Razem i dzięki sobie nawzajem przeszliśmy przez trudny „chudy czas” i nauczyliśmy się wiele: o sobie, o innych; jak mimo wszystko mieć odwagę i siłę w obliczu różnorakich przeciwności, a nawet na „ostateczne rozwiązania”. I jak wiele musimy jeszcze się nauczyć. Dzięki Wam uświadamiam sobie raz za razem, co jest najistotniejsze.
Kochanej żonie Monice i naszym dzieciom: Zofii, Pawełkowi i Przemusiowi.
Pamięci mojej mamy.
istotność
Istotność
Pozorne chwile bez spotkań ze słowem,
gdy czas utknął w szczelinach
łapania oddechu i marniał.
Istotność pulsuje we krwi
aż do świtania migreny.
Jednak więcej ma serca
niż rutyny na skaleczonych dłoniach
przypadkiem.
Na spękane usta nakłada
spokojną warstwę pokory,
na oczy czystą perspektywę jutra.
Słowa kwitną codziennością,
choć pachną czasem burzą,
czasem drażnią nos jak pieprz.
Mimo wszystko zawsze świeże.
Obsypane pąkami pytań wieczory
wydłużają ścieżki do snu.
Bielą stokrotki gaworzą przy kąpieli.
W przeciągu od drzwi do zgiełku
muskają małe różyczki buziaków,
na noc do gwiazd sypią dźwięczne konwalie
z głębokim westchnieniem.
Istotnie przycicham zmęczeniem,
dzień powiedział widocznie wszystko,
co było nam usłyszeć trzeba.
Nie muszę dopowiadać pustych strof,
co brzęczą zadumaną ciszą.
Uśmiech zamiast kropki
wstawiam na koniec.
Życie lepiej pisze ode mnie.
2016.01.08
Apoteoza chemii
apoteoza chemii stanu początkowego
i jedwab ciał i kwieciste słodkości słów
pięknie poubierane hormony
staranny nasycony makijaż chwil
aż do kulminacji artykułowania magii rozkoszy
święci się życia najważniejszy cel
na ile w tym treści na burze i grad
czy jesienną zamgloną nudą noc
na ile tylko mdlącego fluidu na wieczór
czy szampana z bąbelkami tracącego czar
kiedy najważniejsze by wystrzelił
kolorowe papierowe plakaty karmią kiczem
byle szybko byle głośno tak jak w filmach
z dala od zgiełku z domieszką szarości
rośnie dąb z zawieszoną huśtawką
podczas wichury szumi o malinowych chruśniakach
jak posprzątane połamane kończyły się popiołem
2016.01.18
Amen
chociaż to mi skóra gore
nie dotykam słów niech milczą
może zew krwi przejdzie w porę
nim przywdzieje skórę wilczą
niby w sam raz serca w dłoniach
nie wypełnia win do ciszy
może zbyt tkwi pamięć w skroniach
i natrętnie w myśli dyszy
fale od chwil niosą zamęt
tak najbliżej jest do sedna
szczęście i ból zawsze amen
bo odpowiedź tylko jedna
2016.09.11 (ndr.)
Niebieskie
co dzień patrzę w te niebieskie oczy
lustro życia uśmiecha się do mnie
czyta światłem z moich słów nie znając
co przed chwilą serce wybiło do myśli
głos zakwita nowym imieniem
w piąstkach szept nieśmiertelności
wiąże siły powszednich dni z sensem
poślinione małe paluszki
ciągną za brodę aż naprężony czas
przystaje głęboko w pamięci
na nowo uczę się życia nie na pamięć
spokojną rutynę dnia głaszcząc po włosach
na czołach ustami muskając dobranoc
uczę się dnia więcej nosić na rękach
myśli pełne w żywą treść zmieniać
2016.09.06
Niedokończone zapisy
niedokończone zapisy z wnętrza
mógłbym powiedzieć że nie mam czasu
a dni powszednich jest siła większa
to bym przemilczał życie w dwójnasób
pourywane uśmiechem chmury
ciepło rozprasza krzyk w szeptu echo
w słowa zbyt wolne wpadają bzdury
sedno umyka pustym oddechom
zamiast utrwalać napełniam płuca
życie jak nałóg we krwi się burzy
tyle w nim mocy słowa w sen wrzuca
przyjdzie czas papier treścią odkurzy
2016.06.08
Wytropione z tłuszczu
(Brudna niedziela)
Sznurówki. Jedna przetarta, druga ma supeł. Rozwiąż
rebus skojarzeń, by przywrócić do sensu kosmyki
myśli niezapisane w chmurze z wieczora,
zanim zajdą mgłą za wrzaskiem eteru.
Kolorowe pajęczyny wmawiają chęci. Łza światło
reklam rozprasza. Nachalne trawienie duszy
dudni na raty po sokach w żołądku. Kroki
tropią cień naciągnięty na gołe drzewa.
Strach drętwieje w oczach. Niczym cienie
zdają się być wobec małej sinej rączki
karmionej igłą. Kłuje w oczy ostrość granic,
cienka linia istotnie odmiennych natur.
Brudna niedziela pospiesza dzwonkami. Chlapie
rozdrabniając tajemnicę cudu. Cyrk grosza
święci się dla opluwaczy zabobonów
w fazie z zakupami na nadchodzące gusła.
Poza nurtem wytropione z tłuszczu myśli
cieleśnie do tętniącej krwi tajemnicą
drgają od możliwych układów gwiazd.
Cud przeżywa się po tkankach w nadziei.
Sznurówki. Światła. Reklamy. Pośpiech.
Tło odbite od szklistych spojrzeń. Przyszłość
podwinięta do istoty ramion, by tulić.
Przemuś cud kolędą do pojęcia szczęścia.
2016.11.18
Zwrotnik skorpiona
słońce zachodzi za wcześnie
na pokorę nikt jeszcze nie umarł
zawracam słowa za horyzont
postrzępionych drgań powietrza
odrobione lekcje na ciszę
złośliwy nałóg przesiąknął przez wieczór
zawracam ogień przez płuca
niech dojrzeje we właściwej skórze
zmęczenie zapala światło w kuchni
gąbka szoruje do zrozumienia
zawracam pamięć ze zdartych butów
czas nie biegnie w ślad za myślą
czarna herbata z plastrem cytryny
nie parzy w oczy treścią gazet
zawracam uwagę do wnętrza domu
na własność przechodzi burza opcji prawd
ważność kroków staje się czystsza
kiedy wieczór liczy bez złudzeń świateł
zawracam spokój w mięśnie śladem pulsu
mamy tylko siebie w linii na dłoniach
2016.11.05
Jak
wepchnięte gdzieś pod potylicę
by na język już się nie pchały
ściśnięte do ziarnka prawdy
karambole ideałów z rzeczywistością
jak patrzeć na obrazy co sen
skraplają w pot parują z westchnieniem
zagęszczając powietrze wzrok
zamyśleniem kroi jutro musi być przejrzyste
jak objąć materię słów
by nie tylko błoto w liniach papilarnych
grało jednostronnie swe rapsodie
kocich łbów kłamstw zerwanych z nut
z szarugą pojąc samotny płaszcz
słońce także malowało kwieciem dni
choć wyrwane suszą się w pamięci
korzenie niosą zapach małych szczęść
z tych co w glebie pod zmarzniętym
spojrzeniem kiełkują nadzieje
jak najwięcej z wykutych pulsem
różnych smakiem obłoków zapamiętań
co płyną kluczem pod zmęczone powieki
upchnąć do poduszki dla wygody
jutro będzie bardziej przejrzyste
2016.02.09
Betelgeza
gdy wieczorem kotara chmur
zwinięta w burze gdzieś daleko
od mojej głowy spoglądam w górę
spoglądam zawsze od wewnątrz
nikły pyłek z peryferii galaktyki
na bezkresny monument istnienia
ludzkie życie jest zbyt krótkie
by objąć wzrokiem choćby scenę
aktu wiecznej sztuki wszechświata
nadzieja oczu wynika z rachunku
prawdopodobna eksplozja blisko
relatywnie przenika niepewnością
ujrzeć jak rodziły się szanse na życie
gdy umierała gwiazda siejąc blask
wypełniony drobinami nowych form
może od dawna już myśliwy Orion
ma kosmiczny kwiat zamiast barku
może światło zdąży dotrzeć nim zgasnę
co wieczór patrzę na przeszłość nieba
próbując mieścić w głowie horyzont
na teorii sztaludze mocnej od wzorów
2017.05.18
Zew
czas oddycha cudownie zwykłym teraz
natura woła wersami wśród śpiewu wiatru
leniwe obłoki płyną na uśmiechach losu
zachód różowieje podkreślając czerwień
liści szeleszczących pod naszymi butami
nawet promienie spowalniają bieg
natura woła pięknem obleczonym w ciszę
mieni się łza radości w twoim oku
idziemy za ręce alejką dźwięków
nasze owoce czerwienią się od śmiechu
2017.10.22
rzeźbienie nagości
Leniwa niedziela
mówisz nie podchodź do mnie
bo nie możesz jeść czekolady
nie będę się tak uśmiechać
gdy mi odbierzesz ogień i dym
nie lubię suchych wypieków
na twarzy z przyklejonym uśmiechem
mówisz że babka jest bardziej mokra
gdy banana włoży się do ciasta
i porządnie wymiesza składniki
jesteśmy jak świat na biegunach
rozkołysani biegiem kurzu z błahostek
w hałaśliwej grawitacji buziek
którym nie zasycha w gardle
nie napinaj słów do złości
nie będę kłuć wzrokiem po ciszy
leniwie przeciągnijmy czas po kanapie
nie gonimy przecież już za niczym
w dłoniach magicznie lapidarne wszystko
2016.02.14
Rzeźbienie nagości
(Od implusu dłoni na karku)
Opadł pył rozwiewanych wyobrażeń.
Jesteśmy nadzy od trwonienia chwil
na rekwizyty emocji złapane pod rękę.
Na pamięć chorujemy sobą,
bez pamięci lecząc nawzajem.
Dalekie gwiazdy chłodnym blaskiem
nie wypalały planów po naszych dłoniach.
Spojrzenia nie były pierwsze do przysłowia,
choć mrowienie wyborów przeniknęło
światłem w drodze pomiędzy oczyma.
Mury przekwitają kolejną mrzonką.
Parę razy od zalanych ogniem korzeni
w gnijących po kątach skargach.
Ostatnio przez zbyt naiwny odcień
czerni na drzwiach dla kontrastu kamienia.
Nikt już nie słucha. Weź miętowy oddech,
nim mdła herbata z cynamonem i chili
przepali gniewem aksamit głosu do snu.
Powstrzymaj pazury obaw przed furią.
Dziś ma brak numerów w rękawach.
Nikogo nie obchodzi, gdzie pójdziemy
uczyć chmury chodzić po naszych śladach.
Dobrze wiesz, jak liczyć bez papieru.
Mamy tylko tę wspólną nagość dnia,
tak niedoskonałą, aż świata się nie widzi.
2017.02.12
Prościej
mówisz że wolisz jak prościej
układam życie do słów
przecież potrafisz mnie czytać
już od drzwi nawet na wspak
jestem jak kamień niezmienny
jedynie rysy przez czas