E-book
Bezpłatnie
Życie w locie

Bezpłatny fragment - Życie w locie

Wielka wyprawa


Objętość:
23 str.
ISBN:
978-83-8273-319-8

Pobierz bezpłatnie

Pierwsze lądowanie

Maćko leciał daleko, lecz siły jego niebyły wieczne. W końcu się zmęczył. Zleciał niżej. Pod chmurami było znacznie cieplej i mniej męczyła go podróż. Nie musiał się zmagać z wiatrem i zużywać niepotrzebnie energie na ogrzewanie organizmu. Zresztą mógł popatrzeć na piękne widoki pod nimi. Znudziły go gwiazdy i jego prędkość jak bolidu Formuły 1 czy rakiety Saturn V. Wolał piękno Ziemi niż nieprzyjazny klimat Saturna. To co zobaczył na ziemi go zaciekawiło. Na początku widział sylwetki, jakby bocianów stojących na czymś zielonym, a inne stojące i wpatrujące się w swoje odbicia, jak Narcyz. Chwilę później zrozumiał (chociaż nie w pełni), iż owe Narcyzy nie przyglądały się sobie lecz wypatrywały ryb, a te sylwetki, które tak stały, jakby posągi jakiś wielkich, mądrych i zasłużonych dla gatunku bocianów to skupisko większych i mniejszych bocianów pożywiających się na polu. Zniżył lot bardziej skupiając się na lądowaniu. Wtem odkrył, że kraina pod nim to bociani raj — pole rozkoszy z obfitym i różnorodnym menu. Przysiadł więc w tym raju.

Bociani Raj

Trawa jak okiem sięgnąć. Mnóstwo jedzenia. Bagna przecinały rwące wody pełne życia. Dalej po bagnach były pola ryżu. Później zboża, a całą krainę przecinała rwąca, odżywcza rzeka zakończona płytkim, lecz dosyć wielkim jeziorkiem. Maćko nie mógł w to uwierzyć. Po prostu cudo ograniczone tylko, także jak z bajki, zabawnie dymiącymi domkami na wzgórzu. Obleciał ją całą po czym usiadł na trawie i zaczął zajadać. Po chwili zbliżył się do innego bociana. Odbił się lekko od niego.

— Przepraszam — powiedział nieśmiało

Bocian wyprostował swoją szyję po czym spojrzał się na Maćka

— Tata — wykrzyknął

— Maćko! — wykrzyknął Marcello — Jak dobrze Cię widzieć — Jak lot nad wzgórzami Balami?

— Cudownie — powiedział Maćko — najpierw leciałem z mamą nad polami zboża lecz jak na horyzoncie pojawiły się kopcące wrota Piankowo ominąłem je, wzbiłem się w powietrze nad las — przeleciałem kawałek, a później skręciłem nad Brudne Mury i wzbijając się w powietrze, nie wiem jak, ale wleciałem tutaj.

— Do Krainy Zbóż — powiedział Marcello

— Właśnie — powiedział nabierając czystego, orzeźwiającego powietrza, które wypełniło jego młode płuca

— Choć, oprowadzę Cię młodzieńcze po tym raju. — zaproponował

Wodospad życia

Położył swoje rozłożyste skrzydło na grzbiecie syna i zaczął opowiadać:

— Wiedz, że wszyscy się tu gromadzą, a przynajmniej większość, ponieważ zima teraz jest coraz cieplejsza, ale… gromadzimy się tu przed wylotem — napełniamy brzuchy przed sierpniem i wrześniem. Najpierw polecimy nad bezkresne trawy sawanny, gdzie przeczekamy zimę. Jest tam wystarczająco jedzenia abyśmy w grupie tysiąca mogli odpocząć i nabrać sił na wyczerpujący przelot do skąpanego w ogniu wojny Sudanu lub lepiej udajmy się na egipskie piramidy. — mówił Marcello

— Zwiedzimy piramidę Cheopsa lub obudzimy Sfinksa?! — z radością wykrzyknął podekscytowany możliwością przygody Maćko

— Czeka Cię jednak rozczarowanie. — powiedział z uśmiechem na dziobie Marcello — Jednakże nie będzie Ci brakowało wrażeń po przejściu Morza Śródziemnego i zobaczenia cudownej Grecji

— A przystaniemy tam w Grecji?! Zawsze chciałem zobaczyć jej podobno malownicze krajobrazy. O! I jeszcze odkryć magiczny, jak dla mnie świat antyczny… Ateny…, Akropol i całą starożytną Grecje — rozmarzył się nad możliwością zobaczenia tej cudownej cywilizacji Grecji

— Może samej cywilizacji Antycznej Grecji nie ujrzysz…, ponieważ wyginęła trochę czasu temu, ale jej pozostałości i piękne widoki — to owszem — zaśmiał się.

Doszli pod wodospad zaczynający ożywczą rzekę.

Podobno — dasz wiarę — jeśli osoba w ciężkim stanie napije się, a co lepsza, stanie pod wodospadem to jej wszelkie bóle i płacze ustają. Nie wiem czy to prawda lecz wiem, że na pewno jest bardzo pożywna i hojna w jedzenie — powiedział wpatrując się w błękitną przejrzystą wodę — wypijmy za to, że wróciłeś. Później pokaże Ci resztę.

Napili się ciepłej, a równocześnie ożywiającej wody ze strumyka.

Rodzinne pogadanki

Po napojeniu się Marcello dalej opowiadał o krainie, legendach i podróży jednocześnie kierując się w stronę Malwiny.

— O! Jesteś. Martwiłam się, że nie poleciałaś za mną — powiedziała wyskakując z moczarów

— Poleciał okrężną drogą. — powiedział Marcello

— No, no. Domyślałam się. — powiedziała — ja poleciałam nad las, a ty jeszcze sprawdzałeś co jest we wsi.

— Przepraszam — wyjąknął

— Nic nie szkodzi — powiedziała mama

— Zazwyczaj tuż przed lasem skręca się w prawo — wtedy wylatuje się tuż obok wodospadu. Ty po prostu nadleciałeś z drugiej strony, wzniosłeś się i pokonałeś góry, a potem lekko skręciłeś — mogłeś to nieumyślnie zrobić — i po długim łuku wylądowałeś tam i koniec. — wytłumaczył tata — Dobra, czas coś zjeść!

Poszli do bardziej bagiennego miejsca.

— No tu będzie pożywienia w brud. — odparł Marcello — i nie bój się, że pobrudzisz sobie stopy. Nie jesteś nie wiadomo kim i twoje stopy nie są święte. Pamiętaj! — dodał

Pożywili się i słońce zaczynało się chować, gdy skończyli.

— Dziś to była obiadokolacja. Jutro zjemy bardziej normalnie. — powiedział Marcello — Teraz idźmy spać. — dodał głośno i uroczyście z widocznym na buzi zadowoleniem.

Więc wszyscy poszli spać.

Pierwsza noc

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.

Pobierz bezpłatnie