KAŻDY ODDECH TO ZWYCIĘSTWO — moja historia z nerwicą lękową
Wstęp — Dzień dobry
Kochana
Cześć, jestem bardzo wdzięczna, że tu jesteś. Naprawdę. Może trafiłaś tutaj, ponieważ czujesz się zmęczona, a może coś w środku nie daje Ci spokoju. Może po prostu szukasz kogoś, kto zrozumie to, co trudno wyrazić słowami. Cześć, jestem bardzo wdzięczna, że tu jesteś.
Piszę te słowa jako kobieta, która od trzynastego roku życia zmaga się z nerwicą lękową. To już wiele lat. Nauczyłam się z nią żyć, ale nie zawsze było to łatwe. Wiem, jak to jest, gdy lęk zaczyna rządzić każdym dniem. Wiem, jak bardzo potrafi odebrać radość, spokój i sen. I wiem też, jak trudno jest mówić o tym głośno, bo lęk często nosimy w ciszy, wstydząc się, że nie potrafimy być „normalne”.
Prawda jest taka, że to, co przeżywasz, jest ludzkie. To, co czujesz, nie czyni Cię słabszą. Ja również przeszłam przez momenty, w których myślałam, że już się nie podniosę, że zawsze będę się bała, że nigdy nie poczuję się dobrze. Dziś wiem, że można żyć z lękiem — nie przeciwko niemu, lecz obok niego.
Żyję także z endometriozą — chorobą, która boli, i to nie tylko fizycznie. Czasami wydaje się, że ciało i emocje są jednym organizmem, który reaguje razem. Gdy boli ciało, boli też serce. Gdy dusza płacze, ciało krzyczy bólem. To połączenie bywa trudne, ale nauczyłam się, że walka z samą sobą nie ma sensu. Pomaga tylko łagodność.
Nie chcę Ci dawać gotowych recept, bo ich nie ma. Chcę raczej pokazać Ci drogę, która prowadzi do spokoju. Taką, którą można iść powoli, po swojemu, czasem z przystankami i łzami, ale zawsze z nadzieją.
Ta książka jest dla Ciebie, jeśli szukasz słów, które nie oceniają, lecz przytulają. Dla Ciebie, jeśli pragniesz nauczyć się żyć z tym, co w Tobie trudne, zamiast z tym walczyć.
Niech te słowa będą jak spokojny oddech. Niech przypominają Ci, że możesz być delikatna i silna jednocześnie. Niech dadzą Ci poczucie, że wszystko, co czujesz, ma prawo istnieć. Nie musisz udawać, że wszystko jest w porządku. Chcę, żebyś wiedziała, że nie jesteś sama.
Rozdział 1 — Jak to jest żyć z lękiem
Lęk towarzyszy mi od tylu lat, że stał się częścią mnie. Czasem mam wrażenie, że dorastał razem ze mną, że zna każdy mój gest, każdy oddech, każdy moment, w którym próbuję być odważna. Życie z lękiem to coś, czego nie da się wytłumaczyć komuś, kto tego nie czuł. Bo jak opisać to, że ciało potrafi drżeć bez powodu? Jak wytłumaczyć, że serce bije zbyt szybko, choć nic się przecież nie dzieje? Że głowa powtarza w kółko te same myśli, jakby nie potrafiła ich zatrzymać?
Przez długi czas wierzyłam, że jestem zepsuta. Że coś jest ze mną nie tak. Patrzyłam na innych i myślałam: „Dlaczego oni potrafią po prostu żyć? Dlaczego dla nich to takie proste?”. Chodziłam do szkoły, uśmiechałam się, rozmawiałam z ludźmi, ale wewnątrz czułam napięcie, które nie mijało. Lęk był jak cień — zawsze blisko, nawet w chwilach, gdy wydawało się, że jest dobrze.
Z początku próbowałam go ignorować. Udawałam, że go nie ma. Wmawiałam sobie, że to minie, że po prostu jestem zbyt wrażliwa. Lęk nie znika, kiedy się go wypiera. Wręcz przeciwnie — wtedy rośnie, staje się głośniejszy. W pewnym momencie zaczęłam czuć, że żyję w dwóch światach. W jednym — tym widocznym dla wszystkich — uśmiechałam się, byłam „normalna”. W drugim — w środku siebie — toczyłam nieustanną walkę o spokój.
Z czasem zrozumiałam, że nie da się z tym wygrać siłą. Że lęk nie odchodzi wtedy, gdy go nienawidzisz. Wręcz przeciwnie — wtedy przywiązuje się jeszcze mocniej. Dopiero kiedy zaczęłam patrzeć na niego z łagodnością, coś się zmieniło. Zamiast mówić „nienawidzę cię”, zaczęłam szeptać „rozumiem, że chcesz mnie chronić”. Bo tym właśnie jest lęk — nieudolną próbą ochrony. Tylko że czasem chroni przed tym, co nie istnieje.
Kiedy nauczyłam się to dostrzegać, poczułam ulgę. Zrozumiałam, że nie muszę się już z nim szarpać. Mogę po prostu żyć obok niego. Lęk wciąż się pojawia — czasem rano, czasem w nocy, czasem wtedy, gdy wszystko wydaje się w porządku. Już nie panikuję. Zamiast pytać: „Dlaczego znowu?”, pytam: „Czego teraz potrzebuję?”. To proste pytanie zmienia wszystko.
Życie z lękiem to sztuka delikatności wobec siebie. To pozwolenie sobie na słabość, na chwilę zatrzymania, na łzy bez wstydu. Nauczyłam się, że niczego nie muszę udowadniać — ani światu, ani sobie. Nie muszę być zawsze silna. Mogę być prawdziwa.
Zdarzają się dni, w których czuję, że znowu tracę kontrolę. Serce przyspiesza, dłonie się pocą, myśli zaczynają biec. Dziś wiem, że to tylko fala. Każdy lęk ma swój początek i koniec. Nie trwa wiecznie. Kiedyś wierzyłam, że jeśli go poczuję, to już nigdy nie minie. Teraz wiem, że zawsze przychodzi moment oddechu. Trzeba tylko pozwolić mu przejść.
Zaczęłam uczyć się oddechu na nowo. Tego prostego, cichego, spokojnego oddechu, który potrafi przywrócić spokój, kiedy wszystko wewnątrz mnie drży. Kiedyś wydawało mi się, że to banalne. Teraz wiem, że to klucz. Czasem najprostsze rzeczy mają największą moc.
Terapia była dla mnie jak rozmowa z kimś, kto po raz pierwszy nie próbował mnie naprawić. Kto po prostu słuchał. Dzięki niej zrozumiałam, że nie jestem dziwna, że nie jestem sama. Każde spotkanie, każda rozmowa to krok ku zrozumieniu siebie. Czasem płakałam, czasem milczałam, czasem śmiałam się przez łzy. Po każdej terapii wychodziłam lżejsza. Jakby ktoś zdjął ze mnie kawałek ciężaru, który nosiłam przez lata.
Zrozumiałam też, że lęk nie jest znakiem słabości. Jest dowodem wrażliwości. Tylko bardzo czujący ludzie potrafią odczuwać tak intensywnie. A wrażliwość, choć bywa trudna, jest też darem. Dzięki niej lepiej rozumiem siebie i innych. Dzięki niej potrafię czuć głęboko, kochać mocno, zauważać rzeczy, które dla innych są niewidoczne.
Nie ma dnia, żebym nie myślała o tym, jak bardzo chciałabym, żeby każda osoba z lękiem wiedziała, że da się żyć dobrze. Może nie idealnie, ale prawdziwie. Da się wstać rano, wypić kawę, wyjść na spacer, śmiać się, kochać, nawet jeśli gdzieś w środku towarzyszy Ci niepokój. Lęk nie odbiera Ci prawa do szczęścia. Nie odbiera Ci prawa do życia.
Są dni, w których czuję spokój i wdzięczność, że już wiem, jak z nim żyć. Są też takie, w których znowu płaczę ze zmęczenia. Nawet wtedy wiem, że to minie. Bo wszystko mija. A w zamian przychodzą momenty, w których czuję, że oddycham naprawdę — spokojnie, pełną piersią, bez pośpiechu.
Życie z lękiem to niekara. To lekcja. Czasem trudna, czasem bolesna, ale taka, która uczy najważniejszego — że warto być po swojej stronie. Że warto słuchać siebie, ufać sobie, troszczyć się o siebie. Bo nawet jeśli lęk nie zniknie, Ty możesz nauczyć się żyć ponad nim.
Rozdział 2 — Kiedy ciało mówi szeptem
Ciało zawsze wie pierwsze. Zanim umysł zdąży nazwać, zanim zdążysz zrozumieć, ono już czuje. Przez lata nie umiałam słuchać tego, co próbowało mi powiedzieć. Myślałam, że jeśli będę wystarczająco silna, po prostu „przetrzymam” ból. Że muszę być twarda, że nie mogę się poddać, że wszystko jest kwestią nastawienia. Dziś wiem, jak bardzo się myliłam.
Endometrioza nauczyła mnie pokory wobec ciała. To choroba, która wkracza cicho, ale zostaje na długo. Ból nie pyta, czy masz czas, siłę, czy akurat w tym tygodniu planowałaś coś ważnego. Po prostu przychodzi. Czasem delikatnie, czasem brutalnie, czasem tak, że nie masz siły wstać z łóżka. A razem z bólem przychodzi złość, frustracja, żal, bezsilność.
W takich chwilach ciało staje się miejscem walki. Chcesz, by przestało boleć, by znowu było Twoim domem, a nie polem bitwy. Ciało nie potrzebuje walki. Potrzebuje troski. To właśnie zrozumiałam po latach. Że nie mogę z nim walczyć, bo ono nie jest moim wrogiem. Jest częścią mnie. Przetrwało wszystko, co przeszłam. Każdy stres, każdą nieprzespaną noc, każdy atak paniki. I wciąż tu jest.
Zaczęłam słuchać. Nie od razu, nie idealnie, ale powoli. Zauważałam, że gdy jestem zestresowana, ciało napina się szybciej, że kiedy tłumię emocje, ból się nasila, że kiedy pozwalam sobie odpocząć, nagle coś w środku łagodnieje. Zrozumiałam, że moje ciało i mój lęk mówią tym samym językiem. Oba proszą mnie o to samo — o uważność.
Zamiast pytać, dlaczego znów boli, zaczęłam pytać: czego potrzebuję? Czasem odpowiedzią był spokój, czasem cisza, czasem ciepły koc i łzy, które w końcu mogły popłynąć. Uczyłam się, że troska o ciało nie jest egoizmem. Jest miłością do siebie.
Kiedyś wstydziłam się swojego bólu. Myślałam, że inni mają gorzej, że przesadzam. Cierpienia nie da się porównać. Każde jest prawdziwe. Każde ma prawo być zauważone. I kiedy wreszcie to przyjęłam, przestałam się obwiniać. Przestałam się tłumaczyć. Zamiast udawać, że wszystko jest dobrze, zaczęłam być szczera — przed sobą i przed innymi. Mówiłam: „Dziś nie dam rady”. I to było w porządku.
Są dni, kiedy ciało boli tak bardzo, że trudno znaleźć sens. Nawet wtedy próbuję przypomnieć sobie, że to minie. Bo wszystko, co czujemy, nawet najgorszy ból, ma swój koniec. A kiedy przychodzi ten moment ulgi, nawet na chwilę, uczę się wdzięczności. Za to, że znowu mogę wstać, za to, że znowu mogę oddychać spokojnie.
Ciało mówi do nas szeptem, ale my często słuchamy, dopiero gdy zacznie krzyczeć. Dziś staram się usłyszeć ten szept wcześniej. Czasem to delikatne napięcie, czasem zmęczenie, które ignoruję, a czasem po prostu intuicja, że potrzebuję zwolnić. Uczę się słuchać tych znaków. Nie zawsze potrafię, ale coraz częściej mi się udaje.
Wiele lat traktowałam swoje ciało jak wroga. Winiłam je za to, że boli, że nie działa tak, jak powinno. Teraz wiem, że ono robi, co może. Że walczy razem ze mną. I kiedy patrzę na siebie z tej perspektywy, pojawia się coś niezwykłego — współczucie. Zamiast nienawiści, czuję wdzięczność.
Każde ciało nosi w sobie historię. Moje opowiada o lęku, o bólu, o przetrwaniu, ale też o sile i miłości, której długo w sobie nie widziałam. Bo mimo wszystko, mimo tylu trudnych dni, wciąż tu jestem. Wciąż próbuję, wciąż szukam spokoju. I to właśnie jest odwaga — nie w tym, by się nie bać, ale w tym, by każdego dnia próbować od nowa.
Endometrioza i nerwica nauczyły mnie jednego — że ciało i dusza to jedno. Kiedy troszczę się o jedno, leczy się też drugie. Dlatego dziś staram się być dla siebie łagodna. Czasem wystarczy ciepła kąpiel, czasem kilka minut ciszy, czasem rozmowa z kimś bliskim. I coraz częściej, nawet gdy boli, czuję spokój. Bo wiem, że nie muszę już udawać, że wszystko jest dobrze. Wystarczy, że jestem w tym obecna, prawdziwa, szczera.
Ciało to nie wróg. To Twój dom. A dom trzeba kochać, nawet jeśli czasem pęka mu dach albo skrzypią schody. Trzeba go ogrzać, posprzątać, zatroszczyć się. Bo tylko wtedy można naprawdę w nim zamieszkać.
Rozdział 3 — Związek z lękiem, czyli gdy miłość spotyka strach