E-book
17.64
drukowana A5
26.01
Jednoosobowa działalność gospodarcza czy spółka z ograniczoną odpowiedzialnością?

Bezpłatny fragment - Jednoosobowa działalność gospodarcza czy spółka z ograniczoną odpowiedzialnością?


Objętość:
23 str.
ISBN:
978-83-8245-665-3
E-book
za 17.64
drukowana A5
za 26.01

Pomysł

Człowieka z dobrym pomysłem znajdziesz za 10 groszy, ale człowiek, który zrealizował to, co wymyślił, jest na wagę złota. Oznacza to — ni mniej, ni więcej — że pomysł sam w sobie nie jest wartością. Kluczowa jest jego realizacja.

Najlepiej podsumował to Mark Twain: „Człowiek z nowymi pomysłami jest wariatem, dopóki nie odniesie sukcesu”.


Poświęć tyle czasu, ile trzeba na podjęcie mądrej decyzji i zapytaj tyle samo osób, zanim zaczniesz pracować zawodowo. Jeśli jednak zacząłeś pracę bez takiego przygotowania, to nie wahaj się jej zmieniać tak długo, dopóki nie znajdziesz tego, czym naprawdę powinieneś się w życiu zajmować. Dlaczego o tym piszę? Między innymi dlatego, że jest mnóstwo osób, które mają doskonałe pomysły, ale brak im możliwości realizacji. Nie mają środków, doświadczenia, zaplecza osobowego itd. Jest mnóstwo ludzi na tym świecie, którzy mają swoje pomysły na życie i je realizują. Jedni pracują na etacie, a inni zakładają firmy. Chociaż czasami trudno nazwać firmą coś, co przypomina raczej chałupnictwo, zlecone czasami przez jedną firmę i wykonywane w domu, garażu lub piwnicy.

Dlatego zamiast słowa firma używa się określenia — Jednoosobowa Działalność Gospodarcza (JDG). Może to być działalność prowadzona przez jedną osobę, która nikogo nie zatrudnia, albo zatrudnia, np. 5, 10, 15, a nawet 500 osób. Wtedy można taki twór nazwać firmą.

Nie zmienia to faktu, że jest to najbardziej niebezpieczna forma prowadzenia działalności. Ale o tym trochę później. Wracając do meritum — jeśli wymyśliłeś sobie temat na zarabianie, a może pracę lub realizację pasji, to masz dwa wyjścia — etat i pobieranie pensji albo założenie własnej działalności. Jedno i drugie ma swoje mocne i słabe strony. Najlepszym rozwiązaniem jest połączenie jednego z drugim.

Z jednej strony pracujesz dla kogoś i wykonujesz jego polecenia, a on Ci za to płaci. Masz wtedy spokój i możesz pracować, ile chcesz… 8 godzin, a czasami 10, 12 albo więcej i realizować czyjeś marzenia. Z drugiej strony możesz zarejestrować własną jednoosobową działalność gospodarczą lub firmę na zasadach prawa handlowego i spełniać swoje marzenia. Ale wtedy czeka Cię praca 24 godziny na dobę, zaczniesz od 0 lub minusa, będziesz czasami głodny i sfrustrowany, rodzina i znajomi mogą się od Ciebie odwrócić. Będziesz próbował wiele razy od nowa itd., itd., ale jedno mogę Ci obiecać. Jak już osiągniesz coś, czym będziesz mógł się pochwalić, satysfakcja z tego, co zrobiłeś, gwarantowana. Będziesz czuł to, co niewiele osób jest w stanie poczuć przez całe życie. Euforię wartą włożonej pracy i wyrzeczeń. Jesteś na to przygotowany/przygotowana? Gotowy/a? Start…

Jednoosobowa Działalność Gospodarcza

Osobiście zaczynałem nieoficjalną działalność, czyli bez wpisu do ewidencji działalności gospodarczej, od tego, że pojechałem pewnego dnia z kolegami do firmy OTMĘT w Krapkowicach pod Opolem. Któryś z moich kumpli powiedział, że produkują tam świetne buty na eksport i część sprzedają na kraj. Jako że mieliśmy motocykle i chcieliśmy nimi jeździć, nawet bez powodu, to tutaj powód był oczywisty i nie trzeba było długo się zastanawiać, żeby podjąć jednogłośną decyzję. Coś dla siebie i coś na handel. Oj, działo się wtedy, oj, działo. Więcej o tym w powieści autobiograficznej pt. „Od milionera do zera i z powrotem”. Było to zaraz po ukończeniu zawodowej szkoły samochodowej i otrzymaniu prawa jazdy. Następnym sposobem na dorabianie był handel podczas dwuletniego pobytu w wojsku. To też dłuższa historia, którą znajdziesz w mojej książce. Przed wojskiem i zaraz po wojsku pracowałem w PKP. Na początek jako mechanik w lokomotywowni w Legnicy, naprawiając lokomotywy spalinowe, czyli te z silnikami DIESLA, następnie, po ukończeniu kursu, zacząłem pracować jako młodszy maszynista spalinowych pojazdów trakcyjnych. Trzeci krok to było przejście na stanowisko kierowcy w dziale transportu przy lokomotywowni Legnica. Byłem niespokojnym duchem i tak jak napisałem powyżej, już w wojsku zapaliła mi się żarówka, na temat tego, jak dorobić do żołdu, czyli wojskowej „wypłaty”. Zaraz po ślubie wpadłem na pomysł, by kupić auto dostawcze i postawić je na postój bagażówek. Zaplanowałem zakup z pieniędzy (prezentów) ślubnych, zamiast mebli, tak jak to planowała moja świeżo poślubiona żona. Delikatnie wytłumaczyłem jej, że jak kupimy bagażówkę, to zacznie zarabiać tyle, że będzie na godne życie i na meble. Na szczęście zgodziła się. Dałem radę to poskładać tylko dzięki wydatnej pomocy mojego teścia. I tak jednym cięciem przeszedłem z etatu do własnej działalności gospodarczej na przełomie zmiany ustroju w Polsce. Więcej w powieści… Jednym z wątków działalności był handel artykułami gospodarstwa domowego na terenie Polski. Jak już się skończył, z powodu konkurencji, ten złoty okres, to zacząłem główkować z wyjazdami handlowymi do NRD, czyli Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Handlowało się dosłownie wszystkim, bo niczego nie było w sklepach. W wersji rozszerzonej były wyjazdy zwane objazdówkami, czyli: Berlin — Praga — Budapeszt — Belgrad — Bukareszt — Sofia i z powrotem, w różnych konfiguracjach. Ja osobiście po kilkudniowym wyjeździe byłem zarobiony na cały miesiąc, a ci, którzy wyjeżdżali na kilka tygodni w takie tournée, które opisałem powyżej, byli zarobieni na cały rok. Wszystkie poprzednie i następne wątki w wersji rozszerzonej znajdziecie w powieści, więc nie będę już tego dodawał za każdym następnym wątkiem. Po NRD zaczął się okres przywożenia z Berlina Zachodniego sprzętu audio-wideo. Było świetnie, bo towar schodził jak ciepłe bułeczki. Handel samochodami zaczął się po audio-wideo. Na początek było auto z komisu w Hamburgu. Srebrny Ford Sierra. Straszna kicha, ale za to tani. Po przywiezieniu go do Polski okazało się, że jest do zrobienia jakieś 10 usterek. Mniej lub bardziej poważnych. Od awarii zamka schowka od strony pasażera do urwanej poduszki pod silnikiem. Nie zmienia to faktu, że i tak zarobiliśmy na nim 100%, ponieważ wielkość popytu wielokrotnie przewyższała wielkość podaży.

Jako że bardzo lubiłem zmiany, postanowiłem, że będę handlował ciuchami z Turcji, bo niby dlaczego nie. W autobusie jadącym nad cieśninę Bosfor poznałem kobietę, która miała dwa sklepy odzieżowe w Poznaniu. Po rozmowie z nią umówiliśmy się, że trochę pomoże mi przy zakupach w Stambule. Podróż w jedną stronę autobusem trwała 3 (słownie — TRZY) dni. Na trzeźwo nie do przyjęcia…

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 17.64
drukowana A5
za 26.01