E-book
11.76
drukowana A5
27.26
Zwrotnik skorpiona

Bezpłatny fragment - Zwrotnik skorpiona


4
Objętość:
117 str.
ISBN:
978-83-8245-671-4
E-book
za 11.76
drukowana A5
za 27.26

Razem i dzięki sobie nawzajem przeszliśmy przez trudny „chudy czas” i nauczyliśmy się wiele: o sobie, o innych; jak mimo wszystko mieć odwagę i siłę w obliczu różnorakich przeciwności, a nawet na „ostateczne rozwiązania”. I jak wiele musimy jeszcze się nauczyć. Dzięki Wam uświadamiam sobie raz za razem, co jest najistotniejsze.

Kochanej żonie Monice i naszym dzieciom: Zofii, Pawełkowi i Przemusiowi.

Pamięci mojej mamy.

istotność

Istotność

Pozorne chwile bez spotkań ze słowem,

gdy czas utknął w szczelinach

łapania oddechu i marniał.

Istotność pulsuje we krwi

aż do świtania migreny.

Jednak więcej ma serca

niż rutyny na skaleczonych dłoniach

przypadkiem.

Na spękane usta nakłada

spokojną warstwę pokory,

na oczy czystą perspektywę jutra.

Słowa kwitną codziennością,

choć pachną czasem burzą,

czasem drażnią nos jak pieprz.

Mimo wszystko zawsze świeże.

Obsypane pąkami pytań wieczory

wydłużają ścieżki do snu.

Bielą stokrotki gaworzą przy kąpieli.

W przeciągu od drzwi do zgiełku

muskają małe różyczki buziaków,

na noc do gwiazd sypią dźwięczne konwalie

z głębokim westchnieniem.


Istotnie przycicham zmęczeniem,

dzień powiedział widocznie wszystko,

co było nam usłyszeć trzeba.

Nie muszę dopowiadać pustych strof,

co brzęczą zadumaną ciszą.

Uśmiech zamiast kropki

wstawiam na koniec.

Życie lepiej pisze ode mnie.

2016.01.08

Apoteoza chemii

apoteoza chemii stanu początkowego

i jedwab ciał i kwieciste słodkości słów

pięknie poubierane hormony

staranny nasycony makijaż chwil

aż do kulminacji artykułowania magii rozkoszy

święci się życia najważniejszy cel


na ile w tym treści na burze i grad

czy jesienną zamgloną nudą noc

na ile tylko mdlącego fluidu na wieczór

czy szampana z bąbelkami tracącego czar

kiedy najważniejsze by wystrzelił


kolorowe papierowe plakaty karmią kiczem

byle szybko byle głośno tak jak w filmach


z dala od zgiełku z domieszką szarości

rośnie dąb z zawieszoną huśtawką

podczas wichury szumi o malinowych chruśniakach

jak posprzątane połamane kończyły się popiołem

2016.01.18

Amen

chociaż to mi skóra gore

nie dotykam słów niech milczą

może zew krwi przejdzie w porę

nim przywdzieje skórę wilczą


niby w sam raz serca w dłoniach

nie wypełnia win do ciszy

może zbyt tkwi pamięć w skroniach

i natrętnie w myśli dyszy


fale od chwil niosą zamęt

tak najbliżej jest do sedna

szczęście i ból zawsze amen

bo odpowiedź tylko jedna

2016.09.11 (ndr.)

Niebieskie

co dzień patrzę w te niebieskie oczy

lustro życia uśmiecha się do mnie

czyta światłem z moich słów nie znając

co przed chwilą serce wybiło do myśli

głos zakwita nowym imieniem


w piąstkach szept nieśmiertelności

wiąże siły powszednich dni z sensem

poślinione małe paluszki

ciągną za brodę aż naprężony czas

przystaje głęboko w pamięci


na nowo uczę się życia nie na pamięć

spokojną rutynę dnia głaszcząc po włosach

na czołach ustami muskając dobranoc

uczę się dnia więcej nosić na rękach

myśli pełne w żywą treść zmieniać

2016.09.06

Niedokończone zapisy

niedokończone zapisy z wnętrza

mógłbym powiedzieć że nie mam czasu

a dni powszednich jest siła większa

to bym przemilczał życie w dwójnasób


pourywane uśmiechem chmury

ciepło rozprasza krzyk w szeptu echo

w słowa zbyt wolne wpadają bzdury

sedno umyka pustym oddechom


zamiast utrwalać napełniam płuca

życie jak nałóg we krwi się burzy

tyle w nim mocy słowa w sen wrzuca

przyjdzie czas papier treścią odkurzy

2016.06.08

Wytropione z tłuszczu
(Brudna niedziela)

Sznurówki. Jedna przetarta, druga ma supeł. Rozwiąż

rebus skojarzeń, by przywrócić do sensu kosmyki

myśli niezapisane w chmurze z wieczora,

zanim zajdą mgłą za wrzaskiem eteru.


Kolorowe pajęczyny wmawiają chęci. Łza światło

reklam rozprasza. Nachalne trawienie duszy

dudni na raty po sokach w żołądku. Kroki

tropią cień naciągnięty na gołe drzewa.


Strach drętwieje w oczach. Niczym cienie

zdają się być wobec małej sinej rączki

karmionej igłą. Kłuje w oczy ostrość granic,

cienka linia istotnie odmiennych natur.


Brudna niedziela pospiesza dzwonkami. Chlapie

rozdrabniając tajemnicę cudu. Cyrk grosza

święci się dla opluwaczy zabobonów

w fazie z zakupami na nadchodzące gusła.


Poza nurtem wytropione z tłuszczu myśli

cieleśnie do tętniącej krwi tajemnicą

drgają od możliwych układów gwiazd.

Cud przeżywa się po tkankach w nadziei.


Sznurówki. Światła. Reklamy. Pośpiech.

Tło odbite od szklistych spojrzeń. Przyszłość

podwinięta do istoty ramion, by tulić.

Przemuś cud kolędą do pojęcia szczęścia.

2016.11.18

Zwrotnik skorpiona

słońce zachodzi za wcześnie

na pokorę nikt jeszcze nie umarł

zawracam słowa za horyzont

postrzępionych drgań powietrza


odrobione lekcje na ciszę

złośliwy nałóg przesiąknął przez wieczór

zawracam ogień przez płuca

niech dojrzeje we właściwej skórze


zmęczenie zapala światło w kuchni

gąbka szoruje do zrozumienia

zawracam pamięć ze zdartych butów

czas nie biegnie w ślad za myślą


czarna herbata z plastrem cytryny

nie parzy w oczy treścią gazet

zawracam uwagę do wnętrza domu

na własność przechodzi burza opcji prawd


ważność kroków staje się czystsza

kiedy wieczór liczy bez złudzeń świateł

zawracam spokój w mięśnie śladem pulsu

mamy tylko siebie w linii na dłoniach

2016.11.05

Jak

wepchnięte gdzieś pod potylicę

by na język już się nie pchały

ściśnięte do ziarnka prawdy

karambole ideałów z rzeczywistością


jak patrzeć na obrazy co sen

skraplają w pot parują z westchnieniem

zagęszczając powietrze wzrok

zamyśleniem kroi jutro musi być przejrzyste


jak objąć materię słów

by nie tylko błoto w liniach papilarnych

grało jednostronnie swe rapsodie

kocich łbów kłamstw zerwanych z nut

z szarugą pojąc samotny płaszcz


słońce także malowało kwieciem dni

choć wyrwane suszą się w pamięci

korzenie niosą zapach małych szczęść

z tych co w glebie pod zmarzniętym

spojrzeniem kiełkują nadzieje


jak najwięcej z wykutych pulsem

różnych smakiem obłoków zapamiętań

co płyną kluczem pod zmęczone powieki

upchnąć do poduszki dla wygody

jutro będzie bardziej przejrzyste

2016.02.09

Betelgeza

gdy wieczorem kotara chmur

zwinięta w burze gdzieś daleko

od mojej głowy spoglądam w górę


spoglądam zawsze od wewnątrz

nikły pyłek z peryferii galaktyki

na bezkresny monument istnienia


ludzkie życie jest zbyt krótkie

by objąć wzrokiem choćby scenę

aktu wiecznej sztuki wszechświata


nadzieja oczu wynika z rachunku

prawdopodobna eksplozja blisko

relatywnie przenika niepewnością


ujrzeć jak rodziły się szanse na życie

gdy umierała gwiazda siejąc blask

wypełniony drobinami nowych form


może od dawna już myśliwy Orion

ma kosmiczny kwiat zamiast barku

może światło zdąży dotrzeć nim zgasnę


co wieczór patrzę na przeszłość nieba

próbując mieścić w głowie horyzont

na teorii sztaludze mocnej od wzorów

2017.05.18

Zew

czas oddycha cudownie zwykłym teraz

natura woła wersami wśród śpiewu wiatru

leniwe obłoki płyną na uśmiechach losu

zachód różowieje podkreślając czerwień

liści szeleszczących pod naszymi butami


nawet promienie spowalniają bieg

natura woła pięknem obleczonym w ciszę

mieni się łza radości w twoim oku

idziemy za ręce alejką dźwięków

nasze owoce czerwienią się od śmiechu

2017.10.22

rzeźbienie nagości

Leniwa niedziela

mówisz nie podchodź do mnie

bo nie możesz jeść czekolady

nie będę się tak uśmiechać

gdy mi odbierzesz ogień i dym


nie lubię suchych wypieków

na twarzy z przyklejonym uśmiechem

mówisz że babka jest bardziej mokra

gdy banana włoży się do ciasta

i porządnie wymiesza składniki


jesteśmy jak świat na biegunach

rozkołysani biegiem kurzu z błahostek

w hałaśliwej grawitacji buziek

którym nie zasycha w gardle


nie napinaj słów do złości

nie będę kłuć wzrokiem po ciszy

leniwie przeciągnijmy czas po kanapie

nie gonimy przecież już za niczym

w dłoniach magicznie lapidarne wszystko

2016.02.14

Rzeźbienie nagości
(Od implusu dłoni na karku)

Opadł pył rozwiewanych wyobrażeń.

Jesteśmy nadzy od trwonienia chwil

na rekwizyty emocji złapane pod rękę.

Na pamięć chorujemy sobą,

bez pamięci lecząc nawzajem.


Dalekie gwiazdy chłodnym blaskiem

nie wypalały planów po naszych dłoniach.

Spojrzenia nie były pierwsze do przysłowia,

choć mrowienie wyborów przeniknęło

światłem w drodze pomiędzy oczyma.


Mury przekwitają kolejną mrzonką.

Parę razy od zalanych ogniem korzeni

w gnijących po kątach skargach.

Ostatnio przez zbyt naiwny odcień

czerni na drzwiach dla kontrastu kamienia.


Nikt już nie słucha. Weź miętowy oddech,

nim mdła herbata z cynamonem i chili

przepali gniewem aksamit głosu do snu.

Powstrzymaj pazury obaw przed furią.

Dziś ma brak numerów w rękawach.


Nikogo nie obchodzi, gdzie pójdziemy

uczyć chmury chodzić po naszych śladach.

Dobrze wiesz, jak liczyć bez papieru.

Mamy tylko tę wspólną nagość dnia,

tak niedoskonałą, aż świata się nie widzi.

2017.02.12

Prościej

mówisz że wolisz jak prościej

układam życie do słów

przecież potrafisz mnie czytać

już od drzwi nawet na wspak


jestem jak kamień niezmienny

jedynie rysy przez czas

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 11.76
drukowana A5
za 27.26