Wstęp
W dawnych czasach teologowie, przyrodnicy i lekarze wierzyli, że ciało smoka, mimo że uważano go za wcielenie diabła, posiadało własności lecznicze. Podkreślano, że krew smoka, jego sadło i kości oraz kamień smoczy mogą uzdrowić człowieka — to paradoks i jedna z mistyfikacji medycznych.
Rzekomy kamień smoczy można dziś zobaczyć w Muzeum Przyrody w Lucernie. A krew smocza cieszy się bardzo powodzeniem. Można ją nabyć aptekach w wielu krajach, nawet czasami w Polsce — oczywiście nie jest to krew tego gada, lecz żywica z palmy smoczej!
Przez stulecia wierzono w smocze pochodzenie niektórych lekarstw, pisano o tym w traktatach medycznych i w księgach przyrodniczych.
Z czasem na stałe upadł ten mit o leczniczych własnościach niektórych części ciała smoka, a zaczęło się od epoki oświecenia, wtedy to odrzucono wiarę w istnienie smoków jako prawdziwych zwierząt.
Kamień smoczy
Kilka słów o smokach
Smok to dzieło szatana, to stwór istniejący poza bożym porządkiem przyrody — tak sądzili przez stulecia różni teologowie i, co ciekawe, wielcy przyrodnicy badający świat gadów, czyli tzw. smokoznawcy, np. Konrad Gesner, Ulisses Aldrovandi i wielu innych. Od czasów starożytnych aż do połowy XVIII wieku powstało sporo dzieł z zakresu wiedzy o przyrodzie, w których jednoznacznie stwierdzono, że smoki to realne istoty świata fauny, lecz diabelskiego pochodzenia. „Draco assimilatur diabolo” — tak bowiem czytamy we słynnym traktacie o smokach napisanym przez Ulissesa Aldrovandiego, a dzieło otrzymało kościelną aprobację.
Uważano, że smok należał (obok potworów, demonów i diabłów) do istot rzeczywistych, a w jego istnienie wierzono aż do epoki oświecenia. Wiara ta i z niej wynikająca wiedza o świecie opierała się na Biblii, gdyż w niej jest m.in. mowa o smokach, a najlepszym przykładem jest Apokalipsa.
Dopiero Wielka Encyklopedia Francuska stanowczo odrzuciła przekonanie o istnieniu smoków nazywając je bajecznymi postaciami. O tego czasu nastąpił wręcz gwałtowny upadek wiary w istnienie tych rzekomych zwierząt. Przyczynił się do tego też uczony i przyrodnik Karol Linneusz (1707—1778) w systematyce przyrody zawartej m.in. w dziele Systema naturae nie uwzględnił smoków, bo był pewny, że takowe nie istnieją (uwzględnił jedynie draco volans — niewielką jaszczurkę latająca, zwaną smokiem latającym).
Smoki należały do istot ze świata religii i dawnej, religią przesiąkniętej wiedzy o przyrodzie. Były one źródłem strachu podobnie jak wiele innych składników religii, np. szatan i piekło. Współcześnie uczyniono z motywu smoka źródło zabawy i rozrywki oraz temat bajek dla dzieci, lecz przed stuleciami drżeli przed nim ludzie i czynili wszystko, aby go pokonać i mieć korzyść ze jego pokonania. Jak bardzo obawiano się smoków poświadczają różne, oczywiście legendarne, życiorysy świętych Pańskich zawarte w dziełach hagiograficznych lub literackie opowieści o rycerzach smokobójcach. Naliczono kilkadziesiąt przykładów postaci zwyciężających smoki.
Jednakże ze smokami łączy się pewna paradoksalna sprawa. Otóż, te rzekome zwierzęta, uważane za uosobienie diabła, posiadały własności szkodliwe dla zdrowia ludzkiego. Z jednej strony mówiono o szkodliwym działaniu smoków, np. że rozsiewają choroby, ale też doceniano rzekome własności lecznicze pochodzące z niektórych części ich ciała, jak np. kamień smoczy.
W dawnych czasach medycy nawet udzielali porad dotyczących leczenia obrażeń spowodowanych przez smoki. W ówczesnej medycynie mówiono i to poważnie o pożytecznych oraz leczniczych właściwościach niektórych części ciała smoka. O tym można przeczytać w wielu historycznych poradnikach lekarskich i zielarskich. W naszym kraju znanych jest kilku dawnych lekarzy i zielarzy, np. Hieronim Spiczyński (zm. 1550 r.) i Marcin Siennik (zm. 1588 r.) oraz Stefan Falimirz (żył w 1 poł. XVI w.).
Byli oni autorami poradników medycznych, a w nich tekstów o smokach i o zagrożeniach z ich strony oraz o sposobach wykorzystywania niektórych części ich ciała do celów leczniczych. Cechą wspólną tych dzieł jest to, że zawierały one podobne teksty i ilustracje. Z tego wynika, że miały one zwykły komercyjny charakter. Te poradniki cieszyły się powodzeniem. W dużej mierze opierały się na pewnym niemieckim poradniku zielarskim, a mianowicie na często wydawanym od końca XV wieku dziele Gart der Gesundheit. W tychże poradnikach lekarskich czytamy o smokach i różnych potworach oraz o leczniczych własnościach niektórych części ich ciała i o leczeniu skutków smoczych ataków, takich jak pogryzienie. Autorzy ci uważali, że smoki są jadowite i gryzą oraz atakują, uderzając ogonem, a jak uderzą nim, zarażają chorobą. A rany spowodowane przez smoki należy opatrywać okładem z piołunu lub spożywać to gorzkie zielsko. Rana zadana przez smoka morskiego powinna być leczona przez posmarowanie siarką i octem. Dobrym środkiem leczącym ukąszenia smoka jest sadło krokodyla — znany i ceniony lek w dawnych czasach. Jednakże skuteczną metodą jest okładanie rany mięsem smoka, według starej metody leczenia tego samego przez to samo: „Tenże Avicenna i Solienus tegoz smoka mieso gdy go rozetnie i przilozi na rane tedy sie goi. Sok piołunowy gdy go pusci na rane od smoka uczynioną tedy i goi. Gdy smok zagrizie tedy trzeba naskrobac i nasypać na rane, a będzie zdrow od bolesci i od jadu” (wg oryg. — przyp. autora.).
Zaczęło się od Pliniusza Starszego
Wszelka wiedza o dobroczynnych skutkach wykorzystywania smoczego ciała sięga czasów starożytnych. Pliniusz Starszy (23—79), na którego autorytet przez stulecia powoływało się wielu przyrodników i medyków, w swojej Historiae Naturalis sporo miejsca poświęcił smokom i wykorzystywaniu smoczych organów do przeróżnych celów, w tym leczniczych i innych praktycznych w życiu.
Pliniusz Starszy twierdził, że jak położy się głowę smoka pod próg domu i modląc, poleci się bogom, to dom stanie się szczęśliwszy. Jak zmiesza się wydzielinę z oczu smoczych z miodem, a potem się tym posmaruje, to nawet najbojaźliwsi nie będą mieć w nocy żadnej zjawy. To jednak nie wszystko z tych smoczych bzdur Pliniusza Starszego, bo napisał, że tłuszcz z serca smoka zawiązany w skórę sarny i przywiązany do ciała żyłą jelenia pozwalał wygrywać procesy. Kości smocze powodują, że można żyć na równi z bogatymi, a zęby smocze zapakowane w skóry kozie i przywiązane żyłami jeleni łagodzą srogich władców. W tym dziele czytamy też, że przed tłuszczem smoków uciekają jadowite stworzenia.
Przez wiele stuleci rozpowszechniano rzekome smocze szczątki, resztki, a nawet smoczą krew, a przede wszystkim kości smoka. W starożytnym Rzymie kapłani pokazywali ludziom rzekome kości smoka, który został pokonany przez Perseusza, a w rzeczywistości były to kości wieloryba. Ludzie znajdowali w jaskiniach lub w grotach szczątki kości różnych zaginionych, prehistorycznych gatunków zwierząt. Ze względu na ich rozmiary i miejsce znalezienia kojarzono je z resztkami po smokach. Owe kości mielono i dodawano do różnego rodzaju smarowideł, a następnie sprzedawano jako panaceum na wszystko. Kości smocze ceniono i nawet wieszano je w świątyniach, oczywiście nie zdawano sobie sprawy, że to resztki po kopalnych zwierzętach, np. od kilku stuleci aż do dziś na jednej ze ścian katedry na Wawelu wiszą kości rzekomego smoka (oczywiście tak głosi tradycja, okazało się z czasem, że to resztki po prehistorycznym wielorybie, mamucie i nosorożcu).
Nawet w literaturze pięknej znajdujemy motyw rzekomych smoczych kości. O zwyczaju ich wieszania w kościołach wspomniał, np. Adam Mickiewicz w sławetnym Panu Tadeuszu.
W epoce średniowiecza wieszano w niektórych kościołach wyprawione skóry krokodyli i traktowano je jako trofea po rzekomo pokonanych smokach. Taki zwyczaj wprowadzili krzyżowcy. Smocze trofea, kości i nawet specjalnie wypreparowane rzekome prawdziwe małe smoki należały do cenionych towarów na rynkach handlowych. Oczywiście sprzedawano falsyfikaty, to znaczy wysuszone jaszczurki z przyklejonymi skrzydłami nietoperzy. Przekonywano kupujących, że to smocze maleństwa, które są najbardziej skuteczne w medycynie, no i w domyśle pomocne w czarach, ale to było tylko wiadome dla wtajemniczonych. Hieronim Cardano (1501—1576), uczony włoski, matematyk, lekarz i astrolog pisał, że osobiście widział, jak w Paryżu sprzedawano spreparowane, ale fałszywe smoki.