Henning Mankell
„Nic nie jest takie, jakim się wydaje”
Kurt Wallander
Prolog
Jadąc windą nuciła w myślach: Już zapominam cię, jak się zapomina sny, zapominam cię, zapominam cię, jak wysłany donikąd list — nie myślała o nikim konkretnym, ot czasem tak miała, że w głowie pojawiała się jej jakaś piosenka i nie dawała jej spokoju.
Rozpakowała zakupy, przebrała się z biznesowego wdzianka w wysłużone dżinsy i takąż koszulkę.
Wstawiła pranie i planowała polatać na odkurzaczu, żeby w sobotę móc z czystym sumieniem pojechać do siostry. Wpadła jednak na genialny pomysł, żeby wcześniej sprawdzić pocztę. Segregator ‘oferty’ wyczyściła rzucają tylko pobieżnie okiem na nadawców, spam podobnie. W przypomnieniach też nie było niczego, o czym by nie pamiętała. Jako ostatni, jak zwykle, odpaliła segregator ‘Główna’ i najpierw znieruchomiała, a później, tym razem na głos, zanuciła ostatni wers przeboju Jerzego Rybińskiego:
— Nagle znikąd powracasz ty.
Zero znaku życia od ponad pół roku i znienacka ten mail. Niezgrabne tłumaczenie i przeprosiny, że tak długo się nie odzywał, ale praca i inne plagi egipskie, a tak w ogóle, to zdjęcia przeglądał i przesyła dwa dla zaostrzenia apetytu, bo chciałby żeby resztę sobie wspólnie obejrzeli.
Pamiętała ich pożegnanie na lotnisku po powrocie z Madery:
— To były moje najlepsze wakacje w życiu — powiedziała całując go w policzek.
Roześmiał się i zrewanżował również niezobowiązującym pocałunkiem.
— W kontakcie!
I rozeszli się — każde w swoją stronę. On do oczekującej już na niego taksówki, ona zgłaszać, a jakże by inaczej, brak bagażu.
Owo — w kontakcie — ziściło się dopiero teraz, była połowa stycznia, a wspólne wakacje spędzili w czerwcu.
Miesiąc na Maderze miał być odskocznią. Odeszła z pracy po prawie dziesięciu latach. Czuła się wypalona i zmęczona. Była zmęczona sama sobą — w pracy spędzała po dwanaście, czternaście godzin i to także w weekendy. Urwały się jej wszystkie znajomości, otrzeźwił ją telefon koleżanki, którą znała jeszcze z liceum — zapraszała ją na wesele.
— Przyjdziesz z Piotrkiem? — zapytała Iwona.
— Nie, nie jesteśmy już z Piotrkiem od dwóch lat. — przyznała szczerze.
Uświadomiła sobie wtedy, że życie przelatuje jej między palcami. Co z tego, że pracuje i nawet nieźle zarabia, jeśli nie ma możliwości cieszyć się życiem. Mieszkanie wygląda jak obraz nędzy i rozpaczy, bo nie ma czasu go ogarnąć. Zbliżał się długi weekend majowy, nawet w pracy wszyscy coś planowali — jakiś wypad, a co najmniej grilla, a ona myślała tylko o stosie pracy, którą będzie miała do zrobienia. Dwa dni później złożyła wypowiedzenie — za porozumieniem stron. Od szefa na pożegnanie usłyszała, że bardzo dobrze zrobiła, bo i tak planowali z końcem roku zlikwidować jej stanowisko.
Pamiętała, że koleżanka z jej poprzedniej pracy była kiedyś na Maderze i była kompletnie zauroczona tym miejscem. Stwierdziła więc, że robi sobie wakacje w raju i tego samego dnia, w którym rozstała się z firmą wykupiła tam czterotygodniowy pobyt w jakimś full wypas hotelu. Stwierdziła, że musi się znów sama ze sobą zaprzyjaźnić.
Zamyślona siedziała przed komputerem patrząc na maila od człowieka, którego wtedy poznała i dzięki któremu to, co zaczęło się niezbyt fajnie, okazało się naprawdę wakacjami jej życia, dzięki któremu znów zaczęła się śmiać i cieszyć z drobiazgów.
Kliknęła w pierwszy załącznik.
— Och! — patrzyła na nią nieco zaskoczona, ale rozbawiona dziewczyna. Lekko potargana, w męskim, za dużym t-shircie zsuniętym z jednego ramienia, opierająca się o drzwi balkonowe i trzymająca w ręku filiżankę z kawą. Pamiętała, że stała tak, gdy ją zawołał, a gdy odwracała głowę usłyszała tylko trzask migawki.
Miała wtedy ochotę go zamordować, bo rozczochrana, bo prosto z łóżka — ale teraz musiała przyznać, że nigdy wcześniej na żadnym zdjęciu tak dobrze nie wyszła, pewnie dlatego, że zdjęcie nie było pozowane.
Drugie zdjęcie — oni oboje. Robione tego samego dnia, już ustawiane, z samowyzwalaczem. Oczywiście też się wygłupiali, pamiętała, że Krzysiek ustawił wtedy serię zdjęć, teraz wysyłając jej wybrał jedno, zapewne to najlepsze.
Odpisała na maila, nie była drobiazgowa, a te cztery tygodnie naprawdę fajnie im upłynęło.
Pierwsze zdjęcie ustawiła jak profilowe na facebooku. Następnego dnia zdjęcie miało sporo polubień i kilka miłych komentarzy. Kumpel z czasów podstawówki, mieszkający na stałe w Stanach — napisał:
— Osoba, która ci robiła tę fotkę musi cię bardzo kochać!
Bez zastanowienia odpisała:
— Bardzo bym chciała, ale to niestety niemożliwe — a w myślach dopowiedziała sobie — Gej najlepszym przyjacielem kobiety.
3 czerwca — lotnisko
Na stanowisku biura podróży panował lekki chaos. Zgodnie z ustaleniami ktoś z biura miał się pojawić kwadrans po piątej — dochodziła już szósta, a nikogo nadal nie było. Do odlotu było jeszcze dwie i pół godziny, ale brak informacji był odrobinę stresujący.
Jednak ostatecznie pojawiła się zdyszana dziewczyna i bardzo wszystkich czekających przepraszając, zabrała się do pracy.
Joanna stanęła w kolejce do odprawy. Przed nią stały trzy rozchichotane panie. Wszystkie dobrze po czterdziestce — prezentujące typ: z tyłu liceum z przodu muzeum. Rozjaśnione włosy, długie tipsy, całość dobrze wysmażona na solarium. Wszystkie jak jeden mąż założyły poprzecierane dżinsy i klapki na niebotycznych obcasach. Góry stroju nieco się od siebie różniły — jedna z nich miała top odsłaniający pępek ozdobiony kolczykiem. Druga była w obcisłym body, a trzecia postawiła na asymetryczną tunikę na jedno ramię. Każda z nich objuczona była kilkoma sztukami bagażu — walizki, walizeczki, kosmetyczki…. Jednym słowem chaos i pandemonium. Joanna patrzyła na nie z uśmiechem, pewnie podobnie jak i ona dawno nie były na wakacjach i w końcu się babską ekipą skrzyknęły i postanowiły zrobić sobie wakacje w raju.
— Przepraszam — wyrwał ją z zamyślenia miły męski głos — Czy będzie pani mogła przez chwilę spojrzeć na mój bagaż. Chyba zostawiłem telefon u dziewczyny z biura podróży.
— Nie ma problemu — odpowiedziała. Gdy odszedł zaczęła się zastanawiać skąd go zna. Po chwilowej galopadzie myśli zaskoczyła — aktor znany z kilku ról w serialach oraz plotek na temat orientacji seksualnej. Większość plotkarskich serwisów obstawiało, że jest gejem — no bo przystojny, bo trzydzieści kilka lat, no bo pokazujący się na ściankach solo i ubolewało, że nie zrobił do tej pory coming out’u.
Wrócił po kilku minutach trzymając triumfalnie w ręku telefon. Grzecznie jej podziękował i każde z nich zajęło się pilnowaniem swojego bagażu i kolejki.
Oczywiście nie obyło się bez problemów przy okazji odprawy poprzedzających Joannę pań — miały solidny nadbagaż i nie pomogły szlochy, że przecież na dwa tygodnie jadą i muszą się w coś ubrać, musiały sporo dopłacić. Później nie mogły się dogadać co do miejsc — każda z nich chciała siedzieć przy oknie. Zajęły obsłudze chyba z dziesięć minut.
Gdy przyszła kolejka Joanny i gdy okazało się, że ma tylko jedną walizkę i niewielki plecak jako bagaż podręczny, a na pytanie o miejsce odpowiedziała, że obojętnie, bo to przecież nie jest lot przez Atlantyk, młody człowiek z obsługi wyglądał tak jakby chciał ją wyściskać.
Nadała bagaż i przeszła do wolnocłówki. Usłyszała jeszcze, że odprawiany za nią aktor powiedział
— Ja też nie mam żadnych preferencji co do miejsca.
Gdy odnalazła swoje miejsce w samolocie roześmiała się w myślach. Miała jeden z dwóch foteli przy wyjściu awaryjnym — zawsze uważała te miejsca za najlepsze i najwygodniejsze, bo po pierwsze tylko dwa, a nie trzy w rzędzie no i więcej miejsca na nogi.
Miała tylko nadzieję, że ktoś kto będzie siedział obok będzie mało kłopotliwy.
— O spotykamy się ponownie — usłyszała znany sobie już głos, gdy ulokowała się wygodnie na swoim miejscu, jej sąsiadem okazał się ‘zaprzyjaźniony’ aktor.
— Krzysiek — podał jej rękę.
— Aśka — podała swoją.
Był naprawdę sympatycznym towarzyszem podróży. Trochę porozmawiali, okazało się, że oboje będą w tym samym hotelu i że on także planuje tu spędzić cztery tygodnie.
Zdziwił się uprzejmie, że ona ma ze sobą tylko jedną walizkę.
— Na żadne bale się nie planuję wybierać — wzruszyła ramionami — A jak znam swoje szczęście to i tak moja walizka poleci na Malediwy.
No i niestety miała rację. Po przylocie nie była w stanie zlokalizować bagażu. Rezydentka rwała już prawie włosy z głowy, reszta grupy była porządnie zdenerwowana. Ostatecznie głosem rozsądku okazał się głos Krzyśka, który zaproponował, żeby może grupa jednak pojechała do hotelu, a rezydentka niech jej da swój numer telefonu i jak już Joanna sprawę reklamacji załatwi, to albo rezydentka po nią przyjedzie albo kogoś przyśle. Rezydentka miała wątpliwości, ale Joanna przyznała, że to dobry pomysł, niech jadą — ona sobie poradzi.
Do hotelu dotarła dwie godziny po reszcie i tu czekała na nią kolejna nieprzyjemna niespodzianka.
3 czerwca — Madera
— Ja wiem, że pani rezerwowała jedynkę, ale niestety coś się rozjechało i nie ma dla pani pokoju — rezydentka miała łzy w oczach.
— Nie ma problemu, może być pokój dwuosobowy. Dopłacę — Joanna marzyła już tylko o tym, żeby wskoczyć pod prysznic i zmyć z siebie podróż i zmienić ubranie.
— Ale pani nie rozumie — dziewczyna była naprawdę bliska płaczu — W hotelu nie ma aktualnie żadnego wolnego pokoju, dopiero pod koniec tygodnia może się coś zwolnić.
— Bosko — pomyślała Joanna, opadając na kanapę — Mamy wtorek, gdzie mam przekoczować cztery dni?
— Coś się stało? — zmaterializował się Krzysztof.
Dość chaotycznie wyjaśniły mu całą sytuację i obie z niedowierzaniem usłyszały jak mówi:
— Nie ma problemu, ja mam spory apartament, jakoś się pomieścimy.
Joannę zatkało. A rezydentka uczepiła się tego pomysłu jak rzep psiego ogona.
— Naprawdę? Zgodziłby się pan, oczywiście zrekompensujemy państwu koszty…
Joanna walczyła ze sobą — a właściwie zmęczenie walczyło ze zdrowym rozsądkiem. Ostatecznie zmęczenie zwyciężyło.
Spojrzała na stojącego obok kanapy mężczyznę jakby go pierwszy raz widziała i powiedziała:
— Naprawdę nie chcę sprawiać kłopotu. To kwestia trzech może, czterech dni…
— Naprawdę żaden problem — wyciągnął do niej rękę i pomógł jej wstać — Idziemy?
Gdy szli przez hotelowy ogród jeszcze raz mu podziękowała i zwierzyła się, że marzy o prysznicu.
Zmarszczył czoło.
— Masz jakieś ciuchy na przebranie?
Roześmiała się.