Baśń tę dedykuję mojemu Bratu —
Leszkowi Koniarskiemu
***
W dawnych czasach, w Księstwie Kolorowych Ogrodów, żyła sobie wraz z rodzicami i młodszym bratem Lendiuszem, kasztanowłosa księżniczka o imieniu Malwina.
Mama-Księżna była wróżką i czasami robiła swoim dzieciom bardzo miłe prezenty. Tym to sposobem księżniczka i książę otrzymali od niej niegdyś trzy czarodziejskie zwierzątka mówiące ludzkim głosem: Sowę Śpioszkę, Pająka Łobuziaka i Świerszcza Grajka. Stworzonka często dotrzymywały Malwinie i Lendiuszowi towarzystwa, bawiły się z nimi, rozmawiały, a czasem nawet pomagały im w trudnych sytuacjach.
Książęca rodzina wiodła spokojne życie, ale od czasu do czasu spokój zakłócał jej mieszkający w niedalekim sąsiedztwie czarnoksiężnik Tridios. To hałasował w niebogłosy, to powodował silne podmuchy wiatru, to znów płoszył leśne zwierzęta tak, że wbiegały na oślep wprost do książęcego ogrodu.
Jednakże Mama-Księżna zapewniała dzieci, że Tridios jest wprawdzie uciążliwy, ale nieszkodliwy, czyli nie ma powodów do strachu. Tak więc Malwina i Lendiusz starali się nie przejmować, gdy czarnoksiężnik dawał o sobie znać.
I tak mijały lata… Pewnego dnia, w piękne lipcowe popołudnie, rodzeństwo wraz ze zwierzątkami siedziało na ławeczce w ogrodzie i rozmawiało o zbliżających się osiemnastych urodzinach Lendiusza.
— Jak się czujesz, braciszku, tuż przed dniem, w którym staniesz się dorosły? — spytała Malwina.
— Trochę dziwnie, ale chyba moje życie będzie wyglądało podobnie jak do tej pory — odparł Lendiusz. — A twoje jakoś się zmieniło rok temu? — spytał po chwili, nawiązując do osiemnastych urodzin Malwiny.
Słysząc to pytanie, Pająk Łobuziak wtrącił się do rozmowy:
— Oczywiście, że się zmieniło! Od roku Malwinka śpi na poduszeczce obleczonej w poszewkę, którą sam dla niej utkałem!
Świerszcz Grajek poruszył się i też poczuł się w obowiązku zabrać głos:
— Masz rację, Łobuziaku. Ja też od roku umilam naszej Malwince życie swoją piękną grą na skrzypcach.
Słysząc to Pająk zaśmiał się głośno.
— To swoje rzępolenie nazywasz grą?!
— Jesteś złośliwy! — obruszył się na to Świerszcz.
Malwina, która do tej pory przysłuchiwała się z uśmiechem tej rozmowie, odezwała się do Łobuziaka:
— Grajek ma rację, nie możesz być taki dokuczliwy.
Na to Sowa Śpioszka, która drzemała na pobliskiej gałęzi, przebudziła się i momentalnie zaczęła przemawiać:
— Dokuczliwy? Tak, to prawda. Dokuczliwy Tridios rozsypał ostatnio pełno robaków w altance obok lasu.
Wszyscy zaśmiali się dobrodusznie, tylko zdegustowany sytuacją Pająk Łobuziak odezwał się tymi słowami:
— Co ty tam znowu bredzisz, ptaszyno? My tu o poważnych sprawach dyskutujemy, a ty jak zwykle odzywasz się nie na temat!
— Oj, Łobuziaku, Łobuziaku! — Malwina pokręciła głową z dezaprobatą. — Przecież wiesz, że Śpioszka czuwa tylko w nocy, a w dzień śpi. Powinieneś być bardziej wyrozumiały dla swoich przyjaciół.
— No dobrze, Malwinko. Postaram się specjalnie dla ciebie — odmruknął niezadowolony Pająk Łobuziak.
I gdy tak sobie cała piątka rozmawiała, nagle zerwał się silny wiatr i oto oczom wszystkich ukazała się ubrana na czarno, młoda lecz niesmowita postać — był to Tridios we własnej osobie.
— Ojej! — wykrzyknęła wystraszona Malwina i złapała za rękę Lendiusza, a wszystkie zwierzątka schowały się za jego placami.
— Nie bój się siostrzyczko — uspokajał ją brat. — Pamiętasz co mówiła nasza Mama? Że nie ma się co bać…
Jednak łatwo było to mówić Lendiuszowi. Zalękniona księżniczka po raz pierwszy znalazła się tak blisko czarnoksiężnika.
— Braciszku, widzisz jak on na mnie dziwnie patrzy?! — wyszeptała z trwogą.
— A teraz także na mnie — odezwał się na to cichutko Lendiusz.
I rzeczywiście, czarnoksiężnik miał iskrzące się, czarne oczyska i patrzył na rodzeństwo jakby chciał je porazić błyskawicami.
— Czego od nas chcesz, Tridiosie? — zapytał trwożliwie Lendiusz.
— Przybyłem tu po ciebie — odparł na to stanowczym głosem czarnoksiężnik i zanim Lendiusz zdążył mrugnąć okiem, już stał splątany grubym sznurem obok Tridiosa.
— Braciszku!!! — wykrzyknęła rozpaczliwie Malwina, ale na próżno, bo oto chwilę później po obu postaciach pozostał już tylko słabnący szum wiatru.
— Mamo!!!! — zawołała księżniczka i szybko pobiegła w stronę pałacu, a za nią pośpiesznie podążyły zwierzątka. — Mamo!!!
Malwina wbiegła na korytarz, po czym skierowała się do komnaty Księżnej.
— Co się stało, Malwinko?! — zaniepokoiła się Mama, widząc córkę w takim stanie.
— Lendiusz… — zaczęła księżniczka, ale zabrakło jej tchu.
— Co się stało Lendiuszowi?! — Księżna skłaniała córkę do szybkiej odpowiedzi.
— Porwał go Tridios!!!
— Co takiego?! — nie dowierzała Mama.
— A mówiłaś, że on jest nieszkodliwy! — wykrzyknęła z wyrzutem Malwina i rozpłakała się. — Zrób coś! Przecież jesteś wróżką!
Mama przytuliła mocno córkę i próbowała ją uspokoić:
— Zaraz zacznę działać, kochanie. Postaraj się nie martwić.
W tym momencie odezwał się Pająk Łobuziak:
— A to wszystko przez ciebie, Śpioszko! Bo wywołałaś Tridiosa jak wilka z lasu, tym swoim bezsensownym gadaniem!
Na to Sowa Śpioszka rozpłakała się rzewnyni łzami.
— Ja nie chciałam! — załkała.
— A teraz Lendiusz przez ciebie jest u tego podłego Tridiosa! — oskarżał ją dalej Pająk Łobuziak.
— Stop! Koniec Łobuziaku! — zdenerwowała się na to Malwina odwracając się do stworzonek. — Ani słowa więcej! To nie wina Śpioszki! Przeproś ją natychmiast!
Pająk spojrzał na księżniczkę wyraźnie niezadowolony.
— Ale ona… — próbował bronić swoich racji, lecz Malwina gestem pokazała mu, że ma się uciszyć.
— Powiedz: przepraszam — mówiła nieugięta. — Śpioszce jest teraz bardzo przykro.
— No dobra — skapitulował Pająk i patrząc na Sowę powiedział niechętnie: — Przepraszam.
Śpioszka zachlipała i skrzydełkami otarła łzy ze swoich wielkich oczu, po czym ziewnęła i zasnęła.
A w międzyczasie Księżna usiadła na sofie i, w geście zmartwienia, schowała głowę w dłoniach.
— Mamo, czy na pewno możesz uwolnić Lendiusza? –widząc to księżniczka zapytała z powątpiewaniem.
— Tak, tak, Malwinko — odparła Mama z westchnieniem. — Muszę pomyśleć. Zostawcie mnie samą, proszę.
— Dobrze, Mamo. — Malwina dała znak zwierzątkom i wszyscy cichutko wyszli z komnaty.
***
Następnego dnia Mama-Księżna udała się do pałacu czarnoksiężnika Tridiosa, by przekonać go do uwolnienia Lendiusza. Wszyscy spodziewali się, że szczęśliwie wróci z synem, jednak już po godzinie Księżna wróciła sama.
— Co się stało? Gdzie Lendiusz? — spytał zaniepokojony Tata-Książę.
— No właśnie, Mamo, dlaczego nie ma z tobą Lendiusza? — podchwyciła Malwina.
Księżna westchnęla tylko, po czym sięgnęła do torebeczki i wyjęła z niej poskładany papier.
— To list do ciebie, Malwinko — rzekła wyciagając do córki dłoń z pismem.
— Do mnie?! — zdziwiła się księżniczka i z niedowierzaniem wzięła od Mamy list. Przełamała pieczęć i rozłożyła papier, a wszyscy zamarli w oczekiwaniu.
— Malwino — księżniczka rozpoczęła czytanie — tylko Ty możesz uwolnić swojego brata. Zapraszam Cię do mojego Księstwa Czterech Jaskiń. W każdej jaskini ukryłem po jednym listku koniczyny. Twoim zadaniem jest zebrać wszystkie cztery i rozwiązać hasło. Wtedy dowiesz się, co masz zrobić, żeby odzyskać brata.
Malwina skończyła czytać i zapadła cisza.
— Co za podlec! — wykrzyknęła po chwili — Podchodów i łamigłówek mu się zachciało!
Rodzice księżniczki prawdopodobnie też byli tego zdania, gdyż oboje znacząco pokiwali głowami.
— Po co mu to?! — Tata-Książę zachodził w głowę. — Chyba się nudzi i sprawdza czy jesteśmy inteligentną rodziną!
— A ty, kochanie — zwrócił się do żony — nie możesz użyć swoich mocy, żeby odebrać mu naszego syna?
— Niestety, już próbowałam i wszystko na nic. On jest potężniejszy — odparła księżna, zrezygnowana.
Malwina patrzyła na rodziców i próbowała zebrać myśli. „Teraz nie ma się co zastanawiać, tylko trzeba działać — pomyślała. — Lendiusz siedzi w niewoli u tego okropnego Tridiosa i liczy na nas. Nie zawiodę go! Wyruszę po te listki koniczyny i utrę nosa temu czarnemu charakterowi!”
— Mamo, tato — przemówiła po chwili. — Nie ma na co czekać. Wyruszam.
— Dobrze, Malwinko — rzekł Tata-Książę. — Wierzę w ciebie. Dasz sobie z nim radę.
— Ale gdyby było ciężko, to wracaj bez namysłu! — dodała Mama-Księżna.
— Nie martw się, Mamo. Pokonam tego szubrawca!
— Zaraz, zaraz — odezwał się na to Pająk Łobuziak. — Jak to? Wybierasz się sama? A my to co?!
— No właśnie — podchwycił Świerszcz Grajek. — Nie możesz iść bez nas! Idziemy z tobą!
— Z tobą? — obudziła się nagle Śpioszka, drzemiąca na ramieniu Malwiny — Tak, masz rację. Z tobą Grajku umawiałam się, żebyś częściej grał mi kołysanki do snu — powiedziała sennie, jak zwykle nie trzymając się tematu rozmowy.
Wszyscy zaśmiali się lekko, a Pająk Łobuziak już chciał ją atakować, ale dopadło go groźne spojrzenie Malwiny. Spytał więc tylko:
— Jak ty chcesz wyruszyć z nami skoro ciągle śpisz i nie wiesz o co chodzi?
— Ależ wiem — broniła się Sowa. — Malwinka ma zjeść cztery listki koniczyny i wtedy wróci do nas Lendiusz.
— Nie wytrzymam! — wykrzyknął Pająk, wywracając oczami. — Idziemy bez niej. Jest bezużyteczna!
— O nie! — wtrąciła się stanowczo księżniczka. — Idziecie albo wszyscy troje, albo idę sama! Bez dyskusji!
— Łeee — zajęczał Pająk. — Też mi wybór.
W tej chwili do rozmowy wtrącił się Tata-Książę, ze śmiechem:
— Coś mi się wydaje Łobuziaku, że jeszcze jedno twoje słowo, a pójdą bez ciebie!
Na to Pająk ostentacyjnie obrócił się bokiem do wszystkich i zamikł. A po niedługim czasie zaczęły się przygotowania do wyprawy. Mama-Księżna zleciła przygotowanie koszyka z jedzeniem i piciem, zaś Malwina udała się do swojej garderoby po wygodniejszą suknię i stosowne pantofelki. Tuż przed wyjściem, Sowę Śpioszkę posadziła sobie znowu na ramieniu i pozwoliła jej mocno spać mówiąc, że będzie czuwać w nocy, gdy wszyscy śpią, bo przecież ktoś musi mieć się na baczności.
— Życzymy wam powodzenia, kochani — powiedziała Mama w imieniu swoim i Taty-Księcia. — Wracajcie z Lendiuszem. Czekamy na was z niecierpliwością.
***
Książęcy powóz zatrzymał się przy wejściu do Księstwa Czterech Jaskiń. Malwina i jej przyjaciele opuścili powóz i stanęli przy bramie. Nie minęła minuta, a brama sama się otworzyła i naprzeciw księżniczki stanął Tridios w szafirowej szacie. Teraz mogła mu się baczniej przyjrzeć. Miał lśniące czarne, nieco pofalowane włosy, wąsik oraz niewielką bródkę i patrzył na nią ciemnymi, iskrzącymi się oczami. Jego spojrzenie było tak przenikliwe, że aż królewnie zrobiło się słabo. Żeby jednak nie dać tego po sobie poznać, natychmiast przemówiła odważnie:
— Oto jestem, jak chciałeś Tridiosie.
— Cieszę się, że nie zwlekałaś Malwino — odparł na to, niespodziewanie miłym tonem, czarnoksiężnik.
— Dlaczego porwałeś Lendiusza? — spytała księżniczka.
— Dowiesz się, gdy odgadniesz hasło.
— Chcę zobaczyć Lendiusza i sprawdzić czy nic mu nie zrobiłeś.
— Masz mnie za takiego okrutnika? — Tridios był wyraźnie zawiedziony.
— Porywacz może być zdolny do wszystkiego! — stwierdziła rezolutnie Malwina.
— Ma się dobrze, możesz się nie martwić — zapewnił ją Tridios.
— Chcę go zobaczyć! — powtórzyła księżniczka.
— Uwierz mi na słowo. Nie mogę ci go pokazać, bo straciłabyś zapał do wykonania zadania.
Malwina pokręciła głową z dezaprobatą.
— Widzę, że nieźle się bawisz moim kosztem, książę.
— Źle mnie oceniasz — powiedział Tridios.
— Czyżbym się myliła? Nie jesteś podły? — zadrwiła. — Lepiej zmieńmy temat. Gdzie jest pierwsza jaskinia?
— Wiesz co masz robić? — upewniał się czarnoksiężnik.
— A co, sądzisz, że nie umiem czytać?! — Malwina była coraz bardziej zirytowana zachowaniem Tridiosa. — Wszystko wyjaśniłeś mi w liście. Zatem w którą stronę?
— Na północ — odparł czarnoksiężnik, po czym zniknął.
— To co, załogo? Ruszamy! — odezwała się do zwierzęcych przyjaciół Malwina i udała się we wskazanym przez Triodiosa kierunku.
Początkowo droga była łatwa do przebycia, jednak im dalej się szło, tym wyższe trawy utrudniały nie tylko wędrówkę, ale i widoczność.
— Co za paskudna trasa — psioczył Pająk Łobuziak. Nic nie widzę, nie mam przestrzeni!