Łowienie Marzanny
Tak wygląda mój czysty i niewinny sen:
Nadchodzi wiosna i trwają roztopy,
Wracam ze szkoły w Dzień Wagarowicza.
Nie ciążą mi myśli, nie bolą mnie stopy —
Jestem szczęśliwy, czasu nie odliczam.
Nie przegrałem jeszcze, sił też nie brakuje,
Zachwycam się wszystkim — trwa słodkie przedwiośnie.
Gronostaj tuż obok domu na coś znów poluje.
Tak ogółem — całkiem jest w tym półśnie — znośnie.
Lecz kończy się wiersz ten, rozpoczyna proza,
Kończy się zima, rozpoczyna wiosna.
A kilka dzieciaków nad nurtem tej rzeki
(do której nigdy nie wchodzisz dwa razy)
Przestaje łowić Marzannę.
Tęskniąc za zimą
Za taką najzwyklejszą
Zimą
Jest mi tęskno.
Za śniegiem zeszłorocznym,
Za kuligiem,
Za bałwanem.
A przecież
Topnieje Arktyka,
Topnieje Antarktyda —
Nie topnieją za to
Zamrożone serca.
Niwaki
„Starych drzew się nie przesadza”
Nie przesadzam.
Ojciec chyli konary,
Zamiast do nieba się piąć —
Koroną w dół.
Potrzeba tu mistrza z Japonii,
Ogrodnika czułego
Na każdy listek nadziei.
Tak to przegrywam
Wyścig z połową siebie —
Ta połowa wciąż słyszy,
By nie przesadzać.
Przeestetyzowani