E-book
20.48
drukowana A5
21.43
Chrześcijańska, Republika Guaranów

Bezpłatny fragment - Chrześcijańska, Republika Guaranów

Jeden Niełatwy Żywot


Objętość:
65 str.
ISBN:
978-83-8384-502-9
E-book
za 20.48
drukowana A5
za 21.43

Zbliżając się ku końcowi mojego pisania — zgodnie z zapowiedzią — przystępuję do ostatniego problemu, który leży mi na sercu. Chodzi o zapowiedzianą, wyżej w tym tekście, wyprawę, o której świat prawie całkowicie zapomniał tj. o realizacji cywilizacji miłości, która w sposób praktyczny, na okres około półtora wieku, została wdrożona po raz pierwszy i oby nie ostatni na naszym globie. Chodzi o Chrześcijańską Komunistyczna Republikę Guaranów, która w latach 1610—1768 została zorganizowana przez O.O. Jezuitów na terenie Paragwaju i na obszarach przyległych.

W jaki sposób wpadłem na trop tej szlachetnej i całkowicie zapomnianej inicjatywy społeczno-politycznej? Do zajęcia się islamem sprowokował mnie bezpośrednio Salman Rushdi, a pośrednia Chomejni. Tutaj inspiratorem okazała się nieoczekiwanie komunistyczna telewizja polska. Tak, tak! Dziwnymi drogami chodzą natchnienia. Temat, który mnie zafascynował, został wyemitowany przez telewizję w formie spektaklu teatralnego w któryś z lat chyba między 1983, a 1986, jeśli dobrze pamiętam. Jednym z aktorów, którego zapamiętałem był Fetting. Wspomniany spektakl przedstawił, w formie udramatyzowanej problem walki istniejącej już i dobrze funkcjonującej republiki guaranów — zorganizowanej przez O.O.Jezuitów — o dalszy jej byt, o przetrwanie. Nigdy przedtem o tym nie słyszałem. Również ten fenomen realizacji marzeń ludzkości o sprawiedliwości społecznej, nie został uhonorowany żadną wzmianką w encyklopedii.

Zanim jednak przejdę do podania ogólnego zarysu powstania, organizacji i funkcjonowania Chrześcijańskiej, Komunistycznej Republiki Guaranów, muszę w dużym skrócie wspomnieć o podobnych inicjatywach, które w różnym czasie i różnych miejscach naszego globu próbowały zaistnieć. Motorem dla tych inicjatyw była dążność grup społecznych do realizacji sprawiedliwego i braterskiego współżycia jednostek, czy też rodzin w ramach tych grup. I tak wypadałoby zacząć od początków chrześcijaństwa.

Pismo Święte Nowego Testamentu w Dziejach Apostolskich (Dz. Ap.2,44—45) podaje: „Wszyscy zaś, którzy uwierzyli byli razem i mieli wszystko wspólne. I sprzedawali posiadłości i mienie i rozdzielali je wszystkim, jak komu było potrzeba.” I dalej (Dz. Ap. 4.32 oraz 4.34): „A u tych wszystkich wierzących było jedno serce i jedna dusza i nikt z nich nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko mieli wspólne …. Nie było też między nimi nikogo, który by cierpiał niedostatek, ci bowiem, którzy posiadali ziemię albo domy, sprzedając je, przynosili pieniądze uzyskane ze sprzedaży”. A więc była to rzeczywista realizacja wspólnoty dóbr oparta na miłości i wyrzeczeniu, całkowicie dobrowolna i nieoparta na przepisach prawa. Te pierwsze gminy chrześcijańskie, nie wytworzyło jednak nigdy społeczeństwa, w pełnym znaczeniu tego słowa. Nie miały one organizacji zapewniającej wytwarzanie i rozdział dóbr, przez same gminy, drogą działań przez ich własne instytucje. Dobra produkcyjne pozostawały własnością prywatną tak długo, póki nie zostały sprzedane i zamienione na dobra konsumpcyjne. Gminy te stanowiły więc grupy ludzi połączonych przyjaźnią i wzajemną pomocą, które jednak działały tylko indywidualnie w ramach społeczeństwa opartego na własności prywatnej, wybitnie egoistycznego. W takim otoczeniu, ta inicjatywa nie miała szans rozwoju.

Wspólna gospodarka panowała również w rozległym imperium Inków. Zasadniczą wadą tej gospodarki było to, że opierała się na przymusie i wyzysku mas pracujących, przez klasy rządzące. Faktycznie więc nie była to gospodarka w pełni wspólna. Wypracowane dobra były dzielone na cztery równe części. Jedna z tych części należała do klasy kapłanów, druga należała do Inki i do jego plemienia, trzecia do pozostałej szlachty i dopiero ostatnia część podlegała corocznemu rozdziałowi między rodziny pracujących, którzy faktycznie utrzymywali pozostałe trzy kasty. Ten jaskrawo niesprawiedliwy rozdział dóbr, był bodajże główną przyczyną upadku imperium przed Hiszpanami, gdyż masy pracując nie były zainteresowane obroną takiego systemu.

Na wyspach Tonga w Oceanii oraz na innych terenach misjonarze natykali się niekiedy na społeczności komunistyczne pozbawione klas rządzących. Jednak nie miały one większego znaczenia praktycznego, jako wzorzec do naśladowania. Jedynie wspólnoty Ameryki Północnej zbliżyły się do koncepcji bratniego społeczeństwa zorganizowanego dla dobra wszystkich jego członków. Niektóre z nich były powołane przez socjalistów utopijnych jak np. przez Fouriera, który stworzył ich trzydzieści, ale ich byt był bardzo krótki. Natomiast wspólnoty oparte na zasadach religijnych okazały się bardziej trwałe. Niektóre z nich trwają już od kilku stuleci jak np. gminy „huterskie” w Stanach Zjednoczonych A.P. W ostatnich dziesięcioleciach pojawił się system wspólnoty w Izraelu w formie „kibuców”. Wszystkie te formy braterskich wspólnot w zasadzie sprawdziły się od strony ekonomicznej, jednak nie objęły swoim zasięgiem większych grup społeczeństwa, ani też jego całości i dlatego niekiedy stanowią twory sztuczne, czasem poważnie subsydiowane.

Powstaje pytanie: czy po dwudziestu wiekach istnienie chrześcijaństwa, jego urzeczywistnienia w aspekcie społecznym nie mogło zostać zrealizowane? Odpowiedź brzmi pozytywnie: mogło, a zostało zrealizowane przez O.O. Jezuitów w formie Chrześcijańskiej Komunistycznej Republiki Guaranów, która wyraźnie odbiega od sztucznych i kruchych prób podejmowanych przez idealistów zarówno religijnych, jak i świeckich. Działalność jej została gwałtownie zahamowana w okresie jej pełnego rozwoju, po przeszło półtorawiekowym istnieniu, w harmonii i pełnym dobrobycie wszystkich jej obywateli. Upadek tej republiki został spowodowany brutalnym naporem kolonialnych sił hiszpańskich i portugalskich, które od samego początku zaistnienia Republiki Guaranów, były do niej wrogo ustosunkowane i działając wspólnie dążyły do jej ostatecznej likwidacji w bliżej nieokreślonym przedziale horyzontu czasowego. Republika funkcjonowała więc w warunkach stałego zagrożenia zewnętrznego.

Republika Guarańska tworzyła społeczność braterską, zorganizowaną według zasad chrześcijańskich w tym znaczeniu, że ta zasada braterstwa znajdowała praktyczny wyraz w ustroju republiki, w systemie własności, w sposobach produkcji i rozdziału dóbr oraz we wszystkich jej instytucjach. Zważywszy, że wszystko to mogło powstać w warunkach zagrożenia zewnętrznego trzeba stwierdzić, że zjawisko to było rzeczywistym fenomenem społeczno — politycznym, który nigdzie przedtem, ani też potem nie zaistniał. Wśród chrześcijan panuje pogląd, że dobra stworzone przez Boga dla wszystkich, powinny być też dane sprawiedliwie wszystkim do rozporządzenia. Uznaje się, że to właśnie stanowi główną zasadę socjologii chrześcijańskiej, czy po prostu ludzkiej. Zasada braterskiej wspólnoty może i powinna stanowić — poprzez wszelkie jej odmiany — podstawę najzdrowszą, najpłodniejszą i najtrwalszą dla realizacji najprawdziwszej sprawiedliwości społecznej, która wielu ludziom o spojrzeniu pragmatycznym, mogłaby wydać się wprost utopią. A jak już padło to słowo, to przypomnijmy, że Tomasz Morus ogłosił w 1516r. swą pracę pt. „Utopia”, w której poddał krytyce kapitalistyczne stosunki społeczne, przeciwstawiając im utopijną koncepcję idealnej organizacji egalitarnego społeczeństwa. Tomasz Morus pisał: „… istnieje po prostu jakieś sprzysiężenie bogaczy, którzy pod nazwą i firmą Rzeczypospolitej, dbają jedynie o własne korzyści, wymyślają wszelkie sposoby i podstępy przy pomocy których mogliby zapewnić sobie bezpieczne posiadanie nieuczciwie zdobytego majątku, po wtóre chcą oni dla swoich interesów wyzyskiwać wszystkich biednych i jak najtaniej opłacać ich pracę i wysiłki. Skoro raz postanowią trzymać się tej podstępnej taktyki, pod pozorem, że to jest w interesie państwa — a więc i biednych — postępowanie takie nabiera mocy prawnej”.

Niewątpliwie inwencja twórcza Morusa zapłodniła umysłowość wielu ludzi dobrej woli, a w tym zapewne i szlachetnych O.O. Jezuitów, którzy po upływie zaledwie jednego wieku, rozpoczęli praktyczne wdrażanie czegoś, co sam Morus określił mianem utopii. Sam Morus zapewne, też nigdy nie przypuszczał, że jego idea w tak niedługim czasie może zostać zrealizowana. Ojcowie Jezuici po raz pierwszy wcielili w życie sens społeczny Ewangelii. Odgadli też przyszłe zastosowania głównych zasad encyklik papieskich, próby reformowania kapitalizmu oraz pokój między klasami społecznymi, a nie walkę klas. Monteskiusz pisał: „…prawdziwa wolność polega na bezpieczeństwie każdego obywatela (społecznym i osobistym) i jego świadomości, że to bezpieczeństwo rzeczywiście istnieje. Uczony włoski archeolog Muratori w czasie wykonywania swoich prac, gdy zapoznał się z organizacją i funkcjonowaniem Republiki Guaranów, tak został zauroczony tym fenomenem, że porzucił prace wykopaliskowe i poświęcił swe pióro i autorytet dziełu wydobycia na światło dzienne tego prawdziwego „Nowego Świata”. Napisał on dzieło „Szczęśliwe chrześcijaństwo Paragwaju”. Pisał on: „...byłem przekonany, że nic chwalebniejszego uczynić nie potrafię dla Kościoła rzymskiego, aby tak wspaniałe dzieło i tyle godnych naszego podziwu cnót, zarówno misjonarzy, jak i wśród neofitów, nie uległo zapomnieniu, jako idealne urzeczywistnienie chrześcijaństwa”.

W szkołach — nawet najbardziej religijnych — aż po dzień dzisiejszy, na temat Republiki Guaranów, panuje dyskretna cisza. Natomiast studium pogańskich społeczeństw starożytności — jako przedmiot komunistyczny, jak najbardziej szlachetny jest dogłębnie analizowany, wprost niekiedy penetrowany. A były to przecież ustroje niewolnicze, tyrańskie, oparte na przymusie i niesprawiedliwości społecznej (Babilon, Rzym, Imperium Inków itp.). Dlatego narzuca się pytanie: co powoduje, że nasza kultura w ogóle, a chrześcijańska w szczególności, z całym spokojem pomija istnienie chrześcijańskiej republiki Guaranów o której znany ateista Voltaire pisał: „… że pod wielu względami była triumfem ludzkości”.

Republika Guaranów została utworzona przez O.O. Jezuitów właśnie dlatego, ażeby ustrzec i obronić Indian przed agresywną kolonizacją hiszpańską i portugalską i żeby realizować nie dekrety królewskie „najbardziej chrześcijańskiego monarchy Europy”, lecz … posłanie Jezusowe. W takim układzie „republika jezuitów” — jak republikę Guaranów jej przeciwnicy nazywali — nie potrzebuje obrońców przed pomówieniami i oszczerstwami jej wrogów. Takie były oceny elitarnej laickiej intelektualnej opinii publicznej ówczesnej Europy. Filozof Raynal mimo swej antyklerykalnej pasji, nie mógł w swej „Politycznej i filozoficznej historii Indii” zataić uczucia podziwu. Pisał on: „Kiedy w roku 1768 misje paragwajskie wyszły z rąk jezuitów, osiągnęły szczebel cywilizacji być może najwyższy, do jakiego można doprowadzić nowe narody, a na pewno wyższy od tego wszystkiego, co istniało na nowej półkuli. Prawa były tam przestrzegane, udoskonalono wszelkie umiejętności praktyczne, znano także niektóre umiejętności, sławiące uprzyjemnieniu życia. Wszystkiego była obfitość!” Jest to dobry przykład dla współczesnego społeczeństwa kapitalistycznego, gdzie obfitość dóbr, jest często taką samą klęską jak głód, w wyniku znanych kłopotów z nadwyżkami.

Fülëp — Miler, w znanej pracy zatytułowanej: „Les jezuites et le secret leur puissance” (Jezuici i tajemnica ich potęgi, wyd. „Plon”, Paris), tak scharakteryzował organizację polityczną Polityki Guarańskiej: „To indiańskie państwo odpowiadało najnowocześniejszym wymogom demokracji, gdyż nie było w nim mas uciemiężonych przez wszechpotężne rzesze urzędnicze, a swoboda obywateli była ograniczona jedynie interesem ogółu. W republice tej wyłoniony w wolnych wyborach urzędnik tubylczy był prawnikiem w służbie dobra ogółu, nie mającym na względzie interesów egoistycznych”. Chociaż ta demokracja guarańska nie była formalnie zabezpieczona — jakby wynikało z powyższego cytatu, tym niemniej funkcjonowała ona bardziej realnie, aniżeli aktualnie nasze demokracje burżuazyjne, kiedy wyzysk człowieka przez człowieka dokonuje się często w majestacie prawa, a prawa polityczne mają niekiedy złudny charakter. Natomiast w prawdziwej demokracji gospodarczej, pewne formy praw politycznych przestają w określonych warunkach mieć istotne znaczenie.

Po tym ogólnym wprowadzeniu w problematykę oceny tego fenomenu społeczno — politycznego szczególnie ze strony kół, które ze swej natury były wybitnie negatywnie ustosunkowane do kościoła rzymskiego (a w tym specjalnie do jezuitów), przystąpię do historii powstania Guaranów. Ameryka Południowa była kolonizowana przez dwa państwa europejskie tj. przez Hiszpanię i Portugalię. Teren na którym została zorganizowana republika Guaranów był usytuowany na obszarach kolonizowanych w zasadzie przez Hiszpanię, ale częściowo, w okolicach granicznych republiki, ulegał znacznym wpływom Portugalii. Hiszpanie rozpoczęli krwawy podbój z początkiem XVI wieku pod wodzą Jana Diaza de Solis, który eksterminując ludność tubylczą Paragwaju, spowodował razem ze swoimi następcami to, że liczba ludności tego kraju spadła w ciągu 250 lat z 1 miliona do zaledwie 8.200 osób. Był to więc praktycznie holocaust. Jezuici przybyli na tereny przyszłej republiki Guaranów w 1586r. Sytuacja zakonników jezuickich była niesłychanie i trudna i skomplikowana, na skutek równoległego z ich misjonarską działalnością — niosącą nie tylko nową wiarę, ale i nowe obyczaje, kulturę i wyższy poziom życia — miała miejsce przemoc, gwałt oraz wszelka niesprawiedliwość stosowana przez kolonistów hiszpańskich, którzy dążąc do szybkiego wzbogacenia się, pragnęli wziąć w niewolę Indian. Na tle tych rozbieżności między kolonizatorami, a O.O Jezuitami — którzy w przeciwieństwie do nich, chcieli i dążyli do zachowania indiańskiej własności ziemi i wolności tubylczych ludów — dochodziło do ostrych sporów i nieporozumień. Ten spór od początku XVI wieku miał być zakończony decyzją, jaka miała zostać podjęta przez królewską Radę Indii, w wyniku przeprowadzonej uprzednio publicznej dysputy. Odbyła się ona w Valladolid w 1550 roku. W dyspucie odbytej w obecności króla Hiszpanii Karola I, stanęli naprzeciw siebie Juan Gines de Sepulveda, teolog i historiograf królewski i Bartolomé de Las Casas, biskup Chiapa z Meksyku.

Sepulveda był rzecznikiem tezy, że Indian należy zmuszać do przyjmowania chrześcijaństwa, a zatem wolno prowadzić z nimi wojny i brać ich w niewolę. Dominikanin Las Casas, autor słynnej „Krótkiej relacji o wyniszczeniu Indian” dowodził, że wojna jest przeciwna prawom boskim i ludzkim, a pogan do wiary można przyciągać jedynie nauczaniem i przykładem. Dysputa w Valladolid miała ogromne znaczenie historyczne dla myśli europejskiej. Po raz pierwszy publicznie starły się dwie koncepcje, skrajnie odmienne, dotyczące stosunku Europejczyków do ludów innych kultur. Zdanie Sepulvedy, który twierdził, że „barbarzyńcy z prawa natury winni podlegać ludom kulturalnych”, legło u podstaw myśli kolonizatorskiej i rasistowskiej, jaka na długie wieki zaciążyła nad kierunkami rozwoju europejskiej cywilizacji. Zaś koncepcje Las Casasa, gorliwego misjonarza Indian, stały się jedną z części składowych nurtu prawdziwego misjonarstwa chrześcijańskiego i tradycji tolerancji, która do dziś z trudem toruje sobie drogę w europejskiej, czy też zachodniej, świadomości.

Okazało się więc, że ten historyczny spór był kontrowersją ważną i aktualną do dziś. I mimo, że przed blisko 500 laty wydawało się, że Las Casas przekonał współczesnych do swych racji, nie poszły za tym niestety praktycznie działania. Wręcz przeciwnie. Kierunek zniewalania podbitych narodów nie tylko nie uległy zmianie, czy też złagodzeniu, lecz przyczyniły się właśnie do upadku, a następnie do likwidacji Republiki Guaranów, a w dalszej kolejności do rozwoju handlu niewolnikami. Natomiast praktyka tolerancji nie przestała być do teraz wyzwaniem dla europejskich społeczeństw. Nic też dziwnego, że inicjatywa jezuitów w organizowaniu republiki Guaranów, od chwili podjęcia realizacji myśli Las Casasa, miała tylu wrogów i powstawała oraz trwała w warunkach stałego zagrożenia zewnętrznego.

Powstanie i organizacja republiki

Teren republiki był położony nad brzegami rzek Parany i Urugwaju i rozpościerał się we wszystkich kierunkach dookoła punktu, w którym te rzeki zbliżają się najbardziej do siebie. Odległość granicznych punktów od południa ku północy wynosiła około 650km, zaś od zachodu ku wschodowi 600km i była położona między 24˚ a 32˚ szerokości geograficznej południowej. Powierzchnia republiki wynosiła około 390 tyś.km2, a więc była większa o 77 tys.km2 od dzisiejszej Polski, a równa powierzchni Polski w okresie międzywojennym. Było to więc państwo z prawdziwego zdarzenia. Na terenie republiki powstawały osiedla redukcyjne, które właściwie stanowiły organizmy miejskie. Były to więc ośrodki miejskie (zwane redukcjami), które znacznie przewyższały współczesne miasta kolonizatorów hiszpańskich, budowane „bez ładu i składu”. Te hiszpańskie miasta w porównaniu z redukcjami jezuickimi wyglądały jak wsie. Dla przykładu należy podać, że w tym czasie tj. w roku 1725 Buenos Aires, stolica Urugwaju miała zaledwie 5 tysięcy mieszkańców. Osiedla redukcyjne wynosiły około 10 tysięcy mieszkańców (średnia wynosiła od 5 do 15 tysięcy) i w porównaniu z miastami hiszpańskimi wyglądały jak prawdziwe stolice. Stosowano budownictwo z materiałów trwałych wraz z dbałością o estetykę osiedla. Ulice były zaplanowane tak, aby odpowiadały jak najbardziej funkcjom dzielnicy. Bardzo często stosowano trwały bruk uliczny, w przeciwieństwie do miast — wsi hiszpańskich tonących w błocie. Takich osiedli czyli miast redukcyjnych było łącznie 33. Teren republiki znajdował się w zasadzie za terenie Paragwaju z tym, że niektóre osiedla były usytuowane na terenie Argentyny lub Brazylii. Redukcje z reguły były budowane nad brzegami rzek Panamy i Urugwaju. Łączna ilość mieszkańców, obywateli republiki, wynosiła w okresie rozwoju około 330 tysięcy osób, to znaczy, że w ciągu jednego stulecia podwoiła się. Prócz osiedli redukcyjnych na terenie republiki istniały też mniejsze osiedla i przysiółki, stanowiące punkty kontaktowe pomiędzy właściwymi redukcjami. Dla uzmysłowienia sobie wielkości takiego osiedla — miasta redukcyjnego, należy podać, że np. w osiedlu Yapeyu do szkół uczęszczało 3 tysiące dzieci.

We wszystkich redukcjach funkcjonowały rady gromadzkie, wybierane przez lud, złożone z alkadów, urzędników skarbowych i innych dostojników. Całe wykonawstwo spoczywało w ich rękach. Guaranowie troszczyli się o należyty ład oraz organizowali roboty publiczne i nimi kierowali. Sami zarządzali składami z żywnością i wszelkimi materiałami i sami też wymierzali sprawiedliwość. Była to więc pełna autonomia pod bezpośrednim patronatem korony hiszpańskiej. Te rady gromadzkie były wybierane na publicznych zgromadzeniach, które przypominały dawne helweckie (szwajcarskie) „Landgemeinden”. Głosowanie nie było tajne. Ustępująca rada sporządzała listę kandydatów. Misjonarz miał prawo skontrolować tę listę i mógł zgłosić swoje uwagi, do których zazwyczaj radcy stosowali się, choć nie musieli.

Nie istniały żadne stronnictwa, ani partie. Panująca koncepcja dobra społecznego była najwyższym prawem (nakazem moralnym), powszechnie uznawana z wolnej i nieprzymusowej woli. W żadnym okresie dziejowym, na terenie żadnego osiedla redukcyjnego, nie ujawniły się choćby najsłabsze skłonności do zmiany tego systemu na wzór np. tego, co Guaranowie mogli obserwować — na terenach kolonizowanych przez Hiszpanów — tj. począwszy od prywatnego majątku ziemskiego wykrojonego ze zdobytych gruntów, czy też kupca lub wędrownego kramarza, aż po wielkie kampanie żeglugowe, czy prowadzące handel niewolnikami. Walki wyborcze ograniczały się do spraw personalnych i toczyły się w atmosferze spokoju i pełnej powagi. Ludzie młodzi, a nawet bardzo młodzi, lecz wyróżniający się wykształceniem, byli dopuszczani do godności publicznych. Regulamin z 1688 roku zabraniał jednak wybierania młodych ludzi na stanowiska sędziów. Rada mianowała oficerów sił zbrojnych, urzędników politycznych, gospodarczych, organistów i zakrystianów. Otrzymywali oni z rąk proboszcza oznaki swej władzy i swoich dostojeństw. Wygłaszał on przy tym mowę, w której podkreślał wagę ciążącej na nich odpowiedzialności, podkreślając służebny charakter ich prac. Na zakończenie akcji wyborczej była odprawiana msza święta. Wybrani członkowie rady utrzymywali ścisły kontakt z ludem (wyborcami). W roku następnym mogli być ewentualnie wybrani ponownie. Corregidor (naczelnik osiedla) był wybierany na 5 lat. Złożyć z urzędu mógł go tylko superior generalny Republiki Guarańskiej. Wszystko co dotyczyło politycznych i gospodarczych przejawów życia osiedla, było postanawione zbiorowo.

W takim układzie osiedle redukcyjne (nieraz liczące nawet ponad 15 tysięcy mieszkańców) stanowiło małą republikę. Natomiast wszystkie osiedla na terenie republiki, stanowiły konfederacje w zakresie ustawodawstwa cywilnego, karnego oraz spraw wojskowych. Republika praktycznie wcielała w życie, na małą skalę, zasadę międzynarodowego federalizmu przyszłości: autonomiczny zarząd każdej wspólnoty oraz swobody miejscowe ugruntowane w stosunkach między poszczególnymi osiedlami i regionami.

We wszystkich sprawach tak cywilnych czy karnych, czy też w sporach granicznych, szukali Guaranowie pomocy u ojców, przy zachowaniu pełni samodzielności i odpowiedzialności. Nigdy nie karano z całą surowością prawa. Jednak ludzi trzeba było trzymać w karbach, szczególnie głuchych na wszystko oprócz strachu. Przepisy stosowano elastycznie z tym, że była postawa duchowa winnego. Nie było kary śmierci. Jako karę stosowano: modlitwy, posty, pozbawienie wolności, niekiedy chłosty (do 25 uderzeń z tym, że nie mogło być upustu krwi). Czarowników nie palono na stosie, lecz skazywano na 1 rok więzienia lub na karę uznawaną powszechnie za najgorszą tj. karę wypędzenia tj. banicji. Prawo karne odznaczało się łagodnością i to zarówno w stosunku do prawa kolonialnego, jak i w stosunku do najbardziej postępowych krajów Europy. Więźniowie codziennie wysłuchiwali mszy świętej. Przez półtora wieku, bez stosowania surowego prawa, utrzymano na terenie całej republiki wzorowy ład, jak i na terenie rozległych osiedli, wśród ludu, który z natury cechowała raczej beztroska, a więc cecha, która — wydawałoby się — wymagałaby zaostrzonej dyscypliny.

Siła zbrojna

Guaranowie najchętniej nie chcieli słyszeć o wojnie. Jednak rzeczywistość była okrutna. Republika żyła w ustawicznym zagrożeniu ze strony świata kolonialnego, który zmuszony do względnej tolerancji w stosunku do nienawistnego i szczególnie konkurencyjnego systemu republiki — z uwagi jak by nie było podporządkowania republiki królowi hiszpańskiemu — starał się wszelkimi sposobami dążyć do obalenia jej autonomii. W tym zakresie istniało ciche porozumienie między kolonizatorami portugalskimi i hiszpańskimi. Kolonizatorzy portugalscy, określani jako Pauliści, mogli bezkarnie napadać zbrojnie i krwawo niszczyć dorobek Guaranów, gdyż działali z umocowania króla Portugalii. To na razie satysfakcjonowało konkwistadorów hiszpańskich. Mogło to wprawdzie wywołać konflikt między państwami, ale tutaj gubernatorzy ościennych prowincji mieli możność regulowania i wyciszania takiego konfliktu. Cel nadrzędny tj. zniszczenie republiki Guaranów, przyświecał obu stronom.

Kiedy jednak blisko połowa ludności republiki, szczególnie jej wschodnich rejonów została wymordowana przez Paulistów, misjonarze pod naciskiem krwawych faktów eksterminacji, w końcu musieli zgodzić się na podjęcie rzuconej rękawicy i zacząć organizować obronę zbrojną republiki. Zorganizowane zostały ćwiczenia w których Indianie, na wzór prześladowców, ćwiczyli się we władaniu również bronią palną. Należało zaprawić ich do wojny, wprawdzie obronnej, która zawsze jest największą klęską naszej ziemi. W każdym osiedlu redukcyjnym został zorganizowany korpus konnicy i korpus piechoty. Korpus stanowiło osiem kompanii. Można było bez zwłoki zmobilizować, w ramach całej republiki, nawet ponad 30 tysięcy konnych Indian, zdolnych tak do myślenia, jak i do szabli. Np. w roku 1715 wystawiono 60 tysięczną armię. Była więc to armia, która praktycznie mogła sprostać wymogom walki, nawet z całym światem kolonialnym. W stałym pogotowiu trwało 1214 tysięcy ludzi. W tym czasie nawet miasta hiszpańskie nie były bezpieczne ze strony watażków paulistowskich, którzy — niezależnie od cichych porozumień, o czym podano wyżej — niejako z rozpędu grabili co się dało. Niebezpieczeństwo groziło również ze strony dzikich Indian. W wyniku dobrze zorganizowanej obrony, nikt od przeszło 100 lat, nie ośmielił się atakować zbrojnie republikę. Guaranowie sami produkowali broń palną oraz białą, jak i proch strzelniczy oraz rozmaitą amunicję.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 20.48
drukowana A5
za 21.43