E-book
15.75
drukowana A5
Kolorowa
67.53
Kapitalizm — socjalizm — kapitalizm

Bezpłatny fragment - Kapitalizm — socjalizm — kapitalizm

Minęlo 100 lat naszej niepodległości.


Objętość:
179 str.
ISBN:
978-83-8414-059-8
E-book
za 15.75
drukowana A5
Kolorowa
za 67.53

I. AUTOBIOGRAFIA

1. Wstęp

Urodziłem się 29 lutego 1940 roku. Celem w moim życiu była nauka i praca. Te wartości wpoiła mi moja mama, mimo trudnych warunków materialnych w których żyliśmy. Syn biednego rolnika oraz mała wioska pod Częstochowa, to nie baza do zdobywania wiedzy. Siła woli i duże wsparcie w rodzinie pomagało w realizacji celu. Mała wioska pod Częstochową, w rozlewisku Warty, tworzyła parafię rzymsko-katolicką w składzie 3 wiosek: ŚLIWAKOWA, ZAWADY I ZBEREZKI. Była to moja mała ojczyzna. Do 14 roku życia, parafia na czele z księdzem proboszczem, to pierwszy po 1945r. mój ośrodek nauki i kultury. Moje pierwsze przedszkole — ochronka — prowadzone i powołane przez księdza proboszcza naszej parafii, Jana Wójcickiego. Gdy jako sześciolatek stanąłem w grupie 7 latków, powiedział do mojej mamy w te słowa “Stefanio, jak chce się uczyć to nie martw się, da sobie radę”. Moi rodzice to rolnicy, wywodzący się z licznych rodzin rolniczych. Mama urodziła się jako 3 w wśród 12 braci i sióstr, a tato wśród pięcioro rodzeństwa. Wykształcenie moich rodziców to 2 — 3 zimy uczęszczania do szkoły, umieli tylko czytać i pisać. Mama bardzo dużo czytała.

W latach 1918r. — 1939r. międzywojenny okres wolnej Polski któ ukazuje niski poziom edukacji. Tylko około 30% Polaków ukończyło szkołę podstawową i wyższą, reszta umiała tylko czytać i pisać.To pozostałość po rozbiorach mojego kraju. Rodzice moi urodzili się w pierwszej dekadzie XX wieku. Dziadkowie i rodzice żyli pod zaborem rosyjskim, przeżyli pierwszą wojnę światową /Polacy walkę bratobójczą/, okres międzywojenny i drugą wojnę światową.

Warto wspomnieć o moich dziadkach jako pierwszym pokoleniu wolnym od pańszczyzny. To już nie dzieci chłopów pańszczyźnianych, lecz wolnych rolników gospodarujących na własnej ziemi uprawnej. Przecież pańszczyzna to trwające w Europie i w Polsce niewolnictwo, tylko inaczej nazywane. Zniesione przez cara w zaborze rosyjskim w 1850 roku. W pruskimi i austriackim kilka lat później

Rodzice zmarli: tato w 1969 roku a mama w 1982roku. Głównym źródłem utrzymania naszej rodziny, to 2 hektary ziemi ornej oraz jeden hektar łąk. Ziemia 4 i 5 klasy, bardzo słaba. W tak trudnych warunkach wychowali trzech synów. Ja i mój średni brat ukończyliśmy szkoły średnie, ja w 1959 roku a brat Stasiek w 1965 roku. Ja w Toruniu w Techniku Wodno-Melioracyjnym a brat Stasiek we Wrocławiu w Technikum Żeglugi Śródlądowej. Takich szkół ze stypendium i internatem w tamtym czasie praktycznie było kilka. Tylko ten warunek było podstawą dalszej nauki w latach pięćdziesiątych XX wieku dla takich jak my.

Dzięki rozwojowi, po okresie okupacji i wyniszczaniu gospodarczym, nauka i praca stały się bardziej dostępne. Polska z kraju rolniczego staje się krajem przemysłowo rolniczym. Życie mieszkańców Zawady płynęło jednym nurtem — pracy na roli, bez względu na zawirowania społeczne i polityczne. Ziemia żywiła moich dziadków rodziców i nas. Wspomnienia obejmują 6 pokoleń: dziadków, rodziców, moich, dzieci, wnuków i prawnuków. To okres około 120 lat.

Analizując moje życie oraz moich przodków stwierdzam, że nauka i praca to rozwój społeczny i polityczny. Te dwie sfery życia nieograniczane, to suwerenność człowieka i narodu oraz jego rozwój. To nie wojny wasalstwo i rozbiory.

Kapitalizm to podporządkowanie sobie drugiego siłą lub „obiecanką”. Rozwój będzie zawsze postępował. Człowiek zawsze będzie dążył do ułatwiania sobie życia i jego wzbogacania, ułatwiania materialnej egzystencji oraz rozwijania pozytywnych wartości ludzkich, poprzez naukę i pracę, a Pełną wartością poszukiwaną przez nas, zawsze powinny być czynniki otaczającej nas przyrody. Nie należy jemioły — pasożyta brać jako przykład. Nie wszystko złoto co się świeci.

W przyrodzie też istnieje zło. Godność i niezależność to walka z tym złem.

OSIEDLA 2024 rok.

Dlaczego zdecydowałem się napisać autobiografie. Obserwuję otaczającą mnie rzeczywistość, prezentowanie się różnych osób, znaczących czy sprawujących władzę, zazwyczaj to są trzydziesto-czterdziestolatkowie i martwię się o mój kraj, moje dzieci. Targowica i Konstytucja 3-Maja winna być przestrogą. Historia lubi się powtarzać. W zachowaniu młodego pokolenia dostrzegam jakby wstyd przyznawania się do swojej młodości, czy swoich rodziców. W dostępnych źródłach historii też jest to ukrywane. Zaznaczam, że coś ukrywane to albo propaganda albo coś podejrzanego. Moja autobiografia obejmuje 40 lat powojennych i 40 lat nowej rzeczywistości, socjalizmu i powrotu do kapitalizmu, powrót do pieniądza a odchodzenie od wartości niematerialnych takich jak otwartość, szczerość, bezinteresowna pomoc czy serdeczność oraz inne podobne cechy. Pieniądz, to główny fundament kapitalizmu, bardzo często argument siły i przemocy. Głównym wątkiem mojej biografii, są moje indywidualne odczucia, moja osobowość, moje odbieranie otaczającej mnie rzeczywistości, w różnych płaszczyznach.

2. Okupacja 1939—1945rok

1 września 1939 roku, napaść Niemiec hitlerowskich na Polskę, na mój kraj. Agresja rozpoczyna pięcioletni okres okupacji. Czy odczuli tę zbrodnię na narodzie polskim moi rodzice — Polacy- od pokoleń? Przeżyli zabory, pierwszą wojnę światową, okres międzywojenny, drugą wojnę, więc było dużo strachu i zadawali sobie pytanie co będzie dalej? Tato na pewno powiedział do mojej mamy. Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Mama była w 5 miesiącu ciąży. 29 lutego 1940 roku przyszedłem na świat. Okupację z częściową świadomością przeżywałem od 1943 roku jako trzylatek. W tym okresie przymusowo zakwaterowanych było u nas 2 niemieckich żołnierzy, kontrolujących wśród innych spraw, Urząd Gminy. Tata mama i ja zajmowaliśmy kuchnię a oni pokój. Spałem z rodzicami w jednym łóżku. Jako mały chłopiec, bardzo żywy, interesowałem się kolorowymi paczuszkami i fotografiami jednego z okupantów. Pewnego przedpołudnia, niespodziewanie, Niemiec stanął w “drzwiach” i widząc mnie bawiącego się jego pastą do zębów w proszku i fotografiami, wymierzył we mnie pistoletem. Mama jak lwica rzuciła się na okupanta. On się roześmiał i “mruknął” że to żart. Ja tego tak nie odebrałem i pamiętam to do dnia dzisiejszego. Inny przypadek z tego okresu, to mocne przeżycie, którego nie zapomnę. To sytuacja, gdy pijany Niemiec mieszkający u sąsiadów, posądził mojego tatę o kradzież siekiery. Finałem tego zdarzenia był fakt, że tato został prowadzony pod karabinem na składowisko odpadów — gnojownik. Przerażenie i krzyk mamy spowodował, że od drugiego sąsiada wyszedł inny Niemiec i zapytał pijanego kolegę, gdzie prowadzi tego Polaka i dlaczego? On powiedział: że to złodziej, który ukradł mu siekierę. Siekierę ja pożyczyłem, wypuść tego Polaka. Los szczęśliwie uśmiechnął do mojej rodziny.

W drugiej połowie 1944 roku czterolatkowi Niemcy zabierali tatę, na roboty przymusowe, mama i ja pozostaliśmy sami. Przeznaczeni do wywózki Polacy, z mojej wsi, zgrupowani byli przez 3 dni w kościele Matki Boskiej Gidelskiej. Na trzeci dzień zgrupowanych, załadowano na samochody i rozpoczęto transport do Niemiec. Był to czerwiec 1944 rok. W czasie transportu, gdy samochody zatrzymały się na chwilę przy cmentarzu w Zawadzie, mój tato wraz z kilkoma współtowarzyszami uciekli z tego transportu, chowając się w pierwszej chwili w przydrożnym łanie zboża. Około południa do naszej mamy przyszła siostra taty, m i konspiracyjnie powiedziała do mamy: „Stefa nie płacz, Stefan uciekł z transportu i siedzi teraz, chowając się w malinach u swojego kolegi”. Radość mamy była nie do opisania i był to dla naszej rodziny los łaskawy i szczęśliwy.

Druga połowa 1943 roku to początek klęski hitlerowców po agresji na ZSRR, a więc bałagan dezercja i panika.

Od września 1939 roku w ZAWADZIE stacjonowało około 30 żołnierzy, przeciwko nim występowali zorganizowani młodzi ludzie, tworząc grupy partyzanckie stacjonujące w lasach. Zorganizowane siły oporu w dużych miastach przeciw okupantowi, to już nie to samo co incydentalne akcje młodych ludzi, zorganizowane przeciwko niemieckiemu okupantowi w Zawadzie. Lasy otaczające nasze miejscowości, to oaza bezpieczeństwa, okupant nie zapuszczał się w ich ostępy.

Po upadku Powstania Warszawskiego, Zawada przyjmowała warszawiaków, których część po wojnie powróciła do Warszawy, chociaż niektórzy pozostali w Zawadzie na stałe. Zadaję sobie pytanie — dziś w kolejną rocznicę wybuchu powstania — czy chodziło kierownictwu Powstania o władzę i powrót do przedwojennego systemu, czy o wyzwolenie mojego kraju? Wojska armii Radzieckiej stały po drugiej stronie Wisły. Agresor hitlerowski był w odwrocie. Żądza władzy, nie zważa na śmierć i zniszczenie — TO JEST ODPOWIEDŹ.

Luty 1945 roku, od strony Konar — sąsiedniej wsi — wkroczyła do Zawady Armia Radziecka. Wielka radość wśród moich rodaków, koniec wojny i okupacji. Mnie jako pięciolatka, żołnierze radzieccy wsadzili na błotnik czołgu, wkładając mi na głowę papachę z gwiazdą. Wielka moja radość i duma. Pamiętam z tego okresu, jak u mnie w domu żołnierze uruchomili punkt radiowy nadawczo — odbiorczy, który pracował całą dobę. Trwało to może 2 -3 dni i dalej armia poszła na Berlin.

Wyzwolenie kraju. Rozpoczęło się normalne życie bez okupanta, bez strachu. Dom dla całej trzyosobowej rodziny a zwłaszcza dla pięciolatka. W parafii uruchomiono w domku katechetycznym przedszkole, otwarta zostaje szkoła podstawowa. Tu nie walczy się o władzę, tu radość z wolności i powrót do nauki i pracy /odbudowy/. Ja mam już obowiązek wypasania naszej jedynej żywicielki — naszej krówki. Jeszcze nie sam, ale już pierwszy obowiązek i jest to duża pomoc dla rodziców. Duże znaczenie w opisywanym czasie ma, najukochańsza starsza siostra mojej mamy — ciocia Aniela- oraz moja babcia. Pomoc miała bardzo duże znaczenie w naszym przetrwaniu za co im serdecznie dziękuję.

3. Edukacja 1946—1963rok

Styczeń-Luty 1945 r. Armia Radziecka wkracza do Zawady, w marszu na Berlin, okupanci uciekają w popłochu. Zawada budzi się do życia. Zaczyna się normalne życie. Ksiądz proboszcz uruchamia przedszkole w domu parafialnym, tzw. wtedy ochronkę. Ja jako 5-latek żywo uczestniczę na tym pierwszym poziomie nauki. Jestem również ministrantem, chociaż dość łobuzowatym.

Mama i tata w trudzie uprawiają swoje trzy hektary ziemi. Pomagam jak tylko potrafię. Do moich podstawowych obowiązków z chwilą nastania wiosny należy dbanie o naszą żywicielkę “krasule”. Z wielką radością po drugim zbiorze siana, codziennie maszerowałem z nią na nasze pastwiska — łąki — bez granic. To już nie było pilnowanie na swojej łące, a korzystanie z wszystkich łąk. Pełna swoboda dla Krasuli i innych krów. Ja z kolegami graliśmy na łąkach w piłkę “szmacianką” i w “dziadka”. Szmacianka była przyczyną odbicia mojej prawej stopy, do tego stopnia, że mój tato usunął obrzęk brzytwą i dużą ilość płynu ropnego. Lekarz to marzenie. Mama pierwszy raz udała się do lekarza w wieku 70 lat, a tata w wieku 69 lat. Po powrocie ze szpitala tato zmarł na tzw. chorobę nogi — Buergera — gdyż nie zgodził się na amputacje nogi.

Lata powojenne były bardzo ciężkie, zwłaszcza dla rolników, na których barkach spoczywał obowiązek wyżywienia społeczeństwa.

Po 1945r. ukazała się moja ojczyzna praktycznie całkowicie zniszczona. Naród przystąpił do odbudowy kraju poprzez rozwój oświaty /dostępność nauki/ i powolny czas odbudowy, a po 1960 roku rozwój przemysłu i nowe miejsca pracy. Rodzice moi jako rolnicy byli zobowiązani do oddawania żywca, w ilości 100 kg rocznie, z 2 hektarów gruntów rolnych. Musieli kupować od bogatszych rolników wyżej wymieniony towar, otrzymując od państwa polskiego za odstawiony towar, około 30% wydatkowanej kwoty. Zniesiono ten obowiązek dostaw w 1972 roku, wprowadzając podatek gruntowy. Pierwsze 10 lat po okupacji i pokonaniu agresora, moja ojczyzna wstawała do życia, z każdym rokiem kraj mój się rozwijał. Z kraju rolniczego stawała się moja ojczyzna krajem postępu i rozwoju. Polska stawała się krajem przemysłowo- rolniczym.

Europa po konferencji w Jałcie na Krymie mocarstw /Anglii USA i Rosji/ została podzielona na dwie części a Polska okrojona obszarowo na wschodzie, i wzbogacona o część na zachodzie o tzw. Ziemie Odzyskane.

Polska przed i po 1945r.


Europa po 1945 roku.


Europa po 1990 roku.

Dwie części Europy do 1990 roku zachodnia bogatsza i wschodnia biedniejszą.

Trzeba również pamiętać, że część społeczeństwa — bogatsza łącznie z rządem, we wrześniu 1939 roku wyemigrowała/czytaj uciekła/ na zachód. Po napaści, przedstawiciele mojego Rządu uciekli przez Rumunię na zachód Europy zabierając bezpowrotnie duże zasoby polskiego złota. Wspaniale to ukazuje film produkcji polskiej p.t. “Hubal”. oraz „Lotna”.

I tak w 1953 roku ukończyłem szkołę podstawową w wieku 13 lat. Nieukończone 14 lat spowodowało to, że musiałem jako wolny słuchacz uczęszczać powtórnie do klasy 7, na takie przedmioty — wg mojej decyzji — jak język polski, matematykę i wychowanie fizyczne. W miarę upływu czasu byłem coraz starszy i zdobywałem doświadczenie życiowe, będąc jednocześnie dobrym obserwatorem. Interesowałem się sportem, piłką nożną i siatkówką, do tego stopnia, że byłem w zespołach reprezentujących moją wieś — Zawadę.

1954 rok to koniec szkoły podstawowej i zaczynam myśleć o dalszej nauce. W tym dążeniu bardzo podtrzymywała mnie moja ukochana mama. W Częstochowie oddalonej o 20 km. czy Radomsku 15 km. w miastach najbliższych, ze względu na finanse i brak internatów, nie mogłem uczęszczać do szkoły średniej w tych miastach. Tak zwane prywatne kwatery czy dojazdy autobusem PKS, nie wchodziły w rachubę, ze względu na częstotliwość ich kursowania jak i opłaty. Chociaż nauka była za darmo to trzeba było opłacać stancję i wyżywienie. To było poza zasięgiem moich rodziców. Warto tu zaznaczyć, że na 60 uczniów i uczennic /dwóch roczników/ którzy ukończyli szkołę podstawową, tylko pięcioro ukończyło szkołę średnią.

Wśród najbliższej rodziny nie było nikogo, kto mógłby mi doradzić co dalej z moim pędem do nauki. Starania do szkoły kadetów spełzły na niczym, ze względu na to że szkołę tę rozwiązano. Będący na praktyce przy melioracji naszych łąk i pastwisk — Waldek Kłosowski — praktykant, doradził mi abym przystąpił do egzaminów w Technikum Wodno — Melioracyjnym w Toruniu. Były to dla mnie warunki wspaniałe. Stypendium i internat, to w mojej sytuacji materialnej jedyna możliwość dalszej nauki. Technikum Wodno — Melioracyjne dawało świadectwo dojrzałości i możliwość dalszego studiowania. Przystąpiłem do egzaminu i zostałem przyjęty do wyżej wymienionego Technikum w Toruniu.

Jadąc do Torunia na egzamin wstępny, spotkała mnie przygoda, a nawet bolesne zdarzenie. Dla uczniów, absolwentów szkoły podstawowej, przysługiwała ulga w przejazdach kolejowych. Ja jadąc na egzamin nie byłem od roku już uczniem. Pani konduktor wykryła kombinacje z legitymacją moją szkolną (przeklejone zdjęcie) i ukarała mnie karą pieniężną, pozbawiając mnie całej kwoty na czas zdawania egzaminów. Przewidziany czas zdawania egzaminów to jeden tydzień.

Pierwszego września 1954 roku, rozpocząłem naukę w Technikum Wodno-Melioracyjnym w Toruniu, przy ulicy Kopernika w centrum miasta. Z mojej wsi Zawady, do pięknego miasta Torunia przeprowadzenie się, to dla mnie awans niewyobrażalny. W życiu moim raz byłem w Częstochowie z pielgrzymką na Jasną Górę i raz pojechałem z rodzicami furmanką na targowisko w Radomsku.

Przede mną 4 lata nauki, a właściwie 5, gdyż w 1958 roku moje technikum z 4 -letniego, zamieniono na 5-letnie. Znowu rok dłużej, chociaż dla mnie nigdy nauki za wiele.

Absolwenci i Dyrekcja

Rozdanie uroczyste świadectw maturalnych, a tym samym ukończenie technikum, to dla mnie wielkie przeżycie. Ze względu na finanse, moi rodzice nie mogli przybyć do Torunia. Wielką radość sprawiła mi moja siostra cioteczna — przyjechała i osobiście uczestniczyła w mojej uroczystości.

Wręczenie świadectwa dojrzałości

Warto tu również opisać smutny przypadek “nakrycia” mnie, przez kierownika internatu, palącego papierosa, mimo zakazu. Było to w 3 klasie i pozbawiono mnie na 3 miesiące stypendium, warunku mojego dalszego pobytu i ukończenia szkoły. Piszę do domu o pomoc. Mama odpisała, że nie mają takich pieniędzy i że muszę wracać do domu. Z tej trudnej sytuacji dla mnie wielką pomoc wykazał dla mnie woźny /gospodarz/ naszego internatu, P Miałem u niego bardzo dobrą opinię, po prostu mnie lubił. Powiedział na widoczny smutek “nie martw się czarny, poradzimy sobie”. Jak? Wrzucisz 10 ton węgla do piwnicy internatu i zapłacisz za internat”. Węgiel ten, to opał na zimę na ogrzewanie internatu. Przy dużej pomocy kolegów wykonałem postawione zadanie i nie musiałem wracać do domu. Radość moja nie miała granic. Ponieważ trochę grosza mi zostało i po opłaceniu internatu, kupiłem sobie pierwszy w życiu krawat. Pamiętam jego kolor, granatowy z wymalowaną baletnicą.

Po ukończeniu szkoły średniej w czerwcu 1959 roku, wróciłem do swojego domu do rodziców. W ciągu pierwszego miesiąca od powrotu zostałem zatrudniony w Przedsiębiorstwie Wodno-Melioracyjnym z siedzibą w Piotrkowie Trybunalskim, jako stażysta. Pracowałem pod kierownictwem pana Rakowskiego, przy regulacji rzeki Wiercicy w Dąbku, na obrzeżach wsi Garnek, w powiecie radomszczańskim. Po 6 miesiącach objąłem samodzielne kierownictwo zmeliorowania około 80 ha łąk. Nadzorował moją budowę kierownik i wieloletni praktyk w tym zawodzie Pan Sylwester. Obydwa moje miejsca pracy były w obrębie mojej Zawady, w odległości ok. 5 kilometrów. To był najpiękniejszy okres mojego życia. Pracowałem, zarabiałem prawdziwe pieniądze, mama była w siódmym niebie, a tata był bardzo dumny. Oddawałem rodzicom praktycznie wszystkie zarobione pieniądze, nie były mi potrzebne. Byłem na utrzymaniu moich gospodarzy, u których firma wynajmowała domek jednorodzinny jako biuro i magazyn materiałów budowlanych. Gospodarz był zatrudniony w mojej firmie wraz z transportem konnym, którym dowoził materiały budowlane.

Zatrudniałem w tym czasie pięciu moich kolegów ze szkoły podstawowej. Był to mój błąd, gdyż koledzy chcieli mało pracować i dużo zarabiać. Każdy z nich chciał układać darninę, lecz żaden z nich nie był chętny na kopanie rowów. Darniowanie było najlepiej opłacane. Zatrudniałem w tym czasie około 80 pracowników sezonowych.

W 1960 roku, w pierwszej połowie, zostałem wezwany przez Wojskową Komisje Poborową w Radomsku, do określenia przydatności do odbycia zasadniczej służby wojskowej. Smutna, aczkolwiek przymusowa i nieodwracalna decyzja Komisji Poborowej — przeznaczony do odbycia dwuletniej służby w Ludowym Wojsku Polskim. Stojąc rozebrany w kolejce do badań, przed komisją poborową, spytałem członka komisji, kapitana, czy mogę iść do oficerskiej szkoły. Na moje pytanie kapitan zapytał mnie, czy mam średnie wykształcenie, odpowiedziałem, że tak. Trochę zdziwiony, takich jak ja było tylko 2—3 — reszta około 50 poborowych była tylko po podstawówce. Kazał mi się ubrać, po czym wręczył mi informator o naborze do szkół oficerskich. Wybrałem Oficerską Szkołę Inżynieryjną we Wrocławiu, będąc przekonanym, że są to studia dające tytuł inżyniera. Kapitan poinformował mnie o procedurach przyjęcia mnie do wyżej wymienionej szkoły i życzył mi powodzenia. W tej decyzji nikt mi nie pomógł. Nikt nie poinformował mnie, że jest to jakby zdublowanie szkoły średniej. Profil oficerskiej szkoły to profil saperski. W nazwie szkoły była ukryta propaganda, którą wycofano po zmianie w 1962 roku, zmieniając nazwę szkoły z Oficerskiej Szkoły Inżynieryjnej, na Oficerską Szkołę Wojsk Inżynieryjnych. Mogłem wycofać się z dalszej nauki na drugim roku, lecz musiałbym zgodnie z ówczesnym prawem, odbyć jeden rok służby w posiadanym stopniu wojskowym, w wyznaczonej jednostce wojskowej. Zdecydowałem, że ukończę oficerską szkołę i w stopniu podporucznika będę służył w wybranej przez siebie jednostce wojskowej. I tak rozpoczęła się moja 25-letnia służba wojskowa. Ukończenie jej to dodatkowe tytuły techników: technika dróg i mostów kolejowych, technik rozminowywania i minowania, oraz posługiwania się materiały wybuchowymi. Zdobycie wyższego wykształcenia odłożyłem na dalszy okres, w systemie zaocznym w czasie zawodowej służby wojskowej.

Naukę w Oficerskiej Szkole /Oficerska Szkoła Inżynieryjna/ we Wrocławiu rozpocząłem w 1960 roku. Przystosowanie nie było trudne, gdyż 5 lat internatowego życia w Toruniu, to wspaniała zaprawa i przygotowanie. Nowe warunki nauki, zakwaterowanie i wyżywienie bez zastrzeżeń. Zakwaterowanie w sypialniach czteroosobowych. W Toruniu w internacie natomiast warunki były dużo gorsze, sypialnie dziesięcioosobowe a w nich piętrowe łóżka. Jedynym utrudnieniem dla dwudziestolatka to wydzielane przepustki w sobotę lub niedzielę. Pełna baza obiektów sportowych. Dowódca naszego pierwszego roku kapitan Gałązka — wspaniały człowiek — natomiast dowódca batalionu, czyli pierwszego 2 i 3 rocznika to prawdziwy “kapral” mimo że major. Komendant szkoły pułkownik Budziszewski, to oficer dowódca i człowiek, wzór do naśladowania. Moi wychowawcy, dyrektor w technikum, kpt. Eugeniusz Gałązka i komendant szkoły to wzorce, których pamiętam do dziś. Dzień przebiegał według schematu: 6.00 pobudka, 6.30 zaprawa, 7.30, śniadanie, 8. 15 wykłady. 15.00 do 22.00 czas na naukę sport i temuż podobne. 22.00 capstrzyk.

Podchorążowie trzeciego rocznika.

Mój pluton to pluton saperski, budowa dróg i mostów kolejowych.

Podchorążowie to nie kandydaci na duchownych, zamknięci w klasztorach.

Mój pluton

Kierujący oficer — podporucznik — chórem męskim podchorążych, współpracując ze szkołą pielęgniarską, stworzył chór mieszany. W czasie wspólnych zajęć, poznałem w 1962 roku, swoją przyszłą żonę. W 1963 roku ukończyłem 3-letnią szkołę. Po zdanych egzaminach, promocja na pierwszy stopień oficerski.

Praktyki w latach 1954 — 1959 rok

W czasie nauki w technikum w Toruniu, w okresie wakacji, odbywałem praktykę, często w miesiącu lipcu. W czasie pobytu w oficerskiej szkole tego wymogu nie było i miałem pełne wakacje do swojej dyspozycji.

Toruń, to w kolejnych latach praktyka. Po pierwszym roku w Nakle nad Notecią w gospodarstwie hodowlanym. Tu po raz pierwszy miałem dyżur, przy pilnowaniu knura, czyli samca świnki. Zdarzenie wspominam dlatego, że mimo wychowania się na wsi, to nie miałem pojęcia jak wygląda samiec świni. Siedząc na ogrodzeniu wybiegu, z nudów zorganizowałem sobie procę i z tej procy strzelałem kamykami, próbując trafić tego prosiaka. Trafiłem go celowo w bardzo czułe miejsce. Co się potem działo to nie będę opisywał. Knur rozwalił ogrodzenie ja uciekłem a dyrektor gospodarstwa nie pochwalił mnie za to.

Po 2 roku szkolnym w kolejnych latach poprzez praktyki, które odbywałem, uzupełniałem swoją wiedzę teoretyczną. Praktycznie przy drenowaniu gruntów rolnych, regulacji rzek czy melioracji łąk. Przy regulacji potoku górskiego w miejscowości Dział koło Dunajca, uczestniczyłem jako nastolatek w weselu góralskim. Zaproszony zostałem na to wesele, przez panią u której się stołowałem, blisko spokrewnioną z panną młodą. Jedyny raz byłem na autentycznym weselu góralskim. Początek tej uroczystości to udanie się pobierających i zaproszonych gości do kościoła. W naszym przypadku to był szpaler kilkunastu wozów góralskich na czele z wozami drużbów. Goście weselni wszyscy trzeźwi, obowiązywał zakaz picia alkoholu przed uroczystością zaślubin i tym podobne. Po ceremonii zaślubin w kościele, rozpoczęła się uroczystość weselna, rozłożono koce na placu przykościelnym i rozpoczął się poczęstunek. Jednym słowem żarcie i picie śpiewy i muzyka. Po około dwóch godzinach biesiadowania przejazd do domu weselnego. Kawalkada jak wyżej. W czasie powrotu do domu weselnego — panowie drużbowie — musieli być zaopatrzeni w napoje wyskokowe, aby wykupić się dla otwarcia bramek, prowizorycznych przeszkód stawianych na drodze przejazdu. Alkoholu starczyło na 5- 6 bramek, na odcinku około 5 km. Bramki dla których zabrakło alkoholu, taranowano zaprzęgami konnymi. Rozpoczęła się prawdziwa walka ciupagami. Po przybyciu do domu weselnego, dalsza zabawa w góralskiej stodole na klepisku. Moja obecność ograniczyła się do usadowienia się w sąsieku, części stodoły i obserwacji. Panowie podchodzili do wybranek i śpiewając prosili góralki do tańca. Coś wspaniałego, wybranka musiała iść tańczyć. Dla mnie jako obserwatora, było to coś nowego i radosnego, które to zdarzenie pamiętam do dziś.

4. Praca 1963 — 2002 rok

W sierpniu 1963r. — promocja na pierwszy stopień oficerski — podporucznika. Stopień oficerski dla człowieka, który pamiętał czas okupacji. Przez cały czas służby wojskowej, nigdy na myślałem o moim kraju jako o kraju zaborczym, agresywnym czy nawet uczestniczącym w czymś takim jak ingerencja w suwerenność innego kraju. Niech każdy każdemu pozwala się rozwijać samodzielnie, bez odbierania mu suwerenności siłą, podstępem, głosząc hasła o demokracji czy misji.

Nigdy nie będę zwolennikiem walki o dominację w świecie. To śmierć i cierpienie narodów.

ONZ jest organizacją walczącą o pokój i w swoich działaniach nie dopuszcza do przelewu krwi, do mordowania się nawzajem. Powinna działać w imię sprawiedliwości. Nie powinna być podporządkowana „MISJONARZOWI” a jest to zauważalne. Brakuje tylko tego, aby ONZ było już paktem światowym jak NATO w Europie z dominującą rolą USA. Zdaję sobie sprawę co to są współczesne tzw. misje, często jest to ingerencja w suwerenność państwa i wykorzystanie jego bogactw naturalnych. Rozwój różnorodnego świata winien przebiegać ewolucyjnie a nie rewolucyjnie. Historia potwierdza starą zasadę, licz zawsze na siebie a nie na pomoc innych tzw. „przyjaciół”. Historia pierwszej i drugiej wojny to potwierdza. Podobne będzie zakończenie wojny za wschodnią naszą granicą. „Agresor rąk sobie nie poparzył”.

Promocja to wielkie przeżycie dla młodego człowieka. Na uroczystej promocji zabrakło moich rodziców z powodu dużych kosztów ich przyjazdu i zakwaterowania. Kolega razem ze mną promowany, wraz z rodzicami, mieszkaniec Wrocławia, zaprosił mnie do siebie na uroczysty obiad. Uroczystego obiadu u niego nie zapomnę nigdy.

Podporucznik Eugeniusz Majchrzak, w trakcie wyboru miejsca pełnienia służby wraz z przyszłą żoną zdecydowali na jednostkę wojskową w Tarnowskich Górach. Do wyboru był Inowrocław, blisko mojego Torunia lub Przemyśl. Nowy rozdział w życiu, już jako żołnierz zawodowy w służbie, w jednostce wojskowej. Nowe miasto nowe warunki pracy życia i biegnący czas.

Druga połowa 1963 roku, po ukończonych uczelniach ja i moja / Zosia ukończyła podyplomowe studia pielęgniarskie/ przyszła żona, skierowani zostaliśmy do pracy. Ja do Tarnowskich Gór a Zosia do Kudowy Zdroju. Warunki mieszkaniowe różne. Ja w pokoiku na izbie chorych w jednostce wojskowej a Zosia w hotelu uzdrowiskowym. Pamiętam nowy rok 1964 i Sylwester w Kudowie w restauracji „Kosmos”. Wspaniała zabawa. Po północy przed restauracją oddałem kilka strzałów noworocznych z osobistego pistoletu tzw. TT. Głupota dwudziestotrzylatka. Na dodatek, ze względu na twardy reżim rozliczania się z amunicji, miejscowi milicjanci pomagali mi szukać łusek, niezbędnych do rozliczenia się w mojej macierzystej jednostce wojskowej. To radość i młodość oraz brak rozwagi.

8 lutego 1964 roku w urzędzie stanu cywilnego w Kudowie zawarliśmy związek małżeński.

Park Zdrojowy- Kudowa — 1964 rok

Świadkami zawarcia związku małżeńskiego byli kierownik restauracji „Kosmos” oraz koleżanka mojej żony. W miesiącu kwietniu tego samego roku, w święta Wielkanocne w Kamienicy Polskiej, miejscowości rodzinnej żony, odbył się nasz ślub wg obrządku rzymsko-katolickiego. Uczestniczyli goście oraz rodzice żony i moi rodzice.

Rozpoczyna się batalia o mieszkanie i powrót mojej żony z rocznego przydziału nakazowego pracy w Kudowie Zdroju do męża. Niełatwa to sprawa, brak mieszkań był wtedy jak i jest obecnie w drugiej połowie 2021 roku. Wtedy nie było możliwości wynajęcia mieszkania. Nadmetraże czy wolne mieszkania rozdysponowywane były przez organa państwowe. Dzięki dowódcy pułku oraz wojewody Pana Jerzego Ziętka, wspaniałego człowieka, załatwiłem przeniesienie żony ze stażu z Kudowy Zdroju do Tarnowskich Gór i odbywania dalszego stażu w województwie śląskim. Żona w krótkim czasie, przeniosła się do Tarnowskich Gór i rozpoczęła pracę w tygodniowym żłobku w Radzionkowie. Zamieszkaliśmy razem w pokoiku, w budynku izby chorych na terenie koszar. Pewnego dnia dowódca pułku wzywa mnie do siebie i mówi: „Mam dla was obywatelu poruczniku mieszkanie w mieście — kawalerkę. Dotychczas mieszkający tam oficerowie jak się wyprowadzą, do czasu otrzymania przysługującego wam mieszkania możecie tam zamieszkać”. Radość wielka, mamy mieszkanie na pierwszym piętrze blisko jednostki. Duży pokój, łazienka korytarzyk i bardzo mała kuchenka. Umeblowanie tego mieszkanka to druga sprawa. Warto pamiętać o dwóch fotelach wykonanych z prętów metalowych I z plastikowych przewodów ochronnych, wykonanych dla nas przez żołnierzy. W miarę upływu czasu mieszkanko stawało się przytulnym gniazdkiem. Sąsiedzi to koledzy z pracy. W tym gniazdku przychodzi na świat moja córka, Ania. To rok 1964. Wszystko dzieje się bardzo szybko. Naszym maleństwem po urlopie macierzyńskim zajmują się rodzice żony. Pomoc bardzo cenna. Ja w dalszym ciągu myślę o dalszej edukacji, ale już na uczelniach wojskowych — stacjonarnie. Jest taka możliwość. W1964 r. dostaje zgodę od przełożonych na staranie się na studia w Wojskowej Akademii Technicznej. Egzamin okazał się za trudny dla mnie. Po roku staram się na Akademię Sztabu Generalnego i znowu bez powodzenia. Egzamin do Wojskowej Akademii Politycznej zdałem z pozytywnym wynikiem. Nie wyraziłem zgody na roczną pracę w aparacie partyjno — politycznym przed rozpoczęciem nauki, więc nie zostałem zakwalifikowany na pierwszy rok. Chyba po upływie roku będąc już dowódcą kompanii ukazała się możliwość rozpoczęcia studiów w Akademii Tyłów i Transportu w Związku Radzieckim w Leningradzie — obecny Petersburg. Zostałem zakwalifikowany na pierwszy rok studiów. Kwalifikacje nie były oparte o egzamin, lecz o inne kryteria, trudne dla mnie do określenia. Dwa tygodnie przed wyjazdem do Leningradu, pełniąc służbę oficera dyżurnego, w godzinach popołudniowych, zastępca dowódcy pułku po powrocie z WARSZAWY oznajmił mi cyt. dosłownie „przykro mi, ale kolega kapitan został wykreślony z listy na studia w Leningradzie”. Było to dla mnie bardzo ciężkie przeżycie. Przez całe życie wierzę i wierzyłem w to, że opatrzność mi sprzyja więc i tu czuwa nade mną. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Wniosek końcowy jest taki, że armia lub zawistny przełożony nie życzy sobie, aby syn chłopa, biedak zdobył więcej niż ma. Dowódca mojego pułku, wspaniały człowiek zezwala mi na rozpoczęcie w 1978 roku nauki w Uniwersytecie Śląskim na Wydziale Prawa i Administracji — zaocznie. W1983 r kończę studia z tytułem magistra prawa. Po ukończeniu studiów awansowałem do stopnia podpułkownika. Duma ojca — córka skończyła szkołę średnią i w roku 1983 wychodzi za mąż. Czas się nie zatrzymuje. W 1984 roku dopada mnie zawał, życie mówi dość, za dużo pracy i nauki i papierosów — trzeba przyhamować. 40 lat pogoni za wiedzą i warunkami życia to dość dużo. Armia mówi dość i musimy się pożegnać. W 1984 roku odchodzę na emeryturę początkowo na rentę. Po roku odpoczynku szukam pracy. Pracy w środowisku cywilnym. Staje się 44-letnim emerytem wojskowym w stopniu podpułkownika z tytułem magistra.

W 1971 roku urodził się syn-Szymon, córka ma wtedy 7 lat i rozpoczyna szkołę podstawową. W tym czasie przyszliśmy na czwarte z kolei mieszkanie przy ulicy Cebuli. Dwa pokoje z kuchnią. Szymon początkowo idzie do żłobka, a potem do niani, wspaniałej kobiety, matki 2 dorosłych synów. Jestem tej pani bardzo wdzięczny za jej wspaniałą i troskliwą opiekę. Po skończeniu 3 lat, syn zostaje przyjęty do przedszkola po dość żmudnych staraniach.

Od 1968 roku rozpoczęły się moje wyjazdy na poligony trwające w ciągu roku od kwietnia do października.

Ćwiczenia rezerwy na zalewie Chechło

Ciężki okres dla mojej żony — dwójka małych dzieci, praca oraz mąż na poligonie. Jestem bardzo dumny z mojej wspaniałej żony.

Poligony trwały w moim przypadku przez 6 lat w tym półroczny kurs oficerski. Do 1975 roku byłem w domu gościem. Ale po deszczu jest i słońce. Od 1975 roku jako nowo awansowany major objąłem stanowisko sztabowe — 8 godzin pracy i reszta z rodziną. Dużo poświęcałem córce i synowi. Córka do szkoły na Wyspiańskiego syn do przedszkola obok mojej jednostki. Tak ta sielanka trwała do 1983 roku. Córka, po maturze wychodzi za mąż ja awansuję na podpułkownika. Zawał, szpital, rekonwalescencja i zwolnienie ze służby wojskowej. Inwalidów nie potrzebują w wojsku. Ze względu na mój stan zdrowia, syn kontynuuje naukę w Technikum Mechanicznym a nie jak planowaliśmy w Liceum Ogólnokształcącym. Syn musi zdobyć zawód, gdyż nie wiadomo co dalej z moim zdrowiem. Lata 1984—85 to Ania wraz z mężem Tomkiem i synem mieszkają w Kamienicy Polskiej u babci. Wychowują pierworodnego syna i naszego wnuka Bartusia, oraz rozpoczynają pierwszą pracę w Częstochowie w zakładzie włókienniczym „Ceba”. Po upływie około roku, dzieci wracają na Śląsk, Tomek rozpoczyna pracę w kopalni i jednocześnie kończy technikum górnicze. Chce być górnikiem. Zawód ciężki, ale jest osobą która pracy się nie boi. Wcześniejsze ukończone Technikum Mechaniczne, gwarantuje mu wysoki poziom fachowości. Ania zaocznie kończy pedagogikę na Uniwersytecie Śląskim, i z tytułem magistra rozpoczyna pracę w przedszkolu miejskim w Piekarach Śląskich. W miarę upływu czasu Ania i Tomek — otrzymują nowe mieszkanie. Po przebytym zawale mięśnia sercowego niezdolny do dalszej służby, przechodzę na emeryturę. Po uroczystym pożegnaniu trzeba żyć dalej.

Minęły 24 lata służby wojskowej, za młody — 44 lata — aby nic nie robić, szukam pracy, ale nie jest łatwo znaleźć taką, która by mi odpowiadała. Wynagrodzenie nie było ważne, ważna była użyteczność tej pracy i własne zadowolenie. Pracę rozpocząłem w Zarządzie Bytomskich Zakładów Odzieżowych w Bytomiu obejmującym pięć zakładów: w Bytomiu, w Sosnowcu, w Radzionkowie, Dąbrowie Górniczej i Tarnowskich Górach. Zatrudnionych było około 5 tysięcy osób. 85% szytych garniturów to eksport na zachód Europy — głównie do Niemiec. Zatrudniony jestem początkowo w komórce wojskowej a po krótkim czasie w komórce prawnej. W zakładach bytomskich pracuję do 2002roku. Pod koniec lat 80-tych firma otworzyła około 50 sklepów na obszarze kraju. To był wspaniały okres mojej pracy w którym zwiedziłem praktycznie cały mój kraj. Otwierała się perspektywa otwarcia nawet kilku naszych sklepów w Moskwie.

Druga połowa lat dziewięćdziesiątych, to powolny upadek firmy. Najpierw wymiana dyrektorów na 40 — latków, osoby młode niedoświadczone i w konsekwencji zamykanie zakładów. W tych latach byłem zatrudniony również, w niepełnym wymiarze godzin w Zakładach Odzieżowych w Tarnowskich Górach oraz Zakładach Mechanicznych w Piekarach Śląskich które zatrudniały około od 10 do 15 tys. pracowników. Te zakłady również zniknęły, upadły po 1990 roku.

Aktywnie uczestniczyłem w działalności społecznej. W 1987r byłem jednym z twórców ogródków działkowych „Zryw” w Tarnowskich Górach na os. Przyjaźń, przy szkole podstawowej. Dziś piękna oaza zieleni i wypoczynku.

1981 rok to otrzymanie trzypokojowego mieszkania na osiedlu Przyjaźń. Mieszkałem tam do 2002 roku. Moja najbliższa rodzina to: syn i synowa, córka i zięć, 4 wnuków i wnuczka,4 prawnuków i prawnuczka. Boże, dziękuję ci za to wszystko, jestem bardzo szczęśliwym dziadkiem i pradziadkiem. Dla mnie zawsze priorytetem była nauka i praca, którą zapewniało mi moje państwo. Zawsze staram się wynagradzać za osiągane dobre wyniki w nauce. Może to nie jest wychowawcze, ale tak już mam.

Początek XXI wieku to pożegnanie Śląska i powrót na łono młodości, gdzie się urodziłem, do mojej małej ojczyzny. Los jest dla mnie łaskawy, dzieci wnuki i prawnuki to moje największe skarby, na których zawsze mogę liczyć. Syn i córka to wspaniali rodzice, z których jestem dumny. Nie zostawiam im majątku, lecz przekazuje to co przekazała mi moja mama i tato, naukę pracowitość i uczciwość, wielkie dary życia.

5. ŚLIWAKÓW 2002r — 2019r

Koniec XX wieku, mój duch niespokojny prowadzi do zamiaru wybudowania domu. Emeryt sześćdziesięcioletni schorowany porywa się na coś co wymaga dużej kasy. Byłem na tyle naiwny, że za 100 tysięcy złotych, to kupię działkę i wybuduje dom. Zięć powiedział “Tato, za 100 tys. to możesz wybudować drewniany domek-altankę”. W tym czasie jako pierwszy udzielał kredytów hipotecznych Bank Śląski. Pamiętam, jak przy podpisywaniu umowy trzeba było mieć żyrantów. Jako żyranci stanęli obok mnie moje dzieci. I tak się to zaczęło. Po długich poszukiwaniach kupiłem działkę 15 arową będącą własnością gminy Kłomnice, po ogłoszonym przetargu za 6,5 tysiąca złotych. Co tydzień maluchem z żoną jedziemy na nasze ranczo/poniżej/ i witamy się z Grotem naszym znajdą.

Czwartek piątek sobota i niedziela to praca u siebie na Śliwakowie, miejscu urodzenia mojej mamy. Fachową pomocą służy mi mój wuj Zygmunt, złota rączka, mąż najmłodszej siostry mojej mamy, wspaniały człowiek. Wielka dla mnie pomoc. Przełomowy rok, to dwutysięczny drugi, w którym to roku, po sprzedaży mieszkania, melduje się na Śliwakowie. Wcześniej zameldowały się teściowa z żoną. Dom był wykończony do stanu zamieszkania.

Nowy dom w Śliwakowie

Całkowite wykończenie, zwłaszcza poddasza to były najbliższe lata. Pracuje pełną parą syn zięć oraz najstarszy wnuk Bartek. Dom staje się pięknym obiektem wpisującym się w krajobraz wsi, mojego nowego miejsca stałego pobytu. W trakcie wstępnych prac ogrodzeniowych, do płotu podbiega z lasu głodny i spragniony pies, chyba wyrzucony z samochodu przez poprzedniego właściciela. Dużo takich przypadków było, co pokazał czas. Plac był ogrodzony więc pies położył się przy siatce na zewnątrz, dzieci pracowały a ja z córką Anią pojechaliśmy do sklepu kupić psu coś do jedzenia. Wyjeżdżając, powiedziałem do chłopaków, nie wpuszczajcie go na posesję, gdyż znając siebie, nie będę w stanie go wypędzić. Po przyjeździe stwierdzamy z córką, że pies biega po podwórku jak stary domownik i tak pozostał u nas przez długi czas. Nazwaliśmy go Grot. Zawsze w czwartek o 15.oo czekał na nasz przyjazd, zawsze w rogu ogrodzenia, zwrócony w kierunku naszego przyjazdu. W czasie naszej nieobecności karmiła Grota nasza sąsiadka. Trwało to przez okres wykańczania budynku. Grot był z nami przez najbliższe 15 lat. Budynek ciągle ulepszany jest coraz piękniejszy.

W 2005 roku włączam się do działalności społecznej. Moje nowe miejsce — sołectwo Śliwaków — chce żyć i rozwijać się, ale nie ma gdzie. Zebrania mieszkańców odbywają się w mieszkaniu prywatnym, u sołtysa. W takich zebraniach uczestniczy zazwyczaj 3 do 5 osób. 3 osoby to członkowie rodziny oraz 2 osoby to mieszkańcy wsi. Ustawa o samorządzie gminy mówi, że najwyższą władzą w sołectwie jest zebranie wiejskie /fundament demokracji/. Sołtys wykonuje uchwały zebrania. Jak to skonfrontowałem to zacząłem się głośno śmiać. Zebranie, ale gdzie? W tym sołectwie od przeszło 100 lat, od zasiedlenia, nie ma miejsca na coś takiego jak zebranie mieszkańców. Jak zachęcić mieszkańców do działania dla wspólnego dobra? W gminie na 27 sołectw w 7 jest taka sama sytuacja. Nie oglądając się na nic przeprowadziłem z wójtem rozmowę. Wybudowano dla mieszkańców ŚLIWAKOWA, PIĘKNĄ ŚWIETLICĘ KORZYSTAJĄC Z BUDŻETU GMINY. Zadziałała ustawa o samorządzie gminnym. Koszt wybudowania świetlicy zamknął się kwotą około 100 tys. zł. Była to inwestycja dla Śliwakowa, druga po wybudowaniu drogi asfaltowej. W nowo wybudowanej świetlicy na zebraniu wiejskim, wybrany zostałem sołtysem. Otwarcie świetlicy odbyło się przy kawie i innych smakołykach. Widać było radość uczestników z tej inwestycji chociaż byli też sceptycy. Tyle lat żyliśmy bez świetlicy to i dalej możemy. W świetlicy odbywały się wystawy malarstwa pani Ewy i koronkarstwa innych pań. Prezentowana sztuka ludowa naszego ŚLIWAKOWA, uczestniczyła na wystawie w Powiatowych Dożynkach. Świetlica ożywiła Śliwaków. W Śliwakowie w świetlicy odbyło się po raz pierwszy powitanie nowego roku. Odbywały się i odbywają inne uroczystości. Mieszkańcy Śliwakowa mogli w pełni realizować swoje prawa poprzez uchwały podejmowane na zebraniach. Tak się też szczęśliwie złożyło, że w niecały rok po wybudowaniu świetlicy, wprowadzono fundusze sołeckie. Wydzielane są z budżetów gminnych i corocznie zwiększane kwotowo. Dawały możliwość dalszych inwestycji takich jak zagospodarowanie placu świetlicowego, renowacji zabytkowej dla mieszkańców kapliczki, oraz zagospodarowanie przestrzeni około 1 ha na park wypoczynku i relaksu.

Świetlica


Kapliczka


Grill

Czas szybko płynie i starzejemy się, stając się coraz bardziej leniwi. Utrzymanie domu i placu wymaga siły i pieniędzy. Dzieci swoje korzenie zapuściły w Piekarach Śląskich — 100 km od nas — brak sklepu i dojazdy do sąsiedniej wsi po zakupy stają coraz bardziej uciążliwy. To mała wioska bez sklepu z podstawowymi artykułami żywnościowymi. Po naradzie rodzinnej zdecydowaliśmy sprzedać nieruchomość i przeprowadzić się do Piekar Śląskich, blisko dzieci wnuków i prawnuków. Uzyskanie określonej ceny przy sprzedaży nieruchomości nie jest łatwe. Trochę żal, ale trzeba będzie zamieszkać w bloku. Moja przedsiębiorczość również bardzo osłabła.

Zdecydowałem się napisać wspomnienia z minionych 80 lat, dużo wędrowania mojego w tych wspomnieniach, lecz przewodnikiem zawsze była i jest nauka i praca. Jedną z podstawowych wartości jest rodzina. Należy tę wartość pielęgnować przez całe życie. Zawsze między egoizmem a rodziną zawsze na pierwszym miejscu jest i będzie rodzina. Tak postępowała moja mama. Fundamentem rozwoju jest zawsze praca i nauka.

Śliwaków to również nowe miejsce zamieszkania dla teściowej. Po sprzedaży swojego domu w Kamienicy Polskiej i kupna mieszkania, mama mojej żony przeniosła się do Piekar Śląskich. Piekary Śląskie to miasto mojej córki Ani i syna Szymona, Tarnowskie Góry — miasto, w którym zamieszkiwaliśmy przez blisko 40 lat. Od 2002 do 2019 r. naszym miejscem zamieszkania stała się wieś Śliwaków, gmina Kłomnice.

Teściowa początkowo mieszkała sama w kupionym mieszkaniu a po pewnym czasie mieszkała już do końca swoich dni razem z nami, czyli w Tarnowskich Górach i Śliwakowie.

Wraz z czasem stajemy się coraz bardziej zależni od swoich dzieci i należy też dążyć do tego, aby rodzina była w miarę możliwości skupiona wokół siebie i licząca zawsze na siebie. W roku 2004 teściowa zmarła na Śliwakowie. Pochowana została w swojej miejscowości urodzenia-Kamienicy Polskiej wśród swoich.

6. Piekary Śląskie 2019 rok…

W 2019r powrót na Śląsk do Piekar Śląskich. 2019 rok dla żony i dla mnie, nowym miejscem zamieszkania stały się Piekary Śląskie, wśród swoich dzieci wnuków i prawnuków.

Bardzo mało miejsca poświęciłem swojej żonie Zosi. Stwierdzam, że gdyby nie ona to ja za słaby byłem, abyśmy osiągnęli to wszystko. Dla mnie jest bohaterką matką, która wychowała nasze małe dzieci. Była matką i ojcem przez 5 lat mojego poligonowego życia poza domem. Praca zawodowa i opieka nad córką i synem przez żonę w tym czasie to było coś wielkiego. Dużą pomocą były przedszkola, ale to tylko 8 godzin na dobę. Pamiętam czas, kiedy Zosia wahała się czy nie przestać pracować w czasie moich 8-miesięcznych pobytów na poligonie w ciągu roku. Wycofaliśmy się z tego pomysłu, gdyż z jednej strony byłoby trochę lżej dla żony, lecz brak pracy i kontaktu z koleżankami bardzo wpłynąłby na osobowość mojej wspaniałej żony. Po 1975 roku, mój awans do sztabu pułku rozwiązał problemy poligonowe, rodzina była już razem pracując w należytych warunkach aż do 84 roku. Nawet rozpoczęcie studiów na Uniwersytecie Śląskim nie było dużym obciążeniem dla rodziny. Rok 1984 to bardzo duże tąpnięcie w naszym życiu, ale wyszliśmy z tego obronną ręką. Konkluzja jest taka, że nic nie przychodzi bez trudności. Szczęśliwa rodzina jest zawsze zapłatą za wszystko.

Na koniec 80-letniej autobiografii będzie, moja duża rodzina, żyjąca w czasie socjalizmu i kapitalizmu. Te pierwsze 40 lat to odbudowa państwa po zniszczeniach drugiej wojny światowej, ale i rozwoju społecznego poprzez pracę i naukę. Państwo postawiło w tych pierwszym okresie na 2 filary, pracę i naukę. Tylko w takim systemie mogłem to osiągnąć, taki rozwój.

Kapitalizm tego nie gwarantuje. To system zachowawczy dla elit, gdzie człowieka ocenia się wg siły „portfela” i podporządkowania, a nie wg uczciwości i pracowitości. Czy niewolnictwo, feudalizm w tym systemie zniknął, śmiem wątpić. W kapitalizmie ma tylko inną nazwę, wynikającą z większej świadomości społecznej.

Cel postawiony przez moją mamę osiągnięty. Powtarzam słowa mojej mądrej mamy: nie dajemy ci majątku, ale nauka i praca będą twoim bogactwem i tak się stało. Im tego nie zagwarantowało przedwojenne państwo kapitalistyczne.

Moi dwaj bracia nie skorzystali ze słów naszej mamy. Stasiek, średni urodził się w 1947 roku, ukończył pięcioletnie Technikum Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu. Miał wspaniałą pracę, jako szyper pokonując rzeką Odrą trasę między Wrocławiem a Szczecinem. Brak samokontroli oraz alkohol doprowadził go do ruiny. Najmłodszy Marian pozostał na ojcowiźnie, zdobył zawód, po ukończeniu szkoły zawodowej. Alkohol również zniszczył jego osobowość. Zawsze jesteśmy kowalami swego losu. PAŃSTWO MA STWARZAĆ WARUNKI DO ROZWOJU DLA KAŻDEJ GRUPY SPOŁECZNEJ. Nam te warunki Państwo stworzyło w latach 1945- 1990. Skorzystałem z tego, w tych pierwszych ciężkich latach kraju, i jestem mojemu państwu wdzięczny za to. Nie jestem sam w tej opinii moich rówieśników.

2008r. to całkowicie wykończony dom i zagospodarowany plac. Aktywnie włączam się w działalność społeczną na rzecz mojego miejsca urodzenia, czyli na rzecz wsi Zawady. Zamierzam powołać stowarzyszenie, którego głównym celem będzie większy niż dotychczas, rozwój trzech miejscowości — Zawady, Śliwakowa i Zberezki. Wśród tych wsi, Zawada to centrum, w którym działają Szkoła, Ochotnicza Straż Pożarna, klub sportowy i centrum parafialne itp. Zamiar realizuje przy pomocy Dyrektora szkoły oraz radnego Andrzeja Wilka. Powołujemy stowarzyszenie o nazwie “Jedność w działaniu”. W 2011 roku stowarzyszenie rozwija się i staje się organizacją pożytku publicznego. Na dzień dzisiejszy to jest 1 stycznia 2022 poprzez swą aktywność jest wyróżniającą się organizacją społeczną w gminie Kłomnice.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
Kolorowa
za 67.53