Opis
Książka „Drzewo żywota” jest zbiorem opowiadań, które prowadzą czytelnika poprzez labirynt ludzkich losów, gdzie codzienność i wyobraźnia tworzą niepowtarzalne historie. W każdym opowiadaniu można odnaleźć momenty, które wydają się zwyczajne, ale kryją w sobie również głębsze znaczenie.
Autorka często w swych książkach wykorzystuje obrazy przyrody i metafory, aby nawiązać do złożoności ludzkich doświadczeń i emocji. Również w książce „Drzewo żywota”, tytułowe drzewo przedstawia, jako symbol życia na ziemi. Jego korzenie wrastają głęboko w ziemię, a gałęzie sięgają niemal do nieba, co sugeruje aspiracje i duchowe dążenie człowieka, który żyjąc pod postacią fizyczną na ziemi, duchowo zmierza ku niebu, do którego podąża przez całe swe życie.
W rozdrobnieniu
Pierwszy otrzymał nasienie dla odbudowy.
Siał i zbierał plon, a za jego przykładem
potoczyło się koło gdy następcy podjęli zadanie
i przechodziło poprzez różne etapy czasu.
Rosło drzewo, a każda gałąź wydawała kolejne pędy,
które zależnie od wpływów rosły, lub marniały
i trwał wciąż zabieg wokół drzewa,
dzięki któremu pragnął powrócić do ogrodu.
Od pierwszego momentu łączyło ich coś wielkiego, coś, czego wcześniej nie zaznał. Mimo że wciąż narastało i wypełniało go szczęście, jednak to, co obudziło się w nim, gdy ona pojawiła się u jego boku, było zupełnie nowym doświadczeniem.
I chociaż różnili się, on postawnej postury, ona filigranowa, to byli ściśle z sobą związani, tak silnie, że ich serca biły wspólnym rytmem, a uczucie, które żywił do niej, było mu bliskie jak własne serce. Wszystko, co wniosła z sobą, było mu bardzo bliskie i przenikało do głębi.
Każdy kontakt z nią wywierał na nim wrażenie, jakiego dotychczas nie zaznał, a serce rosło mu w piersi i bilo niczym wulkan, wypełniając szczęściem. Kochał wszystko, co go otaczało, ale ona była mu bardzo bliska, była drugą połową jego serca i wypełniała je całe. Wiedział, dlaczego tak jest i nie dziwiło go to wcale, po prostu kochał ją i czuł miłość całym sobą.
Dzięki temu był jeszcze bardziej szczęśliwy, a uczucie wciąż w nim narastało i grało w rytm wspólnego szczęścia, bo i ona go kochała. Kochała cały ogród, jednak to on był jej najbliżej, a jego miłość obejmowała i otulała ją ciepłem, które oddawała z nawiązką, sprawiać mu różne przyjemności.
Specjalnie dla niego wybierała najpiękniejsze owoce i obdarowywała nimi, zachęcając, by spróbował, a on z uśmiechem przyjmował każdy z jej drobnych dłoni i takie spotkania zbliżały ich jeszcze bardziej do siebie. Ta idylla trwałaby bez końca, gdyby nie podstęp, który zakradł się do ogrodu i zburzył ją bez skrupułów.
Nigdy jej nie odmawiał i wtedy, gdy podała mu owoc, również nie odmówił, nie potrafił, chociaż wiedział, że nie powinien go przyjąć. Jednak zachęcony jej prośbą i własną ciekawością spróbował. Gdy tylko uszczknął niewielki kęs, zapadła ciemność, jakiej nigdy nie było w ogrodzie, stanęła mu przed oczyma i zasnuła je gęstą zasłoną.
Zrozumiał, co zrobił i dlaczego stracił wzrok, zrozumiał, że stracił wszystko, co kochał tak bardzo, a mimo to odrzucił, zapragnąwszy jeszcze więcej. Skazał się sam, nie dowierzając dość Miłości, która panowała w ogrodzie i darzyła ich oboje szczęściem, oraz otaczała opieką. Mimo to przeciwstawił się jej i zrobił to świadomie, a teraz musiał ponieść konsekwencje.
Zrozumiał, że tym sposobem uczynił krok, którym przekroczył bramy ogrodu, zostawiając to, co miał najpiękniejsze, na korzyść tego, co było krańcowo odmienne i czym oboje zostali przeniknięci, po czym zdominowani. W jednej chwili poznał całą prawdę o nowej rzeczywistości, która ich ogarnęła. Zrozumiał, jaka jest różnica między pełnią miłości a brakiem jej, lub jakąś jej cząstką. Poczuł, jak smakuje to, co w zamian jej wybrał i gorzki smak tego wyboru, którego dotychczas nigdy nie zaznał, dotarł do niego z całą świadomością.
Ogród znikł i gdy już odzyskał wzrok, ujrzał obcą ziemię, a w dali rozpościerającą się po horyzont wodę. Oboje znaleźli się w miejscu, którego nigdy wcześnie nie widział, lub tylko w jego oczach i sercu zmieniło ono swój wygląd. Podobnie jak jego towarzyszka, w niej również nie odnalazł tej, którą tak bardzo kochał.
Poczuł ogromny smutek, żal i niepokój o to, co z nimi będzie. Zdał sobie sprawę, że oboje zostali odmienieni poprzez skażenie, które podstępnie ich opanowało i dopóki nie zmyją, nie usuną go z każdej komórki swego organizmu, nie będą mogli wrócić do dziewiczego ogrodu.
Świat, na którym się znaleźli, był mizernym odbiciem ogrodu, niczym oglądany przez zamazaną i zaciemnioną szybę. Przeszył go zimny dreszcz i chłód tego miejsca, były to jedne z pierwszych uczuć, które odnalazł na ziemi. Poczuł ogromną tęsknotę w sercu i ból za tym, co tak pochopnie stracił, gdy świadomie dokonał wyboru, który był pierwszym i zarazem tak znamiennym w skutkach. Następnie ogarnął go głód, którego nigdy wcześniej nie zaznał.
Odczuł go tak silnie, że zrobiło mu się słabo, poczuł go całym sobą, co okazało się niesamowitą pustką i stratą. Był on nie tylko fizyczny, lecz ogarnął duszę, serce, umysł, całą jego osobowość. W tym samym czasie i ona musiała poczuć głód, bo przyniosła owoce, a on nawet nie zauważył, kiedy odeszła, aby je nazrywać. Dopiero gdy podała mu jeden z nich, przypomniał sobie o niej i łzy, których nigdy wcześniej nie doświadczył, popłynęły mu z oczu. Pokręcił tylko głową i nie przyjął owocu. Pierwszy raz jej odmówił, lecz, mimo że był bardzo głodny, nie mógłby przełknąć nawet kęsa. Ona, nie zważając więcej na niego, zajęła się sobą.
Już samo ich zachowanie świadczyło, jak bardzo zmalała ich miłość, która była tak wielka, a znikła niczym zdmuchnięty płomień świecy i został tylko żarzący się ogarek. Na jej miejsce obudziło się nieustające pragnienie i ciągła potrzeba zaspakajania go, podobnie jak głodu, również pragnienie dotyku, dzięki któremu mogliby nawzajem się ogrzać i poczuć na nowo przypływ miłości.
Mimo ochłodzenia uczuć zrozumiał, że powinien kochać ją nadal oddaną miłością, ale jego miłość okazała się zupełnie różna od tej, którą odczuwał wcześniej. I chociaż dotkliwie odczuwał jej głód, nie potrafił zedrzeć zasłony, która go od niej oddaliła, bo przede wszystkim przyczyna tkwiła w nim samym i w tym, co ją spowodowało. Jednak podświadomość, która w nim się rozbudziła, jako znak pomocy i nieustającej opieki, czuwającej wciąż nad nimi, podpowiadała mu, że tylko dzięki szczerej, wzajemnej miłość mogą oboje wrócić do ogrodu, a to nastąpi poprzez uwolnienie się spod dominacji tego, co zdusiło w nich prawdziwy jej płomień.
Gdy rozbudzą ją na nowo w sobie, wówczas przy jej pomocy odzyskają to, co utracili, również w stosunku do siebie. Gdy zrozumiał cały sens i sposób postępowania, zapragnął, aby jak najszybciej to się stało, zapragnął oczyścić każdą komórkę, każdą cząstkę organizmu, by na nowo wypełniła je swobodna jej fala, która wpierw wezbrałaby w ich sercach, a następnie rozrosła się na cały organizm i obmyła go w powracającym strumieniu miłości.
Uświadomił sobie, że stanie się to za pomocą rozdrobnienia, które dokona się wraz z jej przypływem we wspólnym działaniu, gdy połączonymi siłami rozpoczną odbudowę, by powrócić do pierwotnej struktury.
Wiedział, że może to potrwać, więc rozpoczął od przygotowania miejsca na czas ich pobytu, które stało się zaczątkiem, glebą dla pierwszego nasienia, które zasiał dla odbudowy i oczyszczenia. Wyrosły z niego plony, po czym następne, a pole ich działania wciąż się poszerzało. Czas upływał w ciągłym wyczekiwaniu, a upragniony powrót nie następował.
Rosło pokolenie, a rozrastając się, oddalało od siebie nawzajem. Podobnie jak kiedyś oni nie posłuchali głosu Miłości i stracili jej pełną ochronę, tak też ich następcy nie zawsze zważali i słuchali głosu ojca, który nawoływał do wspólnoty i miłości. Poszukiwali jej we własnym zakresie, co w rezultacie tworzyło odwrotny skutek, gdy poprzez rozluźnienie więzów dostawali się pod przeróżne wpływy i wynikłe z tego sytuacje.
Z biegiem czasu wyrastały nowe pokolenia, zaludniając coraz większe połacie ziemi i w coraz większym oddaleniu stawały się bardziej podatne różnym oddziaływaniom, które niosły i tworzyły ich historię, oraz różne jej aspekty, w tym pogłębiały ogólny rozłam, gdy następowały podziały, które dominowały w jej tworzeniu.
Wraz z upływem czasu, narastały pragnienia, a z braku możności pełnego ich zaspokojenia, pociągały za sobą różne następstwa. Podobnie jak kiedyś oni opuścili ogród, a następnie rozpoczęli wędrówkę, aby wrócić do jego bram i rozsunąć zasłonę, kontynuowano ją nadal. Jednak przy narastających potrzebach, postępowała ona w szeroko rozgałęziających się kierunkach i nie zawsze pięły się one w tym, co przemyśliwał ojciec już na samym początku, lecz często rozchodziły płasko, osiadały pasmami i postępowały po ziemi długimi koleinami, zakrywając ją coraz gęstszym labiryntem wymagających spraw, które nawarstwiając się w czasie, tworzyły korki różnej wielkości i wynikające z nich konsekwencje.
A zasłona rozciągała się nadal, zaciemniając coraz szczelniej obraz ogrodu i oczekiwała na kogoś, kto uchyli jej rąbka. Stało się to za przyczyną Miłości, która sama przyszła na świat, by okazać swą pomoc, przypominać o sobie, że jest i wciąż kocha. Przyszła, by wesprzeć w dalszej wspinaczce na najwyższy szczyt drzewa.
Czas przebudzenia
Miłość przychodzi, gdy serce otworzy się na nią
i mimo trudu, poprzez czas
i zapomnienie przynosi ulgę każdemu stworzeniu.
Serca miękną na ten czas, kołysane melodią ptasich treli,
kwiaty rozkwitają pod lekkim dotykiem czułych dłoni,
powietrze rozgrzane ciepłym tchnieniem.
Wiosenny dar czyni te cuda w każdym żywym stworzeniu,
wiosenny dar uczuć czerpanych pragnieniem ożywienia.
W ciepłocie miłosnego podmuchu,
delikatności zesłanych na świat w jasnych,
słonecznych dniach wiosennego uśmiechu przebudzenia.
Moc uczuć
Cały obraz i tło przyciemnione, lecz jeszcze bardziej uczuciem przepełnione.
Gdyby można odkryć ten czas miniony, zachować bez cienia niepokoju, który kapie i przenika dzisiaj, wyszłoby z ukrycia piękne i wyraźne. Ile kropli jeszcze spadnie, nim odkryje się każdy drobny detal? Chwilami wiatr wieje, wywija baraże pośród zawiei, chwilami widać barwy, łagodne linie, ogromne przestrzenie, światło, które zostaje, sączy się poprzez szpary i dociera tutaj.
Tak bliski każdą barwą, każdym spojrzeniem, lecz za chwilę snują się chmury, znika perspektywa, mrok pokrywa rozległe aleje — nastaje pora deszczowa.
Potoki płyną ulicami, smugi zalewają okna, tłuką o parapet tak głośno, jakby chciały wtargnąć do środka. Wykrzyczeć cały niepokój, tęsknotę za czystym niebem, słońcem, widokiem bezchmurnym i jasnym, który chwilami tak pięknie otula i świeci nad miastem, chwilami zostaje na dłużej lub znika.
Ginie niczym widok, który wyszedł spod pędzla malarza i stał się miłością, skarbem jego. Każdy oddech, jaki włożył w pracę, spojrzenie i serce uwidoczniło się w tle i postaci.
Harmonia i finezja przenikały dzieło, odbijając światło w oczach i sercu artysty, łączyły nierozerwalnie twórcę z dziełem.
Postać na obrazie niemal płynęła w obłokach białego welonu, piękna i czysta w świetle jutrzenki. Malarz pokochał swe dzieło i ona spoglądała z miłością i oddaniem, lecz niedługo trwała radość w sercu artysty.
Na obraz padł cień i pokrył miejscami, rozlał się nierównomiernie, przyciemniając światło. Cały widok, a wraz z nim posmutniały jej oczy i już nie patrzała z miłością na niego, lecz w bok, jakby go nie widziała.
Zasmucił się bardzo, lecz nie odstawił obrazu, nie porzucił, a postanowił przywrócić dawną jego świetność. Rozpoczął żmudną pracę, trudniejszą o wiele niż samo tworzenie. Bardzo delikatnie i ostrożnie, by nie uszkodzić struktur, począł usuwać i czyścić każdy najdrobniejszy ślad, zagłębiać się stopniowo w najdalsze partie przy pomocy precyzyjnych narzędzi i ruchów.
Kochał swe dzieło i bardzo bolał, patrząc na zniszczenie. Toteż bez ustanku zajmował się nim, co przynosiło widoczne efekty. Trwało to jednak, nie mógł pozwolić, aby nawet najdrobniejszy szczegół został naruszony, zbyt cenny dla niego w całości.
Cierpienie i miłość łączyły się niemal w jedno uczucie, tak bliskie sobie i tak odległe, ważne w połączeniu każdym śladem, ruchem, spojrzeniem, przenikały się nawzajem, tworząc czas podczas trwania.
Mijał tydzień za tygodniem, rok za rokiem, a on wciąż walczył z cieniem, który częściowo zakrywał obraz. Wygładzał, naprawiał każdy detal z nadzieją, że przywróci jego pierwotne piękno, dbał o każdy szczegół swego dzieła.
Całymi dniami pracował lub przyglądał się mu, wypatrując poprawy z nadzieją, że dziewczyna na nowo go zauważy, zwróci swój wzrok na niego, dojrzy błysk w jej oku, pełen miłości i szczęścia. Jednak ona wciąż patrzała w dal, a w jej oczach był smutek i żal, pragnienie powrotu do czasu.
— Co można jeszcze zrobić, jak długo czekać? — Zadawał sam sobie te pytania i odpowiadał na nie, znając odpowiedź.
— Nawet całą wieczność, bo miłość jest wieczna, gdy wypełnia każdy zakamarek serca.
Mimo tej wiedzy bardzo tęsknił do chwili, gdy ona odwzajemni jego uczucie. Pamiętał, jak patrzała na niego wzrokiem pełnym miłości, zanim nad obrazem zawisło fatum i oblekł go cień. Kochała go, teraz zapomniała o nim, a wzrok jej utkwiony był w dal. Poprzez lata naprawił każdą cząstkę, każdy detal obrazu, lecz jej spojrzenie wciąż było odwrócone, a cień nie znikał, lecz przenosił się w coraz inne miejsce.
Wędrowny cień