E-book
6.3
drukowana A5
14.44
emigranci

Bezpłatny fragment - emigranci

erotyka


Objętość:
26 str.
ISBN:
978-83-8324-283-5
E-book
za 6.3
drukowana A5
za 14.44

Dzień pierwszy

— Co będziemy jutro robić? — zapytał Adam, ściskając słuchawkę.

— Spotkamy się przed południem, bo ja pracuję od piątej, przejdziemy się po agencjach pracy. Tak będzie najlepiej — odpowiedział żeński głos. Wiele osób znajduje robotę dość szybko, teraz jest sezon w agencjach, to nie powinno być wielkiego problemu…

— Dobrze. — Adam westchnął, rozglądając się po małym pokoju. Mieszkanie było lekko zaniedbane, wymagało chyba jakiegoś remontu. Pokój był mały, ciasny, ściany pomalowane na biało. Spojrzał na sufit, na którym packą zrobiono takie jakby szlaczki. Nigdy czegoś takiego nie widział. Było już po zmierzchu, słaba łysa żarówka zwisała smętnie. Jedyne okienko zamykało przeciwną do łóżka ścianę. Obok stało stare biuro, po drugiej stronie zmieściło się coś w rodzaju niewielkiej szafy. Wydawało mu się, że słyszy na korytarzu domu jakieś głosy w innym języku.

— Będę kończyć, jestem już dość zmęczona — odezwał się żeński głos.

— Dobrze. — odpowiedział Adam, lekko zirytowany że tak szybko kończą rozmowę. Będę tęsknił — rzucił do słuchawki.

— Dobrze. Dobrze. Jakoś wytrzymasz. Trzeba być dzielnym — rzucił żeński głos ze słuchawki. Dobranoc. Adam rozłączył się i odłożył telefon na biurko.

Swoje rzeczy już zdążył rozłożyć w jak mu się wydawało, odpowiednich miejscach. Garderoba, kilka koszul z markowego sklepu w Galerii Kazimierz, nowa para spodni. Kilka kartonów papierosów skrzętnie ukrytych w zamykanej na kłódkę walizce. Adam miał rzucić palenie żeby nie robić sobie kosztów na początku wyjazdu do Bradford, ale to się po prostu nie mogło udać. Mimo wszystko odczuwał duży stres. Podobnie jak wielu z jego pokolenia postanowił wykorzystać sytuację. Po wejściu kraju do Unii Europejskiej brytole otwarli rynek pracy, w przeciwieństwie do kilku innych krajów. Kiedy jego dziewczyna postanowiła że czas wyjechać, zdecydował, że nie będzie czekał na lepsze czasy i postanowił pójść w jej ślady. Decyzja była dość nieoczekiwana dla obu stron ale czasami tak się przecież w życiu zdarza. Łap wiatr w żagle, nie trać czasu — jak zwykł mawiać jeden z jego kolegów, który kilka miesięcy wcześniej wpadł i musiał się ożenić. Może miał coś innego na myśli.

Adam postanowił przed snem zrobić powtórkę angielskiego a wcześniej coś zjeść. Przy słabym świetle lampki nauka nie bardzo mu szła, słowa w słowniku obcojęzycznym zlewały się ze sobą, poczuł się senny. Wyszedł z pokoju i wąskimi schodami skierował się do kuchni. Zaświecił światło i lekko się wzdrygnął. Wydawało mu się, że po podłodze niewielkiego pomieszczenia przemknęła mysz. Ale może tylko mu się wydawało.

Kuchnia była nieduża, po lewej stronie od wejścia znajdowało się małe okno i drzwi z plastiku, prowadzące na podwórze. Obok stała stara kuchenka, wokół niej na ścianach wisiały szafki. Na środku znajdował się niewielki stół i kilka krzeseł. Nie było brudnych naczyń, mimo że pomieszczenie nie pamiętało swoich najlepszych czasów, było utrzymane w czystości. Takie były zasady. Kiedy mieszka się w wynajętym pokoju ze wspólną łazienką i kuchnią, oczekuje się, że każdy lokator będzie zachowywał porządek. Było to ściśle przestrzegane, a każdy z mieszkańców miał wyznaczony swój dzień w tygodniu na dyżur sprzątania. Tak wyjaśnił mu Ahmed, który był odpowiedzialny za wynajem. Ahmed miał zaledwie kilka lat więcej niż Adam. Był studentem z Libanu, studiował na miejscowym uniwersytecie, sponsorowany przez firmę, która w zamian zaoferuje mu później lepszą pracę.

Było to powszechne zjawisko. Do Anglii przyjeżdżało wiele osób z krajów trzeciego świata. Studia w Europie zapewniały im lepszą przyszłość i gwarantowały lepsze stanowiska. Ale wiza była ważna tylko na czas studiów i każdy kto próbowałby tą zasadę złamać, mógł liczyć na wpis w paszporcie z zakazem wjazdu na kilka kolejnych lat. Ahmedowi zostały jeszcze dwa lata do końca. Z tego co Adam zrozumiał, Ahmed pracował wraz z dwójką innych mieszkańców domu w fabryce. Kiedy tam nie było akurat pracy, chodził do agencji. Tyle zdążył się dowiedzieć w ciągu krótkiego powitania tego popołudnia.

Adam sięgnął do lodówki, gdzie na półce wydzielonej dla niego umieścił przywiezione z kraju kiełbasy. Tego dnia na mieście dokupił za radą dziewczyny tanie bułki w sklepie dyskontowym. Na razie nie poczuwał się do gotowania. Wolał przeznaczyć czas na szukanie pracy. Miał oszczędności, ale te szybko stopnieją, jeśli jej nie dostanie a przecież pierwsza wypłata w agencji jest dopiero po dwóch tygodniach do zatrudnienia, jak się dowiedział. Była to dość drakońska zasada. A czynsz trzeba było płacić regularnie. Przygotował skromny posiłek. Kartonik z sokiem dopełnił pustego żołądka. Kiedy kończył po sobie sprzątać usłyszał czyjeś kroki na schodach prowadzących na górę. Pokoje były rozmieszczone na dwóch piętrach i poddaszu. Ponieważ był to jego pierwszy dzień, więc nie zdążył jeszcze poznać wszystkich lokatorów. Wydawało mu się to dość zabawne, że tyle osób mieszka naraz ze sobą, chociaż wcześniej nigdy się nie znali. Czuł się trochę jak w akademiku, albo raczej tak jak sobie go wyobrażał.


Do kuchni wszedł Paker. Nazwa własna. Prawdziwe imię było dość powszechne, jednak trudno było pomylić Wojtka z kimś innym. Dwa metry wzrostu i paczka mięśni rozmiaru Szwarcenegera dopełniały całości. Jakby z przekory Paker nosił również okulary, co czyniło go w pewien sposób niewinnym i rozbrajającym, jak uznał Adam. Okulary sprawiały, że ktoś, kto normalnie wyglądał jak łysa pała z dzielnicy której się raczej często nie odwiedza, zaczął przypominać prawie studenta. Paker stanął w drzwiach i rozglądnął się z uwagą. Jego wzrok przykuł talerz w zlewie, który Adam miał właśnie umyć. Paker uśmiechnął się szeroko i szybkim krokiem podszedł do zlewu.

— U nas są takie pewne zasady, rozumiesz. Zwrócił się w kierunku Adama, jednocześnie odkręcając kran z ciepłą wodą i łapiąc szmatkę — wszystko trzeba po sobie sprzątać. Jak ktoś tego nie robi, nie będzie lubiany. Bez porządku niczego w życiu nie da się osiągnąć. Ja sam zaczynałem na przysłowiowym zmywaku. Tam to dopiero musi być porządek. Poza tym tutaj są kobiety, a te nie lubią kiedy kuchnię zapełnia sterta brudnych garnków. — Paker spojrzał oskarżycielsko na Adama jednocześnie uśmiechając się szeroko.

— Tak, rozumiem, właśnie miałem się do tego zabrać — mruknął Adam, nie do końca wiedząc, czego ma się spodziewać. Nie miał wielkiego doświadczenia z Pakerami, ale wiedział, że jeśli się już z jakimś zadarło to niekoniecznie musi się to skończyć wielką przyjaźnią. A nie zależało mu na antagonizowaniu. Porządek jest ważny, sory Paker, ale wiesz, nie zdążyłem…

— Nieważne. Sprawa załatwiona — odparł z jeszcze szerszym uśmiechem Paker, odkładając talerz na suszarkę. Nie ma sprawy. Przysługa za przysługę. Masz komputer? — bo wiesz, tutaj trudno jest wszystko załatwić inaczej niż przez internet i telefon. To nie trzeci świat — mrugnął jakby porozumiewawczo.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 6.3
drukowana A5
za 14.44