Złota klatka Witkowskich
Rozdział Pierwszy: Urok Wpływowego Faceta
Wiktoria kochała swój dyżur na Oddziale Intensywnej Terapii. Wśród piszczących monitorów, zapachu środka dezynfekującego i cichej, nieustannej walki o życie, czuła się na swoim miejscu. Była pielęgniarką z powołania, a jej spokój i opanowanie były legendą wśród personelu.
Spotkanie z Robertem nie miało nic wspólnego z dramatem szpitalnym. Odbyło się na eleganckim, firmowym bankiecie, na który Wiktoria, po długich namowach koleżanki, włożyła czerwoną sukienkę, kupioną specjalnie na tę okazję i wiszącą w szafie przez ponad rok.
Wiktoria stała niepewnie przy stole z przekąskami, gdy podszedł do niej wysoki mężczyzna o hipnotyzujących, szarych oczach i nienagannie skrojonym garniturze. Biła od niego aura pewności siebie, która w tłumie wydawała się niemal magnetyczna. Muszę przyznać, że ta miniaturowa tarta truskawkowa wygląda na zdesperowaną, by trafić w odpowiednie ręce — powiedział, uśmiechając się, a jego głos był głęboki i aksamitny.
Wiktoria, lekko zbita z tropu, uniosła brew.
Jestem pewna, że tarta jest równie wybredna co ja — odpowiedziała, nieoczekiwanie dla samej siebie, odwagą.
Mężczyzna parsknął śmiechem, a Wiktoria poczuła, jak jej policzki się rumienią.
Robert Witkowski — przedstawił się, wyciągając dłoń. — Jestem tu… z konieczności.
Ale teraz chyba jednak z wyboru.
Wiktoria Maj uścisnęła jego dłoń. Jej uścisk był pewny, choć w głowie miała chaos. Robert nie był typowym biznesmenem. Nie przechwalał się pieniędzmi, choć od razu było widać, że jest wpływowym facetem. Mówił o swoich projektach budowlanych z pasją, opowiadał o planach rozwoju miasta, a jego wizja przyszłości była tak szeroka, że Wiktoria, która na co dzień zajmowała się ratowaniem pojedynczych żyć, czuła się przy nim jakby nagle spojrzała na mapę całego świata.
Więc ratujesz ludzi — stwierdził Robert po tym, jak zapytał ją o pracę, a ona szczerze opowiedziała o Oddziale.
Staram się. To walka. Czasem wygrana, czasem przegrana.
A ja buduję świat, w którym będą mieszkać ci uratowani. Widzisz, uzupełniamy się. Ty troszczysz się o teraźniejszość, ja o przyszłość.
Jego słowa brzmiały, jakby już pisał ich wspólną historię. Robert był natarczywy, ale w urzekający sposób. Wysyłał kwiaty do szpitala — dyskretnie, bez afiszowania się. Umawiał ich na eleganckie kolacje, podczas których potrafił całą swoją uwagę skupić tylko na niej, jakby reszta świata nagle zniknęła. Był czuły, inteligentny i, co najważniejsze, sprawiał, że Wiktoria, ta opanowana pielęgniarka z OIT-u, czuła się kochana i chroniona.
Po dwóch miesiącach znajomości, na dachu wieżowca, który Robert wybudował, z widokiem na migoczące miasto, ukląkł. Nie było w tym nic z hollywoodzkiego kiczu.
Była tylko surowa, obezwładniająca obietnica:
Wiktorio, to miasto jest moje. Ale bez ciebie jest puste. Zostań moim centrum. Zostań moją żoną.
Wiktoria, która dotąd uważała, że miłość to spokojna rzeka, a nie porywający nurt, powiedziała „tak”.
Wtedy jeszcze nie wiedziała, że pewność siebie, którą w nim podziwiała, to tylko cienka
fasada ukrywająca chorą, obsesyjną kontrolę, która wkrótce zniszczy jej życie
Rozdział drugi: Złota Klatka I Pierwsze Pęknięcia
Ich miesiąc miodowy trwał niemal rok. Życie Wiktorii przeniosło się z niewielkiego, przytulnego mieszkania w centrum do imponującej rezydencji na obrzeżach miasta — architektonicznego cudu, który Robert nazwał „Domem Cichego Sukcesu”. Miał duży ogród, basen i, co Wiktoria zauważyła nieco później, doskonały system monitoringu i ochronę.
Robert, jak obiecał, obsypywał ją uwagą, drogimi prezentami i wykwintnymi kolacjami. Przestała pracować na Oddziale Intensywnej Terapii; nie dlatego, że ją do tego zmusił, ale dlatego, że tak to ujął:
Kochanie, ratujesz ludzi na OIT. To wspaniałe. Ale teraz jesteś panią Witkowską. Masz zarządzać tym domem, naszym wspólnym imperium. Zasługujesz na odpoczynek. Jego argument był przedstawiony z taką miłością i troską, że Wiktoria poczuła się wręcz niegodna tego luksusu. W końcu była tylko pielęgniarką.
Pierwsza Kontrola
Jednak sielanka zaczęła pękać, gdy Wiktoria zaproponowała spotkanie ze swoją najlepszą przyjaciółką i byłą koleżanką z dyżuru, Agnieszką.
Chciałabym, żeby Agnieszka nas odwiedziła. Świetnie gotuje i dawno się nie widziałyśmy — powiedziała Wiktoria, przeglądając się w lustrze w ich wspólnej garderobie.
Robert, wybierając krawat do garnituru, nawet na nią nie spojrzał.
Agnieszka? Ta z Oddziału? Nie sądzę, Wika.
Dlaczego nie?
To nie jest towarzystwo dla pani Witkowskiej. Musisz zrozumieć, że teraz masz inne standardy. Inny status. Ludzie na Oddziale są… prości. Zostaw ich tam, gdzie byli. Ty jesteś ze mną.
Wiktoria poczuła ukłucie w sercu. Robert nigdy wcześniej nie wypowiadał się tak pogardliwie o jej pracy czy przyjaciołach.
Agnieszka nie jest „prosta”. Jest moją przyjaciółką — broniła się, ale jej głos zabrzmiał słabo.
Robert odwrócił się, a jego szare oczy, zwykle pełne ciepła, były teraz zimne i stalowe. Nie sprzeciwiaj mi się, Wiktorio. Staram się cię chronić. Im mniej osób z „dawnego życia” wie, gdzie mieszkamy, tym lepiej. To kwestia bezpieczeństwa. Mojej pozycji. Czy ty tego nie rozumiesz?
Wiktoria milczała. Przekonywał ją, że jest dla niej zbyt wspaniały, a jej stare życie zbyt mało istotne, by mogło się stykać z ich nowym. To był pierwszy element złotej klatki: odcięcie od niezależnych źródeł wsparcia i informacji.
Nowe Życie
W tym czasie Wiktoria odkryła, że jest w ciąży. Była wniebowzięta. To będzie pieczęć ich miłości, myślała. Położyła dłoń na dłoni Roberta, gdy siedzieli przy kolacji.
Będziemy mieli dziecko, Robercie.
Robert zamarł. Przez ułamek sekundy w jego oczach pojawiło się coś, co Wiktoria wzięła za triumf, ale szybko przykrył to uśmiechem.
To wspaniale, Wika! To fantastycznie! Podniósł toast szampanem (którego Wiktoria nie mogła już pić). — Dziedzic. Świetnie.
Następnego dnia przysłał do domu sztab projektantów, by urządzili pokój dziecięcy. Tydzień później zatrudnił nową, dyskretną gosposię, która miała odciążyć Wiktorię. Nie chcę, żebyś się przemęczała, kochanie — powtarzał. — Masz dbać o siebie, o naszą córkę.
Im bliżej porodu, tym Robert stawał się bardziej obsesyjny na punkcie jej czasu i jej ciała. Nie rób tych spacerów w parku tak długo. Jestem wpływowym facetem, Wika. Ludzie wiedzą, kim jesteś, gdy są ze mną. Chodź tylko po naszym ogrodzie.
Przestań nosić te luźne ubrania. Nosisz moje dziecko, powinnaś wyglądać jak moja królowa.
Dzwoniłaś do mnie, by mnie zapytać, czy możesz pójść do supermarketu? Czy ty w ogóle masz pieniądze w portfelu, Wika?
Pieniądze. Właśnie. Wiktoria nie miała dostępu do kont bankowych. Robert ustanowił jej wysoki miesięczny limit na karcie kredytowej, ale kontrolował wszystkie wydatki. Nigdy nie musiała prosić go o pieniądze na rachunki, ale jeśli chciała kupić coś poza codziennymi potrzebami, musiała go uprzedzić i uzyskać akceptację.
Nie potrzebujesz gotówki, Wika — powiedział beztrosko, gdy zapytała o dostęp do wspólnego konta. — Wszyscy cię tu znają. Wszystko załatwisz moją kartą. W ten sposób mam pewność, że jesteś bezpieczna. Że masz wszystko, czego potrzebujesz. Wiktoria zaczęła czuć, że jej życie, kiedyś wypełnione autonomicznymi decyzjami ratującymi życie, teraz mieści się w ciasnej puszce, którą Robert otworzy tylko wtedy, gdy będzie miał ochotę. Coraz częściej czuła się nie jak kochana żona, ale jak cenne, kontrolowane aktywo.
Pęknięcia na złotej klatce stawały się coraz wyraźniejsze, a zbliżający się poród miał je pogłębić do otwartej rany.
Rozdział trzeci: Narodziny Izabeli I Przyspieszenie Zmian
Narodziny Izabeli były dla Wiktorii najpiękniejszym dniem w życiu. Izabela była mała, cicha i cudownie pachniała mlekiem. Dla Wiktorii stała się kotwicą i niepodważalnym celem.
Dla Roberta narodziny córki stały się jednak sygnałem do zaciśnięcia pętli kontroli. W jego oczach Izabela była nie tyle dzieckiem, ile rozszerzeniem jego własności i kolejnym powodem, by Wiktoria była całkowicie zależna.
Obsesja na Punkcie Wizerunku
Robert nie znosił „bałaganu” macierzyństwa. Po powrocie ze szpitala natychmiast zatrudnił nową nianię, Anetę, kobietę o chłodnym, wojskowym usposobieniu, która miała dbać o to, by dziecko „nie przeszkadzało”.
Dziecko ma mieć stały harmonogram, Wiktorio — instruował Robert, stojąc w progu pokoju dziecinnego, gdzie Wiktoria karmiła Izabelę. — Masz być matką, a nie karmicielką, która siedzi cały dzień w dresie.
Wiktoria wzdrygnęła się.
Jestem matką. Daj mi chwilę odetchnąć.
Nie masz na to czasu. Za tydzień mamy bankiet, musisz odzyskać figurę. Kupiłem ci karnet do najlepszego studia fitness. Aneta zajmie się Izabelą.
Wiktoria, w szóstym tygodniu macierzyństwa, po raz pierwszy postawiła się mężowi. Nie pójdę. Karmię piersią, Robercie. Nie mogę nagle tego rzucić dla twojego „wizerunku”.
Mamy najlepsze mleko modyfikowane, Wika. Jesteśmy Witkowscy. Nasze dziecko nie musi wisieć ci na piersi. To jest obrzydliwe i niehigieniczne.
Robert, przestań! To jest naturalne! Robię to dla Izabeli, nie dla ciebie!
Robert podszedł do niej, pochylając się nad jej twarzą, a jego głos obniżył się do niebezpiecznego szeptu.
Wika, ty jesteś piękna. Chcę, żebyś taka pozostała. Ale jeśli moje prośby traktujesz jak atak, to musimy porozmawiać o lojalności. Pamiętaj, dzięki komu masz ten dach nad głową i bezpieczne życie. Jesteś mi winna posłuszeństwo.