E-book
4.73
drukowana A5
8.95
Burza lukrująca krwistym wrażeniem

Bezpłatny fragment - Burza lukrująca krwistym wrażeniem


5
Objętość:
19 str.
ISBN:
978-83-8189-792-1
E-book
za 4.73
drukowana A5
za 8.95

Bardziej czujący są ludźmi i gorszymi i lepszymi od wszystkich innych. Rzecz jasna oni nie chcą takimi być i to w przypadku dość wielu sytuacji, bo bycie obojętnymi wydaje się być dla nich do pewnego stopnia ciekawym. To nie przejmowanie się ma w sobie moc i jest nadzwyczaj kloaczne, dlatego niektórzy oddalają się od odczuwania, choć każdy ma na to oddalanie się nieco inny patent. Najczęściej jest to wybranie jakiejś ostoi, w której przypadku czas płynie leniwiej i z tym nadzwyczaj owocowym czarem. Wizja tego typu jest piękną, ale nie do każdego pasuje, bo są też i tacy uwielbiający się taplać w tych zbyt błotnistych zakątkach.

Dziwaczne zakątki na samym początku nie były fascynującymi dla Joanny Gmorek, czyli dla dziewczyny która uwielbiała tę nie przeciętną barwność chwil i rowery z tymi smacznymi detalami. Sama ten swój najbardziej unikatowy otrzymała na swoje piętnaste urodziny, czyli na samym początku tej pamiętnej dla niej wiosny. Właśnie wtedy zaczęła znacznie intensywniej dbać o własną twarz pasującą do dziewczyny dojrzałej, która podejmuje te niezwykle piękne decyzje. Twarz ta nawet wtedy gdy brakowało jej uśmiechu olśniewała, a gdy już pojawił się na niej ten uskrzydlony, bardzo różany uśmiech to mogła nawet odmieniać poglądy zaskakująco wielu. Jednak ta konkretna nastolatka nie wpływała w podstępny sposób na decyzje przyjaciół, bo od wielu lat ich szanowała i nie chciała w dziki sposób odmienić tego dość potulnego stanu rzeczy, który był dla niej tą istotną składową jej życia. W jej życiu liczyły się też te wyzwania powiązane z rowerami i dlatego od ósmego roku życia nieustannie posiadała taki bardzo dobry kolarski bidon. Nie był on jeden przez te wszystkie lata, bo co dwa lub co trzy letnie sezony rodzice kupowali jej nowy. Podobnie było z tym niezbyt pojemnym plecakiem sportowym, który doskonale przylegał do pleców. Tego typu plecaki też miała w sumie trzy lub cztery i każdy z nich musiał mieć charakterystycznie wyglądające wstawki z błękitnego lśniącego materiału. Najciekawszy z tych plecaków otrzymała tydzień po swoich czternastych urodzinach, czyli osiemnastego kwietnia w okolicy godziny siedemnastej. Właśnie wtedy czuła się rewelacyjnie i mniej więcej od tej pory zaczęła rowerem zaliczać te trudne trasy powiązane z wiejskimi piaszczystymi drogami. Czasami pokonywała je nawet w deszczu, czyli wracała do domu niemal kompletnie przemoczona, ale najważniejszym było to, że niemal nie chorowała, bo ten wysiłek i komplikacje były dla niej niemal normą i dlatego też wtedy wnikliwiej dbała o swoją wizytówkę, czyli o te lśniące blond włosy, które niemal ciągle były w kucyku. Ciągle też się bawiła tym kucykiem i to nawet wtedy gdy jedynie rozmawiała z przyjaciółmi o wszystkim i o niczym, czyli o tematach, które akurat się nawinęły. Zdecydowanie najczęściej rozmawiał z nią Przemek, czyli chłopak uwielbiający ciekawe filmy i książki napisane w wymyślny sposób. Chłopak ten miał nadzwyczaj bujne i lśniące brązowe włosy, czyli czupryną zwracał na siebie uwagę. Był on też średnio wysportowany, ale wiele swoich wad wyglądu nadrabiał sposobem w jakim się wysławiał. Można śmiało powiedzieć, że bardzo wyraźnie dbał o to, by każdy poprawnie zrozumiał jego punkt widzenia danej sprawy. Joanna też chciała tak prezentować swoje myśli, jak on. Problem stanowiło jednak to, że najczęściej brakowało jej tych lśniących brylantowych słów i wtedy nie kończyła zdania tak jakby chciała je zakończyć. Jednym słowem to barwniejsze naszkicowanie własnych argumentów udawało jej się tylko wtedy gdy był przy niej Przemek, bo tylko on potrafił myślowo wybrnąć z tych trudnych ideologicznych labiryntów. Bardzo wiele znaczyło też i to, że zaczął jej towarzyszyć na rowerze i to jakieś trzy tygodnie po jej piętnastych urodzinach, bo właśnie wtedy na tych polnych drogach zaczęło się robić sucho i łatwiej dla niego, bo na samym początku musiał nadążyć za tą wysportowaną dziewczyną, która specjalnie dla niego nie jechała szybko i co najważniejsze rozmawiała z nim po to by ta jazda przez ciekawie wyglądające pola miała dla niej więcej smaku. Po około miesiącu takich wspólnych jazd nabrał siły i dlatego ta bystra dziewczyna zaczęła modyfikować trasy, po to by trudność rosła. Wzrost poziomu trudności, czyli więcej piaszczystych zjazdów i podjazdów, to też inny rower Przemka. Inny wtedy oznaczał nowy, który kupił sobie sam. Ten konkretny rower miał aż trzy kolory, czyli po części był kremowo biały, lśniąco szary i wiśniowy. Połączenie to było wtedy jedną z najnowszych opcji jeśli chodzi o stylistykę, a ta konkretna dziewczyna poznała, że to dość drogi rower, na którego stać niewielu. Dlatego dwudziestego czerwca wieczorem zaczęła wypytywać tego młodzieńca o pieniądze, za które kupił ten rower, a on odpowiedział jej w dość złożony sposób, czyli wyznał jej to, że ze swoim tatą współtworzy zbiory opowiadań kryminalnych i ma z tego spore pieniądze. Tego Joanna nie była świadomą, bo dla niej ta zawiła prawda była nowością, czyli spodziewała się tego, że Przemek nie jest aż tak zdolny by współtworzyć opisy ukazujące się w tych opowiadaniach. Wypytywanie to miało miejsce u niej w domu i to tuż przed godziną osiemnastą, a na jej biurku leżało kilka długopisów i pewna ilość czystych kartek papieru. Dzięki tym przedmiotom ten ambitny młodzieniec napisał jej aż trzy wiersze w mniej niż dwanaście minut. Ten pokaz zrobił na niej wrażenie i dlatego po tym drobnym iskrzeniu spowodowanym niedowierzaniem przyznała mu rację i nie drążyła już więcej tego tematu. Kluczowe znaczenie miało też i to, że potem co jakieś dwa lub co trzy dni prosiła go o kolejny wiersz lub wiersze. Tego typu prośby pojawiły się też w dniu jego piętnastych urodzin, czyli w niezbyt odpowiedniej chwili, którą doprawiła swoim pocałunkiem przypominającym wino ze skrzydlatych śpiewów czaroitu.

Ten pocałunek w taki magiczny sposób spotkał się z jego ustami i spotykał się z nimi potem już wielokrotnie, czyli przez całe lato, jesień i zimę. Zima ta była dla niego wyjątkową ze względu na to, że co około trzy dni wsiadał z Joanną na rowery i się zabawiali. Zabawy te były do pewnego stopnia aromatycznymi, ale miały też w sobie sporą dawkę szaleństwa. Mowa tu dokładnie o wskakiwaniu na rowerze w zaspę i to w taką okazałą. Para ta robiła to jednocześnie i czasami tak jakby na zmianę, czyli nie przejmowali się tym, że mogą zachorować, bo tego typu drobiazgi nie miały znaczenie. Liczyła się wtedy niemal wyłącznie ta adrenalina, bo zaczynało się od zjazdu, potem był wyskok, a na samym końcu lądowanie w miękkim śniegu, który w dane miejsce zwiózł ciężki sprzęt. Ta konkretna zabawa kilkukrotnie skończyła się uszkodzeniem roweru lub dwóch jednocześnie, ale najczęściej były to jedynie drobne sprawy, które następnego dnia po szkole wspólnie naprawiali w blaszanym garażu, w którym swój rower trzymała Joanna i to od lat. W tym samym garażu od jesieni też Przemek zaczął trzymać swój rower, po to by razem z nią troszczyć się o te sprzęt. Przy tych konkretnych rowerach było trochę pracy, ale ta konkretna dwójka najczęściej pracowała nadzwyczaj zgodnie, czyli bez większych konfliktów.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 4.73
drukowana A5
za 8.95