E-book
8.6
drukowana A5
35.61
Huśtawki

Bezpłatny fragment - Huśtawki


5
Objętość:
139 str.
ISBN:
978-83-8245-842-8
E-book
za 8.6
drukowana A5
za 35.61

Chciałbym serdecznie podziękować Agnieszce Dyszak, za złożenie tego bałaganu w całość. Bez niej ten tomik nie ujrzałby światła dziennego.


charlie k. pill

Huśtawki charliego k. pilla, to taka owieczka, która staje się wilkiem na marginesie dictum acerbum. To krewkość w pisaniu i w przelewaniu na tabula rasa myśli, które wysychają za szybko w ostrzu stalówki, i które odlatują na skrzydłach długich jak bezsenna noc. Czy właśnie to czyni Autora niniejszego tomiku kimś tak nieprzeciętnym, enigmatycznym, a zarazem ludzkim? A może to, że pod twardą skorupą skrywa wrażliwe serce? Trudno powiedzieć, gdzie jest sekret zakopany, ale jedno jest pewne, każdy wers zapisany jego ręką niesie przesłanie i sprawia, że zaczynamy pojmować kim tak naprawdę jesteśmy: /my jesteśmy krzyżem/spróchniałym na grobie/my jesteśmy zwierzę/znane jako człowiek/.

charlie to taki pozytywnie zakręcony wariat, który ma odwagę być sobą i nie boi się otwarcie pisać o uczuciach: /tak bardzo brak dotyku czyichś ciepłych słów/te plaże połamanych serc bez końca/. Jest prawdziwy, aż do szpiku kości, a nawet głębiej. Nie stroni też od szorstkości życia, bo wie, że: /elektrowstrząsy/dotyk wieczności/wiatru muśnięcie/pocisk ciemności/ to tylko skorodowana chwila, czasami neofobia przed jutrem, które może nie nadejść.

Czytając wiersze Autora Huśtawek, aż krew się ścina w żyłach, oczy lśnią efemerydą fraz, a ciało dostaje konwulsji pod wpływem dosadności prostoty słowa, jakim charlie operuje.

Jego strona autorska wierszyki dla nikogo jeszcze bardziej obnaża jego duszę. Ukazuje jak sprawnie posługuje się literami, układając je w mozaikę poezji: /dalej gdzie kreski horyzont/ktoś od linijki odmierzył/myśli zostają/nie idą/.

Autor nie musi przemycać górnolotnych alegorii w bogactwie środków stylistycznych, aby napisać kawał cholernie dobrej poezji. Przeciwnie, z lekkością pióra i z przytupem zabiera Czytelnika w nowy etap dziejów literatury świata, w epokę charliego, przy którym Gutenberg ze swoją Biblią, to tak, jak chihuahua przy dogu niemieckim.


© Kasia Dominik


…buntowniczo, dekadencko, katastroficznie; Młoda Polska w nowoczesnej aranżacji...jest klimat…


Robert Jezierski


„Huśtawki” to zbiór wierszy refleksyjno-egzystencjalnych, bardzo wyrazistych, zawierających antynomie. Odnajdujemy tu bogactwo przemyśleń oraz wrażliwość moralną. Utwory wyróżniają się niezwykłą dynamiką. Podczas lektury dajemy się porwać różnym emocjom, które wypychają nas pod chmury, by za chwilę ściągnąć na ziemię. Podmiot liryczny umiejętnie wprowadza czytelnika w swój świat, gdzie obserwujemy niepokój i bezsilność człowieka. Widzimy „ssaka średniej wielkości” niepogodzonego z absurdami i okrucieństwem współczesnego świata.


Dorota Wojtkowska


„Huśtawki” to swoista diagnoza globalnego społeczeństwa, to spowiedź świata przed światem ze wszystkiego co udało się spieprzyć ale i naprawić. Tak więc podmiot liryczny patrząc w niebo odwraca się tyłem do ziemi a za chwilę jest dokładnie odwrotnie… Czyżbyśmy siedzieli na huśtawce? Z całą pewnością autorowi udało się w wielu ciekawych metaforach zmieścić niemalże całość ludzkiej niedyspozycji w zawiadywaniu światem. Na tę huśtawkę chce się wracać niejednokrotnie by w pięknych okolicznościach poezji zrozumieć siebie. Ja będę wracał.


Grzegorz Szafoni

DLA TYCH, KTÓRZY ZOSTALI.


charlie k. pill


Urodzony 7 czerwca 1973 roku w Krakowie. Studiował historię sztuki na UAM w Poznaniu, prawo na UJ w Krakowie i marketing w WSB-NLU w Nowym Sączu.

Prowadził audycję autorską „Trzy godziny czystej słoniny” w UNI Radio Poznań.

W latach 2010—2011 pełnił funkcję zastępcy redaktora naczelnego miesięcznika „Ekspres polski”.

Jego wiersze znalazły się w kilku antologiach, w tym we włosko-polskiej antologii „Ponte poetico” i almanachu poetów emigracyjnych „Tu i tam”.

Publikuje dla kilkudziesięciu poetyckich grup internetowych.

Jego utwory pojawiały się również w miesięczniku „Bezkres” i audycji „Pióro Feniksa” Radia Guardian.

Jest twórcą grupy internetowej „Poetycka Kawiarenka Charliego”.

Wraz z żoną i dwójką synów, od dwudziestu lat mieszka

w Hiszpanii, w miasteczku Campos na Majorce.


Jak w bajce

wiem że ja już przez to

nie będę przechodził

więcej szans nie będzie

może nawet lepiej

to co czas wyrzeźbił

stoi tu przed wami

jak obraz w sothebys

kilo mąki w sklepie


karykaturalny puzzel z obcej paczki

mdłości wylęgarnia jak żywa huśtawka

taki hyde i jeckyll

święty szymon słupnik

trochę jak karaluch

trochę jak franz kafka


biały szum ekranu

w oczach niema pustka

błąd doktora moreau

w popielniczce fajka

mózgu galaretka

jak quilt skrawków życia

zardzewiała puszka

bardzo smutna bajka


jakoś tak na opak

czytam te sygnały

biegnę w prawo

z lewej widzę dziwną minę

słowa słowa słowa

całe ich bukiety

jakie to jest proste

drzewo dom i synek


carpe diem ergo

sum memento mori

z pewnym niepokojem spoglądam za siebie

w lustrze rewers życia

ten zdradził ten zdradzi

dziewięć jeden divoc

covid jeden dziewięć


jeden bóg dwie wieże

trzy święte kolory

cztery strony świata

pięć palców trzy szóstki

siedmiu samurajów

osiem błogosławieństw

ale małp dwanaście

we did it

i pustki


kiedy byłem mały

to inny był duży

teraz jest odwrotnie

a może tak samo

mała jest empatia

średnie przedsiębiorstwo

tylko dużo pytań budzi cię co rano


kółka różańcowe

kwadratowe głowy

trójkąty bermudzkie

prostokąty bloków

geometria smutku

algebra przetrwania

ekg sumienia

linia prosta


spokój

Kap kap

coś było

co

nie wiem

wciąż rośnie stos kartek

nieważne że zmienia się kredka

próbuję rysować

lecz widzę wciąż czerń

kap kap

i leci tabletka


pozornie wciąż jestem

to tak prosty ruch

zatkany zlew mózgu odetkać

substytut placebo

kołysze się sznur

kap kap

i leci tabletka


dwadzieścia pięć kropli

rozpuszcza mnie wciąż

do czasu aż zostanie metka

raz proszek raz płyn

raz błysk nagła myśl

kap kap

i leci tabletka


decyzja to błąd

czy wspak ależ skąd

komedia stand up operetka

nie każde lekarstwo

ma kolor i kształt

kap kap

i leci tabletka

Zaimkoza

to było miliard lat temu

a ciągle się zdaje że wczoraj

gdy ten z pluszowym podwoziem

na zawsze usnął na torach


ta co nie miała nic oprócz

pyłek na wietrze w tym świecie

wróciła z siatką zakupów

zamarzła przy stole w lecie


tamten co ciągle się miota

gdzieś w strefie ciszy schowany

ze szmatką chodzi po twierdzy

podstawa to czyste mieć ściany


ktoś zniknął inny pojawił

ów zdradził zgodnie z zawodem

ten znowu całkiem miał w dupie

że tamten miał wylew w środę


kupię sprzedam zamienię

w pył się rozsypię i zgasnę

nawet nie zdążę zrozumieć

jakie to wszystko jest jasne


pomówień karnawał wyrok

dura lex sed lex więc przykro

kolejny zakręt na drodze

obracasz głowę ktoś zniknął


anno domini jak zawsze

tysiąc lat temu za tysiąc

ja znałem wszystkich tych ludzi

znałem ich mógłbym ci przysiąc

Walc

dwa kroki w tył

jeden naprzód


jak w kole pęknięta szprycha

drzazga pod życia paznokciem

och

lubię patrzeć jak zdychasz


dwa kroki w tył

jeden naprzód


to moja jabłka połówka

znów menu dnia

deser gratis

ziemniaki

miłość

surówka


dwa kroki w tył

jeden naprzód


pod świata płonącym dachem

ubiłem interes życia

kupiłem wiedzę ze strachem


dwa kroki w tył

jeden naprzód


znów parzą dwa palce dłoni

jak my

zawsze razem złączone

i przyłożone do skroni


dwa kroki w tył

jeden naprzód


czekamy w milczeniu na to

aż anioł stróż powyciera

krew z ziemi cuchnącą szmatą


dwa kroki w tył

jeden naprzód


w zbyt ciasnej celi drga grdyka

widelcem skrobię po ścianach

imię mej lubej

panika


dwa kroki w tył

jeden naprzód


ranią jak pociski słowa

leżę i ciężko oddycham

bo nie ma dokąd się schować


dwa kroki w tył

jeden naprzód


mój ci on jest

ona moja

wrzask niemych ust mogę dostrzec

przez mętne szkło mego słoja

Huśtawki

my jesteśmy słowem

chaosem początku

my jesteśmy błędem

w świątyni porządku


my jesteśmy znakiem

wodnym na banknocie

my jesteśmy śladem

odciśniętym w błocie


my jesteśmy triumf

porażka i klęska

my jesteśmy biały

kaftan bezpieczeństwa


my jesteśmy czarnym

do piekła kobiercem

my jesteśmy pulsem

gdy umiera serce


my jesteśmy ziarnem

które z ziemi krzyczy

my jesteśmy kulą

tkwiącą w potylicy


my jesteśmy hasłem

na brudnym sztandarze

my jesteśmy końcem

i początkiem marzeń


my jesteśmy w głowę

strzałem ostrzegawczwym

my jesteśmy okiem

które z nieba patrzy


my jesteśmy karmą

i zieloną milą

my jesteśmy wieczność

co się zdaje chwilą


my jesteśmy pleśnią

obrośniętą ścianą

my jesteśmy atak

paniki co rano


my jesteśmy stertą

cyfrowego bluzgu

my jesteśmy zawał

wylew krwi do mózgu


my jesteśmy krzyżem

spróchniałym na grobie

my jesteśmy zwierzę

znane jako człowiek


my jesteśmy wirus

tabletka nasenna

my jesteśmy cieniem

gdy nadchodzi pełnia


my jesteśmy boga

zepsute zabawki

my jesteśmy smutek

jak puste huśtawki


my jesteśmy koktajl

nienawiść z pogardą

my jesteśmy koniec

promujące radio


my jesteśmy bezmiar

bezdennej głupoty

my jesteśmy śmiercią

przez oddech i dotyk


my jesteśmy fast food

zestaw xl ego

my jesteśmy iskrą

kiedy płonie niebo


my jesteśmy stryczek

i prąd w krześle łaski

my jesteśmy kodu

kreskowego paski


my jesteśmy brudy

spłukiwane deszczem

my jesteśmy ciemność


kim ty kurwa jesteś

Sennik

czas dziś się zderzył czołowo

na skrzyżowaniu z rozumem

stałem

gapiłem się tępo

z gapiącym się tępo tłumem


i w szwach rozeszli się wszyscy

na sygnał wycia syreny

ambulans z suką zasnęli

a rannych pożarły hieny


punkt odniesienia gdzieś zniknął

więc wokół zrobił się chaos

ktoś puścił latawiec plotki

i zniknął głupka udając


na masztach czarne bandery

przechodzą ciche pogrzeby

ponoć ma wojna wybuchnąć

lecz informacji brak kiedy


dresiarz mnie spytał

masz problem

to pełni empatii ludzie

zegarek wskazywał wiosnę

a wyglądało na grudzień


ser z nudów zacząłem kroić

wyglądał na przerażony

kruszyny chleba wlepiały

wzrok w zaciągnięte zasłony


milczałem

choć ktoś mnie pytał

czy śmietnik jest ze śmietany

nie umiem już trzeźwo myśleć

nie będąc w trupa zalanym


psa pogłaskałem po głowie

z pociętych palców krew spływa

napis na murze wył bólem

chciałbym byś była szczęśliwa


spojrzałem na gościa z teczką

był czarny od białych wierszy

drażnią mnie duże litery

a chodnik mógłby być szerszy


wciąż czuję

i to mnie dziwi

przetrwać

nie myśleć co dalej

wiem że jest zakaz palenia

więc na złość siądę

zapalę


policjant skrzydła rozłożył

lecz nie mógł wzbić się w powietrze

na pewno jesteśmy chorzy

coś o tym mówili w metrze


staruszek w kożuchu z mleka

z wyginającą się łyżką

podszedł

ze strachem zapytał

to sen jest

czy rzeczywistość

Pytajnik

wybacz że znowu pytam

masz tyle spraw wciaż na głowie

może mnie jeszcze pamiętasz

ssak

średniej wielkości

człowiek


homo

w teorii sapiens

praktykę zostawmy z boku

to kilka pytań

przysięgam

a potem znów dam ci spokój


dokąd prowadzi ta droga

wciąż się odnaleźć nie umiem

może prowadzi donikąd

nie odpowiadaj

rozumiem


milczysz

gdy się uśmiechasz

świat nabiera koloru

koloru krwi

za to lubię

bogów z poczuciem humoru


nie chcesz

więc dobrze

nic nie mów

może po prostu nie możesz

być może wszechmoc nie starcza

lecz ciągle modlę się boże


ja nie mam do ciebie żalu

bo przecież o co mieć mogę

droga na skróty jest mitem

ważne to w ogóle mieć drogę


ale wciąż pytać cię będę

próbując kupić myśl złotą

wszak tyś skończoną mądrością

a ja skończonym idiotą

Guzik

papieros zamókł choć chronię go w dłoni

wciąż nieruchomo stoję widząc miasto

ze szczytu góry dobrze widać łuny

nie mogą zasnąć


byłaś zniknęłaś ułamek sekundy

tak jak miliony zwykłych szarych ludzi

kogo obchodzi kto pierwszy po co

nacisnął guzik


niebo ma kolor twoich ciemnych oczu

spadają z hukiem jak pociski krople

i nic już więcej nie ma do dodania

po prostu moknę


czas się zatrzymał wyruszyły armie

tym co nie płaczą znaleźć jakiś powód

patrzę i milczę bo i co powiedzieć

sam jestem znowu


spłoszonych ptaków ciągną ciemne chmury

małe wysepki przerażonych ludzi

jest w tym ironia że świat zamiast zasnąć

zaczął się budzić

Chodź

za plecami mam pożar

przed oczami mam ciemność

mury po obu stronach

a więc proszę chodź ze mną


zanim powiesz posłuchaj

zanim umrzesz wyjdź z cienia

to co sądzą o tobie

nie ma wcale znaczenia


ściśnij moją dłoń mocno

zanim nadzieja zgaśnie

może od serc w ciemności

zrobi się trochę jaśniej


rękę w mroku wyciągnij

cudu bez lęku dotknij

ten co w nic już nie wierzy

jest straszliwie samotny


wiara miłość nadzieja

mogą zbudzić nas rano

wolność równość braterstwo

leżą w trumnach w bergamo


nie rozpuszczaj rozumu

w magmie co płynie z plazmy

ta planeta od dziecka

jest oddziałem zakaźnym


idź i nie gub po drodze

serca mózgu i marzeń

wersja demo jest lepsza

niż co bóg trendu każe


krojąc ciasto powietrza

zdobądź się na gest bratni

nie wiesz który z posiłków

będzie twoim ostatnim


wiem że trudno być dobrym

że w ogóle być trudno

pasożyty pęcznieją

wszyscy święci wciąż chudną


nie wstyd mi w tych ciemnościach

robić znak krzyża gestem

tak zabawnym dla elit

bo ich nie ma ty jesteś


gdy pójdę przez środek piekła

trzymając ciebie za rękę

strach mi nie zetrze uśmiechu

nigdy przed złem nie uklęknę

Kleszcze

mleko krew

sępów śpiew

modlitwa w ogrójcu

wierzyć chcesz

ale wiesz

papież samobójców


z ognia świat

kain brat

jest ogólnie dobrze

mrok zjadł świt

raju mit

miłosierdzia pogrzeb


siódmy krąg

lasy rąk

robi się za ciasno

kaszlą sny

zegar śpi

wkrótce światła zgasną


zebry krat

szach i mat

obcych wojsk kordony

pieczęć znak

pulsu brak

będziesz potępiony


stopy ślad

nowy ład

wymowne milczenie

ślepy los

gniazdo os

wojna na kamienie


mózgu dreszcz

ciszy kleszcz

śmiertelna choroba

napalm gaz

grasz czy pas

dusze leżą w grobach


chip i pin

pola min

artificial power

ukryj twarz

serce masz

ale jest za małe


uczuć chłód

wieczny lód

dancing z wieprzobiciem

uciec chcesz

ale wiesz

awaria w kokpicie


wirus lek

ludzki ściek

pęka na pół ziemia

prawdy ból

wśród stu ról

nas naprawdę nie ma


hera słów

z morza głów

wciąż za wiele baśni

połóż się

byle gdzie

i po prostu zaśnij

Gorszy

w wielkiej świata popielniczce

przygaszeni dłonią obcą

filtrem oka spoglądamy

na tych co się jeszcze kopcą


wyciągnięci z paczki zmiętej

większość z nas o jednym marzy

tak zaciągnąć się miłością

żeby palce sobie sparzyć


usiąść w cichej kawiarence

odpiąć przemoczone skrzydła

i zachwycić się napisem

obce jest nam słowo fibra


wiersz naskrobać na serwetce

z przyjacielem się przywitać

skonstatować ze zdziwieniem

że umiemy jeszcze czytać


bóg zalewa wrzątkiem fusy

wiatr garbarka gwiżdże w szparach

i zdziwienie brak laptopa

to nagroda a nie kara


spojrzeć w oczy swej kobiecie

i ułożyć sobie w głowie

prostą prawdę że jej uśmiech

jest jak wybuch supernowej


otulona płaszczem dymu

miłość w szybie się odbije

wciąż nie będziesz mógł zrozumieć

jak bez prądu dusza żyje


są na świecie jeszcze cuda

które się nie mieszczą w głowie

coś droższego od plastiku

złotej karty kredytowej


ciepło dłoni na policzku

kiełkujące z serca ziarna

tylko jeden człowiek obok

a wrażenie masz że armia


więc zostanę jaki jestem

pijąc czarną kawę w barze

patrząc na twój ciepły uśmiech

to jest wszystko o czym marzę


będę czytał pisał wiersze

palił szlugi będę gorszy

nawet nie chce mi się zerknąć

jak się dławisz w bagnie forsy

Minus

kareta z asów

karetka zawał

ten dziś odbiera

co wcześniej dawał


balans błędnika

znów start od zera

chrystus się rodzi

a ja umieram


biegną na oślep

zmęczeni ludzie

i znowu styczeń

i znowu grudzień


czekam śpię wstaję

mijam i liczę

dziś tłusty czwartek

i lista życzeń


dawno przestałem

temat ogarniać

jak pośród plew

mam odnaleźć ziarna


wolność nienawiść

braterstwo pustka

równość i nicość

stłuczone lustra


siedem lat nieszczęść

a później siedem

lat nieszczęść znowu

gdzie koniec nie wiem


ci którzy byli

ale ich nie ma

i ci co będąc nie są

dylemat


kawa papieros

papieros kawa

sześć stóp łopata

krzyż amen brawa


dotknąć się życia

jakoś się brzydzę

znów popielcowa środa

i tydzień


ja idę dalej

paląc wciąż mosty

minus plus minus

rachunek prosty


święty mikołaj

przyjdzie w tym roku

przykręci tłumik

strzał w głowę


spokój

Wahania

małe demony

na wszystkie strony

pouciekały

już ich nie złapiesz

popiół na wietrze

gdy stoję w metrze

trudno uwierzyć

co przyjmie papier


jem chleb ze smalcem

wskazuję palcem

ten ten i tamten

pójdą do nieba

zupełnie gratis

na co się gapisz

skieruj pretensje

tam dokąd trzeba


mózgu mielenie

jest dzisiaj w cenie

twarz siną widzisz

w lustrze ekranu

nie stój jak durny

napełniaj urny

i grzecznie proszę

ukłoń się panu


krachy na giełdzie

to wkrótce przejdzie

to wkrótce przejdzie jak życie

obok

bądź jak nóż ostry

ślij w kosmos posty

jak john b riddick

pozostań sobą


masz olej w głowie

jak każdy człowiek

oprócz oleju

masz mózg też pewnie

sprawdź z ciekawości

datę ważności

kornik nie zawsze

buszuje w drewnie


bóg patrzy z góry

wzrokiem ponurym

nie zapowiada

się przyszłość dobrze

może masz farta

ostatnia warta

największy w dziejach

planety pogrzeb


złudzeń balony

i tajne schrony

dla elit z dykty

dramat i farsa

ciesz się z drobnostki

pikseli kostki

zdjęcie robocik

przesłał ci z marsa


sushi i yoga

zastąpią boga

by zabić nudę

oczekiwania

start carpe diem

daj sobie w szyję

może zagłuszysz

wszelkie wahania

Osiem plus

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 8.6
drukowana A5
za 35.61