ciągle żywej źrenicy końskiego oka bóg losu mógł obserwować co działo się w najskrytszych częściach Czterech Krain. Z łez i krwi wierzchowca narodziła się Dodola. Ze zwłok kobyły wyrósł dąb nazwany Kosmicznym Drzewem Życia, którego strażnikiem stał się ostatecznie Perun.

Światowid posiadał okrutną oraz przyjazną naturę tak jak większość lechickich bóstw. Okrucieństwo było związane z aspektem militarnym, gdyż na polu bitwy był bezwzględny zabijając przeciwnika na tysiąc sposobów. Walczył z zajadłością wilka, uporem kruka i sprytem rysia, pokonując wrogów w tak epicki sposób, iż polegli sami nie zdawali sobie sprawy z tego, że stoją już przed obliczem Welesa, pana Nawii.

Opowiastka ludowa z terenów nadbużańskich przedstawia historię pewnego młodzieńca, zwanego Igorem: << Na Nadbużu żył młodzian imieniem Igor nie będąc przystojnym nader ani zbyt bogatym. Matka mu umarła gdy jeszcze był młodzieńcem, a ojca nie znał, choć sąsiedzi twierdzili, że synem kowala jest. — Ale ludzie różne rzeczy plotą. — Igor, sierota różnych prac się imał, by z głodu nie umrzeć i matczyną ojcowiznę zachować. Bardzo chciał zaciągnąć się do drużyny kniazia wiślańskiego ze względu na terminowy żołd i lepszą przyszłość, ale biedny był więc nie mógł się wkupić w łaski drużyny. Zatrudnił się do budowy umocnień wokół grodu by odłożyć na zbroję. Ciężko pracował od świtu do zmierzchu, aż w barkach urósł tak że ledwo co w drzwiach chaty się mieścił. Chwalili go ludzie, iż siła jak u tura, a mądrość u niego była niczym u wieszczki. Minął rok i praca u kniazia się skończyła zaś srebra odłożonego wciąż nie starczało na porządną zbroję. Młodzieniec nie poddał się. Sołtys zatrudnił go przy karczowaniu lasu, lecz zapłata była marna, bo to co zarobił ledwo starczało na codzienne potrzeby. Jednego roku stało się wielkie nieszczęście, gdy Nadbuże najechał kniaź sąsiedniego grodu czyniąc straszne spustoszenie w wioskach, oraz na podgrodziu. Wyszło rozporządzenie o natychmiastowym naborze młodych i silnych mężczyzn do drużyny kniazia Nadbuża. Igor dostrzegając swoją szansę, zgłosił się do drużyny, choć nie była to słynna drużyna kniazia Wiślan, gdzie mógłby stać się szanowanym i bogatym wojownikiem. Mimo to ucieszył się z tego, że wreszcie dostał zbroje o której marzył. Po szybkim treningu wojownicy Nadbuża mieli w zwyczaju składać przysięgę na Peruna, oraz prosić o przychylność tego boga. Igor zawierzył swoje życie Perunowi przysięgając mu dozgonną wierność. Źle jednak zrobił, że boga piorunów sobie obrał za patrona, ponieważ był to czas, gdy w Wyraju panował bunt przeciwko Rodowi zapoczątkowany przez Żmija, a Perun należał do buntowników. Rod poczuł się znieważony przez Nadbużan, a w szczególności przez Igora w którym widział przyszłego wodza. Światowid przyjął postać jednego z wojów wrogiej drużyny, a następnie z grupą najlepszych wojowników przedarł się do grodu wybiwszy dużą część mieszkańców i doszczętnie paląc gród. W tym czasie Igor wraz z garstką straży kniazia, oraz kniaziowską rodziną uciekł do puszczy. Nie uszło to uwadze wszechwidzącego boga bogów. Rod wytropił młodzieńca i wyzwał go na pojedynek. Wystarczył tylko jeden ruch boskiego miecza by chłopak stanął przed obliczem Welesa. Taki to los był sieroty co z głupoty swej czy radości czczej zapomniał o łaskawość Roda poprosić.>>

Rod nosił wiele przydomków. Jednym z nich był Rod — Kolada — pan czasu, ojciec miesięcy i dni. Opowieści ukazują boga jako dobrotliwego ojciec-darczyńcę. W Szczodry Wieczór tuż przed świętem Szczodrych Godów odwiedzał Jawię wraz ze swoimi córkami Rodzanicami. Przechadzał się wśród grodów i podgrodzi, by pozostawić błogosławieństwo przeznaczenia na kolejny rok. Ukazywał się pod postacią dziadka odzianego w powłóczyste srebrno-błękitne szaty, ze srebrzystą mitrą na głowie, podpierając się srebrną laską z magicznym kryształem na szczycie zwanym alatyrem. Nazywany był często Dziadkiem Mrozem, gdyż pojawiał się w najmroźniejsze wieczory i noce obdarzając wybrańców wielkimi łaskami.

Partnerką, towarzyszką, a także pierwszą kapłanką Roda była Dodola. Z ich związku narodziły się Świętowit, Rodzanice, Prowe, Jesza, Łada, Swarożyc, Strzybóg, oraz Radogost. Rodzeństwem Roda oprócz Żmija byli: Żywie, Kupała, Weles, Dadźbog i Trzygłów. Wieczną siedzibą Światowida była Świątynia Dusz, mieszcząca się wewnątrz pnia Kosmicznego Drzewa, które rosło pośrodku Grodu Bogów. Po buncie bogów, Rod podzielił zwierzchność pomiędzy wszystkich bogów, a swojego syna Świętowita ustanowił nowym Kniaziem Wyraju. Sam zamieszkał na stałe w Świątyni Dusz, gdzie odbierał cześć od innych bóstw oraz stworzeń. W jego rękach pozostała władza nad ogólnym losem, oraz kosmicznym porządkiem świata.

Rod widziany oczami wyobraźni wyglądał na postawnego czterdziestoletniego mężczyznę o srebrnych, świetlistych włosach, czterech twarzach osadzonych na jednej głowie. Na skroniach widniała obręcz ze złota z wygrawerowanym symbolem Rąk Boga lub kapelusz. W długich srebrzystych brodach, które opadały aż do stóp mieszkały biedronki. W czasie pokoju bóg nosił długą złoto-czerwoną tunikę przepasaną skórzanym pasem ze złotą klamrą. Za pasem widniał złoty róg. Spod tuniki wystawały białe lniane gacie i skórzane łapcie wiązane do wysokości kolan. Z ramion zwisał mu czarny płaszcz. W prawej ręce miał laskę zwieńczoną alatyrem. W czasie wojny Rod miał na sobie złoto-srebrną zbroję, oraz długi miecz wykonany z kryształu.

Światowidowi oddawano cześć we wszystkich chramach i kontynach. Cokoły słupów, na których były wyrzeźbione podobizny różnych bóstw patronalnych, zdobiła podobizna Roda. W ten sposób oddawano cześć wszech-ojcu i podkreślano jego zwierzchnictwo nad wszystkimi bogami. Swą główną świątynię Rod miał na Wzgórzu Lecha, w miejscu narodzin Lechitów, która z czasem dzielił ze Świętowitem. Święto boga losu przypadało na czas obchodów Szczodrych Godów. Poświęcone mu były: stary dąb, orzeł, biedronki.

Dodola (Dola, Niedola, Bieda)

Bogini indywidualnego szczęścia. „Dola” znaczy tyle, co: los, fatum, przeznaczenie.

Dola nakreślała każdej istocie z osobna los, który mógł ulec zmianie, jeśli tego by ktoś chciał błagając boginię o łaskę. Bogini miała dwie natury: dobrą i złą. Zła natura kryła się w cieniu Dodoli, którą ludzie zwali Niedolą lub Biedą. Była jedną z niewielu bogiń czczoną w szczególny sposób przez Lechitów. Przyzywali jej błogosławieństwa wszyscy, którym było miłe szczęście własne, oraz innych. Bogini uchodziła za jedną z najpiękniejszych mieszkanek Wyraju więc nic dziwnego, że Rod zapałał do niej uczuciem. Pani przeznaczenia nie była początkowo zainteresowana przyszłym małżonkiem. Zmieniło się to, gdy przed oblicze boga bogów przyszli przedstawiciele rusałek, ubożąt, chochlików i innych pomniejszych bóstewek, aby Wielki Ojciec rozstrzygnął spór dotyczący władzy i terytorium. Każde z bóstewek chciało zagarnąć jak najwięcej dla swojego plemienia, dzięki czemu wybuchła wielka awantura. Rod tak bardzo się rozsierdził, że aż uderzył swym berłem w posadzkę Świątyni Dusz, a huk był tak mocny, iż ptactwo w konarach Kosmicznego Drzewa wydało okrzyk przerażenia. Widząc co się dzieje, głos zabrała Dodola i rzekła: — O potężny Rodzie, wszystko zależeć powinno od obszaru narodzenia danego bóstwa. Tym co w wodzie przyszło się na świat, to nad wodą i wilgocią powinny władać, tym co na powietrzu urodzonym, powietrzem rządzić powinny, tym co w ziemi czy na polu, łące, w puszczy albo w górach się zrodziło, to ich władzy powinny owe domeny podlegać. — zawyrokowała pani przeznaczenia. Po tym wyroku bogini oddała cześć Światowidowi i wróciła na swoje miejsce. Rod był urzeczony mądrością przyszłej małżonki do tego stopnia, że słowa Doli przyjął jako ostateczny wyrok, zatwierdzając prawo bóstw do zwierzchnictwa zgodnie z ich pochodzeniem. Dodatkowo obdarował Dolę kwiatem paproci, który stał się jej symbolem. Dodola urzeczona łaskawością boga bogów częściej niż zwykle zabierała głos na boskich radach i ucztach. Ostatecznie pod wpływem błogosławieństwa Kupały, serce Dodoli stało się bardziej podatne na zaloty Roda, aż w końcu uległa stając się towarzyszką Wszechboga. Dzięki małżeństwu zyskała władzę nad losem ludzi, a przy okazji stała się pierwszą kapłanką Światowida. Pan wszechlosu pozwolił jej na przebywanie w Świątyni Dusz o każdej porze i w każdym czasie. Bogini troszczyła się by wieczny ogień nigdy nie zgasł, aby ptaki nie przerywały śpiewu, który gasił gniew Roda. Zastępowała męża, gdy ten zapadał w letarg albo był na wojnie czy gościł w pozostałych krainach. Dodola z córkami, Rodzanicami: Zorzą, Lelą, Dzidzileylą przemierzała nocą ziemię nawiedzając miejsca, gdzie urodziło się niemowlę. Wierzono, że w trzy noce po narodzeniu się noworodka władczyni przeznaczenia, oraz prządki losu przychodziły do kołyski nowonarodzonego i nakreślały mu indywidualny los. Uważano, iż Zorza przędła nić życia, Lela odmierzała długość nici, a Dzidzileyla wiązała supeł w miejscu, gdzie Marzanna miała ciąć nić, kończąc żywot człowieka. Dola zaś brała niemowlę w ramiona i nakreślała na jego czole święte buki, które określały przyszłość człowieka. Rodzina noworodka zostawiała przy kołysce naczynia napełnione mlekiem, miodem i kaszą albo chlebem jako ofiarę dla czcigodnych bogiń. Boginie ukazywały się pod różnymi postaciami: kota, myszy, pasikonika czy kukułki lub sroki, a czasem jako świetliste istoty spływając po promieniach gwiazdy północnej. Zdarzało się czasami, że w obrzędzie brał udział Rod, gdy z wyroków bogów noworodek miał się stać kimś wielkim lub wyjątkowym. Nie wolno było wystraszyć wieszczek losu, bo to przynosiło nieszczęście. Wiele opowiadań i bajd ludowych wskazuje na to jak ważne było powstrzymanie ciekawości. Jedno z podań głosi:

<< Pewnemu bogatemu kmiotkowi urodził się syn. W trzecią noc po narodzinach zwykły do kolebki noworodka przybywać Rodnice, trzy siostry zwiastujące los i wolę bogów. Matka noworodka zgodnie ze starym zwyczajem postawiła dla owych zwiastunek przyszłości trzy naczynia wypełnione: mlekiem, miodem i chlebem. Ciekawość pchnęła kobietę do podstępu. Ukryła się ona za kotarą, która oddzielała kolebkę od reszty izby i obserwowała. Łódź Chorsa była już wysoko na niebie, kiedy przez okno spłynęły po świetle gwiazdy północnej trzy przecudne dziewki. Odziane w srebrno-złote suknie, z diademami na głowach i wrzecionem w ręku, stanęły nad kołyską. Już miały snuć losy wyznaczając nić życia, gdy kmiecina kichnęła. Spłoszone Rodzanice rozpłynęły się bezpowrotnie. Dziecko się rozpłakało, a rodzicielka poczęła lamentować, bo nie może być tak by noworodek bez przeznaczenia żył dłużej niż siedem dni. Tuż przed wschodem słońca matka z niemowlęciem ruszyła w drogę do świątyni w głębi lasu. Daleka była droga i pełna trudów, ponieważ chłopiec łkał dzień i noc, chudnąc coraz bardziej. Po kilku dniach wycieńczona kobieta znalazła świątynię Dodoli. Złożyła ofiarę przebłagalną i czekała na decyzję bóstwa. Kapłani i kapłanki zanosili modły przez cały dzień. Wieczorem u podnóża posągów ustawiono kołyskę z nieszczęśnikiem. Około północy świątynia wewnętrzna pojaśniała błękitną poświatą. Nastąpiła cisza. Pięć świetlistych postaci spłynęło z blaskiem miesiączka. Byli to Rod, Dadola i Rodzanice którzy ostrożnie otoczyli kołyskę. Kapłani, kapłanki i matka noworodka cicho opuścili świątynię. Po pewnym czasie dało się słyszeć delikatne nucenie, niemowlę przestało płakać, a świątynia rozświetliła się zorzą po czym widzenie zniknęło. Rankiem główny kapłan wszedł do bożnicy by po chwili wrócić z uśmiechniętym, rumianym chłopcem. Powiedział też matce, iż chłopiec wyrośnie na wielkiego wodza. Uradowana kobieta wracała do domu, dziękując bogom za łaskę. Słowa kapłana sprawdziły się co do joty. Okazało się, że wybrańcem bogów był Piast. >>

Dodola w swej gorszej odsłonie nosiła miano okrutnicy losu — Niedoli czy Biedy albo Jędzy-Nędzy. Lechici nie obwiniali samej bogini, lecz szukali powodu biedy u siebie, we własnym rodzie, czy też zrzucali odpowiedzialność na Niedolę. Wyobrażano sobie, iż bogini przeznaczenia miała dwie natury, z czego jedna była nieprzychylna ludziom kryjąc się w cieniu Dodoli. Bogini alarmowana błagalnymi modłami ruszała często sama na poszukiwanie psotnej towarzyszki. Kiedy udawało się jej złapać Niedole w sidła, to karciła ją okrutnie. Zamykała bliźniaczkę w dyby i starała się wynagrodzić ludziom krzywdy. Każde przedsięwzięcie było krótkotrwałe, ponieważ za każdym razem, kiedy Niedola wracała do sił to uwalniała się przy pomocy złośliwych bóstewek. Przybierała postać łasicy a następnie wymykała się z Wyraju by psocić. Szkodziła tak długo aż jej nie pochwycono na nowo. Nie wolno było jej zabić dlatego iż życie jednej zależało od drugiej. Gdyby zabito jedną to druga również by umarła. Ludzie musieli sobie radzić z losem w różny sposób licząc na dobroć Dodoli.

Dola czasami obdarzała niektórych ludzi mocą usidlania Niedoli. Opowiadano sobie jak to jednej, chłopak Biedę pochwycił na gorącym uczynku: <<W małej wiosce nieopodal grodu kaliskiego przyszedł na świat chłopiec o oczach niebieskich jak czyste niebo a włosach jak ze szlachetnego lnu. Rodzice byli bardzo szczęśliwi, bo był to wymodlony syn. Kiedy miał lat cztery poszedł z matką na grzyby do boru i się zgubił. Jak go odnaleziono, chłopiec był zapłakany i opuchnięty. Ojciec stwierdził, że to nie jest jego syn tylko boginki, a matka kierując się instynktem i poczuciem winy, nie mogła jednoznacznie się określić. Nadal kochała dziecko, które zgubiła w lesie nie zważając na to co ludzie plotkują. Chłopak rósł, ale mądrością nie grzeszył. Na postrzyżynach dano chłopcu imię Leszek co miało świadczyć, że dzieckiem jest Leszego. Przyszywany ojciec nie miał wyrozumiałości dla chłopaka. Bił go bez litości za każdym razem, gdy się upił albo okazja do bicia się nadarzyła. Leszek był oddzielony od reszty dzieci gospodarza, a jego posłanie znajdowało się w komórce przy oborze. Obowiązkiem podrzutka było doglądanie oraz oporządzanie zwierząt w obejściu. Nie lubił tego robić. Wolał spać albo psocić, za co był bity i głodzony. Kiedyś miarka się przebrała i gospodarz tak zmłócił Leszka, że aż trzy rózgi na drobne połamał, a chłopak przez miesiąc dochodził do siebie pod bacznym okiem znachorki. Gdy Leszek wrócił do sił, matka przygotowała mu tobołek z jedzeniem, dała kilka sztuk srebra, ucałowała na drogę posyłając go do na służbę do świątyni. Młodzik w trakcie wędrówki miał wiele przygód. Jednego razu, letniego popołudnia, kiedy leżał nad stawem zajadając soczyste jagód usłyszał wesołe pogwizdywanie. Podniósł się ze swojego posłania wypatrując źródła pogwizdów. Po długim wypatrywaniu i nasłuchiwaniu dostrzegł jak od kopy do kopy siana biegał pokurcz w zgniłozielonej kapocie, kapeluszu z sitowia, oraz dzbanem w ręku. Dziwadło brało rozbieg, wskakiwało na kopę i moczyło siano wylewając duże ilości wody z dzbana. Co nachylił dzban to wody w stawie ubywało a siano było tak zmoczone jakby ulewa je zmoczyła. Leszek słyszał nie raz jak chłopi we wsi psioczyli, iż Topiel im siano czy snopy w kopach do cna zmoczył. Złośliwy pokurcz był tak zajęty psoceniem, że nie spostrzegł jak mu Leszek na łeb zarzucił płachtę. Chłopak związał mocno rogi derki, dobył swojego dębowego kostura i zaczął okładać Topiela krzycząc:

— Ty szkarado złośliwa! Czemu to biednym ludziom krzywdę zadajesz?! Biedę na nich ściągasz?!

— Bo mi w moim stawie konie poją i kijanki płoszą! — wykrzykuje wijąc się z bólu Topiel.

— Psubracie! Ja ci kości połamie a truchło przywieszę na wierzbie co by wrony i kawki uciechę miały!!! — bił jeszcze mocniej.

— Puszczaj mnie!!! — krzyczał z bólu pokurcz.

— Puszcze! Puszcze, jak mi na swe życie przysięgniesz, że psocić na wioskach nie będziesz, ale pana na grodzie uciemiężysz na umór. — Leszek nie przestawał bić.

— Przysięgam na życie! Przysięgam! — łkał demon.

— Dobra, ale w ramach gwarancji gościć mnie będziesz u siebie za każdym razem, kiedy zechcę. — negocjował Leszek.

— No i jeszcze czego! — oburzył się Topiel a chłopak zdzielił go w łeb kosturem aż pokurcz zawył z bólu.

— To jak będzie? — warknął Leszek

— Umowa stoi! Nawet Ci swą jedyną córę oddam jako gwarant moich słów, tylko nie bij już i uwolnij.

Chłopak rozwiązał derkę, przezornie odskoczywszy w tył, zasłaniając się kosturem. Topiel z trudem wstał, zachwiał się i upadł co rozbawiło chłopaka. Po chwili demon usiadł, złapał się za głowę, potrząsnął nią, podejrzliwie spojrzał na człowieka, który spuścił mu łomot.

— Silnyś ty, jak nie człowiek. — skomentował Topiel i wstał próbując utrzymać równowagę — To chodźmy. Południe. — wskazał na słońce — Moja luba suma z rzepą zrobiła. — Topiel tupnął w brzeg stawu i woda rozstąpiła się odkrywając dom z sitowia, przed którym stała naburmuszona choć słusznej urody rusałka. Demon chuchnął w twarz Leszka i natychmiast za uszami chłopaka wyrosły skrzela -To żebyś mi nie utonął. — rzekł Topiel i poprowadził kamrata do chaty zamykając za sobą wody stawu. Gospodyni ugościła przybysza najlepiej jak mogła. Córka Topiela zadbała, aby Leszek wyspał się a także zrelaksował w ciepłym błocie. Demon słowa dotrzymał. Przez trzy noce kniazia dręczył aż do obłędu go doprowadził, tak że władca na bramie grody się obwiesił kończąc ciemiężne rządy. Znienawidzonym był wodzem to też ludzie po nim żalu nie mieli. Topiel również oddał Leszkowi swą jedynaczkę, lecz chłopak grzecznie odmówił co ulgę rodzicom paskudy przyniosło. Demon obdarował gościa sakwą wypełnioną złotem i drogocennymi kamieniami oraz podarował mu swój zaczarowany sztylet którym można było zabić każdego demona. Ostatecznie młodzieniec opuścił gościnną rodzinę Topiela udając się w dalszą drogę. Przechodząc przez bór, tchnięty intuicją wyjął z sakwy klika kamieni a resztę zawinął w futro zająca. Ukrywszy skarb w dziupli starego dębu, który oznaczył sobie znanym znakiem ruszył dalej. Zadowolony z siebie przeszedł bór i wszedł na dojrzewające pole pszenicy. Zboże częściowo było zwalone i skręcone a nad szkodą ubolewał biedak wznosząc bezradnie ręce do nieba. Łkał a to krzyczał na zmianę:

— Dodolo! Czym cię obraziłem, że mnie i rodzinę moją takim losem dręczysz?! Nic mi nie pozostało tylko śmierć! Matka umiera! Żona w połogu gorączkuje a dzieci z głodu kwilą! Com ci o bogini zrobił!?

— Niech bogi błogosławią. — pozdrowił Leszek rolnika — Cóż to gospodarzu się stało, że tak zawodzicie?

— Jak nie mam zawodzić! — obruszył się chłop — Bieda w chacie aż piszczy a i jeszcze Kręcioł, czort jeden zboże zniszczył. Przyjdzie mi umrzeć z głodu. Nędza podła zjadła mi miecz, topór, łuk a ostatnio radło doszczętnie zniszczyła. O ja nieszczęsny! — rwetesował biedak.

— Od kiedy was Kręcioł nawiedza?

— Po ostatniej pełni się zwlókł i harcuje każdego południa. Nie idzie gada przegonić. — szlochał chłop.

— Uspokójcie się gospodarzu, idźcie do chaty, przygotujcie strawę a ja tu poczekam aż chabeta przyjdzie.

— Niech ci bogi błogosławią dobry człowieku. — chłop z pochyloną głową wrócił do chaty stojącej na skraju boru. Leszek rozłożył derkę w cieniu sosny, która rosła przy drodze z lasu i wygodnie ułożył się odpływając do krainy marzeń. Z zadumy wyrwała go szyszka uderzając w czoło. Chłopak usiadł, potarł czoło, rozejrzał się po czym dostrzegł, że z ciemnego obłoku tanecznym krokiem schodzi szaro odziana istota. Był to Kręcioł, który po zetknięciu się ze ścieżką zaklasnął w dłonie, zerkną przymrużonymi oczami na pszenicę i rozpoczął swój taniec obracając się wokół własnej osi, wzbijając tumany kurzu. Leszek dobył sztylet, przyczaił się niczym ryś, a gdy Kręcioł był wystarczająco blisko cisnął w niego ostrze. Po chwili wir ustał, kurz opadł odsłaniając demona ze sztyletem pośrodku czoła przykutego do ziemi. Chłopak dziarsko podszedł do demona i z całej siły kopnął go w bok. Kręcioł już nie żył więc junak wyrwał nóż z łba paskudy, wytarł ostrze o jego szaty. Zdumiał się bardzo, gdy zwłoki poczęły się rozpadać w proch ale machnął ręką po czym wrócił na legowisko. Nie zastanawiając się dłużej zebrał swój majdan i ruszył na zasłużony posiłek. Kiedy dotarł do domu chłopa, spostrzegł nieprzebrany stan biedy. Chałupa podparta stemplami, dziurawy dach, zamiast drzwi tylko poszarpana płachta. W chacie nie lepiej. W jednej izbie wychudzona krowa jadła suchy oset, w drugiej na posłaniu z liści jęczały staruszka i brzemienna kobieta. Przy wygasającym palenisku kucała gromada dzieci w wieku od dwóch do sześciu lat.

— Sława! — rzekł Leszek — Kręcioł was nękać nie będzie.

— Niech bogi was błogosławią. — odrzekł chłop i się rozpłakał. — Nie mam wam jak zapłacić dobry chłopcze. — szlochał — Ostatnią garść pszenicy w żarnach zmieliłem i dzieci nakarmiłem. Krowę bym zabił, ale dzieci mleko pić muszą. O dolo moja dolo! — zawodził.

— Widać, że u was bieda na dobre się zadomowiła. — skomentował Leszek, obrócił się na pięcie i wyszedł z chaty. Chłop pomyślał, że wybawca obraził się, bo zapłaty za pracę nie dostał. Późnym wieczorem Leszek powrócił z derką pełną prowiantu i ziół. — Sława! — pozdrowił domowników zebranych przy ledwo tlącym się palenisku — Myśleliście, że was biedzie zostawię na zmarnowanie? — uśmiechnął się.

— Oj, dobrzy z was ludzie. — rzekł pełen nadziei chłop — Niech wam bogi błogosławią!

— Dobrze, dobrze. Chodźcie do mnie gospodarzu. — chłopak rozwiązał trok — Macie tu łuczywa. Zapalcie je co by w izbie jaśniej było. — Chłop odpalił pochodnie i powtykał w szpary ścian tak że w pomieszczeniu zrobiło się jasno niczym o poranku — To zioła dla waszej matki i żony. — podał gospodarzowi kilka sakiewek — Nowy kocioł, bo wasz to chyba dłużej nie posłuży, dzban na wodę, dwa bochny chleba, trochę słoniny i zając. Idźcie gospodarzu przynieść z boru drew a ja nad strumień po wodę pójdę. — Mężczyźni wzięli po łuczywie i wyszli z chaty. Powrócili kilka kwadransów później przynosząc drwa i wodę.

— Rozpalcie gospodarzu lepiej ogień by wrzątku nawarzyć i zająca upiec. — rzekł Leszek. Po około dwóch godzinach rodzina była najedzona, kobieta w połogu mniej gorączkowała a staruszka w końcu spokojnie zasnęła. Przed północą domownicy zapadli snem twardym, tylko junak czuwał na swojej derce przy wejściu do chaty. Kiedy korab księżyca był wysoko na niebie, z podwórza zaczął dobiegać piski. Leszek wytężył wzrok i czekał. Po chwili do izby wślizgnęła się łasica o srebrnej sierści popiskując ostrożnie obwąchując klepisko.

— No, no gospodarz chyba okradł kupca, bo mi tu dobrobytem pachnie. — zamruczała łasica podążając za węchem. Bohater tylko na to czekał. Zerwał się z posłania i rzucił się na zjawę z siecią. Pochwycona łasica próbowała przegryźć włókna więzienia, ale nie mogła, ponieważ była to magiczna sieć, którą junak odebrał Wodnikowi szkodzącemu rybakom.

— Czym jesteś zjawo? — warknął Leszek, wynosząc sieć z chaty.

— Nie twoja sprawa! — syknęła łasica — Pożałujesz ty jak się tylko oswobodzę! — wygrażała się.

— To się jeszcze okaże. — powiedział hardo młodzieniec zawieszając sieć na grubej gałęzi gruszy — Zaraz ty będziesz inaczej śpiewać jak ci kości na mąkę przerobię. Wymłócę z ciebie prawdę. — ujął mocno swój kostur.

— Jestem boginią! — wyszczerzyła kły — Jak śmiesz mnie więzić!? — szamotała się — Chcesz mnie uderzyć tym kijem?! Spróbuj no tylko to ci ręka uschnie! — wygrażała prychając.

— Spróbuje! — butnie powiedział i uderzył w sieć. Początkowo łasica unikała razów ale kiedy Leszek zaczął bić szybciej oraz celniej, zjawie przestało być do śmiechu. Piszczała, parskała aż wreszcie zaczęła błagać o litość, lecz chłopak ignorował to, bijąc jeszcze mocniej.

— Siostro! Siostro! Litości na Roda!!! — wrzeszczała ostatkiem sił. Po chwili niebo pojaśniało i pojawiły się cztery piękne kobiety.

— Junaku nie przerywaj bić. — odezwała się melodyjnie jedna ze świetlistych postaci.

— Oszalałaś Dodolo! — wrzasnęła łasica — Chcesz mnie zabić!

— Niedolo, ciebie nic nie nauczy! Ciągle tylko psoty masz w głowie! — karciła siostrę.

— Sława Matko ludzkiego losu. — Leszek pozdrowił boginię przerywając bicie i padł do ziemi. — Sława wam Rodzanice!

— Wstań mój chłopcze. — rzekła spokojnie Dodola — Dziękuję żeś pochwycił mój psotny cień. Znachorka dobrze ciebie wyuczyła. — dotknęła czoła junaka — Czego byś sobie życzył? — zapytała.

— Niczego dla siebie o bogini. — wskazał na chatę i jej mieszkańców — To im Bieda krzywdy wyrządziła.

— Dobrze. — uśmiechnęła się, klasnęła w dłonie a chata i obejście wyglądały jak nowe. Dodatkowo Dola przywróciła siły i zdrowie domowników a Rodzanice odebrały poród, bo czas był już na to. Bieda trafiła do wyrajskiego karceru a chłopak po latach bohaterskich czynów wrócił do swej matki. Tak to Niedola przez człowieka pokonana została.>>

Wyobrażano sobie, że Dodola jest piękną kobietą przed trzydziestką, ubraną w biało-czarne szaty, trzymającą w ręku kwiat paproci lub złotą kądziel a u jej stóp siedziały trzy Rodzanice trzymając się za ręce. Bogini poświęcone były: jaskółka oraz grusza. Wielbiono ją wraz z córkami w okresie Święta Plonów.

Żywie (Siwa, Żywia)

Bogini życia, mądrości i matka-twórczyni ludzi, opiekunka urodzajnej ziemi.

Była najpotężniejszą boginią. Wszystkie istoty żywe i ożywiane czuły przed nią respekt. Nawet w samym Rodzie budziła lęk. Nic w tym dziwnego, skoro życiodajna siła zależała tylko od niej, dawczyni życia. Miała nieograniczoną swobodę działania, ale była posłuszna woli boga bogów licząc się z jego wyrokami. Bogowie i ludzie cenili ją za mądrość, wyrozumiałość, oraz nieomylność. Na naradach siedziała blisko Roda wspierając go swą błyskotliwością, a kiedy Rod oddał koronę Kniazia bogów synowi, stała się jego legatką i łączniczką z Rady Bogów w Pałacu Słońca. W trakcie Wielkiego Buntu Bogów stała po stronie Roda. Bardzo mocno przeżyła śmierć kochanej klaczy Wszeboga, ponieważ była bezsilna wobec jadu Żmija i od tego momentu czuła do Nyja jedynie pogardę, oraz obrzydzenie. Każda nagła, nieplanowana śmierć istoty żywej, sprawiała to że bogini odczuwała ból. Jej opiece podlegały ptaki-dusze, gnieżdżące się w koronie Kosmicznego Drzewa. Codziennie karmiła je, zabawiała śpiewem a wiosną decydowała, które dusze powrócą do Jawii. Razem z Dodolą i Ładą dbały, aby ogień w świątyni boga bogów nie zgasł, a woń modlitw zmieszana z ziołami dodawały siły Rodowi.

Lechianie wierzyli ze bogini życia była stwórczynią ludzkiego rodu. Jak to opowiadała stara szeptucha, bogowie pozazdrościli Rodowi czci i chcieli na nowo wszcząć Wielki Bunt. Żywie postanowiła zapobiec rozlewowi krwi. W trakcie Rady Bogów, trzymając dwie czarki, stanęła pośrodku Sali Rady w Pałacu Słońca, przemówiła jako pierwsza:

— Bogowie i Boginie, staje przed wami, aby zapobiec kolejnej bratobójczej wojnie. Uczynię istoty podobne nam, aby czcili nas, ale stawiam warunek! Każdy z bogów odda jeden włos ze swojej głowy do jednej czary a boginie po kropli śliny do drugiej czary. Wszyscy jak tu jesteście weźmiecie odpowiedzialność za nowe stworzenie. Czy mam wasze błogosławieństwo? — po dłuższej chwili wiec bogów jednomyślnie zaakceptował prośbę Siwy. Bogini przeszła wszystkie krainy w poszukiwaniu materiałów do stworzenia człowieka. Z Wyraju zabrała kądziel, w Nawi zaczerpnęła wody z praźródła, a w Jawii znalazła najlepszy budulec — błoto ze słomą. Ucieszona wróciła do swego domu. Błoto, wodę, słomę i kądziel przełożyła do dzieży, wyrobiła masę którą podzieliła na dwie części. Do jednej części zaczynu dodała włosy a do drugiej ślinę. Następnie na kole garncarskim utoczyła z pierwszej części masy kopę mężczyzn, z drugiej zaś dwa tuziny kobiet a wszystko w rozmiarze jednej trzeciej swojego wzrostu. Resztki gliny wykorzystała do stworzenia walecznych kobiet zwanych Diewojami. Kiedy figurki wyschły bogini wpadła w zakłopotanie, ponieważ żaden piec garncarski nie mógł pomieścić efektu jej pracy. Głowiła się przez całą noc aż wpadła na bardzo dobry choć ryzykowny pomysł. Poszła do Roda i rzekła:

— Czcigodny bracie, wielkie mam zmartwienie, bo żaden piec nie chce pomieści wytworu moich rąk. Pomyślałam, że w Wiecznym Ogniu mogłabym dokonać wypalenia.

— Siostro! — zagrzmiał Światowid — Czyś ty oszalała!? Wiesz jakie mogą być tego skutki?

— Bracia! — zdenerwowała się — Chcesz nowej wojny?

— Nie. — uciszył się — Zrób co chcesz, byle szybko.

— Dziękuję. — uśmiechnęła się, skłoniła i dokonała wypalenia figur. Następnie wróciła do swojej pracowni, nałożyła glazurę, która nadała kolor skóry, oczu, ust oraz włosów. Kiedy zanosiła gliniane lalki na wóz, jedna z figur upadła i rozbiła się a ze środka wyleciał błękitny płomyk przybierając postać ptaszka lecącego między konary Kosmicznego Drzewa. Żywie zdała sobie sprawę, iż istoty, które stworzyła będą nosiły w sobie boski płomień oraz nie zagrożą bogom, ponieważ są na to zbyt kruche. Aby zapewnić bezpieczeństwo w boskiej krainie, bogini przeniosła gliniane postacie do Jawii, gdzie dokonała ich ożywienia. Bóstwa nauczyły ludzi tego co uważały za słuszne i potrzebne człowiekowi w zamian za modlitwy. Ludzie z wdzięczności napełniali boskie uszy modłami, sadzili ku ich czci święte gaje czy też budowali misterne świątynie. Przez wiele lat było dobrze. Człowiek się nie starzał, żyjąc w zgodzie z naturą i bogami, czerpiąc radość, oraz dobrobyt. Wszystko się zmieniło, kiedy Żywie odrzuciła zaloty Nyja. Pan chaosu nie potrafił znieść odtrącenia co sprawiło, iż szukał sposobu zemsty. Kolejna rewolucja w Wyraju była zbyt ryzykowna, a użycie siły wobec bogini również stanowiło zagrożenie. Postanowił zbuntować ludzi przeciwko sobie i przeciw bogom. Wykorzystał to, że w ludzkich ciałach tliła się jego cząstka, napełniając człowiecze serca, oraz umysły najgorszymi emocjami. Większość ludzi ulegając jadowi Żmija, przestało czcić bogów, dopuściło się okrucieństw wobec innych członków własnej rasy i natury, odbierali życie dla zaspokojenia próżności. Siwa nie mogła znieść bólu jaki zadawali jej ludzie. Udała się do boga bogów błagając o interwencję. Światowid wezwał wszystkie bóstwa na wiec by zdecydować w sprawie człowieka. Rada zdecydowała, iż ludzie muszą zginąć razem ze wszystkim z czym mieli styczność. Decyzją bogów Mokosz odebrała ziemi zdolność płodzenia, Swaróg zawiesił są słoneczną tarczę w zenicie i wypalił wszystko co było zielone. Tryumfujący Nyja napuścił na Jawię demony które wszelakie choroby przeniosły na ludzi. Marzanna nie miała chwili wytchnienia, a dłonie bolały ją od machania sierpem, tnąc na oślep nici ludzkiego życia. Żywie cierpiąc jeszcze bardziej błagała Roda o litość dla jej dzieła. Ostatecznie bóg bogów przychylił się do prośby siostry jednak postawił warunek: przeżyją tylko ci, którzy byli i są wierni bogom. Z decyzją Światowida nie chciał się zgodzić tylko Nyja. Pani życia przejrzała podstępnego boga, lecz nie miała czasu na utarczki z nim. Przeszła ziemię wzdłuż oraz w szerz aż wreszcie zebrała kilkoro wiernych, na których sprowadziła sen i wraz z ich nićmi życia ukryła w Nawii. Weles za pomoc bogini zażądał władzy nad duszami zmarłych, które zamieniał w bydło. Żywie przemyślała żądanie i zaproponowała, że dusze ludzi niegodnych nie będą miały powrotu do Wyraju za to zostaną odsyłane do Nawii. Pan zaświatów uznał propozycję za intratną przystając na pomysł siostry. Bogini dotrzymała słowa łapiąc w sieć dusze niegodnych i wysyłając je w zaświaty. Żmij dowiedział się o pakcie rodzeństwa. Rozzłoszczony tym, iż jego plan się nie ziści splunął na ziemię przeklinając ją, a przy okazji trując wody rzeczne oraz źródła, co doprowadziło Żywie do furii. Obolała i rozsierdzona jak nigdy dawczyni życia, z nici życia złego brata rozkazała Swarożycowi wykuć okowy, oraz łańcuch który został przymocowany do ściany jaskini znajdującej się nieopodal Kosmicznego Drzewa. Było to jedyne słuszne rozwiązanie by mieć baczenie na niepokornego boga. Żmij został pochwycony i uwięziony, gdy wygrzewał się w swej smoczej postaci. Kiedy czas Gniewu Bogów dobiegł końca uratowani przez Siwe ludzie powrócili na ziemię, by ją od nowa zaludnić. Ludzkość już nigdy nie powróciła do dobrodziejstwa sprzed buntu. Bogowie przestali być hojni i łaskawi. Modlitwy nie zawsze były wysłuchiwane.

Żywie długo nie chciała wyjść za mąż mimo tego, że Rod bardzo nalegał i swatał ją z różnymi bogami. Konkurentów nie brakowało, lecz szybko się poddawali, gdy bogini bezterminowo zwlekała z decyzją. Po Buncie Bogów nie ufała nikomu. Uważała, że woli samotność niż być zależną od kogokolwiek, ponieważ życie rządzi się własnymi prawami. Ostatecznie serce pani życia zawojował nieśmiały Prowe, którym bogini opiekowała się, gdy bóg-prawodawca był mocno pokiereszowany przez demony w trakcie Buntu Bogów. W pierwszym momencie przy wyborze partnera, Żywie kierowała się rozsądkiem analizując plusy i minusy wyjścia za Prowe, którego traktowała bardziej jak przyjaciela niż jako małżonka, lecz z czasem ogień Kupały rozpalił się na dobre. Owocem ich związku byli: Marzanna, Dziewanna, Mokosz i Jaryło.

Boginię wyobrażano sobie jako przeciętnej urody dojrzałą kobietę, siedzącą przy kole garncarskim, odzianą w bordowo-szare szaty, przepasane białą zapaską, trzymającą w rękach figurki mężczyzny i kobiety, z białym krukiem na ramieniu, oraz bocianem u stóp. Czasem widziano ją jadącą powozem zaprzęgniętym w bociany lub śnieżnobiałe kruki, stojącą w kręgu tańczących ludzi. Oficjalnie nie posiadała swojego posągu ani też świątyni. Poświęcone jej zostały biały kruk, bocian i brzoza. Jej święto przypadało w okresie Stada.

Prowe (Prawe, Prone)

Bóg prawa, sprawiedliwości, sądów, mściciel bogów oraz wielki prawodawca.

Prowe znaczy tyle, co: prawo. Miał na skórze wołu złotymi bukami spisać prawo, które jednakowo dotyczyło bogów jak również pomniejsze bóstwa oraz ludzi. Jego sądowi podlegały wszelkie istoty żywe zamieszkujące w Jawii, Nawii, Wyraju i Morzu. W sądzie nad bogami miał władzę drugorzędną oddając pierwszeństwo Rodowi, którego czcił jako wyrocznię. Przewodził w sądach nad duszami, ludźmi i pomniejszymi bóstwami czy demonami. Uchodził za nieustępliwego, oraz nieprzekupnego boga karzącego z największą surowością wszelką niesprawiedliwość i zbrodnię.

Praprzodkowie wierzyli w nieomylność wyroczni Prowe odnosząc się z wielkim szacunkiem do kapłanów i kapłanek sprawiedliwego boga. Na sądowych wiecach kniaź i Starsi Rodów pytali wyrocznię o zdanie bogów. Żercy biegli w prawie, przedstawiali przesłanie Prowe i na tej podstawie wódz wydawał wyrok klnąc się na bogów. Niesprawiedliwe wyroki również podlegały karze. Gdy wyrocznia uznała, iż wódz wydawał niesprawiedliwy osąd, wstrzymywano wykonanie wyroku, kapłani zwoływali wiec z udziałem kniazia i starszyzny plemiennej w Świętym Gaju. Pośrodku wiecu ustawiano dzidy, które symbolizowały różne kary: śmierć, chłostę, uszkodzenie ciała, obłożenie klątwą i wygnanie, pozbawienie majątku, niewolniczą pracę, sprzedanie, więzienie i głodzenie, oraz tarcze symbolizujące uniewinnienie, tworząc z nich tunel, wprowadzano na plac zebrania białego konia, kierując go do tunelu. Jeśli koń stawiał opór przed przejściem przez szpaler, lub przeszedł nie naruszając dzid ani tarcz, kończono wiec uznając, że Prowe zgadza się z osądem kniazia. Jeżeli koń naruszył którąś z włóczni lub tarcz postępowano zgodnie z wyrocznią. Szczegółowa lista kar była długa i tylko od kniazia lub sędziego zależało w jaki sposób mogła być dokonana sprawiedliwość. Czasami sam sprawiedliwy bóg dawał wyroki o czym przekonał się Popel zwany Chościsko władający kiedyś Goplanami i Polanami, w Kruszwicy gród mający.

Legendy głoszą, iż kniaź goplańsko-polański, syn Popela Popelida był okrutnym władcą, który przeciwko bogom, oraz ludziom dopuścił się czynów niegodnych. Otóż Popel wbrew woli stryjów pojął za żonę Gerdę, która została podarowana Popelowi Popelidowi jako poręka pokoju między Wandalami a Goplanami. Dziewczę było krnąbrne i bardzo zamknięte w sobie. Kiedy nauczyła się mowy Goplan pozwolono jej przebywać z dziećmi kniazia. Mały Popel przełamał nieśmiałość Gerdy a ich dziecięca przyjaźń z czasem przerodziła się w uczucie po stronie młodego kniazia. Wandalka mimo dobrego traktowania cały czas rozpamiętywała to, że została oddana w niewolę do znienawidzonego ludu. Powiadają niektórzy, że jako młode dziewczę była słusznej urody, a kiedy dorosła zbrzydła strasznie od nienawiści, którą w sercu nosiła. Stryjowie z rodu Myszków od strony matki, która pochodziła z Polan, dla podtrzymania pokoju między Goplanami a Polanami, uradzili ze starym Popelem, że książę pojmie za żonę lnianowłosą Milę, prawnuczkę siostry poprzedniego władcy Polan. Nie spełniły się swaty, gdyż Popel Popelid ciężko zachorował i odszedł przedwcześnie do Krainy Przodków, kiedy jego syn miał szesnaście wiosen. Niedoświadczony kniaź Chościsko musiał być zdany na rady stryjów oraz matczyne sugestie. Nie w smak mu to było. Niechęć do rodziny matki podsycała Gerda, nowo poślubiona kniazini. Dla zaspokojenia próżności żony matkę swa wygnał z Kruszwicy, więżąc ją na pobliskiej wyspie na jeziorze Gopło. Wyspa w owych czasach była mała i mieściła tylko nieużywany spichlerz z drewnianą wartownią na kamiennej podmurówce. Stara kniazini wraz z zaufaną sobie służbą, pod bacznym okiem wartowników zmodernizowała magazyn w przyzwoicie wyglądającą chatę. Nigdy nie powróciła do Kruszwicy ani nie dane jej było dożyć postrzyżyn wnuków. Kiedy Popelowi urodzili się synowie Lech i Popel a jego władza umocniła się, przez miecz oraz sojusz z Wikingami, to podstępna małżonka nakłoniła go do pozbycia się stryjów, motywując faktem, iż Myszkowie nie akceptują jej i nie pozwolą potomstwu młodego kniazia na sukcesję. Kniaź zwołał wiec, na który zaprosił stryjów i w obliczu zgromadzenia zapytał ich czy jego synowie będą dziedziczyć koronę po jego śmierci. Wujowie zgodnie orzekli, że synowie niewolnicy nie mają prawa do dziedziczenia. Klnąc się na bogów oraz biorąc Prowe za świadka odrzucili prośbę kniazia. Dodatkowo wypomnieli władcy, iż pohańbił Mile odsyłając ją ciężarną do domu, nie pozwalając jej na bycie konkubiną. Monarcha zapałał gniewem tak bardzo, że chciał stryjów publicznie zlinczować ale zrezygnował z tego obawiając się buntu. Zdarzyło się, iż w grodzie przebywało dwóch mędrców zwanych wieszczami, zmierzających do Arkony, których kilka dni wcześniej Popel poszczuł psami odmawiając im udziału w postrzyżynach najmłodszego kniaziewicza. Przybysze pozdrowili kniazia i zaproponowali, aby o losach jego rodu zdecydowali bogowie w osobie wyroczni. Wódz w otoczeniu dworu, stryjów a także starszyzny udał się do świątyni Świętowita, gdzie zapytał wyroczni o losy swego rodu. Wieszczba była ponura, bowiem ród Popelidów miał wygasnąć wraz ze śmiercią Popela Chościsko. W dodatku bogowie nie byli przychylni dziedziczeniu przez synów niewolnicy tak jak nie aprobowali małżeństwa kniazia z Gerdą. Władca Goplan niezadowolony z wyroków porwał święty miecz Świętowita i obciął nim głowę wyroczni dopuszczając się niegodziwości, która w oczach bogów, oraz ludzi była zbrodnią nad zbrodniami. Główny kapłan przeklął wodza i jego ród, życząc by zginął okrutną śmiercią. Po powrocie do grodu, Popel wydał ucztę na cześć swej małżonki, w której brali udział również wujowie. Gerda wydzieliła dzbany miodu i piwa, które zaufany służący zaniósł biesiadującym krewnym kniazia. Trunki zostały przez kniazinie zaprawione trucizną, która sprawiła obłęd u stryjów. Ci w szale pozabijali się raniąc przy tym innych biesiadników w tym Popela. Kniaź rozkazał, aby ciała stryjów porzucono za murami grodu i nie ważono się godnego pogrzebu im wyprawić. W tym samym czasie w świątyni zebrali się kapłani oraz kapłanki by namaścić nową wyrocznię. Podczas ceremonii jedna z głów posągu Prowe przemówiła wydając ostateczny wyrok na kniazia oraz jego ród. Nowa wyrocznia stwierdziła, że to sam Prowe przemówił w imieniu bogów. Kapłan kazał rozesłać wici by zwołać wiece, na których podjęto decyzję o obaleniu kniazia i wyznaczono termin rewolucji. Minęło jeszcze trochę czasu nim doszło do pospolitego ruszenia, na którego czele stanął Piast, syn Chościsko Kołodzieja. Oblężenie Kruszwicy trwało kilka dni. Kniaź obawiając się o własne życie i synów, pod osłoną nocy, wraz z rodziną oraz przyboczną drużyną wojów uciekł na tą samą wyspę, na którą zesłał matkę. Popel łudził się, że rankiem przyjdzie pomoc, po którą wysłał posłańca. Ostatni potomkowie Myszków przewidzieli ruchy wodza i przygotowali zasadzkę. Gerdę i synów Popela zmusili do wypicia trucizny, drużynę wybili w pień a występnego kniazia rozczłonkowali na sieczkę, po czy podpalili stary spichlerz wmawiając innym, że z woli bogów wygłodniałe myszy Popela zjadły, które oni ogniem spalili. Taki to los z woli bogów i samego boga-prawodawcy spotkał występnego władcę.

Prawe w Wyraju uchodził za pacyfistę jednak, gdy wybuchł Bunt Bogów, stanął po stronie Roda i z największą zaciekłością walczył z demonami. Walcząc z niesprawiedliwością nie zauważył, że dał się przez demoniczne siły wciągnąć w pułapkę. Pochwycony w szpony demonów został odarty z szat i oślepiony a następnie porzucony w dębowym gaju. Żywie odnalazła boga, którego rany lizał pies. Zdjęta litością zaopiekowała się przyszłym małżonkiem, dając mu oczy wołu, którego ludzie oddali jej w ofierze, oraz dbała o jego kurację osobiście. Od tego czasu Prowe dostrzegał nieprawość, niesprawiedliwość, krzywdę i wszelkie występki przeciwko prawu z dokładnością co do joty. Poza tym jego oczy widziały niewiele, dlatego nazywano go czasem ślepym bogiem.

Lechianie wyobrażali sobie Prowe jako trzydziestolatka, bez owłosienia na twarzy i ciele, z zębatą koroną na głowie, tarczą osłaniającą nagie ciało, wołową skórą zwisającą z ramion oraz włócznią, a u stóp spoczywał pies z grotami dzidy zamiast zębów. Prowe nie posiadał świątyni ani posągu. Czczono go w świętym dębowym gaju, w którym zbierał się sąd. Były mu poświęcone oprócz gaju dębowego również psy. Czczono go w czasie święta Stado.

Trzygłów (Trygłów, Trojan, Gosek, Moreł, Morewit)

Bóg słonych i słodkich wód, stworzeń wodnych, opiekun żeglarzy, rybaków, władca Pramorza.

Jego imię pochodzi od ilości głów. Jest to związane z trzema głównymi aspektami morza: tworzenie, niszczenie i żywienie. Trojan zamieszkiwał Pramorze i z niego zarządzał wodami w Wyraju, Jawii i Nawii. Sam zabiegał u brata o władzę nad bezmiarem wód, kiedy Rod pokonał Żmija. Z woli brata stał się morskim kniaziem. Światowid faworyzował najmłodszego brata. Moreł stworzył na dnie pramorza Bursztynowy Gród z Pałacem Wód pośrodku. Wydawał się być niezależnym władcą, lecz nigdy nie odważył się wystąpić przeciw bogu bogów. Lechici darzyli Trzygłowa wielką czcią i stawiali niemalże na równi ze Świętowitem, a jego wyrocznię otaczano szczególnym szacunkiem.

Wiekowi rybacy powiadali, że Gosek miał kapryśną naturę. Kiedy spał to morze było spokojne, gdy biesiadował morze przyjemnie falowało i darzyło rybaków obfitymi połowami, lecz gdy bóg się złościł to sztorm oraz szkwał burzył morze. Pewna stara klechda opowiada jak to o humorach bóstwa przekonał się pewien rybak. <<Żył sobie u Pomorców rybak zwany Morko. Chata rybaka stała nieopodal morza na wysokiej skarpie tak że wraz z rodziną co wieczór patrzył jak tarcza Swaroga znikała za lustrem wody. Kiedy córka rybaka miała siedemnaście wiosen, żona Morko ciężko zachorowała a nim przyszła zima rybak owdowiał. Wypływając w morze zabierał ze sobą Lube, córkę swą, która uweselała mu pracę swoim śpiewem. Rybak był ubogi i nie stać go było na nowe sieci więc naprawiał codziennie starą sieć, w którą łowił niewiele ryb, gdyż co sprytniejsze uciekały przez dziury. Połowu ledwo starczało, aby przeżyć. Morko mimo to nie poddawał się. Łatał sieci, wypływał w morze, gromadził zapasy na gorsze dni. Luba codziennie pomagała ojcu i zabawiała go opowiadaniami lub śpiewem co nie uszło uwadze pana morskich toni. Trojan był bardzo ciekawy do kogo należy tak piękny głos. Początkowo myślał, że to jedna z jego córek — morzałek, którą chciał skarcić za to, iż kusi rybaków w pełny słońca dzień. Zaciekawiony wyjrzał nad powierzchnię wody a jego serce szybciej zaczęło bić. Zauroczony Lubą przybrał ludzką postać i ruszył w konkury. Obłaskawił przyszłego teścia nową siecią a także łodzią. Lubę obsypywał szlachetnymi kamieniami oraz bursztynem tak że ubogi rybak stał się zamożnym kupcem z własną flotą rybacką. Na miejscu chaty postawił nowy przestronny dom, bogato wyposażony w zamorskie sprzęty, dla siebie, córki a także zięcia. Trygłów na dobre się zasiedlił na ziemi, jednak nie zapomniał o tym kim jest i kiedy ludzie zasypiali, to on schodził do morza by czynić monarsze obowiązki. Mijały lata, urodziły się dzieci, rodzinna sielanka trwała na dobre. Luba mimo upływu lat była niezmiennie piękna, zachwycając swym śpiewem małżonka. Morko cieszył się, że w końcu los mu sprzyja. Zmieniło się wszystko, gdy syn Luby, cierpiąc na bezsenność zauważył jak ojciec cichaczem wychodzi z domu. Chłopiec podążył za rodzicem wprost do Bursztynowego Grodu i zobaczył prawdziwe oblicza swego ojca. O wszystkim powiedział dziadkowi, który początkowo nie wierzył wnukowi. Sam musiał się przekonać, więc usiadł przed domem w zaroślach czekając co się wydarzy. Przed północą dostrzegł jak przez okno wymyka się zięć, więc podążył za nim. Morze się otwarło i odsłoniło swoją tajemnicę. Morko zobaczył jak mąż jego córki przemienia się w swoją naturalną postać. Przerażony kupiec powrócił przemoczony do domu, budząc domowników kazał im się spakować i ruszyć na statek. Gdy bóg morza wrócił o domu zaniepokoiła go nieobecnością domowników. Przeszukał okolicę, przepytał rybaków, aż w końcu dotarł do okrutnej prawdy. Gniew wyparł uczucia, a myśli wypełniło poczucie, że został zdradzony przez rodzinę. Rozwścieczony rozkazał falom by uderzały w skarpę, na której stał dom teścia, aż do momentu kiedy budowli nie pochłonie morze. Sam przybrał swą boską postać i ruszył w pogoń za zbiegami. Znalazł ich, gdy na drodze statku pojawił się zarys celtyckiej wyspy, do której Morko zmierzał. Trzygłów uderzył pięścią w taflę wody, a powstała przy tym fala przewróciła statek. Rodzina przeżyła atak. Na barce kontynuowali swoją ucieczkę, lecz bóg zagrodził im drogę. Luba stanęła naprzeciw męża, ze łzami w oczach błagała o wybaczenie. Gosek zaślepiony gniewem uderzył ręką w barkę, która poszybowała wiele mil śmiertelnie raniąc teścia, żonę i dzieci. Władca morza popłynął w miejsce, gdzie dryfowały szczątki łodzi. Spostrzegł, że małżonka jeszcze oddycha, więc podpłynął do niej. Luba ostatkiem sił przebaczyła czyn męża, wyznała, że niezmiennie jest mu wierna i wydała ostatnie tchnienie. Trzygłów poruszony do głębi wyznaniem ukochanej rozpłakał się i łkał nieustannie przez kilka dni do tego stopnia, że woda w morzu stała się słona.>> Podobnych historii było wiele.

Trojan lubił ludzi, pomagał im, nauczył budować łodzie, wytwarzać sieci. Był jedynym bogiem, który nigdy nie uskarżał się na rodzaj ludzki. Oczywiście nic za darmo. Lechianie ofiarowywali mu rok rocznie czarne źrebię, które było z nasienia konia poświęconego Trygłowowi, by bóg powiększył swoją stadninę. Czasem, gdy tego wymagała sytuacja składano w ofierze ludzi, zazwyczaj jeńców wojennych, ale czasami ofiarowywano piękne dziewczęta, które miały usługiwać panu morza.

Pewien wiekowy bosman snuł taką oto opowieść: <<Dawno temu, gdy Gosek jeszcze pokazywał się ludziom, tam, gdzie teraz leży Hel stała wyspa Lela, później Starym Helem zwana. Wyspa była darem Mokoszy dla Leli, jednej z Rodzanic jako prezent ślubny, którą potem Rodzanica przekazała Siemowi i Rgiełowi, aby się zaopiekowali pod jej nieobecność. Wyspą władał dobry i mądry kniaź o imieniu Hel. Miasto-państwo było najbogatsze z nadbałtyckich miast ciesząc się uznaniem ludzi i bogów, oraz opiekuńczych bóstw. Z czasem mieszkańcy patronami miasta obwołali Siema i Rgieła, którzy dumnie reprezentowali gród na radach, oraz ucztach bogów w Wyraju. Na jednej z biesiad, dla żartu pijany Trygłów założył się z zadufanymi bóstwami o to, że Lelanie w niedługim czasie poproszą o patronat boga morza odsuwając się od dawnych opiekunów. Siem i Rgieł gwarantowali, że tak się nie stanie, a jako gwarant dali swe głowy, które Gosek miał w razie ich przegranej zjeść. Bóg zgodził się, ponieważ uważał, że bóstwa wyspy stchórzą, gdy przyjdzie co do czego. Po niedługim czasie miasto obiegła wieść, że wielka flota Wikingów zmierza do Lelu by złupić gród. Kniaź udał się do wyroczni, która przekazała wolę bogów. Wieszczba głosiła, iż miasto musi być oddane w opiekę Trzygłowa, aby uniknąć zniszczenia. Jednak kapłani Siema i Rgieła przekonali władcę, że obecni patroni ochronią miasto z pomocą drużyny. Wrogowie rozpoczęli oblężenie wczesnym rankiem i nie odpuszczali przez kolejne dni. Zaniepokojony Hel udał się jeszcze raz do wyroczni prosząc o radę. Wieszczka powtórzyła to samo co poprzednio, dodając że Trzygłów żąda ofiary z dziewicy na służbę do Bursztynowego Grodu. Kniaź był załamany. Jedyną niewinną istotą jaką znał była jego siostra Reda. Po długim zastanowieniu się poinformował Redę o woli pana mórz, a ta nie myśląc wiele kazała się przystroić w najpiękniejsze szaty i nad ranem w otoczeniu kapłanek Trojana weszła do morza ofiarując się, oraz zawierzając wyspę Goskowi. Ostatecznie Trygłów przyjął ofiarę, lecz wrogowie zdążyli sforsować bramę grodu i dokonać rzezi, grabiąc przy tym miasto z bogactw. Takim sposobem Trzygłów wygrał zakład, lecz nie chciał pożerać głów rywali. Jednak Łada zażądała dopełnienia zakładu gdyż taka była kolej rzeczy. Pochwycono Siema i Rgieła których postawiono przed Radą Bogów. Nie było wyjścia. Moreł dokonał dekapitacji odgryzając głowy przeciwnikom które w niewyjaśniony sposób przyrosły do szyi władcy morskich wód, co wprawiło nawet w osłupienie Roda. Bóg bogów sprawił, że Siemowi wyrosła głowa psiokształtna a Rgłowi rysiokształtna. Zawstydzone bóstwa oddały cześć Trzygłowowi, po czym wrócili do Jawii by jako opiekuńcze duchy sprawować opiekę nad obejściami i zbożem. Tak to Gosek stał się trzygłowym bogiem.>>

Pomorcy wierzyli, że ryby i potwory morskie narodziły się bezpośrednio z nasienia Trojana, które wytrysnęło w trakcie snu boga, gdy pocierał członkiem o posłanie. Inna opowieść mówiła, że ryby powstały z krwi Goska, która wypłynęła z ran odniesionych w trakcie Buntu Bogów i wpadła do morza. Mawiano także, iż Trzygłów był bardzo kochliwym bóstwem. Gdy mu się spodobała jakaś kobieta, bogini czy boginka zawsze ją zdobywał. Warunkiem jednak było to, żeby wybranka była dziewicą, ponieważ uważał, że on jako bóg ma pierwszeństwo w inicjacji cielesnej. Często był gościem na orgiach w Noc Kupały, gdzie zaspokajał swoje żądze przybierając postać młodzieńca hojnie obdarzonego przez naturę. Owocami związku boga z kobietami byli junacy, czyli półbogowie, których Trygłów otaczał opieką, dbając o ich potrzeby i edukację.

Gosek miał wiele żon choć najważniejszą z nich była Rodzanica — Lela, którą czasem nazywano Poronie, ponieważ opiekowała się położnicami, akuszerkami oraz noworodkami. Jako bogini ciągu życia nie chciała mieszkać w wodnym świecie i mało ją interesowało rozwiązłe życie małżonka. Ze związku Trzygłowa i Leli narodziły się bóstwa rzek, rusałki, a także morzałki. Trojan tytułował swą małżonkę Kniazinią Rzek, szanował ją i na swój sposób kochał, nie pozwalając nikomu by szydzono z niej. Gdy miał napady gniewu posyłano często po Lele by uspokoiła małżonka kołysanką tą samą którą koiła niemowlęta w noc przeznaczenia. Boga morza wyobrażano sobie jako młodego mężczyznę o zielonkowatej barwie skóry, z rybim ogonem od pasa w dół, trzema niezależnymi głowami, na których widniały korony w kształcie fal, wysadzane bursztynem. W ręku dzierżył sieć albo trójzębny dziryt, a jego towarzyszem był czarny koń, prowadzony przez morzałki. Goskowi poświęcone były: czarny koń; bursztyn i dąb, a jego święto obchodzono w okresie sztormów.

Weles (Wołos)

Bóg magii i bydła, władca Nawii, przewodnik dusz, opiekun bajarzy oraz pasterzy, twórca buk — świętych liter i cyfr.

Imię boga znaczy tyle, co: magia, moc, dawca bydła. Był jednym z bogów przysięgi i stwórcą krainy dusz — Nawii, w której sprawował urząd sędziego oraz kniazia. Dusze, które Żywie odsyłała do zaświatów, przybierały postać bydła i były wypasane na łąkach padołu. W zależności od tego jakie kto życie prowadził na ziemi oraz jakich występków się dopuścił, to taki smak trawa miała. Weles nauczył wybranych ludzi posługiwania się mocą czerpaną z otaczającego ich świata i zapanowania nad nią. Tak narodziły się gusła, czary oraz powstała grupa czarownic — szeptuch, wiedźm — jasnowidzących, wieszczek i wieszczy.

Klechdy głoszą, że kiedy Rod z resztą bóstw był zajęty tworzeniem Wyraju i nadawaniu wszechrzeczy kształtu, Weles i Świętowit stanęli w konkury o najpiękniejszą z bogiń, Mokosz. Bogini nie była początkowo zainteresowana żadnym z nich, ale nie dała im tego po sobie poznać. Wyznaczyła bóstwom zadanie, aby stworzyli dla niej coś czego nigdy nie miała. Obaj bogowie poczęli myśleć intensywnie, Świętowit na swej barce a Weles unosząc się nad bezmiarem morza. Wiele dni myśleli, ale nic im do głowy nie przychodziło. Bóg magii dostał wypieków na twarzy, więc postanowił się schłodzić i zanurkował w morzu. W rozpędzie dotarł do otchłani, a kiedy dotkną dna zainspirował się miękkością piasku i postanowił wziąć garść podłoża. Kiedy wypłynął i zawisł w powietrzu, pan wojny spostrzegł, że Weles coś ukrywa w dłoni. Popędliwy Świętowit nie czekając na dalsze kroki Wołosa, wypuścił strzałę z łuku, lecz grot musnął tylko skórę, sprawiając ból późniejszemu panu zaświatów, zmuszając go do wypuszczenia piasku z dłoni. Drobinki podłoża po zetknięciu z wodą połączyły się tworząc zaczątki lądu. Weles ostrożnie stanął na niewielkim skrawku ziemi, uśmiechając się patrzył szyderczo na pana niebios. Zazdrosny nieborządca wypuścił kolejną strzałę, która uderzyła w ląd powodując powstanie jeziora w miejscu uderzenia a w innym punkcie ziemi, wypiętrzenia się góry, którą to ludzie nazwali Ślężą. Zdenerwowany Wołos ruszył w kierunku Świętowita, ale kiedy zrobił krok ku łodzi tym ląd się powiększył w tym kierunku irytując boga. Panu wojen się to spodobało i zaczął wiosłować w różne strony aż Weles się zmęczył. Wyczerpanie zabawą dopadło również boga niebios. Obaj rywale zasnęli, a gdy się obudzili dostrzegli Mokosz przemierzającą ląd tam i z powrotem, aż poirytowana stanęła przed bogami wyrzucając im, że to co stworzyli jest jawną kpiną. Na koniec tupnęła w złości w ląd, który nagle pokrył się zielenią traw, krzewów, drzew oraz kwieciem, co wzbudziło podziw bogini. Zapytała rywali którego z nich to dzieło, ale bogowie się pokłócili i każdy z nich rościł sobie prawo do ziemi. Spór rozstrzygnął Rod ustanawiając Welesa strażnikiem podziemi a synowi kazał zamieszkać w Pałacu Słońca na jedynej górze Wyraju. Prabóg patronką Jawii ustanowił Mokosz w nagrodę za to, że dzięki niej, ląd stał się przyjemniejszy oczom. Ostatecznie żaden z bogów nie wygrał a piękna bogini pozostawała nadal niezamężna ku swojej radości.

Wołos stworzył na styku Jawii z Otchłanią krainę nazywaną później Nawią. Na szczycie Sobótniej Góry, stojącej na środku Padołu Łez, wzniósł okrągły chram, którego dach dotykał podstawy ziemi. Budowla została wzniesiona z połączenia resztek materii, z której powstała tarcza Swaroga i żagiel Chorsa. Świątynia stanowiła jedyne źródło światła w Nawii i była domem boga magii, oraz miejscem sądów nad duszami. Wierzono, że na zboczu góry, w grocie biło źródło Żywej Wody, którego strzegł Źródlin w postaci skrzydlatego smoka. Woda ze źródła miała właściwości uzdrawiające, oraz ożywiające dopiero co zmarłych, a dzięki piórom ze skrzydeł bestii można było powrócić do Jawii. Cudotwórcza woda występuje w wielu podaniach. Jedna z klechd głosi: <<W górach, w walącym się domku mieszkała matka z synem. Ciężko pracowała, nie dojadała ani nie wysypiała się co sprawiło, że w końcu zachorowała. Kiedy domowe sposoby nie pomogły na niemoc matki, chłopak udał się po radę do szeptuchy. Zielarka sama musiała określić stan chorej więc przybyła do chaty, a po odczynieniu uroków stwierdziła, że tylko Żywa Woda by pomogła. Młodzieniec bardzo się zasmucił.

— Takie wyroki bogów. — zielarka spojrzała na chłopaka — Jeśli się pośpieszysz to ocalisz matkę. Masz tu srebrny dzban i mój kostur. Droga do Sobótniej Góry prowadzi przez jamę u podnóża Ślęży. Pamiętaj byś się nie oglądał za siebie nawet jeślibyś głos znajomy posłyszał. W Nawii czas nie ma początku ni końca więc spiesz się, ale powoli. Masz tu jajo kuropatwy dla strażnika źródła, któremu musisz zabrać pióro by powrócić żywy do domu. Kiedy będziesz wracał z wodą to skrop głazy przy ścieżce, bo w nie zaklęci są ci co oglądali się za siebie. Pytaj też o Jarenkę, a kiedy ją spotkasz to weź ze sobą.

— Dobrze matko szeptucho. — ucałował ręce staruszki — Zrobię, jak każesz.

— Niech cię bogi prowadzą. — uściskała chłopca — Nie zgub mi kostura. — przestrzegła — Pamiętaj! Nie oglądaj się. O matkę się nie martw.

— Wrócę tak szybko jak tylko się da. — skłonił się i wyszedł z chaty.

Szedł wiele dni od świtu do nocy aż dotarł do świętej góry, gdzie znalazł pieczarę osłoniętą tarniną. Po chwili odpoczynku przedarł się przez kłujące zarośla i wszedł do jamy, jednak po kilku krokach drogę zatarasował mu wielki niedźwiedź. Młodzieniec zadrżał, ale pomyślał o matce i odwaga wróciła. Zwierzak wyszczerzył zęby warcząc, tocząc przy tym pianę. Chłopak ujął mocno kostur zielarki i z imieniem Peruna na ustach uderzył niedźwiedzia w pysk. Zwierzak zaskomlał po czym zmienił się w kamienny posąg. Zadowolony chłopiec ruszył w głąb pieczary szukając po omacku drogi, gdy nagle wpadł do ciemnej sadzawki, której wir porwał go na dno. Kiedy chłopak się ocknął spostrzegł, że leży na brzegu czarnego stawu, a z dala przygląda się mu stado krów. Z trudem podniósł się z kamienistej plaży, rozejrzał się i w dli dostrzegł cel swojej podróży — Sobótnią Górę. Zziębnięty, ale pełen nadziei ruszył na poszukiwanie źródła Żywej Wody. Z trudem wspinał się po ostrych i śliskich głazach które wyznaczały szlak. Dodatkową trudność generował strach i ciekawość, ponieważ chłopak słyszał za sobą różne odgłosy. Kiedy stanął przed wejściem do jaskini, z której dobiegał szmer wody usłyszał za plecami przejmujący głos matki. Już miał się odwrócić, ale niczym grom, wybrzmiała w jego głowie przestroga szeptuchy. Z bólem serca wszedł do pieczary, utykając i łkając dotarł do kamiennej niecki, w której tańczył mały strumień wody. Zdejmował z troka srebrny dzban by zaczerpnąć wody, kiedy z mroku wyłoniła się skrzydlata bestia o głowie i szponach jastrzębia, oraz cielsku węża.

— Czego szukasz człowieku? — wysyczał złowieszczo potwór.

— Matka mi umiera… — powiedział łkając chłopiec — Wody mi potrzeba.

— Zadziwiające. — syczała maszkara zataczając krąg wokół młodzieńca — Jesteś pierwszym człowiekiem, który od stu lat dotarł tak blisko źródła. — Źródlin bacznie przyglądał się chłopcu — Co mam z tobą zrobić? Chudyś, małyś… — wybrzydzał.

— Zaczekaj panie. — poprosił młodzieniec i sięgnął do dzbana z którego wyjął jajko owinięte w lnianą chustę — Mam dla ciebie podarunek. — rozwinął zawiniątko, a smok zadrżał z podniecenia.

— Daj mi to. — zasyczał podekscytowany przybliżając dziób do ręki chłopaka — Rozumiem, że chcesz Żywej Wody?

— Tak.

— Bierz ile chcesz. — syczał podniecony — Daj mi tylko to. — łypał raz jednym a raz drugim okiem wystawiając wężowy jęzor niczym cieszący się pies. trzepotał przy tym skrzydłami z ekscytacji tak bardzo, aż wypadło mu kilka piór.

— Proszę. — chłopak delikatnie złożył jajko w dziobie smoka.

Bestia oddaliła się do mroku, a młodzieniec szybko zebrał pióra. Następnie podszedł do niecki z pulsującą wodą, zanurzył dzban czerpiąc tyle ile naczynie pomieściło. Kilka kropel wody spadło mu na dłoń wnikając w skórę. Wszystkie rany i otarcia zagoiły się oraz powróciły siły, wlewając w serce chłopca nadzieję. Ruszył w powrotną drogę skrapiając ręką skały, uwalniając tych którym nie udało się dotrzeć do źródła. Pytał każdego ocalonego o Jarenkę, lecz nikt nic nie wiedział. Dopiero u samego podnóża góry udało mu się odczarować dziewczynę. Kiedy przybyli do czarnego stawu młodzieniec wyjął zza pazuchy pióra, złapał dziewczynę za dłoń, pomyślał życzenie a następnie rzucił pióra na wodę. W jednej chwili stanęli na ścieżce prowadzącej do chylącej się chaty. Szybkim krokiem ruszyli do domu, na progu którego czekała szeptucha. Kiedy dziewczyna dostrzegła staruszkę podbiegła do niej, zarzuciła jej ramiona na szyję, mocno się wtulając. Okazało się, że znachorka była babcią Jarenki i od wielu lat oczekiwała powrotu wnuczki. Młodzieniec przywitał się z szeptuchą, oddał jej kostur a następnie wszedł do izby, gdzie leżała matka. W pierwszej chwili nie zauważył, że kobieta nie oddycha. Kiedy ujął ją za rękę zrozumiał czemu nie reagowała na jego głos. Zielarka oznajmiła, że minionej nocy duch opuścił ciało, lecz nie pozwoliła chłopcu na łzy. Kazała mu wlać trochę wody do martwych ust matki. Po dłuższej chwili życie wróciło kobiecie ku radości zebranych przy posłaniu. Syn uściskał matkę, która wydawała się odmłodzona. W radosnej atmosferze złożono ofiarę bogom dziękując w szczególności za łaskawość Welesa i Źródlina.>>

Wołos bardzo mocno był czczony przez pasterzy. Wierzono, że w noc po narodzinach cielaka czy jagnięcia lub innego zwierzęcia w gospodarstwie, przychodził do zagrody Weles i błogosławił zwierzętom. Górscy pasterze opowiadali różne bajdy o tym jak to Wołos ochronił owce przed wilkami albo pasterzy przed zbójnikami. Wypasacze trzód wieczorami palili na wzgórzach ognie by przyzwać opieki boga pasterzy. Co roku przed wyprowadzeniem trzód na hale dokonywano obrzędu, podczas którego składano w ofierze cielaka lub jagnię, aby pozyskać przychylność Welesa. Również po zakończeniu czasu wypasania organizowano libacje dziękczynną ku czci bydlęcego boga.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 33.08
drukowana A5
za 42.93