O książce
Dla dorosłych.
Solińska przegroda wodna w czasie oddania do użytku była największą w Europie zaporą wodną z hydroelektrownią.
Autor był jednym z budowniczych i miał dostęp do nieznanych innym szczegółów robót. Uznał, że warto ocalić je od zapomnienia i przekazać te wiadomości innym.
Z dużą dawką humoru, przedstawione jest życie w tamtejszych realiach. Autor przedstawia wiele specyficznych postaci pracujących tam ludzi, a wstawki w
tekście z wierszami informacyjnymi — urozmaicają czytanie.
Miejska Biblioteka Publiczna w Ustrzykach Dolnych.
Na budowie zawód wyuczony nie był najważniejszy...
Do wydanej w ostatnim okresie czasu książki o Solinie wpisuje się kolejna „Jak budowaliśmy Solinę”, autorstwa Kazimierza Zarzyki, byłego pracownika przy budowie tamtejszej zapory wodnej. Autor pracował na jej budowie przez 2 lata - od maja 1965 r. do września 1967 r. pośrednictwem swojego brata Władysława, który już pracował na budowie zapory w Solinie, znalazł tam pracę jako wiertniczy.
Jego praca przypadła na czas, kiedy zapora powstawała od fundamentów prawie do zwieńczenia. To tam (w galerii inekcyjnej - zastrzykowej) wraz z innymi wykonywał otwory i cementacje ekranowe.
Kazimierz Zarzyka opisał realia zarówno z życia budowy zapory, jak i życia społecznego (m.in. warunki mieszkaniowe, wyżywienie, życie towarzyskie), oddając tym samym atmosferę tamtych lat., „atmosferę wielkiej budowy w spartańskich warunkach, ale i pięknym bieszczadzkim środowisku”. Ale tą atmosferę tworzyli przede wszystkim ludzie, których sylwetki pojawiają się na kartach książki. „Poznacie ludzi topornych, twardych, prostych i silnych - lecz z <<sercem na dłoni>>. Ludzi bezpośrednich, uczynnych, nie pruderyjnych, prawdomównych i przyjacielskich - choć bezwzględnych, kiedy trzeba i gdzie trzeba” - napisał autor książki.
Na budowę do Soliny przyjeżdżali wtedy różni ludzie, z różnymi życiorysami, wykształceni i bez kwalifikacji. To nie było ważne, bo liczyły się ręce do pracy. Mogli się zatrudnić bez wymaganych dokumentów, bo nikt od nich tego nie żądał. Zawód wyuczony nie był najważniejszy, co nie oznacza, że nie był bez znaczenia. Jak pisze K. Zarzyka „każdy tym bardziej był ceniony - im bardziej był potrzebny”. Tak jak np. kierowca z byłego ZSRR, któremu przydzielono największą wywrotkę, bo taki, największy samochód sobie zażyczył. Po wypadku z jego winy (nie ustąpił pierwszeństwa przejazdu) okazało się, że nie zna znaków drogowych, bo tam nie było to potrzebne. „To jak ty jeździłeś po waszych drogach? - został zapytany. - „Po jakich drogach? U nas gdzie popatrzysz tam droga” - oznajmił zdziwiony przybysz ze Związku Radzieckiego.
Pomimo, że przekrój osobowościowy ludzi zatrudnionych przy hydrobudowie był różny, nie przeszkadzało to jednak we wzajemnej asymilacji, „przyjaźniach bez słów”, koleżeństwie, bez „zawiści i złości”. Pewnie, że dochodziło do jakiś większych czy mniejszych „spięć”, ale one nie burzyły zbudowanej atmosfery życzliwości. Tej integracji środowiskowej zapewne sprzyjały wspólne imprezy (także wypadowe), często z „udziałem” nieodzownego w takich sytuacjach alkoholu, o czym można się dowiedzieć w trakcie czytania wspomnianej książki.
Nie brakuje w niej humoru, dowcipów, nieraz - moim zdaniem - za bardzo dosadnych w swej wymowie, i wulgaryzmów, które - jak to określił sam autor - są konieczne w autentycznych wypowiedziach. Zastosowany dwuwiersz może nieco zakłócić rytm odbioru przekazywanej treści, choć tworzy całość z tekstem i może się podobać.
Walor dokumentacyjny książki stanowią - według zapewnień autora - archiwalne, niepublikowane wcześniej zdjęcia z placu budowy elektrowni wodnej w Solinie, udostępnione przez PGE Energia Odnawialna S.A. - Oddział ZEW Solina-Myczkowce.
WD
Kazimierz Zarzyka, Jak budowaliśmy Solinę.