Wstęp
Kiedy otwieram moje oczy to widzę że życie jest tym co czujemy, czym oddychamy, myślimy. Po prostu nasze życie jest tym kim sami jesteśmy.
Już wtedy gdy mijały lata mego dzieciństwa czułam że czas pracuje dla mnie. Aż do tego dnia kiedy wydarzyło się w moim życiu coś co zmieniło moje odczuwanie rzeczywistości. Pomyślałam sobie że to co zobaczyłam jest czymś nadzwyczajnym i wiedziałam że to zmieni moje życie.
Modliłam się, prosiłam o przewodnictwo i wierzyłam że Maryja pokaże mi drogę.
To wtedy ujrzałam któregoś dnia Matkę Boską z mojego obrazka komunijnego. Była wielkości figurki która stała w moim pokoju przesuwając się w stronę mojej śpiącej Mamy.
Patrzyłam i byłam bardzo zdziwiona. Wtedy wstałam i poszłam do kuchni do mojej Babci i to wszystko Jej opowiedziałam. Miałam wtedy dziesięć lat. Myślałam że to jakiś znak. A może mam wstąpić do Zakonu albo to jakieś inne powołanie.
Byłam wtedy małą drobną dziewczynką taką z dobrą duszą, która wszystkim pomagała.
Najbardziej było mi żal staruszek, które dźwigały zakupy. Pamiętam zawsze pomagałam im i nieraz dźwigałam torby pełne zakupów. Pamiętam pewna zakonnica powiedziała do mnie „Aniele”.
Czułam zawsze że coś mnie chroni a jednocześnie czuwa nade mną mój Anioł Stróż.
Moje oczy pełne blasku i światła już wtedy zachwycały wszystkich. Nieraz ktoś mówił „Twoje kryształowe oczy” a wtedy byłam bardzo stremowana. Zawstydzona próbowałam ukryć mój rumieniec.
Byłam żywym dzieckiem. Wszędzie było mnie pełno. Chciałam wszystko zawsze wiedzieć.
I tak też było. Mając czternaście lat zachorowałam. Ale to szybko minęło. A ja rosłam żyłam modlitwą i jeździłam na Pielgrzymki. W międzyczasie miałam wstąpić do Klasztoru ale przerwał ten zamiar mój kolega mówiąc „Taka piękna dziewczyna to by było szkoda potargać Twój adres”
I tak moje losy potoczyły się inaczej. Wyjechałam, poznałam mojego męża który był mi przeznaczony. Już wtedy miałam swoją intuicję która zawsze podsuwała mi to co było dla mnie przeznaczone.
Dzieciństwo i młodość
Jestem „Czarna” Basia z gór z Podhala. Urodziłam się w Białej Wodzie koło Nowego Sącza w malowniczym domku w noc Świętojańską bardzo wcześnie rano żeby zdążyć znaleźć kwiat szczęścia i chyba to było to, czyli Baśniowe urodziny. Urodziłam się i byłam czarna jak kruk miałam długie czarne włosy, czarne rzęsy. Z drugiej strony byłam też biała jak woda, Biała Woda.
Wszystko było super do pewnego momentu. Była taka akcja kiedy bardzo zachorowałam, mało nie umarłam. Moja siostra mi uratowała życie wraz z moją mamą. Sądzę że to była nawet kliniczna śmierć bo byłam cała zsiniała oczy miałam wywrócone. Nie pamiętam tego bo byłam mała ale to musiało mieć miejsce wtedy.
Potem rosłam i byłam bardzo ciekawym dzieckiem. Było mnie pełno wszędzie. Nazywali mnie „wybij oknem” bo jednym oknem wchodziłam a drugim wychodziłam. Byłam taka wszędobylska wszędzie chciałam być, wszystko chciałam wiedzieć, wszystko chciałam zrobić, wszystkiego dotknąć.
To życie na wsi było bardzo cudowne ale też i bardzo ciężkie. Góry ośnieżone, nie mieliśmy wody w swoim domu trzeba było donosić wodę przez drogę. Na początku nie mieliśmy nawet pralki wszystko robiliśmy ręcznie w tym domu. Zawsze czekaliśmy kiedy Mama do domu wróci. To czekanie też nie było fajne. Mama dojeżdżała bardzo daleko do pracy. Zawsze coś robiła dla nas. Zawsze musiała te sześcioro dzieci obszyć i oporządzić jednym słowem. I to nie było łatwe. Nie przelewało się u nas w domu. Nieraz tylko się jadło chleb z cukrem polany nieraz wodą. Dopiero później jak Mama zaczęła pracować w hotelu to już było nam lepiej. Poza tym wychowaliśmy się bez Taty. Zawsze wszyscy na nas zganiali że my byliśmy niby Ci najgorsi. Mój wujek też nie był dla nas zbyt przychylny. Tylko swoim dzieciom a nam mniej. Mieszkaliśmy wtedy z Babcią z Ciotką wszyscy razem mieszkaliśmy bo oni jeszcze wtedy własny dom budowali i było nam wszystkim ciasno.
No i były też konflikty wiadomo. Nieraz nam się nieźle oberwało. Dostawaliśmy w skórę od Wujka. To było przykre dla Nas bo bez Taty nie miał Nas kto obronić. Nieraz czekaliśmy na Mamę jak były warunki niefajne to zostawała w pracy, szła jeszcze gdzieś coś dorobić żeby polepszyć Nasze życie. Mama była bardzo pracowitą kobietą. Mimo takiej biedy cośmy mieli można było u Nas z podłogi jeść w szafach wszystko w kostkę ułożone. Naprawdę dawała przykład dla wszystkich innych. Pamiętam zimowe wieczory, kolędy, przychodzili kolędnicy moja Mama też chodziła przebierali się. To było oryginalne wszystko Ci przebierańcy. Był „Dziad” i „Śmierć” wszystko to wyglądało super. Nieraz był też strach przed Diabełkiem i widłami trzeba było uciekać żeby się schować a nie było czasami gdzie. Babcia zawsze napiekła kołaczy, placków. Gotowała zawsze różne zupy, kartoflankę, kluski ziemniaczane z mlekiem najbardziej lubiłam kożuchy po kawie to do dzisiaj się wszyscy z tego śmieją. Jazdy na sankach, chodzenia po kolędzie, śpiewania, przebierania się. Bawiliśmy się z innymi dziećmi była nas cała chmara dzieci i dużo psów puszczanych wolno które nigdy do mnie nie podchodziły jakby wiedziały że mają mnie zostawić. Do szkoły trzeba było chodzić trzy kilometry czy zima czy nie zima. Najbardziej bałam się przechodzić przez pewien teren jak było ciemno. Zawsze myślałam że wszystkie duchy tam spotkam. Mówili że tam nieraz straszyło że ludzie widzieli jakieś białe cienie. Podczas wojny dużo tam ludzi zabili. Ogólnie fajne czasy to były ale z czasem się skończyły.
Mam pięcioro rodzeństwa z którym spędzałam czas. W tej wiosce gdzie mieszkałam było mnóstwo dzieci było z kim rozmawiać i bawić się. Na przykład organizować kuligi. Latem z kolei, lubiłam dużo przebywać w lesie kochałam naturę. Szłam przez łąkę i wiedziałam co mogę zjeść a czego nie. Byłam żywym dzieckiem.
Moja mama pracowała wychowywałam się częściowo u babci. Swoje talenty odkryłam w szkole udzielałam się byłam wysportowana, tańczyłam, śpiewałam w chórze szkolnym. Zawsze występowałam na akademiach szkolnych. Byłam lekkoatletką najbardziej podobał mi się skok „tygrysi”.
Później mając czternaście lat wyjechałam z rodziną do Nowego Sącza. Tam zamieszkaliśmy. Miałam więc większe możliwości rozwoju kulturalnego niż w mojej rodzinnej wiosce. Zapisałam się do Młodzieżowego Domu Kultury gdzie tańczyłam tańce ludowe. Chodziłam też na balet, saneczkarstwo, na siłownię oraz lekcje śpiewu. Później zapisałam się do zespołu ludowego „Lachy Sądeckie”. W nim tańczyłam i wyjeżdżałam na różne występy. Kiedy miałam osiemnaście lat dostąpiłam zaszczytu zatańczyć wraz z zespołem w Rzymie przed Naszym polskim Papieżem św Janem Pawłem II, który nas gościł na audiencji. Mogliśmy zwiedzić Bazylikę św Piotra, Muzeum, Koloseum.
Spaliśmy w białym domu. Przenocował nas wujek naszego kolegi z zespołu który mieszkał w Watykanie. Zdobyliśmy pierwsze miejsce we Włoszech. Włosi bardzo serdecznie nas witali kwiatami i okrzykami „Vivat Polonia!”.
I tak to życie uciekało. Skończyłam szkołę i miałam zawód, dostałam pracę.
Po jakimś czasie w 1984 roku zdecydowałam się wyjechać do Niemiec. To musiało być moje przeznaczenie. Już sama wiedziałam co mnie spotka w przyszłości.
Poznałam mojego męża który jak mnie zobaczył stwierdził że mam oczy anioła jego babci i od razu zakochał się. Nie odstępował mnie ani na krok. No i tak się zaczęło to wszystko.
Czas wtedy spędzony w Niemczech był różny, ciężki. To były czasy DDR-oskie. Trzeba było się napracować, nakombinować, namęczyć i nie było tak łatwo jakby się wszystkim wydawało. Nic nie było podane na tacy. No i tak się to wszystko toczyło aż do czasu kiedy mój mąż zginął.
Zostałam sama z trojgiem dzieci. Byłam też bardzo chora wtedy po różnych operacjach. Były też wtedy nawet okresy zawahania, strach co przyniesie jutro. No ale jak ja to mówię wszystko jest w rękach Boskich. Mama i moje rodzeństwo przyjechali później i pomagali mi przez siedem lat.
Później były kolejne dramaty i choroby. Śmierć mojej Mamy. Zaczęły się też różne dramatyczne rzeczy u mojego kuzyna. Zaczęło się wszystko kotłować. Był okres gdy ciągle ktoś umierał w Naszej rodzinie.
Babcia
To była taka dobra dusza dla wszystkich. Wszystkich chciała uszczęśliwić. Temu co miał więcej zabierała aby dać biedniejszemu. Tak też było z nami, że czasami zabrała nam aby dać jeszcze innym biedniejszym ale nam też dużo dawała. Babcia zawsze była taka zorganizowana wszystko ugotowała wszystko ogarnęła a dodatkowo jeszcze pilnowała Nas. Chodziłam z Nią często na wszystkie imprezy lub pogrzeby. Stroiła mnie zawsze, poprzebierała. Basia zawsze była ładnie ubrana. Ja zawsze podkolanówki, spódniczka, bluzeczka biała. Nosiła materiały do krawcowej bo sama nie szyła. Byłam zawsze Babci „przylepą” i wszędzie mnie zabierała. Też ciężkie miała życie bo miała jedenaścioro dzieci a umarło Jej ośmioro. Tylko troje przeżyło.
Babcia była bardzo Kochaną osobą i bardzo wierzącą. Modliła się jak My wszyscy co rano, wieczór, przy każdej okazji przed jedzeniem po jedzeniu. Bardzo była wierząca. Stąd też mieliśmy figurkę która u Nas stała. Często odmawiała różaniec. Pierwsze co trzeba było u Nas to rano wstać, pomodlić się, umyć, śniadanie zjeść i dopiero do szkoły iść to było zawsze w takiej kolejności.
Potem moja Babcia się wyprowadziła żyła u mojej drugiej Cioci (Siostry mojej Mamy) i po pewnym czasie też była już staruszką niedowidzącą ale zawsze się cieszyła kiedy do Niej przychodziliśmy. Lubiła bardzo dzieci to taki Anioł był. No i ciągle mówiła krótko przed śmiercią że cały czas widzi że Maryja przychodzi do niej że stoi w niebieskich szatach Matka Boska. Tak przed śmiercią mówiła. Zawsze w domu był Krzyż, woda święcona, święte obrazy. Jedno czego nie zapomnę to Babcia miała gęś która zawsze z nią chodziła. Ta gęś była jak pies. Najpierw Babcia chciała ją zabić i nam ugotować biednym dzieciom żeby się najadły. Więc ja mówię „Babciu pokaż jak ciężka ta gąska” Pamiętam ja zawsze chciałam żeby nic nie zabijano. Kiedy Babcia mi ją podała to ja uciekłam z nią i powiedziałam „Nie będziemy jeść tej gęsi, nie chcę mięsa, nie chcę tego rosołu, to nasza gąska nie możesz jej zabić ona jest kulawa biedna”. No i Babcia pamiętam nie zabiła tej gęsi zostawiła ją przy życiu. Pamiętam jak wprowadziła się do Cioci to ta gąska wszędzie chodziła za nią czy po wodę czy gdzieś indziej krok w krok Jej nie odstępowała. Była taka wdzięczna że została przy życiu.
Mieliśmy trochę zwierząt. Kochałam się w moich owieczkach. Ale te małe owieczki jakie były ładne zawsze do tulenia do uczenia, wytresowałam je. Jak mnie widziały to zawsze beczały. Zawsze im coś przyniosłam zamiast sama zjeść to im dawałam. One jadły wszystko co się im dało. Dzieliłam się z nimi.
Dar
Kiedyś byliśmy u mojego kolegi który kładł karty. Pewnego dnia ułożył mi je i nie chciał powiedzieć co w nich jest ale ja widziałam kartę która oznacza śmierć. Wszystko mi przepowiedział o tym jak potoczą się moje losy po tym jak wyjadę do Niemiec aż do tego momentu jak zginął mój mąż.
Karty mnie też trochę fascynowały. I to pewnie nie z kart bo ja się kłaść kart nigdy nie uczyłam, ale te moje jasnowidztwo czy intuicja zależy jak kto to nazywa po prostu to pojawiało się samo.
Mając czternaście lat zachorowałam. Wyniki były bardzo złe i wylądowałam w szpitalu. I tam pamiętam, siostry przyniosły mi karty bo mówiłam że umiem robić takie rzeczy z kartami. Ale to nie było takie bardzo świadome bo nigdy się tego nie uczyłam. Przychodziły do mnie siostry i lekarze. Trzymali mnie tam dwa tygodnie i do domu nie chcieli mnie puścić bo wszystko co im mówiłam się sprawdzało. Badania w szpitalu nie wykazały nic ale okazało się że ja już miałam tą intuicję i ten dar mówienia ludziom z oczu. Ja to nazywam intuicją. Ludzie przychodzili żebym ja im mówiła co widzę w ich oczach. Pokazywali mi ręce, patrzyli mi w oczy i nie wiem skąd bo ja się tego nigdy nie uczyłam ale wszystko co im mówiłam sprawdzało się na sto pięćdziesiąt procent. Wyczuwałam to podświadomie swoją intuicją. Ta intuicja jakby mi to wszystko mówiła co się wydarzy lub wydarzyło u tych ludzi. Możliwe że już wtedy miałam to co teraz mam, tylko wtedy może nie umiałam tego jeszcze tak odkryć. Wiadomo że to jest troszkę sprzeczne z naszą religią ale są ludzie którzy na przykład mają ten dar i to się wiąże z naszą szyszynką w mózgu która jest odpowiedzialna za takie rzeczy. Każdy z nas posiada takie możliwości, tylko u jednych to się rozwija wcześniej u drugich później a u innych wcale. Niektórzy na przykład to mają ale na to nie reagują. Ja na początku miałam takie przeczucia np. że tam mam nie iść i tak dalej i tak to u mnie zostało a z czasem nawet się pogłębiło. Można powiedzieć że czasem zostałam Medium. Z czasem zaczęło to przychodzić z co raz większą siłą. Ja to czułam. Odbieram to też emocjonalnie. Czuję to moim ciałem, podświadomością i określam to też jakbym widziała to u ludzi.
Nazywam to po swojemu że moja podświadomość to widzi ale w sumie jest to „medialna” sprawa. Bo ludzie „medium” to potrafią. Mam taki dar wyczucia, intuicję, dar widzenia na odległość.
Ja to mówię też że gdziekolwiek idę czy jadę to zawsze wiem że mam tam być i mam coś zrobić np. pomóc komuś.
Jak zaczęło się to wszystko pojawiać i kiedy zginął mój mąż, to na początku myślałam że to jest wręcz niemożliwe. Miałam wizję, wizję na żywo. Moja podświadomość widzi miejsca w czasie na przykład dwadzieścia czy sześćdziesiąt lat wstecz lub w przyszłość. Przeważnie widzę rzeczy złe, krzywdzące kogoś np. dzieci które nawet nie są świadome że im się coś złego przytrafiło. A teraz te osoby są dorosłe i odbija się to na ich dorosłym życiu. Ludzie sobie wtedy myślą „Boże skąd Ona to wie” ale ja to wiem bo mam to wiedzieć żebym mogła danej osobie pomóc. Po prostu pojawiam się w pewnym miejscu wśród pewnych ludzi którym mam pomóc i wtedy wydarzają się właśnie takie rzeczy. Po prostu jak idę ulicą i się każdemu przyglądam to wtedy ja tego nie robię. Nie tylko na odległość ale również jak ktoś ze mną przebywa to pobiera moją energię dlatego ludzie lubią przebywać w moim towarzystwie bo dobrze się przy mnie czują. Niektórzy nawet czują że się z nimi coś pozytywnego dzieje. Że następuje jakaś przemiana. Nieraz jak o tym mówimy to stwierdzają że mają też dreszcze, zauważają że moje oczy jakby się wtedy zmieniają.
Tak było np. w Medjugorie miałam taki przypadek z pewnym panem. On powiedział że od razu czuł moją energię i ciągnęło go do mnie. Albo na przykład pani nauczycielka z Wrocławia która rano przyleciała do mnie i mnie objęła. Przywitała mnie słowami „mój ty aniele”. Zapytałam się dlaczego tak na mnie woła a ona stwierdziła że widziała kim ja jestem.
Dużo miałam takich przypadków w ostatnich latach i takich sytuacji wielu takich ludzi spotkałam. Naprawdę są na to dowody to są rzeczy które się wydarzyły. Są to ludzie którzy żyją, którzy to odczuli i którym naprawdę pomogłam i mogą to potwierdzić.
Myślę że te moje zdolności odczuwałam już od małego dziecka, cały czas to było ze mną. Choćby to że każdy chciał w moje oczy zaglądać. Były one jak kryształy, świeciły się. Każdy się nimi zachwycał. Nawet raz pewna siostra zakonna powiedziała do mnie „Ty to jesteś Basiu Aniołem”. Więc to słyszałam wcześnie kiedy byłam jeszcze małą drobną dziewczynką miałam 8 czy 10 lat.
Są takie momenty kiedy podświadomość mówi mi że mam się gdzieś pojawić gdzieś pojechać i być tam za wszelką cenę. Choćbyś nie wiadomo co miała robić to tam będziesz. Uważam że jestem często przywoływana do „dusz” które potrzebują mojej pomocy. To znaczy żebym ja je uratowała i to się sprawdziło bo przeważnie wszyscy Ci ludzie byli w złym stanie psychicznym i duchowym np. blisko samobójstwa które jakby już nie miały wyjścia z trudnej sytuacji.
Te moje zdolności przychodziły same. Ja na początku nie zdawałam sobie z tego sprawy. W pewnym momencie nawet się wystraszyłam. Próbowałam dowiedzieć się czegoś więcej. Miałam taką wizję na żywo kiedy patrzę i wszystko się zgadza. Widziałam miejsce jakbym tam była dzisiaj i wszystko się odbyło. To było wszystko na żywo więc pomyślałam „Boże co się ze mną dzieje”.
Czy to jest normalne. Ale dostałam taką informację że tak, że ja mam właśnie to tzw „trzecie oko”. Jest ono tak wrażliwe że widzi nie tylko w jednym kierunku ale w kilku. To oko będzie się cały czas rozszerzać i do mnie przychodzić. I to jest dopiero początek tego wszystkiego. Ja też tak uważam, czuję że cały czas jestem w takich etapach że to wszystko się rozwija. Jakby nowe sytuację, nowi ludzie i miejsca i tak cały czas.
I tą swoją dobrą energią dalej pomagam ludziom. Spotkałam się naprawdę z wieloma opiniami innych ludzi że to im pomaga. I nie tylko duchowo wspieram ale nawet poprawia im się jakość życia i zaczyna dopisywać szczęście. Zmieniają się im sytuacje życiowe i otwierają się nowe horyzonty. Pomagam czasami samą obecnością ale tak jak pisałam moja podświadomość widzi gdzie są problemy. Nieraz daje ludziom moją energię dotykając ich tylko rękoma. Potrafię być też u nich w domu, zauważyć co przy nich jest w ich aurze. Czy coś złego się nie przyczepiło czy nie przynieśli czegoś niedobrego z domu w którym np. ktoś umarł. Ja to już wcześniej u tych ludzi widzę a sama tylko z nimi rozmawiam żeby ich na kierunkować czemu tak się dzieje a nie inaczej.
Jak to wszystko zaczęło się wydarzać, to byłam też pewna że muszę z kimś porozmawiać na ten temat. U mnie we wsi jest taka nauczycielka. Ona zajmuje się medycyną chińską i ogólnie niekonwencjonalną. Ona też leczy energią. Zasięgnęłam od Niej wielu informacji. Z czasem stwierdziłam że moja intuicja jest nawet większa niż Jej. W niektórych sprawach byłam bardziej wyczulona mimo tego że to Ona ma dyplomy i naucza. Pomyślałam że muszę coś zrobić żeby w tej dziedzinie można było lepiej pracować. Żeby mi to też nie szkodziło, bo wiem że energię którą się ma trzeba przekazywać innym. Jeśli tego się nie robi nie odprowadza się jej, nie przekazuje to wtedy można nawet samemu zachorować. Czakry są nie wyrównane energiami, są zakłócenia we własnym biopolu, są blokady. To są takie rzeczy których uczyłam się z czasem. Zdobyłam też kilka dyplomów i certyfikatów żeby lepiej obcować z tymi rzeczami. Żeby sobie lepiej radzić. Uczestniczyłam też w seminariach na ten temat.
A tak w ogóle to mam dobrą energię i dużo jasnej energii. Kto widzi aurę to może to u mnie zobaczyć. A poza tym ja bardzo mocno obcuję z Maryją. Była Ona zawsze moją ulubioną Matką. Do niej od zawsze się modliłam i modlę się do tej pory. Dlatego też często odwiedzałam miejsca z Nią związane. Byłam w Częstochowie na Jasnej Górze, w Kalwarii. Byłam już trzy razy w Medjugorie. I jeszcze będę tam jechać bo na pewno mam po co. Bo zawsze jak jadę to jadę po coś. Albo coś zobaczę lub kogoś spotkam kto potrzebuje pomocy albo mi też pomogą. Bo zawsze tak trzeba pozytywnie myśleć.