Słowo wstępne
„I wojna światowa zakończyła się w Krakowie 31 października 1918 r. Tego dnia Kraków przestał być częścią habsburskiej monarchii i stał się częścią niepodległej Polski — państwa, które oficjalnie miało powstać dopiero 11 listopada 1918 r.”
Książka dla przypomnienia 105 rocznicy wyzwolenia Małopolski rozciąga się na okres od niepodległości do Solidarności dokumentując kilka wydarzeń znanych autorowi, a które to wydarzenia nie weszły wcześniej na karty historii. Opis tych wydarzeń jest subiektywny, naświetlony w narracji na podstawie przeżyć osobistych, relacji osób znanych bądź bliskich autorowi, znajomości, ale też pozyskanych dowodów źródłowych, przez co historia jest prawdziwa. Do Krakowa odnosi się w relacji z wyzwolenia miasta z rąk władzy zaborczej, w dalszej treści dokumentuje, że do obozu przejściowego w Cieszynie byli kierowani nie tylko jeńcy rozbitej Armii Kraków, ale też jeńcy z Batalionu Pancernego we Lwowie. To pokazuje, że historia jest uniwersalna niezależnie od regionu ziem polskich. Nieznane z kart historii losy ważnego oficera i jego podkomendnego żołnierza pokazują, jak były odmienne szlaki wojenne, zależnie od zaistniałych okoliczności i dokonanego wyboru— żołnierz po kapitulacji obrony Lwowa trafił do niemieckich Stolagów, oficer wykonując rozkaz Wodza Naczelnego ewakuował się do Rumunii, tam internowany, potem przekazany Niemcom przeżył wojnę w Oflagu, inaczej, niż oficerowie internowani na terenie Rosji, gdzie się przemieścili ignorując rozkaz Wodza. Powojenny rozdział historii to służba Rzeczpospolitej Ludowej, nie z wyboru — innej nie było, a potem zmagania o ponowne odzyskanie niepodległości, jakże zagmatwane wskutek opanowania zrywu solidarnościowego przez agenturę tajnych współpracowników.
Od uzyskania niepodległości w 1918 roku minęło sto pięć lat, ponad okrągły wiek. W tym krótkim okresie historycznym Rzeczpospolita czterokrotnie zmieniała nazwy, trzykrotnie zmieniały się ustroje. Za czwartym razem elity wyrosłe z tego samego pnia obywatelskiego również nie pogodziły się co do modelu państwa. Te zmiany pociągały za sobą podziały w społeczeństwie, które w niezgodzie zmagało się i nadal walczy w dążeniach o swoją poprawność, o władzę dającą przywileje i profity według odwiecznej moralności elit — ile sukna w garść się zmieści. Zwyczajna prawidłowość plemienna doświadczana we wszystkich krajach świata. Dzieje Pierwszej Rzeczypospolitej wpisały się ostatecznie na karty historii, są źródłem dumy narodowej, chociaż nie brakuje w nich lat i ludzi niegodnych pamięci. Długie lata rozbiorowe zrodziły kilka pokoleń, które zapisały swoje dzieje, zastygłe już na pożółkłych kartach podręczników do nauki historii. Tak samo kilka pokoleń urodziło się w Niepodległej Rzeczypospolitej, a ich dzieje są jeszcze świeże, są jak niegojące się rany. Wydawać by się mogło, że historycy powinni uporać się z tym wiekiem, zamknąć w jedne ramy czyny bohaterskie i nikczemne, pogodzić zwaśnione strony, które przecież w przeważającej większości spoczęły w grobach. Tak nie stało się z przyczyny wspomnianej, czterokrotnej zmiany modelu i ładu państwa, w których to przemianach czynnie uczestniczą też historycy ubabrani polityczną poprawnością po łokcie. Każda zmiana ma swoich bohaterów wyrastających jak przysłowiowe grzyby po deszczu w sosnowych borach. To borowiki każdej dobrej zmiany w ocenie elit ustawiających się przy władzy. Tak częsta zmiana rodzi zapotrzebowanie na nowe bohaterskie dzieje tworzące historię zawsze poprawną dla danej formacji. W obecnym czasie byłoby nieuzasadnione podejmowanie próby rozwikłania toczących się sporów żyjących uczestników, tworzących ład społeczny, ale nadchodzi pora rozliczenia ostatecznego dziejów „od Niepodległości do Solidarności”. Tam rodziły się czyny bohaterskie w służbie Ojczyzny, tam też zagnieździły się czyny nikczemne i niegodne. Nadal obowiązująca poprawność koniunkturalna, najczęściej bezmyślna powoduje, że wiele kart zacnych pozostało w mroku tego stulecia, a czyny ludzi wykazujących bohaterskie i patriotyczne postawy uległy zatarciu w zbiorowej pamięci historycznej. W czasach pokoju zwyczajne postawy są prozą życia, pozostają w pamięci bliskich, na fotografiach, w dokumentach. W ostatnim stuleciu były co najmniej dwa wielkie wyzwania wymagające niecodziennego poświęcenia. Ileż to istnień tkwiących na „barykadzie ojczyźnianej” pod bronią pochłonęła okupacja niemiecka w latach 1939—45, ile bohaterskich postaw wyzwolił zryw obywatelski lat osiemdziesiątych. Były ich setki tysięcy na tle milionów. Historia o nich indywidualnie nie pamięta, ich karty zostały wydarte z oficjalnego nurtu. Każdy, kto ma taką możliwość powinien doklejać kolejne kartki, nawet nie po to, by tworzyć nowych bohaterów, ale dla zwyczajnej sprawiedliwości nazwać ich postawę tak jak na to zasługuje. W przyszłości będą to źródła dziejów okresu po odzyskaniu niepodległości. W 2018 r. nadarzyła się okazja, by podziały złagodzić. Na 100-lecie prezydent i marszałek senatu ogłosili programy Patronatu Narodowego i Honorowego, na inicjatywy i publikacje rocznicowe. Powstała nadzieja, że te inicjatywy wyzwolą mocno skrępowaną prawdę historyczną o dziejach stulecia, pogodzą zwaśniony naród. Wówczas nikt takiej książki nie odważył się napisać. Nic dziwnego, poprawność nadal dzieli, a nie łączy. Nawet marsze niepodległości odbyły się w rozproszeniu, bez jedności zwaśnionych stron. Po stu latach, tak jak na początku jest jedna Rzeczpospolita, a w niej trzy Polski. Na szczęście dzieli tylko polityka, bo ludzie byli i są jak pióra orła białego, jedne lśniące i czyste, inne zabrudzone w locie, to natura. Mając ten obraz przed sobą, szukając przyczyny, podjąłem próbę naświetlenia niejasnych wątków dziejowych, które naprzemiennie traktowane były jako niepoprawne, niewarte upamiętnienia, często przeinaczane co do postaw patriotycznych. Odrzucając jako przyczynę partyjne wojenki wydaje się, że odmienny osąd wydarzeń historycznych to skutek rozbiorowej barwy patriotyzmu, wszak kilka kolejnych pokoleń rodziło się na ziemiach administrowanych przez zaborców, w innej obcej kulturze i obyczajowości, w innym modelu wychowania. Patriotyzmem porozbiorowym nasiąkało pokolenie w domach, ale też w przekazie nieustającej walki o sukno i przywileje. To przekleństwo elit nie mieszczące się w definicji czystego patriotyzmu przeniosło się jak zaraza na szerokie rzesze obywateli. Demokracja nieobywatelska, od początku stulecia niepodległości partyjna, wyłania coraz to nowe pająki, które oplatają na lata naród w swoistą sieć, jakby pajęczą, utkaną misternie bezdusznymi ustawami. Podległość narodu wybierającym się samoistnie elitom jest zjawiskiem naturalnym w przyjętym modelu demokracji. W książce tej staram się wskazać kilka zaledwie przykładów wydarzeń, o których oficjalna historia w poszczególnych ustrojach Rzeczpospolitej, od Drugiej po Czwartą, stara się przemilczeć lub naświetlić ją w innym kontekście, pasującym do aktualnie kreowanej poprawności politycznej i rodowodu partyjnego samozwańczych elit.
Niepodległość
Jak trudno było wybić się na niepodległość wiedzą tylko ci, którzy ją utracili, a potem pokolenia zrodzone w czasach rozbiorowych. Utracona w 1772—1795 wskutek rozbiorów, odzyskana jesienią 1918 wskutek zakończenia wojny światowej. Wcześniej, bo już w marcu 1917 r. abdykował car i rząd rosyjski, co stworzyło szansę na wyrwanie okupowanych ziem zaboru rosyjskiego dla nieistniejącej od niemal półtora wieku Rzeczypospolitej. Powołana tam rada i tymczasowy rząd uznały za celowe utworzenie na okupowanych ziemiach niepodległego państwa polskiego jako gwarancję rodzącego się pokoju. Sugestię tę przyjęły z aprobatą państwa zachodniej Europy, a upadek państw centralnych i koniec wojny był dobrym momentem na niepodległość. To się stało niebawem, niepodległość rodziła się od października w zaborach rosyjskim i austriackim do grudnia 1918 r. w zaborze pruskim. Minęło sto lat od narodzin Drugiej Rzeczypospolitej, czas na jedno życie w zdrowiu, a urodziło się na obchody tej rocznicy niepodległości już czwarte pokolenie, dla Czwartej Rzeczypospolitej. W czasie trwania rozbiorowej luki dziejowej urodzili się i walczyli słowem najwięksi pisarze polscy. Henryk Sienkiewicz ( 1846—1916) pisał ku pokrzepieniu serc Trylogię i wiele innych dzieł literackich. Stefan Żeromski — ten dożył wolnej Polski (1864—1925) –pisał Popioły z myślą o nadziei legionistów na sprawczą moc wyzwolenia u boku Napoleona. Tragiczne losy powstańców przedstawił w Wiernej Rzece. Podobnie Adam Mickiewicz (1798—1855) opisujący ostatni zajazd na Litwie w Panu Tadeuszu, a potem nieudaną kampanię napoleońską na Moskwę dokończył znowu Żeromski w Popiołach. Stanisław Wyspiański (1869—1907) próbujący w Weselu wzniecić bez nadziei zryw narodowy. Eliza Orzeszkowa ( 1841—1910) przywołująca bohaterską postawę powstańców styczniowych. Książkę tę napisaną na 100 — lecie odzyskania niepodległości dedykuję tym wszystkim, którzy o niepodległej Rzeczypospolitej marzyli i tym, którzy o nią walczyli. Natomiast wykluczam spod dedykacji tych, którzy donosili i nadal donoszą na swoich przyjaciół i na Polskę, którzy starają się zakłamać i przemilczeć szlachetne dzieje Polski. Obchodząc stulecie odzyskania niepodległości nie powinniśmy przeoczyć zmagań, nadziei i nawoływań najwybitniejszych twórców kultury narodowej. Prawdą jest, że nasi rodacy walczyli i ginęli z nadzieją na frontach wojennych i w powstaniach bez rezultatu. Wolność przyszła w sposób nieoczekiwany wskutek upadku carskiej Rosji i zakończenia wojny światowej klęską państw centralnych. Nasi przodkowie byli na nią gotowi. Oprawą obchodów stulecia niepodległości powinny być wydarzenia i fakty historyczne, ale nie powinno zabraknąć wysiłków pisarzy polskich i licznych patriotów urodzonych przecież w niewoli, a marzących o wolnej Ojczyźnie. To był ich oręż, który pozwolił przetrwać narodowi w polskości. Ku myśli tej przybliża program prezydenckiego Narodowego Czytania. Liczne publikacje i ogólna wiedza szczegółowo opisuje wydarzenia sprzed i po dacie przyjętej za dzień oficjalny odzyskania niepodległości. Do tej oficjalnej wiedzy dorzucam znany, a być może w szczegółach zapomniany dzień wyzwolenia Małopolski, a ściślej Krakowa. Podczas konserwacji Kapsuły Stanisława Wyspiańskiego, z datą na denku 1932 — sugerującej jej utworzenie na 25 lecie po tym twórcy dzieł największych dla regionu, ujawnił się zdeponowany tam zwitek tekstu relacjonującego wydarzenia niepodległościowe 31 października 1918 roku w Krakowie. Jak wcześniej pisałem, w zaborze rosyjskim niepodległość rozkwitła już 7 października, to na pełną niepodległość Rzeczypospolitej trzeba było poczekać do listopada, a w zaborze pruskim do grudnia 1918. Przyszła. Vive la Pologne — można było powtórzyć słowa Cesarza zanotowane przez Żeromskiego w „Popiołach”. Zwitek kapsuły wyprasowany, zeskanowany ponownie trafił do swojej skrytki na kolejne być może 100 lat. Z całą pewnością ta relacja Zygmunta hr. Lasockiego znajduje się w zbiorach Muzeum Historycznego miasta Krakowa, jest bowiem stroną z biuletynu. Niemniej szukanie źródeł w tym historycznym „stogu” musi być zmotywowane okolicznościami, a o motywację w czasach światłości internetowej nie jest łatwo, najłatwiej doszukiwać się wiedzy klikając. Tej relacji tam w chmurze jeszcze nie znalazłem.
Przedruk: „Wydarzenia na froncie bułgarskim we wrześniu 1918 r. dowodziły załamania się potęgi militarnej państw centralnych. W dniu 7 października Rada Regencyjna w Warszawie proklamowała zjednoczoną i niepodległą Polskę. W kilka dni później pojawił się manifest cesarza Karola z 16 października, świadczący wymownie o rozkładzie dawnej Austrii. Zawierał on miedzy innymi zdanie: Austria stać się ma państwem związkowym… Fakty te wskazywały wyraźnie na konieczność bezzwłocznego porozumienia się Polaków zaboru austriackiego, celem jak najszybszego ujęcia władzy na obszarach monarchii austro — węgierskiej, zamieszkałych przez ludność polską. Przedstawiciele innych narodowości poczynili już byli daleko idące przygotowania w tym kierunku, a i Ukraińcy utworzyli w dniu 18 października we Lwowie „Ukraińską Radę Narodową”, „konstytuantę części narodu ukraińskiego, zamieszkałej w monarchii austro — węgierskiej”. Następnego dnia utworzono reprezentację ludności polskiej na Śląsku: Radę Narodową Księstwa Cieszyńskiego. Brak porozumienie pomiędzy polskimi stronnictwami, a w szczególności spory pomiędzy socjalistami, a narodowcami i demokratami opóźniały jednak powzięcie decyzji przez Polaków w Galicji. Dopiero w dniu 28 października zebrali się przedstawiciele parlamentarni wszystkich stronnictw polskich na wspólne narady w Krakowie. Przybyli również delegaci utworzonego przed kilku dniami pierwszego trój — dzielnicowego rządu polskiego, ministrowie: Głąbiński i Wład. Grabski. Stwierdzono przede wszystkim, że ziemie polskie w obrębie monarchii austro — węgierskiej należą już do państwa polskiego. Następnie uchwalono utworzenie komisji likwidacyjnej, złożonej z 23 przedstawicieli stronnictw, która miała przeprowadzić likwidację stosunków z Austrią i objąć zarząd najważniejszych działów życia publicznego. W kwestii, czy komisja likwidacyjna ma być tylko organem rządu warszawskiego, cz też prowizorycznym rządem dzielnicowym, były zdania podzielone. Socjaliści byli przeciwni podporządkowaniu się rządowi Świerzyńskiego, uważając go za jednostronny, złożony przeważnie z narodowych demokratów lub ich sympatyków. Poseł Skarbek, imieniem narodowych demokratów, oświadczył, iż stronnictwo jego udział w komisji likwidacyjnej czyni zależnym od uznania tej komisji przez rząd polski, zaś poseł Moraczewski, imieniem polskiej partii socjalistycznej, uzależnił jej współudział od uchwały kierownictwa partii. Wobec tego nie nastąpiło ukonstytuowanie się komisji. Przyjęto jednak wniosek posła Daszyńskiego, by tymczasowo jej agendy w najpilniejszych sprawach wykonywało prezydium zgromadzenia, tj. przewodniczący, poseł Witos i jego zastępcy, posłowie Daszyński, Skarbek, i Tertil, tudzież ks. Londzin z Cieszyńskiego. Jako siedzibę komisji uznano Lwów, wbrew zdaniu pos. Daszyńskiego za Krakowem. Pos. Tetmajer domagał się, by powierzono organizowanie milicji pułkownikowi 4 p. leg. B. Roii. Wobec sprzeciwu pos. Daszyńskiego, wniosek ten odesłano do komisji. Po tych mało owocnych obradach posłowie udali się bądź do swoich siedzib, bądź do Wiednia, gdzie miało się odbyć 30 października posiedzenie parlamentu i jak przypuszczano omówienie likwidacji Austrii. Posiedzenie to nie odbyło się jednak. Parlament austriacki przestał istnieć. W Krakowie pozostało kilku posłów, m. innymi Daszyński, Skarbek, Tetmajer, którzy czynili przygotowania do odebrania władzy Austriakom. Tego samego dnia, w którym odbywały się narady naszych parlamentarzystów, tj. 28 października, nastąpił przewrót w Czechach. Władzę objęła tam rada narodowa „Narodni Vybor”. Gdy wiadomość o tym nadeszła do Krakowa, Skarbek postanowił działać. W dniu 31 października koło godziny 9-wiatej rano zeszli się posłowie Grzędzielski, Lasocki, Ptaś, Skarbek i Tetmajer w magistracie krakowskim. Skarbek przedstawił sytuację, oznajmił, że zgłaszali się do niego oficerowie Polscy, ofiarowując swą pomoc w razie wystąpienia przeciwko Austriakom i że porozumiał się już w tym względzie z brygadierem Roją, oświadczył wreszcie, że zaprosił przedstawicieli władz wojskowych austriackich, celem zażądania od nich kapitulacji, a w razie oporu z ich strony — jest za użyciem siły. Na zarządzenie Skarbka zgodzili się inni posłowie w zupełności i przez podanie ręki zobowiązali się z nim współpracować. Pierwszą ich czynnością było mianowanie brygadiera Roii komendantem siły zbrojnej. Udał się po niego poseł Włodzimierz Tetmajer. A redaktor Józef Rączkowski, który wraz z radcą magistratu Edwardem Kubalskim pomagał posłom w ich czynnościach, zaczął pisać dekret nominacyjny. Czynność tę przerwało wejście gen. austr. Benigni’ego wraz z szefem sztabu płk. Grimmem, ppłk. Morawskim i paru innymi oficerami. Rozpoczęły się pertraktacje pomiędzy posłami, a przybyłymi oficerami austriackimi o bezzwłoczne poddanie się i oddanie wszystkich obiektów wojskowych przedstawicielom władz polskich. Poseł Skarbek w krótkim, a bardzo stanowczym przemówieniu przedstawił żądania ze strony polskiej, poczym zaznaczył, że w razie niespełnienia ich poleje się krew. Przyszło do ostrej wymiany zdań. Generał Benigni był bardzo przygnębiony, łzy kręciły mu się w oczach i zachowywał się stosunkowo biernie. Ostrzej stawiał się płk. Grimm i przemawiał podniesionym głosem. Inni również podnosili głosy, zaś ppłk Morawski wyciągnął rewolwer i oświadczył, że jest Polakiem, jednak jako oficer nie zwolniony od przysięgi broni składać nie może, a gdyby kto chciał ją przemocą odbierać, położy go trupem, a następnie siebie zastrzeli. Pos. Lasocki podszedł do niego, by go uspokoić i dał mu do przeczytania pismo ministra wojny do prez. Koła polskiego, dra Tertila, w którym minister zapraszał prezesa Koła do porozumienia się w sprawie dalszych zarządzeń co do wojska i obiektów wojskowych. Ppłk. Morawski zagłębił się w czytaniu tego rozwlekłego i w zawiłym stylu urzędowym napisanego listu. Odgłosy owej głośnej konwersacji pomiędzy oficerami austriackimi, a posłami doszły widocznie do oficerów Polaków, zgromadzonych w poczekalni ( kapitan Haller, kapitan Łuczyński, porucznik Fangor i inni), ponieważ zawiadomili oni posłów, że jeżeli tamci stawiają opór, to ich siłą rozbroją i zatrzymają. Reprezentanci zaś prasy, których się sporo zebrało w ratuszu, rozbiegli się po mieście ściągając oficerów i żołnierzy Polaków, w przypuszczeniu, że przybędzie odsiecz dla sztabowców austr. zatrzymanych na ratuszu i przyjdzie do starcia z Austriakami. Pomocy tej już nie było potrzeba. Widok groźnych postaci uzbrojonych oficerów polskich, których sztabowcy austriaccy ujrzeli przez otwarte drzwi, wpłynął na nich uspokajająco, rozpoczęli bowiem omawiać warunki kapitulacji, które poseł Grzędzielski zaczął spisywać. Zjawił się wtenczas brygadier Roja w uniformie legionowym i przedstawił się jako dowódca siły zbrojnej polskiej. Otrzymał od posłów polecenie zajęcia wszystkich obiektów wojskowych, zaś oficerom austriackim oświadczono, że pozostaną na ratuszu tak długo, aż brygadier Roja odbierze obiekty, wzg. przeprowadzi rozbrojenie tam, gdzie uzna za wskazane. W tym czasie nadszedł też pos. Daszyński, który widocznie w poczuciu ważności chwili, nie tylko nie sprzeciwił się wydanym już zarządzeniom, a w szczególności nominacji brygadiera Roii, ale począł gorliwie z innymi posłami współpracować i wystąpił z inicjatywą w całym szeregu spraw. Zgodnie załatwiono kilka naglejszych kwestii i mniej ważnych: posła Tetmajera wyznaczono na komisarza dla spraw wojskowych, zawieszono „Krakauer Zeitung” itd. Na życzenie posła Daszyńskiego uchwalono wysłać pos. Lasockiego do ks. biskupa Sapiechy, prosząc, by za pośrednictwem duchowieństwa wpłynął na ludność w tym kierunku, ażeby nie dopuszczała się korzystając z powrotu, ekscesów antyniemieckich. Książę biskup wskazał na to, że niedawno publicznie potępił wybryki przeciwko Żydom i oświadczył, że dalej działać będzie w kierunku uspokojenia ludności. Gdy brygadier Roja doniósł, że wszystkie ważniejsze obiekty wojskowe zajął, poseł Daszyński, stosownie do powziętej uchwały, zarządził uwolnienie oficerów austriackich, znajdujących się na ratuszu. Z oficerami tymi obchodzono się grzecznie…. Tymczasem młodzież szkolna i legioniści rozbiegali się po całym mieście, mniej lub więcej energicznie skłaniali oficerów i żołnierzy austriackich do zdejmowania „bączków” z orłami austriackimi z czapek. Z gmachów państwowych usuwano również orły austriackie. Oficerowie i żołnierze Polscy w uniformach austriackich przypinali sobie to czapek orzełki polskie lub kokardki o barwach narodowych. Formowano również oddziały polskie. Jedne z pierwszych były pod dowództwem poruczników Iwaszki i Stawarza. Wzruszającym było pierwsze objęcie warty na odwachu w Rynku krakowskim przez oddział polskich żołnierzy, wśród entuzjazmu zgromadzonych tłumów. W Krakowie panował nastrój radosny i podniosły zarazem, niezamącony żadnym poważniejszym starciem lub krwi przelewem. Po południu przybyli z Tarnowa posłowie Witos i Tertil, i razem z obecnymi w Krakowie członkami prezydium, Daszyńskim i Skarbkiem, objęli władzę imieniem Polskiej Komisji Likwidacyjnej. Jedną z pierwszych czynności prezydium P.K.L. było wydanie odezwy wzywającej wojsko do poddania się rozkazom bryg. Roii.”
Potocznie zasługi niepodległościowe przypisuje się słusznie Piłsudskiemu. Zanim niepodległość ogarnęła Rzeczpospolitą, on wraz ze swoimi legionami próbował wiele razy bić się o wyzwolenie. Uwięziony, a potem zwolniony 10 listopada 1918 przez zaborcę pruskiego miał być gwarantem płynnego wycofania się wojsk niemieckich z frontu wschodniego. Stał się gwarantem Niepodległej Rzeczypospolitej. Polska wróciła na mapy Europy, lecz ludzie długo jeszcze nie potrafili zrozumieć, że są jednym narodem. Urodzeni w trzech różnych państwach rozbiorowych nagle mieli stać się Polakami. Rzeczpospolita stała się suwerennym państwem, a ludzie zachowali swoje odrębne kody, jakby genetykę zaborczą. Nie tylko mowa, ale też zwyczaje, nawet jedzenie, nazwy są regionalne. To wszystko czyni Polskę bogatszą kulturowo. Są też negatywne znamiona dawnych nawyków. Byli w okresie rozbiorowym ludzie gotowi do współpracy z obcymi narodami, często dla własnej korzyści, nierzadko w imię dokuczenia elitom, z którymi wchodzili w spory. Ten nawyk przetrwał po stu latach i ujawnił się z całą mocą, gdy Polska weszła w struktury europejskie. Wypełzły rzesze przeciwników istniejącego stanu ustrojowego gotowych na sprzymierzanie się z obcymi, wrogimi Polsce ugrupowaniami i państwami. Konstytucja i porządek prawny zezwala im na takie zachowania, lecz moralność kłóci się z patriotyzmem.
Bycie patriotą jest czymś wstydliwym? –Wirtualna Polska zapytała w moim imieniu publicznie.” Czy patriotyzm jest czymś wstydliwym?. Widziałem uroczystości rocznicowe pod pomnikiem w centrum małego miasteczka na rubieżach Rzeczypospolitej, w dawnym Księstwie Cieszyńskim. Tu od 1298 roku była zagranica z woli hołdowników. Królestwo, później cesarstwo jednego z państw rozbiorowych, które rozciągało się od morza do morza. Wyzwolenie przyszło w 1918 roku, a granicę wytyczono dopiero w 1920 roku. Pod pomnikiem grała orkiestra dęta, było kilkanaście osób w cywilu, staruszkowie i dzieci. Przywiódł ich tu patriotyzm, tradycja, czy byli to bliscy orkiestry? Widziałem burmistrza i kilku radnych, proboszcza. Trwało to kilka minut, bo była jesienna pogoda. Inaczej wyglądała niedawna feta rocznicowa związana z przejazdem przez miasteczko „Najjaśniejszego Pana”. Tym razem korowód był barwny i kwiecisty. Inny patriotyzm, inni ludzie. Nie umiemy świętować, czy też patriotyzm został strawiony przez wszechobecne pokolenie osób, którzy widzą nowe cesarstwo europejskie jako coś naturalnego, dobrego i zbawiennego?. Wydaje mi się, że patriotyzm jest jak portret Piłsudskiego. Kolorowy, w miarę wyrazisty, ma ordery w klapie, więcej niż mu się należało. Za to jest podarty, ma też wydartą „Kasztankę”, na której siedział. Czy symbolizuje spór o historię, utratę tradycji i patriotyzmu?. Co polskiego mamy jeszcze w Polsce? Czy jesteśmy zwolennikami urojonej wizji zjednoczonej Europy? Czy też wasalami układu, który się stworzył i rośnie pienny jak jemioła? Czy lepiej w tych nowych czasach być jemiołuszką, a nie orłem?”
Potencjalnym czytelnikom dalszej treści pragnę oszczędzić czas i wysiłek na wczytywanie się w tę książkę dla oceny jej wartości poznawczej, czy też dla zabicia nudy życia codziennego przez lekturę. Na wstępie zaznaczam, że nie jestem zawodowym pisarzem, ani też zawodowym historykiem, chociaż opisuję wątki historyczne językiem literackim. Używając nomenklatury historyków i publicystów jestem nosicielem i utrwalaczem historii schyłku Drugiej i Trzeciej Rzeczypospolitej po zapowiedzi Czwartej, a być może już piątej z kolei. Najczęściej autorzy tego rodzaju literatury i publicystyki powołują się na zdarzenia, i fakty rzeczywiste. Dodają im wybiórczo kontekst według własnych poglądów i motywacji ustrojowych, partyjnych w sposób stronniczy, często językiem zakłamanym propagandowo. Powstają po takich zabiegach i manipulacjach książki historyczne psujące obraz czasów i postaw szlachetnych, wymieszanych z czynami ludzi nikczemnych. Czytając książki historyczne pisane w różnym czasie o tych samych wydarzeniach napotykamy na całkowicie odmienny kontekst i osąd tych wydarzeń. Nie tak dawno w ocenie historyków, publicystów i wreszcie sądów z okresu początku Rzeczypospolitej Ludowej, ci którzy walczyli o Polskę jaką znali, w ich świadomości swoją Ojczyznę, byli bandytami, zbrodniarzami skazywanymi na śmierć lub więzienie. Po zmianie ustrojowej ówczesna zbrojna walka o zachowanie przedwojennego ustroju Drugiej Rzeczypospolitej jest nazywana bohaterstwem. W historii już tak jest, że oceny zależą od tego, czy zabijają naszych, czy zabijają nasi. Taka polityka historyczna nie jest sprawiedliwa. Gdy ludzie tracą życie zawsze jest zbrodnia i ofiara tej zbrodni. Manipulacja wydarzeniami podporządkowana kontekstowi historycznemu sprawia, że wychodzi z publikacji i książek historycznych zbędny nieład dziejowy. Ileż jeszcze książek napisanych przez autorów pozbawionych uczciwego kontekstu historycznego, przez publicystów, przez lubujących się w kłamstwie historyków trzeba przeczytać, by dowiedzieć się prawdy kto był ofiarą, a kto katem, kto zasługuje na miano bohatera, a kto zdrajcy. Kto wreszcie jest patriotą, a kto nim nie jest. Cenimy książki typu podręcznikowego, gdzie autor opisuje daty i zjawiska takimi jakie były, jeżeli nie dodaje własnej narracji i interpretacji. Źródłowo o historii powinni pisać jedynie ludzie będący uczestnikami wydarzeń historycznych. Książki obarczone przypisami są plagiatem historycznym i to najczęściej zmanipulowanym. Gdy swoje opowieści zechcą spisać świadkowie historii prawda i tak będzie połowiczna, bo każdy był gdzie indziej, inaczej uczestniczył w wydarzeniach, wreszcie ma inne oceny konkretnych zdarzeń. Niemniej z takich opowieści da się złożyć sensowną całość. W tej opowieści rolę świadka historii i historyka będę pełnił sam, będąc jednocześnie po obu stronach zdarzeń historycznych. Wątki zamierzonej opowieści z własnych obserwacji i przeżyć pokolenia mi współczesnego na końcu poszerzam o własną aktywność w wielu dziedzinach, nie po to, by chwalić się własnym życiem, lecz dla utworzenia własnego tła. Każdy bowiem ma jakieś tło lub kontekst, który ułatwia mu ocenę zdarzeń. Wybrałem najmniej wyszukany sposób, zajrzałem w przeszłość przez szczelinę jaka mi utworzyła się w pamięci objętej z wiekiem postępującą amnezją, ale też celowym zapomnieniem swoich prywatnych sekretów.
Amnezja pokoleniowa
Pokolenie ludzi żyjących w dwudziestym pierwszym wieku niewiele już pamięta z tego, co historia najnowsza ciągle nam przypomina. Początkowo edukacja pokoleń nakierowana na czczenie dat i zasług ludzi zabiegających o odrodzenie niepodległego kraju, wraz ze zmianą ustroju znalazła pretekst, by zająć się problematyką jakże odmienną, nakierowaną na wewnętrzne przemiany ustrojowe, na przebudowę struktury władzy. Rzeczypospolitej tak długo na mapach nie było, że jej odrodzenie jesienią 1918 roku było największym darem dla narodu. Tym razem obeszło się bez krwawych powstań, zawsze wcześniej nieudanych, chociaż Polacy walczyli w wojnie na wielu frontach przeciw sobie, zależnie z którego zaboru byli mobilizowani. Formalnie Rzeczpospolita została rozebrana przez kraje ościenne, ale żyła w literaturze, w sztuce, w umysłach ludzi. Nadzieja niepodległości pozwalała żyć w tęsknocie, lecz chociaż nie wszyscy jej dożyli, to wszyscy czuli się jednym narodem, pod obcymi sztandarami walczyli zawsze o obiecywaną im Polskę. Budowa Drugiej Rzeczypospolitej trwała dwadzieścia jeden lat. Nie obeszło się bez walki o władzę, o wpływy, o sukno. Gdy wydawało się, że własny pieniądz, a bito go w srebrze, że własne elity wyłonione z ludzi światłych i godnych scementują naród w nowych granicach wytyczanych na rubieżach aż do 1920 roku, kolejny raz państwa ościenne wzięły Rzeczpospolitą w kleszcze wojenne. Pokolenia zrodzone w nadziei na wieczną niepodległość znowu musiały brać szable i karabiny, by ginąć w nierównej walce o swoją Ojczyznę. Ileż nieszczęść zapisała historia z tamtych lat. Honor, najważniejsze prawo i obowiązek obywatelski, był przymiotem najgodniejszych, którzy mogli nosić polskie mundury, którzy walczyli i ginęli za Polskę, którzy nie splamili honoru ani munduru ucieczką przed wrogiem. Wielu poległo, wielu zostało wymordowanych wbrew złudnym konwencjom, wielu zdołało przejść na inne fronty, poza granicami, tam gdzie rozlała się wojna. Rozsiane po świecie krzyże na mogiłach znaczą ślad ich wędrówki po utraconą znowu wolność. Nieliczni przeżyli i wrócili do swoich domów, by odbudować zrujnowany kraj. Zanim zorganizował się wschodni porządek ustrojowy długo jeszcze w nazwie była przedwojenna Rzeczpospolita. Po niej nastał socjalizm, przez jakże wielu nazywany komuną. Był to czas mozolnej odbudowy domów, fabryk, zaufania. Świat stał się bezpieczny, ale pogmatwany. Nowe elity wyłonione z klas robotniczych i chłopskich miały plany i ambicje, były zdeterminowane, lecz nie miały kapitału, nie miały suwerenności absolutnej, by konkurować skutecznie z mocarstwami opartymi na innym modelu rozwoju. Ideologia każdemu według potrzeb, od każdego według jego możliwości była utopią. Narzucony przez zwycięski front nowy porządek ustrojowy zburzył ład społeczny, skłócił naród. Jedni chcieli szybkich zmian zwiedzeni obiecaną ideologią sprawiedliwości ludowej, drudzy związani emocjonalnie i przysięgami z przedwojenną Rzeczpospolitą nie godzili się na zmiany.
Przed dalszą lekturą zalecam powszechnie znane definicje warte przypomnienia. Wszystkie cytaty zaczerpnięto z Wikipedii. To umożliwia doczytanie definicji w szerszym kontekście.
— Wojsko Polskie w latach 1936—1939. Po śmierci Józefa Piłsudskiego w naczelnych organach WP nastąpiły poważne zmiany personalne. Stanowisko Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych objął gen. Edward Rydz- Śmigły. 1 września 1938 roku weszła w życie ustawa z dnia 9 kwietnia 1938 roku o powszechnym obowiązku wojskowym, która sankcjonowała podział Sił Zbrojnych na wojska lądowe i marynarkę wojenną. Wojsko składało się z jednostek organizacyjnych wojska stałego i jednostek organizacyjnych Obrony Narodowej, a także jednostek organizacyjnych Korpusu Ochrony Pogranicza.
Rota W.P. „Przysięgam … być wiernym Ojczyźnie mej, Rzeczpospolitej Polskiej, chorągwi wojskowych nigdy nie odstąpić, stać na straży konstytucji i honoru żołnierza polskiego, prawu i Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej być uległym, rozkazy dowódców i przełożonych wiernie wykonywać, tajemnic wojskowych strzec, za sprawę Ojczyzny mej walczyć do ostatniego tchu w piersiach i w ogóle tak postępować, aby mógł żyć i umierać jak prawy żołnierz polski…”
1 września 1939 roku armia niemiecka napadła zachodnie granice Rzeczpospolitej bez wypowiedzenia wojny. 17 września rano do Naczelnego Wodza dotarła informacja o wkroczeniu Armii Czerwonej na tereny państwa polskiego. Od świtu 1 do 17 września wojska niemieckie zajęły już cały obszar Rzeczpospolitej, broniły się tylko nieliczne obwody. Wydał dyrektywę ogólną.
„Nakazuję ogólne wycofania ma Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba że w razie natarcia z ich strony albo próby rozbrajania oddziałów. Zadania Warszawy i miast, które miały się bronić przed Niemcami bez zmian. Miasta do których podejdą bolszewicy powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii.”
Historia nazwie agresję niemiecką i rosyjską wojną światową. Była to tragiczna wojna. Niemcy, atakujący od zachodu, północy i południa, do Lwowa dotarli w dwanaście dni, a przed nimi zdołały na wschodnie rubieże ewakuować się przeważające siły zbrojne Wojska Polskiego z zamiarem przegrupowania. Należy pamiętać, że wówczas nie było autostrad ani dróg krajowych, tak więc front przesuwał się błyskawicznie, a przed nim ewakuacja, jakże pospieszna. Wycofujące się oddziały Wojska Polskiego zostały zaskoczone inwazją rosyjską na tyle, że nie podjęły walki, zgodnie z rozkazem, a witani podstępnie flagami polskimi na ruskich czołgach zawierzyli obietnicy wsparcia. Pomylili się, a strategia, jeżeli istotnie taka była, zawiodła. Wtedy nie wiedzieli, teraz wiemy, że oficerów, którzy dobrowolnie złożyli broń Rosjanie aresztowali na granicy, a żołnierzy szeregowych oddali Niemcom jako jeńców lub wywieźli w głąb Rosji.
— Armia Krajowa (AK) — zakonspirowane siły zbrojne polskiego państwa podziemnego w latach II wojny światowej. Zadaniem Armii Krajowej było tworzenie struktur wojskowo -organizacyjnych na czas okupacji dla mobilizacji społeczeństwa do walki bieżącej, ochrona polskiego państwa podziemnego oraz odtworzenie armii na czas otwartej walki o niepodległość. Rzeczpospolita została napadnięta niemal jednocześnie z zachodu i wschodu nie dając Wojsku Polskiemu szans na skuteczną obronę swojego terytorium. Siły sprzymierzonych wrogów były zbyt liczne. Dopiero po kilku latach operacja wiślańsko-odrzańska zaczęta przez Armię Czerwoną 12 stycznia 1945 roku uwolniła przedwojenne terytorium państwa polskiego spod okupacji niemieckiej, ale zagarnęła też resztę Polski pod dominację rosyjską. Stając w obliczu niebezpieczeństwa związanego z dalszym trwaniem AK w strefie działania Armii Czerwonej gen. Leopold Okulicki 19 stycznia 1945 roku wydał rozkaz rozwiązujący Armię Krajową. Jednocześnie Okulicki w tym samym dniu skierował do najwyższych dowódców AK tajny rozkaz, w którym polecił im nie ujawniać się. Ich zadaniem miało być zachowanie małych, dobrze zakonspirowanych sztabów i całej sieci radiowej. Zwabiony do Moskwy na konferencję rządową został tam aresztowany i zakatowany w wigilię tego samego roku. Lokalni dowódcy AK nie poddali się rozkazowi gen. Okulickiego, przeszli do działań partyzanckich w znacznej mierze przeciw oddziałom polskim sprzyjającym tworzenie nowego ustroju państwa polskiego w sytuacji, gdy rząd utworzony na emigracji zadekował się w Londynie.
Rota przysięgi AK: „Przysięgam być wiernym Ojczyźnie mej, Rzeczypospolitej Polskiej, stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił — aż do ofiary życia mego. Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej i rozkazom Naczelnego Wodza oraz wyznaczonemu przezeń Dowódcy Armii Krajowej będę bezwzględnie posłuszny, a tajemnicy niezłomnie dochowam, cokolwiek by mnie spotkać miało.”
— Wojsko Polskie w Polsce Ludowej w latach 1944–1952 i Siły Zbrojne Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej w latach 1952–1989.
— Okupacja — Zgodnie z Konwencją haską (1907) początkiem okupacji jest faktyczne przejście władzy z rąk rządu legalnego do rąk okupanta. Okupant nie nabywa suwerenności nad zajętym terytorium, traktowany jest jako przejściowy administrator.
— Zbrodnia przeciw narodowi. Działania zbrojne przeciwko własnemu narodowi są zbrodnią. Niedozwolone jest zmuszanie do uczestniczenia w działaniach wojennych przeciwko własnej ojczyźnie (art. 53 Konwencja haska).
— Komunizm — polityczna i ekonomiczna ideologia, której celem jest utworzenie społeczeństwa pozbawionego ucisku i wyzysku klasowego, opartego na braku własności prywatnej, kolektywnej własności środków produkcji i wspólnotowym podziale dóbr. Komunistyczna Partia Polski (w latach 1918—1925 Komunistyczna Partia Robotnicza Polski — partia komunistyczna założona 16 grudnia 1918, rozwiązana 16 sierpnia 1938.
— Socjalizm — pojęcie, odnoszące się do ideologii politycznej wywodzącej się z filozofii politycznej rozwijanej w latach 30. i 40. XIX wieku we Francji. Doktryna gospodarcza postulująca upowszechnienie świadczeń socjalnych i poddania gospodarki kontroli społecznej (poprzez instytucje państwowe, samorządowe, korporacyjne lub spółdzielcze). Częścią wspólną wszystkich odmian socjalizmu jest (częściowe lub całkowite) odrzucenie idei kapitalizmu oraz promowanie idei sprawiedliwości społecznej.
— Patriotyzm — postawa szacunku, umiłowania i oddania własnej ojczyźnie oraz chęć ponoszenia za nią ofiar i pełną gotowość do jej obrony, w każdej chwili. Charakteryzuje się też przedkładaniem celów ważnych dla ojczyzny nad osobiste, a także gotowością do pracy dla jej dobra i w razie potrzeby poświęcenia dla niej własnego zdrowia lub czasami nawet życia. Patriotyzm to również umiłowanie i pielęgnowanie narodowej tradycji, kultury czy języka. Oparty jest on na poczuciu więzi społecznej, wspólnoty kulturowej oraz solidarności z własnym narodem i społecznością.
— Honor to postawa, dla której charakterystyczne jest połączenie silnego poczucia własnej wartości z wiarą w wyznawane zasady moralne. Naruszenie zasad honoru przez siebie lub innych odbierane bywa jako „dyshonor” lub „hańba”. Honoru nie wystarczy zadeklarować, podlega on udowodnieniu w sytuacji, która pozwala na weryfikację według norm moralnych danej społeczności. W polskiej historii i literaturze honor jest często łączony z patriotyzmem.
Honor żołnierski
Gdy skończyła się wojna, a elity nie zdążyły jeszcze zmienić drugiej Rzeczpospolitej na państwo ludowe powstał zaciekły spór o model państwowości. Po wojnie młodzi ludzie zakładając mundury wraz z przysięgą stawali się żołnierzami zobowiązanymi do przestrzegania specyficznego kodeksu honorowego. Wiedzieli co oznaczają na sztandarach słowa Bóg, Honor, podzieliło ich trzecie słowo Ojczyzna. Byli tacy, którzy godnie nosili mundury będąc żołnierzami, a gdy rozkazem zostali zwolnieni z przysięgi zdjęli te mundury i przystąpili do cywilnych obowiązków obywatelskich. Dla nich Ojczyzną była Rzeczpospolita niezależnie od tego jaki model państwa przyjęły legalne władze organizujące naród w państwo polskie. Byli też tacy, którzy mundurów nie zdjęli, gdyż nie godzili się na zmianę ustroju, nie akceptowali nowego modelu i porządku państwowości powojennej narzuconej przez zwycięski front wschodni, który pokonał machinę niemiecką. Chcąc być wiernymi złożonej przysiędze żołnierskiej, kierując się własną interpretacją roty i honoru, wypowiedzieli wojnę wewnętrzną z nowo powstającym państwem, a ściślej z ludźmi tego nowego państwa ludowego. Przyjętą strategię nieposłuszeństwa skierowali na ludzi, którzy poszli na służbę nowo tworzonej państwowości. W nurcie utrwalaczy władzy ludowej znaleźli się w podstawowej masie nowi rekruci szukający zatrudnienia i dochodu w trudnych powojennych warunkach gospodarczych. To oni byli likwidowani przez niezłomnych żołnierzy najliczniej i najkrwawiej. Historia dokumentuje, że powojenne waśnie nie opłaciły się żadnej ze stron. Nazywani pogardliwie utrwalaczami władzy ludowej masowo tracili życie z karabinów ludzi wyklętych przez ówczesną władzę, a ich rodziny szansę na godne zabezpieczenie bytowe w sytuacji, gdy gospodarka powojenna nie istniała, Rzeczpospolita dotychczasowa nie istniała, a jej rząd zdezerterował do Londynu w 17 dniu agresji niemieckiej. Tam mianował się rządem na uchodźctwie, formule nieznanej konstytucyjnemu porządkowi, na długie powojenne lata. To stworzyło pretekst do uznania, że państwo polskie nie zachowało ciągłości, rozpadło się, a więc trzeba było budować je od nowa. Zwolennicy ustroju Drugiej Rzeczypospolitej, nazywani pogardliwie bandami wyklętych, podjęli walkę, której nie mieli szans wygrać. Wkrótce też tracili życie, zostali odarci z honoru na lata. Dopiero po siedmiu dekadach ich pamięć będzie przywracana, a czyny zacierane w imię zagojenia ran, a być może wskutek poprawności historycznej nowych elit kształconych w systemie, gdzie nauka historii została ograniczona. Nie pierwszy to raz w historii Polski zdarzyło się, że ludzie użyli siły zbrojnej przeciw własnemu narodowi tylko z racji odmiennych poglądów na model państwa. Mało kto już pamięta rokosz J.S. Lubomirskiego przeciw królowi w lipcu 1666. Po przegranej przez królewskich potyczce Lubomirski nakazał wyciąć w pień żołnierzy, którzy poddali się z rozkazu króla, który uznał, że nie warto rozlewać bratniej krwi. Kilka tysięcy doborowego wojska zostało porąbanych na sztuki. Powojenny rokosz miał inne motywacje. Wyklęci wierzyli, że ocalą Drugą Rzeczpospolitą, nie mierzyli sił na zamiary, wystarczyła im wiara. Historia zatoczyła niechlubne koło. Najznamienitsi odwagą i walecznością unicestwiali się nawzajem, jedni w imię mrzonek o odrodzeniu Drugiej Rzeczpospolitej, drudzy z wiarą na obiecane państwo szczęśliwości ludowej. Byli też tacy, którzy nie strzelali, gdy im strzelać nie kazano. Nie wdając się w ocenę czyje czyny są bardziej honorowe, prezentuję własną genezę i dziedzictwo żołnierskie, a dalej notki biograficzne najgłośniejszych żołnierzy wyklętych ( to tylko nazwa). Historia powszechna nauczana w szkołach z racji utrwalania zmieniającego się ustroju i ludzi przy władzy pisana jest zawsze w kontekście uwarunkowań. We wczesnych latach powojennych historycy zajmowali się opisem grozy działań wojennych, potem bohaterstwem oddziałów frontowych i partyzanckich. Gdy tematyka bohaterstwa została wyczerpana, a ustrój socjalistyczny słusznie obalony, wyrosły dzieci z lat powojennych na mężów stanu, urodziło się nowe pokolenie. Trzeba było poszperać w historii, by bohaterstwo solidarnościowe nie było jedynym mitem oderwanym od korzeni. Wiedzę historyczną zaczęto napełniać zdarzeniami dotąd przemilczanymi. Pojawił się i został mocno nagłośniony los polskich oficerów pomordowanych w sowieckich lasach, potem tragiczny los żołnierzy niezłomnych. Każda śmierć żołnierska jest stratą dla narodu, giną bowiem najdzielniejsi jego przedstawiciele. Trzeba to nagłaśniać, wpajać nowym pokoleniom, bo bez historii nie ma tożsamości, nie ma też przestrogi na przyszłość. Zbyt sugestywnie i uporczywie naświetlany problem likwidowanych oficerów na terenach sowieckich daje niebezpieczny sygnał dla przyszłych pokoleń żołnierskich na wypadek gdyby nieszczęście wojny znowu zagroziło ich Ojczyźnie. W 17 dniu wojny 1939, pod naporem przeważających sił wroga i agresji sowieckiej, Wódz Naczelny wydał rozkaz ewakuacji. Wojskowi masowo serwowali się zarządzoną ewakuacją na wschodnie i południowe rubieże porzucając obowiązek żołnierski obrony kraju w walce zbrojnej. Wojna to śmiertelna przypadłość od zarania dziejów. Tamten rozkaz, a potem ewakuacja była strategicznym błędem, na co wskazuje późniejsza historia likwidacji obozów jenieckich na wschodzie, internowanie i przekazanie Niemcom żołnierzy przekraczających granicę z Rumunią. Ucieczka do barbarzyńskiego cywilizacyjnie kraju, a taka nauka snuła się z rewolucji na tamtych terenach, niosła większe zagrożenie niż wywieszenie białej flagi w oblężeniu, gdy amunicji zabraknie. Sowieci mieli też w historii zapamiętane swoje krzywdy. Rozkaz wydał Wódz Naczelny tydzień po tym, gdy już sam opuścił bezpiecznie Polskę. Oficerowie zobligowani honorem żołnierskimi wykonali ten rozkaz z nadzieją na koncentrację odwetową ze wsparciem sojuszników. Opuszczając swoje oddziały i ziemie, których mieli bronić polegli w dołach bez tabliczek, bez krzyży, duża ich liczba zastała internowana w krajach ościennych, a potem oddana okupantowi. Miłosierdzie nakazuje uszanować ich śmierć i niedolę, chociażby dla otarcia łez ich rodzin. Państwo polskie Trzeciej Rzeczypospolitej uczyniło ten gest rehabilitacji. Chwała bohaterom — tego nikt głośno nad dołami śmierci nie krzyczy i krzyczeć nie powinien, chociażby dlatego, by w przyszłości taka ewakuacja nikomu do głowy nie przyszła. Wojna nie była wypowiedziana, lecz konwencje obowiązywały, była szansa, że okupant niemiecki będzie je przestrzegał. Teraz wiemy, że nie zawsze tak było. Na każdej wojnie zasady honorowe są łamane, a wtedy pozostaje tylko wypełnić przysięgę i obowiązek żołnierski, walczyć dopóki życia i amunicji starczy. Pomijam w ocenie wydarzenia za wschodnią granicą, są ponure i powszechnie znane. Rozkaz Wodza Naczelnego nakazujący wycofanie się na Rumunię zawierał też formułę: Zadania Warszawy i miast, które miały się bronić przed Niemcami bez zmian. Tam okopały się siły zbrojne Rzeczypospolitej, którym honor nie pozwalał na opuszczenie w pośpiechu granic, na ewakuację w ramiona opiekuńczej armii sowieckiej, która już 17 września zajęła, też bez wypowiedzenia wojny, rubieże wschodnie. Historia opisuje niejedną taką obronę, prawdziwą wojnę prawdziwego wojska. Do znanych opisów zmagań, a potem losów żołnierzy branych do jenieckiej niewoli dorzucam swój własny, znany mi przypadek. Jest kolejnym szczebelkiem w drabinie ojczyźnianej chwały i honoru żołnierskiego. Gdyby takie postawy można było przypisać kilkunastu tysiącom oficerów ewakuujących się do sowieckich, węgierskich i rumuńskich obozów jenieckich wojna miałaby inną historię. Z każdym oficerem związanych było kilkudziesięciu żołnierzy, co najmniej trzy plutony. Iloczyn idzie w setki tysięcy bliskie milionowi. Wojsko to wyparowało w dwa tygodnie, w większości zostało internowane przez Sowietów, Węgrów i Rumunów i inne kraje. Odwrót nazywany ewakuacją był w rzeczywistości wielką ucieczką. Tysiące ewakuujących się pociągami wprost z dworców kolejowych było aresztowanych na granicy rosyjskiej. Uciekający w dziesiątkach tysięcy na kierunek południowy w niespełna jeden dzień przekraczali granicę Rumunii i Węgier, tam zostali internowani i rozmieszczeni w obozach. Rumuni wydadzą Niemcom w lutym 1941 roku prawie sześć tysięcy jeńców, w tym 800 oficerów. Oblężeni w miastach, którzy tam pozostali z rozkazu Wodza Naczelnego, bronili się dłużej. Podobnie walczące armie na terenach napadniętej Rzeczpospolitej i zmobilizowani obrońcy pozostali w kilku twierdzach na rubieżach. Nie wykonali rozkazu ewakuacji, w domyśle ucieczki, kierując się osobistymi motywacjami, do niektórych oddziałów rozkaz nie dotarł, a gdy nawet otrzymali to go zignorowali. Jednym honor nakazywał obronę, tak jak przysięgali, inni pozostanie na froncie wiązali z szansą powrotu do domów, gdy wojna niebawem skończy się wraz z inwazją państw sprzymierzonych. Wiemy, że sojusznicy zawiedli, a obrońcy twierdz nie wytrwali oblężenia. Liczni jeńcy trafili do niewoli niemieckiej, tam wojnę przeżyli, nieliczni uciekli, by przystąpić do ruchu oporu. Wielu Niemcy oddali Rosjanom w ramach wymiany jeńców. Bohaterstwo mierzy się odwagą i ofiarnością w boju, w działaniu, a nie w ewakuacji na terytorium obcego państwa dla pozornego ocalenia swojego życia na krótką chwilę, bo czymże jest jedno życie dla wieczności, dla historii. Na zamieszczonych fotografiach żołnierze Wojska Polskiego z kampanii wrześniowej 1939 zmobilizowani na wojnę. To część plutonu 2 Batalionu Pancernego w Żurawicy. Batalion na dzień 1 września 1939 r. dysponował 147 czołgami lekkimi i 32 czołgami rozpoznawczymi. Uformował jednostki pancerne dla 10 Brygady Kawalerii; 301 Batalionu czołgów lekkich; 111;112;113 kompanie czołgów wolnobieżnych, w każdej po 15 maszyn i wiele innych oddziałów. Po rozwiązaniu Batalionu w koszarach pozostała 112 i 113 kompania czołgów. Oddziały te ewakuowały się z Żurawicy na kierunek do Twierdzy Brześć 10 września, a dzień później koszary zajął Wehrmacht. Utworzony Ośrodek Zapasowy broni pancernej nr 3 ewakuowany z Żurawicy 10 września, w dniu 18 września był w Jabłonicy przy granicy Węgier. Przypadek tej formacji jest mi szczególnie bliski, tam został bowiem zmobilizowany mój ojciec. Dokumenty jenieckie wskazują, że pozostał w tej formacji do końca. Niejasne wydają się losy poszczególnych oddziałów batalionu. Oficjalne źródła podają, że dowódcą 4 Batalionu pancernego w Brześciu był w 1939 r. mjr Karol Krzyżanowskiego, wcześniej był zastępcą dowódcy 2 Batalionu Pancernego w Żurawicy. Do 10 września źródła umiejscawiają majora Krzyżanowskiego jako zastępcę dowódcy Ośrodka Zapasowego Broni Pancernej nr 1. Według informacji administratora dws.org.pl Ośrodek ten wraz z OZ BP nr 2 bodajże 14 września został skierowany do rejonu Podkamienia, gdzie 16 IX otrzymano rozkaz udania się w rejon Horodenki. Miało to związek z informacją, że z Francji do Konstancy płyną statki z czołgami. W rejonie Horodenki miały tworzyć się nowe oddziały pancerne. 18 IX pod Monasterzyskami stoczono potyczkę z sowieckim podjazdem pancernym. ( SALON dws.org.pl). Obronę Twierdzy opisał szczegółowo Józef Geresz w książce „Twierdza niepokonana. Obrona cytadeli w Brześciu nad Bugiem we wrześniu 1939”. Jeszcze 10 września w Brześciu stacjonowały dwie własne kompanie wartownicze, kilka batalionów, reszta oddziałów była ściągana, część dotarła w osłonie Wodza Naczelnego, który tu ewakuował swój sztab. 13 września po oddziałach obiegł rozkaz „kto chce niech się ewakuuje”. Pierwsi uciekli operatorzy obsługi składnic zamykając magazyny na kłódki. Zbiorniki podziemne wypełnione paliwem stały się bezużyteczne wskutek braku obsługi. W tym samym dniu nastąpił werbunek ochotników do dalszej obrony. Utworzyły się siły obronne liczące ponad trzy tysiące ludzi. W skład obrony weszła też 112 i 113 kompania czołgów, która dotarła z Żurawicy. Trzecia, 111 kompania czołgów dotarła 9 września do Łukowa, mogła z grupą Majewskiego, z którą spotkała się 13 września, walczyć pod Tomaszowem Lubelskim (dws.org.pl). Według relacji Twierdza skutecznie broniła się do 16 września. W nocy z 16/17 obrońcy decydują się na ewakuację. W podjęciu decyzji pomaga odczytany przez dowódcę, gen. Plisowskiego, rozkaz Wodza Naczelnego, który dziękując za obronę nakazuje otwarcie drogi ewakuacji. Ten rozkaz nie do wszystkich oddziałów dotarł. Gdy 17 września rano Niemcy weszli do Cytadeli niektórzy oficerowie o niczym nie wiedząc spokojnie jedli śniadanie. Zawiadomieni pośpiesznie serwowali się ucieczką przez niewysadzony most. W Twierdzy pozostał Batalion kpt. Radziszewskiego, ten oficer rozkaz otrzymał, lecz go zignorował, pozostały też inne drobne oddziały oraz ranni w szpitalach. Z książki Geresza dowiadujemy się, że już 18 września kpt. Radziszewski wraz z innymi oficerami opuścił Twierdzę Brześć w przebraniu cywilnym, był widziany w sąsiedniej wsi, nigdy do Brześcia nie wrócił. Ta informacja pozostaje w sprzeczności z innymi relacjami. Niemcy wzięli w Twierdzy ponad 600 jeńców, których przekazali 22 września sowietom. Zasypywanie luk zacznę od dokumentacji będącej w moim posiadaniu. Na motocyklu siedzi Władysław Michalczyk, mój ojciec. Pozostałe fotki dokumentują też jego wizerunek i jego skromne „papiery” świadczące, że zachował się godnie. Pozostawiam je bez opisu, niech przemówią same. Trafił do niewoli niemieckiej, tam przeżył, chroniła go konwencja. Nie są znane losy wszystkich, za to wiadomo, że W.M. uciekł z tej niewoli i pieszo, potem na rowerze dotarł z Ostrzeszowa, Stolag XXI A, do Kielc. W dokumentacji jenieckiej fakt ten odnotują — zwolniony, bo ucieczek nie dokumentowali. W tej historii najważniejsze są udokumentowane daty kreślące losy tego żołnierza. Legitymacja Odznaki Pamiątkowej z 2 Batalionu Pancernego w Żurawicy pod nr 405, podpisana przez majora Krzyżanowskiego została wydana 6 sierpnia 1936 — to data zakończenia służby wojskowej i przejścia do rezerwy. Publikowana historia 2 Batalionu w Żurawicy pomija służbę w niej majora Krzyżanowskiego, co sugeruje, że historycy nie wykonali należycie swojej roli dokumentowania zdarzeń. Losy wojenne po mobilizacji prawdopodobnie splotą ich ponownie w Twierdzy Brzeskiej, gdzie mjr Karol Krzyżanowski jest już dowódcą 4 Batalionu Pancernego. Batalion zostanie rozwiązany na początku września, a major Krzyżanowski zostanie zastępcą dowódcy Ośrodka Zapasowego Broni Pancernej nr 1 stacjonującego po 10 września w Łucku, a wkrótce przekroczy granicę Rumunii. Zmobilizowany z rezerwy Władysław Michalczyk pozostanie na froncie i będzie bronić się do 22 września 1939 r. jednak dokumentacja jeniecka nie precyzuje miejsca. W legitymacji Kombatanta odnotowano okresy i rodzaje udziału w wojnie obronnej. Okres od 1 do 22 września 1939 roku to żołnierska walka frontowa, od pierwszego dnia wojny do zdobycia przez wojska niemieckie Twierdzy Brześć i przekazanie jej wraz z jeńcami Rosjanom. Karta jeniecka wysłana z obozu niemieckiego w Cieszynie nosi datę 10 październik 1939 roku — to standardowe zawiadomienie rodziny o umieszczeniu jeńca w obozie. Nie jest to list, a niemiecki dokument dwujęzyczny. To dowód, że nie został przejęty przez Niemców w Twierdzy Brześć, ani przez Sowietów. W niewoli jenieckiej spędził ponad dwa lata. Kolejnej rubryka Legitymacji Kombatanckiej odnotowuje udział w ruchu oporu od 1 grudnia 1941 do 30 grudnia 1944 r., czyli do końca wojny w rejonie świętokrzyskim. Podobnych przypadków jest w historii zapomnianej setki, a może tysiące. Historycy i politycy uganiają się za losami żołnierzy wyklętych, za losami oficerów, którzy rzucili się w sowiecką niewolę i rumuńskie internowanie, z rozkazu Wodza Naczelnego, często bez walki, bo taki był rozkaz- nie strzelać do sowietów, przypinają im pośmiertnie medale i odznaczenia. Szlachetna to postawa. Na uczczenie zasługuje każda ofiara tamtej podwójnej wojny. Nie można przy tym zapomnieć o żołnierzach, którzy wojnę przeżyli z godnością wykonując swój żołnierski obowiązek. Oni najliczniej pozostali w mroku dziejów, wymazani, a często nie odnotowani w podręcznikach historii. Tradycją polską, która obrosła w legendy jest świętowanie wszystkich przegranych powstań i wojen, tak jakby klęska i przegrywanie było zaszczytem tylko z powodu ogromnej ofiary krwi. Upominam się o pamięć po żołnierzach, którzy wprawdzie przegrali nierówną wojnę, ale nie ulegli strachowi, nie opuścili samoistnie granic Ojczyzny, gdy okupanci do nich strzelali. Na ich czynach trzeba wychowywać nowe pokolenia, by tragiczna historia pomordowanych strzałem w tył głowy nie powtórzyła się już nigdy. Należy pamiętać rotę składanej przysięgi, a potem słów jej przestrzegać. Jest też furta w tym oczekiwaniu bohaterstwa. Jeżeli przysięgać każą za wiele można słowa przysięgi przemilczeć. Trzeba też wiedzieć, że nie mundur czyni żołnierza. Ten, który porzuci broń jeszcze naładowaną jest żołnierzem bezwartościowym. Nie jemu chwała, a wybaczenie, jeżeli uczynił to ze strachu. Snując oceny trzeba pamiętać, że wrzesień 1939 roku był najtragiczniejszym dniem całego stulecia. Wtedy wydarzyło się naraz tak wiele, że ludzie mieli prawo poczuć się zagubionymi. O tym, że Niemcy napadną na Polskę było wiadomo od dawna. Dużo wcześniej zarządzono mobilizację, przemysł zaciągnął długi na produkcję zbrojeniową. Wojna wybuchła jak wulkan. Wódz Naczelny już 7 września ewakuował się do Twierdzy Brzeskiej. Towarzyszyło mu zgrupowanie lotnictwa i wycofujących się oddziałów, przydzielono mu 111 kompanię 2 Batalionu Pancernego. W twierdzy nastała euforia dająca nadzieję na skuteczną obronę, wielu żołnierzy malowało naboje w barwy biało- czerwone. Oczekiwana pomoc państw zachodnich opóźniała się, tak więc ewakuację Wodza Naczelnego w dniu 11 września na Rumunię uzasadniano jego tajną misją do Paryża w celu wymuszenia realizacji traktatów. Twierdza broniła się jeszcze tydzień pozostając w nadziei powodzenia tej misji. Nie wiedzieli, że Rumuni internowali Wodza Naczelnego uniemożliwiając mu dotarcie do Francji, a także uciekający rząd i prawie dwieście tysięcy uzbrojonego wojska. (18 września 1939 marszałek Edward Śmigły-Rydz przekroczył granicę z Rumunią, tam został internowany — Wikipedia). Inne źródła podają, że Wódz Naczelny przekroczył granicę Rumunii 17 września ok. godz. 23. Kilka godzin wcześniej tę granicę przekroczył Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Ignacy Mościcki. Śmigły — Rydz potajemnie wrócił z internowania do Warszawy w październiku 1941 r., żył pod nazwiskiem Adam Zawisza. Zmarł 2 grudnia 1941, źródła podają niedoprecyzowany udział podziemnej Armii Krajowej, która nigdy nie wybaczyła mu dezercji. Z rozkazu Wodza Naczelnego straty wojenne były mierzone w dziesiątkach i setkach tysięcy. Liczebność Wojska Polskiego w 1939 roku wynosiła ok. 950.000 żołnierzy i oficerów. W wyniku wojny obronnej poległo 95.000, rannych było 130.000, do niewoli trafiło 650.000. Pozostałe 74.000 rozpierzchło się jak bańka mydlana. 38.000 przedarło się do Francji i Syrii, reszta ukryła się w lasach i miastach tworząc podziemne struktury zbrojne w granicach okupowanej Rzeczypospolitej. Z nich wyłonią się partyzanci walczący z oddziałami okupacyjnymi, ale też późniejsi niezłomni walczący z tworzącym się państwem ludowym. Łączna liczba wziętych do niewoli wojskowych, policjantów i urzędników cywilnych ocenia się na niemal 1.040.000 ludzi zobowiązanych honorem do obrony Ojczyzny. Zabrakło odwagi, zabrakło strategii i przede wszystkim broni, logistyki, paliwa do czołgów. Gdy trwała wielka ucieczka były fronty wewnątrz kraju, gdzie honorowo Wojsko Polskie stawiało opór, a nawet atakowało oddziały niemieckie. Bitwa nad Bzurą trwała do 18 września, lecz i tu front niemiecki załamał obronę. Próbowałem ustalić na którym froncie ojciec trafił do niewoli. Ślad urywa się jednak, gdyż kartoteki jenieckie są skąpe. Może ustali to Centralne Muzeum Jeńców Wojennych, może Polski Czerwony Krzyż, gdzie wysłałem wnioski o pomoc w poszukiwaniach. Na pewno nie mógł trafić do niewoli sowieckiej, bo tamci wymieniali się jeńcami z Niemcami dopiero po 24 października, a jego wzięli 22 września — 10 października już był wpisany do rejestru jenieckiego w Cieszynie, stamtąd przetransportowany do Stolagu VIII A w Zgorzelcu.
Przytoczę losy obrońców twierdzy Brześć, tam bowiem trafiły dwie kompanie 2 Batalionu Pancernego z Żurawicy przed 10 września 39. W Twierdzy brzeskiej już 13 września ewakuowano rodziny wojskowych, po czym dowódca rozkazał opuszczenie fortów zewnętrznych i przeniesienie stanowisk obronnych do Cytadeli. Udokumentowane relacje ( opowieść J. Geresza) wskazują, że patrole oficersko — żołnierskie patrolowały bądź obsadzały okoliczne forty w obrębie Brześcia, w tym też musiał być obsadzony wysunięty o 850 m przed linię obrony Twierdzy Fort Graf Berg, którego fortyfikacje wzniesione po 1869 r. wydawały być się nie do sforsowania przy ciągłości ostrzału obronnego. Resztę stanowisk opuszczonych zaminowano, a w bramach Cytadeli ustawiono czołgi. Jak wcześniej pisałem w nocy z 16 na 17 września Sowieci otworzyli front wschodni i wtedy na rozkaz generała Plisowskiego, dowódcy Twierdzy Brześć, zarządzono opuszczenie Twierdzy. We wszystkich fortyfikacjach pośpiesznie zarządzono nocny odwrót. Ewakuacja tak licznych oddziałów wymagała sprawnej logistyki. Współcześnie wiemy skąd i jakie siły napierały na Twierdzę, oni wtedy nie wiedzieli. Historycy dotąd nie wiedzą, co tam wydarzyło się na pewno, bo relacje świadków są sprzeczne. Dowódcy dostawali rozkazy, które musieli wykonywać, żołnierze nie wiedzieli co dzieje się tuż obok. Słyszeli tylko ostrzał, widzieli jak Twierdza pada w gruzach bombardowana przez lotnictwo niemieckie. Wymaszerowali na kierunek Kodeń, lecz część oddziałów pomyliła drogę idąc na Terespol zajęty już przez Niemców. Tam zostali rozbici i zniszczeni, część trafiła do niemieckiej niewoli. Pozostałe oddziały na rozkaz Wodza Naczelnego wysłany z internowania oddały się w niewolę sowiecką, bez walki, bo strzelać do sowietów Wódz Naczelny nie kazał. Dużą część załogi, która nie zdążyła ewakuować się Niemcy wzięli w niewolę i przekazali do internowania sowietom już 22 września.
Historycy relacjonują, że odwrót miał ubezpieczać batalion marszowy 82 pp pod dowództwem kpt. Radziszewskiego. Źródła ( w tym Kurier Galicyjski nr 18/2017- Krzysztof Szymański) podają: „Według relacji świadka, batalion z twierdzy udał się do fortu „Sikorskiego” (inaczej Fort Graf Berga). Historycy podają tę relację jako wątpliwą i twierdzą, że batalion wycofał się do fortu V, gdzie stawiał zaciekły opór najpierw Niemcom, a potem także Rosjanom. Istnieje również relacja strony rosyjskiej, w której podaje się ścisłe współdziałanie wojsk rosyjskich i niemieckich przy zdobywaniu fortu, w którym bronili się Polacy odmawiając poddania się. Nocą z 26 na 27 września 1939 r. żołnierze, którzy ocaleli, wyrwali się z okrążonego fortu i przekraczając Bug dotarli do wsi Murawiec. Fakt ten ma być kolejnym dowodem na to, że oddział kpt. Wacław Radziszewskiego bronił się w „forcie V”. Kpt. Radziszewski, przebrany w cywilne ubranie, przedostał się do Brześcia i usiłował dotrzeć do swojej rodziny w Kobryniu. Tam jednak został zdradzony przez miejscowych i schwytany przez NKWD, trafił do sowieckiej niewoli i został zamordowany w Katyniu.” Te same źródła nie podają, że w Twierdzy pozostały inne oddziały, do których rozkaz ewakuacji nie dotarł lub te, które miały zabezpieczać odwrót obrońców Twierdzy. Według niepotwierdzonych relacji w forcie Graf Berga — tam rozkaz nie miał szans dotrzeć w tak pospiesznie zarządzonej ewakuacji nocnej, po 17 września pozostał oddział obsadzający ten fort. Widząc cofające się pospiesznie oddziały niemieckie — Niemcy twierdzę przekazali Rosjanom i wycofali się — byli pewni, że cofają się pod naporem obrony Cytadeli. Otworzyli ogień zdradzając swoje pozycje. To był błąd. Wytrwali pod ostrzałem niemieckim kilka dni, podobno do 22 września. Czy tam był oddział 2 Batalionu Pancernego nie sposób ustalić w sytuacji, gdy historycy kwestionują obronę tego fortu, a zdarzenia przypisują obrońcom Fortu V, który miał bronić się do 27 września, a jego dowódca opuścił twierdzę w cywilnym ubraniu tydzień wcześniej. Z zasłyszanej relacji uczestnika wojny obronnej wiadomo, że ostatniego dnia, gdy wystrzelili ostatni zapas amunicji, bez słów, bez pośpiechu przebrali się w mundury wyjściowe, wyszli w szyku jak na paradę. Z relacji wynikało, że był z nimi do końca oficer, nazwiska niestety opowiadający ten epizod nie chciał wymienić. Trzeba wiedzieć, że w tamtych czasach słowa były groźniejsze niż karabiny. W poprzedniej książce „Orzeł w pajęczynie” wysunąłem błędne wnioski, iż mógł to być mjr Karol Krzyżanowski, już po wydrukowaniu informacja ta została edytowana. Nawet ojciec do końca życia nie posługiwał się nazwiskami, również w rozmowach rodzinnych — za słowa traciło się życie własne lub znajomych. Teraz w wyniku mozolnego śledztwa wiem, że nie był to niestety mjr Karol Krzyżanowski, ten ewakuował się do Rumunii cztery dni wcześniej. Wyszli 22 września bez broni, nikt do nich nie strzelał. Hasior zrobił szklany pomnik „Tym co czwórkami szli do nieba”. Oni czwórkami szli do niemieckiej niewoli. Na pewno bunkrem, gdzie bronili się nie była Cytadela twierdzy brzeskiej. Niemcy przekażą Twierdzę Sowietom na defiladzie tego samego dnia, 22 września, ale wezmą też kilkuset obrońców do niewoli i od razu przekażą ich Rosjanom. Z relacji ojca wynika, że branym do niewoli żołnierzom Niemcy robili zdjęcia do kartotek jenieckich z kopią dla rodziny, którą mieli prawo wysłać z zawiadomieniem na jenieckim blankiecie. Ojciec, Władysław Michalczyk, przeżył wojnę, potem okupację, a dalej cały okres Polski Ludowej. Z dokumentów zdeponowanych w archiwach wiemy, że jako żołnierz przedwojennego Wojska Polskiego uczestniczył w wojnie obronnej do 22 września 1939 roku. Broń złożył w tym samym dniu po załamaniu obrony Lwowa. Wzięty do niewoli niemieckiej od 10 października 1939 był już o obozie przejściowym w Cieszynie, potem w dwóch stolagach, a po zwolnieniu ( ucieczce) od grudnia 1941 do grudnia 1944 w ruchu oporu Armii Krajowej. Po rozwiązaniu Armii Krajowej jeszcze przed zakończeniem wojny, od lutego 1945 ponownie wcielony do Wojska Polskiego. Dożył też początku Trzeciej Rzeczypospolitej, jeszcze fasadowej, spętanej agenturą i czerwoną pajęczyną. Przystępując do redagowania tego rozdziału postanowiłem rozwikłać chociaż jedną tajemnicę, historię jednego oficera kampanii wrześniowej. Gdyby zrobili to inni może mielibyśmy kompletniejszy obraz tamtej tragicznej wojny obronnej. Z książki „Według ojca, według córki” — Jerzy Krzyżanowski, Magda Krzyżanowska, dowiadujemy się, że mjr Karol Krzyżanowski, dowódca 4 Batalionu Pancernego w Brześciu, potem zastępca dowódcy Ośrodka Zapasowego przeżył obóz jeniecki, a po wojnie osiadł w Anglii. Tam w przeddzień wojny niemiecko — sowieckiej ewakuowała się żona majora z córkami. Według relacji zdobył w Anglii zapomogę i nowy zawód szewca. Po naturalnej śmierci został pochowany na warszawskich Powązkach. Odnalazłem jego mogiłę, początkowo nie wiedząc dlaczego, może tylko po to, by spojrzeć na losy dowódcy 2 Batalionu Pancernego, gdzie służył ojciec. Z napisu wynika, że zmarł 31 grudnia 1970 roku, ma kwaterę B18, rząd 7, grób 3. Źródła internetowe podają, że mjr Karol Krzyżanowski został internowany w Rumunii, nie precyzują kiedy tam dotarł. Z relacji świadka Karla Maramorosch należy wnioskować, że był to 17 lub 18 wrzesień 1939 r. Historia oficjalna tej karty historii nie odkryła dotąd należycie, została wydarta, jak wydarte zostały karty innych uczestników wojny obronnej w randze dowódców batalionów. Większość oficerów ewakuujących się do Rumunii wojnę przeżyło, tak jak mjr Karol Krzyżanowski, lecz tak jak on do końca życia nie pogodzą się z własną historią, nie będą wspominać swoich losów nawet w rodzinie. Po 79 latach zapytana o dokumenty wojskowe lub jenieckie majora wnuczka jego brata, autorka opisująca historię rodziny, odpisze — „ależ nigdy ich nie mieliśmy… Mamy grypsy Dziadka z więzienia i jego listy; to wszystko”. Za pośrednictwem wyszukiwarki uzyskałem kontakt na opis wspomnień Karla Maramorosch. Fragment książki pokazuje wyszukiwarka pod hasłem Karl Maramorosch mjr Karol Krzyżanowski.
— Karl Maramorosch (ur. 16 stycznia 1915 w Wiedniu, zm. 9 maja 2016 w Warszawie) — amerykański wirusolog, entomolog i fitopatolog. (Wikipedia).
Przekład na j. polski Piotr W. — dws.org.pl ( forum -mir Karol Krzyżanowski).
17 września sowiecka armia wkroczyła od wschodu. Nasze gospodarstwo znajdowało się 14 mil od rumuńskiej granicy i mniej niż 200 mil od sowieckiej. Moja żona i Ja zdecydowaliśmy się na ucieczkę przez najbliższą granice do Rumunii. Najbliższa droga została zajęta przez sowieckie czołgi, przemieściliśmy się do miasteczka Kuty nad rzeką Czeremosz chcąc przekroczyć most łączący Polskę i Rumunię. Jednak Polacy nie zezwalali cywilom przekroczyć mostu, z wyjątkiem umundurowanych oddziałów wojska. Ponownie mieliśmy szczęście. Polski major Karol Krzyżanowski zatrzymał swój samochód i zapytał moją ładną żonę o drogę do mostu. Zaoferowaliśmy pomoc i zapytaliśmy czy możemy zabrać się jego samochodem, prowadzonym przez sierżanta. Major Krzyżanowski zgodził się i tuż przed mostem wydał rozkaz sierżantowi by wyjął jego płaszcz z bagażnika. Następnie założyłem płaszcz, a major zdjął czapkę i założył na moją głowę. Teraz wyglądałem jak młody polski major — miałem 24 lata. Na moście polski oficer zasalutował, zajrzał uważnie do samochodu stwierdzając „dwóch majorów jeden sierżant”. Następnie zapytał: „A kim jest ona?” Major Krzyżanowski odpowiedział „To moja żona”. Chwilę później byliśmy po Rumuńskiej stronie w miasteczku Wisznica.
W lutym 1941 Rumuni przekazali Niemcom 5 tys. żołnierzy i 800 oficerów. Major skończył wojnę w internowaniu rumuńskim, potem w oflagu niemieckim. Oflag VIE Dorsten, nr jeńca 225. Przytoczony opis losów wojennych wybranych uczestników nie jest dokumentowaniem historii, a próbą zrozumienia strategii obronnej tamtej wojny. Po jakie licho było kupować przedwojennemu Wojsku Polskiemu czołgi, karabiny, skoro w strategii dowództwo zaplanowało ewakuację, a w domyśle ucieczkę. Gdyby teraz wojskowi mieli w planie podobną strategię nie warto łożyć na uzbrojenie, które i tak nie dorównuje uzbrojeniu potencjalnych wrogów. Tylko deklarowane sojusze i obiecywana dzielność nas broni. Kończąc ten rozdział jestem zadowolony z faktu, że opisując tę smutną historię wyjaśniłem ważną kwestię ewakuacji majora Karola Krzyżanowskiego. Nawet jego rodzina nie wiedziała którędy trafił do oflagu niemieckiego. Nie obronił Polski, taka była strategia Naczelnego Wodza, rządu i prezydenta, którzy pierwsi ewakuowali się z kraju, ale uratował Karla Maramorosch wraz z jego żoną, a ten da świadectwo bohaterstwa majora. To szlachetny epizod tej ewakuacji. Opisana historia i zmagania patriotycznego odłamu narodu polskiego nie znajduje jeszcze powszechnej aprobaty elit. Poprawność polityczna i historyczna psuje historię Niepodległej na lata i dekady. „Nim wstanie świt — Dzieci urodzą się nowe nam i spójrz: będą śmiać się, że my, znów wspominamy ten podły czas” — to tekst piosenki. Dzieci urodziły się po wojnie, a po nich urodziły się wnuki. Kolejne już pokolenie zmaga się beznadziejnie z prawdą historyczną. Dzieci faktycznie śmiały się z bohaterstwa ojców, zacierały ślady, poprawność to im nakazywała. Minęła niepoprawna Rzeczpospolita Ludowa, przyszła razem z nowymi pokoleniami Trzecia i Czwarta, tak sobie numerują politycy, a poprawność nadal obowiązuje. Uważam, że mam prawo i obowiązek upomnieć się o pamięć i godność prawdziwych bohaterów wojny obronnej, tym, którzy nie porzucili karabinów w popłochu, nie ewakuowali się w ucieczce przed wrogiem. Godność należy się też tym, którzy po ewakuacji utworzyli fronty poza granicami okupowanego kraju, by kontynuować walkę. Strategia wypchnęła ich z kraju w chwili zagrożenia, ale ucieczkę zrehabilitowali uczestnictwem w wojnie już światowej. Jak wiemy nie wszystkim to się udało. Postawa wielu środowisk, w tym najwyższych władz Rzeczpospolitej sugeruje, że gruntowna i rzetelna nauka historii powinna stać się konstytucyjnym obowiązkiem narodu w czasie pokoju, tak jak obowiązkiem jest obrona granic w czasie wojny.