Chciałbym serdecznie podziękować Agnieszce Dyszak, za złożenie tego bałaganu w całość. Bez niej ten tomik nie ujrzałby światła dziennego.
charlie k. pill
Huśtawki charliego k. pilla, to taka owieczka, która staje się wilkiem na marginesie dictum acerbum. To krewkość w pisaniu i w przelewaniu na tabula rasa myśli, które wysychają za szybko w ostrzu stalówki, i które odlatują na skrzydłach długich jak bezsenna noc. Czy właśnie to czyni Autora niniejszego tomiku kimś tak nieprzeciętnym, enigmatycznym, a zarazem ludzkim? A może to, że pod twardą skorupą skrywa wrażliwe serce? Trudno powiedzieć, gdzie jest sekret zakopany, ale jedno jest pewne, każdy wers zapisany jego ręką niesie przesłanie i sprawia, że zaczynamy pojmować kim tak naprawdę jesteśmy: /my jesteśmy krzyżem/spróchniałym na grobie/my jesteśmy zwierzę/znane jako człowiek/.
charlie to taki pozytywnie zakręcony wariat, który ma odwagę być sobą i nie boi się otwarcie pisać o uczuciach: /tak bardzo brak dotyku czyichś ciepłych słów/te plaże połamanych serc bez końca/. Jest prawdziwy, aż do szpiku kości, a nawet głębiej. Nie stroni też od szorstkości życia, bo wie, że: /elektrowstrząsy/dotyk wieczności/wiatru muśnięcie/pocisk ciemności/ to tylko skorodowana chwila, czasami neofobia przed jutrem, które może nie nadejść.
Czytając wiersze Autora Huśtawek, aż krew się ścina w żyłach, oczy lśnią efemerydą fraz, a ciało dostaje konwulsji pod wpływem dosadności prostoty słowa, jakim charlie operuje.
Jego strona autorska wierszyki dla nikogo jeszcze bardziej obnaża jego duszę. Ukazuje jak sprawnie posługuje się literami, układając je w mozaikę poezji: /dalej gdzie kreski horyzont/ktoś od linijki odmierzył/myśli zostają/nie idą/.
Autor nie musi przemycać górnolotnych alegorii w bogactwie środków stylistycznych, aby napisać kawał cholernie dobrej poezji. Przeciwnie, z lekkością pióra i z przytupem zabiera Czytelnika w nowy etap dziejów literatury świata, w epokę charliego, przy którym Gutenberg ze swoją Biblią, to tak, jak chihuahua przy dogu niemieckim.
© Kasia Dominik
…buntowniczo, dekadencko, katastroficznie; Młoda Polska w nowoczesnej aranżacji...jest klimat…
Robert Jezierski
„Huśtawki” to zbiór wierszy refleksyjno-egzystencjalnych, bardzo wyrazistych, zawierających antynomie. Odnajdujemy tu bogactwo przemyśleń oraz wrażliwość moralną. Utwory wyróżniają się niezwykłą dynamiką. Podczas lektury dajemy się porwać różnym emocjom, które wypychają nas pod chmury, by za chwilę ściągnąć na ziemię. Podmiot liryczny umiejętnie wprowadza czytelnika w swój świat, gdzie obserwujemy niepokój i bezsilność człowieka. Widzimy „ssaka średniej wielkości” niepogodzonego z absurdami i okrucieństwem współczesnego świata.
Dorota Wojtkowska
„Huśtawki” to swoista diagnoza globalnego społeczeństwa, to spowiedź świata przed światem ze wszystkiego co udało się spieprzyć ale i naprawić. Tak więc podmiot liryczny patrząc w niebo odwraca się tyłem do ziemi a za chwilę jest dokładnie odwrotnie… Czyżbyśmy siedzieli na huśtawce? Z całą pewnością autorowi udało się w wielu ciekawych metaforach zmieścić niemalże całość ludzkiej niedyspozycji w zawiadywaniu światem. Na tę huśtawkę chce się wracać niejednokrotnie by w pięknych okolicznościach poezji zrozumieć siebie. Ja będę wracał.
Grzegorz Szafoni
charlie k. pill
Urodzony 7 czerwca 1973 roku w Krakowie. Studiował historię sztuki na UAM w Poznaniu, prawo na UJ w Krakowie i marketing w WSB-NLU w Nowym Sączu.
Prowadził audycję autorską „Trzy godziny czystej słoniny” w UNI Radio Poznań.
W latach 2010—2011 pełnił funkcję zastępcy redaktora naczelnego miesięcznika „Ekspres polski”.
Jego wiersze znalazły się w kilku antologiach, w tym we włosko-polskiej antologii „Ponte poetico” i almanachu poetów emigracyjnych „Tu i tam”.
Publikuje dla kilkudziesięciu poetyckich grup internetowych.
Jego utwory pojawiały się również w miesięczniku „Bezkres” i audycji „Pióro Feniksa” Radia Guardian.
Jest twórcą grupy internetowej „Poetycka Kawiarenka Charliego”.
Wraz z żoną i dwójką synów, od dwudziestu lat mieszka
w Hiszpanii, w miasteczku Campos na Majorce.
Jak w bajce
wiem że ja już przez to
nie będę przechodził
więcej szans nie będzie
może nawet lepiej
to co czas wyrzeźbił
stoi tu przed wami
jak obraz w sothebys
kilo mąki w sklepie
karykaturalny puzzel z obcej paczki
mdłości wylęgarnia jak żywa huśtawka
taki hyde i jeckyll
święty szymon słupnik
trochę jak karaluch
trochę jak franz kafka
biały szum ekranu
w oczach niema pustka
błąd doktora moreau
w popielniczce fajka
mózgu galaretka
jak quilt skrawków życia
zardzewiała puszka
bardzo smutna bajka
jakoś tak na opak
czytam te sygnały
biegnę w prawo
z lewej widzę dziwną minę
słowa słowa słowa
całe ich bukiety
jakie to jest proste
drzewo dom i synek
carpe diem ergo
sum memento mori
z pewnym niepokojem spoglądam za siebie
w lustrze rewers życia
ten zdradził ten zdradzi
dziewięć jeden divoc
covid jeden dziewięć
jeden bóg dwie wieże
trzy święte kolory
cztery strony świata
pięć palców trzy szóstki
siedmiu samurajów
osiem błogosławieństw
ale małp dwanaście
we did it
i pustki
kiedy byłem mały
to inny był duży
teraz jest odwrotnie
a może tak samo
mała jest empatia
średnie przedsiębiorstwo
tylko dużo pytań budzi cię co rano
kółka różańcowe
kwadratowe głowy
trójkąty bermudzkie
prostokąty bloków
geometria smutku
algebra przetrwania
ekg sumienia
linia prosta
spokój
Kap kap
coś było
co
nie wiem
wciąż rośnie stos kartek
nieważne że zmienia się kredka
próbuję rysować
lecz widzę wciąż czerń
kap kap
i leci tabletka
pozornie wciąż jestem
to tak prosty ruch
zatkany zlew mózgu odetkać
substytut placebo
kołysze się sznur
kap kap
i leci tabletka
dwadzieścia pięć kropli
rozpuszcza mnie wciąż
do czasu aż zostanie metka
raz proszek raz płyn
raz błysk nagła myśl
kap kap
i leci tabletka
decyzja to błąd
czy wspak ależ skąd
komedia stand up operetka
nie każde lekarstwo
ma kolor i kształt
kap kap
i leci tabletka
Zaimkoza
to było miliard lat temu
a ciągle się zdaje że wczoraj
gdy ten z pluszowym podwoziem
na zawsze usnął na torach
ta co nie miała nic oprócz
pyłek na wietrze w tym świecie
wróciła z siatką zakupów
zamarzła przy stole w lecie
tamten co ciągle się miota
gdzieś w strefie ciszy schowany
ze szmatką chodzi po twierdzy
podstawa to czyste mieć ściany
ktoś zniknął inny pojawił
ów zdradził zgodnie z zawodem
ten znowu całkiem miał w dupie
że tamten miał wylew w środę
kupię sprzedam zamienię
w pył się rozsypię i zgasnę
nawet nie zdążę zrozumieć
jakie to wszystko jest jasne
pomówień karnawał wyrok
dura lex sed lex więc przykro
kolejny zakręt na drodze
obracasz głowę ktoś zniknął
anno domini jak zawsze
tysiąc lat temu za tysiąc
ja znałem wszystkich tych ludzi
znałem ich mógłbym ci przysiąc
Walc
dwa kroki w tył
jeden naprzód
jak w kole pęknięta szprycha
drzazga pod życia paznokciem
och
lubię patrzeć jak zdychasz
dwa kroki w tył
jeden naprzód
to moja jabłka połówka
znów menu dnia
deser gratis
ziemniaki
miłość
surówka
dwa kroki w tył
jeden naprzód
pod świata płonącym dachem
ubiłem interes życia
kupiłem wiedzę ze strachem
dwa kroki w tył
jeden naprzód
znów parzą dwa palce dłoni
jak my
zawsze razem złączone
i przyłożone do skroni
dwa kroki w tył
jeden naprzód
czekamy w milczeniu na to
aż anioł stróż powyciera
krew z ziemi cuchnącą szmatą
dwa kroki w tył
jeden naprzód
w zbyt ciasnej celi drga grdyka
widelcem skrobię po ścianach
imię mej lubej
panika
dwa kroki w tył
jeden naprzód
ranią jak pociski słowa
leżę i ciężko oddycham
bo nie ma dokąd się schować
dwa kroki w tył
jeden naprzód
mój ci on jest
ona moja
wrzask niemych ust mogę dostrzec
przez mętne szkło mego słoja
Huśtawki
my jesteśmy słowem
chaosem początku
my jesteśmy błędem
w świątyni porządku
my jesteśmy znakiem
wodnym na banknocie
my jesteśmy śladem
odciśniętym w błocie
my jesteśmy triumf
porażka i klęska
my jesteśmy biały
kaftan bezpieczeństwa
my jesteśmy czarnym
do piekła kobiercem
my jesteśmy pulsem
gdy umiera serce
my jesteśmy ziarnem
które z ziemi krzyczy
my jesteśmy kulą
tkwiącą w potylicy
my jesteśmy hasłem
na brudnym sztandarze
my jesteśmy końcem
i początkiem marzeń
my jesteśmy w głowę
strzałem ostrzegawczwym
my jesteśmy okiem
które z nieba patrzy
my jesteśmy karmą
i zieloną milą
my jesteśmy wieczność
co się zdaje chwilą
my jesteśmy pleśnią
obrośniętą ścianą
my jesteśmy atak
paniki co rano
my jesteśmy stertą
cyfrowego bluzgu
my jesteśmy zawał
wylew krwi do mózgu
my jesteśmy krzyżem
spróchniałym na grobie
my jesteśmy zwierzę
znane jako człowiek
my jesteśmy wirus
tabletka nasenna
my jesteśmy cieniem
gdy nadchodzi pełnia
my jesteśmy boga
zepsute zabawki
my jesteśmy smutek
jak puste huśtawki
my jesteśmy koktajl
nienawiść z pogardą
my jesteśmy koniec
promujące radio
my jesteśmy bezmiar
bezdennej głupoty
my jesteśmy śmiercią
przez oddech i dotyk
my jesteśmy fast food
zestaw xl ego
my jesteśmy iskrą
kiedy płonie niebo
my jesteśmy stryczek
i prąd w krześle łaski
my jesteśmy kodu
kreskowego paski
my jesteśmy brudy
spłukiwane deszczem
my jesteśmy ciemność
kim ty kurwa jesteś
Sennik
czas dziś się zderzył czołowo
na skrzyżowaniu z rozumem
stałem
gapiłem się tępo
z gapiącym się tępo tłumem
i w szwach rozeszli się wszyscy
na sygnał wycia syreny
ambulans z suką zasnęli
a rannych pożarły hieny
punkt odniesienia gdzieś zniknął
więc wokół zrobił się chaos
ktoś puścił latawiec plotki
i zniknął głupka udając
na masztach czarne bandery
przechodzą ciche pogrzeby
ponoć ma wojna wybuchnąć
lecz informacji brak kiedy
dresiarz mnie spytał
masz problem
to pełni empatii ludzie
zegarek wskazywał wiosnę
a wyglądało na grudzień
ser z nudów zacząłem kroić
wyglądał na przerażony
kruszyny chleba wlepiały
wzrok w zaciągnięte zasłony
milczałem
choć ktoś mnie pytał
czy śmietnik jest ze śmietany
nie umiem już trzeźwo myśleć
nie będąc w trupa zalanym
psa pogłaskałem po głowie
z pociętych palców krew spływa
napis na murze wył bólem
chciałbym byś była szczęśliwa
spojrzałem na gościa z teczką
był czarny od białych wierszy
drażnią mnie duże litery
a chodnik mógłby być szerszy
wciąż czuję
i to mnie dziwi
przetrwać
nie myśleć co dalej
wiem że jest zakaz palenia
więc na złość siądę
zapalę
policjant skrzydła rozłożył
lecz nie mógł wzbić się w powietrze
na pewno jesteśmy chorzy
coś o tym mówili w metrze
staruszek w kożuchu z mleka
z wyginającą się łyżką
podszedł
ze strachem zapytał
to sen jest
czy rzeczywistość
Pytajnik
wybacz że znowu pytam
masz tyle spraw wciaż na głowie
może mnie jeszcze pamiętasz
ssak
średniej wielkości
człowiek
homo
w teorii sapiens
praktykę zostawmy z boku
to kilka pytań
przysięgam
a potem znów dam ci spokój
dokąd prowadzi ta droga
wciąż się odnaleźć nie umiem
może prowadzi donikąd
nie odpowiadaj
rozumiem
milczysz
gdy się uśmiechasz
świat nabiera koloru
koloru krwi
za to lubię
bogów z poczuciem humoru
nie chcesz
więc dobrze
nic nie mów
może po prostu nie możesz
być może wszechmoc nie starcza
lecz ciągle modlę się boże
ja nie mam do ciebie żalu
bo przecież o co mieć mogę
droga na skróty jest mitem
ważne to w ogóle mieć drogę
ale wciąż pytać cię będę
próbując kupić myśl złotą
wszak tyś skończoną mądrością
a ja skończonym idiotą
Guzik
papieros zamókł choć chronię go w dłoni
wciąż nieruchomo stoję widząc miasto
ze szczytu góry dobrze widać łuny
nie mogą zasnąć
byłaś zniknęłaś ułamek sekundy
tak jak miliony zwykłych szarych ludzi
kogo obchodzi kto pierwszy po co
nacisnął guzik
niebo ma kolor twoich ciemnych oczu
spadają z hukiem jak pociski krople
i nic już więcej nie ma do dodania
po prostu moknę
czas się zatrzymał wyruszyły armie
tym co nie płaczą znaleźć jakiś powód
patrzę i milczę bo i co powiedzieć
sam jestem znowu
spłoszonych ptaków ciągną ciemne chmury
małe wysepki przerażonych ludzi
jest w tym ironia że świat zamiast zasnąć
zaczął się budzić
Chodź
za plecami mam pożar
przed oczami mam ciemność
mury po obu stronach
a więc proszę chodź ze mną
zanim powiesz posłuchaj
zanim umrzesz wyjdź z cienia
to co sądzą o tobie
nie ma wcale znaczenia
ściśnij moją dłoń mocno
zanim nadzieja zgaśnie
może od serc w ciemności
zrobi się trochę jaśniej
rękę w mroku wyciągnij
cudu bez lęku dotknij
ten co w nic już nie wierzy
jest straszliwie samotny
wiara miłość nadzieja
mogą zbudzić nas rano
wolność równość braterstwo
leżą w trumnach w bergamo
nie rozpuszczaj rozumu
w magmie co płynie z plazmy
ta planeta od dziecka
jest oddziałem zakaźnym
idź i nie gub po drodze
serca mózgu i marzeń
wersja demo jest lepsza
niż co bóg trendu każe
krojąc ciasto powietrza
zdobądź się na gest bratni
nie wiesz który z posiłków
będzie twoim ostatnim
wiem że trudno być dobrym
że w ogóle być trudno
pasożyty pęcznieją
wszyscy święci wciąż chudną
nie wstyd mi w tych ciemnościach
robić znak krzyża gestem
tak zabawnym dla elit
bo ich nie ma ty jesteś
gdy pójdę przez środek piekła
trzymając ciebie za rękę
strach mi nie zetrze uśmiechu
nigdy przed złem nie uklęknę
Kleszcze
mleko krew
sępów śpiew
modlitwa w ogrójcu
wierzyć chcesz
ale wiesz
papież samobójców
z ognia świat
kain brat
jest ogólnie dobrze
mrok zjadł świt
raju mit
miłosierdzia pogrzeb
siódmy krąg
lasy rąk
robi się za ciasno
kaszlą sny
zegar śpi
wkrótce światła zgasną
zebry krat
szach i mat
obcych wojsk kordony
pieczęć znak
pulsu brak
będziesz potępiony
stopy ślad
nowy ład
wymowne milczenie
ślepy los
gniazdo os
wojna na kamienie
mózgu dreszcz
ciszy kleszcz
śmiertelna choroba
napalm gaz
grasz czy pas
dusze leżą w grobach
chip i pin
pola min
artificial power
ukryj twarz
serce masz
ale jest za małe
uczuć chłód
wieczny lód
dancing z wieprzobiciem
uciec chcesz
ale wiesz
awaria w kokpicie
wirus lek
ludzki ściek
pęka na pół ziemia
prawdy ból
wśród stu ról
nas naprawdę nie ma
hera słów
z morza głów
wciąż za wiele baśni
połóż się
byle gdzie
i po prostu zaśnij
Gorszy
w wielkiej świata popielniczce
przygaszeni dłonią obcą
filtrem oka spoglądamy
na tych co się jeszcze kopcą
wyciągnięci z paczki zmiętej
większość z nas o jednym marzy
tak zaciągnąć się miłością
żeby palce sobie sparzyć
usiąść w cichej kawiarence
odpiąć przemoczone skrzydła
i zachwycić się napisem
obce jest nam słowo fibra
wiersz naskrobać na serwetce
z przyjacielem się przywitać
skonstatować ze zdziwieniem
że umiemy jeszcze czytać
bóg zalewa wrzątkiem fusy
wiatr garbarka gwiżdże w szparach
i zdziwienie brak laptopa
to nagroda a nie kara
spojrzeć w oczy swej kobiecie
i ułożyć sobie w głowie
prostą prawdę że jej uśmiech
jest jak wybuch supernowej
otulona płaszczem dymu
miłość w szybie się odbije
wciąż nie będziesz mógł zrozumieć
jak bez prądu dusza żyje
są na świecie jeszcze cuda
które się nie mieszczą w głowie
coś droższego od plastiku
złotej karty kredytowej
ciepło dłoni na policzku
kiełkujące z serca ziarna
tylko jeden człowiek obok
a wrażenie masz że armia
więc zostanę jaki jestem
pijąc czarną kawę w barze
patrząc na twój ciepły uśmiech
to jest wszystko o czym marzę
będę czytał pisał wiersze
palił szlugi będę gorszy
nawet nie chce mi się zerknąć
jak się dławisz w bagnie forsy
Minus
kareta z asów
karetka zawał
ten dziś odbiera
co wcześniej dawał
balans błędnika
znów start od zera
chrystus się rodzi
a ja umieram
biegną na oślep
zmęczeni ludzie
i znowu styczeń
i znowu grudzień
czekam śpię wstaję
mijam i liczę
dziś tłusty czwartek
i lista życzeń
dawno przestałem
temat ogarniać
jak pośród plew
mam odnaleźć ziarna
wolność nienawiść
braterstwo pustka
równość i nicość
stłuczone lustra
siedem lat nieszczęść
a później siedem
lat nieszczęść znowu
gdzie koniec nie wiem
ci którzy byli
ale ich nie ma
i ci co będąc nie są
dylemat
kawa papieros
papieros kawa
sześć stóp łopata
krzyż amen brawa
dotknąć się życia
jakoś się brzydzę
znów popielcowa środa
i tydzień
ja idę dalej
paląc wciąż mosty
minus plus minus
rachunek prosty
święty mikołaj
przyjdzie w tym roku
przykręci tłumik
strzał w głowę
spokój
Wahania
małe demony
na wszystkie strony
pouciekały
już ich nie złapiesz
popiół na wietrze
gdy stoję w metrze
trudno uwierzyć
co przyjmie papier
jem chleb ze smalcem
wskazuję palcem
ten ten i tamten
pójdą do nieba
zupełnie gratis
na co się gapisz
skieruj pretensje
tam dokąd trzeba
mózgu mielenie
jest dzisiaj w cenie
twarz siną widzisz
w lustrze ekranu
nie stój jak durny
napełniaj urny
i grzecznie proszę
ukłoń się panu
krachy na giełdzie
to wkrótce przejdzie
to wkrótce przejdzie jak życie
obok
bądź jak nóż ostry
ślij w kosmos posty
jak john b riddick
pozostań sobą
masz olej w głowie
jak każdy człowiek
oprócz oleju
masz mózg też pewnie
sprawdź z ciekawości
datę ważności
kornik nie zawsze
buszuje w drewnie
bóg patrzy z góry
wzrokiem ponurym
nie zapowiada
się przyszłość dobrze
może masz farta
ostatnia warta
największy w dziejach
planety pogrzeb
złudzeń balony
i tajne schrony
dla elit z dykty
dramat i farsa
ciesz się z drobnostki
pikseli kostki
zdjęcie robocik
przesłał ci z marsa
sushi i yoga
zastąpią boga
by zabić nudę
oczekiwania
start carpe diem
daj sobie w szyję
może zagłuszysz
wszelkie wahania
Osiem plus