Dobre pióro, piękna polszczyzna, a fikcja literacka miesza się z faktami. Większość postaci ma pierwowzory w realnym świecie (tu właśnie procentują te "lata pracy" o których niżej).
"Ciemne gwiazdy, ciemne śniegi" opowiadają o stanie wojennym. Ale jak!
Postacie są pełnokrwiste, bardzo ludzkie, doskonale sportretowane, żadna nie jest "pod sztancę", żadna nie jest stereotypowa, żadna nie szeleści papierem, a realia jak najbardziej realne, NAWET JEŚLI autorce mieszają się niektóre fakty, na przykład religia w szkołach, której w PRL-u nie było od roku 1961, a ponownie ją wprowadzono dopiero w roku 1989. Tak więc jeden z bohaterów, który jest młodym księdzem, nie mógł ani uczyć religii w szkole ani nawet w ogóle nie miałby tam wstępu i na pewno nie byłby w stanie zastępować innych nauczycieli.
Mój mąż twierdzi (bo czytaliśmy razem) że z reprezentacją siatkarską Wagnera też coś zostało pomylone w czasie, ale również nie był to gruby błąd, podobnie pomylenie Tanzanii z Rwandą - po prostu książce zabrakło redaktora.
Jak najbardziej realne są natomiast pozaszkolne "tajne komplety" czy grupy samokształceniowe, sama w takich uczestniczyłam.
Jako genetyk chylę czoła przed bezbłędnym podejściem do wady genetycznej - nie mam się do czego przyczepić, a czepiać się lubię i na tym akurat aspekcie się znam. Tu jednak zostało to opisane naprawdę świetnie, czego nie można powiedzieć choćby o sławnym Kingu (nóż mi się w kieszeni otwiera, ilekroć pomyślę o "Carrie" i aż mnie trzęsie, że można się zachwycać takimi bzdetami).
No i poza tymi drobnymi potknięciami realia stanu wojennego opisane z perspektywy "zwykłych ludzi" zostały oddane naprawdę dobrze. Warto też odnotować, że wiele wydarzeń jest opartych na faktach, a historia zamordowanego 17-latka (i tego, co mu się przydarzyło wcześniej) oraz jego rodziców, jest do bólu prawdziwa tyle tylko że autorka lata ostatnich podrygów komuny czyli '81-89 skomasowała do lat '81-83. Choć na dobrą sprawę nie jest to wyraźnie powiedziane, tak jednak płynie czas, że książka według odczucia czytelnika kończy się w okolicach roku 1983 choć w rzeczywistości prawdziwe zakończenie wydarzyło się w roku 1990.
🖕Bardzo wciągająca lektura. Nie daje łatwych odpowiedzi, czasem w ogóle pozostawia pewne pytania bez odpowiedzi, ale zdecydowanie daje do myślenia.👍
👉Gorąco polecam!
Jolanta Wachowicz-Makowska w czasach PRL-u była uznaną dziennikarką i autorką wielu książek, głównie z dziedziny psychologii i pedagogiki, oraz beletrystyki dziecięcej, po transformacji ustrojowej niemal zupełnie zapomniana, nadal bardzo płodna jako autorka, ale, jak sama stwierdziła, nie ma czasu ani zdrowia na bitwy z wydawcami, za mało jej życia zostało, woli skupić się na pisaniu i wydać swoje książki jako e-booki, w niskiej cenie, bo bardziej chodzi o to, by jeszcze zdążyć o czymś opowiedzieć, niż by jej za to godziwie zapłacono.
A opowiadać ma o czym, jak sama powiedziała w jednym z wywiadów: "Jestem z zawodu wyuczonego socjologiem, a z wykonywanego - dziennikarką. Od przeszło 40 lat, pracując w bardzo różnych instytucjach (Towarzystwo Przyjaciół Dzieci, redakcje, Kancelaria Biura Senatu, szkolnictwo, instytuty naukowe) stykałam się z tak wieloma historiami „całkiem nie z tej ziemi”, że czułam potrzebę ich rejestrowania. Nie pamiętam, kto to powiedział, ale na pewno mądrze: „Pisz, ponieważ utrwalasz historie, której być może nikt poza tobą nie zna i może zaginąć na zawsze. Zatrzymaj w swych opowieściach cząstkę świata, aby nie minął”."
Zmarła 12.12.2023