Odkąd kilka lat temu miałam przyjemność poznać Sadeemkę, jej zaskakująca historia nie przestaje mnie fascynować. Ślązaczka, która w wieku osiemnastu lat emigruje do Wielkiej Brytanii, gdzie sama z siebie, a nie jak to często bywa za namową jakiegoś ponętnego muzułmanina, zaczyna zgłębiać zasady islamu, staje się muzułmanką i nawet uczy się arabskiego, żeby móc lepiej zgłębiać nauki Koranu. Te niekonwencjonalne przemiany skłaniają Sadeemkę do unikalnych przemyśleń, którymi obdarowuje nas na kartach swojej poetyckiej książki „Miasta mają dusze”. Trzeba być wyjątkowo uduchowioną osobą, żeby w młodym wieku wyrażać takie prawdy życiowe jak: „Nic nie wiesz, nic nie jest pewne i zdecydowanie nic nie jest wieczne”, „Pozwól sobie być sobą i innym być innymi”, „Jedyny sposób na szczęście to docenić tu i teraz i pogodzić się z samym sobą.”
Przepojony liryzmem styl Sadeemki ma na mnie hipnotyzujące działanie, dlatego zawsze z ogromnym zachwytem zatapiam się w jej twórczości. Prawdziwe dzieje czterech osób, które zostały opisane w „Miastach” bardzo mnie poruszyły. A historia Alii była dla mnie swoistym katharsis. Wzruszyło mnie, że ktoś tak pięknie wyraził moją własną żałobę po stracie taty: „Straciłam bezpowrotnie część siebie, mam w sercu pustą przestrzeń. Wszyscy składają nam kondolencje, ale nikt nie uczy nas, jak ruszyć naprzód z tą stratą jako częścią bagażu.”
Intrygujące losy pozostałych trzech postaci: Zainab, Zoyi i Khalila wciągają tak bardzo, że od „Miast” nie da się wręcz oderwać. A po zakończeniu lektury ma się ochotę do nich zadzwonić, żeby dowiedzieć się, jak dalej potoczyły się ich losy. Czekam z niecierpliwością aż Sadeemka napisze dalszy ciąg tej opowieści.