E-book
15.75
drukowana A5
32.48
drukowana A5
Kolorowa
55.11
Jak schudłem 50 kilogramów w półtora roku

Bezpłatny fragment - Jak schudłem 50 kilogramów w półtora roku

Prawdziwa historia wielkiej przemiany


Objętość:
81 str.
ISBN:
978-83-8414-330-8
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 32.48
drukowana A5
Kolorowa
za 55.11

Co znajdziesz w książce?

Prawdziwą historię człowieka, który miał dość bycia grubym i postanowił „coś z tym zrobić” — bez diet cud, bez trenerów, bez wymówek.

Szczegółowy opis jego prostej metody, którą każdy może w swoim życiu zastosować.

Informacje, jak radził sobie z głodem, kryzysami i pokusami.

Dlaczego nie liczył kalorii i nie chodził na siłownię, a mimo to zrzucił 50 kg.

Jak z miesiąca na miesiąc zmieniały się jego ciało i psychika.

Co zyskał, a co stracił — nie tylko na wadze.

Motywację, której nie znajdziesz w kolorowych magazynach.

Bezcenne narzędzie w walce z otyłością.

O autorze

Mam w pamięci dwa obrazy. Dwa zupełnie inne zdjęcia tej samej osoby. Na pierwszym — ja — waga 130 kilogramów. Zgięta sylwetka, ciężki oddech, spojrzenie pełne rezygnacji. Parkinson w tle, ale tak naprawdę był on już na pierwszym planie. Ciało, które nie chciało współpracować. Głowa, która przestała wierzyć, że cokolwiek się jeszcze zmieni.

Na drugim zdjęciu — ja — 80 kilogramów. Wyprostowany facet, który znowu patrzy sobie prosto w oczy. Ten sam człowiek, ale już inny. Lżejszy nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Twarz nieco starsza, ale spokojniejsza. Wciąż z chorobą, ale już nie z poczuciem klęski. Tym razem to ja sam trzymam ster.

Te dwa obrazy dzieli półtora roku i 50 kilogramów. I jedna decyzja: dość. Nie miałem planu. Nie miałem trenera, cateringu, aplikacji do fitnessu. Miałem tylko dosyć. I pomysł na kilka intuicyjnych zmian, które później przerodziły się w sposób na życie.

Nie piszę tej książki jako ekspert. Piszę ją jako człowiek, który sam przeszedł przez bagno i …wrócił. Nie znajdziesz tu cudownych diet ani wykresów z badań naukowych. Ale znajdziesz coś więcej: prawdę. O tym, jak to jest się bać, upadać i wstawać kolejny raz.

Jeśli masz dość. Jeśli próbowałeś już wszystkiego. Jeśli myślisz, że już się nie da — to ta książka jest dla Ciebie.


Jeśli moja historia Cię poruszy, jeśli czujesz, że chcesz coś w swoim życiu zmienić — to trzymam za Ciebie kciuki. I wierzę, że Ci się uda.

To książka dla każdego, kto próbował już różnych rozwiązań, ale czuje, że ciągle czegoś w nich brak. Dla tych, którzy mają dość nieskutecznych porad i potrzebują zrozumienia, wsparcia i dowodu, że zmiana jest możliwa, nawet jeśli droga do niej jest pełna błędów, zwątpienia i potu. To opowieść o ludzkim ciele, psychice i sile, którą masz w sobie, i którą możesz odzyskać.

Zastrzeżenia

Zabrania się kopiowania, rozpowszechniania i wykorzystywania jakiejkolwiek części tej publikacji bez uprzedniej, pisemnej zgody autora.

Korzystasz z zasad przedstawionych w tej książce na własną odpowiedzialność. Autor nie bierze odpowiedzialności za potencjalne szkody wyrządzone przez tę książkę. Każdy w razie jakichkolwiek problemów powinien skonsultować się z lekarzem.

Najważniejsze przesłanie

Mam jedną prośbę: nie czekaj. Ja czekałem. I wiem, że to była najgorsza decyzja. Czekałem na lepszy moment, na mniej stresu, na poniedziałek, na „od nowego miesiąca”. Czekałem, aż samo się coś zmieni. Nic się nie zmieniło. Z czasem było tylko gorzej. Byłem coraz cięższy, zmęczony, w gorszym stanie. I coraz bardziej przekonany, że już po mnie. Dlatego jeśli coś z tej książki do Ciebie trafia, jeśli poczułeś, że to może być też opowieść o Tobie, nie odkładaj niczego na później. Nie mów sobie „kiedyś”. Nie licz, że jutro będzie łatwiej. Zrób coś dziś. Małego. Cokolwiek. Może to być rezygnacja z kolacji. Może spacer. Może tylko zapisanie swojego celu na kartce. Ale nie odkładaj tego na później. Czekanie zabiera więcej, niż myślisz. Ja już nie czekam. Ty też nie musisz. Będę szczęśliwy, jeśli ta książka pomoże wyjść z piekła otyłości chociaż jednej osobie, która ją przeczyta i podejmie decyzję o zmianie swojego życia.

Wstęp

Drogi Czytelniku, mam dla Ciebie kiepską wiadomość. Nie ma cudownego leku na otyłość. Magicznego guziczka, który każdy grubas mógłby wcisnąć i jego ciało stałoby się idealne. Otyłość to jest choroba ciała, ale też duszy. Jest to stan umysłu, w którym osoba otyła kompensuje sobie depresję, smutek, nudę, uciekając w nadmierne jedzenie. Jedzenie w nadmiarze uzależnia, powoduje skoki glukozy, ale też daje szybką przyjemność.

Będzie bolało, lecz to tak, jak prysznic w lodowatej wodzie. Wchodzisz, jest potwornie, po czym ciało się dostosowuje i zaczynasz czuć się cudownie. Wbrew temu, co wcześniej powiedziałem, jest to więc pewnego rodzaju „magiczny guziczek”. Jeśli chcesz go ze mną wcisnąć, to zapraszam w cudowną podróż do lepszego, piękniejszego i lżejszego życia.

Książkę tę dedukuję Paniom Sprzedawczyniom w okolicznych sklepach, które nieustannie dziwią się temu, że tak bardzo schudłem. Zrobiłem bardzo niewiele. Prawie nic. Zastosowałem kilka prostych zasad opisanych w tej książce.

Przekazuję dużo uśmiechu i miłości wszystkim zmagającym się z otyłością. Przepraszam za to, że nazywam Was grubasami.

Czym jest otyłość

Z formalnego punktu widzenia otyłość to stan, w którym BMI (Body Mass Index, czyli wskaźnik masy ciała) przekracza 30 kg/m². Oznacza to, że jeśli wzrost i waga dają wynik powyżej tej magicznej granicy, twój organizm woła: „Hej, coś tu jest nie tak!”.

BMI to tylko orientacyjny wskaźnik — kulturysta z wielką masą mięśniową może mieć wysoki BMI, ale to nie znaczy, że ma problem z otyłością. Dlatego lekarze coraz częściej patrzą na procent tkanki tłuszczowej oraz rozmieszczenie tłuszczu (np. otyłość brzuszna, ta bardziej niebezpieczna — versus otyłość pośladkowo-udowa).

Otyłość to nie tylko BMI

To nie jest tylko liczba na wykresie czy medyczna diagnoza. To zmęczenie przy codziennych czynnościach, apatia i brak energii. To ból mięśni i kolan przy każdym kroku. To zadyszka i spocona koszula już po wejściu na pierwsze piętro. To rozregulowane jelita, wysokie ciśnienie, chrapanie i zatkany nos w nocy.

Otyłość to także psychiczne cierpienie, poczucie niższości, wstyd przy rozbieraniu się na plaży, unikanie spojrzeń w lustro. To zakłopotanie i ból, gdy małe dzieci na ulicy spontanicznie wołają na głos: „ale gruby!”, a Ty nie wiesz, gdzie się schować.

To piętno, które nosisz każdego dnia przede wszystkim w głowie. Otyłość może doprowadzić do izolacji, do uwięzienia we własnym ciele, do powstania odleżyn. W skrajnych przypadkach do depresji, utraty sensu życia, a czasem — do śmierci.

To nie jest tylko problem estetyczny. To realne, bolesne i często niedostrzegane cierpienie, z którym musisz się zmierzyć, zanim ono zmierzy się z Tobą…

Otyłość połączona z chorobą Parkinsona to ekstremalnie zła kombinacja.

Jedzenie może uzależniać

Jednym z głównych czynników prowadzących do otyłości jest nadmiar cukru i przetworzonej żywności. Nie jest to jednak przypadek, producenci żywności doskonale wiedzą, jak działa nasz mózg i to wykorzystują. Wiele osób nawet nie zdaje sobie sprawy, że przetworzona żywność, którą spożywają na co dzień, jest celowo projektowana tak, by skłaniać nas do ponownego zakupu, głównie poprzez dodatek cukru i sztucznych wzmacniaczy smaku.

Smutek, nuda, stres? Najłatwiej zagryźć je czymś smacznym, najlepiej kalorycznym i mocno przetworzonym. Oburzającym jest fakt, że reklamy papierosów, alkoholu podlegają restrykcjom w wielu krajach, a cukier czy fast food można reklamować dowolnie. Można nawet targetować te reklamy do dzieci. Cukier potocznie nazywany „białą śmiercią”, to jedna z najbardziej uzależniających substancji w naszej diecie. Działa na mózg podobnie jak narkotyki, dając chwilowy wyrzut dopaminy i uczucie przyjemności. Niestety, ten efekt szybko mija, a organizm domaga się kolejnej dawki. Nadmiar cukru prowadzi nie tylko do otyłości, ale także do insulinooporności, cukrzycy typu drugiego i przewlekłych stanów zapalnych w organizmie. Co gorsza, cukier ukrywa się w wielu produktach, nawet tam, gdzie się go nie spodziewasz, jak w sosach, pieczywie czy produktach „fit”. Ograniczenie go to jedna z najlepszych rzeczy, jakie możesz zrobić dla swojego zdrowia i sylwetki.

Błędne myślenie otyłych

Zapamiętaj jedno, nawet najlepsza dieta nie pomoże, jeśli w głowie dalej siedzi myślenie: „zjem, bo mi się należy”. Dieta to tylko narzędzie, a nie cudowna recepta. To jak mieć super wędkę, stać nad rzeką i narzekać, że ryby same nie wpadają do wiadra. Trzeba wiedzieć, jak ją obsługiwać. Otyłość to przede wszystkim pułapka dla głowy. Większość otyłych ludzi myśli według tego samego, destrukcyjnego schematu:

— Jestem otyły. Muszę się odchudzać.

— Będzie piekło, ale wytrzymam.

— Gdy schudnę, wrócę do normalnego jedzenia, czyli tego, co lubię.

— Ale jeszcze dzisiaj mogę sobie pozwolić na małą nagrodę, przecież byłem grzeczny!

I zaczyna się klasyczna spirala samooszukiwania. Bo skoro od jutra, to dzisiaj można sobie dogodzić. W końcu człowiek to istota emocjonalna. Był ciężki dzień, szef miał muchy w nosie, dzieci doprowadziły do szewskiej pasji, a sąsiadka znowu zaparkowała auto, jakby rzucała samochodem z trzeciego piętra. Trzeba sobie wynagrodzić te trudy życia. A najlepszą nagrodą, jak wiadomo, jest cukier, tłuszcz i węglowodany proste w jednym pysznym pakiecie.

I co się dzieje?

— Bach! Wjeżdża ciasteczko.

— Bach! Pyszna kawka mrożona z syropem, bo inaczej nie smakuje.

— Bach! Gofr, no bo jak już popłynąłem, to przecież jeden gofr więcej czy mniej świata nie zbawi.

A potem? Potem przychodzi potężny wyrzut sumienia, który jest równie przyjemny jak kolka po bieganiu. Ale, ale! Przecież i tak miałem się odchudzać od jutra, więc dzisiaj — hulaj dusza. Jutro wejdzie dieta cud: sałata, marchewka, brokuły. Niech się dzieje wola Nieba. Mówiłeś sobie kiedyś: „Od jutra zaczynam”. A to jutro nigdy nie nadeszło. Jeśli tak, to jesteś w pułapce, z której większość ludzi z reguły się nie wydostaje. Chcesz z niej wyjść? Zacznij dzisiaj.

Problem pojawia się, gdy zaczęliśmy jeść na zapas, z nudów i dla rozrywki. Żeby naprawdę schudnąć, nie wystarczy tylko zmienić to, co jest na talerzu. Trzeba przeprogramować mózg. Odzwyczaić go od nagród w postaci jedzenia, nauczyć czerpać przyjemność z innych rzeczy niż cukier i tłuszcz. To nie dieta zmienia życie — to zmiana sposobu myślenia. A klucz do sukcesu leży nie w kolejnej diecie cud, tylko w „przeprogramowaniu” głowy

Zamierzasz czekać na kolejne „jutro” czy wreszcie działać? Będzie przyjemnie. Ale o tym opowiem w następnym rozdziale.

Odchudzanie to przyjemność

Ludzie mają w podświadomości, że chudnięcie to kara za grzechy kulinarne. Gdy ktoś był niegrzeczny i wcinał pączki na potęgę, to teraz czeka go pokuta, twarda marchewka i wieczne uczucie głodu. To błąd myślenia! Wydrukuj proszę następny akapit i przeczytaj 20 razy. O tym nikt Ci nie powie, a powinien.

Odchudzanie to nie jednorazowy sprint do chudości. To maraton do zdrowia.


ODCHUDZANIE JEST PRZYKRE TYLKO NA POCZĄTKU! POTEM JEST PRZYJEMNE!


A Ty przecież, Drogi Otyły Czytelniku, lubisz jak jest przyjemnie? Zrozum więc, że poza początkowym okresem dostosowania nie czeka Cię żadne cierpienie. Będzie bardzo przyjemne, ponieważ zmieni się wszystko w Twoim organizmie. Zmienią się smaki, bowiem kubki smakowe odzwyczajają się od cukru, głębokiego tłuszczu, dodatków chemicznych, którymi nafaszerowane jest jedzenie, jakie obecnie spożywasz. Jedząc zwykłą sałatkę warzywną, na którą byś dzisiaj nie spojrzał, doświadczysz takiej przyjemności, jak jedzenie pączków czy ciastek z bitą śmietaną. To, co kiedyś było niedobre, staje się bardzo smaczne. Po skurczeniu się żołądka porcje, które kiedyś były bardzo małe, staną się wystarczające. Pokochasz zasypianie z pustym żołądkiem. Brzmi jak science fiction? Po kilku tygodniach przestaniesz tęsknić za fast foodem. Słodkie batoniki zaczną wydawać Ci się przesłodzone, a zwykłe warzywa będą miały więcej smaku, niż wcześniej. Twój organizm sam zacznie odrzucać jedzenie, które kiedyś uważałeś za niezbędne.

Cały sekret polega na tym, aby być silnym i przetrwać pierwsze kilka miesięcy oraz dać organizmowi się dostosować. I nie wrócić do dawnego życia. Bo po co, skoro nowe życie jest równie przyjemne? Tylko, że większość osób traktuje odchudzanie, jak tymczasowy obóz przetrwania. W myśl zasady: „Wytrzymam ten miesiąc, schudnę, a potem wrócę do ukochanej pizzy i czekolady.” A organizm nie jest głupi, gdy tylko poczuje, że znowu wracasz do dawnych nawyków, to z radością nadrobi straty i dorzuci kilka kilogramów ekstra, żebyś miał zapas na przyszłość. To właśnie efekt jojo.

Fałszywy strach przed głodem

Głód. Znajomy stan, który jedni traktują jak wroga, a inni jak sygnał do działania. Czy rzeczywiście każdy burczący żołądek oznacza, że powinniśmy natychmiast rzucić się na jedzenie? Czy może to tylko fałszywy alarm wywołany nawykami lub emocjami? Przyjrzyjmy się bliżej, co naprawdę oznacza głód i jak organizm go interpretuje.


Głód jako sygnał niedoboru energii

Główną funkcją głodu jest informowanie organizmu o konieczności uzupełnienia zapasów energetycznych. Gdy poziom glukozy we krwi zaczyna spadać, organizm uruchamia szereg mechanizmów, które mają skłonić nas do jedzenia. Kluczową rolę odgrywa tutaj grelina, hormon wydzielany głównie przez żołądek. Jego poziom wzrasta przed posiłkami, a maleje po jedzeniu, informując mózg, że czas sięgnąć po jedzenie.


Uruchamianie procesów metabolicznych

Kiedy rezerwy energii spadają, organizm przechodzi w tryb oszczędzania. W pierwszej kolejności czerpie energię z glikogenu wątrobowego, ale gdy zapasy się kończą, uruchamia się proces lipolizy — spalania tłuszczów. Brak jedzenia prowadzi także do produkcji ciał ketonowych, które stają się alternatywnym źródłem energii dla mózgu. Ketony mogą działać ochronnie na mózg i poprawiać jego funkcjonowanie, co jest wykorzystywane np. w dietach ketogenicznych.


Głód jako sygnał stresu

Długotrwałe niejedzenie powoduje wzrost poziomu kortyzolu, hormonu stresu. To naturalny mechanizm adaptacyjny, gdy organizm czuje, że brakuje mu energii, zwiększa się gotowość do działania. Wysoki poziom kortyzolu może jednak prowadzić do wzrostu apetytu na kaloryczne, bogate w cukry produkty, co tłumaczy, dlaczego po stresującym dniu tak łatwo sięgamy po słodycze.


Autofagia — pozytywny efekt głodu

Paradoksalnie, krótkotrwały post może przynieść organizmowi korzyści. Proces zwany autofagią, odkryty przez Yoshinoriego Ohsumiego (za co otrzymał Nagrodę Nobla w 2016 roku), polega na „czyszczeniu” organizmu z uszkodzonych komórek. Oznacza to, że umiarkowany post nie tylko nie szkodzi, ale może wspierać regenerację organizmu i spowalniać procesy starzenia.


Głód emocjonalny i nawykowy

Nie każdy głód wynika z rzeczywistego zapotrzebowania na jedzenie. Często jest efektem:

— nawyków — jedzenie o określonych porach, nawet jeśli organizm nie wysyła wyraźnych sygnałów,

— bodźców zewnętrznych, np. widok jedzenia, zapach, reklamy,

— emocji — stres, nuda, smutek mogą wywoływać „głód”, który w rzeczywistości jest potrzebą komfortu, a nie kalorii.


Co oznacza odczucie głodu?

— To sygnał braku energii, ale nie zawsze oznacza konieczność natychmiastowego jedzenia.

— Głód uruchamia procesy metaboliczne, które mogą wspierać spalanie tłuszczu.

— Może być sygnałem stresu i prowadzi do niekontrolowanego apetytu.

— Czasem inicjuje regenerację organizmu poprzez autofagię.

— Często wynika z nawyków lub emocji, a nie rzeczywistego zapotrzebowania.


Rozróżnienie głodu fizjologicznego od psychologicznego to klucz do świadomego podejścia do jedzenia. Jeśli czujesz głód, zastanów się, czy to rzeczywista potrzeba, czy może jedynie nawyk lub reakcja na stres. Twój organizm jest mądrzejszy niż myślisz, naucz się go słuchać! Głód nie jest Twoim wrogiem. To Twój organizm mówi Ci, że czas już działać mądrzej, nie nawykowo, ale świadomie.

Idź spać głodny

Lęk przed głodem jest jedną z głównych przeszkód w odchudzaniu. Bo jak to można położyć się spać bez pełnego żołądka? Toż to barbarzyństwo! Tymczasem to właśnie wieczorne przejedzenie jest jednym z największych sabotażystów szczupłej sylwetki. Organizm w nocy nie potrzebuje energii z jedzenia — potrzebuje regeneracji.

Dawniej ludzie chodzili spać głodni, nie mieli lodówki pełnej przekąsek, a mimo to byli zdrowsi i świetnie się czuli. Ich organizmy były przyzwyczajone do okresowego postu, co naturalnie regulowało metabolizm i pomagało utrzymać zdrową sylwetkę.

Kładzenie się spać z pustym żołądkiem to temat owiany mitami — jedni twierdzą, że to doskonały sposób na redukcję tkanki tłuszczowej, inni obawiają się, że organizm wpadnie w tryb głodowy, spowolni metabolizm i zacznie magazynować każdy kęs jak smok złoto. Prawda, jak zwykle, leży pośrodku, a klucz tkwi w biochemii organizmu.

Kiedy kładziemy się spać głodni, mózg wysyła sygnały do podwzgórza, które reguluje uczucie głodu i sytości. Wzrasta poziom greliny — hormonu głodu, który nie tylko przypomina nam o pustym żołądku, ale także nasila produkcję kortyzolu (hormonu stresu). Jeśli głód jest silny, może powodować pobudzenie układu nerwowego, utrudniając zaśnięcie i obniżając jakość snu.

Z drugiej strony, niski poziom insuliny i brak dostępnej glukozy zmusza organizm do czerpania energii z zapasów tłuszczu, co jest dobrą wiadomością dla osób dążących do jego redukcji. Dodatkowo, organizm uruchamia procesy autofagii, naturalnego recyklingu uszkodzonych komórek, co ma korzystny wpływ na zdrowie i długowieczność.

Popularny mit głosi, że organizm, nie dostając kolacji, przechodzi w „tryb oszczędzania energii” i spowalnia metabolizm. Prawda jest taka, że krótkotrwałe przerwy w jedzeniu nie spowalniają metabolizmu, wręcz przeciwnie, mogą zwiększać produkcję hormonu wzrostu, który wspiera spalanie tłuszczu i regenerację mięśni. Dopiero długotrwały, wielodniowy deficyt kaloryczny sprawia, że ciało zaczyna oszczędzać energię. Moje osobiste doświadczenie wskazuje, że początkowo miałem pewne problemy adaptacyjne. Obecnie jednak nie wyobrażam sobie pójścia spać z pełnym żołądkiem. Post przerywany oraz ścisłe przestrzeganie godzin posiłków były jednym z głównych narzędzi, które mi pomogły w schudnięciu pięćdziesiąt kilogramów.

Historia przemiany

Zmarnowany okres początkowy

Do 25. roku życia byłem szczupły. Po studiach dostałem pracę, w której wykonywaniu mało się ruszałem, a ogromny stres zajadałem fast foodami i słodyczami. W ciągu kilku lat mocno przybrałem na wadze, aż osiągnąłem 130 kg. Zajadałem „śmieciowe” jedzenie, leżałem przed telewizorem. Byłem otyły i unikałem jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Dopiero, gdy pojawiły się pierwsze problemy zdrowotne związane z chorobą Parkinsona, zacząłem zdawać sobie sprawę, że tak dalej być nie może. Jednak przez pierwsze lata nie robiłem nic poza narzekaniem na swój stan i utwierdzaniem się w przekonaniu, że to nie moja wina.


Poszukiwanie inspiracji

Przyszedł jednak moment refleksji. Miałem dwa wyjścia — poddać się albo zawalczyć. Wybrałem walkę. Zrozumiałem, że droga do sukcesu nie jest łatwa. Można mieć dostęp do najlepszych lekarzy i dietetyków, ale bez zmiany nawyków nie ma szans na trwałą poprawę. Musiałem zmienić swoje podejście do jedzenia i aktywności fizycznej. Dotarło do mnie, że otyłość i choroba Parkinsona to bardzo złe połączenie, które mogło doprowadzić mnie do tragicznych konsekwencji zdrowotnych. Przez lata

„zajadałem” swoje smutki i frustracje, nie mając siły ani motywacji, by cokolwiek zmienić. Zawsze było magiczne „od jutra”.


Problemy zdrowotne wynikające z otyłości

Latami zmagałem się z wieloma problemami zdrowotnymi spowodowanymi nadmierną masą ciała. Miałem problemy z kolanami, które bolały mnie nawet przy krótkim spacerze z powodu uszkodzenia chrząstki. Cierpiałem na bezdech senny, który powodował, że budziłem się zmęczony, bez energii do działania. Dodatkowo zdiagnozowano u mnie nadciśnienie, co jeszcze bardziej zwiększało ryzyko poważnych komplikacji zdrowotnych. Otyłość powoli niszczyła moje ciało i pogarszała jakość życia.


Decyzja o zmianie

W końcu doszedłem do momentu, w którym zrozumiałem, że nie mogę dłużej odwlekać decyzji o zmianie. Postanowiłem zacząć od redukcji masy ciała, bo to wydawało się dużo prostsze w porównaniu z walką z chorobą Parkinsona. Nie jestem ani dobrym kucharzem ani dietetykiem. Jedyne, co mogłem więc zrobić, to ograniczenie kaloryczności posiłków i wprowadzenie tak zwanego „okna żywieniowego”. Zasada była prosta — mniej niż 2000 kalorii dziennie, spożywane w przedziale od 8:00 do 15:00. Liczyłem kalorie mniej więcej, bez żadnej specjalistycznej wiedzy. Nie rezygnowałem z żadnego produktu, ale jadłem rozsądnie. Nawet słodycze pojawiały się w mojej diecie. Dodatkowo zacząłem się ruszać, najpierw spacery, potem joga. Rozwiązanie było proste i nie wymagało specjalistycznej wiedzy, a przyniosło oszałamiające efekty. Nie robiąc nic więcej poza przestrzeganiem postu przerywanego, liczeniem kalorii i zwiększeniem aktywności fizycznej, w ciągu półtora roku schudłem 50 kg, z 130 do 80 kg.


Dzięki przemianie uniknąłem chorób

Dziś mogę powiedzieć, że ta zmiana była moim wybawieniem. Być może uchroniłem się od cukrzycy, zawału serca oraz innych problemów związanych z otyłością. Zmieniłem wszystko- dietę, ruch, sen, nastawienie mentalne. Czy było łatwo? Nie. Było bardzo trudno. Ale dziś, po latach, jestem w znacznie lepszym stanie niż wcześniej. Każdy dzień to dla mnie nowe wyzwanie, ale wiem, że mam kontrolę nad swoim życiem. Jeśli ja mogłem -Ty też możesz. Każdy ma swój własny problem do pokonania. Może to być otyłość, choroba, uzależnienie, strach przed zmianą. Ważne jest, by podjąć decyzję i konsekwentnie dążyć do celu. Pokonaj swoje ograniczenia, a zobaczysz, jak bardzo zmieni się Twoje życie.


Najtrudniejszy początek

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 32.48
drukowana A5
Kolorowa
za 55.11