Kot Baryła od zawsze uwielbiał myśleć. Tak często myślał, że myślano nawet, że tylko śpi, gdyż miał zwyczaj myśleć z zamkniętymi oczami. Bardzo często śmiano się z niego, że nic nie robi, tylko leży, gdy on w rzeczywistości myśleniu się oddawał z wielką pasją.
Jego mentor, Baryła Poważny I, też uwielbiał myśleć, być może jeszcze bardziej od swojego ucznia. Mówił do niego: Jesteś stworzony do myślenia, pamiętaj, lecz pamiętaj także, że wartościowe myślenie może być wyśmiewane lub napotka opór ze strony społeczeństwa..
Kot Baryła myślał: Jak to jest? Myślenie popłaca, ale się nie opłaca?
Choćbyś rzeczy niezwykłe i wzniosłe pomyślał — oznajmił mentor, nie oznacza to, że spotkają się z akceptacją…, bo dobre myślenie inicjuje zmiany, lecz myśleć zawsze warto i trzeba.
Ostatniego dnia roku, Baryła, który cały rok myślał, znowu był zamyślony. Tego dnia jednak myślał jeszcze intensywniej, gdyż nie był z siebie zadowolony. Wszystko miał: dom, rodzinę, wszelkie wygody, lecz brakowało mu czegoś. Brakowało mu wolności i prawdziwej miłości. Kot Baryła doszedł do wniosku, że ten brak można jakoś wypełnić, trzeba tylko wiedzieć jak. Trzeba to dobrze pomyśleć, mówił do siebie…
Należy — powtarzał — odnaleźć odpowiedzi na najważniejsze pytania w życiu: Czym jest dobro, prawda i piękno?
Koniec roku to dobry moment, by wyznaczyć sobie nowe, ale również wzniosłe cele.
Jego mrucze myślenie podsłuchała siostra — kocica Lisica, która powiedziała do niego:
Nie bądź głupi i nie zawracaj sobie głowy bzdurami. Masz wszystko! Czego można jeszcze chcieć? W domu ciepło, jedzenia w brud, pieszczoty na wyciągnięcie ręki i spać można cały dzień. Możesz mieć nawet deskorolkę, nowy telefon albo komputer. Czego tylko zapragniesz. Czy może być coś piękniejszego? — zapytała.
Musi być coś piękniejszego — odpowiada Baryła. Jestem tego pewien. Życie powinno zmierzać w stronę wyższych wartości. To nieuniknione — wymruczał.
Ostatniego dnia roku kot Baryła był tak zaprzątnięty myśleniem, że nawet nie zauważył przygotowań do zabawy sylwestrowej. Nie chciał, by mu przeszkadzano i żeby nie krzątać się pod nogami, wsunął się pod koc zwinięty na łóżku i zasnął, choć pewnie myślał…
Przed końcem roku rodzice kota Baryły spostrzegli, że kociego myśliciela nie ma. Szukali wszędzie. Pod kanapą, pod szafą, na szafie, w piwnicy, na strychu. Nawet w lodówce. Ubrali się w końcu i wyszli z domu zapytać sąsiadów we wsi, czy może nie zabłąkał się u nich?
Może się zgubił, może huk sylwestrowych petard go spłoszył? — zastanawiała się Krystyna, może ktoś go porwał? — dedukował Jerzy
Poszukiwania nie przyniosły żadnego rezultatu. Jerzy i Krystyna zasiedli smutni przy stole. Nie w głowie im były tańce i śpiewy, jak to zwykle na zabawie noworocznej bywa. Nie wyobrażali sobie życia bez kota Baryły, podejrzewając najgorsze.
Tymczasem rozgoryczony swoim życiem kot Baryła spał snacznie pod kocem. Myślał, że myśli, lecz spał lub też spał i myślał jednocześnie. Nikt tego dokładnie nie wie. Śniło mu się, że wychodzi z ciepłego domu na poszukiwanie piękna, dobra i prawdy.
Wędrował we śnie. Wie, że musi odnaleźć prawdę. Wie, że ją znajdzie…
Tuż przed wejściem do lasu, państwa Zwierząt, dostrzega napisane zwierzęcymi łapkami ogłoszenie: „Dziś, w starej opuszczonej chacie, odbędzie się zebranie mieszkańców państwa Zwierząt w celu ponownego zrewidowania porządku w świecie ludzi i zwierząt, aby podjąć kroki dostatecznie praktyczne, by przeciwdziałać niszczeniu planety. W tym celu musimy zadać sobie trud odpowiedzi na pytania…”, o których myślał Kot Baryła.
Kot Baryła przeczuwał, że to coś wielkiego. Myślał nawet, że tylko ktoś wielki mógł napisać takie słowa. Sam niewiele pisał. Czasem łapkami po szybie albo lustrze.
Do głowy mu nie przyszło w jego śnie — albo może zapomniał, bo z natury był troszkę ślamazarny, że to ona sam zorganizował to spotkanie.
On je pomyślał. On w końcu wszystko sobie przemyślał, także i to, że trzeba zwołać wszystkie zwierzęta, by z nimi uzgodnić: co i jak w tej pilnej sprawie.
W opuszczonej chacie zebrało się wiele zwierząt. Koty, psy, borsuki, rysie, sójki, gile, ślimaki — ich było bardzo dużo, bo ślimaki bardzo lubią myśleć. Gdyby troszkę poprzestawiać litery w słowie: ślimak — to powstało by słowo miślak, a więc ten, kto lubi myśleć — tak twierdził kot Baryła.
Były jeszcze osły, sowy, dwie krowy, koń Rafał z Bochni, żbiki, biedronki, żuki, szczurki Jurki — wszystkie tak samo miały na imię. Szczurek Jurek, szczurek Jurek, szczurek Jurek… Tak się przedstawiały. Kot Baryła mógłby zapytać: czy jest tu szczurek Jurek? Wtedy wszyscy powiedzieliby, że tak.
Przyszły także sarny, biedronki, myszki, kreciki oraz delegacja egzotycznych zwierząt z dalekich krajów. Wśród nich wyróżniały się goryle, które ciągle jadły daktyle. Ale były też dwa hipopotamy, dwa samotne strusie, co miały się na luzie, dwa sępy, które lubiły otręby, trzy słonie utuczone na makaronie, dwa wielbłądy, którym wyrosły trąby, duże pająki udające biedronki, żyrafy, które przytargały ze sobą szafy, krokodyle, także lubiące daktyle, stonogi, ale jedna bez jednej nogi, małpy, które wciąż się przekrzykiwały.