E-book
10.85
drukowana A5
20.29
Zmaza

Bezpłatny fragment - Zmaza


Objętość:
61 str.
ISBN:
978-83-8414-153-3
E-book
za 10.85
drukowana A5
za 20.29

Rozdział I

Chcesz, aby zapomniano o twoim kompromitującym czynie? A może chcesz usunąć się z pamięci otaczających cię ludzi? Wszystko to jest już możliwe! Udoskonaliliśmy oprogramowanie każdego ludzkiego chipu. Teraz możemy odpowiednio wpływać na pamięć każdej jednostki!

Myślisz, że to nieetyczne? Spokojnie! Nikt na tym nie ucierpi, a ty będziesz mógł w końcu cieszyć się większym spokojem. W dodatku nie musisz płacić aż tak dużo, jak może ci się wydawać. Tylko [kwota] [waluta]! To jest okazja i jeśli bardzo tego potrzebujesz, to musisz skorzystać! Dość chodzenia po psychologach, gdy jesteś wytykany palcami i nie umiesz sobie z tym poradzić. W końcu zażyjesz wolności!

Przed realizacją postanowienia musimy mieć pewność, że nie podjąłeś tej decyzji pochopnie, dlatego po wpłaceniu zaliczki zaprosimy cię na dwa spotkania: jedno, na którym się poznamy i wytłumaczymy procedury, i drugie, na którym przeprowadzimy z tobą obszerny wywiad, by ostatecznie stwierdzić, czy będziemy mogli przeprowadzić procedurę „mazania”. Musisz uzbroić się w cierpliwość, ale jeśli wszystko się powiedzie, to obiecujemy, że będzie warto. Wszystko dla komfortu naszego klienta.

Jeśli jesteś gotowy, to przyjdź do naszego biura w [miasto] na ulicy [nazwa ulicy]. Jesteśmy otwarci dwadzieścia cztery godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. Zapraszamy!


***


Ostre promienie słońca próbujące przedostać się między liśćmi koron sygnalizowały nadejście poranka. Budziły się zwierzęta, budziły się rośliny. Obudził się też pewien młody mężczyzna, który mieszkał w wybudowanym rok temu szałasie. Eleutery — bo tak miał na imię — był jedynym ludzkim mieszkańcem przymiastowego lasu. Dach jego nowego domu stanowiły odpowiednio ułożone gałęzie, które pokrył skórą upolowanych zająców. Ścianami zaś były gęste zarośla, na których udało mu się położyć gałęzie, co uniemożliwiało swobodny przepływ wiatru wewnątrz. W takiej scenerii Eleutery budził się, jadał i spał.

Znajdowanie pożywienia nie było dla niego trudnym zadaniem. W okresie wiosennym i letnim starał się szukać krzewów i drzew z jadalnymi owocami oraz polował na wspomniane zające. W okresie zimowym i jesiennym wybierał się na regularne przechadzki do restauracji znajdujących się nieopodal lasu, a dokładniej do koszy na śmieci, gdzie udawało mu się zebrać wyrzucone resztki jedzenia.

Przez ten rok życie płynęło dość wolno, ale za to spokojnie. Każdy kolejny dzień zwiastował Eleuteremu nowe wyzwania.

Codziennie wybierał się ze swoim notesem w różne miejsca w lesie lub w jego okolicach i obserwował przelatujące nad jego głową ptaki. Ptaki były dla niego na tyle interesujące, że praktycznie zawsze próbował je odwzorować w zeszycie i dopisać o nich kilka zdań. Byli to jego jedyni przyjaciele, z którymi prowadził rozmowy, jednakże rozmowy te były zazwyczaj jednostronne. Można wręcz powiedzieć, że z punktu widzenia osoby trzeciej było to jedynie wygłaszanie dość długiego i schematycznego monologu. Każda wypowiedź dzieliła się na kilka niezmiennych elementów, w których podejmowane były te same tematy. Mimo wszystko Eleuteremu to się nie nudziło, a pozwalało wydobyć z siebie tkwiące głęboko emocje.

Najgorsza w tej codzienności była cisza. Mimo szumu wiatru, który mimowolnie pływał między zawieszonymi nad głową liśćmi, mimo ćwierkających ptaków i przebiegających nieopodal zająców, po czasie wszystko przekształcało się w głośną ciszę. Brak jakiegokolwiek ludzkiego głosu powodował u Eleuterego coraz większe problemy psychiczne. Coraz częstsze wybuchy gniewu, codzienny płacz, objawy schizofrenii — wszystko to towarzyszyło głównemu bohaterowi w jego codzienności.

Ale przecież… czemu? Czemu las, a nie życie w pięknie wyremontowanym nowoczesnym mieście? Czemu jedzenie resztek, a nie żywienie się pokarmem najwyższej jakości? Czemu nieodwzajemniona rozmowa z ptakami, a nie rozmowa z ludźmi?

Eleutery — lat dwadzieścia cztery — był jednym z nielicznych, którzy poddali się procesowi wymazania się z pamięci społeczeństwa. Większość ludzi, która decydowała się na wymazanie, pragnęła, aby z pamięci poszczególnych osób usunąć wspomnienia o jakimś żenującym wydarzeniu albo o czymś dramatycznym (jak na przykład śmierć dziecka). Sam projekt był dość innowacyjny — nikt dotąd na świecie nie zdecydował się, by mieć aż taki wpływ na człowieka. Firma ERASER jako pierwsza postanowiła wpłynąć w tak dużym stopniu na ledwo co wszczepione do ludzkiego mózgu chipy. Opracowała specjalny program, dzięki któremu mogła wymazywać dane wspomnienia z pamięci. Z początku sama idea została szybko odrzucona przez rząd kraju, jednakże po wprowadzeniu wielu poprawek i opracowaniu pewnych istotnych kryteriów umożliwiających skorzystanie z programu ostatecznie projekt zatwierdzono.

Tak, jak już to zostało wspomniane, mało kto decydował się na usunięcie się z pamięci innych osób. Wynikało to z tego, że przejście przez tzw. specjalny wywiad graniczyło z cudem. A mimo wszystko znalazło się kilku odważnych i ambitnych, którzy postanowili podjąć się tego ryzyka i usunąć z części świata, którego byli (chcąc nie chcąc) nieodłączną częścią.

Eleutery już od około roku nie istnieje w niczyjej pamięci. Istnieje jedynie jako jakaś jednostka. Gdyby zobaczono go na ulicy, to na nowo pojawiałby się w oczach mijających go osób. Jednakże w ich myślach nie pojawiałoby się pytanie: Skąd ja go kojarzę? A raczej: Ciekawe kto to jest?

Mimo wszystko mężczyzna nie chciał na nowo pojawiać się w niczyjej pamięci. Obecnie prowadzone życie, choć było znacznie cięższe od wcześniejszego, to jednak pozwoliło mu uwolnić się od społeczeństwa, którego miał już dosyć. Codzienne obserwacje ptaków, codzienne przechadzki po dzikiej plaży znajdującej się na północ od lasu oraz polowanie na jedzenie starczyły mu, by stwierdzić, że takie życie ma sens i jest wystarczające.

Jednak natura ludzka ma w sobie coś, co powoduje, że nie można całkowicie uwolnić się od kontaktu z drugim człowiekiem. Gdzieś w głębi nas — niezależnie od tego, jak będziemy to tłumili — znajduje się element domagający się jakiejkolwiek interakcji z kimkolwiek. Ta nieodparta chęć dotknięcia czyjejś dłoni, położenia głowy na czyimś ramieniu, dzielenia się ciężkim powietrzem, zamknięcia swojego ciała w ratującym objęciu — wszystkie te i podobne powodują, że nie umiemy się odizolować, choćbyśmy bardzo tego chcieli. Potwierdza to również przypadek Eleuterego.

Choć cieszył się wymarzoną samotnością, to dalej trzymał przykryte liśćmi zdjęcie rodzinne. Zdjęcie, na którym widniał on, jego mama i brat. Zdjęcie, na którym się uśmiechał i na którym każdy obdarzał uśmiechem jego, ponieważ wygrał wtedy konkurs ortograficzny. Zatrzymany w czasie uosabiał w tamtym momencie prawdziwą radość, która w późniejszym etapie jego życia opuściła go bezpowrotnie.

Czy tęsknił za rodziną? Z pewnością tak, choć nawet sam przed sobą nie umiał tego przyznać.

Zdarzały się takie sytuacje, gdy wybierał się na dziką plażę i zamiast podziwiać piękno przelatujących ptaków z zadumą wpatrywał się w nieskończoność morza. Jego błękit wynikający z odbicia czystego nieba wprawiał Eleuterego w pewien rodzaj melancholii. Tkwiąc nieruchomo na brudnym piasku, w brudnych ubraniach, odczuwał bliskość z niezdającym sobie sprawy z jego istnienia morzem. Potrzebował tej bliskości, nawet jeśli stawała się ona pojęciem abstrakcyjnym. Patrząc w nieskończoność, widział gdzieś siebie — ale nie tego siebie, którym jest teraz, a tego siebie, który przepadł na wieczność.

Po całym dniu rutynowych zajęć Eleutery w końcu wrócił do swojego szałasu, gdzie począł czekać, aż nastanie mrok, by móc wybrać się w poszukiwanie resztek jedzenia w przyrestauracyjnych koszach. Był koniec listopada. Nie było już tak przyjemnie jak w okresie letnim, kiedy mógł sobie na spokojnie poleżeć na nagiej ziemi i obserwować wznoszące się nad nim korony drzew. W obecnym czasie musiał się mierzyć z ostrym chłodem, który mimo solidnej konstrukcji szałasu przedostawał się do wnętrza i przepływał przez fragmenty odsłoniętej skóry. Na szczęście w lesie nie było żadnych wilków ani niedźwiedzi, więc w razie czego Eleutery nie musiał obawiać się o swoje bezpieczeństwo na łonie dzikiej natury.

Wybierając się na kolację, mężczyzna często robił to w jak najbardziej dyskretny sposób. Jeden niepoprawny ruch mógł doprowadzić do kontaktu z człowiekiem, którego starał się unikać za wszelką cenę.

Tylko raz był bardzo bliski zdemaskowania, gdy na pozornie cichej uliczce zjawiło się głośne małżeństwo (prawdopodobnie lekko pijane), które próbowało zaglądać w każdy kąt. Eleutery ukryty za sztucznym drzewem starał się pozostać niewidzialnym w miarę swoich możliwości. Ostatecznie małżeństwo zniknęło w mroku nocy. On również zniknął.

I tego dnia wybierając się na kolację, starał się unikać jakichkolwiek twarzy. Niejednokrotnie było dla niego ciekawe, jak wyglądają obecni ludzie (po tym, gdy jego życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni), jednakże z każdym kolejnym dopływem ciekawości coraz bardziej bał się konfrontacji z rzeczywistością. W jego głowie jeden głos mówił: Spójrz komuś w końcu w oczy. Przecież i tak ta osoba cię nie zna. A drugi kontratakował: Nie ryzykuj. Masz w końcu takie życie, jakiego chciałeś. Nie zepsuj sobie tego.

W przyrestauracyjnym koszu znajdowały się resztki spaghetti bolognese oraz kawałek niedojedzonej pizzy. Wszystkie te zdobycze trafiły do torby Eleuterego, z którą wrócił on później do lasu.

Przy szałasie mężczyzna miał specjalnie wyznaczone miejsce, gdzie rozpalał ognisko, nad którym starał się odgrzać resztki jedzenia (by nie jeść zimnego, gdy na dworze panuje zimno). Zdarzało się, że resztki były już w na tyle niedobrym stanie, że ich zjedzenie skutkowało problemami żołądkowymi u Eleuterego, jednakże dotąd nie doprowadziły go do tragicznego stanu (w wyniku którego musiałby, przykładowo, udać się do szpitala, by uratować się przed śmiercią).

Podczas każdej kolacji starał się pomyśleć o czymś przyjemnym, by chociaż ten ostatni spożywany w ciągu doby posiłek nie był dla niego tak obrzydliwy. Najczęściej powracał pamięcią do jakiegoś wydarzenia, które wywoływało na jego twarzy uśmiech. Czasami było to zwycięstwo w konkursie ortograficznym, po którym ma pamiątkę w postaci zdjęcia, a czasami były to po prostu wspólne wyjazdy z rodziną w różne miejsca. Wszystkiemu towarzyszyły dźwięki znajdujących się w trawie świerszczy oraz bezkres zapełnionego gwiazdami ciemnego nieba.

Między gwiazdami znajdowała się ciemność. Eleutery często pragnął znaleźć się w tej ciemności i właśnie z tej ciemności patrzeć na świat. Móc bez żadnych przeszkód spojrzeć na każdego człowieka (tyle że wielkości mrówki) i czuwać nad każdym, kto zasługuje na czuwanie. Po co zamieszkiwać na gwiazdach, skoro i tak nie świecą naturalnym światłem? Lepiej nie mieć domu, ale przynajmniej żyć w zgodzie z samym sobą i robić to, co chce się robić.

Kolejnego dnia Eleutery zaczął wykonywać te same czynności co poprzedniego dnia. Sen miał dość spokojny. Śniło mu się, że grał na fortepianie. Wszystko się ponownie budziło. Brakowało tylko, by móc do kogokolwiek powiedzieć jakiekolwiek słowo… na przykład: dzień dobry.

Rozdział II

Dwadzieścia cztery lata wcześniej na świat przyszedł pewien chłopiec. Nadano mu imię „Eleutery”, które miało swoje korzenie w języku greckim. Miało mu w przyszłości przypominać o jego wolności i o tym, że nie jest przez nikogo trzymany na jakiejkolwiek smyczy. Był to też znak, że chłopiec może być, kim tylko zechce.

Eleutery nie urodził się ani w zamożnej, ani w biednej rodzinie. Połowę życia spędził wyłącznie u boku matki (w wieku jedenastu lat stracił ojca). Przyszło mu jednak żyć też od pewnego momentu z bratem, z którym nie był w dobrej relacji ze względu na zbyt dużą różnicę wieku.

Matka była najbliższą osobą w jego życiu i tak naprawdę jedynym człowiekiem, któremu powierzał swoje sekrety — nie wszystkie, ale mimo wszystko niedostępne dla kogokolwiek innego. Stąd też największym ciężarem dla niego było niepoinformowanie matki o tym, że ostatecznie zdecydował się wejść w progi firmy ERASER i stać się nikim w jej pamięci.

Zanim jednak do tego doszło, Eleuteremu przyszło mierzyć się z wieloma problemami.

Od początku życia był zamkniętą osobą: nie lubił rozmawiać, nie miał praktycznie żadnych znajomych, a większość dnia przychodziło mu spędzić w samotności.

Gdyby samotność przybrała formę człowieka, to mogłaby być jego najlepszą przyjaciółką, ale mimo wszystko tak nie było. Eleutery niejednokrotnie próbował uciec od takiego stylu życia. Niejednokrotnie przekraczał własne granice, by móc choć chwilę z kimkolwiek porozmawiać. Jednakże nie było to skuteczne.

W wieku przedszkolnym wolał przesiadywać przy małym stoliczku nieopodal okna i rysować na kartce różnych ludzi — i tych wcześniej widzianych, i tych nieistniejących. Przez okno spoglądał na pusty plac, który w godzinach południowych wypełniał się bawiącymi się dziećmi. Wtedy też starał się poczuć, jakby znajdował się wśród nich: otoczony przez uśmiechnięte twarze, niemyślący o niczym innym, jak tylko o tym, by dobrze się bawić.

Każda sesja przy stoliczku była dla niego sposobem na uwolnienie z siebie wszystkich emocji. Jak na dziecko w wieku przedszkolnym można pomyśleć, że był to ponadprzeciętny przypadek, ale tak naprawdę poza patrzeniem na dzieci i gdybaniem Eleutery jeszcze wtedy nie odznaczał się niczym specjalnym.

Dopiero w podstawówce wszystko zaczęło się zmieniać. W pewnym stopniu wrażliwy umysł zaczął przekształcać się w bardzo wrażliwy umysł. To też skutkowało brakiem znajomych i trudnościami w odnalezieniu się w klasie.

Raz miał okazję zostać zauważonym przez większą publiczność i tym samym poczuć się jak normalny człowiek. Było to na konkursie ortograficznym, gdy był w szóstej klasie. Wtedy też bezbłędnie przeszedł przez wszystkie możliwe etapy i został uhonorowany przez dyrektora szkoły specjalnym medalem. W jego przypadku wyjście na środek sceny i spojrzenie w zbiorową twarz tłumu było z początku stresujące. Niekontrolowalne trzęsienie się rąk potęgowało jeszcze w zwycięzcy dyskomfort. Jednakże gdy w tłumie klaszczących gości i przegranych zobaczył uśmiechniętą matkę, to poczuł wewnętrzny spokój — wszystkie wpływające na niego negatywnie emocje ulotniły się i doprowadziły do poczucia ulgi. Uśmiech rodzicielki był największym jego sukcesem (zdecydowanie większym niż wygrana w konkursie).

Potem jednak nie przyszło mu już wygrać nic innego. Konkurs ortograficzny stał się jedynie wspomnieniem, do którego lubił wracać, ale które przypominało mu, że czasy świetności ma już za sobą.

Przez cały okres szkoły podstawowej nie udało mu się nawiązać jakichkolwiek poważniejszych znajomości. Zazwyczaj siadał sam, a nawet kiedy udawało mu się wdać z kimś w dyskusję, to czuł się przytłoczony i szybko rezygnował. Czy jednak był świadomy tego, że z własnej winy tracił wszelkie możliwości urozmaicenia życia? Prawdopodobnie nie. Gdzieś w myślach próbował sobie obiecywać, że otworzy się przed następną osobą i że w końcu postara się zbudować coś trwalszego, ale potem okazywało się to tylko niedotrzymaną obietnicą. Była też okazja nawiązania głębszej relacji z pewną dziewczyną (pod koniec szkoły), ale i tutaj Eleutery zawiódł i ją, i samego siebie.

Czasy szkolne mężczyzny można uznać za chaotyczne.

Już gdzieś pod koniec podstawówki zmierzał ku zainteresowaniu filozofią, ale było to na tyle niewyraźne i powierzchowne, że minęło jeszcze kilka dobrych lat, zanim oddał się jej w większym stopniu. Do tego czasu Eleutery poświęcał się głównie rysowaniu. Zestaw ołówków i kredek otrzymany od matki na święta stał się głównym czynnikiem ostatecznego oddania się sztuce rysunku.

Każda zapełniona przez niego kartka papieru przechowywała inną historię, inne kształty. Można stwierdzić, że w tym momencie Eleutery zaczął wykształcać w sobie pewną wyjątkowość, jaką mógł się wyróżnić na tle innych rówieśników. Gdy nastolatkowie oddawali się imprezom, całowali się ze swoimi drugimi połówkami albo ambitnie myśleli o swoich losach, on oddawał się temu, co go dopełniało.

Ucieczka w świat rysunków była czymś więcej niż próbą rozwinięcia się i znalezienia pasji — był to też sposób na odnalezienie się w bezlitosności upływającego czasu. Niejednokrotnie Eleutery umiał przesiedzieć kilka godzin w nieustannym skupieniu, gdy ołówek lub kredka pod wpływem ruchów jego ręki zapełniały kolejne partie papieru.

Inspiracji Eleutery szukał w lesie, który znajdował się w innej części miasta. Jego istnienie odkrył dopiero w pierwszej klasie liceum. Idąc do restauracji, w której miał się odbyć bal powitalny dla nowych uczniów jego liceum, zgubił się. Z początku jeszcze błąkał się po nieznanych mu dotąd uliczkach, jednakże w pewnym momencie znalazł się przy wejściu do lasu. Wtedy też postarał się zapamiętać lokalizację, w której znajdował się ten las (budynki znajdujące się w niedalekiej odległości), aby potem do niego wrócić.

Las był miejscem, w którym Eleutery znajdował nieznane mu dotąd obiekty. Był całkowicie upojony urokiem miasta, więc nie znał się na pięknie natury. Nawet podkreślał to w swoich rysunkach, gdzie motywem przewodnim było coś związanego z miastem albo po prostu nie miało większego związku z naturą. Odkąd odkrył nowe miejsce, to umiał w nim przesiedzieć kilka dobrych godzin, w czasie których prowadził obserwacje.

Zapach leśnego powietrza i gra świateł przepływających między koronami drzew idealnie wpływały na Eleuterego. Niejednokrotnie miał ochotę zamieszkać w tym lesie. Raz nawet sobie powiedział: Kiedyś tu wrócę… na stałe, jednakże nie wiedział jeszcze wtedy o tym, że firma ERASER pracowała nad prototypem programu umożliwiającego wpływanie na ludzką pamięć.

Ulubionym zajęciem Eleuterego podczas jego wycieczek do lasu było podziwianie ptaków, których piękno starał się zachować w kolekcji poświęconych im rysunków. Niezależnie od tego, czy już wcześniej napotkał danego ptaka, czy ptak nie wyglądał ładnie, to gdzieś w głębi siebie czuł do nich duże przywiązanie. Rekompensował sobie w ten sposób swoje problemy z nawiązywaniem relacji z rówieśnikami.

W trzeciej klasie liceum stwierdził pewnego wieczoru, że już nie będzie więcej rysował. Tak po prostu — poczuł, że nie da rady wpaść na nic lepszego, i miał wrażenie, że się wypalił. Ostatnim jego rysunkiem był Lot z kolekcji poświęconej wspomnianym ptakom.


***

Lot


— kartka A4

— narysowane za pomocą ołówka, bez użycia kredek

Rysunek wypełniają różne rodzaje drzew. Można przypuszczać, że Eleutery starał się uchwycić las, do którego miał w zwyczaju chodzić.

W dolnej części rysunku postarał się w dokładny sposób zobrazować ziemię porośniętą trawą. W poszczególnych jej miejscach można odnaleźć różne obiekty, jak na przykład zeschnięte liście, ułamane gałęzie, porzucone owoce. Na ziemi siedzi też zając, który z uwagą czegoś wysłuchuje. Po jego postawie widać, że w każdej chwili jest gotowy uciec ze swojego miejsca spoczynku, byle uniknąć potencjalnego zagrożenia.

W górnej części rysunku widzimy korony drzew (centralna część jest najmniej staranna, ponieważ w jej przypadku widzimy tylko pnie dzielące korony od powierzchni). Eleutery z dużą precyzją starał się odwzorować najdrobniejszy szczegół, jak na przykład układ gałęzi czy wygląd liści. Wśród tych rozgałęzień możemy znaleźć ptaki w ruchu. Jedne przemieszczające się między gałęziami (o czym świadczy ułożenie ich skrzydeł), a drugie aktywnie rozmawiające ze sobą (o czym świadczy ich postawa i odpowiednie ułożenie głów).

Na tle gigantycznych drzew ptaki wydają się kropkami, a jednak to im przypisano większą rolę. Eleutery w dobitny sposób podkreślił, jak natura pozwala im być sobą — nie są jakkolwiek ograniczone i robią to, co chcą robić. Tym samym udowodnił, w jak baczny sposób przyglądał się leśnemu życiu.


***


Od drugiej klasy liceum Eleutery począł coraz głębiej wnikać w filozofię. Poznawanie różnych perspektyw i tłumaczeń podobnych zjawisk było dla niego interesującym zajęciem.

Codziennie przesiadywał kilka godzin nad książkami i zapoznawał się z kolejnymi systemami. Później nawet sam zaczął myśleć nad stworzeniem własnej filozofii, jednakże w praktyce okazało się to o wiele trudniejszym zadaniem.

Z czasem Eleutery zaczął patrzeć na otaczający go w świat w inny sposób. Dotąd był jego obserwatorem — nie wyciągał jakichkolwiek bardziej rozbudowanych wniosków na podstawie obserwowanej przez siebie rzeczywistości, a jedynie archiwizował widziane obrazy. Gdy zakochał się w filozofii, zaczął snuć spostrzeżenia na temat widzianych zjawisk.

Nie ma potrzeby rozpisywać się o wszystkich jego przemyśleniach. Był tylko jeden obszar, któremu Eleutery oddał się w większym stopniu niż reszcie. Było nim pojęcie wolności.

Zamknięty w pokoju nastolatek niejednokrotnie starał się wytłumaczyć, czy będąc w takiej sytuacji może się określić wolnym. Trudno też jednoznacznie stwierdzić, czy jego spostrzeżenia miały podstawy u innych filozofów, czy mimo wszystko powstały niezależnie. Jedno jest za to pewne: Eleuterego wolność fascynowała na tyle, że ją przedawkował.

Początkowe etapy rozmyślań były łatwe do zrozumienia. Eleutery zaznaczał, że wolność jest czymś, co gwarantuje swobodę — nie jesteśmy w żaden sposób ograniczeni i możemy robić, co nam się podoba. Było to oczywiście zbliżenie do słownikowej definicji. Potem jednak doszły kolejne pytania, na które sam sobie odpowiadał: Czy żyjąc w państwie, w którym można robić bardzo dużo, ale są pewne przepisy, które decydują, co jest legalne, a co nielegalne, można określić się wolnym? Czy zamykając kogoś w pokoju, w którym ten ktoś ma dostęp do wszystkiego, czego zapragnie, i może robić, co mu przyjdzie do głowy, możemy taką osobę określić wolną?

Myślenie Eleuterego opierało się na znalezieniu jednoznacznych odpowiedzi. Według niego nie było sensu zastanawiać się nad tego typu pytaniami, jeśli ktoś za każdym razem odpowiadał: To zależy. Nastolatek pragnął w dobitny sposób znaleźć odpowiedź TAK lub NIE — bez czegokolwiek pomiędzy.

Po pewnym czasie Eleutery był na tyle owładnięty myślami o wolności, że sam już zaczął się zastanawiać, czy nie stał się własnym niewolnikiem i zatracając się w masie nierozstrzygniętych pytań, przestał być wolnym człowiekiem (jakim dotąd się czuł). To też doprowadziło do stopniowego zwalniania. Nastolatek z każdym tygodniem myślał już coraz mniej o tym wszystkim, a notatki, nad którymi umiał siedzieć godzinami, schował do jednej z szuflad w swoim pokoju. Myślenie o wolności w momencie samozniewolenia przestało mieć dla niego większy sens.

Prócz zainteresowania filozofią Eleutery w dalszym ciągu często wybierał się do lasu, w którym spędzał dużo czasu. Tam też urządzał sobie długie spacery wśród drzew, które pozwalały mu oczyścić się z wszystkich obciążających go myśli. Piesze wędrówki zazwyczaj były prowadzone w akompaniamencie żyjącego lasu (tj. ćwierkających ptaków, szelestów liści i tym podobnych).

Poza zainteresowaniami warto zwrócić uwagę na relacje Eleuterego, ponieważ od czasów rozpoczęcia liceum cała ta sfera stała się o wiele bardziej skomplikowana.

Początkowe problemy w nawiązywaniu znajomości potęgowały się wraz z przybyciem do liceum. Niejednokrotnie Eleutery próbował cokolwiek zmienić w tym kierunku — próbował z kimś porozmawiać (nawet mu to na pewien sposób wychodziło), jednakże na dłuższą metę okazywało się to mniej trwałe, niż mogłoby się początkowo wydawać. W dodatku Eleutery przeżył też swoje pierwsze zauroczenie, które też nie zakończyło się dobrze.

Problemy w nawiązywaniu relacji zrzuciły go do roli outsidera. Kolejne miesiące liceum spędzał w coraz większej samotności, której nie umiała zaradzić jego najbliższa (i jedyna) rodzina.

Te same problemy skutkowały stopniowym oddaleniem się od rodziny. Spacery do lasu raz, dwa razy w tygodniu zamieniły się w spacery dwa razy w ciągu dnia. Wszystko nabrało szarzyzny. Nic nie mogło nadać jemu życiu barw.

Nadszedł koniec liceum. Z nim nastała rezygnacja z kontynuacji nauki. Eleutery miał już wtedy dziewiętnaście lat.

Po odpuszczeniu sobie studiów udał się do pracy w restauracji jako kelner. Miał nadzieję, że chociaż taki styl życia pozwoli mu na nowo odnowić stosunki ze społeczeństwem — że dzięki temu znajdzie nowe siły do działania i pozwoli sobie odbudować wszystko, co przedtem zniszczył.

Praca kelnera okazała się jednak o wiele bardziej stresująca niż szkoła. Codzienne harowanie całymi dniami zamiast dodać mu sił zupełnie mu je odebrało. Wtedy też Eleutery zaczął popadać w coraz głębszą depresję.

Czarne dłonie pojawiające się w jego najpodlejszych koszmarach zaczęły stopniowo obejmować kolejne części jego ciała. Od (początkowo) niewinnych pociągnięć za włosy, przez niszczenie skóry, aż do objęcia szyi. Miał już prawie dwadzieścia dwa lata. Znajdował się w na tyle podłym stanie, że nie umiał się w ogóle uśmiechać. Było też coś jeszcze, co w dużej mierze zaważyło na całokształcie jego upadku. Coś, przez co powiedział sobie: dość.

Smutek, jakim odznaczał się w pracy, ale też brak motywacji i nieefektywne działanie wpłynęły na jego zwolnienie. W dalszym ciągu po jego głowie plątała się pamiętna konwersacja z właścicielem:

— Proszę pana… potrzebuję tej pracy… to jest jedyna rzecz, która trzyma mnie przy życiu — wykrzyknął ze łzami w oczach Eleutery, patrząc się w obojętną twarz właściciela.

— Takie życie — mruknął właściciel i ulotnił się w koralikowej zasłonie prowadzącej do kuchni.

Posiadane przez Eleuterego pieniądze mogły mu pozwolić przeżyć najwyżej pół roku. Mieszkał sam, nie miał kontaktu z matką. Wszystko wtedy straciło swój sens.

Pewnego wieczoru — idąc w kierunku lasu — Eleutery natknął się na pewną nietypową reklamę. Była ona odtwarzana w jednym z głośników pobliskiej restauracji. Z większą uwagą wsłuchał się w słowa lektora:

Chcesz, aby zapomniano o twoim kompromitującym czynie? A może chcesz usunąć się z pamięci otaczających cię ludzi? Wszystko to jest już możliwe! Udoskonaliliśmy oprogramowanie każdego ludzkiego chipu. Teraz możemy odpowiednio wpływać na pamięć każdej jednostki! […]

Na twarzy Eleuterego pojawił się mały uśmiech, który szybko sobie wymazał. Spojrzał w niebo i udał się do lasu, ale tym razem z nowymi myślami. Myślami, których treść próbował rozwinąć przez cały czas swojego pobytu wśród jesiennych drzew i niesłuchających go ptaków.

Rozdział III

Po rezygnacji ze studiów Eleutery musiał się wyprowadzić. Z początku otrzymał środki na życie (na tzw. start), ale był świadomy, że długo nie uda mu się przeżyć, jeśli nie postawi jakiegokolwiek kroku. Mimo dobrze zdanego egzaminu dojrzałości postanowił nie kontynuować nauki na wyższej uczelni. Z pewnością jednym z powodów tej decyzji była pogłębiająca się depresja, ale też negatywne nastawienie do świata. Mierząc się z samotnością w liceum, Eleutery czuł, że w szkole wyższej będzie jeszcze bardziej przez nią gnębiony. Ostatecznie doszedł do takiego etapu, że pozostał już tylko on sam — bez matki, bez brata (z którym nie miał dobrej relacji), bez kogokolwiek, kto przytuli go, gdy ten będzie się czuł gorzej, albo go wysłucha, gdy będzie potrzebował się wyżalić.

Miał on wtedy dziewiętnaście lat. Wynajął mikrokawalerkę na obrzeżach miasta oraz kupił niedrogi samochód (w końcu miał jakieś środki, więc postanowił zainwestować w to, co najważniejsze). Po ustabilizowaniu sytuacji skupił się na poszukiwaniu pracy. Z początku szło mu to mozolnie, ponieważ po wysłaniu każdego CV wyczekiwał kilka dni na jakąkolwiek odpowiedź. Potem zdecydował się wysyłać dokumenty, gdzie popadnie.

W taki sposób został kelnerem w jednej z uboższych restauracji. Ze względu na skąpstwo właściciela musiał pracować za dwóch (był jedynym kelnerem), a w dodatku w lokalu przebywał całymi dniami. To też odbiło się na jego samopoczuciu — dotąd dobrze widzące oczy zaczęły być coraz bardziej zmęczone i coraz bardziej rozmazywały widziany obraz. Eleutery czuł, że długo nie da rady, a jednak nie miał zamiaru się zwalniać, ponieważ była to jedyna placówka, która ostatecznie go przyjęła i pozwoliła mu zarobić jakiekolwiek pieniądze.

W ciągu miesiąca od rozpoczęcia pracy Eleutery zdecydował się kupić psa. Był to kundel o czarnej sierści i pomarańczowo–brązowych oczach. Eleutery nazwał go Alfred, chociaż w poprzednim domu mówiono na niego Gustaw.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 10.85
drukowana A5
za 20.29