E-book
7.35
drukowana A5
24.81
Zostań

Bezpłatny fragment - Zostań


4.5
Objętość:
89 str.
ISBN:
978-83-8273-782-0
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 24.81

Dla Zuzi, która mnie zainspirowała do napisania tej książki <3

Część 1

Prolog

— Nie jestem pewny czy to dobry pomysł, żeby się w to pakować. — Olavo przechadzał się po pokoju ze zmartwioną miną. — Słuchaj jest jeszcze czas, żeby się rozmyślić.

— Powariowałeś, musimy to zrobić inaczej nie spłacimy długu ojca, zabiją nas rozumiesz?

Starszy brat Olava potrząsnął nim. Musiał się opamiętać, stąpali po bardzo cienkim lodzie.

— Ale ona nic nie zawiniła, co z nią zrobią?

— To już nie nasz interes, tylko Martina. My mamy tylko wykonać zadanie, a później będziemy wolni.

— I ty w to wierzysz Kamilu, ona ma przed sobą całe życie. Ma rodzinę i … — Nie zdążył dokończyć, bo Martin ich szef wszedł do pokoju. Minę miał poważną, nie było żartów.

— Zebranie za 2 minuty.

I wyszedł, chłopaki wiedzieli, że musieli być posłuszni. Mimo, że Olavo był przeciwny porwaniu dziewczyny to jeżeli by się sprzeciwił to przepłaciłby to życiem. Popatrzeli na siebie i zeszli w milczeniu na dół, do miejsca, w którym zbierali się ludzie, którzy jak on mieli za zadanie pomóc uprowadzić dziewczynę. Już byli wszyscy, Olavo i Kamil usiedli na wolnym miejscu i oczekiwali na zaczęcie mowy szefa. Martin zapalił papierosa i zaczął się rozglądać po wszystkich.

— Jak wiecie od 2 lat szykujemy się na misie, każdy ma swoje zadanie. Jeszcze tylko 3 miesiące. Celem naszym jak wiecie jest pewna blond włosa dziewczyna. Każdy wie co ma zrobić i jeżeli nikt nie spieprzy sprawy obędzie się bez ofiar.

W głowie Olava krążyły niespokojne myśli, dlaczego on, czemu nie mógł prowadzić normalnego życia jak każdy 20-latek. Martin długo nie mówił, gdzieś z 20 minut i wszyscy się rozeszli. Chłopak od 2 lat obserwował co ona robi i gdzie spędza swój czas. Gdy podejmował decyzję nie myślał o konsekwencjach tylko o tym, żeby ocalić swoją skórę

1

W weekend wracam do domu. Na studiach jest ciężej niż myślałam, ale nie chce narzekać. Nie mam pojęcia jak się tu znalazłam. Jestem na pierwszym roku i zanim zaczęłam rok akademicki byłam naprawdę podekscytowana. Do dziś pamiętam moją reakcje na widok wyników matury. 90 % z matmy rozszerzonej u mnie graniczyło z cudem. Tak wysoki wynik zawdzięczam mojej korepetytorce, pani Gosi, jest najlepsza.


*****


Jutro piątek, ostatni wykład mam o 15 więc o 16 będę siedziała w pociągu. Strasznie się stęskniłam za rodziną i moim chłopakiem. Julia moja koleżanka ze studiów jedzie ze mną, wysiada 2 perony wcześniej ode mnie więc nie będzie mi się aż tak bardzo nudzić. Nagle rozdzwania się mój telefon.

— Masz idealne wyczucie czasu-odbieram Pawła-właśnie wychodzę z uczelni.

— Hej słońce jak się czujesz?

— Dobrze, jeszcze lepiej się będę czuć, jak się zobaczymy-Idę wzdłuż chodnika w stronę baru mlecznego na późny obiad. -Co jest?

— A nic. -O znam ten ton, jest coś na rzeczy. Z Pawłem znamy się od roku, a z widzenia znam go od gimnazjum. Nigdy nie był w moim typie, według mnie był zbyt pokręcony, dużo imprezował, palił i zadawał się z towarzystwem, z którym ja do czynienia nie chciałam nigdy mieć. Aż do momentu jak wydoroślał i dojrzałam w nim to coś, coś czego szukałam od dłuższego czasu. Jest wysoki, ma blond włosy, jest rok starszy ode mnie. Szkołę skończył 2 lata temu, ale postanowił, że nie będzie studiował i poszedł do pracy.

— Mów o co chodzi. — mówię do niego tonem, którego bardzo dobrze zna.

— Nie zobaczymy się jutro ani przez najbliższy tydzień. — no nie, on sobie żartuje w tej chwili, nie widzieliśmy się od miesiąca a ona mówi mi teraz że mam czekać kolejny tydzień. Cokolwiek jest na rzeczy nie może być aż tak ważne czy pilniejsze.

— Halo? Zuzia jesteś tam jeszcze? -milczę przez chwilę, próbuje się uspokoić, żeby nie kłócić się teraz.

— A więc powiedz mi co jest takie pilne, że nie możemy się zobaczyć? — wzdycham głośno, wchodzę do baru mlecznego, mówię pani przy ladzie dzień dobry i siadam przy stoliku.

— No więc nie bądź zła- o czuję, że zaraz poleci petarda- Jestem umówiony z kolegami na wyjazd. — Gdy to słyszę wychodzę jak najszybciej z tego baru. Wpadam na jakiegoś gościa z aparatem, przepraszam go i wychodzę.

— Ale jak? Przecież wiedziałeś dobrze, że wracam, później mam egzaminy i bardzo dużo nauki- do oczu napływają mi łzy, idę w stronę parku- dlaczego nie przełożyłeś tego na inny termin? — On chce coś powiedzieć, ale mu nie daje

— Widujesz się z nimi co dziennie a ze mną rzadko. Koledzy są aż tacy ważni?

— Posłuchaj to tylko tydzień w zamian przyjadę do ciebie w przyszłym tygodniu i spędzimy razem tyle czasu, ile będziesz chciała. — Siadam na ławce, a noga mi drży. Jak on tak może.

— A wiesz co nie musisz. -mówię w nerwach.

— Ale jak to? Co chcesz przez to powiedzieć? — głupio pyta, koledzy na pierwszym miejscu to niech się wypcha.

— Powiem tak nie przyjeżdżaj, przecież nie musimy się widywać. -łzy napływają mi do oczu. -Jak wrócę na te 3 dni to spędzę ten czas z rodzicami, pojadę do siostry, a ty baw się z kolegami.

I się rozłączyłam, tylko on potrafi doprowadzić mnie do takiego stanu. Mieliśmy spędzić ten czas razem. Dlaczego on mi to robi. Wstaje i idę do akademika, straciłam apetyt na jedzenie. Nagle czuje, że ktoś mnie obserwuje, oglądam się i dostrzegam mężczyznę i wieku około 20, ubrany w czarną koszulkę i jeansy. Trzyma aparat, czyżby robił mi zdjęcia? Dziwne wydaje mi się, że to ten sam co na wyjściu z baru, czyżby...chociaż nie, idę do akademika i jak tylko zachodzę kładę się i zasypiam.

***

Obudził mnie mój brzuch domagający się jedzenia, no tak z nerwów nie zdążyłam nic zjeść. Resztkami sił zwlekam się z łóżka. Dzień miałam intensywny, kilka godzin wykładów, zajęcia dodatkowe i do tego zjadłam liche śniadanie. Notatki zrobiłam jako takie, to co mi brakuje odkupię od kogoś z roku. Gdy został mi przydzielany akademik miałam do wyboru, dwuosobowy z aneksem kuchennym i prywatną łazienką, 3 lub 4 osobowy i jeszcze miałam jedną ofertę, ale już nie pamiętam. Wybrałam ten 2 osobowy, nieco droższy od pozostałych, ale bardziej luksusowy. Podeszłam do lodówki wyjęłam mleko, nastawiłam je na gazie, wsypałam płatki do miski i pilnowałam mleka. Gdy się zagotowało zalałam płatki i zjadłam je. Zaczęłam myśleć o Pawle i o naszej kłótni, które swoją drogą stawały się coraz częstsze. Nie zawsze tak było, na początku było pięknie. Przynosił mi co drugi dzień kwiaty, obdarowywał czekoladkami i dużo czasu razem spędzaliśmy. Gdy poszłam na studia wszystko zaczęło się powoli psuć.


***


Założyłam kurtkę i wyszłam z pokoju, zmierzałam na krótki spacer po parku, który jest niedaleko akademików. Chcę wszystko na spokojnie przemyśleć, a na sen za wcześnie. Słońce zaczęło już powoli zachodzić a ja już prawie doszłam do parku. Dawno nie rozmawiałam z moją siostrą Julitą, brakuje mi naszych rozmów. Mamy do siebie podobne charaktery przez co zbyt długo nie możemy przebywać razem, bo w końcu chcąc nie chcąc zaczniemy się o coś sprzeczać. Moja siostra jest wysoką brunetką o niebieskich oczach, w porównaniu do mnie założyła już rodzinę i ma dwójkę uroczych szkrabów Zosie i Maksa. Między nimi są 2 lata różnicy. Swoją drogą jestem chrzestną Zosi. Doszłam już do parku i usiadłam na ławce, kręciło się tu parę osób. Noc zapowiadała się spokojna, jutro na 8 na wykłady i o 16 pociągiem jadę do domu. Nagle rozbrzmiewa mi telefon.

— Halo co jest? Po co dzwonisz?

— Przeprosić. — nastała cisza, Pawełek dzwonił przeprosić, no kto by pomyślał.

— Przeprosiny będą przyjęte jak mnie jutro odbierzesz z dworca.

— Kurczę chciałbym, ale z chłopakami… — I tutaj dość głośno westchnęłam- dobra postaram się być.

— Słuchaj, jeżeli się dowiedziałeś o wyjeździe to, dlaczego mi nie zadzwoniłeś i nie powiedziałeś od razu, czy to takie trudne?

Było mi z jednej strony przykro a z drugiej czułam złość.

— Ale wiesz jacy są koledzy, nie przegadasz.

— Dobra nie ważne, cześć.

Rozłączyłam się i dojrzałam z daleka jakiegoś gościa, który jakby mnie obserwuje i próbuje robić zdjęcie. Co jest? Aż taka ze mnie gwiazda?

Zaśmiałam się i ruszyłam z powrotem do akademika. Robiło się chłodno.

2

Na pociąg musiałam biegnąć, o mały włos, a bym się spóźniła. Z racji, że o tej porze dużo osób wybierało się tym pociągiem nie było miejsca, żeby usiąść. Na szczęście moja najlepsza koleżanka Julka zajęła mi miejsce, Poznałam się z nią w barze mlecznym, gdy kupowałam pierogi i zapomniałam gotówki z pokoju. Ona stała za mną i mi pożyczyła. Zaprosiłam ją do siebie by oddać jej kasę. Została na herbatę i się okazało, że też tu się uczy, ale na innym kierunku, coś związanym z architekturą krajobrazu.

Wsiadłam do pociągu do pierwszego wagonika i zaczęłam szukać wzrokiem Julki. Zapewne siedzi gdzieś z tyłu. Wyciągam więc telefon i piszę do niej.

~Gdzie siedzisz?

~W ostatnim, chodź szybko bo dużo osób już chciało zająć ci miejsce.

— Siadaj pani punktualna, na mecz PSG też się spóźnisz? — zaśmiała się, a ja do niej dołączyłam, gdy złapałam oddech po moim jakże krótkim biegu.

— Dzięki za zajęcie miejsca. Jakie plany?

— Spotkam się z babcią, ostatnio choruje.

Julka uwielbia swoją babcie czasami zdaje mi się, że ma z nią lepszy kontakt niż z matką. Ostatnio mi się żaliła, że jej babcia Janina nie najlepiej się czuje.

— Daj jej to ode mnie, nie wiem, czy może, ale myślę, że się ucieszy. Jak myślisz?

Wręczyłam jej czekoladki.

— Na pewno.

Podróż minęła nam dość szybko, naszym głównym tematem były plany na przyszłość. Julka zawsze chciała zamieszkać w jakimś zimnym kraju, jak Norwegia. Moim marzeniem był Paryż. Mówiłam o tym Pawłowi i powiedział mi, że kiedyś pojedziemy. Ciekawe, kiedy to ‘kiedyś będzie’.

Pociąg dojeżdżał do mojej stacji. Zabrałam swoje rzeczy i gdy wyszłam z pociągu zobaczyłam mojego chłopaka z bukietem róż. Pierwsze co zrobiłam to mocno go przytuliłam. Później opieprzyłam za to jakie nerwy mi robi, aż w końcu pocałowałam. Gdy się już przywitaliśmy zabrał ode mnie walizkę i ruszyliśmy w stronę auta.

— Tęskniłem.

— Wiem głupolu, było mnie odwiedzić.

— Nie chciałem ci przeszkadzać, tyle razy mówiłaś, że musisz się uczyć.

— Znalazłabym czas przecież.

— Masz racje, wybacz.

Paweł to właściwie mój pierwszy chłopak, wcześniej liczyła się tylko nauka i nie chciałam wiązać się z kimś. Zdanie zmieniłam, gdy poznałam właśnie jego. Podwiózł mnie do domu, wyciągnął moją walizkę.

— Wchodzisz na herbatę czy coś?

Spędziliśmy resztę wieczoru razem. Opowiedział mi, że jego koledzy jak dowiedzieli się, że Paweł nie idzie na imprezę zakupili alkohol i przekąski wpadli do niego do domu i w piątkę imprezowali. Zostali u niego na noc, sąsiedzi się skarżyli bardzo. Rodzice jego byli na wyjeździe więc dowiedzieli się wszystkiego jak wrócili. Później Paweł miał niezłą pogawędkę. Za karę pomagał mamie robić obiady, jego ojciec miał z niego ubaw po pachy.

Moja mama zrobiła nam kanapeczki i po herbatce, opowiedziałam jej w wielkim skrócie co się u mnie działo i zostawiła nas samych. Obejrzeliśmy film, a później Paweł się zebrał i pojechał do siebie.


***


— Gdzie taki pośpiech? — Zapytała mnie mama wchodząc do mojego pokoju. — Do urodzin Julity jeszcze dużo czasu.

— Wiem, ale obiecałam zająć się paroma rzeczami, Paweł będzie za 10 minut.

Mama weszła do pokoju i usiadła na łóżku.

— A cóż to za sprawy do załatwienia masz?

— Nic wielkiego, tort odebrać i ciasta. Dokupić napoi i do kosmetyczki mam.

— No tak, a więc ci nie przeszkadzam.

— Dobra, ja biorę kurtkę i torebkę i wychodzę, właśnie napisał Paweł, że czeka na mnie.

— Jak musisz to leć. Zobaczymy się pewnie na miejscu.

Pocałowałam mamę w policzek i zbiegłam po schodach prosto do drzwi frontowych.

— Jaki kierunek piękna? — Zapytał Paweł zaraz jak wsiadłam do auta.

— Do cukierni po tort, później zawieziesz mnie do kosmetyczki zostawisz i zawieziesz tort mojej siostrze. Mnie długo u kosmetyczki nie zejdzie. Potem pojedziemy po ciasta.

Paweł odpalił samochód i ruszył w wyznaczany kierunek.

— Powiedz mi czy nie było wygodniej zamówić ciasta w jednej cukierni?

— Może i tak ale ciast nie kupowaliśmy, ciotka je piecze. Nie będzie chciała pieniędzy za nie.

— Hojna.

Tort był przepiękny, dwu piętrowy z kremową polewą, a właściwie to był lukier. Na górze znajdowało się oczywiście 24. Wokoło niego były zrobione z lukru róże i kwiatuszki.

U kosmetyczki zeszło mnie godzinę, chociaż Paweł i tak narzekał jak tylko mógł.


***


Podałam szampana, gdy w tym samym czasie wystrzeliło konfetti. Śmiać mi się chciało bo Julita jako solenizantka podskoczyła ze strachu. Obrzuciła mnie spojrzeniem, a później sama się z tego śmiała.

Siedziałam właśnie przy stoliku i jadłam ciasto gdy podeszła do mnie Julita.

— Jak się bawisz? — Zapytała.

— A to ja nie powinnam ciebie zapytać?

— Może, ale to ja pytam ciebie.

— Całkiem dobrze.

— Gdzie zgubiłaś chłopaka?

— Pewnie jest gdzieś za domem, obiecał, że nie będzie pić.

Gdy to wypowiedziałam Julita rzuciła mi porozumiewawcze spojrzenie.

— Julita gdzie on jest? — Zapytałam jej.

— Słuchaj nie denerwuj się.

— Gdzie? — Powiedziałam już trochę podenerwowana.

— Tam gdzie mówiłaś, z tyłu.

Wstałam od stołu i ruszyłam w wyznaczony kierunek. Nie myliła się, pod płotem Paweł z Wiktorem ( moim szwagrem, mężem Julity) popijali sobie piwo i nie było by w tym nic złego gdyby nie fakt, że Paweł obiecał mi, że się nie napije. On widząc mnie z daleka przeprosił Wiktora, podał mu zapewne niedopite piwo i podszedł do mnie.

— Widząc cię z tym twoim wyrazem twarzy powiem ci jedno, nie denerwuj się.

— Obiecałeś.

— To tylko jedno piwo.

— Wtedy też było tylko jedno piwo.

Obróciłam się napięcie i zostawiłam go samego. Nie rozumiem tego, nie nauczył się po ostatnim razie. Wtedy wypił piwo wsiadł za kółko stracił panowanie i wjechał w drzewo. W szpitalu spędził pół miesiąca. Złamał rękę, rozbił głowę i ogólnie był poobijany. Po tym wydarzeniu obiecał, że nie tknie alkoholu.

3

Zabrałam swoje rzeczy i poszłam do samochodu. Robi się coraz chłodniej, wydaje mi się może, ale księżyc świeci jaśniej niż zwykle. Jak byłam mała bardzo chciałam polecieć na księżyc, teraz to wydaje się niemożliwe i takie jest. Wsiadam do samochodu, zapinam pasy i miałam już odpalać auto, gdy do samochodu dobiega mój chłopak. Uchylam szybę.

— Gdzie jedziesz, przyjęcie się jeszcze nie skończyło.

— Dla mnie skończyło.

— Zaczekaj 5 min, jadę z tobą.

Złość powoli ze mnie schodzi, gdy na niego czekam postanawiam posłuchać czegoś w radiu. Po około 5 minutach wraca Paweł, siada na miejscu pasażera.

— Słuchaj, czy możemy porozmawiać o tym… — zaczyna, ale nie daje mu skończyć.

— Nie teraz.

Przez resztę drogi jedziemy w milczeniu. Dojeżdżamy do jego domu i zatrzymuję się przed nim.

Przez jakieś 8 minut siedzimy tak, a ja się zastanawiam, dlaczego nie wysiada. Postanawiam przerwać tą ciszę.

— Dlaczego nie wysiadasz? — odwracam się do niego, on patrzył przed siebie, słysząc mnie odwraca się też.

— Może wejdziesz? — znowu chwila ciszy. — Na chwilę albo na noc jak chcesz.

— Słuchaj mam jeszcze na ciebie nerwy i mam dużo nauki. Powinnam wracać. Zgadamy się.

Zrezygnowany nie namawiał mnie dłużej, wysiadł z auta zamknął drzwi i jak szedł w stronę domu pomachał mi. Ja nawróciłam i ruszyłam do swojego domu.

Wjeżdżam do lasu, który zawsze mnie przeraża w nocy. Jak jest ciemno to wszystko wydaje się mroczne i przerażające. Drzewa wydają się, że poruszają się inaczej niż przez dzień. Nagle coś się dzieje z samochodem, zwalnia, mimo że dodaje gazu. W końcu całkowicie się zatrzymuje. Ogarnia mnie lęk i strach. Spoglądam na wskaźnik paliwa, i okazuje się, że nie mam go. Po prostu super. Wyciągam telefon i dzwonię do taty, ale nie odbiera mnie. Dzwonie do Julity to samo. Więc pozostał mi Paweł, wykonuje telefon do niego.

Po drugim sygnale odbiera mnie.

— Halo? Coś się stało?

— Tak, brakło mi paliwa i nie wiem co robić. — łzy lecą mi do oczu, a serce zaczyna bić coraz szybciej. Ręce mi się trzęsą i niby jestem w aucie to i tak się boję.

— Spokojnie, coś wymyślę. Nie panikuj…

— Jak mam nie panikować to ja jestem w środku lasu nie ty! — krzyczą do słuchawki. Panika zaczyna ogarniać mnie całą. Nie mogę się uspokoić, zaczyna mi się robić duszno.

— Dobrze, masz rację. Zadzwonię po mamę i pojedziemy po ciebie. Tylko nie wychodź z auta i zamknij je.

— Robi mi się duszno, muszę wyjść i zaczerpnąć powietrza.

— Nie, nie rób tego! Słyszysz!!!

I tu połączenie się urywa. Opuściłam samochód, ale nie ze swojej woli. Ktoś wybija szybę w moim aucie, otwiera drzwi i wyciąga mnie z niego. Telefon mi upada i tłucze się. Ja na początku stawiam opór, ale napastnik jest ode mnie dużo silniejszy. Zaciąga mnie do jakiegoś samochodu. Krzyczę, ale to nic nie daje.

— Krzycz sobie, nikt cię nie usłyszy, Anabell. — Zaraz jaka Anabell, ja nie jestem nią. Próbuje im to powiedzieć, ale przykładają mi do nosa coś dziwnego i odurzona zasypiam.

4

Budzę się, otwieram oczy. To co się wczoraj wydarzyło to nie był sen. Ja leżę związana w jakimś samochodzie. W brzuchu mi burczy, głowa mi pęka. Gdzie ja jestem. I dlaczego nazwali mnie wczoraj Anabell. Muszę się skupić na ucieczce. Rozglądam się, ale nic nie widzę czym mogłabym przeciąć te więzy. Nic tu takiego nie ma, leże w dodatku na jakimś prześcieradle, wokoło mnie są jakieś śmieci i dwie zgrzewki wody. Nic, poza tym. Czuje, że samochód się nie porusza. Okazja, żeby zwiać. Próbuję wstać, ale mi to nie wychodzi. Ogarnia mnie panika, łzy lecą mi do oczu.

Nagle ktoś otwiera drzwi.

— Obudziła się — krzyczy do kogoś młody chłopak, ma gdzieś 20 lat. — Potrzebujesz siusiu? — mówi wyzywająco chłopak.

Nie odpowiadam, milczę. Jestem przerażona, dużo słyszałam co tacy ludzie potrafią robić z kobietami. Odwracam od niego wzrok i wpatruję w jakiś punkt. On kuca obok mnie i ręką odwraca mi głowę, żebym spojrzała na niego. Chwilę się mi przygląda.

— Śliczną masz buźkę, szkoda by było, żeby jej się coś stało. Zapytam więc jeszcze raz, potrzebujesz siusiu? — Spogląda mi na usta — Rozwiążę ci buzię, jeżeli obiecasz, że się nie będziesz darła.

Kiwam głową.

— Jestem Olavo, a ty Anabell — mówi zdejmując mi pasek z buzi, który był zawiązany. Chwycił mnie mocno za ramię i wyprowadził z auta. Poczułam rześkie powietrze, jesteśmy w lesie.

— Żadnego gadania, idziemy tam. — wskazał jakieś krzaki. Na początku nic nie mówiłam, ale później stwierdziłam, że nie będę siedziała cicho.

— Gdzie jesteśmy?

Zatrzymał się i popatrzał na mnie surowo.

— Powiedziałem żadnych pytań! Załatw się i wracamy, tylko szybko!

On odwrócił się, ale i tak trzymał mnie za ramię, gdy się załatwiłam wróciliśmy do auta.

— Gdzie z nią byłeś — odezwał się ktoś — miała nigdzie nie wychodzić, zapomniałeś? Żadnych światków.

— Poszła tylko się załatwić, przed nami kawał drogi.

— Jak to kawał drogi, ja nigdzie się nie wybieram.

Zaczęłam się z nimi szarpać.

— Ja nigdzie z wami nie jadę!!

Wykrzyczałam, chciałam się im wymknąć. Rzuciłam się do ucieczki, ale było do przewidzenia, że ich nie minę, a nawet jeśli to mnie złapią.

— Ty nie masz nic do powiedzenia. Olavo pakuj ją do auta, daj coś usypiającego, żeby nie darła się na granicy.

Jakiej granicy, wywożą mnie z Polski. Policja mnie tam nie znajdzie. Zalewam się łzami, chłopak podaje mi środki usypiające. Opieram się, ale przykłada mnie broń do gardła i się uspakajam, choć dalej płaczę.

— Będzie lepiej dla ciebie jak przestaniesz się tak opierać.

Przyjęłam jakieś tabletki od niego i przez chwilę dojrzałam w jego wzroku tak jakby współczucie. Czyżby mój oprawca mi współczuł? Po nie długim czasie zasnęłam.

5

Jako dzieci większość z nas boi się ciemności. Jakby się tak zastanowić to nie boimy się jej tylko tego co się może w niej kryć. Ja jako dziecko nie bałam się ciemności, gdy przychodził wieczór i mama kładła mnie spać i później budziłam się w nocy to bez problemu szłam do łazienki. Jednej rzeczy, której najbardziej się bałam to obcy ludzie. Wiele razy rodzice mi mówili, gdy szliśmy na spacer do lasu, żebym się nie oddalała, bo wilk mnie porwie i nigdy ich już nie zobaczę. Wtedy łapałam tatę za rękę i trzymałam mocno, nigdy nie odchodziłam daleko. Obcych ludzi też trzymałam na dystans i to do takiego stopnia, że czasami moich członków rodziny też. Gdy miałam 12 lat i wracałam ze znajomymi do domu powiedzieli, że pójdziemy lasem, bo będzie szybciej. Ja stanowczo odmówiłam, bałam się wilka, który mnie może porwać. Teraz siedzę w jakimś ciemnym pomieszczeniu, straciłam rachubę czasu. Jakby ktoś mi powiedział, że minął rok, odkąd mnie uprowadzili uwierzyłabym. 2 razy dziennie dostaję coś do jedzenia, wodę dają mi w butelce na dzień. Gdy muszę się załatwić to Olavo zaprowadza mnie w jakieś krzaki. Nie myłam się i śmierdzę. Nie raz chce mi się płakać, choć nie mam sił. Myślę jak się stąd wydostać, ale nigdy nie byłam sprytna w takich rzeczach, moja siostra by sobie poradziła.


— Chodź!


Otworzył drzwi Martin i kazał mi wstać. Miałam związane ręce, zaklejoną buzię i to mi nie ułatwiało zadania. Chwycił mnie za ramię i wywlókł z pomieszczenia, w którym mnie trzymali. Podążałam za nim w milczeniu, on też nic do mnie nie mówił. Miłe świeże powietrze otuliło mnie, z poszczególnych stron dobiegał śpiew ptaków, słońce świeciło wysoko na niebie. Zapewne było gdzieś południe.

Po jakiś 8 minutach doszliśmy do jakiegoś domu, po drodze mijaliśmy same drzewa. Więc jesteśmy na jakimś odludku co mnie nie powinno dziwić. Serce bije mi szybko i mocno, boję się co ze mną będzie.

— Słuchaj uważnie, jak wejdziemy nic nie dotykasz i o nic nie pytasz i nic się nie odzywasz — pozwiedzał to stanowczym i rzeczowym tonem.

Przytaknęłam głową i weszliśmy do środka, był to skromny, ale nawet zadbany domek. Było trochę kurzu i czuć było, że nie jest tu wietrzone, ale dom w środku wyglądał na zamieszkany. Weszliśmy po schodach na górę, Martin pokazał mi łazienkę i kazał się ogarnąć.

— Tylko żadnych sztuczek — powiedział — inaczej pożałujesz.

Zostawił mnie samą w łazience, może był to odpowiedni czas na ucieczkę, ale nie skorzystałam z tego, na pewno któryś z nich pilnuje, nie było sensu najmniejszego. Wzięłam prysznic, umyłam nawet zęby. Popatrzałam przez okno, jest wysoko nie miałam szans na ucieczkę. Łazienka była skromniutka, znajdował się w niej prysznic z kabiną, mała umywalka, kibel, lusterko widocznie nie myte od dłuższego czasu, podłoga i ściany wyłożone siwymi płytkami i małe okno, przez które wyglądałam. Po chwili zapukał ktoś.

— Ogarnięta?

To był Olavo, odpowiedziałam, że tak i po moich słowach wszedł do łazienki. Związał mi ręce i zakleił buzie od nowa. Zaprowadził do jakiegoś pokoju, w którym znajdował się tylko materac z poduszką i jakimś kocem zamiast kołdry, kazał mi wejść i zamknął drzwi na klucz. W pokoju była jeszcze malutka lampka. Nie było okna. Zmęczona czasem spędzonym w jakimś niewygodnym miejscu położyłam się na w miarę wygodnym materacu, przykryłam się i odpłynęłam w krainę snów.

6

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 24.81