Mówią, że ludzie popełniają błędy, by móc się na nich uczyć — wyciągać wnioski… Było cudownie, nie można by było określić tego inaczej. Jednak co jeśli to „cudownie”, kosztuje nas tyle zmartwień?
Czy było warto? Co teraz? Co później? Będzie jakieś później?
To był błąd…
Leżąc w ciemnym pokoju hotelowym, wlepiając wzrok w biały sufit — nie mogę zasnąć. Tuż obok śpi powód moich zmartwień, a zarazem odzwierciedlenie mojego słowa cudownie.
To nie stało się szybko, to postępowało wraz z czasem jaki niewinnie spędzaliśmy jak przyjaciele. Czułem, że z biegiem czasu Adaś patrzy na mnie inaczej. Tak głębiej niż zazwyczaj. Odsunąłem jednak swoje homoseksualne przypuszczenia. Przecież ma dziewczynę, kochają się. No dobrze, kłócą się dość często, ale kto tego nie robi? Porzuciłem więc tę myśl i starałem się nie zwracać na to uwagi. Przyzwyczaiłem się do sposobu w jaki na mnie patrzył, lecz ciężko było mi zrozumieć niektóre słowa. Nie wiedziałem co myśleć, gdy z jego ust padały stwierdzenia:
„ — Nie wiem jak to robisz, ale gdy mi towarzyszysz zawsze mam dobry humor.
— Gdy ty się uśmiechasz to i ja się uśmiecham.
— Ładnie dziś wyglądasz, nowa koszula?
— Powinieneś częściej się uśmiechać, do twarzy Ci z tym rogalem.”
Myślę, że to już wtedy powinienem dostrzec, że Adaś coś do mnie czuje i wcale nie ma to granic określanych przez zwyczajną, kumpelską sztamę.
Druga zmiana
Nareszcie piątek, koniec tygodnia, koniec pracy — można wypocząć. Dzisiaj zostałem zaledwie pięć minut dłużej w pracy, a zdążył uciec mi ten cholerny bus. Zresztą, jak zawsze, a to się spóźnia, a to wyrusza wcześniej. Gdyby nie odebrano mi prawo jazdy, lałbym na te ledwo poruszające się, zatłoczone puszki i śmiał się z frajerów czekających na przystanku, do których należałem teraz i ja. No nic, poczekam na kolejny. Nagle poczułem wibracje telefonu. Wyjąłem telefon z przedniej kieszeni spodni, by spojrzeć na otrzymaną wiadomość.
— Wybawienie! — Wykrzyczałem w myślach odczytując SMS od Adasia o treści :
Hej, jestem w domu, nudzę się, co porabiasz?
Uradowany szybko odpisałem.
Czekam na bus o 23:20. Pierwszy mi zwiał. Wychodzi na to, że postoję tu jeszcze dobrą godzinę.
Po krótkiej chwili dostałem odpowiedź, której się spodziewałem. Stąd ta przedwczesna radość, która napadła mnie już po pierwszym SMS-ie.
Chyba oszalałeś, że będziesz tam stał godzinę. Jest piątek, ale jeszcze nic nie piłem. Miałem nadzieję, że napijemy się razem. Skoro nie masz jak wrócić, to podjadę po Ciebie, a ty w ramach rewanżu dotrzymasz mi towarzystwa, w ten samotny wieczór. Karolina ma dziś nockę, tak więc będę do 15 minut.
Z przyjemnością i uśmiechem na twarzy czekałem na przyjazd Adasia. Co jak co, ale na niego zawsze mogłem liczyć. Nie lubiłem jednak nadwyrężać jego życzliwości wobec mnie, dlatego nie pytałem jako pierwszy, czy nie dałby rady mnie podrzucić do domu. Mieszkamy po sąsiedzku, więc ta sama droga. Wśród miastowego rumoru rozległ się dźwięk klaksonu. To Adaś, macha żebym wsiadał. Podbiegłem szybko i ruszyliśmy w drogę.
— Szybko przyjechałeś. — Powiedziałem stanowczym głosem z nutą poirytowania. Złe wspomnienia wyostrzyły mój stosunek do zbyt szybkiej jazdy samochodem.
— Starałem się być jak najszybciej. Jego uśmiech i rzucone na mnie spojrzenie było jakieś takie, proszące się o podziękowanie lub chociaż oczekujące jakiegoś docenienia. Niestety. Nie popierałem szybkiej jazdy.
— Zwolnij Adam! Wiesz. że nie lubię jechać tak szybko. Chcesz tak jak ja stracić prawko? Gdyby nie to, że konar złamał się zanim zdążył przebić mi klatkę piersiową, to nie tylko prawko bym stracił, ale i życie!
Adaś posmutniał, nie lubił, gdy się denerwowałem, i kiedy zwracałem się do niego per Adam.
— Przepraszam, już zwalniam. Nie denerwuj się. Dużo ładniej Ci z uśmiechem.
Wiedział jak szybko mnie rozbawić. Uśmiechnąłem się i klepnąłem go z pieści w ramię.
Droga do domu minęła tak szybko, że dostrzegłem, iż jesteśmy na miejscu, gdy Adaś zgasił silnik. Szybkim krokiem udaliśmy się do jego domu, który różnił się od mojego tym, że był dwa razy większy. Zawsze zastanawiałem się, po co im taki duży dom? W końcu uznałem, że powiedzenie od przybytku głowa nie boli, jest idealną odpowiedzią. Zresztą, Adaś, za swoją dermatologiczną pensję, mógł sobie pozwolić na wiele.
— Widzę, że wszystko gotowe. — Rzekłem, patrząc na zastawiony stół i chłodzący się alkohol.
— Tak, wiedziałem, że i tak namówię Cię na wspólny wieczór. — Odpowiedział pewny siebie z uśmiechem na twarzy.
Znał mnie dobrze, wiedział też, że raczej nie mam żadnych planów i pewnie po prostu poszedłbym spać. W sumie byłem zmęczony, ale siedzenie na ich wygodnej, czarnej sofie, picie piwa i jedzenie, raczej odpręża niż męczy.
— Co pijesz? Piwo, wino, wódkę? — Zapytał Adam udając się w stronę kuchni.
Nie lubiłem wina. Kojarzyło mi się z randkami. Głupie i żenujące. Siedząc naprzeciw siebie, spięci ażeby czasem nie powiedzieć czegoś głupiego i nie wypłoszyć zanęcanej zdobyczy. Zanim zacznie działać to już po randce, a odprężające uczucie pojawi się dopiero w domu. Na wódkę za późno.
— Piwo. — Odrzekłem po chwili namysłu.
Adaś skrzywił się lekko, nie spodobała się mu moja odpowiedź. Dostrzegłem, że chowa z powrotem korkociąg.
— Heh...wszystko jasne. — Pomyślałem.
— Dobrze, to napijemy się piwa. — Odpowiedział, domykając kuchenną szufladę.
Chciałem mu zaproponować, żeby pił co chce, lecz znałem go i wiedziałem, że nie piłby innego trunku niż ja. Czekałem teraz, aż zapyta co oglądamy, gdy nagle Adaś wyłączył tv i włączył muzykę. Byłem zaskoczony. Jeszcze bardziej zdziwił mnie fakt, że naprzeciw sofy przysunął sobie fotel tak, by jedyną granicą miedzy nami był zastawiony żarciem dębowy stół. Usiadł w końcu i zaczął od wyjaśnień.
— Dzisiaj nie obejrzymy filmu.
— To zdążyłem dostrzec. — pomyślałem
— Muszę z Tobą porozmawiać. Mamy z Karoliną kryzys. Zaśmiałem się w duchu. Bawiło mnie to określenie „mamy kryzys”. Lecz nadal słuchałem go uważnie.
— Karolina uważa, że nie okazuję jej tyle uczucia co wcześniej. Tłumaczyłem, że to przez pracę, często nie ma nas w domu i nie ma na to czasu. — Ciągnął wyjaśnienia
Zaskoczony durną odpowiedzią przerwałem mu.
— Nie gadaj głupot dobrze? Nie ma czasu na uczucia? Nie ma was w domu? Przytulenie nie zajmuje tak dużo czasu. Słowa typu „kocham Cię”, „cieszę się, że Cię mam” — również. Dają jednak bardzo wiele.
Adaś uśmiechnął się. Chyba go nie zrozumiałem. W każdym razie pozwoliłem mu mówić dalej.
— Nie dałeś mi skończyć. Chodziło mi o jeszcze bliższe okazywanie uczuć. — Próbował wyjaśnić przybierając zakłopotaną minę i gestykulując coś dziwacznie za pomocą palców.
— O seks tak? — Wyskoczyłem nagle. Nie lubię jak ktoś krąży wokół oczywistego. Lubię bezpośrednie wyrażanie swojego zdania. Adaś zmieszał się trochę, lecz po chwili dodał.
— Tak właśnie o to. Nie wiem co się dzieje, ale naprawdę nie mam ochoty. Czuję wstyd. Jestem młody, zdrowy… — Ucichł na chwilę, wzdychnął i kontynuował. — Najbardziej boli mnie to, że w ten wstyd i poczucie winy wprowadza mnie Karolina. Ciągle gada, jak to jej koleżanki się chwalą, ile razy dziennie to robi itd.
Widziałem, że bardzo go to boli, a pijąc kolejne piwo robiłem się bardziej empatyczny. Chwyciłem go za ramię, starając się nie włożyć łokcia w przekąski. Spojrzałem mu w oczy i powiedziałem.
— Większość tych lasek ma pewnie ten sam problem, a chwalą się, by nie wyjść na gorsze. Nie znasz powiedzenia, że krowa, która dużo muczy mało mleka daje? Roześmiał się, a z jego twarzy w końcu zniknął smutek.
— Nic z tego nie rozumiem, jak jestem z nią ciągle się kłócimy, a z Tobą jakoś zawsze miło mija czas.
Jego ręka zsunęła się na moją, po czym delikatnie poklepał mnie i sięgnął po kolejne piwo.
— Wiesz, to dosyć oczywiste. Jestem twoim kumplem. Jest między nami całkiem inna, luźna relacja. Nie mamy wspólnych problemów, ani poważnych planów. Nie możesz porównywać więc do siebie tych odmiennych stosunków. Spostrzegłem, że Adaś znowu posmutniał. Wstał z fotela i usiadł tuż obok mnie. Przysunął się dosyć blisko, objął mnie ręką, pogładził moje plecy, po czym rzekł wzdychając.
— Chciałbym, żeby było inaczej. Po tych słowach wstałem, gdyż wyczułem. iż sprawy obierają dziwny obrót. Chyba za dużo tego alkoholu jak na dzisiaj.
— Adasiu, było bardzo miło. Dziękuję za zaproszenie ale robię się już śpiący i będę wracał do siebie.
Po jego minie widać było, że jest mu trochę głupio. Chciał coś powiedzieć, jednak powstrzymał się i zwyczajnie pokiwał głową na znak, że się zgadza. Wyszedłem z domu i ruszyłem do siebie. Na dworze było już dosyć zimno, więc przyśpieszyłem kroku, by jak najszybciej dostać się do ciepłego domku. Wziąłem prysznic i położyłem się spać. W głowie ciągle słyszałem słowa wypowiedziane przez Adasia "- Chciałbym, żeby było inaczej.” To pewnie przez alkohol, tłumaczyłem sobie w myślach. Ludzie robią i mówią różne, dziwne rzeczy pod wpływem. W każdym razie, postaram się o tym zapomnieć i nieco ograniczyć te nasze wspólne wieczory.
Czat
Obudziłem się jak połamany. Znowu musiałem spać nie tak jak trzeba. A jak śpi się właściwie? W każdym razie mi to nie wychodziło. Pościeliłem łóżko i zrobiłem sobie śniadanie. Spojrzałem na dom wymagający jakiejkolwiek pielęgnacji i zabrałem się do porządków. Pozmywałem naczynia, pozamiatałem i umyłem podłogi. Usunąłem warstwy kurzu z ubogiego asortymentu RTV i AGD, po czym usiadłem by odsapnąć. Dziwne, ale nie przywiązywałem dużej wagi do telefonu komórkowego jak większość ludzi XXI wieku. Tym razem jednak miałem ochotę sprawdzić, czy czasem nie mam jakiejś wiadomości. Zaskoczony dostrzegłem, że mam SMS od Adasia. Nie mniej jednak zaskoczyła mnie sama jego treść.
„Przepraszam, za wczoraj. Dużo wypiłem, poniosło mnie. Mam nadzieję, że nie jesteś zły.” Zamyśliłem się przez chwilę. Całkiem zapomniałem o tym co było wczoraj, przecież mamy dziś, nowy dzień — nowe możliwości. Nie przywiązywałem dużej wagi do tego co było poprzedniego dnia, chyba że miało to jakieś większe konsekwencje. Zapomniałem odpisać na SMS i zabrałem się za łazienkę. Jak ja nienawidzę tego pomieszczenia. Jest ono tak małe a wymaga takiego szorowania, że szybciej wysprzątałbym cały dom. Cóż jak mus to mus — szorujemy! Po tym wielkim sprzątaniu wziąłem prysznic chcąc zmyć z siebie cały ten syf jaki usiadła na mnie przy zamiataniu, myciu podłogi i szorowaniu kibla. Ubrałem się w czyste ciuchy, zaparzyłem kawę, gdy nagle dostrzegłem iż na zegarze laptopa widnieje już godzina 12.10. Jak ten czas szybko leci. Gdyby tak mieć swoją służkę. W sumie „swojego służke”, seksownego i zaradnego — oj to by było coś. Zaoszczędziłbym kupę czasu, do tego miałbym na co popatrzeć. Nie ma co marzyć o głupotach. Otworzyłem więc jak co sobotę gej czat, na którym oczywiście byłem zarejestrowany. Wziąłem łyk kawy i zacząłem przemierzać gałkami ocznymi co lepsze egzemplarze. Ten poza moją ligą, ten ma przyrodzenie w zakładce zdjęcia. Będę chodził z nim czy z jego przyrodzeniem? W sumie, z jednym i drugim ale nie jest ciekawsze zdobywanie czegoś co zakryte? Każdy ma inne podejście, dla mnie jest spalony a swoją drogą ten kawałek drewna jest dosyć krzywy. Roześmiałem się pod nosem. Trans jak dla mnie przeginają. Albo się jest facetem albo kobietą, albo dążysz do bycia jednym albo drugim nie obiema na raz — proste. Biseksualni jak dla mnie ludzie bez oczywistego celu. Nie można im zaufać. Nie ma żadnej pewności, że w środę nie będzie miał ochoty na kobietkę a w czwartek na facecika. Do trwałych związków — jakich szukam — się nie nadają. Ten za daleko, temu się wydaję, że jest lepszy od innych. No nic nie ma co chyba włączę sobie TV. Nagle rozległ się dźwięk znaczący, iż ktoś napisał do mnie nową wiadomość. Otworzyłem więc wiadomość od interesanta. „Cześć, patrzę na Twoje zdjęcia i myślę, że jesteś w moim typie, chciałbym jednak poznać Twoje upodobania, usłyszeć Twój głos, zobaczyć jak zapatrujesz się na przyszłość”. Troszkę dyplomatycznie ale inaczej niż pozostali. Zwykle chodzi o seks tego mimo wszystko wykluczyć nie mogę. Spojrzałem na zdjęcia interesanta. Zdaję się, że przesadzam z tym, że ktoś może być poza moja ligą. Chłopak ten miał bardzo męskie rysy twarzy, głębokie spojrzenie, bardzo ładną, zadbaną sylwetkę a i ubierał się nietuzinkowo. Postanowiłem odpisać. „Bardzo się cieszę, że się Tobie podobam, ponieważ i ty bardzo przypadłeś mi do gustu. Szczerze powiedziawszy uznałbym, że jesteś poza moją ligą, co sprawia, że Twoje zainteresowanie daję mi podwójne szczęście.” Po chwili otrzymałem wiadomość. „Jak ktoś tak przystojny jak Ty, może mieć tak niską samoocenę?” Nie lubię się kłócić więc podkreśliłem, iż rzadko wychodzi mi w miłości i że raczej nie miałem zbyt atrakcyjnych partnerów. Chcąc nie przedłużać czatowania a raczej przejść do sedna zapytałem o miejsce, w którym moglibyśmy się spotkać. W ten usłyszałem dzwonek do drzwi, otworzyłem a w progu stał Adaś. Jego mina wyrażała strach i zakłopotanie.
— Cześć Adasiu, coś się stało? — Zapytałem zdziwiony nagłą wizytą. Wtem przypomniałem sobie, że nie odpisałem na SMS, pewnie myśli, że jestem obrażony.
— Cześć, nie odpisałeś na SMS, może nie odczytałeś, w każdym razie chciałem przeprosić za wczoraj, nie wiem co mi odbiło, mogę wejść? Zaprosiłem go do środka po czym usiadłem przed laptopem. Adaś siedział przede mną z miną błagającą o przebaczenie. To aż tak dla niego ważne? Postanowiłem sprostować.
— Słuchaj Adaś, ja nie pamiętam co było wczoraj, dla mnie liczy się dziś i tylko dziś. Nie mam żadnego żalu ani żadnych wyrzutów było fajnie i tyle. Mam nadzieję, że przestaniesz się tak tym przejmować. Uśmiechnąłem się do niego a on odwzajemnił moją reakcję.
— Dobrze przestanę, to duża ulga. Nie rozumiałem o co mu chodzi ale tak jak wspominałem na różne rzeczy każdy reaguje inaczej. Ja staram się szybko zapominać o tym co było. Adaś wstał z krzesła, które ze względu na swą starość oddało skrzypiący dźwięk, po czym udał się na moją stronę stołu. Dostrzegł, że siedzę na gej czacie. Nie było to dla niego dziwne dobrze wiedział jakiej byłem orientacji. Z dziwnym zainteresowaniem zaczął czytać moje wiadomości. Po chwili zrobił się wściekły i wybiegł z domu trzaskając drzwiami. Zdziwiło mnie to zachowanie, zaintrygowało troszkę, jednak gdy dostrzegłem wiadomość z miejscem spotkania zapomniałem o zaistniałej sytuacji i postanowiłem szykować się do spotkania. Ubrałem najładniejszą z koszul jaką miałem, dżinsowe spodnie z przetarciami, niskie czarne trampki. Wyperfumowałem się — nie przesadzając i udałem się do wyjścia. Wtem na telefonie znów pojawił się numer Adasia. Odebrałem.
— Słuchaj, przepraszam, że tak wybiegłem jesteś moim przyjacielem, nie uważasz, że to niebezpieczne tak spotykać się z nieznajomymi? Jego reakcje coraz bardziej mnie zadziwiały jednak uznałem to za zwykła przyjacielską troskę.
— Adasiu, spotykałem się nie raz z różnymi kolesiami, dziękuję za troskę jednak wiem co robię. Z resztą wiesz jak wyglądam, jestem wysoki mam świetnie zbudowane ciało, znam kilka chwytów z samoobrony, trzeba by było być kimś naprawdę zdolnym żeby dać mi radę. Roześmiałem się do mikrofonu telefonu. Usłyszałem westchnienie Adasia po czym rozłączył się bez odpowiedzi. Schowałem telefon do kieszeni dosyć obcisłych spodni i udałem się na spotkanie z nieznajomym.
Pogoda dopisywała, było słonecznie. Do kawiarni, w której miałem spotkać się z nieznajomym, było zaledwie 300 metrów od mojego domu. Całą drogę zastanawiałem się jak na żywo będzie wyglądał interesant. Czy tak samo jak na zdjęciach, czy też może całkiem inaczej. Jaki ma głos, czy jest uprzejmy, arogancki a może nieśmiały. Otworzyłem drzwi do kawiarni, usiadłem tuż przy oknie, z którego widać było ulicę. Ludzie pędzili po niej jak szaleni, czasem miałem wrażenie, że samochody poruszają się wolniej. Kelnerka przyniosła zamówioną przeze mnie kawę, podziękowałem a ona uśmiechnęła się by być jak najbardziej życzliwą. Wnętrze kawiarni było dosyć przytulne. Zaledwie sześć stolików, dwa dwuosobowe i cztery, czteroosobowe. Na stolikach leżał skromny obrus w czerwono-białą kratę. Na środku wazonik z świeżymi kwiatami. Były to chyba tulipany. W powietrzu unosił się zapach kawy oraz pieczonego ciasta. Dwa odległe stoliki czteroosobowe były zajęte przez grupkę ludzi. Poza tym nikogo nie było. Cierpliwe czekałem, aż pojawi się Pan o nicku „Niespodzianek”. W sumie nie zastanawiałem się nad jego nickiem. Teraz zacząłem snuć teorie, że to może jakiś trans, umawiasz się wszystko okey a potem niespodzianka i sika sobie na siedząco. Moje rozmyślania rozbawiły mnie troszeczkę. Było mi to potrzebne byłem lekko zestresowany. W końcu drzwi kawiarni się otworzyły a do środka wszedł młody mężczyzna, oczywiście elegancko ubrany, spojrzał na mnie swoim głębokim spojrzeniem. Rozpoznał mnie. To dobrze nie będę musiał go wołać przez całą kawiarnię. Co jak co ale nie lubiłem zbytnio zwracać na siebie uwagę. Gdy zbliżał się do mojego stolika, poczułem zapach jego nieziemskich perfum. Myślałem, że zaraz uniosę się z krzesła i pofrunę wodzony wonią za nos w jego stronę. Ocknąłem się jednak szybko, by się przywitać.
— Cześć, Niespodzianek. Roześmiał się.
— Cześć, może od teraz mów mi po prostu Maks. Nie zaoponowałem, odpowiadało mi to dużo bardziej niż zwracanie się po nicku z czatu. Przedstawiłem się mu również po czym wziąłem łyk kawy. Do stolika podeszła kelnerka, zerknęła na mnie, po czym spojrzała na Maksa. Zanim zapytała czy coś podać, dwukrotnie obejrzała nas oboje. Gdybym potrafił czytać w jej myślach zapewne usłyszałbym jak zadaje sobie pytanie, — geje? Lecz mogę się mylić. Maks zamówił kawę a kelnerka udała się w stronę kuchni.
— Bardzo ładnie wyglądasz. Wracasz z pracy czy zawsze ubierasz się tak elegancko? — Zapytałem wskazując ręką na ubiór Maksa. Miałem nadzieję, że nie jest jakimś sztywniakiem, że czasem potrafi wrzucić na luz.
— Nie no coś ty, nie ubieram się tak na co dzień. To taki roboczy out fit. Jako kierownik firmy reklamowej muszę wyglądać poważnie. To fakt przecież nie będzie latał w dresie — pomyślałem.
— Może nie gadajmy o pracy. Dodałem chcąc odsunąć ten temat jak najdalej. Nie miałem się zbytnio czym pochwalić. Zapierniczałem w fabryce obuwia, za marne grosze. Mój out fit roboczy mógłby robić za szmatę do podłogi a nie jako wyjściowy na spotkanie w kawiarni.
— No dobrze o czym chcesz porozmawiać? — Zapytał przesuwając wazonik z kwiatami, dzięki czemu łatwiej było nam zachować kontakt wzrokowy.
— Super mam wolną rękę mogę pytać o co zechce. — Pomyślałem
— Miałeś już chłopaka, byłeś już w jakimś związku? Jego mina posmutniała. Chyba uderzyłem w jakiś czuły punkt. Mimo wszystko chciałem usłyszeć odpowiedź.
— Tak, byłem. Pokłóciłem się z chłopakiem. Mieliśmy odmienne zdanie w jednej kwestii. Uważałem, że na za dużo sobie pozwala. Nie rozumiał chyba mojego pojęcia związku. Nie rozumiał jego pojęcia związku? Czy warto o to pytać? Odpuszczę sobie drążenie dalej tego tematu, gdyż atmosfera robiła się zbyt poważna. Czułem się bardzo niekomfortowo. Na szczęście tą poważną zawiesinę rozgoniła kelnerka, która przyniosła kawę zamówioną przez Maksa.
— Przykro mi, że Wam nie wyszło. Tak bywa, że czasem różnice zdań i poglądów rujnują związki. Nie ma co budować miłości na lichych fundamentach. Maks uśmiechnął się, że popieram jego zdanie. Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Zaczynało mi się trochę nudzić. Nie wiedziałem o co pytać a on sam siedział i szukał tematów w głowie. Postanowiłem podgrzać atmosferę.
— Wiesz co? Bardzo mi się podobasz. Masz takie męskie rysy twarzy. Ten zarost — pogładziłem go po brodzie, — taki zadbany. Gdy tak patrzysz na mnie swym głębokim spojrzeniem robi się mi bardzo przyjemnie. Szczerze chciałbym poczuć Twoje ciepło i miękkość Twoich ust. Nie zawstydzałem go ani trochę. Był całkiem świadomy swojej urody i atrakcyjności. Czekałem na jego ruch. Uśmiechnął się szeroko po czym zaproponował czy byśmy nie oddalili się w jakiejś bardziej wyobcowane miejsce. Po chwili namysłu uznaliśmy, że jego dom będzie właściwy. Wsiedliśmy do czarnego audi po czym ruszyliśmy w drogę. Maks zapuścił radio. Nie zwracałem uwagi na muzykę, lecz przyglądałem się jego idealnym rysom twarzy. Raz od czasu zerkał na mnie a jego ręka wędrowała na moje kolano. Podobały mi się te delikatnie czułości, jednak nie chciałem by wyobrażał sobie za wiele. Droga minęła dosyć szybko, mimo że jechał dosyć ostrożnie, tak jak lubię. Wysiedliśmy z samochodu a moim oczom ukazał się duży ogród, z idealnie przystrzyżonym żywopłotem. Przeszliśmy przez ten tunel zieleni, by dotrzeć do drzwi domu. Maks wyjął klucze, otworzył drzwi i skinął ręką na znak bym wszedł do środka. To co zobaczyłem zaparło mi dech w piersiach. Dom był ogromny, wielki hol, z prawej i lewej strony idące półłukiem białe schody prowadzące na drugie piętro. Na środku, hen wysoko na suficie wisiał kryształowy a przynajmniej na taki wyglądał — żyrandol. My skręciliśmy w lewą stronę na parterze. Weszliśmy do salonu. Na środku leżał duży biały dywan, tuż obok stała sofa a naprzeciw niej szklany stół. Na ścianie wisiało mnóstwo obrazów oraz wielki plazmowy telewizor z podłączonym kinem domowym. Maks poszedł zrobić drinki a ja usiadłem i podziwiałem pomieszczenie. Nie zdążyłem ogarnąć jeszcze wszystkich elementów, gdy tuż obok mnie usiadł już Maks z zimnym drinkiem. Wziąłem kolorowy trunek a on pogładził mnie po szyi. Poczułem dreszcze gdyż jego palce były zimne, pewnie od lodu. Zauważył to więc przestał. Zrobiło mi się gorąco. Napiłem się więc kolorowego drinka dla ochłodzenia. O dziwo w ogóle nie było czuć w nim wódki. Był bardzo smaczny, nie wiem jak uzyskał trzy kolorowego drinka. Pierwsza warstwa była pomarańczowa, pod nią zielona a sam spód był błękitny. Przestałem rozmyślać nad konsystencją drinka, położyłem go na stoliku. Maks także odłożył swoją szklankę. Zbliżył się do mnie, pogładził delikatnie szyję po czym przyłożył do niej swe usta. Było mi coraz bardziej ciepło. Lewą ręką gładził moje kolana, a jego usta po chwili dotykały moich ust. Były one tak miękkie, soczyste. Zaczęliśmy się całować namiętnie, masować się językiem, a jego ręka coraz bardziej zbliżała się do mojego krocza. W tym momencie przerwałem to, stanowczo odpychając go od siebie. Jego zdziwiona mina wyrażała równocześnie gniew i zakłopotanie.
— Coś nie tak? Zapytał Maks oczekując wyjaśnień. Nie chciałem przecież z nim uprawiać seksu po kilku godzinach znajomości. Zależało mi owszem na bliskości ale ograniczonej do przytulania i całowania po za tym nic więcej.
— Słuchaj Maks, przepraszam Cię. Nie jestem tutaj po to by uprawiać seks. Posuwamy się za daleko.
Maks roześmiał się ironicznie po czym wybuchając powiedział
— Nawet nie zaczęliśmy się posuwać!
Był rozwścieczony, czar prysł. Nie był już miły, niewinny, jego twarz trzaskała piorunami a wzrok tym razem przeszywał jak sztylet. Po chwili poczułem ucisk na mojej szyi, tak silny, że nie mogłem wydusić słowa. W jego oczach pełnych szaleństwa widziałem swoją twarz, zaczynało mi mroczyć w oczach. Robiło się coraz ciemniej ledwo widziałem już jego twarz. Próbowałem go przewrócić nieskutecznie, nagle dostrzegłem, że dosięgam do szklanki z drinkiem, szybkim ruchem porwałem ją i uderzyłem go w głowę. Stracił przytomność a ja w końcu wziąłem oddech. Podbiegłem do drzwi, nie ubierałem już nawet butów. W skarpetach przebiegłem przez ogród i podbiegłem do ulicy. Przechodnie patrzyli na mnie jak na świra. Jednak miałem to gdzieś. W końcu jednak ubrałem buty wiedząc, że jestem już dosyć daleko od domu tego psychopaty. Zebrałem się w garść i naglę poczułem okropny żar wściekłości, furię. Miałem ochotę wrócić się do niego i skopać mu to bogate dupsko. Miał przewagę, zauroczył mnie i zaatakował niespodziewanie — w innej sytuacji pożałowałby tego ruchu. Wyżyłem się na ulicznym koszu na śmieci, zostawiłem na nim kilka wgnieceń, na szczęście nikogo nie było w zasięgu wzroku, więc nie dostane mandatu. Miałem nadzieję, że ruszy za mną samochodem a wtedy pokazałbym mu, że ze mną się nie zadziera. Nie lubię kłopotów ale w zaistniałej sytuacji miałbym to gdzieś. Wściekłość powoli przechodziła i przeradzała się w żal. Przypomniały mi się słowa Adasia „nie uważasz, że to niebezpieczne tak spotykać się z nieznajomymi?”. Wtedy poczułem chęć zadzwonienia do niego by opowiedzieć co się stało. Wybrałem numer, słychać sygnał, jeden, drugi, odebrał.
— Halo, co jest? Wszystko w porządku? Nie wiem co się ze mną stało ale gdy usłyszałem jego głos, w gardle pojawiła mi się gula, przez którą nie potrafiłem wydusić ani słowa. Po policzku popłynęła mi łza, otarłem ją po czym dałem mu znać, że wszystko w porządku. Miałem nadzieję, że uwierzy choć drżał mi głos. Wyłączyłem telefon, lecz uprzednio napisałem SMS do Adasia, że zadzwoniłem do niego przypadkiem. Nie chciałem by się martwił, w końcu mnie ostrzegał. To moja wina i poniosę konsekwencje źle podjętej decyzji. W głowie krążyły mi słowa ”Należało Ci się!”, „Niech to będzie dla Ciebie nauczka!”. Droga do domu dłużyła się mi strasznie, jednak ten spacer był mi jak najbardziej potrzebny. Po drodze kupiłem sobie czteropak piwa. Wypije je szybko i pójdę spać. Nie jestem już nawet głodny. Chce po prostu zapomnieć o tym dniu. W końcu w zasięgu wzroku dostrzegłem drzwi od domu. Szukając kluczy, poczułem nagły ból z tyłu głowy, drzwi zniknęły za czarną kurtyną powiek i padłem na ziemię.
Pod nosem
— Co się stało? Słyszysz mnie! Halo!! Poczułem, że ktoś szarpie mnie za koszulę. To Adaś, zaborczo próbował mnie ocucić. — Co ty się tak schlałeś, że do domu dotrzeć nie mogłeś? Myślałem, że żartuje jednak jego twarz nie była roześmiana, wręcz przeciwnie — był przerażony. Poczułem jak pulsuje mi tył czaszki, złapałem się za głowę i zasyczałem z bólu. — Boli Cie głowa? Wszystko w porządku? Adaś kontynuował przesłuchanie. — Tak wszystko w porządku, niewygodne to leżenie na chłodnej ziemi, wybrałem kiepski kamień pod głowę. Adaś szybko wyczuł moją ironię. — Dobra chodź pomogę Ci, opowiesz mi wszystko w domu. Nie miałem siły się kłócić, pozwoliłem się więc zabrać z nim pod pachę i udaliśmy się do mojego domu. Sięgnąłem po klucze do kieszeni, podałem Adasiowi i weszliśmy do środka. Uznałem, że już sam trafie na kanapę, więc Adaś poszedł po wodę do kuchni oznajmiając, że zaraz wróci. Starałem się poukładać myśli, ból głowy wytracał mnie z wszech ogarniającej mnie wściekłości. Czy to możliwe, że ten imbecyl, psychopata, śledził mnie aż do domu? Znowu udało się mu mnie zaskoczyć. Moje rozmyślania przerwał Adaś, który niósł ze sobą szklankę wody oraz zamoczoną szmatkę. Skąd on ją wziął? Już nie ogarniam nawet co mam w domu. Położył mi zimny okład na głowę i podał wodę. — Nie chcę tej wody, otwórz lepiej piwo, to mi bardziej pomoże. Adaś spojrzał na foliową torebkę z czteropakiem piwa. Nie kłócąc się, podał mi piwo. — Sobie też otwórz, nie będę sam pił. Uznałem, że i jemu przyda się trochę promili, by ogarnąć to co mam do opowiedzenia. — Powiesz mi w końcu co się stało? Nalegał gorliwie. — Tak… Wziąłem łyk piwa i zacząłem opowiadać co przydarzyło mi się kilka godzin temu. Gdy doszedłem do końca tej nieszczęsnej opowieści, widziałem jak Adaś zaciska pięści, aż odznaczały się na nich ślady wbijanych paznokci. Był rozwścieczony, lecz miałem dość wściekłych kolesi jak na dzisiejszy dzień. — Uspokój się Adaś! Chcesz mi w jakiś sposób pomóc to uspokój się! Mam dość nerwów na dzisiaj. Wykrzyczałem mu prosto w twarz — poskutkowało. Uspokoił się na tyle, że byłem w stanie to znosić. — Jak mam się uspokoić? Jakiś psychol chciał Cie udusić, najprawdopodobniej zaatakował Cie przed domem, więc pewnie wie też gdzie mieszkasz, do tego nie poniesie żadnych konsekwencji a ja mam być spokojny? Podobało mi się jego zaangażowanie, szczerze nie chciałem być tej nocy sam. Docierało powoli do mnie, że ten koleś jest niebezpieczny no i psychicznie sprytny, w końcu dwa razy udało się mu mnie zaskoczyć. — Po prostu się uspokój poradzę sobie. Wymamrotałem pod nosem, rzuciłem fałszywy uśmiech i odwróciłem wzrok. Nie tak łatwo było go jednak oszukać. Widział, że się martwię — Słuchaj myślę, że nie ma sensu abyś został dzisiaj w domu sam. Jeśli pozwolisz zostanę tutaj na noc. Prześpię się na kanapie. Karolina jest u przyjaciółki i zostaje tam na noc. Mimo, że jego plan był wręcz perfekcyjny a jego obecność dawała mi jakieś poczucie bezpieczeństwa — nie chciałem robić kłopotu. — Słuchaj nie chce Ci robić kłopotu, naprawdę sobie poradzę, kanapa jest niewygodna, lepiej Ci będzie u siebie w domu. W głębi duszy wiedziałem, że się nie zgodzi ale zawsze warto spróbować. Adaś roześmiał się. — Nie bądź głupi, jak ja miałem problem słuchałeś mnie i nie narzekałeś, nie zostawię przyjaciela w takiej sytuacji, tylko dlatego, że czeka mnie niewygodna noc na kanapie. Z resztą odkąd często kłócę się z Karoliną, wiele nocy spędzam na kanapie — można więc rzec, że jestem przyzwyczajony. Pozwoliłem mu zatem zostać. Podałem mu pościel i poszedłem pod prysznic. Zamknąłem na chwilę oczy by przemyć twarz. Jak piorun z nieba w głowie zaczęły mi błyskać obrazy z dzisiejszego dnia. Szaleńczy wzrok Maksa, wzrok przechodniów, czułem jakby nadal się na mnie gapili. Szorowałem skórę jakbym chciał zdrapać zapach tego psychopaty. Wyszedłem spod prysznica, ubrałem się i ruszyłem w stronę kuchni, z której dochodził dźwięk krzątaniny. Zabiło mi szybciej serce. Dopiero teraz dostrzegłem, że strasznie panikuję. To zdarzenie wryło mi się w moją podświadomość. Powoli wychyliłem się zza witryny, wypuściłem wstrzymany oddech. To tylko Adaś, robił coś do jedzenia. Zauważył mnie. -Myślę, że powinieneś coś zjeść, nie masz zbyt dużego wyboru w lodówce, więc zrobiłem jajecznicę. Siadaj nałożę Ci. Z natłoku zdarzeń zapomniałem, że prawie nic nie jadłem, jednak zapach dania tak pobudził moje soki żołądkowe, że wyraźnie usłyszałem jak burczy mi w brzuchu. Usłyszał to chyba także Adaś, który roześmiał się pod nosem. Położył przede mną talerz, nałożył jajecznice, którą wsunąłem z wielkim smakiem. Adaś obserwował mnie cały czas. W normalnej sytuacji irytowało by mnie to strasznie jednak dzisiaj było mi wszystko jedno. Pozmywałem po sobie talerz i udałem się do swojego łóżka. — Dobranoc, śpij dobrze! Krzyknął Adaś gdy mijałem kuchenne drzwi. — Dobranoc, nawzajem! Odkrzyknąłem. Nie zawracałem sobie już głowy myciem zębów, wsunąłem się szybkim ruchem pod kołdrę, wtuliłem się w nią i czekałem, aż nadejdzie sen. Nie musiałem zbyt długo czekać, po chwili czułem jak odpływam. Nagle na policzku poczułem delikatne, wilgotne muśnięcie, jakby pocałunek a chwilę potem odpłynąłem.
Klif
Idąc po plaży czułem jak cieplutki piasek otula moje bose stopy. Słońce zerkało raz po raz na mnie spoza chmur i całowało w policzki łagodnie swoimi promieniami. Szum morza koił, uspokajał a kropelki słonej wody spadały raz po raz na me ciało walcząc z pocałunkami słońca. Czułem głęboki spokój, plaża była pusta tylko ja, słońce, piasek i morze. W oddali dostrzegłem wejście do lasu. Czułem, że muszę tam wejść. Las był gęsty i ciemny mimo wszystko ruszyłem jego ścieżkami. Robiło się coraz chłodniej. Dostrzegłem, że na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Zacząłem pocierać ramiona chcąc choć trochę się ogrzać. Las tak jak i plaża był pusty. Myślę, że w tej gęstwinie i tak nie można by było się poruszać, może to dlatego nikogo nie ma? Droga była kręta, czułem się jakbym szedł slalomem, była ona piaszczysta i gładka. Nie było na niej ani jednego kamienia, patyka, liści, igieł a nawet innych śladów. W głębi duszy zacząłem zastanawiać po co idę właśnie tą ścieżką, gdzie podążam? Usłyszałem szept myśli, które powtarzały Do celu! Do celu! Nie chcąc sprzeczać się z nimi pozostawiłem wybór moim nogą, które ochoczo podążały „Do celu”. Naglę poczułem, że serce w mojej klatce bije coraz szybciej a nogi poruszają się szybciej i szybciej, zanim dostrzegłem co się dzieję, mój spacer zmienił się w bieg. Napadło mnie nagle poczucie iż muszę zdążyć zanim będzie za późno, ledwo brałem oddech ale nie mogłem się zatrzymać to było ważne. Myśli powtarzały „Zanim będzie za późno, zanim będzie…". Las zaczął się kończyć, a ja wybiegłem w końcu na klif. Na skale na samym skraju siedział mężczyzna. Twarz zatopioną miał w dłoniach i płakał. Na chwilę przerwał szlochanie i zaczął krzyczeć w morze. — Mam dość! Mam tego wszystkiego dość, kocham a nie mogę być kochany. Kocham niewłaściwie. Kocham nierealnie. Miłość mnie zawodzi, miłości mi szkodzi, miłość zabiera ze mnie uczucie, torturuje przez serca kłucie. Mam dość twej obecności, litości proszę litości! Zadziwił mnie ten liryczny monolog, stałem z otwartą buzią, a łza kręciła mi się w oku. Postać znów zaczęła płakać. Targało mnie uczucie, jakaś dziwna powinność, że muszę tam podejść i chociaż zapytać o co chodzi, czy mogę jakoś pomóc. Podniosłem nogę chcąc wykonać krok naprzód, jednak stałem jak sparaliżowany. Mężczyzna lekko przekręcił głowę w moją stronę po czym zaczął się śmiać, najpierw cicho a potem coraz głośniej i głośniej. Oniemiałem. Po chwili obrócił głowę z powrotem w stronę morza. Byłem przerażony. Serce znów zaczęło mi szybciej bić chciałem uciekać, lecz nogi nadal odmawiały posłuszeństwa. Postać znów rozpoczęła monolog — Jedyne lekarstwo, na serce me rozbite, szatą przyjaźni jest okryte, szaty tej nie potrafię zdjąć, czas w śmierci ramiona swe życie pchnąć. Po tych słowach wstał, rozłożył ręce na bok, a łzy padały raz po raz na suchy piasek. Zbliżył się do krawędzi klifu i nagle obrócił się plecami do morza, kierując swój wzrok na mnie. Jego twarz była rozmazana. Po chwili zaczął mi machać na pożegnanie, zrozumiałem, że chce się zabić, ruszyłem w jego stronę. W końcu nogi mnie posłuchały, lecz było już za późno. Mężczyzna przechylił się w do tyłu i oddał się w objęcia śmiercionośnej przepaści. Zrozpaczony podbiegłem do krawędzi klifu spojrzałem w dół i wtem dostrzegłem twarz mężczyzny. Poczułem ogromny ból w klatce piersiowej, jakby serce pękło mi na pół. Łzy zalewały mi twarz, spływały po wargach a z brody lał się słony strumień rozpaczy. W kałuży krwi a raczej czerwonego piasku leżał Adaś. Na jego twarzy malował się uśmiech. Upadłem na kolana zadając sobie pytanie, dlaczego? Powiedz dlaczego?? Zacząłem krzyczeć, wyć z bólu, gdy nagle ktoś poklepał mnie po ramieniu. Z przerażeniem dostrzegłem Maksa, który z szyderczym uśmiechem wyglądał jak wcielenie diabła. Pochwycił mnie za ramiona a czułem jak jego szpony przebijają mi skórę. Wbił we mnie swój szalony wzrok, po czym pchnął mnie w przepaść, mój krzyk a jego śmiech na przemian się pokrywały. Widziałem jak zbliżam się coraz bliżej ciała Adasia. Poczułem uderzenie i usłyszałem trzask łamiących się kości. Spojrzałem w zamknięte oczy Adasia, czułem, że umieram. Ulatywało ze mnie życie, a szum morza był coraz głośniejszy. Traciłem obraz, coraz więcej czarnych plam pojawiało się na twarzy Adasia. Nagle jego oczy otworzyły się a ręce przytuliły mnie do siebie. Przerażony wydałem ostatni krzyk, po czym obudziłem się zalany potem na podłodze tuż obok łóżka. Cóż za przerażający sen, serce waliło mi jak oszalałe, spojrzałem na zegarek. Była 7 rano, nie miałem zamiaru już iść spać, usiadłem na łóżku i próbowałem się uspokoić. To tylko sen, to tylko sen…
Niedziela
W końcu udało mi się złapać umysłowo-fizyczną równowagę. Starałem się zapomnieć o tym dziwnym śnie i udałem się do kuchni by zaparzyć sobie kawę. Jak się okazało nie było takiej potrzeby. Już wychodząc z pokoju czułem zapach kawy, który odprowadził mnie do kuchni. Na stole leżały kanapki a za stołem siedział prze szczęśliwy Adaś. Uśmiechnął się życzliwie po czym rzekł — Myślę, że po tak wyczerpującym wczorajszym dniu przyda Ci się porządne śniadanie. Byłem zdziwiony, że nadal jest u mnie w domu jednak wcale mi to nie przeszkadzało. Szczerze powiedziawszy rzadko jadałem śniadania. Zazwyczaj wypijałem kawę i tak aż do obiadu. — Wiesz, tak się zastanawiam… Karolina nie będzie zła, że nie wróciłeś jeszcze do domu? Zapytałem zaciekawiony. — Nie będzie zła, ponieważ wróci dopiero wieczorem. W jego głosie wyczułem, że jest podenerwowany. — Aha...no dobrze ale nie niepokoi Cie to, że ona coś dość często wychodzi do koleżanki i wraca bardzo późno. Ciągnąłem dalej temat, gdyż wyraźnie widziałem, że jest zmartwiony tym faktem. — Trochę się martwię ale wiesz jej koleżanka zawsze potwierdza, że były tam i tu, że w nocy piły wino i oglądały jakieś smętne filmy. Po co miałaby mnie okłamywać, z resztą ufam jej. — No dobrze, nie będę już taki wścibski, zostawmy ten temat. Zakończyłem dyskusję i zabrałem się do zmywania naczyń. Podziękowałem Adasiowi za śniadanie i za to, że został ze mną po czym pożegnałem się z nim a on udał się do swojego domu. Postanowiłem, że wybiorę się dzisiaj na spacer. Pogoda była idealna na przechadzkę. Niebo było błękitne bez ani jednej chmurki, wiał tylko lekko wiatr. Ubrałem buty i ruszyłem w drogę. Do parku miałem zaledwie parę kroków, więc zanim się obejrzałem byłem już otoczony zielenią tutejszej przyrody. Idąc krętymi ścieżkami rozmyślałem nad Adasiem i Karoliną. Od dłuższego czasu rzadko ze sobą przebywają. Karolina często sypia poza domem, Adaś coraz dłużej zostaje w pracy. Czyżby zamierzali się rozstać? Wyglądało to tak jakby Adasiowi jednak na niej zależało.Może ona chcę się z nim rozstać? Mnóstwo pytań a zero odpowiedzi. W każdym razie widać jak na dłoni, że nie za bardzo się im układa. W parku pojawiało się coraz więcej ludzi, nie tylko ja wpadłem na pomysł z spacerem, z resztą w taką pogodę aż prosi się wyjść z domu. Mój 30 minutowy spacer dobiegał końca postanowiłem iż udam się do pobliskiego sklepu by kupić produkty na obiad. Wyszedłem więc z otaczającej mnie zieleni by wkroczyć na szare ulice miasteczka. Minąłem bloki, przebiegłem przez ulicę i wszedłem do sklepu. Drzwi pobudziły dzwonek sygnalizujący, że wszedł klient. Ekspedientka uśmiechnęła się szeroko i przywitała łagodnym — Dzień Dobry! Powitałem panią sprzedawczynię i udałem się w głąb sklepu. Na obiad zrobię sobie kurczaka, podszedłem więc do działu mięsnego i kupiłem dorodnego kuraka. Obróciłem się na pięcie i zderzyłem z jakaś kobietą. Była to Karolina. — Co ty tu robisz? Nie miałaś wrócić wieczorem? Zapytałem zdziwiony, w końcu Adaś mówił, że wróci dopiero wieczorem. — A wiesz miałam trochę załatwień związanych z pracą ale wyrobiłam się wcześniej. W jej głosie dostrzegłem zakłopotanie. Nie zdziwiło mnie to ani trochę. Przecież mówiła Adasiowi, że była u koleżanki a teraz mi tu opowiada o jakiś sprawach biznesowych? Coś tu śmierdziało ściemą ale nie miałem zamiaru z nią o tym rozmawiać. Szybko przybrałem pogodną minę i odpowiedziałem — A no tak Adaś mówił, to super, że szybciej się wyrobiłaś trochę czasu spędzicie razem, bo wiesz trochę mu Ciebie brakuje. Jej twarz była taka obojętna, zamyśliła się po czym dodała — No tak… Nie miałem ochoty dłużej z nią rozmawiać więc pożegnałem się, kupiłem przyprawy i poszedłem do domu. Chciałem pogadać z Adasiem o tym co powiedziała mi w sklepie Karolina, lecz nie chciałem zawracać mu głowy przez te kilka godzin, które mogą w końcu spędzić razem. Zabrałem się więc do kurczaka, przyprawiłem go porządnie i wstawiłem do piekarnika. W między czasie zrobiłem sobie herbatę i usiadłem na kanapie. Obejrzałem kilka głupich ale jakże życiowych programów paradokumentalnych i poszedłem wyjąć kurczaka. Odciąłem znaczną część mięsa i zjadłem z dumą, że wyszedł mi całkiem niezły. Strasznie nudna ta Niedziela — pomyślałem. Słońce już po woli zachodziło za horyzontem a ja robiłem się coraz bardziej śpiący. Wziąłem prysznic, pościeliłem łóżko i położyłem się spać, słyszałem, że na telefon przyszła mi jakaś wiadomość lecz postanowiłem, że odczytam jutro. Zamknąłem więc oczy i oddałem się w objęcia Morfeusza.
SMS