Wstęp
Drodzy Czytelnicy,
przedstawiamy książkę Angel’a Woxword’a „Kronika Bogów rys mitologiczny Lechitów”. To zbiór opisów bóstw, demonów, legendarnych postaci, miejsc oraz świąt i obrzędów. Autor czerpał inspirację z Kronik Jana Długosza, opisów Gala Anonima, polskich baśni i legend, uzupełniając je hipotezami historyczno-archeologicznymi. Podkreśla, że książka jest luźną interpretacją wiedzy i hipotez, zawierającą fikcję literacką przeplataną wątkami historycznymi, a nie naukowym źródłem wiedzy. Zawiera jednak cenne sugestie dla wprawionych czytelników.
Tytuł książki sugeruje, iż zamieszczono tu historię bogów lechickich. Autor nadając taki tytuł chciał zaciekawić potencjalnego Czytelnika, rozbudzić w nim wyobraźnię. Ale pytanie: kim są ci Lechici? Śpieszymy z odpowiedzią. Lechitami, Lachami, Lechianinami nazywa się Polaków, czyli nas. Wynika to z faktu, iż legendarnym ojcem naszego Narodu był Lech i to od jego imienia nazywano praprzodków Lachami, Lechitami. Terminologia ta przetrwała u naszych wschodnich sąsiadów do czasów obecnych, często używana jako pogardliwe określenie naszego Narodu. W tym miejscu także zaznaczamy, iż niniejsza pozycja literacka nie ma nic wspólnego z mitem Wielkiej Lechii.
Książka została podzielona na kilka części. Pierwsza część poświęcona jest Panteonowi Bóstw Lechickich. Autor przedstawia hierarchiczny panteon bogów i bogiń, w których wierzyli mityczni Lechici czyli bohaterowie Sagi Prapolskiej. Ten panteon został skonstruowany według określonych zasad przyjętych przez Angel’a Woxword’a. Zawiera opisy wyglądu i funkcji bóstw oraz legendy związane z ich domenami. Warto podkreślić, że różne plemiona lechickie posiadały własne panteony oraz wierzenia.
Druga część opisuje sylwetki i domeny bóstw drugiego rzędu, które pośredniczyły między ludźmi a wielkimi bogami, których pamięć przetrwała do dziś. Mniejsze bóstwa powstały w wyniku degradacji lub zastąpienia przez inne bóstwa, często przejmując negatywne cechy.
Część trzecia opisuje wybrane dobrotliwe duchy, demony i inne istoty. Autor skupił się na najbardziej rozpowszechnionych. Te istoty były związane ze światem zmarłych i pomagały radzić sobie z tęsknotą za bliskimi. Lechici pielęgnowali pamięć o swoich przodkach, czcząc ich i obawiając się gniewu świata dusz.
W czwartej i piątej części autor omawia nazwy związane z niebem, ziemią, zaświatami oraz łącznikami między światem rzeczywistości a snami. Przedstawia również zwyczaje i święta obchodzone przez Prapolaków, co pomaga Czytelnikom lepiej poznać świat Lechitów przed wprowadzeniem chrześcijaństwa.
Na zakończenie należy podkreślić, że „Kronika Bogów rys mitologiczny Lechitów” powstała jako wstęp do trylogii „Wieszcz” oraz zbioru opowiadań z cyklu „Saga Prapolska.” Autor chciał wprowadzić Czytelników w świat postaci takich jak Krak, Wanda, Piast czy Waleska. Książka ta pełni rolę leksykonu, słownika i przewodnika literackiego, przedstawiając zarys mitologiczny Lechitów.
PANTEON BOGÓW i BOGIŃ
Rod (Światowid, Kolada)
Bóg istnienia, losu i czasu, zajmował centralne miejsce w hierarchii bogów lechickich. Jego imię wywodzi się od słów takich jak: ród, rodzić, radzić i raić (snuć plany). Znany był jako Wszechbóg i ojciec wszystkich bogów.
Rod pojawił się jako pierwsze ukształtowane istnienie, które samoistnie wyłoniło się z nicości. Po nim dopiero przyszły bóstwa takie jak: Czarnobóg, Żywie, Kupała, Weles, Dadźbog i Trzygłów, które uważano za rodzeństwo lub potomstwo samorodnego Roda. Stworzył pierwszych bogów oraz wszystkie magiczne istoty. Był źródłem wszelkiego życia i wszechmocy, które przekazał innym bóstwom, nie tracąc nic ze swojej potęgi. Symbolizował początek wszystkiego, od którego inne boskie istoty czerpały swoją moc. Rod-Światowid reprezentował niezmienność boskich wyroków. Rod, jako pierwotna siła twórcza, zarządzał nieskończoną mocą i utożsamiał się z nią. Przewodniczył sądowi nad bogami i magicznymi stworzeniami. Początkowo uważano go za jedynego boga, ale z czasem jego rola imperatora osłabła. Przydomek „Światowid” oznaczał wszechobecność bóstwa we wszystkim co widzialne i niewidzialne. Uważano go za boga kosmicznej przemiany i cyklu istnienia, mającego wpływ na wydarzenia w Wyraju (Krainie Ptaków i Bogów, znanej również jako Prawia), Nawii (Krainie Dusz, czyli zaświatach) oraz Jawii (Krainie Ludzi, na ziemi i w morzu).
Rod, władca wszechrzeczy, odwiecznie walczył ze swoim bratem Czarnobogiem, panem chaosu który chciał przyspieszyć Wieczny Kres. Żmij zbuntował się przeciwko bratu i zaatakował Wyraj, gród bogów. Wszechbóg stanął do walki z Nyją na polu które potem nazwano Równiną Przodków. Choć Żmij wiedział, że przegra, jego duma nie pozwalała mu się poddać. W zaciekłej bitwie zwyciężył Rod. W akcie desperacji Żmij pozbawił oka ukochaną klacz władcy bogów, Dolę, a potem zabił ją, zanim sam został pokonany. Za karę pan czasu, wygnał brata do Nawii. Światowid, zrozpaczony stratą klaczy, stworzył laskę na której szczycie umieścił jej oko. Dzięki niemu mógł obserwować Cztery Krainy. Z krwi i łez klaczy narodziła się Dodola. Ze zwłok konia, wyrósł Kosmiczny Dąb Życia, strzeżony później przez Peruna.
Światowid miał zarówno surową, jak i przyjazną naturę, podobnie jak większość lechickich bóstw. Surowość przejawiała się w jego militarnym aspekcie. Na polu bitwy był bezwzględny, eliminując przeciwników na różne sposoby. Walczył z determinacją wilka, uporem kruka i sprytem rysia, skutecznie pokonując wrogów, lub goniąc za nimi aż do ich śmierci.
Opowiastka ludowa z terenów nadbużańskich przedstawia historię młodzieńca o imieniu Igor:
Na Nadbużu żył młodzieniec imieniem Igor, który nie był szczególnie przystojny ani bogaty. Stracił matkę w młodości, a ojca nigdy nie poznał, choć sąsiedzi twierdzili, że jest synem kowala — aczkolwiek ludzie różne rzeczy mówią. Igor, będąc sierotą, podejmował się różnych prac, aby nie umrzeć z głodu i zachować matczyną ojcowiznę. Bardzo chciał zaciągnąć się do drużyny kniazia wiślańskiego ze względu na stały żołd i lepsze perspektywy, ale z powodu swojego ubóstwa nie mógł dostać się do drużyny. Zatrudnił się przy budowie umocnień wokół grodu, aby zaoszczędzić na zbroję. Pracował ciężko od świtu do zmierzchu, aż urósł w siłę tak, że ledwo mieścił się w drzwiach chaty. Ludzie chwalili go za jego siłę, porównując ją do tura, i mądrość, którą przypisywano wieszczkom. Minął rok, a praca u kniazia zakończyła się, jednak zaoszczędzone srebro nadal nie wystarczało na porządną zbroję. Młodzieniec nie poddał się. Sołtys zatrudnił go przy karczowaniu lasu, lecz zapłata była niska i ledwo starczało na codzienne potrzeby. Pewnego roku doszło do wielkiego nieszczęścia, gdy Nadbuże napadł kniaź sąsiedniego grodu, powodując spustoszenie w wioskach i na podgrodziu. Wydano rozporządzenie o natychmiastowym naborze młodych i silnych mężczyzn do drużyny kniazia Nadbuża. Igor dostrzegł swoją szansę i zgłosił się do drużyny, mimo że nie była to słynna drużyna kniazia Wiślan, gdzie mógłby zdobyć szacunek i bogactwo. Cieszył się jednak, że w końcu otrzymał upragnioną zbroję. Po szybkim treningu wojownicy Nadbuża mieli zwyczaj przysięgać wierność Perunowi i prosić go o przychylność. Igor zawierzył swoje życie Perunowi, przysięgając mu dozgonną wierność. Niestety, wybór boga piorunów jako patrona okazał się niefortunny, gdyż był to czas buntu w Wyraju, który rozpoczął Żmij, a Perun był jednym z buntowników. Rod poczuł się znieważony przez Nadbużan, zwłaszcza przez Igora, którego wypatrywał jako przyszłego wodza. W swym gniewie ojciec bogów przeklął wojownika zmieniając go w tura, którego wilki rozszarpały.
Rod był znany pod wieloma przydomkami. Jeden z nich to Rod — Kolada — władca czasu i ojciec miesięcy oraz dni. Według legend, bóg ten był przedstawiany jako dobroczynny darczyńca-ojciec. W Szczodry Wieczór, tuż przed świętem Szczodrych Godów, odwiedzał świat ze swoimi córkami Rodzanicami. Przechadzał się po grodach i podgrodziach, aby przynieść błogosławieństwo na kolejny rok. Pojawiał się jako starzec ubrany w długie srebrno-niebieskie szaty, z mitrą na głowie i srebrną laską zwieńczoną magicznym kryształem zwanym Alatyrem. Często nazywano go Dziadkiem Mrozem, ponieważ pojawiał się podczas najzimniejszych wieczorów i nocy, obdarowując wybrańców licznymi łaskami.
Partnerką Roda, jego towarzyszką i pierwszą kapłanką, była Dodola. Z ich związku narodziły się takie bóstwa jak Świętowit, Rodzanice, Prowe, Jesza, Łada, Swarożyc, Strzybóg oraz Radogost. Światowid mieszkał w Świątyni Dusz, która znajdowała się wewnątrz pnia Kosmicznego Drzewa rosnącego w centrum Grodu Bogów. Po buncie bóstw, Rod podzielił władzę między wszystkich bogów, a swojego syna Świętowita uczynił nowym przywódcą Wyraju. Sam osiedlił się na stałe w Świątyni Dusz, gdzie cieszył się poważaniem innych bóstw i stworzeń oraz był czczony jako bóg bogów. Pozostał odpowiedzialny za ogólny los oraz kosmiczny porządek świata.
Rod był przedstawiany jako czterdziestoletni mężczyzna z srebrnymi włosami i czterema twarzami na jednej głowie, na której nosił złotą obręcz. W czasie pokoju ubierał się w długą tunikę ze złotym pasem, oraz czarny płaszcz, trzymając laskę z cennym okiem Doli. Podczas wojny zakładał złoto-srebrną zbroję i dzierżył kryształowy miecz.
Światowid był szanowany we wszystkich świątyniach i miejscach kultu. Na szczytach słupów, gdzie rzeźbiono wizerunki różnych bóstw opiekuńczych, umieszczano również podobiznę Roda. W ten sposób okazywano cześć Wszechojcu i podkreślano jego wyższość nad wszystkimi innymi bóstwami. Główna świątynia Roda znajdowała się na Wzgórzu Lecha, miejscu pochodzenia Lechitów, którą później dzielił ze Świętowitem. Święto boga losu obchodzono podczas Szczodrych Godów. Jemu były poświęcone stary dąb, orzeł oraz biedronki.
Dodola (Dola, Niedola, Bieda)
Bogini indywidualnego szczęścia. Słowo „dola” oznacza los, fatum lub przeznaczenie. Według wierzeń, Dola przypisywała każdej osobie los, który mógłby się zmienić, jeśli ktoś zwróciłby się do niej z prośbą o łaskę.
Dodola to jedna z niewielu bogiń, która była szczególnie czczona przez Lechitów. Wszyscy, którzy pragnęli szczęścia dla siebie i innych, prosili ją o błogosławieństwo. Tkaczkę człowieczego losu uważano za jedną z najpiękniejszych mieszkanek Wyraju, co tłumaczyło uczucie, jakie do niej żywił Rod. Pani przeznaczenia na początku nie była zainteresowana swoim przyszłym mężem. Podczas konfliktu między pomniejszymi bóstwami o władzę i terytorium, Rod wpadł w tak wielki gniew, że uderzenie jego berła przeraziło ptaki na Kosmicznym Drzewie. Dodola zasugerowała, aby bóstwa rządziły obszarami zgodnie ze swoim miejscem narodzenia. Uszczęśliwiła w ten sposób zwaśnione bóstewka a Rod oczarowany jej mądrością zatwierdził propozycję bogini, jako ostateczny wyrok. Z radości Wszechboga nawet zakwitła paproć. Jej kwiat został wręczony bogini, stając się symbolem szczęścia. Dodola urzeczona łaskawością boga bogów częściej niż zwykle zabierała głos na boskich radach i ucztach. Ostatecznie pod wpływem błogosławieństwa Kupały, serce Dodoli stało się bardziej podatne na zaloty Roda, aż w końcu mu uległa, stając się towarzyszką Wszechboga. Dzięki małżeństwu zyskała władzę nad losem ludzi, a przy okazji stała się pierwszą kapłanką Światowida. Pan wszechlosu pozwolił jej na przebywanie w Świątyni Dusz o każdej porze i w każdym czasie. Bogini dbała, aby wieczny ogień nie zgasł i ptaki ciągle śpiewały, uspokajając gniew Roda. Zastępowała męża, gdy ten był w letargu, na wojnie lub podróży. Dodola wraz z córkami, Rodzanicami: Zorzą, Lelą i Dzidzileylą, odwiedzała nocą nowo narodzone dzieci, określając ich los. Zorza przędła nić życia, Lela odmierzała jej długość, a Dzidzileyla wiązała supeł wyznaczający moment śmierci. Dola nakreślała na czole niemowlęcia linię szczęścia. Rodzina noworodka zostawiała przy kołysce naczynia napełnione mlekiem, miodem i kaszą albo chlebem jako ofiarę dla czcigodnych bogiń. Panie przędzy życia oraz losu ukazywały się pod różnymi postaciami: kota, myszy, pasikonika czy kukułki lub sroki, a czasem jako świetliste istoty spływając po promieniach gwiazdy północnej. Zdarzało się czasami, że w obrzędzie brał udział Rod, gdy z wyroków bogów noworodek miał się stać kimś wielkim lub wyjątkowym. Nie wolno było wystraszyć wieszczek losu, bo to przynosiło nieszczęście. Wiele opowiadań i bajd ludowych wskazuje na to jak ważne było powstrzymanie ciekawości. Jedno z podań głosi:
Pewnemu bogatemu kmiotkowi urodził się syn. W trzecią noc po narodzinach zwykły do kolebki noworodka przybywać Rodnice, trzy siostry zwiastujące los i wolę bogów. Matka noworodka zgodnie ze starym zwyczajem postawiła dla owych zwiastunek przyszłości trzy naczynia wypełnione: mlekiem, miodem i chlebem. Ciekawość pchnęła kobietę do podstępu. Ukryła się ona za kotarą, która oddzielała kolebkę od reszty izby i obserwowała. Łódź Chorsa była już wysoko na niebie, kiedy przez okno spłynęły po świetle gwiazdy północnej trzy przecudne dziewki. Odziane w srebrno-złote suknie, z diademami na głowach i wrzecionem w ręku, stanęły nad kołyską. Już miały snuć losy wyznaczając nić życia, gdy kmiecini kichnęła. Spłoszone Rodzanice rozpłynęły się bezpowrotnie. Dziecko się rozpłakało, a rodzicielka poczęła lamentować, bo nie może być tak by noworodek bez przeznaczenia żył dłużej niż siedem dni. Tuż przed wschodem słońca matka z niemowlęciem ruszyła w drogę do świątyni w głębi lasu. Daleka była droga i pełna trudów, ponieważ chłopiec łkał dzień i noc, chudnąc coraz bardziej. Po kilku dniach wycieńczona kobieta znalazła świątynię Dodoli. Złożyła ofiarę przebłagalną i czekała na decyzję bóstwa. Kapłani i kapłanki zanosili modły przez cały dzień. Wieczorem u podnóża posągów ustawiono kołyskę z nieszczęśnikiem. Około północy świątynia wewnętrzna pojaśniała błękitną poświatą. Nastąpiła cisza. Pięć świetlistych postaci spłynęło z blaskiem miesiączka. Byli to Rod, Dodola i Rodzanice ostrożnie otaczając kołyskę. Kapłani, kapłanki oraz matka noworodka cicho opuścili świątynię. Po pewnym czasie dało się słyszeć delikatne nucenie, niemowlę przestało płakać, a świątynia rozświetliła się zorzą po czym widzenie zniknęło. Rankiem główny kapłan wszedł do bożnicy by po chwili wrócić z uśmiechniętym, rumianym chłopcem. Powiedział też matce, iż chłopiec wyrośnie na wielkiego wodza. Uradowana kobieta wracała do domu, dziękując bogom za łaskę. Słowa kapłana sprawdziły się co do joty. Okazało się, że wybrańcem bogów był Piast.
Wyobrażano sobie, iż bogini przeznaczenia miała dwie natury, z czego jedna była nieprzychylna ludziom kryjąc się w cieniu Dodoli. Pani losu w swej gorszej odsłonie nosiła miano okrutnicy losu — Niedoli czy Biedy albo Jędzy-Nędzy, Cieniem Doli. Bogini alarmowana błagalnymi modłami ruszała często sama na poszukiwanie psotnej towarzyszki. Kiedy udawało się jej złapać Niedole w sidła, to karciła ją okrutnie. Zamykała bliźniaczkę w dyby i starała się wynagrodzić ludziom krzywdy. Każde przedsięwzięcie było krótkotrwałe, ponieważ za każdym razem, kiedy Niedola wracała do sił to uwalniała się przy pomocy złośliwych bóstewek. Przybierała postać łasicy a następnie wymykała się z Wyraju by psocić. Szkodziła tak długo aż jej nie pochwycono na nowo. Nie wolno było jej zabić dlatego iż życie jednej zależało od drugiej. Gdyby zabito jedną to druga również by umarła. Ludzie musieli sobie radzić z losem w różny sposób licząc na dobroć Dodoli. Dola czasami obdarzała niektórych ludzi mocą usidlania Niedoli.
Opowiadano sobie jak to jeden chłopak Biedę pochwycił na gorącym uczynku:
W małej wiosce nieopodal grodu kaliskiego przyszedł na świat chłopiec o oczach niebieskich jak czyste niebo a włosach jak ze szlachetnego lnu. Rodzice byli bardzo szczęśliwi, bo był to wymodlony syn. Kiedy miał lat cztery poszedł z matką na grzyby do boru i się zgubił. Jak go odnaleziono, chłopiec był zapłakany i opuchnięty. Ojciec stwierdził, że to nie jest jego syn tylko boginki, a matka kierując się instynktem i poczuciem winy, nie mogła jednoznacznie się określić. Nadal kochała dziecko, które zgubiła w lesie nie zważając na to co ludzie plotkują. Chłopak rósł, ale mądrością nie grzeszył. Na postrzyżynach dano chłopcu imię Leszek co miało świadczyć, że dzieckiem jest Leszego. Przyszywany ojciec nie miał wyrozumiałości dla chłopaka. Bił go bez litości za każdym razem, gdy się upił albo okazja do bicia się nadarzyła. Leszek był oddzielony od reszty dzieci gospodarza, a jego posłanie znajdowało się w komórce przy oborze. Obowiązkiem podrzutka było doglądanie oraz oporządzanie zwierząt w obejściu. Nie lubił tego robić. Wolał spać albo psocić, za co był bity i głodzony. Kiedyś miarka się przebrała i gospodarz tak zmłócił Leszka, że aż trzy rózgi na drobne połamał, a chłopak przez miesiąc dochodził do siebie pod bacznym okiem znachorki. Gdy Leszek wrócił do sił, matka przygotowała mu tobołek z jedzeniem, dała kilka sztuk srebra, ucałowała na drogę posyłając go na służbę do świątyni. Młodzik w trakcie wędrówki miał wiele przygód. Jednego razu, letniego popołudnia, kiedy leżał nad stawem zajadając soczyste jagody usłyszał wesołe pogwizdywanie. Podniósł się ze swojego posłania wypatrując źródła pogwizdów. Po długim wypatrywaniu i nasłuchiwaniu dostrzegł jak od kopy do kopy siana biegał pokurcz w zgniłozielonej kapocie, kapeluszu z sitowia, oraz dzbanem w ręku. Dziwadło brało rozbieg, wskakiwało na kopę i moczyło siano wylewając duże ilości wody z dzbana. Co nachylił dzban to wody w stawie ubywało a siano było tak zmoknięte jakby ulewa je zmoczyła. Leszek słyszał nie raz jak chłopi we wsi psioczyli, iż Topiel im siano czy snopy w kopach do cna zmoczył. Złośliwy pokurcz był tak zajęty psoceniem, że nie spostrzegł jak mu Leszek na łeb zarzucił płachtę. Chłopak związał mocno rogi derki, dobył swojego dębowego kostura i zaczął okładać Topiela krzycząc:
— Ty szkarado złośliwa! Czemu to biednym ludziom krzywdę zadajesz?! Biedę na nich ściągasz?!
— Bo mi w moim stawie konie poją i kijanki płoszą! — wykrzyczał wijąc się z bólu Topiel.
— Psubracie! Ja ci kości połamie a truchło przywieszę na wierzbie co by wrony i kawki uciechę miały!!! — bił jeszcze mocniej.
— Puszczaj mnie!!! — krzyczał z bólu pokurcz.
— Puszcze! Puszcze, jak mi na swe życie przysięgniesz, że psocić na wioskach nie będziesz, ale pana na grodzie uciemiężysz na umór. — Leszek nie przestawał bić.
— Przysięgam na życie! Przysięgam! — łkał demon.
— Dobra, ale w ramach gwarancji gościć mnie będziesz u siebie za każdym razem, kiedy zechcę. — negocjował Leszek.
— No i jeszcze czego! — oburzył się Topiel a chłopak zdzielił go w łeb kosturem aż pokurcz zawył z bólu.
— To jak będzie? — warknął Leszek.
— Umowa stoi! Nawet ci swą jedyną córę oddam jako gwarant moich słów, tylko nie bij już i uwolnij.
Chłopak rozwiązał derkę, przezornie odskoczywszy w tył, zasłaniając się kosturem. Topiel z trudem wstał, zachwiał się i upadł, co rozbawiło chłopaka. Po chwili demon usiadł, złapał się za głowę, potrząsnął nią, podejrzliwie spojrzał na człowieka, który spuścił mu łomot.
— Silnyś ty, jak nie człowiek. — skomentował Topiel i wstał próbując utrzymać równowagę — To chodźmy. Południe. — wskazał na słońce. — Moja luba suma z rzepą zrobiła. — Topiel tupnął w brzeg stawu i woda rozstąpiła się odkrywając dom z sitowia, przed którym stała naburmuszona choć słusznej urody rusałka. Demon chuchnął w twarz Leszka i natychmiast za uszami chłopaka wyrosły skrzela. -To żebyś mi nie utonął. — rzekł Topiel i poprowadził kamrata do chaty zamykając za sobą wody stawu. Gospodyni ugościła przybysza najlepiej jak mogła. Córka Topiela zadbała, aby Leszek wyspał się a także zrelaksował w ciepłym błocie. Demon słowa dotrzymał. Przez trzy noce kniazia dręczył aż do obłędu go doprowadził, tak że władca na bramie grodu się obwiesił kończąc ciemiężne rządy. Znienawidzonym był wodzem to też ludzie po nim żalu nie mieli. Topiel również oddał Leszkowi swą jedynaczkę, lecz chłopak grzecznie odmówił co ulgę rodzicom paskudy przyniosło. Demon obdarował gościa sakwą wypełnioną złotem i drogocennymi kamieniami oraz podarował mu swój zaczarowany sztylet którym można było zabić każdego demona. Ostatecznie młodzieniec opuścił gościnną rodzinę Topiela udając się w dalszą drogę. Przechodząc przez bór, tchnięty intuicją wyjął z sakwy klika kamieni a resztę zawinął w futro zająca. Ukrywszy skarb w dziupli starego dębu, który oznaczył sobie znanym znakiem, ruszył dalej. Zadowolony z siebie przeszedł bór i wszedł na dojrzewające pole pszenicy. Zboże częściowo było zwalone i skręcone, a nad szkodą ubolewał biedak wznosząc bezradnie ręce do nieba. Łkał, a to krzyczał na zmianę:
— Dodolo! Czym cię obraziłem, że mnie i rodzinę moją takim losem dręczysz?! Nic mi nie pozostało tylko śmierć! Matka umiera! Żona w połogu gorączkuje, a dzieci z głodu kwilą! Com ci o bogini zrobił!?
— Niech bogi błogosławią. — pozdrowił Leszek rolnika. — Cóż to gospodarzu się stało, że tak zawodzicie?
— Jak nie mam zawodzić! — obruszył się chłop. — Bieda w chacie aż piszczy, a i jeszcze Kręcioł, czort jeden zboże zniszczył. Przyjdzie mi umrzeć z głodu. Nędza podła zjadła mi miecz, topór, łuk a ostatnio radło doszczętnie zniszczyła. O ja nieszczęsny! — rwetesował biedak.
— Od kiedy was Kręcioł nawiedza?
— Po ostatniej pełni się zwlókł i harcuje każdego południa. Nie idzie gada przegonić. — szlochał chłop.
— Uspokójcie się gospodarzu, idźcie do chaty, przygotujcie strawę a ja tu poczekam aż chabeta przyjdzie.
— Niech ci bogi błogosławią dobry człowieku. — chłop z pochyloną głową wrócił do chaty stojącej na skraju boru. Leszek rozłożył derkę w cieniu sosny, która rosła przy drodze z lasu i wygodnie ułożył się odpływając do krainy marzeń. Z zadumy wyrwała go szyszka uderzając w czoło. Chłopak usiadł, potarł czoło, rozejrzał się po czym dostrzegł, że z ciemnego obłoku tanecznym krokiem schodzi szaro odziana istota. Był to Kręcioł, który po zetknięciu się ze ścieżką zaklasnął w dłonie, zerkną przymrużonymi oczami na pszenicę i rozpoczął swój taniec obracając się wokół własnej osi, wzbijając tumany kurzu. Leszek dobył sztylet, przyczaił się niczym ryś, a gdy Kręcioł był wystarczająco blisko cisnął w niego ostrze. Po chwili wir ustał, kurz opadł odsłaniając demona ze sztyletem pośrodku czoła przykutego do ziemi. Chłopak dziarsko podszedł do demona i z całej siły kopnął go w bok. Kręcioł już nie żył więc junak wyrwał nóż z łba paskudy, wytarł ostrze o jego szaty. Zdumiał się bardzo, gdy zwłoki poczęły się rozpadać w proch, ale ostatecznie machnął ręką po czym wrócił na legowisko. Nie zastanawiając się dłużej zebrał swój majdan i ruszył na zasłużony posiłek. Kiedy dotarł do domu chłopa, spostrzegł nieprzebrany stan biedy. Chałupa podparta stemplami, dziurawy dach, zamiast drzwi tylko poszarpana płachta. W chacie nie lepiej. W jednej izbie wychudzona krowa jadła suchy oset, w drugiej na posłaniu z liści jęczały staruszka i brzemienna kobieta. Przy wygasającym palenisku kucała gromada dzieci w wieku od dwóch do sześciu lat.
— Sława! — rzekł Leszek. — Kręcioł was nękać nie będzie.
— Niech bogi was błogosławią. — odrzekł chłop i się rozpłakał. — Nie mam wam jak zapłacić dobry chłopcze. — szlochał. — Ostatnią garść pszenicy w żarnach zmieliłem i dzieci nakarmiłem. Krowę bym zabił, ale dzieci mleko pić muszą. O dolo moja dolo! — zawodził.
— Widać, że u was bieda na dobre się zadomowiła. — skomentował Leszek, obrócił się na pięcie i wyszedł z chaty.
Chłop pomyślał, że wybawca obraził się, bo zapłaty za pracę nie dostał. Późnym wieczorem Leszek powrócił z derką pełną prowiantu i ziół.
— Sława! — pozdrowił domowników zebranych przy ledwo tlącym się palenisku — Myśleliście, że was biedzie zostawię na zmarnowanie? — uśmiechnął się.
— Oj, dobrzy z was ludzie. — rzekł pełen nadziei chłop. — Niech wam bogi błogosławią!
— Dobrze, dobrze. Chodźcie do mnie gospodarzu. — chłopak rozwiązał trok. — Macie tu łuczywa. Zapalcie je co by w izbie jaśniej było. — chłop odpalił pochodnie i powtykał w szpary ścian tak że w pomieszczeniu zrobiło się jasno niczym o poranku. — To zioła dla waszej matki i żony. — podał gospodarzowi kilka sakiewek. — Nowy kocioł, bo wasz to chyba dłużej nie posłuży, dzban na wodę, dwa bochny chleba, trochę słoniny i zając. Idźcie gospodarzu przynieść z boru drew a ja nad strumień po wodę pójdę.
Mężczyźni wzięli po łuczywie i wyszli z chaty. Powrócili kilka kwadransów później przynosząc drwa i wodę.
— Rozpalcie gospodarzu lepiej ogień by wrzątku nawarzyć i zająca upiec. — rzekł Leszek. Po około dwóch godzinach rodzina była najedzona, kobieta w połogu mniej gorączkowała, a staruszka w końcu spokojnie zasnęła. Przed północą domownicy zapadli snem twardym, tylko junak czuwał na swojej derce przy wejściu do chaty. Kiedy korab księżyca był wysoko na niebie, z podwórza zaczął dobiegać piski. Leszek wytężył wzrok i czekał. Po chwili do izby wślizgnęła się łasica o srebrnej sierści popiskując ostrożnie obwąchując klepisko.
— No, no gospodarz chyba okradł kupca, bo mi tu dobrobytem pachnie. — zamruczała łasica podążając za węchem. Bohater tylko na to czekał. Zerwał się z posłania i rzucił się na zjawę z siecią. Pochwycona łasica próbowała przegryźć włókna więzienia, ale nie mogła, ponieważ była to magiczna sieć, którą junak odebrał Wodnikowi szkodzącemu rybakom.
— Czym jesteś zjawo? — warknął Leszek, wynosząc sieć z chaty.
— Nie twoja sprawa! — syknęła łasica — Pożałujesz ty jak się tylko oswobodzę! — wygrażała się.
— To się jeszcze okaże. — powiedział hardo młodzieniec zawieszając sieć na grubej gałęzi gruszy — Zaraz ty będziesz inaczej śpiewać jak ci kości na mąkę przerobię. Wymłócę z ciebie prawdę. — ujął mocno swój kostur.
— Jestem boginią! — wyszczerzyła kły. — Jak śmiesz mnie więzić!? — szamotała się. — Chcesz mnie uderzyć tym kijem?! Spróbuj no tylko to ci ręka uschnie! — wygrażała prychając.
— Spróbuje! — butnie powiedział i uderzył w sieć. Początkowo łasica unikała razów ale kiedy Leszek zaczął bić szybciej oraz celniej, zjawie przestało być do śmiechu. Piszczała, parskała aż wreszcie zaczęła błagać o litość, lecz chłopak ignorował to, bijąc jeszcze mocniej.
— Siostro! Siostro! Litości na Roda!!! — wrzeszczała ostatkiem sił. Po chwili niebo pojaśniało i pojawiły się cztery piękne kobiety.
— Junaku nie przerywaj bicia. — odezwała się melodyjnie jedna ze świetlistych postaci.
— Oszalałaś Dodolo! — wrzasnęła łasica. — Chcesz mnie zabić!
— Niedolo, ciebie nic nie nauczy! Ciągle tylko psoty masz w głowie! — karciła siostrę.
— Sława Matko ludzkiego losu. — Leszek pozdrowił boginię przerywając bicie i padł do ziemi. — Sława wam Rodzanice!
— Wstań mój chłopcze. — rzekła spokojnie Dodola. — Dziękuję żeś pochwycił mój psotny cień. Znachorka dobrze ciebie wyuczyła. — dotknęła czoła junaka. — Czego byś sobie życzył? — zapytała.
— Niczego dla siebie o bogini. — wskazał na chatę i jej mieszkańców. — To im Bieda krzywdy wyrządziła.
— Dobrze. — uśmiechnęła się, klasnęła w dłonie a chata i obejście wyglądały jak nowe. Dodatkowo Dola przywróciła siły i zdrowie domowników a Rodzanice odebrały poród, bo czas był już na to. Bieda trafiła do wyrajskiego karceru a chłopak po latach bohaterskich czynów wrócił do swej matki. Tak to Niedola przez człowieka pokonana została.
Dodola była opisywana jako młoda kobieta przed trzydziestką, ubrana w biało-czarne szaty i trzymająca w ręku kwiat paproci lub złotą kądziel. Przy jej stopach siedziały trzy Rodzanice, trzymające się za ręce. Bogini była kojarzona z jaskółką oraz gruszą, a czczono ją wraz z jej córkami podczas Święta Plonów.
Żywie (Siwa, Żywia)
Bogini życia, mądrości i matka ludzi, opiekunka urodzajnej ziemi.
Była najpotężniejszą boginią, szanowaną przez wszystkie żywe istoty. Nawet w samym Rodzie budziła respekt. Jako dawczyni życia miała swobodę działania, lecz była posłuszna woli boga bogów oraz uwzględniała jego decyzje. Zarówno bogowie, jak i ludzie cenili jej mądrość, wyrozumiałość a także nieomylność. Na naradach wspierała Roda swoimi radami, a gdy Wszechbóg przekazał koronę Kniazia bogów swojemu synowi, stała się jego legatką i łączniczką z Radą Bogów w Pałacu Słońca. Podczas Wielkiego Buntu Bogów stanęła po stronie Roda. Bardzo mocno przeżyła śmierć klaczy Wszechboga, ze względu na bezsilność wobec jadu Żmija a także nieuchronności losu. To sprawiło, że od tego momentu czuła pogardę do Nyja. Odczuwała ból przy każdej nagłej, nieplanowanej śmierci istoty żywej. Opiekowała się ptakami-duszami gnieżdżącymi się w koronie Kosmicznego Drzewa — codziennie je karmiła, śpiewała im, a wiosną decydowała, które dusze powrócą do Jawii. Razem z Dodolą i Ładą dbały o to, aby ogień w świątyni boga bogów nie gasł, a modlitwy zmieszane z ofiarami, dodawały siły Rodowi.
Lechianie wierzyli że bogini życia była stwórczynią ludzkiego rodu. Opowiadała kiedyś dzieciom stara szeptucha:
W czasach gdy nad Lachami panowali bogowie, pozazdrościli oni Rodowi czci i chcieli na nowo wszcząć Wielki Bunt. Żywie postanowiła zapobiec rozlewowi krwi. W trakcie Rady Bogów, trzymając dwie czarki, stanęła pośrodku Sali Rady w Pałacu Słońca, przemówiła jako pierwsza:
— Bogowie i Boginie, staje przed wami, aby zapobiec kolejnej bratobójczej wojnie. Uczynię istoty podobne nam, aby czcili nas, ale stawiam warunek! Każdy z bogów odda jeden włos ze swojej głowy do jednej czary a boginie po kropli śliny do drugiej czary. Wszyscy jak tu jesteście weźmiecie odpowiedzialność za nowe stworzenie. Czy mam wasze błogosławieństwo? — po dłuższej chwili wiec bogów jednomyślnie zaakceptował prośbę Siwy. Bogini przeszła wszystkie krainy w poszukiwaniu materiałów do stworzenia człowieka. Z Wyraju zabrała kądziel, w Nawi zaczerpnęła wody z praźródła, a w Jawii znalazła najlepszy budulec — błoto ze słomą. Ucieszona wróciła do swego domu. Błoto, wodę, słomę i kądziel przełożyła do dzieży, wyrobiła masę którą podzieliła na dwie części. Do jednej części zaczynu dodała włosy a do drugiej ślinę. Następnie na kole garncarskim utoczyła z pierwszej części masy kopę mężczyzn, z drugiej zaś dwa tuziny kobiet a wszystko w rozmiarze jednej trzeciej swojego wzrostu. Resztki gliny wykorzystała do stworzenia walecznych kobiet zwanych Diewojami. Kiedy figurki wyschły, bogini wpadła w zakłopotanie, ponieważ żaden piec garncarski nie mógł pomieścić efektu jej pracy. Głowiła się przez całą noc aż wpadła na bardzo dobry choć ryzykowny pomysł. Poszła do Roda i rzekła:
— Czcigodny bracie, wielkie mam zmartwienie, bo żaden piec nie chce pomieści wytworu moich rąk. Pomyślałam, że w Wiecznym Ogniu mogłabym dokonać wypalenia.
— Siostro! — zagrzmiał Światowid. — Czyś ty oszalała!? Wiesz jakie mogą być tego skutki?
— Bracie! — zdenerwowała się. — Chcesz nowej wojny?
— Nie. — uciszył się. — Zrób co chcesz, byle szybko.
— Dziękuję. — uśmiechnęła się, skłoniła i dokonała wypalenia figur. Następnie wróciła do swojej pracowni, nałożyła glazurę, która nadała kolor skóry, oczu, ust oraz włosów. Kiedy zanosiła gliniane lalki na wóz, jedna z figur upadła i rozbiła się a ze środka wyleciał błękitny płomyk przybierając postać ptaszka lecącego między konary Kosmicznego Drzewa. Żywie zdała sobie sprawę, iż istoty, które stworzyła będą nosiły w sobie boski płomień oraz nie zagrożą bogom, ponieważ są na to zbyt kruche. Aby zapewnić bezpieczeństwo w boskiej krainie, bogini przeniosła gliniane postacie do Jawii, gdzie dokonała ich ożywienia. Bóstwa nauczyły ludzi tego co uważały za słuszne i potrzebne człowiekowi w zamian za modlitwy. Ludzie z wdzięczności napełniali boskie uszy modłami, sadzili ku ich czci święte gaje czy też budowali misterne świątynie. Przez wiele lat było dobrze. Człowiek się nie starzał, żyjąc w zgodzie z naturą i bogami, czerpiąc radość, oraz dobrobyt. Wszystko się zmieniło, kiedy Żywie odrzuciła zaloty Nyja. Pan chaosu nie potrafił znieść odtrącenia co sprawiło, iż szukał sposobu zemsty. Kolejna rewolucja w Wyraju była zbyt ryzykowna, a użycie siły wobec bogini również stanowiło zagrożenie. Postanowił zbuntować ludzi przeciwko sobie i przeciw bogom. Wykorzystał to, że w ludzkich ciałach tliła się jego cząstka, napełniając człowiecze serca, oraz umysły najgorszymi emocjami. Większość ludzi ulegając jadowi Żmija, przestało czcić bogów, dopuściło się okrucieństw wobec innych członków własnej rasy i natury. Najgorsze było to, że odbierali życie dla zaspokojenia próżności. Siwa nie mogła znieść bólu jaki zadawali jej ludzie. Z łez, rozżalenia i rozczarowania zrodziła się Marzanna. Bogini życia udała się do boga bogów błagając o interwencję. Światowid wezwał wszystkie bóstwa na wiec by zdecydować w sprawie człowieka. Rada zdecydowała, iż ludzie muszą zginąć razem ze wszystkim z czym mieli styczność. Decyzją bogów Mokosz odebrała ziemi zdolność płodzenia, Swaróg zawiesił są słoneczną tarczę w zenicie i wypalił wszystko co było zielone. Tryumfujący Nyja napuścił na Jawię demony które wszelakie choroby przeniosły na ludzi. Marzanna nie miała chwili wytchnienia, a dłonie bolały ją od machania sierpem, tnąc na oślep nici ludzkiego życia. Żywie cierpiąc jeszcze bardziej błagała Roda o litość dla jej dzieła. Ostatecznie bóg bogów przychylił się do prośby siostry jednak postawił warunek: przeżyją tylko ci, którzy byli i są wierni bogom. Z decyzją Światowida nie chciał się zgodzić tylko Nyja, który miał w planach zawładnąć wszelkim stworzeniem. Pani życia przejrzała podstępnego boga, lecz nie miała czasu na utarczki z nim. Przeszła ziemię wzdłuż oraz w szerz aż wreszcie zebrała kilkoro wiernych, na których sprowadziła sen i wraz z ich nićmi życia ukryła w Nawii. Weles za pomoc bogini zażądał władzy nad duszami zmarłych, które zamieniał w bydło. Żywie przemyślała żądanie i zaproponowała, że dusze ludzi niegodnych nie będą miały powrotu do Wyraju za to zostaną odsyłane do Nawii. Pan zaświatów uznał propozycję za intratną, przystając na pomysł siostry. Bogini dotrzymała słowa łapiąc w sieć dusze niegodnych i wysyłając je w zaświaty. Żmij dowiedział się o pakcie rodzeństwa. Rozzłoszczony tym, iż jego plan się nie ziści splunął na ziemię przeklinając ją, a przy okazji trując wody rzeczne oraz źródła, co doprowadziło Żywie do furii. Obolała i rozsierdzona jak nigdy dawczyni życia, z nici życia złego brata rozkazała Swarożycowi wykuć okowy, oraz łańcuch który został przymocowany do ściany jaskini znajdującej się w korzeniach Kosmicznego Drzewa. Było to jedyne słuszne rozwiązanie by mieć baczenie na niepokornego boga. Żmij został pochwycony i uwięziony, gdy wygrzewał się w swej smoczej postaci. Kiedy czas Gniewu Bogów dobiegł końca uratowani przez Siwe ludzie powrócili na ziemię, by ją od nowa zaludnić. Ludzkość już nigdy nie powróciła do dobrodziejstwa sprzed buntu. Bogowie przestali być hojni i łaskawi w wystarczający sposób. Modlitwy nie zawsze były wysłuchiwane.
Żywie przez długi czas odrzucała propozycje małżeństwa, mimo nalegań Roda i licznych adoratorów. Po Buncie Bogów straciła zaufanie do innych i wolała żyć samotnie. W końcu jej serce zdobył nieśmiały Prowe, któremu pomogła po bitwie. Początkowo wybór Prowe wydawał się decyzją z rozsądku, ale wkrótce Żywie poczuła prawdziwą miłość. Z ich związku narodziły się: Dziewanna, Mokosz oraz Jaryło.
Bogini była przedstawiana jako przeciętnej urody, dojrzała kobieta przy kole garncarskim, ubrana w bordowo-szare szaty z białą zapaską. Trzymała figurki mężczyzny i kobiety, miała białego kruka na ramieniu i bociana u stóp. Czasami widziano ją na powozie zaprzężonym w bociany lub kruki, albo w kręgu tańczących ludzi. Nie miała oficjalnego posągu ani świątyni. Symbolizowały ją biały kruk, bocian i brzoza, a jej święto przypadało w okresie Stada.
Prowe (Prawe, Prone)
Bóg prawa i sprawiedliwości oraz znakomity prawodawca. Słowo „prowe” oznacza prawo.
Według wierzeń lechickich miał on spisać zasady prawa złotymi bukami na skórze wołu, którego niesprawiedliwie ludzie ofiarowali bogom. Jego sąd dotyczył wszystkich istot żywych w Jawii, Nawii, Wyraju i Morzu. W sądach nad bogami ustępował tylko Rodowi, który był ostateczną wyrocznią. Prowe nadzorował sądy nad duszami, żywymi i pomniejszymi bóstwami. Znany ze swojej nieugiętości oraz odporności na przekupstwo, surowo karał za niesprawiedliwość i przestępstwa.
Lechici darzyli wyrocznię Prowe ogromnym szacunkiem, uznając jej nieomylność oraz okazując wielką cześć kapłanom i kapłankom sprawiedliwego boga. Podczas sądowych wieców kniaź oraz Starsi Rodów konsultowali się z wyrocznią w sprawie stanowiska bogów. Żercy, będąc biegłymi w prawie, przekazywali przesłanie Prowe, co stanowiło podstawę do wydawania wyroków przez wodza, który przyzywając imienia pana sprawiedliwości dokonywał osądu. Niesprawiedliwe wyroki również podlegały karze. Gdy wyrocznia stwierdzała niesprawiedliwość osądu wodza, wykonanie wyroku było wstrzymywane. Kapłani zwoływali wiec z udziałem kniazia i starszyzny plemiennej w Świętym Gaju. Na środku wiecu ustawiano dzidy symbolizujące różne kary: śmierć, chłostę, uszkodzenie ciała, obłożenie klątwą, wygnanie, pozbawienie majątku, niewolniczą pracę, sprzedaż, więzienie i głodzenie oraz tarcze symbolizujące uniewinnienie. Tworząc tunel z tych przedmiotów, wprowadzano na plac zebrania białego konia, kierując go do tunelu. Jeśli koń opierał się przejściu przez szpaler lub przeszedł nie naruszając dzid ani tarcz, wiec kończono, uznając zgodę Prowe z osądem kniazia. Jeśli koń naruszył którąkolwiek z włóczni lub tarcz, postępowano zgodnie z wyrocznią. Szczegółowa lista kar była długa, a sposób dokonania sprawiedliwości zależał od decyzji kniazia lub sędziego.
Czasami sam sprawiedliwy bóg dawał wyroki o czym przekonał się Popel zwany Chościsko władający kiedyś Goplanami i Polanami, w Kruszwicy gród mający.
Legendy głoszą, iż kniaź goplańsko-polański, syn Popela Popelida był okrutnym władcą, który przeciwko bogom, oraz ludziom dopuścił się czynów niegodnych. Otóż Popel wbrew woli stryjów pojął za żonę Gerdę, która została podarowana Popelowi Popelidowi jako poręka pokoju między Wandalami a Goplanami. Dziewczę było krnąbrne i bardzo zamknięte w sobie. Kiedy nauczyła się mowy Goplan pozwolono jej przebywać z dziećmi kniazia. Mały Popel przełamał nieśmiałość Gerdy a ich dziecięca przyjaźń z czasem przerodziła się w uczucie po stronie młodego kniazia. Wandalka mimo dobrego traktowania cały czas rozpamiętywała to, że została oddana w niewolę do znienawidzonego ludu. Powiadają niektórzy, że jako młode dziewczę była słusznej urody, a kiedy dorosła zbrzydła strasznie od nienawiści, którą w sercu nosiła. Stryjowie z rodu Myszków od strony matki, która pochodziła z Polan, dla podtrzymania pokoju między Goplanami a Polanami, uradzili ze starym Popelem, że książę pojmie za żonę lnianowłosą Milę, prawnuczkę siostry poprzedniego władcy Polan. Nie spełniły się swaty, gdyż Popel Popelid ciężko zachorował i odszedł przedwcześnie do Krainy Przodków, kiedy jego syn miał szesnaście wiosen. Niedoświadczony kniaź Chościsko musiał być zdany na rady stryjów oraz matczyne sugestie. Nie w smak mu to było. Niechęć do rodziny matki podsycała Gerda, nowo poślubiona kniazini. Dla zaspokojenia próżności żony matkę swą wygnał z Kruszwicy, więżąc ją na pobliskiej wyspie na jeziorze Gopło. Wyspa w owych czasach była mała i mieściła tylko nieużywany spichlerz z drewnianą wartownią na kamiennej podmurówce. Stara kniazini wraz z zaufaną sobie służbą, pod bacznym okiem wartowników zmodernizowała magazyn w przyzwoicie wyglądającą chatę. Nigdy nie powróciła do Kruszwicy ani nie dane jej było dożyć postrzyżyn wnuków. Kiedy Popelowi urodzili się synowie Lech i Popel a jego władza umocniła się, przez miecz oraz sojusz z Wikingami, to podstępna małżonka nakłoniła go do pozbycia się stryjów, motywując faktem, iż Myszkowie nie akceptują jej i nie pozwolą potomstwu młodego kniazia na sukcesję. Kniaź zwołał wiec, na który zaprosił stryjów i w obliczu zgromadzenia zapytał ich czy jego synowie będą dziedziczyć koronę po jego śmierci. Wujowie zgodnie orzekli, że synowie niewolnicy nie mają prawa do dziedziczenia. Klnąc się na bogów oraz biorąc Prowe za świadka odrzucili prośbę kniazia. Dodatkowo wypomnieli władcy, iż pohańbił Mile odsyłając ją ciężarną do domu, nie pozwalając jej na bycie konkubiną. Monarcha zapałał gniewem tak bardzo, że chciał stryjów publicznie zlinczować ale zrezygnował z tego obawiając się buntu. Zdarzyło się, iż w grodzie przebywało dwóch mędrców zwanych wieszczami, zmierzających do Arkony, których kilka dni wcześniej Popel poszczuł psami odmawiając im udziału w postrzyżynach najmłodszego kniaziewicza. Przybysze pozdrowili kniazia i zaproponowali, aby o losach jego rodu zdecydowali bogowie w osobie wyroczni. Wódz w otoczeniu dworu, stryjów a także starszyzny udał się do świątyni Świętowita, gdzie zapytał wyroczni o losy swego rodu. Wieszczba była ponura, bowiem ród Popelidów miał wygasnąć wraz ze śmiercią Popela Chościsko. W dodatku bogowie nie byli przychylni dziedziczeniu przez synów niewolnicy, tak jak nie aprobowali małżeństwa kniazia z Gerdą. Władca Goplan niezadowolony z wyroków porwał święty miecz Świętowita i obciął nim głowę wyroczni dopuszczając się niegodziwości, która w oczach bogów, oraz ludzi była zbrodnią nad zbrodniami. Główny kapłan przeklął wodza i jego ród, życząc by zginął okrutną śmiercią. Po powrocie do grodu, Popel wydał ucztę na cześć swej małżonki, w której brali udział również wujowie. Gerda wydzieliła dzbany miodu i piwa, które zaufany służący zaniósł biesiadującym krewnym kniazia. Trunki zostały przez kniazinie zaprawione trucizną, która sprawiła obłęd u stryjów. Ci w szale pozabijali się raniąc przy tym innych biesiadników, w tym Popela. Kniaź rozkazał, aby ciała stryjów porzucono za murami grodu i nie ważono się godnego pogrzebu im wyprawić. W tym samym czasie w świątyni zebrali się kapłani oraz kapłanki by namaścić nową wyrocznię. Podczas ceremonii jedna z głów posągu Prowe przemówiła wydając ostateczny wyrok na kniazia oraz jego ród. Nowa wyrocznia stwierdziła, że to sam Prowe przemówił w imieniu bogów. Kapłan kazał rozesłać wici by zwołać wiece, na których podjęto decyzję o obaleniu kniazia i wyznaczono termin rewolucji. Minęło jeszcze trochę czasu nim doszło do pospolitego ruszenia, na którego czele stanął Piast, syn Chościsko Kołodzieja. Oblężenie Kruszwicy trwało kilka dni. Kniaź obawiając się o własne życie i synów, pod osłoną nocy, wraz z rodziną oraz przyboczną drużyną wojów uciekł na tą samą wyspę, na którą zesłał matkę. Popel łudził się, że rankiem przyjdzie pomoc, po którą wysłał posłańca. Ostatni potomkowie Myszków przewidzieli ruchy wodza i przygotowali zasadzkę. Gerdę i synów Popela zmusili do wypicia trucizny, drużynę wybili w pień a występnego kniazia rozczłonkowali na kawałki, po czy podpalili stary spichlerz wmawiając innym, że z woli bogów wygłodniałe myszy Popela zjadły, które oni ogniem spalili. Taki to los z woli bogów i samego boga-prawodawcy spotkał występnego władcę.
Prawe w Wyraju słynął z pokojowego nastawienia, ale podczas Buntu Bogów stanął po stronie Roda i walczył z demonami. W trakcie tych zmagań został złapany w pułapkę demonów, schwytany, pozbawiony szat i oślepiony, a następnie porzucony w lesie dębowym. Żywie znalazła go oszpeconego, jak bezpański pies lizał jego rany. Zaopiekowała się bóstwem, dając mu oczy wołu, ale to nie sprawiło że bóg odzyskał wzrok. Musiał nauczyć się korzystać z pozostałych zmysłów. Od tamtej pory Prowe wykazywał niezwykłą zdolność rozpoznawania nieprawości, krzywd i występków przeciwko prawu.
Lechianie przedstawiali Prowe jako trzydziestolatka, bez owłosienia na twarzy i ciele, z zębatą koroną na głowie, tarczą osłaniającą nagie ciało, wołową skórą zwisającą z ramion oraz włócznią, a u stóp miał psa z grotami dzidy zamiast zębów. Prowe nie posiadał świątyni ani wielu posągów. Czczono go w świętym dębowym gaju, gdzie zbierał się sąd. Poświęcone mu były: gaj dębowy oraz psy. Czczono go podczas święta Stado.
Trzygłów (Trygłów, Trojan, Gosek, Moreł, Morewit)
Trojan był bogiem wód — zarówno słonych, jak i słodkich, opiekunem stworzeń wodnych oraz żeglarzy i rybaków. Jego imię pochodzi od liczby głów i symbolizuje trzy główne aspekty morza: tworzenie, niszczenie i żywienie. Trojan zamieszkiwał starożytne Pramorze i zarządzał wodami w krainach Wyraj, Jawi i Nawi. Został mianowany władcą morza z woli Światowida, który wybrał go jako najmłodszego brata. Moreł stworzył na dnie Pramorza Bursztynowy Gród z Pałacem Wód pośrodku. Choć wydawał się niezależnym władcą, nigdy nie sprzeciwił się bogu bogów. Lechici szanowali Trzygłowa niemal tak samo jak Świętowita, a jego wyrocznia była szczególnie ceniona.
Starsi rybacy mówili, że Gosek miał zmienną naturę. Kiedy spał, morze było spokojne; gdy biesiadował, fale były łagodne, a połowy obfite. Jednak kiedy się złościł, morze burzyły sztormy. Stara legenda opowiada o rybaku, który doświadczył tych humorów:
Żył sobie u Pomorców rybak zwany Morko. Chata rybaka stała nieopodal morza na wysokiej skarpie tak że wraz z rodziną co wieczór patrzył jak tarcza Swaroga znikała za lustrem wody. Kiedy córka rybaka miała siedemnaście wiosen, żona Morko ciężko zachorowała a nim przyszła zima rybak owdowiał. Wypływając w morze zabierał ze sobą Lube, córkę swą, która uweselała mu pracę swoim śpiewem. Rybak był ubogi i nie stać go było na nowe sieci więc naprawiał codziennie starą sieć, w którą łowił niewiele ryb, gdyż co sprytniejsze uciekały przez dziury. Połowu ledwo starczało, aby przeżyć. Morko mimo to nie poddawał się. Łatał sieci, wypływał w morze, gromadził zapasy na gorsze dni. Luba codziennie pomagała ojcu i zabawiała go opowiadaniami lub śpiewem, co nie uszło uwadze pana morskich toni. Trojan był bardzo ciekawy do kogo należy tak piękny głos. Początkowo myślał, że to jedna z jego córek — morzałek, którą chciał skarcić za to, iż kusi rybaków w pełny słońca dzień. Zaciekawiony wyjrzał nad powierzchnię wody a jego serce szybciej zaczęło bić. Zauroczony Lubą przybrał ludzką postać i ruszył w konkury. Obłaskawił przyszłego teścia nową siecią a także łodzią. Lubę obsypywał szlachetnymi kamieniami oraz bursztynem tak że ubogi rybak stał się zamożnym kupcem z własną flotą rybacką. Na miejscu chaty postawił nowy przestronny dom, bogato wyposażony w zamorskie sprzęty, dla siebie, córki a także zięcia. Trygłów na dobre się zasiedlił na ziemi, jednak nie zapomniał o tym kim jest i kiedy ludzie zasypiali, to on schodził do morza by czynić monarsze obowiązki. Mijały lata, urodziły się dzieci, rodzinna sielanka trwała na dobre. Luba mimo upływu lat była niezmiennie piękna, zachwycając swym śpiewem małżonka. Morko cieszył się, że w końcu los mu sprzyja. Zmieniło się wszystko, gdy syn Luby, cierpiąc na bezsenność zauważył jak ojciec cichaczem wychodzi z domu. Chłopiec podążył za rodzicem wprost do Bursztynowego Grodu i zobaczył prawdziwe oblicza swego ojca. O wszystkim powiedział dziadkowi, który początkowo nie wierzył wnukowi. Sam musiał się przekonać, więc usiadł przed domem w zaroślach czekając co się wydarzy. Przed północą dostrzegł jak przez okno wymyka się zięć, więc podążył za nim. Morze się otwarło i odsłoniło swoją tajemnicę. Morko zobaczył jak mąż jego córki przemienia się w swoją naturalną postać. Przerażony kupiec powrócił przemoczony do domu, budząc domowników kazał im się spakować i ruszyć na statek. Gdy bóg morza wrócił o domu zaniepokoiła go nieobecnością domowników. Przeszukał okolicę, przepytał rybaków, aż w końcu dotarł do okrutnej prawdy. Gniew wyparł uczucia, a myśli wypełniło poczucie, że został zdradzony przez rodzinę. Rozwścieczony rozkazał falom by uderzały w skarpę, na której stał dom teścia, aż do momentu kiedy budowli nie pochłonie morze. Sam przybrał swą boską postać i ruszył w pogoń za zbiegami. Znalazł ich, gdy na drodze statku pojawił się zarys celtyckiej wyspy, do której Morko zmierzał. Trzygłów uderzył pięścią w taflę wody, a powstała przy tym fala przewróciła statek. Rodzina przeżyła atak. Na barce kontynuowali swoją ucieczkę, lecz bóg zagrodził im drogę. Luba stanęła naprzeciw męża, ze łzami w oczach błagała o wybaczenie. Gosek zaślepiony gniewem uderzył ręką w barkę, która poszybowała wiele mil śmiertelnie raniąc teścia, żonę i dzieci. Władca morza popłynął w miejsce, gdzie dryfowały szczątki łodzi. Spostrzegł, że małżonka jeszcze oddycha, więc podpłynął do niej. Luba ostatkiem sił przebaczyła czyn męża, wyznała, że niezmiennie jest mu wierna i wydała ostatnie tchnienie. Trzygłów poruszony do głębi wyznaniem ukochanej rozpłakał się i łkał nieustannie przez kilka dni do tego stopnia, że woda w morzu stała się słona. — Podobnych historii było wiele.
Trojan lubił ludzi, pomagał im, nauczył budować łodzie, wytwarzać sieci. Był jedynym bogiem, który nigdy nie uskarżał się na rodzaj ludzki. Oczywiście nic za darmo. Lechianie ofiarowywali mu rok rocznie czarne źrebię, które było z nasienia konia poświęconego Trygłowowi, by bóg powiększył swoją stadninę. Czasem, gdy tego wymagała sytuacja składano w ofierze ludzi, zazwyczaj jeńców wojennych, ale czasami ofiarowywano piękne dziewczęta, które miały usługiwać panu morza w Bursztynowym Dworze.
Pomorscy Lechici wierzyli, że ryby i potwory morskie narodziły się bezpośrednio z nasienia Trojana, które wytrysnęło w trakcie snu boga, gdy pocierał członkiem o posłanie. Inna opowieść mówiła, że ryby powstały z krwi Goska, która wypłynęła z ran odniesionych w trakcie Buntu Bogów i wpadła do morza. Mawiano także, iż Trzygłów był bardzo kochliwym bóstwem. Gdy mu się spodobała jakaś kobieta, bogini czy boginka zawsze ją zdobywał. Warunkiem jednak było to, żeby wybranka była dziewicą, ponieważ uważał, że on jako bóg ma pierwszeństwo w inicjacji cielesnej. Często był gościem na orgiach w Noc Kupały, gdzie zaspokajał swoje żądze przybierając postać młodzieńca hojnie obdarzonego przez naturę. Owocami związku boga z kobietami byli junacy, czyli półbogowie, których Trygłów otaczał opieką, dbając o ich potrzeby i edukację.
Gosek miał wiele żon, ale najważniejsza była Lela, bogini opiekująca się położnicami i noworodkami. Nie chciała mieszkać w wodnym świecie i nie interesowało jej życie małżonka. Z ich związku narodziły się bóstwa rzek, rusałki i morzałki. Trojan nazywał Lelę Kniazinią Rzek i szanował ją, nie pozwalając nikomu z niej szydzić. Gdy miał napady gniewu, Lela kołysanką uspokajała go jak niemowlęta.
Lechici wyobrażali sobie Goska jako młodego mężczyznę z zielonkowatą skórą, rybim ogonem i trzema głowami. W ręku trzymał sieć lub trójząb, a jego towarzyszem był koń. Symbolem Goska były: czarny koń, bursztyn i dąb, a jego święto obchodzono podczas sztormów lub w trakcie Stada.
Weles (Wołos)
Bóg magii i bydła, władca Nawii, przewodnik dusz, opiekun bajarzy i pasterzy oraz twórca świętych liter (run) i cyfr zwanych bukami.
Imię boga oznacza magię, moc i dawca bydła. Był jednym z bogów przysięgi czyli jego imienia wzywano podczas przyrzeczeń i ślubowań. Stworzył krainę dusz — Nawię, gdzie był sędzią i władcą. Dusze odesłane przez Żywię do zaświatów przybierały postać bydła i były wypasane na łąkach podziemnej krainy. Weles nauczył wybranych przez siebie ludzi korzystania z mocy płynącej z żywiołów, co dało początek gusłom, czarom oraz grupie czarownic, szeptuch, wiedźm, jasnowidzących i wieszczek.
Weles i Nyja konkurowali o względy bogini Mokoszy, która wyznaczyła im zadanie stworzenia czegoś wyjątkowego. Weles zanurkował w morzu, zainspirował się miękkością piasku na dnie i wziął garść podłoża. Gdy wypłynął, Żmij zauważył coś w jego dłoni i wypuścił strzałę, zmuszając brata do uwolnienia substancji. Piasek połączył się z wodą, tworząc zaczątki lądu. Weles ostrożnie stanął na ziemi i patrzył szyderczo na pana chaosu. Zazdrosny Czarnobóg wypuścił kolejną strzałę, która spowodowała powstanie jeziora i gór. Bóg zniszczenia wystrzelił następną strzałę i zaczął biec w kierunku pana zaświatów. Z każdym krokiem uciekającego Welesa ziemia pod jego stopami rosła i rozszerzała się. W końcu obaj bracia zmęczyli się gonitwą, usiedli i zasnęli. Gdy się obudzili, zauważyli Mokosz przechadzającą się po ziemi. Poirytowana bogini skrytykowała ich dzieło, a gdy tupnęła w złości, ląd pokrył się zielenią, wzbudzając jej podziw. Zapytała bogów, który z nich stworzył ziemię, lecz obaj się pokłócili, roszcząc sobie prawa do niej. Stanęli do walki w ręcz ale Rod rozwiązał spór, czyniąc Welesa strażnikiem podziemi, a Żmija zamknął w jego więzieniu. Jawię powierzył Mokoszy jako nagrodę za upiększenie lądu. Żaden bóg nie wygrał, a piękna bogini pozostała niezamężna ku swej radości.
Wołos stworzył Nawię na styku Jawii z Otchłanią. U podnóża Wiecznej Góry, która szczytem sięgała Ślęży, w centrum Padołu Łez, bóg magii zbudował Nawigród, gdzie większość miejsca zajmowały obory dla krów-dusz. Wierzono, że w grocie na zboczu góry biło źródło Żywej Wody, do którego można było się dostać z Jawi przez jaskinię na Ślęży. Samo źródło było nieustannie strzeżone przez smoka Źródlina. Woda miała właściwości uzdrawiające i ożywiające, a pióra smoka umożliwiały powrót do Jawii. W jednej z legend matka chorego chłopca mogła być uzdrowiona tylko dzięki Żywej Wodzie. Podanie głosi:
W plemieniu Ślężan była wdowa po wojowniku z drużyny kniazia. Miała syna, dla którego poświęciła się całkowicie. To doprowadziło że mocno podupadła na zdrowiu i osłabła bardzo. Gdy jednego poranka nie była w stanie nawet mówić, syn jej poszedł po szeptuchę. Kobieta przyszła, osłuchała chorą, stwierdziła iż jej czary na nic się już zdadzą. Chłopak wpadł w rozpacz. Zdjęta litością szeptucha rzekła:
— Takie wyroki bogów. — zielarka spojrzała na chłopaka. — Jeśli się pośpieszysz to ocalisz matkę. Masz tu srebrny dzban i mój kostur. Droga do Wiecznej Góry prowadzi przez jamę u podnóża Ślęży. Pamiętaj byś się nie oglądał za siebie nawet jeślibyś głos znajomy posłyszał. W Nawii czas nie ma początku ni końca więc spiesz się, ale powoli. Masz tu jajo kuropatwy dla strażnika źródła, któremu musisz zabrać pióro by powrócić żywy do domu. Kiedy będziesz wracał z wodą to skrop głazy przy ścieżce, bo w nie zaklęci są ci co oglądali się za siebie. Pytaj też o Jarenkę, a kiedy ją spotkasz to weź ze sobą.
— Dobrze matko szeptucho. — ucałował ręce staruszki. — Zrobię, jak każesz.
— Niech cię bogi prowadzą. — uściskała chłopca. — Nie zgub mi kostura. — przestrzegła. — Pamiętaj! Nie oglądaj się. O matkę się nie martw.
— Wrócę tak szybko jak tylko się da. — skłonił się i wyszedł z chaty.
Szedł wiele dni od świtu do nocy aż dotarł do świętej góry, gdzie znalazł pieczarę osłoniętą tarniną. Po chwili odpoczynku przedarł się przez kłujące zarośla i wszedł do jamy, jednak po kilku krokach drogę zatarasował mu wielki niedźwiedź. Młodzieniec zadrżał, ale pomyślał o matce i odwaga wróciła. Zwierzak wyszczerzył zęby warcząc, tocząc przy tym pianę. Chłopak ujął mocno kostur zielarki i z imieniem Peruna na ustach uderzył niedźwiedzia w pysk. Zwierzak zaskomlał po czym zmienił się w kamienny posąg. Zadowolony chłopiec ruszył w głąb pieczary szukając po omacku drogi, gdy nagle wpadł do ciemnej sadzawki, której wir porwał go na dno. Kiedy chłopak się ocknął spostrzegł, że leży na brzegu czarnego stawu, a z dala przygląda się mu stado krów. Z trudem podniósł się z kamienistej plaży, rozejrzał się i w dali dostrzegł cel swojej podróży — Wieczną Górę. Zziębnięty, ale pełen nadziei ruszył na poszukiwanie źródła Żywej Wody. Z trudem wspinał się po ostrych i śliskich głazach które wyznaczały szlak. Dodatkową trudność generował strach i ciekawość, ponieważ chłopak słyszał za sobą różne odgłosy. Kiedy stanął przed wejściem do jaskini, z której dobiegał szmer wody usłyszał za plecami przejmujący głos matki. Już miał się odwrócić, ale niczym grom, wybrzmiała w jego głowie przestroga szeptuchy. Z bólem serca wszedł do pieczary, utykając i łkając dotarł do kamiennej niecki, w której tańczył mały strumień wody. Zdejmował z troka srebrny dzban by zaczerpnąć cieczy, kiedy z mroku wyłoniła się skrzydlata bestia o głowie i szponach jastrzębia, oraz cielsku węża.
— Czego szukasz człowieku? — wysyczał złowieszczo potwór.
— Matka mi umiera… — powiedział łkając chłopiec. — Wody mi potrzeba.
— Zadziwiające. — syczała maszkara zataczając krąg wokół młodzieńca. — Jesteś pierwszym człowiekiem, który od stu lat dotarł tak blisko źródła. — Źródlin bacznie przyglądał się chłopcu. — Co mam z tobą zrobić? Chudyś, małyś… — wybrzydzał.
— Zaczekaj panie. — poprosił młodzieniec i sięgnął do dzbana z którego wyjął jajko owinięte w lnianą chustę. — Mam dla ciebie podarunek. — rozwinął zawiniątko, a smok zadrżał z podniecenia.
— Daj mi to. — zasyczał podekscytowany przybliżając dziób do ręki chłopaka. — Rozumiem, że chcesz Żywej Wody?
— Tak.
— Bierz ile chcesz. — syczał podniecony. — Daj mi tylko to. — łypał raz jednym a raz drugim okiem wystawiając wężowy jęzor niczym cieszący się pies. Trzepotał przy tym skrzydłami z ekscytacji tak bardzo, aż wypadło mu kilka piór.
— Proszę. — chłopak delikatnie złożył jajko w dziobie smoka.
Bestia oddaliła się do mroku, a młodzieniec szybko zebrał pióra. Następnie podszedł do niecki z pulsującą wodą, zanurzył dzban czerpiąc tyle ile naczynie pomieściło. Kilka kropel wody spadło mu na dłoń wnikając w skórę. Wszystkie rany i otarcia zagoiły się oraz powróciły siły, wlewając w serce chłopca nadzieję. Ruszył w powrotną drogę skrapiając ręką skały, uwalniając tych którym nie udało się dotrzeć do źródła. Pytał każdego ocalonego o Jarenkę, lecz nikt nic nie wiedział. Dopiero u samego podnóża góry udało mu się odczarować dziewczynę. Kiedy przybyli do czarnego stawu młodzieniec wyjął zza pazuchy pióra, złapał dziewczynę za dłoń, pomyślał życzenie a następnie rzucił pióra na wodę. W jednej chwili stanęli na ścieżce prowadzącej do chylącej się chaty. Szybkim krokiem ruszyli do domu, na progu którego czekała szeptucha. Kiedy dziewczyna dostrzegła staruszkę podbiegła do niej, zarzuciła jej ramiona na szyję, mocno się wtulając. Okazało się, że znachorka była babcią Jarenki i od wielu lat oczekiwała powrotu wnuczki. Młodzieniec przywitał się z szeptuchą, oddał jej kostur a następnie wszedł do izby, gdzie leżała matka. W pierwszej chwili nie zauważył, że kobieta nie oddycha. Kiedy ujął ją za rękę zrozumiał czemu nie reagowała na jego głos. Zielarka oznajmiła, że minionej nocy duch opuścił ciało, lecz nie pozwoliła chłopcu na łzy. Kazała mu wlać trochę wody do martwych ust matki. Po dłuższej chwili życie wróciło kobiecie ku radości zebranych przy posłaniu. Syn uściskał matkę, która wydawała się odmłodzona. W radosnej atmosferze złożono ofiarę bogom dziękując w szczególności za łaskawość Welesa i Źródlina.
Wołos cieszył się szczególnym uznaniem wśród pasterzy. Wierzono, że w noc po narodzinach cielaka, jagnięcia lub innego zwierzęcia hodowlanego, Weles odwiedzał zagrody, by pobłogosławić zwierzętom. Górscy pasterze twierdzili, że Wołos chronił owce przed wilkami i pasterzy przed zbójnikami. Hodowcy trzód wieczorami rozpalali ognie na wzgórzach, aby prosić boga pasterzy o opiekę. Co roku, przed wyprowadzeniem trzód na hale, przeprowadzano obrzęd, podczas którego składano ofiarę z cielaka lub jagnięcia, aby zyskać przychylność Welesa. Po zakończeniu sezonu wypasania organizowano również dziękczynne uroczystości na cześć boga bydła.
Pan zaświatów i bóg magii, Weles, był w wyjątkowy sposób czczony również przez magów, wróżbitów i zielarzy. Najważniejsze święto magii przypadało na noc Kupały, letnią równonoc. Uczestnicy gromadzili się wzniesieniach lub polanach, gdzie palili ognie, warzyli zioła, a także jedli i pili, oddając cześć Welesowi. Podczas obrzędu akceptowano nowych członków poprzez inicjację polegającą na skrapianiu ich krwią czarnego wołu zmieszaną z wodą oraz wypalaniu znaków przynależności. Nowicjusze ofiarowywali swoje włosy, które mieszano z ziołami i wrzucano do ognia, recytując zaklęcia. Przewodniczący sabatu błogosławił kostury, namaszczając je krwią.
Weles miał liczne potomstwo z Babą Jagą, w tym Nawianice, boskie płaczki i zwiastunki śmierci.
Według lechickich wyznawców, bóg zaświatów był wysokim, szczupłym mężczyzną około sześćdziesiątki, z białymi włosami i długą brodą. Nosił koronę z rogów i trzymał laskę pasterską zakończoną czaszką wołu. Ubrany miał być w białoszare szaty przepasane srebrnym sznurem, a jego towarzyszem był wół. Czasem przyjmował postać człowieka z głową tura. Główne święto ku czci Welesa obchodzono podczas jesiennych Dziadów, składając w ofierze czarnego źrebaka, cielaka lub czarnego koguta.
Nyja (Żmij, Czort, Czarnobóg)
Bóg chaosu, mroku, trucizny, zniszczenia, trwogi i strachu oraz przewodnik dusz. Wróg światła, dobra i ludzi. Jego imię pochodzi od ciemności otchłani i zmiennej natury. Warto wspomnieć, że słowo „żmij” w lechickim słowniku oznaczało smoka. Po przegranej walce z bratem został uwięziony w korzeniach Kosmicznego Drzewa. Czasami udawało mu się uciec, przynosząc zło i chaos. Poprzez demony nękał dzieło Żywie dla zabawy. Żywił się strachem ofiar, doprowadzając je do obłędu.