E-book
12.6
drukowana A5
22.71
Klasztor

Bezpłatny fragment - Klasztor


Objętość:
106 str.
ISBN:
978-83-8384-399-5
E-book
za 12.6
drukowana A5
za 22.71

Klasztor

Adam Kanthak

Wstęp

Siostra Anna była darem od losu i jednocześnie przekleństwem zesłanym z niebios.

Jako młoda dziewczyna poczuła swoje powołanie i bardzo chciała pomagać innym ludziom.

Trafia do tajemniczego klasztoru i dokonuje niemożliwych zmian. Każdy ją za to pokocha, nie wiedząc, że Anna ma także drugie oblicze.

Książka inspirowana autentycznymi wydarzeniami z życia Świętej Benedetty i księdza Ricardo. Zapraszam do lektury pełnej fantazji łączonej z kryminałem.

Rozdział 1

Anna i jej dar

Anna, śliczna dziewczyna, wychowywała się pod okiem swojej babci Jadwigi, ponieważ jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym.

Babcia Jadwiga była katoliczką, która ufała w dobro i sens pomagania innym ludziom — te właśnie wartości chciała przekazać wnuczce od jej najmłodszych lat. Rodzice Anny byli niewierzący, nigdy nie praktykowali wiary, natomiast jej mama miała dar przewidywania złych zdarzeń. Nieraz opowiadała córce o swoich widzeniach czy przeczuciach, ale w porównaniu z Anną, która odziedziczyła po niej ten dar, nie potrafiła nad tym zapanować, widziała jedynie chaotyczne skrawki różnych sytuacji z przyszłości. Dopiero jej córka już jako dziecko zaczęła mieć prawdziwe widzenia.

Anna, mieszkając jeszcze z rodzicami, jako mała dziewczynka przeczuwała, że jej koleżanki spotka coś złego w szkole. Między innymi przewidziała, że jej sąsiadka z ławki, Lusia, która bardzo często naśmiewała się z Anny i jej dokuczała, pewnego dnia złamie nogę i przez długi czas będzie nieobecna w szkole. Anna była dobrą, pomocną, kochającą ludzi i świat dziewczyną, która szukała sympatii u innych dzieci, a Lusia od zawsze lubiła jej dokuczać. Anna bała się jej, ponieważ ta wiecznie coś od niej chciała, a to ją biła na przerwach, a to ciągnęła za włosy, tak dla zasady i zabawy, aby pośmiać się z Anny przy innych koleżankach. Zapłakana Anna bardzo przeżywała tę sytuację i nie chciała chodzić do szkoły. Wtedy jej mama powtarzała na pocieszenie, że ma być wytrwała i silna, bo czeka ją wielki dar, o którym dowie się w swoim czasie, a to, co ją spotyka, to jest tylko małe przygotowanie do tego, co nadejdzie.

Anna nie brała tych słów na poważnie. Jak to ona ma być wytrwała i silna? Przecież jest tylko nieporadną małą dziewczynką, z której każdy się śmieje. Mocno przeżywała to, że nikt nie chce się z nią przyjaźnić, a szkolne koleżanki tylko jej dokuczają. Lusia była właśnie tą jedną z najgorszych w szkole.

I tu wracamy do dnia, w którym ta dziewczyna tak bardzo chciała dokuczyć Annie po raz kolejny, że popchnąwszy ją, sama upadła i zleciała ze schodów, łamiąc sobie nogę ( jak przewidziała wcześniej tak się stało).

Mama Anny cały czas powtarzała, że w końcu dziewczyna dostanie za swoje i czeka ją kara za wszystkie złe uczynki.

Tak naprawdę Lusia złamała rękę na własne życzenie, robiąc na złość innym, w szczególności Annie, zaszkodziła samej sobie. Anna tak bardzo miała jej dość, że dosłownie marzyła o tym, żeby coś złego jej się stało i żeby w końcu dała jej święty spokój.

Po tamtym wydarzeniu niewiele się zmieniło. Może koleżanki z klasy trochę jej odpuściły, ale inne dzieci nadal traktowały ją jak popychadło. Dlaczego jej dokuczały? Po pierwsze, to Lusia była przewodnikiem całej grupy, to ona nadawała ton, wszyscy się jej słuchali, a po drugie, Anna wyraźnie odstawała na tle klasy, co niektórych drażniło, była zbyt dobra i nieprzeciętnie wrażliwa.

Anna od wczesnego dzieciństwa często bywała w Krakowie u swojej babci, która ją kochała nad życie. Właśnie ona jako ta osoba w rodzinie bardzo religijna miała ogromny wpływ na wychowanie wnuczki. Wprowadzała ją w życie duchowe i uczyła dobroci. Dziewczynka nawet kiedyś zwierzyła się jej, że zostanie zakonnicą, bo i tak nie znajdzie chłopca ani nie założy rodziny, ponieważ wszyscy się z niej śmieją.

To babcia stała się dla Anny pierwszym wzorem do naśladowania pod każdym względem. Rodzice żyli nieco z boku swoim życiem, zajęci pracą i pogonią za pieniędzmi, jakby kompletnie zapomnieli o tym, że mają jeszcze córkę. Czy robili to celowo, czy nieświadomie? Zapewne chcieli zabezpieczyć ją finansowo, żeby miała godne życie, jednak umknęło im to, że dziecku oprócz materialnego zaplecza potrzebna jest miłość i uwaga opiekunów. Pamiętała o tym babcia, która dała jej to wszystko, czego nie mogli zapewnić rodzice.

W dniu swoich piętnastu urodzin Anna miała sen, a właściwie proroczą wizję. Zobaczyła śmierć swoich rodziców. Nie potrafiła dokładnie określić, kiedy i w jaki sposób ona nastąpi, lecz wyraźnie widziała ich roztrzaskany samochód tonący w jakimś błocie. Parę tygodni później jej sen rozegrał się w rzeczywistości. Rodzice Anny zginęli w wypadku samochodowym, wpadając w poślizg, zjechali do jeziora. Ich auto po wydobyciu z wody było pokryte szlamem. Właśnie wtedy przekonała się, że jej dar jest prawdziwy. Tak jak to było w przypadku Lusi, której krzywdę niejako sprowadziła na nią i jednocześnie przewidziała. Zadrżała, kiedy uświadomiła sobie, że te jej widzenia są jakby z piekła rodem, przepełnione śmiercią i krzywdą ludzi, a przecież babcia wychowywała ją na pobożną, oddaną Bogu dziewczynę.

Zastanawiała się, czy to, że w swoim śnie zobaczyła śmierć rodziców, mogło być związane z chłodnymi relacjami między nimi, że widziała rodziców jako dwoje dorosłych obcych jej ludzi, którzy tylko mieszkają razem, ale nie poświęcają jej ani czasu, ani miłości, które dostawała jedynie od babci. Podświadomie dziewczyna poczuła w sercu, że nic jej nie łączy z rodzicami i że nie jest na tyle ważna dla nich, jak by tego chciała.

Jej mama ciągle tylko powtarzała, że Anna ma w sobie doceniać swoje możliwości i że przyjdzie dzień, w którym przekona się, jakie wielkie dary i moce otrzymała, co dziewczynka uważała oczywiście za brednie.

Anna nigdy nie powiedziała swojej babci o tym, że zaczyna mieć mroczne sny, które gdzieś się zaczynają spełniać. Nie chciała rozczarować swojej babci, która widziała w niej tylko dobro i chęć niesienia pomocy innym ludziom.

Rozdział 2

Anna i nowa szkoła

Po śmierci rodziców babcia Jadwiga zabrała Annę do siebie do Krakowa na stałe i posłała ją do szkoły średniej prowadzonej przez zakonnice. Dziewczynka znalazła w niej przyjaciół i znajomych, z którymi lubiła spędzać czas. Uważała, że to za sprawą babci i tego, że u niej mieszka, los daje jej nowych przyjaciół i zupełnie nowe życie. Myślała, że babcia jest takim zesłannikiem dobrej energii i dobrego słowa zarazem.

Anna bardzo chciała zostać zakonnicą i pracować z ludźmi, którzy będą potrzebować jej pomocy. To było też marzenie babci Jadwigi, która ciągle powtarzała, że takie życie przyniesie dziewczynce prawdziwy cud.

Anna w trakcie swojej nauki w Krakowie dużo czasu poświęcała modlitwie oraz czytaniu książek. To był okres poszukiwania samej siebie, lubiła czytać oraz poznawać nowych ludzi.

Miała słabość do ludzi słabych… utożsamiała się z nimi, przez wiele lat tak była traktowana przez swoje otoczenie i właśnie dlatego chciała pomagać tym najsłabszym. W szkole średniej Anna kilka razy miała okazję wesprzeć osoby bezbronne i obronić je przed złem.

Za przykład może posłużyć historia Karoliny, koleżanki z grupy, którą Anna pewnego dnia zastała płaczącą na korytarzu, ponieważ inne dziewczynki wyśmiewały jej duże uszy. W tym dokuczaniu prym wiodła pewna dziewczyna o imieniu Dagmara, która bardzo przypominała Annie dawną znajomą Lusię. Dagmara była pewna siebie, przebojowa i mimo że w przyszłości miała zostać zakonnicą, lubiła psocić i uprzykrzać życie innym dzieciakom. Tego dnia postanowiła poużywać sobie z Karoliny i jej odstających uszu. Karolina była spokojną, nieco wycofaną dziewczynką, która nie przepadała za głośnym towarzystwem, za to lubiła słuchać muzyki bądź czytać powieści. To nie podobało się Dagmarze, która kochała wszystko o wszystkich wiedzieć i czuć się lepszą od innych. Anna miała już doświadczenie z przeszłości z taką osobą i była bardzo wyczulona na punkcie podobnego zachowania. Szybko zauważyła, że osamotniona Karolina musi uciekać przed Dagmarą i jej świtą przez szkolne korytarze, aby uniknąć przykrości.

Tego dnia Dagmara była wyjątkowo rozdrażniona i tylko szukała swojej ofiary. Kiedy zobaczyła czytającą Karolinę, od razu do niej podeszła z koleżankami. Chciała ją upokorzyć docinkami, ale ta ją ignorowała i nie reagowała na zaczepki. Wtedy Dagmara chwyciła za książkę i próbowała ją wyrywać z rąk czytającej. Karolina broniła się przez chwilę, krzycząc:

— Daj mi spokój! Nic złego ci nie zrobiłam!

— Wystarczy, że jesteś brzydka i inna, to już jest powód, aby mnie wkurwiać — wysyczała ze złością Dagmara.

Obserwująca do tej pory całą tę scenę Anna postanowiła wkroczyć do akcji. Podeszła do dziewczyn, aby je rozdzielić i uspokoić sytuację.

— Dość tego! — zawołała. — Zostawcie ją w spokoju! Oddaj jej książkę i odejdź, bo wszystko powiem siostrze przełożonej — zagroziła i spojrzała prosto w oczy Dagmarze.

— Jesteś kablem i pożałujesz tego — odpowiedziała jej Dagmara.

— Nie boję się ciebie — rzekła twardo Anna.

— No to zobaczymy… — rzuciła na odchodne Dagmara, po czym ona i dziewczyny odwróciły się na pięcie i odeszły.

— Nic ci nie jest? — Ania zwróciła się do Karoliny.

— Nie, wszystko jest w porządku, dzięki tobie, Aniu — podziękowała speszona dziewczyna.

Anna była taka szczęśliwa, że pomogła Karolinie. Miała przy tym ogromną satysfakcję, skakała z radości jak mała dziewczynka, bo potrafiła obronić nie tylko siebie, ale i innych, a jeszcze parę lat temu, będąc w takiej sytuacji, spuściłaby głowę i rozpłakała się z bezsilności. Teraz jako nastolatka była dużo bardziej odważna i uwielbiała stawać w obronie innych.

Jednak ta sytuacja miała swój dalszy ciąg. Dagmara postanowiła się zemścić, zaczaiła się na Annę podczas przerwy. Dopadła ją wraz z koleżankami i zaczęła mocno szarpać.

— Co, teraz też jesteś taka cwana?! — zawołała Dagmara z szyderczym uśmiechem.

Ania odepchnęła ją z całej siły i zagroziła, żeby lepiej uważała, z kim ma do czynienia, bo to ona będzie uciekać po korytarzach przed innymi i skończy się bicie słabszych. Na to Dagmara zaśmiała się przebiegle i odeszła razem z grupą dziewczyn.

Ta pewność siebie i odwaga sprawiały, że Anna stawała się pomału tym, kim pragnęła być od zawsze — osobą, która nie boi się stawiać czoła złu ani opowiadać się po stronie bezbronnych ludzi. Tego chciała jej babcia i w takim duchu właśnie ją wychowywała.

Minęło parę tygodni od ostatnich wydarzeń i wszystko wskazywało na to, że Dagmara dała spokój Karolinie, unikając jej czy to w klasie, czy na przerwach. Jednak nie byłaby sobą, gdyby nie znalazła innej ofiary, by móc się na niej wyżywać i wyzłośliwiać. Dziwne wydawało się wszystkim to, że Dagmara, ze swoim charakterem i zachowaniem, znalazła się w szkole prowadzonej przez siostry zakonne, gdzie pożądanymi wartościami były przede wszystkim pobożność, zdyscyplinowanie, skromność i miłość bliźniego. Ponieważ Dagmarze daleko było do tych wartości, jej matka wpadła na pomysł, że może zakonnice oraz cała społeczność szkoły jakoś wpłyną na jej córkę, która wreszcie się odnajdzie i wejdzie na drogę prawdy. Niestety, tak się nie stało, Dagmara czuła się bezkarna, była jeszcze bardziej nieznośna i wredna wobec innych uczennic, kiedy tylko zauważyła, że nie są one w stanie jej odpowiedzieć tym samym.

Szkoła działała w duchu wiary katolickiej. Zajęcia dla młodych dziewczyn prowadziły starsze siostry zakonne, które nie tylko nauczały przedmiotów ściśle szkolnych, ale były też mentorkami i duchowymi przewodniczkami. Dziewczyny modliły się razem z swoimi przełożonymi oraz spędzały z nimi czas nie tylko na lekcjach, ale i po ich zakończeniu. Ważną częścią wychowawczej roli szkoły były oprócz przygotowania do posługi zakonnej działania na rzecz ludzi najuboższych i najbardziej potrzebujących. Właśnie to ostatnie najbardziej lubiła Anna. Raz w tygodniu wraz z całą grupą odwiedzała ośrodek dla bezdomnych, gdzie wspólnie z siostrami przygotowywała posiłki, sprzątała lub po prostu rozmawiała z podopiecznymi ośrodka. Anna lubiła te rozmowy, ponieważ dzięki nim odkrywała w tych ludziach zepchniętych na margines człowieczeństwo i pomagała im odzyskać utraconą nadzieję na normalne życie. Dzieliła się z nimi wspólną modlitwą oraz ciepłym słowem. Przywracała radość i poczucie godności. Siostry bardzo lubiły Annę za jej dobroć i pracowitość i doceniały jej poświęcenie. Powierzały jej też różne zadania przy organizacji akcji charytatywnych.

Jedną z takich akcji była zbiórka żywności dla ludzi potrzebujących, którą prowadziła siostra Helena, przełożona zakonnic. Anna razem z kilkoma koleżankami zajęła się sprzątaniem magazynów na przekazywane przez darczyńców towary. Inna grupa dziewczyn, w której znalazła się Dagmara, miała w tym czasie wypakowywać żywność z samochodów.

Dagmara stwierdziła jednak, że nie będzie nosić ciężarów i wyręczać kogoś. Jej zdaniem to nie jest praca dla niej, ponieważ ona została stworzona do lepszych zajęć. Siostra Helena bardzo się zdenerwowała, ale opanowała emocje i stwierdziła, że tutaj wszyscy wykonują tę samą pracę na rzecz innych, nie ma lepszych i gorszych ludzi i że Dagmara ma pomóc koleżankom, tak jak to było wcześniej ustalone.

— Stara prukwa — burknęła pod nosem Dagmara.

Zakonnica poczerwieniała na twarzy.

— Co powiedziałaś? — zapytała słabym głosem.

— Nic, nic, tak tylko mówię sama do siebie — odpowiedziała z szyderczym uśmiechem Dagmara.

Siostra przełożona uznała tę sprawę za zakończoną, ale Anna czuła, że Dagmara tak łatwo nie odpuści, i obserwowała ją z daleka. Tak jak przypuszczała, dziewczyna przeniosła kilka paczek do magazynu, rozejrzała się, czy w pobliżu nie ma którejś z zakonnic, i wyjąwszy z kieszeni spodni telefon, poszła w stronę swojego pokoju. Tego dnia było dużo pracy, nikt nie miał czasu na telefon czy dłuższe przerwy, a tym bardziej na pilnowanie, czy Dagmara wypełniła swój obowiązek.

Ona zaś w tym czasie postanowiła zrobić psikusa siostrze Helenie. Wybrała ze swojej szafy kilka staników, tych najbardziej wyzywających, i podłożyła do pokoju zakonnicy z podpisem: „Dla grzesznicy”. Chciała tym samym zezłościć i upokorzyć siostrę Helenę. I dopięła swego. Zakonnica na widok „prezentu” zrobiła się purpurowa na twarzy. Domyśliła się, że któraś z dziewczyn zrobiła jej bardzo głupi żart. Mimo że był już wieczór, a dziewczyny leżały już w swoich łóżkach, siostra Helena zwołała zbiórkę w sali głównej, gdzie odbywały się lekcje wuefu.

Kiedy wszystkie uczennice stawiły się na wezwanie, siostra Helena opowiedziała im o zaistniałej sytuacji, pytając otwarcie, która z nich zabawiła się jej kosztem w tak bezczelny sposób. Zagroziła też, że jeśli winowajczyni się nie znajdzie, to cała grupa poniesie odpowiedzialność. Pierwszą karą miało być zabranie wszystkim dziewczętom telefonów.

Nastąpiła pełna napięcia i oczekiwania cisza. Siostra Helena była wyraźnie zdenerwowana, wodziła wzrokiem po zebranych uczennicach, próbując coś wyczytać z ich twarzy, czekała cierpliwie na to, że któraś się zgłosi. Nagle dało się słyszeć cichy chichot. Wszystkie oczy zwróciły się w stronę, skąd dochodził. To Dagmara zaczęła się śmiać pod nosem. Po chwili wybuchła:

— Jak to zabrać telefony?! Dlaczego?! Przecież to nie nasza wina, że siostra lubi nosić taką bieliznę — dodała z przekąsem.

Cała grupa parsknęła śmiechem, ale szybko zamilkła pod groźnym spojrzeniem siostry przełożonej. Ta nie kryła już swojego oburzenia. Poleciła wszystkim wracać do pokoi i oddać telefony. Na to Dagmara zaczęła krzyczeć, że nikt nie ma prawa odbierać jej własności i ona nie odda swojego telefonu. Siostra Helena już nie gryzła się w język, stwierdziła, że Dagmara nie ma tu nic do gadania, a jeśli coś jej się nie podoba, to może wrócić do rodziców, którzy tak chętnie oddali ją pod opiekę sióstr.

Dziewczyna zorientowała się, że to nie przelewki, że jeśli wróci do domu, to czeka ją jeszcze gorsza kara, a tutaj sprawa przycichnie, a ona będzie mogła dalej dokazywać. Zgodziła się zatem oddać telefon, ale obiecała sobie w duchu, że się zemści.

Anna od dłuższego czasu miała Dagmarę na oku i domyślała się, że dziewczyna nie podaruje zakonnicy. Pomyślała jednak, że siostra poradzi sobie z niesforną uczennicą sama, i była pewna, że przełożona tak tego nie zostawi.

Jakże się myliła. Następnego dnia z rana siostra Helena jak zwykle zeszła do kuchni, żeby omówić z kucharkami menu i rozdzielić obowiązki, a przy okazji wypić z nimi poranną herbatę. Jakież było jej zdziwienie, gdy z pierwszym łykiem coś dziwnego dostało się do jej ust. Przerażona, zaczęła pluć na podłogę i nagle zobaczyła, że u jej stóp wije się podłużny biały robak. Wrzasnęła tak, że zleciały się do niej wszystkie kucharki. Na ich pytania, co się stało, siostra Helena z płaczem powiedziała, że w jej herbacie pływają żywe robaki.

Zdezorientowane kucharki przelały herbatę do zlewu, ale niczego w niej nie znalazły, mimo to zaczęły przepraszać siostrę i proponować następną porcję świeżego naparu. Siostra Helena była tak przerażona i wściekła, że nic na to nie odpowiedziała i pobiegła z płaczem do swojego pokoju.

Wieść o tym szybko rozniosła się po szkole, a siostra Helena tego dnia nie pokazała się już na zajęciach. Dwa razy w ciągu doby ktoś zrobił jej na złość, to nie był przypadek.

Dagmara zdążyła się w tym czasie pochwalić swoim najlepszym koleżankom, że to ona stoi za nieobecnością siostry przełożonej w szkole, i nie ukrywała, że jest z siebie bardzo dumna. Anna, usłyszawszy te nowiny, nie była zdziwiona. Wstąpiła w nią złość na Dagmarę, że ta nie dość, że dokucza rówieśniczkom, to jeszcze poważyła się upokorzyć w taki sposób ich nauczycielkę, która jest dobrym człowiekiem. Nie mogła jednak zdemaskować Dagmary od razu, nie miała wystarczających dowodów na jej winę, więc zaczęła się zastanawiać, jak to zrobić, aby ta sama wpadła w sidła własnej przewrotności. Na razie obserwowała ją uważnie.

Dagmara, chociaż nie zmieniła swojego zachowania wobec koleżanek i opiekunek, nadal im dokuczała i robiła psikusy, to wobec Anny zachowywała dystans. Nie zapomniała jednak o urazach.

Pewnego dnia wykorzystała czas wolny po zajęciach i modlitwach i wpadła do pokoju Anny, gdy ta odpoczywała. Tym razem nie wzięła ze sobą do towarzystwa koleżanek. Postanowiła rozprawić się z Anną sama. Wykrzyczała jej w twarz, że jest zwykłą lizuską i się wywyższa nad innych. Anna postanowiła ją zignorować i nie reagować na całą tę awanturę.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 12.6
drukowana A5
za 22.71