E-book
51.45
drukowana A5
160.4
Złap mnie, jeśli potrafisz

Bezpłatny fragment - Złap mnie, jeśli potrafisz


Objętość:
1007 str.
ISBN:
978-83-8351-137-5
E-book
za 51.45
drukowana A5
za 160.4

— 1-

Idąc ulicą, starałam się ukryć przed deszczem niesione teczki. Ubranie w taką pogodę spódniczki oraz cienkiego płaszcza nie było zbytnio mądre, ale mówi się trudno. Widząc budynek kawiarni, uśmiechnęłam się sama do siebie. Po otwarciu drzwi przywitał mnie dźwięk dzwoneczka oraz cudowny zapach świeżo palonej kawy, zmieszany ze słodyczą wypieków.


— Hej Morgan — podeszłam do lady, witając się z moją przyjaciółką. Od dwóch miesięcy stała się jedyną osobą spoza rodziny, z którą miałam kontakt. Zdyszana położyłam teczki na blacie, usadawiając się na barowym krzesełku.


— No elo — pomachała mi dłonią, podchodząc.- Ty piszesz pracę magisterską czy chodzisz do pracy? — spojrzenie czarnowłosej spoczęło na kolorowych teczkach.


— Pracuję — przewróciłam oczami, poprawiając się na krześle.


— To, co zawsze? — zapytała, dostrzegając moje zdenerwowanie. Starałam się unikać tematu pracy, gdyż sama już nie wiedziałam, co mogłam powiedzieć a czego nie.


— Tak kochana — westchnęłam, rozglądając się po pomieszczeniu. Uwielbiałam to miejsce. Panowało w nim ciepło, nikt się nie śpieszył a cicha muzyka, dobiegająca z głośników przy suficie miło koiła nerwy.


— O nie — Morgan mruknęła wyraźnie niezadowolona. Dopiero wtedy zauważyłam, że trzymała w dłoni telefon.


— Co się stało? — zagadnęłam, opierając się łokciami o blat.


— Marcuz — szepnęła, rozglądając się dookoła, tak jakby bała się podsłuchiwania przez innych. Skończywszy nalewać kawy do kubeczków podeszła do mnie.- Od czasu zerwania nie daje mi spokoju. Wiesz, że wczoraj był u mnie i stał pod moimi drzwiami dobre pół godziny — dodała jeszcze cichszym głosem.


— Zawsze możesz postraszyć go prokuratorem — zainsynuowałam z cieniem uśmiechu, zbliżając się twarzą do przyjaciółki.


— Śmiem wątpić, że twój szef zainteresowałby się tak błahą sprawą. Marcuz nie zagraża mojemu życiu — czarnowłosa postawiła przede mną dwa kubeczki. Mina dziewczyny malowała rozczarowanie.


— To jest nachodzenie, stalking. Za takie zachowanie grozi mu nawet osiem lat więzienia. Artykuł sto dziewięćdziesiąty, punkt a kodeksu karnego, paragraf pierwszy stanowi, kto przez uporczywe nękanie innej osoby lub osoby jej najbliższej wzbudza u niej uzasadnione okolicznościami poczucie zagrożenia, poniżenia lub udręczenia, lub istotnie narusza jej prywatność, podlega karze pozbawienia wolności od sześciu miesięcy do lat ośmiu — z satysfakcją spojrzałam na przyjaciółkę, która wlepiała we mnie wzrok z uniesioną brwią.


— Kodeks karny na tych studiach połknęłaś? — prychnęła, uciekając od tematu.


— Kodeks karny, cywilny, pracy — zaczęłam wymieniać, ale dziewczyna przerwała mi moją paplaninę, wciskając w moje usta kawałek czekolady.


— Nie będę pozywać Marcuza, w końcu mu się to znudzi — westchnęłam na jej słowa, konsumując gorzką czekoladę, którą siłą we mnie wepchnięto.


— Zawsze możesz go tylko postraszyć — wybełkotałam, starając się nie opluć przez pełne usta.


— A zastraszanie nie podlega karze? — zachichotała Morgan.


Posępnie mruknęłam z irytacji, unosząc głowę do góry. Szatynka tylko zaśmiała się, wracając do otwartej paczki słonych orzeszków.


— W obronie własnej sąd przymknie na to oko — w końcu po przełknięciu czekolady przemówiłam. Nagle rozległ się dźwięk dzwoneczka przy drzwiach.- Kurka — do pomieszczenia wszedł Eric, którego ostatnim czasem starałam się unikać.


Znaliśmy się siedem lat, lecz zaczęło mu coś za bardzo zależeć na większej ilości spotkań. Ja nie miałam na to czasu, poza tym za dużo wypytywał się o moją pracę. Nie to, że było to czymś złym, ale wolałam trzymać język za zębami. Wystarczająco narażałam swoją rodzinę na niebezpieczeństwo przez wykonywaną pracę. Nie chciałam wciągać w to jeszcze swoich znajomych.


— Cześć dziewczyny — Eric podszedł nonszalancko do lady, opierając się łokciami o jej brzeg.


— Hej — Morgan rozpromieniła się, wstając do pionu radosna niczym pasikonik.- Co dla ciebie?


— Dwa razy latte macchiato, na miejscu — poprosił, cały czas patrząc się na mnie. Nie musiałam tego widzieć, po prostu to czułam. To przenikliwe spojrzenie, palące moje policzki.


— Już się robi — czarnulka w podskokach podeszła do maszyny.


— A ty Lav nie przywitasz się ze mną? — dyskretnie przełknęłam ślinę, odwracając głowę w stronę mężczyzny.


— Cześć Eric — dodałam uśmiech, napotykając zieleń jego tęczówek. Wtem dziewczyna wróciła do nas z dwiema filiżankami kawy.- Morgan skompletuj, proszę moje zamówienie, bo muszę już uciekać. Kawa stygnie — przeniosłam pośpiesznie wzrok na przyjaciółkę, która starała się rozkminić moje zachowanie.


— Dobra, już się robi — kiedy ona szykowała moje standardowe zamówienie, wyjęłam pieniądze z kieszeni płaszcza.


— Miałem nadzieję, że wypijesz ze mną kawę — Eric przemówił rozczarowanym głosem, przyprawiając mnie o wyrzuty sumienia. Nic do niego nie miałam — on chciał być po prostu miły, a ja w perfidny sposób odpychałam go. Jednak nie darzyłam chłopaka taką sympatią, jakiej ode mnie oczekiwał.


— Może innym razem, śpieszę się — zostawiłam gotówkę na ladzie, zabierając teczki. Nawet na niego nie spojrzałam.


— Wpadniesz do mnie w piątek wieczorem? Pogadamy przy winie jak dawniej — zaproponował z wyczuwalną nadzieją w głosie.


— Muszę sprawdzić grafik, jak coś mam twój numer — szybko zabrałam podany mi przez Morgan pakunek, kierując się migiem do wyjścia.- Pa! — krzyknęłam ogólnie na odchodne, otwierając drzwi.


Jak tylko zniknęłam za nimi owiał, mnie zimny wiatr. Deszcz nadal padał, ale jakoś przestało mi to przeszkadzać. Ruszając pod górkę rozmyślałam nad propozycją mężczyzny. W sumie nic nie stało na przeszkodzie, aby się spotkać, lecz gdzieś głęboko w sobie miałam obiekcje.


Mijając kolejne budynki, po pięciu minutach dotarłam do celu. Łokciem pchnęłam w dół żelazną klamkę, natomiast biodrem ruszyłam drewniane drzwi. Przez metalowe ozdoby były jeszcze cięższe do otwarcia.


Kiedy udało mi się dostać do środka zamknęłam wejście nogą, udając się po kamiennych schodach na górę. Uwielbiałam Rumuńską architekturę — wszystko utrzymane w średniowiecznym stylu, przypominające dawne zamki.


Jak tylko zeszłam z ostatniego stopnia stukot moich obcasów stłumił bordowy dywan. Ciągnął się aż do biura mojego szefa, gdzie o dziwo drzwi zostały uchylone. Niepewnie wetknęłam głowę do środka, skanując pomieszczenie.


— Dzień dobry panie Dumitru — przywitałam swojego przełożonego, który ślęczał nad papierami.


Skrupulatnie coś zaczął podkreślać kolorowym pisakiem. Nie przeszkadzając panu prokuratorowi powędrowałam do swojego konta. Od dwóch miesięcy siedziałam przy biurku obok kominka, zajmując się wyłącznie biurowymi obowiązkami. Odbierałam telefony, umawiałam spotkania, parzyłam kawę, wypełniałam dokumenty, uzupełniałam dane w komputerze.


Nie o takiej pracy marzyłam, ale musiałam od czegoś zacząć. Już na samym początku moich studiów wiedziałam, że przede mną jeszcze bardzo długa droga, by stać się prokuratorem. Poczynając od pięcioletnich studiów, przez prawie dwuletnią aplikację. Miałam ogromne szczęście, gdyż nie było to wcale takie łatwe. W większości nikt nie chciał męczyć się z takimi gówniarzami czy szkolić swoją przyszłą konkurencję.


Po wszystkim czekał mnie jeszcze egzamin, który zdałam pozytywnie. Posiadając więcej szczęścia niż rozumu pan Dumitru — u którego swoją drogą wypełniałam aplikację — przyjął mnie na stanowisko asesora prokuratora. Jednak aby spełnić swoje największe marzenie, musiałam zdobyć poparcie szefa. Jednym słowem — nie mogłam nabroić, podpaść czy olewać swoich obowiązków.


Mimo to liczyłam na bardziej ekscytujący staż. Przez ten czas ani razu nie zabrał mnie na rozprawę, ba… Nawet na przesłuchanie! Co prawda występki nie były jakieś straszne, ale tak bardzo pragnęłam liznąć tego świata sprawiedliwości.


Marudząc sobie w myślach, zdjęłam płaszcz odwieszając go na wieszak stojący przy drzwiach. Poprawiając spódniczkę wróciłam do biurka rozpakowując zamówienie z kawiarni. Jedną kawę wraz z babeczką czekoladową zaniosłam na stanowisko prokuratora. Jego miejsce pracy było dwa razy większe od mojego, lecz tak samo zagracone od papierzysk, teczek oraz innych rzeczy.


— Dziękuję — pan Dumitru podniósł w końcu na mnie wzrok.- Prosiłbym panią o przejrzenie skrzynki i wydrukowanie umowy pani Berth — ponownie wrócił do czytania.


— Oczywiście — posłusznie udałam się do komputera, otwierając potrzebne mi strony.


Nim skrzynka odbiorcza się załadowała wydrukowałam ściągniętą wczoraj z e-maila umowę pani Berth. Sprawa była małostkowa — na kobietę została nałożona kara, będąca oparta wyłącznie na prawdopodobnie źle utworzonej umowie. Instytucja po prostu zabezpieczyła się nie podając dokładnych danych w dokumencie.


Łącząc pergamin zszywaczem zajrzałam na pocztę. Same reklamy, jakieś propozycje ubezpieczeń i nagle trafiłam na nią — na wiadomość od anonima.


Adres e-mail był bardzo dziwny i nie wskazywał nawet na płeć adresata. Jako asesor miałam prawo zajrzeć do wiadomości. W środku znajdowały się trzy załączniki. Zaciekawiona usiadłam wygodnie na krześle, otwierając pliki po kolei. Widząc już pierwsze ze zdjęć zdębiałam.


Fotografia ukazywała jakiegoś przebierańca siedzącego w ciemnym pokoju. Miał na sobie czarno-biały strój. Twarz ukryta w ciemności. Trudno było zobaczyć cokolwiek. Na drugim zdjęciu znajdował się jakiś worek leżący na stole. Natomiast trzeci plik ukazywał nóż z licznymi śladami krwi. Dreszcze przeszyły całe moje ciało i z uczuciem niepokoju przełknęłam ciężko ślinę.


— Panie Dumitru — ledwo zdołałam wydobyć z siebie głos.


Po raz pierwszy miałam do czynienia z taką sprawą.

— 2-

Stukając palcami w blat biurka, cierpliwie czekałam, aż pan Dumitru wróci ze spotkania z informatykiem. Mieli zweryfikować, kto był nadawcą e-maila, skąd został nadesłany oraz to czy zdjęcia powinny skłonić prokuratora, oraz policję do pracy nad sprawą.


Co chwila nerwowo zerkałam na zegarek, lecz czas leciał niemiłosiernie powoli.


Poddenerwowana oparłam się plecami o krzesło, marudząc w myślach. Ile ja bym wtedy oddała za to, aby być tam z nimi. Móc analizować to wszystko od podstaw, a nie siedzieć samemu w biurze, gdzie nic się nie działo.


Ponownie zerknęłam na zegarek, gdzie dochodziła siedemnasta. Nadal nic się nie wydarzyło, więc zaczęłam sądzić, iż tego dnia sama musiałam zamknąć kancelarię.


— Trudno — westchnęłam, podnosząc tyłek z krzesła.


Wtem zadzwonił mój telefon, do którego rzuciłam się jak oparzona. Miałam nadzieję, że próbował skontaktować się ze mną pan Dumitru. Jakże się pomyliłam.


— Hej mamuś — rozczarowanie aż wylewało się z mojego głosu.


— Cześć kochanie, obiad aktualny? — starając się zapanować nad emocjami, zamknęłam oczy.


— Oczywiście, właśnie zbieram się do wyjścia. Zamknę biuro i przyjdę — w tle usłyszałam głos mojej szlachetnej siostry, która oczywiście coś marudziła. Na szczęście nie słyszałam co.


— Dobrze, czekamy na ciebie. Uważaj na siebie — moja mama była taka kochana; istny anioł.


— Jak zawsze — po rozłączeniu się westchnęłam, zbierając się do wyjścia. Włożyłam płaszcz, czekając na wyłączenie się komputera.


Następnie wrzuciłam swoje rzeczy do torebki, układając potrzebne mi papiery w jeden stos. Sprawdziłam wszystkie urządzenia, po czym chwytając torebkę oraz dokumenty wyszłam z biura.


Po przekluczeniu zamka udałam się korytarzem w stronę schodów. Dookoła panowała cisza zaś za oknem zapadła noc. Od razu po wyjściu z budynku owiał mnie zimny wiatr, lecz na szczęście deszcz przestał padać.


Mijając spacerowiczów, podziwiałam piękno listopadowej nocy.


Ceglane mury oraz kamieniste uliczki błyszczały w świetle latarni. Przechodząc koło kawiarni, zerknęłam przez szyby do środka. Jednak tam urzędował już Edward w zastępstwie za Morgan.


Po kwadransie spaceru w końcu dotarłam do domu moich rodziców.


Zdyszana, zmarznięta i głodna ucieszyłam się na widok mieszkania. Zgrabiałą ręką zapukałam do drzwi i już po chwili otworzyły się, a w nich ujrzałam mamę.


— Wchodź kochanie, zmarzłaś — przyjemnie było wejść do ciepłego pomieszczenia. Na dodatek tak cudownie pachniało.


— Ciocia! — moja chrześniaczka wpadła na korytarz, biegnąc wprost w moje ramiona.


— Andreea — mała wskoczyła na mnie, przez co wypuściłam wszystkie papiery z rąk.


Cholera… Załamana widokiem pomieszanych kartek wzięłam blondyneczkę na ręce, ukrywając swój podły nastrój. W końcu to nie jej wina. Na dodatek wtuliła się w moją szyję — i jak tu miałam się na nią złościć?


— Co tam brzdącu? — ucałowałam marudę w główkę.


— Wuja kupił mi lalkę. Chodź zobaczyć! — Andreea zeskoczyła na ziemię, biegnąc do salonu.


— Pomogę ci kochanie — mama schyliła się razem ze mną do papierów.- Po co ci to wszystko? — zapytała, patrząc na niektóre kartki.


— Muszę przejrzeć te dokumenty do pracy — odparłam, starając się wszystko zebrać, tak jak leżało.


— Coś się pali! — usłyszałam z salonu głos mojego brata.


— Mój kurczak! — mama momentalnie pobiegła do kuchni. Może i lepiej, że sama zostałam z bałaganem. Oprócz nauczenia się tego wszystkiego to musiałam jeszcze od nowa poukładać notatki.


— Myślałem, że skończyłaś już studia — moja dłoń zetknęła się z dłonią szwagra.


— Bo skończyłam — spojrzałam na twarz Zayna, który klęczał na jednym kolanie naprzeciwko mnie.- Dzięki — podał mi ostatnie kartki, przytrzymując wszystko, abym mogła się rozebrać.


— Dzieciaki chodźcie do stołu — mama zaprosiła, idąc z kuchni do salonu, niosąc półmisek z mięsem.


— Ładną mam lalkę? — Andreea od razu zaatakowała mnie, pokazując porcelanową piękność o rudych włosach.


— Lav — brat mocno przytulił mnie do siebie.


Jak dla mnie za szybko i za dużo działo się w jednej chwili.


— Muszę wskoczyć do łazienki — wyrwałam się z objęć Leona, uciekając do toalety.


Tam dopiero trochę odetchnęłam.


Ostatnim czasem duże zbiorowiska mi nie służyły — nie czułam się w nich najlepiej. Praca strasznie mnie zmieniła — kiedyś bez towarzystwa żyć nie potrafiłam, a teraz większe skupisko znajomych mnie przytłaczało.


Oszołomiona umyłam ręce, zbierając resztki sił, po czym wróciłam do rodziny.


— Jestem taka głodna — moja siostra srogo spojrzała w moją stronę.- Siadaj Lavano, bo czekamy tylko na ciebie od pół godziny — burknęła, gestykulując dłońmi, eksponując przy tym swoje hybrydowe paznokcie. Uwielbiała szczycić się swoimi szponami.


— Jak w pracy Lav? — zagaił tata, któremu mama nakładała właśnie jedzenie na talerz.


— Praca? Tato, ona nigdy nie chodziła do prawdziwej pracy. Ona nie wie co to znaczy ciężka harówa — Sorina od razu wtrąciła swoje kąśliwe uwagi.


— Praca asesora jest bardzo ciężka — Zayn upomniał żonę, na co dziewczyna zgromiła go wzrokiem.


Serio, gdyby spojrzenie potrafiło zabijać, to chłopak leżałby martwy.


— Lepiej się nie odzywaj, jak nic mądrego nie masz do powiedzenia — Sorina od razu przeszła do ataku.- Pff ciężka. A co ona tam takiego robi oprócz parzenia kawy i odbierania telefonów. Jest zwykłą sekretarzyną! — siostra uniosła się śmiechem.- Uczyła się tyle lat, aby robić kawę.


— Nawet to robię lepiej od ciebie. W końcu do zarządzania garami nie trzeba mieć super wykształcenia — nie uważałam tak, ale chciałam się odgryźć.


Te ciągłe ataki na moją osobę dobijały mnie. Wiedziałam, że zawodowy kucharz czy właściciel restauracji musiał mieć ogromną wiedzę oraz wiele poświęcić, ale nie powinno się umniejszać żadnemu zawodowi.


— Tyle że ja w odróżnieniu od ciebie mam własną firmę, stałą pracę oraz rodzinę. A ty jesteś sama bez stałego źródła utrzymania. Nie wspominam, że ten cały prokurator nawet cię nigdzie nie zabiera. Siedzisz na dupie w miejscu — nerwowo zaczęłam wiercić się na krześle.


— Przestań — Zayn zwrócił uwagę żonie.


— Sorina do jasnej cholery! — ojciec walnął dłonią w stół.


— Ty jej siostra po prostu zazdrościsz, że ona spełnia marzenia, które dla ciebie były nieosiągalne — brat dolał oliwy do ognia.


— Ja się spełniłam — burknęła Sorina.


— Ta… Na studiach sobie nie dałaś rady i po koncertowym wywaleniu cię z uczelni ciągle czepiasz się Lav. Dziewczyna ciężko harowała przez kilka lat, aby znaleźć się teraz tu gdzie jest — Leon oparł się nonszalancko o krawędź stołu.


— Zawsze jej bronisz, choć sam poległeś na studiach z prawa — miałam ochotę zapaść się pod ziemię.


— W odróżnieniu od ciebie sam zrezygnowałem, bo poczułem, że to nie jest to, co bym chciał robić już do końca życia — Leon jako najstarszy z nas poszedł jako pierwszy na studia. Pragnął z początku zostać prawnikiem, ale już po pierwszym miesiącu zrezygnował. Stwierdził, że to jednak nie to, zmieniając kierunek na pedagogikę.


Mimo wszystko nadal interesował się prawem i sprawiedliwością, wciągając mnie w świat kryminalistyki. To Leon motywował mnie do złożenia swojej aplikacji na studia prawnicze, to on poszedł ze mną do pana Dumitru pierwszy raz.


— No tak, pan adwokat się odezwał — burknęła Sorina, aż wstając z miejsca, opierając się rękoma o blat.


— Będę bronić każdego, jeśli ma słuszność w sprawie. Ty niestety bezpodstawnie atakujesz Lav — zrezygnowana ukryłam twarz w dłoniach. To miał być rodzinny obiad, a wyszła drama większa niż zawsze. Zazwyczaj kończyło się na przytykach; w końcu musiało to wybuchnąć.


— Dziękuję za obiad, lepiej sobie pójdę — wstałam od stołu.- Niepotrzebnie w ogóle przychodziłam.


— Kochanie — mama momentalnie poderwała się do pionu.


— Tak, uciekaj tchórzu! Nic innego nie potrafisz! — puściłam uwagi siostry mimo uszu, wychodząc z salonu.


— Zostań aniołku — mama starała się mnie przekonać, ale nie chciałam prowokować nikogo do kłótni.


— Dziękuję, ale nie jestem tu mile widziana — westchnęłam, zakładając buty.


— Proszę, nie mów tak. To chociaż ci coś spakuję. W domu sobie odgrzejesz — jak zawsze mama była taka kochana.


— Nie trzeba — nim to powiedziałam, moja rodzicielka już dawno uciekła do kuchni. Z pomieszczenia obok dochodził gwar sprzeczki między moją siostrą a bratem oraz tatą, który ewidentnie wściekły nawrzucał Sorinie.


— A ty?! Mógłbyś się chociaż raz za mną wstawić! Jesteś beznadziejny — brunetka te słowa pewnie skierowała do swojego męża. Nic nie mówiąc, zebrałam swoje graty i wyszłam z domu. Wrzaski dziewczyny słychać było aż na dworze, co przykuło uwagę sąsiadów z naprzeciwka.


— Dobry wieczór — przywitałam starsze małżeństwo, które z zaciekawieniem wyglądało z okna swojego mieszkania.


— Dobry wieczór kochanieńka — zażenowana skierowałam się w stronę centrum.


— Lav! — usłyszałam za sobą krzyk.- Lavana poczekaj — Zayn podbiegł do mnie z cieniem uśmiechu.- Twoja mama prosiła ci to dać — szklane pudełko wypełnione jedzeniem.


— Dziękuję, nie musiałeś — machnęłam wolną ręką, odbierając przesyłkę.


— Nie przejmuj się Soriną, ona jest … — szukał w myślach odpowiedniego słowa, lecz po jego minie wnioskowałam, że nie mógł go znaleźć.


— Wściekła — dokończyłam za niego.- Wkurzona na mnie za wszystko, choć nic jej nie zrobiłam — przełknęłam gorycz z ogromnym trudem.


— Może cię odprowadzić? Jest już późno — Zayn był uroczy, aż zrobiło mi się go żal. Moja siostra strasznie traktowała męża.


— Dam sobie radę, jestem już dużą dziewczynką, aczkolwiek miło z twojej strony — zmęczona spojrzałam szwagrowi w oczy, dodając uśmiech.- Poza tym to nie w moim domu czeka oburzona żona — mimowolnie zaśmiałam się, co udzieliło się także Zaynowi.


— Uważaj na siebie — chłopak pokręcił przecząco głową ewidentnie rozbawiony.


— Dobranoc — pożegnałam szwagra, odchodząc w mroczną uliczkę.


Szczerze to nie lubiłam tej części miasteczka — brak oświetlenia ulicznego, nocna mgła oraz otaczające zewsząd okolicę góry i lasy. Rumunia emanowała pięknem, lecz w nocy potrafiła przerazić niejednego jej mieszkańca.


Choć nie miałam podstaw do żadnych obaw, to ludzka natura lubiła płatać figle.


W Buftea panował względny spokój, każdy znał każdego, a informacje roznosiły się w mgnieniu oka.


Przyśpieszając kroku, pragnęłam znaleźć się już w mojej okolicy — oświetlonej oraz gwarnej.


Powoli dostrzegając jej początek, odetchnęłam z ulgą, gdyż od paru minut miałam wrażenie, jakby ktoś mnie śledził. Poddenerwowana odwróciłam się za siebie, lecz nikogo tam nie zastałam. Docierając w końcu do centrum, odetchnęłam z ulgą, mijając pierwszych spacerowiczów.


Uspokojona mogłam się rozkoszować jesiennym wieczorem, po drodze oglądając witryny sklepowe. Podziwiając jedną ze sukienek na wystawie, dostrzegłam w szybie obserwującą mnie postać. Udając, że przyglądam się ubraniom, starałam się dojrzeć twarz nieznajomego.


Niestety stał za daleko, abym mogła ujrzeć cokolwiek więcej. Postanowiłam się odwrócić, by skonfrontować się z obserwatorem, ale nikogo nie było. Tam, gdzie wcześniej stał, panowała pustka. Przemęczenie dawało mi swe znaki oraz wyraźnie musiałam sobie darować na jakiś czas podcasty o mordercach.


Poddenerwowana skierowałam się prosto do mieszkania, które widziałam już z daleka. Szybko odszukałam klucze, otwierając wejście na klatkę schodową. Światło automatycznie zapaliło się, oświetlając schody.


W budynku mieszkały trzy rodziny, czwartą lokatorką byłam ja. Zajmowałam lokum na samej górze — będące jednocześnie wieżą. Ciasne, ale własne, poza tym czynsz nie obciążał aż tak mojego i tak skromnego dochodu.


Męcząc się marszem po schodach, nareszcie dotarłam do mieszkania.


Szczekanie Choco słyszałam już na klatce schodowej.


— Hej maleńki — zamykając drzwi kopniakiem, włączyłam światło łokciem, tym samym oślepiając samą siebie.


Wtem mój doberman zaczął obwąchiwać mnie i skakać wokół mojej osoby.


— Hej Milka — rzuciłam teczki na stół, podchodząc do kanapy.


Zmęczona padłam obok mojego drugiego psa, który był owczarek rumuński. Jęcząc pod nosem, położyłam głowę na jego grzbiecie, tuląc twarz do milutkiej sierści pupila.


— Miałam taki ciężki dzień — pogłaskałam Milkę, zdejmując te koszmarne szpilki z nóg.- A wam jak minął dzień? — zerknęłam na Choco, który podszedł do kanapy, liżąc mnie po dłoniach.


Wyczekująco wpatrywał się we mnie, co oznaczało, że psiakowi burczało w brzuchu.


— Już ruszam się — mruknęłam, wstając i zdejmując płaszcz.


Nasypując karmę towarzyszom, włączyłam telewizor, aby zabić uczucie samotności. Uwielbiałam muzykę, więc od razu rozbrzmiała ona w pomieszczeniu zagłuszając moje natarczywe myśli. Długo nie musiałam czekać aż pierwsze słowa piosenki Steve Aoki i Deli „the last bella ciao” opuściły moje usta.


Mimo rumuńskiego pochodzenia kochałam kulturę europejskich krajów. Podziwiałam ludzi, którzy byli gotowi oddać własne życie w walce o wolność. Pobudzona muzyką postanowiłam wpierw zażyć kąpieli, nim coś w końcu zjem.


Po paru minutach spędzonych we wannie, śpiewając sama do siebie, usłyszałam szczekanie Choco. Jednak się zbytnio tym nie przejęłam, kontynuując swój mały koncert. Wkrótce Milka także zaczęła warczeć więc nieco się zaniepokoiłam.


Przecież muzyka nie grała jakoś specjalnie głośno…


Szybko wyszłam z wanny, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Moi sąsiedzi również kochali muzykę, więc nigdy nie mieli o to sapów. Owinięta w ręcznik podeszłam do drzwi, otwierając je. Jednak tam nikogo nie zastałam. Spoglądając w stronę schodów, widziałam tylko pustkę.


Lekko zdezorientowana wzruszyłam ramionami, wracając do mieszkania.


— No co? — spojrzałam na psy, które wlepiały we mnie swoje oczy. Choco warknął, podchodząc do drzwi, drapiąc w nie.- Chcesz wyjść? — spytałam pupila, otwierając mu wyjście.


Ten momentalnie wyleciał na schody, wściekle warcząc i szczekając w dół klatki, które stopnie zakręcały w ciemność, gdyż dalsza czujka nie łapała moich drzwi.


— Choco wracaj — zawołałam psa, łapiąc go za obrożę.


Wtedy coś przykleiło się do mojej stopy.


To była niewielka karteczka z nabazgranym napisem „Akuku”.


Nie wiedząc, co to ma znaczyć, ponownie szarpnęłam Choco za obrożę, wprowadzając psa do mieszkania. Zdezorientowana zamknęłam wejście na klucz, opierając się plecami o ścianę. Ponownie zerknęłam na liścik. W moim budynku nie mieszkały żadne dzieci, aby robiły sobie żarty. Na parterze co prawda zameldowanych było dwóch nastolatków, ale dziewczyna do późna siedziała na uczelni, natomiast jej chłopak w pracy. Nie mieliby czasu ani sił na jakieś podchody. Reszta lokatorów była w średnim wieku.


Z zadumy wyrwał mnie telefon. Tak się przestraszyłam, że aż podskoczyłam w miejscu, czując jak serce podeszło mi do gardła. Z dreszczami na ciele podeszłam do telefonu i ku mojemu zaskoczeniu widniał tam numer pana Dumitru.


— Tak? — mój głos zadrżał z natłoku emocji. Musiałam się ogarnąć.


Choć tylko psychopaci nie odczuwali strachu, to prokurator nigdy nie mógł go publicznie okazywać. Musiał być twardy i nieugięty. Choćby nie wiadomo jak bardzo ogarnęło go przerażenie.


— Będę za pięć minut pod pani mieszkaniem. Proszę ubrać się ciepło i wygodnie. To poważna sprawa — po tym rozłączył się, zostawiając mnie z masą pytań.

— 3-

Stojąc jak słup soli z telefonem w ręku rozkminiałam informacje od pana Dumitru.


Pozostając w szoku oraz niewiedzy popędziłam do sypialni. Kazał ubrać się wygodnie, więc wyciągnęłam komplet dresów zakładając go migiem na siebie. Wilgotne włosy związałam w warkocz, biegiem szukając w salonie adidasów.


Pośpiesznie wyłączyłam telewizor oraz światła, żegnając się z psiakami.


Jednak kiedy stanęłam za drzwiami swojego mieszkania, zatrzymałam się na chwilę. Zerkając w ciemność przypomniała mi się niedawna sytuacja. Choco nigdy nie stawał się agresywny bezpodstawnie zaś Milka szczekała tylko wtedy gdy musiała.


Zakładając zimową kurtkę na siebie zrobiłam krok na pierwszy stopień. Nieświadomie wstrzymałam oddech kierując się w dół, wykonując każdy ruch najciszej jak potrafiłam. Serce łomotało mi w piersi kiedy zbliżałam się do miejsca, gdzie panował mrok.


Jednak wszystkie moje obawy zniknęły wraz z włączeniem się lampy.


Odetchnąwszy z ulgą, zbiegłam już pewniej na sam dół. Po otworzeniu drzwi przeszył mnie zimny wiatr, przez co założyłam kaptur na głowę. Wypuszczając parę z ust, zerknęłam na wyświetlacz telefonu, który trzymałam w dłoni. Zdenerwowana zaczęłam maszerować wzdłuż chodnika w te i z powrotem, zastanawiając się, czy aby na pewno dobrze zrozumiałam pana Dumitru.


Na szczęście wszystkie moje obawy rozwiał Nissan, który zatrzymał się tuż przed moim domem. Biegiem dotarłam do drzwi pasażera, czując się po raz pierwszy tak bardzo niezręcznie. Właśnie wsiadałam do wozu mojego szefa, gdy zegar wskazywał dwudziestą pierwszą a na dworze panowała ciemność. Niektóre osoby mogłyby to dość dwuznacznie odebrać.


— Dobry wieczór — wybełkotałam zamykając drzwi. Wewnątrz auta panowało przyjemne ciepło i pachniało lawendą. Ja o posiadaniu własnego samochodu mogłam jedynie pomarzyć. Ledwo starczało mi na wynajem oraz jako takie życie.


— Nie za cienko jesteś ubrana? — zdziwiona zerknęłam na szefa, który chyba po raz pierwszy w życiu zwrócił się do mnie w tak wyluzowany sposób. Następnie przeniosłam wzrok na swoje nogi.


— Ubierałam się w pośpiechu szefie — zapięłam pas, wzruszając delikatnie ramionami.- Dokąd jedziemy? — spytałam patrząc na mijaną okolicę. Kierowaliśmy się główną drogą na północ, w głąb dziewiczych lasów miasta.


— Ehhh — mężczyzna przetarł twarz swoją dłonią, zerkając na mnie.


W jego zielonych tęczówkach malowało się zmieszanie oraz coś dziwnego — emocja, której u niego jeszcze nigdy nie widziałam.


— To jest nietypowa sprawa. Taką nie zajmowałem się już od bardzo dawna — zaczął obserwując uważnie drogę, która z asfaltowej zmieniła się w kamienistą.- Na pewno wywoła ona u ciebie mieszane uczucia — westchnął przeciągle.


— Do takich rzeczy nigdy nie da się przyzwyczaić — kontynuował, budując napięcie.


— Co ma szef na myśli? — nasze spojrzenia spotkały się ze sobą.


— Zobaczy pani na miejscu. Proszę przyszykować się na doznanie szoku, lecz sądzę… — zawiesił chwilowo głos, myśląc nad czymś.- Dasz sobie radę — wjechaliśmy w głąb lasu wyboistą ścieżką.


W oddali dostrzegłam zlewające się światła. Żółte od reflektorów, niebiesko-czerwone od kogutów. Już wiedziałam, że musiało stać się coś bardzo, ale to bardzo złego.


Natychmiastowo poczułam dreszcze na całym ciele zaś we krwi wzrosła adrenalina. W końcu wóz zatrzymał się obok radiowozu.


— Idź za mną, obserwuj i nie komentuj. Nie zadawaj pytań, notuj je — nagle pochylił się w moją stronę, sięgając ze schowka notatnik.- W środku jest długopis. Zapisuj wszystkie swoje spostrzeżenia oraz pytania. Później sobie wszystko przeanalizujemy w biurze i zobaczymy, jak spostrzegasz wskazówki — mężczyzna wyraźnie się stresował, gdyż nie zwrócił się do mnie na per pani, co w jego przypadku było dziwne. Nigdy nie spoufalał się ze mną. Czy to na aplikacji, czy przez te dwa miesiące na stażu.


— Dobrze szefie — przytaknęłam jeszcze bardziej się stresując.


Skoro pan Dumitru denerwował się — choć pracował w swoim zawodzie już z dobre dziesięć lat — to miałam prawo do przerażenia. Swoją drogą, patrząc z perspektywy studenciaka, to na prawdę spory staż w zawodzie.


Nie przedłużając, mężczyzna wyszedł z samochodu.


Podążając jego śladem również wysiadłam, podbiegając do szefa jak najszybciej.


Teren był strasznie wyboisty a wszędzie wystawały jakieś konary, kamienie, o które łatwo można było się potknąć. Z niewiadomych powodów na dworze zrobiło się zimniej, przez co żałowałam jednak tak cienkiego ubioru.


Trzęsąc się jak galaretka, schowałam telefon do kieszeni, zamykając ją starannie, aby nie zgubić urządzenia.


Dookoła panowała koszmarna ciemność i gdyby nie światła policyjnych wozów nic bym nie widziała. Wchodząc głębiej w zarośla, dopiero po jakimś czasie ujrzałam jasną poświatę, oświetlającą teren zabezpieczony żółto-czarną taśmą, rozciągającą się wzdłuż drzew. Od razu uderzyły we mnie domysły, co takiego mogło się stać, lecz jakoś nie mogłam tego przyswoić do świadomości. Po chwili ujrzałam karetkę z otwartymi tylnymi drzwiami oraz pracujący zespół policjantów.


— Witam pana prokuratora — jakiś typ w uniformie gliny podał dłoń panu Dumitru.


— Witam komendancie. Co tu mamy? — nagle szef zrobił się taki…


Właśnie, jaki?


Profesjonalny? Zimny?


Miałam wrażenie, że po wyjściu z auta założył maskę nieukazującą żadnych emocji, natomiast ja stałam się niewidzialna. Zgodnie z umową siedziałam cicho, czekając na rozwój sytuacji.


— Niech prokurator sam zerknie, lecz wpierw mam pytanie — czarnoskóry mężczyzna zatrzymał się na chwilę, wskazując palcem na moją osobę.


A jednak duchem nie byłam.


— Dobry wieczór — bardziej zabrzmiało to jak pytanie, ale nie odezwawszy się wyszłabym na chama. Z drugiej strony miałam siedzieć cicho. Nie ważne…


— Kim jest ta młoda dama? — pan Dumitru przeniósł na mnie wzrok.


— Ta pani jest u mnie na stażu, na stanowisku asesora. Będzie mi towarzyszyć — ponownie poczułam się głupio a mimo wszystko wymusiłam na sobie uśmiech.


— Rozumiem. Tylko niczego proszę nie dotykać i najlepiej trzymać się z daleka — komendant raczej nie polubił mnie.


— Spokojnie, pani Vasil zna swoje miejsce — szef zamknął usta policjantowi. Czując się trochę jak piąte koło u wozu powędrowałam dalej za mężczyznami.- Co tu mamy?


— Panie prokuratorze mamy ciało — jakaś kobieta podniosła się do pionu, ukazując ciało zakopane do połowy.


O mój Boże! Takiego widoku nie spodziewałam się pomimo domysłów, czego mogła tyczyć się sprawa. Chcąc zachować kamienną twarz, cofnęłam się odrobinę, kilkakrotnie mrugając, aby się uspokoić.


— Jak je znaleziono? — pan Dumitru uklęknął przed zwłokami, nie dotykając ich. Szybko wyjęłam długopis z notatnika, zapisując swoje spostrzeżenia.


— Niejaki pan Curt przechodził tędy i potknął się o coś wystającego z ziemi. Po zobaczeniu częściowo zakopanego ciała zadzwonił na policję. Jest właśnie przesłuchiwany na komendzie — kobieta wypowiadała się z takim spokojem, jakby to była dla niej jakaś codzienność.


Jakby opowiadała koledze po fachu, że na śniadanie jadła płatki kukurydziane. Mój mózg tego nie ogarniał. Przed nami leżało ciało! Martwa osoba zakopana do połowy w jakimś lesie!


— Hmm — szef zamruczał pod nosem.- Trzeba powiadomić biegłego lekarza w celu przeprowadzenia sekcji zwłok. Sądząc po ciele leży ono tu dość długo. Plamy opadowe są utrwalone co oznacza, że ofiara nie żyje już z dziesięć do dwunastu godzin — wszystko starałam się zapisać.


— Dajcie aparat — prokurator porobił kilka zdjęć.- Mrówki — przez tą informację podniosłam wzrok.


— Ciało zaczęło się rozkładać — zauważył komendant, patrząc na zwłoki.


— Mamy też larwy much, co przybliża nam czas spoczywania ofiary w ziemi — zapadła cisza.- Czas odkryć kim jest nasza ofiara — Dumitru podniósł się do pionu, odchodząc kilka kroków dalej.- Panno Vasil, będzie trzeba wykonać później protokół ze znalezienia zwłok, napisać pismo do biegłego i przejrzeć zeznania świadka, który znalazł ciało — nic nie mówiąc tylko przytakiwałam głową.


— Odkopujemy! — krzyknął komendant, machając ręką do kilku mężczyzn. Po dłuższej chwili zwłoki zostały wyciągnięte całkowicie z ziemi.


Smród stał się wyczuwalny i strasznie drażnił nos. Podejrzewałam, że ten widok będzie mi się śnił do końca życia. Naga kobieta, bardzo młoda, leżała martwa na noszach. Cała sina, mająca otwarte usta oraz oczy.


Ponownie wykonano kilka zdjęć.


— Sądząc po miejscu pochówku ktoś bardzo się śpieszył. Została tylko częściowo zakopana — prokurator spojrzał w stronę niewielkiego zagłębienia.


— Czyżby sprawca wystraszył się kogoś? — kobieta zabrała głos, rozglądając się po okolicy.


— Nie sądzę, aby ta droga była specjalnie uczęszczana. Sprawca chciał, aby zwłoki zostały znalezione — Dumitru wydawał się taki doświadczony w takich sprawach, co bardzo dziwiło mnie.


Rzadko w Rumunii huczało o jakimś morderstwie.


Nagle do moich uszu dobiegł szelest dochodzący zza moich pleców. Aż mi wszystkie włosy stanęły dęba, ale nikomu nie przeszkadzając, po prostu się odwróciłam. Panowała tam totalna ciemność, lecz czułam, że ktoś nam się przyglądał. Mimo, że nikogo nie widziałam, to odnosiłam wrażenie jakbym komuś patrzyła prosto w twarz.


— Panienko — damski głos przywrócił mnie na ziemię.


— Tak? — zdezorientowana odwróciłam wzrok na towarzyszy.


— Wszystko w porządku panno Vasil? — szef, choć nie okazał żadnych emocji, to w jego oczach dostrzegłam cień zmartwienia.


— Nic takiego, miałam wrażenie, że słyszałam szelest za plecami — odpowiedziałam zawstydzona tyloma spojrzeniami na raz.


— Pewnie to jakieś zwierzę — komendant wzruszył tylko ramionami, olewając moją uwagę. Bardziej nie brnęłam w temat, bo i tak wyszłam już na wariatkę.


— Kim jesteś? Znaleziono w okolicy jakieś rzeczy ofiary? — pan Dumitru intensywnie przyglądał się zwłokom.


— Ekipa śledczych właśnie przeczesuje teren — odparła kobieta, pokazując gestem ręki na zarośla.


— Trzeba sprawdzić listę zaginionych w ostatnim czasie — kontynuował prokurator.- To na pewno nie był przypadek — mężczyzna powiedział to bardziej do siebie niż do nas.


— Od czego mogła umrzeć? — komendant zabrał głos, podchodząc bliżej do szatyna.


— Możliwe, że od uduszenia. Ma wyraźny ślad na szyi — znowu usłyszałam szelest, lecz tym razem nikt mi nie mógł wcisnąć kitu, że to omamy. Ewidentnie ktoś nadepnął na gałąź!


Zdenerwowana przestałam notować, ponownie odwracając się w stronę hałasu.


— Czeka nas bardzo dużo roboty — westchnął komendant.


Niespodziewanie ktoś położył mi rękę na ramieniu, przez co prawie krzyknęłam. Na szczęście powstrzymałam się, tłumiąc głos w cichym jęku.


— Wyobraźnia w tej pracy tylko przeszkadza — policjant ściszył ton, spoglądając na mnie, następnie przeniósł wzrok na zarośla.- Pani daj sobie spokój, to nie praca dla kobiety — dodał, odchodząc ode mnie.


Co za buc!

— 4-

— Skończone — jęknęłam, rzucając długopis na blat, rozcierając swój bolący kark.


Zmęczona prawie konałam, siedząc na posterunku policji. Wiercąc się na niewygodnym krześle, podałam prokuratorowi do podpisu przygotowane dokumenty.


— Świetnie pani Lavano — szef wziął ode mnie kartki, podpisując je po ówczesnym przeczytaniu.


Dookoła nas panowała przerażająca cisza, przerywana tylko syczeniem żarówki w lampie wiszącej nad stołem. Ze wszystkich sił, jakie jeszcze miałam, starałam się powstrzymać od ziewnięcia.


— Jeszcze dziś przekażę koronerowi pismo, choć pewnie już dawno zabrał się za oględziny — pan Dumitru zaczął pakować swoje rzeczy do swojej skórzanej torby.


— Proszę, aby pani tu poczekała. Zaraz wrócę — po tych słowach wstał i wyszedł ze sali przesłuchań.


W pomieszczeniu było strasznie zimno, przez co otuliłam się ramionami. Ponownie przed oczami pojawił mi się widok tej martwej kobiety. Z powodu tych wszystkich emocji głowa rozbolała mnie jeszcze bardziej. Głód zszedł na dalszy plan. Czas dłużył się niemiłosiernie, a szef jak wyszedł, tak nie wracał.


Ziewając wyciągnęłam telefon z kieszeni, chcąc sprawdzić która godzina. Dochodziła trzecia nad ranem.


Po kilku minutach powrócił pan Dumitru, wyprowadzając nas z komisariatu.


— Odwiozę panią — oznajmił, kierując się w stronę pojazdu. Nic nie mówiąc tylko przytaknęłam, cały czas analizując wydarzenia z nocy.- Domyślam się, że to nie łatwa sytuacja dla pani — szef starał się podjąć rozmowę.- Widok zwłok nie należy do przyjemnych — zadumana patrzyłam prosto przed siebie, ściskając w dłoni notes.


— Jest dobrze, to tylko lekkie zmęczenie szefie — odpowiedziałam nie do końca zgodnie z prawdą.


— Miałbym prośbę, aby nikt nie dowiedział się na razie o całej tej sprawie. Lepiej nie siać paniki wśród mieszkańców, póki nie będziemy pewni, że ta kobieta padła ofiarą morderstwa. Co prawda wszystkie ślady na to wskazują, aczkolwiek wolałbym, aby to pozostało na jakiś czas tajemnicą — kolejne tematy tabu.


Musiałam uporać się z tym wszystkim sama.


Właśnie… To mały szkopuł.


Na studiach ostrzegano studentów, z jakimi uczuciami wiązał się zawód prokuratora, lecz nikt nie uczył nas jak sobie z nimi radzić. Jak pokonać własną psychikę.


— Rozumiem, będę milczeć — przyrzekłam, spoglądając chwilowo na mężczyznę.


— Także prosiłbym panią o przyjście do pracy na siódmą. Wiem, że z mojej strony to… — lekko zawahał się, przeczesując włosy palcami.- Nieprofesjonalne, gdyż staż powinien odbywać się przez osiem godzin i to niezgodne z prawem, ale pragnę nauczyć panią jak najwięcej. Taka sytuacja to dla pani szansa. Furtka do czegoś większego niż tylko jakieś drobne wykroczenia. Jeśli jednak pani nie ma ochoty, to zrozumiem odmowę — zmieszana spojrzałam na pana Dumitru, który chyba przez swoje zmęczenie wyłączył funkcję filtrowania tego, co mówił.


Zauważyłam, że ludzie będący na skraju zmęczenia, stawali się bardziej podatni na otwartość wobec innych. Z mniejszym skrępowaniem wyrażali swoje myśli oraz uczucia, których na „trzeźwo” by nie wypowiedzieli.


— Doceniam to i byłabym głupia marnując taką okazję, w tym całym nieszczęściu — chwilowo zawiesiłam głos, spuszczając głowę w dół.- Przyjdę na siódmą — zapewniłam widząc znajomą mi okolicę za oknem.


— Cieszy mnie to. W takim razie rano pojedziemy na posterunek policji, później do sądu oraz do prosektorium. W kwestii auta nic się nie zmieniło? — Dumitru zaparkował przed moim budynkiem.


— Tak. Nic się nie zmieniło, ale spokojnie. Wezmę taksówkę albo pożyczę samochód od rodziców — odparłam z lekką chrypką w głosie, nie wiedząc skąd na to wziąć kasę.


Taryfiarze może nie brali jakoś specjalnie drogo, ale takie dojazdy raz tu, raz tam w końcu skumulowałyby się w coś większego. Natomiast biorąc auto od rodziców czułabym się im dłużna, chociaż w związku z paliwem. Na pewno by nic nie wołali, lecz nie lubiłam takich sytuacji.


— Spokojnie. Przyjdź proszę do kancelarii a resztą sam się zajmę — chciał jeszcze coś dodać, lecz powstrzymał się.


— Staż jest odpłatny — przyznałam nerwowo pocierając zmarznięte dłonie o uda.- Poradzę sobie.


— Nie wątpię, aczkolwiek jest pani moją podopieczną. To są dodatkowe koszta, których umowa nie obowiązuje. Ponadto kiedyś też zaczynałem od samego dna i również mój przełożony pomógł mi. To dla pani ogromna szansa a doskonale zdajemy sobie sprawę, jak ciężko jest utrzymać się jednej osobie. Tak w pojedynkę — przemowa mojego szefa nieco mnie zaskoczyła, ale pozytywnie.


— Bardzo dziękuję — poczułam się niezręcznie.


— Proszę nie dziękować — szef w końcu spojrzał na mnie.- Nie będę już pani dłużej zatrzymywać, do zobaczenia — pośpiesznie zamknął temat.


— Do zobaczenia szefie — szybko wysiadłam z pojazdu, mknąć do budynku.


Ta noc była jedną z najbardziej pokręconych w całym moim życiu.


Przez szybę w głównych drzwiach zobaczyłam, jak Dumitru odjeżdża, dzięki czemu napięta atmosfera opadła. Padnięta powędrowałam na górę, ledwo wlokąc za sobą nogi. Nie myślałam, że czas kiedy zarywało się nocki na studiach, aby nauczyć się na egzamin jeszcze powrócą, tyle że w zmienionej formie.


Z jednej stron mega cieszyłam się, że w końcu miałam do czynienia z pracą, o której marzyłam — ba, nawet lepiej — natomiast druga strona medalu podpowiadała mi, że ta sprawa pochłonie ogrom mojej energii oraz snu, a raczej jego braku.


Docierając na moje piętro odetchnęłam z ulgą. Niestety mój cały entuzjazm szybko prysnął.


— Hej skarby — przywitałam psiaki, zapalając światło.


Mina Milki i Choco nie zwiastowały nic dobrego.


— Milka… — jęknęłam przeciągle, dopiero po czasie czując smród moczu.- Kurdę… — nie byłam zła na pupila, lecz na samą siebie.- Przepraszam — szepnęłam do psinki, która czując się winna, leżała na podłodze z łapami na pyszczku.


Choco był młodszy i potrafił dłużej wytrzymać bez spaceru niż Milka.


— Chodźcie na spacer a później to posprzątam — zachęciłam psy do wyjścia.


Z oczami na zapałki, powędrowałam ponownie na dół, czekając aż moi podopieczni załatwią swoje potrzeby. Na szczęście nie zajęło im to dużo czasu i po paru minutach z powrotem wróciliśmy na górę.


Jak najszybciej posprzątałam mocz z posadzki, po czym wlekąc się w ubraniach na kanapę — tam miałam najbliżej — nastawiłam budzik. Milka od razu wskoczyła obok mnie, grzejąc mi plecy, natomiast Choco przytargał z sypialni koc, wciągając go na kanapę. Pomimo wciśnięcia kilkukrotnie swoich łap w moje ciało, to cieszyłam się, że miałam obok siebie tak wspaniałych towarzyszy. Dzięki nim nie czułam się samotna.


*


Nie, nie, nie! Błagałam w myślach, słysząc melodyjkę swojego budzika.


Normalnie z radością wstawałam do pracy. Tym razem nie było inaczej, lecz po prostu nie chciało mi się wstać. Kanapa, choć mała to bardzo wygodna bardzo do siebie przyciągała.


Leniwie otworzyłam jedno oko, starając się ocenić sytuację.


Za oknem padał deszcz, a krople mocno uderzały w blaszany parapet. W mieszkaniu panował ład taki jaki zostawiłam dnia poprzedniego. Choco bawił się piszczałką w swoim kojcu zaś Milka nadal leżała obok mnie.


Ziewając w końcu wstałam do pionu, musząc się ogarnąć. Wlekąc nogi za sobą, wczłapałam się do łazienki, gdzie wykonałam poranną toaletę. Włosy spięłam w kucyk, pakując ogon do środka, tak aby stworzyć koczek. Widząc swoje wory pod oczami postanowiłam nałożyć tylko podkład, aby je zakryć. Resztę makijażu odpuściłam sobie, zbywając go machnięciem ręki.


Już nieco bardziej rześka nastawiłam wodę na herbatę, a jedzenie od mamy wpakowałam do mikrofali, aby je odgrzać. W myślach dziękowałam swojej rodzicielce za posiłek. Konałam z głodu.


Korzystając z chwili, przyszykowałam śniadanie także dla psiaków.


Szybkie przekąszenie posiłku przy ubieraniu się, zebranie potrzebnych rzeczy do torebki, wyjście na spacer z pupilami i byłam gotowa do pracy. Jednak nim zamknęłam za sobą drzwi, dostrzegłam nieruszone notatki, które rozwaliły się u moich rodziców.


Nie miałam na to czasu.


Choć zmęczona, to z ekscytacją wręcz biegłam do kancelarii, wstępując na chwilę do kawiarni.


— Hej Morgan — przywitałam kumpelę, która wyglądała, jakby przejechał po niej czołg.- Wszystko w porządku? — zaniepokojona rzuciłam torebkę na ladę.


— Tak, to co zawsze? — zbyła mnie, więc była to czerwona lampka alarmująca, że coś się wydarzyło.


— Tak, ale nie wywiniesz mi się tak łatwo — oznajmiłam, siadając na stołku. Zerknęłam nerwowo na zegarek, spoczywający na nadgarstku.


Miałam jeszcze parę minut, a od kancelarii dzielił mnie rzut beretem.


— Marcuz wczoraj wpadł, ja byłam lekko podpita… — dziewczyna wróciła do mnie z zamówieniem. To drapanie po głowie znałam doskonale.


— Przespałaś się z nim — szepnęłam, tak aby nikt nie słyszał.


— Owszem, ale to tylko jeden jedyny raz. To był błąd i więcej się nie powtórzy — zapewniała kręcąc przecząco głową, jakby chciała tym gestem wyrzucić wspomnienia z nocy.- A ty nie za wcześnie jesteś? — nagle zmieniła temat, rozkładając ręce na boki.


— Dzisiaj muszę być ciut wcześniej w pracy. Pogadamy później, bo teraz muszę już lecieć. Uważaj na siebie i nie odwal żadnej głupoty — pochyliłam się do przodu, całując kumpelę w policzek.


Morgan zaś mocno mnie przytuliła. Potrzebowała tego.


— Lecę — położyłam plik banknotów na ladzie, uciekając z kawiarni na ulewę.


W przeciągu kilku minut dotarłam na miejsce, przemierzając schody. Mokra jak kura, otworzyłam kancelarię, zostawiając kawę z babeczką na biurku pana Dumitru. Tego dnia dotarłam na miejsce jako pierwsza, przez co zaczęłam się zastanawiać czy nie pochrzaniłam godzin. Lekko zdenerwowana zerknęłam na zegarek, ale do siódmej brakowało jeszcze dziesięciu minut.


Wykorzystując wolny czas, podeszłam do komputera, chcąc sprawdzić skrzynkę odbiorczą.


Kiedy czekałam aż sprzęt się uruchomi, zagarnęłam wzrokiem pomieszczenie. Czułam, że nadeszły wielkie zmiany w moim dotychczasowym życiu.

— 5-


— Dzień dobry Lavano — szef zaskoczył mnie, nagle wchodząc do pomieszczenia.


Tak bardzo pochłonęło mnie przeglądanie poczty, że straciłam rachubę czasu. Nawet zapomniałam o e-mailu z tymi tajemniczymi zdjęciami. Musiałam kiedyś powrócić do tego tematu, ale na razie wolałam sobie darować.


— Dzień dobry szefie. Już wyłączam komputer i możemy jechać — nagle zaczęłam się denerwować, chociaż nie miałam do tego najmniejszego powodu.


— Spokojnie, mamy czas — pan Dumitru powstrzymał mnie gestem ręki przed wstaniem.- Prosiłbym cię, jak już masz włączony komputer, abyś napisała na stronie kancelarii, że na okres tygodnia wstrzymujemy przyjmowanie zleceń — mężczyzna usiadł na krawędzi swojego biurka, odpinając płaszcz oraz rozwiązując szal.


— Już się robi — szybko weszłam na główną stronę firmy.


— Robiła pani notatki? — spytał, biorąc w dłoń kubek z kawą.


— Tak szefie i mam kilka …


— Pozwól, że pojedziemy wpierw w kilka miejsc, a wtedy ci wszystko wytłumaczę. Odpowiem na każde pytanie — odparł, przerywając mi w pół zdania.


— Dobrze — pokiwałam głową, kończąc pisanie ogłoszenia.


— Skończone, coś jeszcze szefie? — przeniosłam wzrok na pracodawcę, który przyglądał mi się badawczo.


— Trzeba zadzwonić do pani Berth, ale muszę porozmawiać z nią osobiście. Druga sprawa — zawiesił głos, biorąc łyk ciepłego płynu.- Pyszna kawa. Po trzecie jak na taką małą ilość snu dobrze się pani trzyma — po tych słowach wstał z biurka, wychodząc na korytarz z telefonem.


Czekając na powrót pana Dumitru wyłączyłam sprzęt, sprawdzając, czy wszystko zabrałam z mieszkania.


— Możemy jechać — po kilku chwilach szatyn wrócił, zbierając swoje rzeczy z biurka. Milcząc, wyszłam na korytarz w sumie nie wiedząc, jak miałam się zachowywać.


Droga na posterunek policji minęła błyskawicznie.


Podążając za szefem, przekroczyłam próg budynku, gdzie panowała totalna pustka. Pan Dumitru zapukał w niewielką szybę.


— Tak? — odezwał się jakiś typ przez mikrofon.


— Prokurator krajowy Fabio Dumitru — pokazał swoją legitymację przez okienko.- Chciałbym mówić z komendantem — dodał, chowając dokument do kieszeni płaszcza.


Tak bardzo marzyłam o tej legitymacji z moim imieniem i nazwiskiem. W sumie chyba drugi raz w życiu usłyszałam imię swojego szefa — zazwyczaj ludzie zwracali się do niego po nazwisku.


— Proszę chwileczkę poczekać — nakazał policjant z dość zmieszaną miną.


Zapewne nie miał pojęcia, co robił prokurator na posterunku. No to zaczną się plotki… Z tą myślą odwróciłam się na pięcie, aby przyjrzeć się ogłoszeniom wiszącym na tablicy korkowej.


— Szuka pani czegoś? — szef zagaił, przyglądając mi się oparty bokiem o ścianę.


— Niczego konkretnego szefie — wzruszyłam ramionami, starając się nie patrzeć na czarnowłosego.


Wtem rozległ się dziwny dźwięk jakby jakiegoś napięcia elektrycznego, po którym nastąpił hałas otwieranych drzwi.


— Panie prokuratorze — komendant z początku zadowolony, od razu zmienił swoje nastawienie po ujrzeniu mojej osoby.


— Witam — po wymianie uprzejmości mężczyźni weszli jako pierwsi do środka, natomiast ja nadal pozostawałam niezauważona. Musiałam przyzwyczaić się do roli ducha.


— Jak przesłuchanie? — Dumitru zaczął dopytywać się o znalazce zwłok.


— Niby zgodnie z jego zeznaniami jest czysty. Przesłuchiwaliśmy go dobre pięć godzin, ale ciągle powtarzał tę samą wersję zdarzeń — weszliśmy do tego samego pomieszczenia co wczoraj, które poprzedzało salę przesłuchań.


— Dzień dobry — przy biurku siedziała znajoma nam wszystkim kobieta.


— Muszę skserować zeznanie świadka — szef przystanął na chwilę przy komendancie.


— Zapraszam pana prokuratora za mną, a pani chwilę tutaj poczeka. Chciałbym z prokuratorem porozmawiać na osobności — auć…


— Nie mam przed moją stażystką żadnych tajemnic. Powinna się uczyć jak postępować w takiej sprawie — Dumitru bronił mnie, za co byłam mu wdzięczna. Miło z jego strony.


Równie dobrze mógł olać moją osobę — co mogło go to interesować, że niczego się nie nauczę.


— Wolałbym, aby jednak pani została tutaj — komendant upierał się przy swoim.- To sprawy dla profesjonalistów, dane są także poufne. Lepiej, aby osoby postronne się jak najmniej mieszały.


— Z całym szacunkiem komendancie, lecz z nas dwojga to ja lepiej znam się na prawie. Zajmie się pan komendant swoimi obowiązkami, a zajmę się swoimi. Pani Vasil jest moją pracownicą, natomiast gdyby pan zapomniał, to staż jest douczeniem do zawodu. Panna Vasil posiada niezbędną wiedzę, złożyła przysięgę, więc nie widzę przeciwwskazań, aby została odsunięta od sprawy — trzeba było przyznać prokuratorowi, że był dobry w swym fachu.


Komendant przeciągle westchnął.


— Dobrze, może wejść — po szybkim namyśle odparł, otwierając drzwi do sali przesłuchań.


— Nie pytałem o zgodę — Dumitru oświadczył ze spokojem, wchodząc jako pierwszy do pomieszczenia.


— I to się nazywa mężczyzna — kobieta siedząca za biurkiem szepnęła pod nosem, przechylając głowę na prawą stronę.


Nie marnując jednak czasu, weszłam jako ostatnia zamykając za sobą drzwi.


— Macie jakieś poszlaki w sprawie? — Dumitru przerwał niezręczną ciszę.


— Przeszukujemy miejsce znalezienia zwłok — odpowiedź była krótka.- Tu są wczorajsze zeznania pana Curta — komendant wysunął metalową szufladę, wyjmując z niej żółtą, papierową teczkę.


— Z resztą poradzimy sobie już sami — prokurator zabrał z rąk policjanta dokument.- Pani Vasil, proszę o skserowanie zeznań świadka — trochę speszona zerknęłam wpierw na plik papierów a następnie na stojącą w kącie drukarkę.


— Oczywiście — ciężko przełknęłam ślinę, zabierając się do pracy.


Stres wypełnił całe moje ciało, nieprzerwanie czując wzrok komendanta na sobie. Nie lubił mnie, co dało się wyczuć w samej atmosferze.


— Jasne — mundurowy burknął niemrawo, kierując się w stronę drzwi.


— Jeśli chciałbym być złośliwy, to przyczepiłbym się do przesłuchania świadka bez obecności prokuratora — Dumitru przemówił w tym samym czasie, co komendant złapał za klamkę.


Mężczyzna nie odpowiadając po prostu wyszedł, zostawiając nas samych. Jak tylko pierwsze strony opuściły drukarkę, szef odebrał kartki z maszyny, uważnie czytając ich zawartość.


— Jak będziemy jechać do sądu, to zapozna się pani z aktami i podzielisz się swoimi uwagami — od razu moje dłonie stały się lodowate. Miałam po raz pierwszy wyrazić swoje zdanie przed prokuratorem.


Nagle poczułam się jak totalna idiotka.


*


Po dziesięciu minutach opuściliśmy komisariat, co nie powiem ale wywołało u mnie ulgę. Siedząc w samochodzie jak na szpilkach, zabrałam się za czytanie zeznań.


Niejaki pan Curt Rosher przechodząc nocą, natknął się na zwłoki. Pytany, co tam robił odpowiedział, że to jego standardowa droga powrotna do domu. Zrobiono do tego adnotację, z której wynikało, że mężczyzna mówił prawdę.


— Co myślisz po zapoznaniu się z dokumentami? — byłam tak skupiona na czytaniu oraz myśleniu, że nawet nie podniosłam wzroku na swojego rozmówcę.


— Mężczyzna jest niewinny, to nie on zakopał tę kobietę — pierwsze zdanie z trudem przeszło przez moje gardło. Z niewiadomych mi przyczyn denerwowałam się.- Zupełny zbieg okoliczności — patrzyłam natarczywie w papiery trzymane w sinych dłoniach.- Jedyną dziwną rzeczą jest to… — zawiesiłam chwilowo głos zastanawiając się, czy nie zrobię z siebie kretynki.


— Mów śmiało, w takich sprawach nie ma złych spostrzeżeń- musiałam chyba długo nie odpowiadać, skoro Dumitru zachęcił mnie do kontynuowania.


— Skoro to jego droga powrotna do domu, to czemu wcześniej nie wpadł na zwłoki? — w końcu wydukałam z siebie jakieś zdanie.


— Bardzo słuszna uwaga — pochwalił mnie mężczyzna.


— To oznacza tylko jedno — ciche westchnięcie opuściło jego usta.- Ciało musiało być przechowywane w fatalnych warunkach, najprawdopodobniej w jakieś ruderze, przez co zalęgły się owady, albo jest jeszcze druga opcja, która zakłada, że zwłoki zostały wcześniej zakopane gdzieś indziej, lecz coś lub ktoś skłonił mordercę do ich przeniesienia — imponował mi tok myślenia pana Dumitru.


— Po co morderca miałby dwa razy zakopywać zwłoki? — zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc, jaki miał być w tym sens.


— W prosektorium się dowiemy.

— 6-

Niestety wizyta w sądzie także nie należała do najprzyjemniejszych. Panie patrzyły na mnie krzywo, jakbym im co najmniej pieniądze ukradła z torebki. Jakoś dziwnie zatęskniłam za siedzeniem w biurze, gdzie nikt nie obserwował moich poczynań.


Przede wszystkim nie oceniał.


— A cóż to za młoda dama? — mężczyzna w mundurze ochroniarza wszedł do pomieszczenia, w którym pan Dumitru wypełniał jakieś formularze.


— Moja stażystka — prokurator nawet nie oderwał wzroku znad papierów, aby spojrzeć na przybysza.


— Hm… Przyszła pani prokurator — strażnik podparł się plecami o futrynę, krzyżując ręce na klatce piersiowej.


— Tak, o ile uda mi się odbyć cały staż, kończąc go z dobrym wynikiem. Moja przyszła praca w zawodzie zależy także od wiedzy, jaką nabędę — westchnęłam bojąc się o swoją posadę.


— Całe życie jeszcze przed panną Vasil. Może jeszcze zmienić zdanie na temat tej pracy i obierać inny kierunek — zdziwiona słowami czarnowłosego, zerknęłam w jego stronę. Szatyn właśnie przekazywał dokumenty kobiecie siedzącej za plastikową szybą.


— Eee, wątpię. Jak złapie się bakcyla, to on już tak łatwo nie puści. Widać pasję w tych oczach — skwitował ochroniarz, pokazując ręką na mnie.


— W oczach pasja może jest, ale strach w sercu także — pan Dumitru uśmiechnął się do mnie, nieco wymuszono. Czyżby wątpił we mnie?


— Strach to coś naturalnego panie prokuratorze. Pan też go czuje — mój szef zastanowił się nad czymś przez chwilę.


— Owszem. Strach nie jest mi obcy, lecz nie ma miejsca na niego w tej pracy — jakoś zrobiło mi się dziwnie.


W mojej głowie zapanował mętlik. Jeśli Dumitru uważał mnie za zbyt miękką osobę, to z pewnością nie miał zamiaru wystawić mi dobrych referencji. Nie wspominam już wtedy nawet o żadnej współpracy, a co dopiero o założeniu przeze mnie własnej kancelarii.


— Oj, dziewczyna da sobie radę — ochroniarz był chyba jedyną pozytywnie odbierającą mnie osobą.


— W to nie wątpię. Panno Vasil, proszę złożyć swój podpis w zaznaczonych przeze mnie miejscach — ta wiadomość zaskoczyła mnie.


— Ja? — idiotycznie spytałam, pokazując dłonią na siebie.


— Tak. Jako asesor i zarazem moja stażystka będzie pani uwzględniona w tej sprawie, dlatego potrzebuję pani podpisu — pokazał ręką na papiery, porozkładane na blacie biurka.


— Rozumiem — szepnęłam, podchodząc bliżej do swojego szefa, który zmarszczył chwilowo brwi. Zawsze tak robił, jak nad czymś intensywnie myślał.


— Jak pani skończy, to proszę podejść do pokoju numer dziewięć. Znajdzie mnie tam pani — po tych słowach zabrał swoją teczkę, wychodząc z pomieszczenia.


Parę chwil później ochroniarz także oddalił się od biura dwóch starszych kobiet, które coś szeptały między sobą. Podczas podpisywania dokumentów sprawdziłam przelotem, czego dotyczyły. Nic specjalnego. Pouczenia prawne, deklaracje, klauzule o zachowaniu poufności, RODO oraz takie tam. Nic, co mogło jawnie tyczyć się sprawy morderstwa. Pan Dumitru bardzo starał się zachować fakt zbrodni w tajemnicy.


— Na pewno nie dostała tej posady za inteligencję — kobiety o czymś, a raczej o kimś rozmawiały dość mocno ściszonym głosem.


— Chyba jedynie za ładną buzię — kiedy uniosłam nieco wzrok, ujrzałam mierzące mnie spojrzenie jednej z pracownic.


— Raczej nie buzią a ciałem zdobyła prace — chichoty rozległy się za pleksi.


Przez pieczenie policzków wiedziałam, że obgadywały mnie. Nie powiem, bo zrobiło mi się trochę przykro. Posadę asesora zdobyłam studiami, nauką oraz ciężką pracą, a nie tym, czym sugerowały kobiety. O ile dobrze je zrozumiałam.


Może to jednak nie było o mnie…


Złożywszy ostatni podpis, odłożyłam długopis na biurko. Chowając negatywne emocje za delikatnym uśmiechem, spojrzałam na roześmiane pracownice sądu.


— Do widzenia — rzuciłam, chcąc jak najszybciej wyjść z pokoju.


Zdecydowanym krokiem udałam się na korytarz, gdzie całe napięcie zeszło ze mnie. Nawet nie wiedziałam, że wstrzymywałam nieświadomie powietrze.


Na chwilę zamyśliłam się, wpatrując się w jeden punkt. Zaczęłam się wtedy na poważnie zastanawiać, czy obrałam dobry kierunek studiów. Prawie wszyscy się ze mnie śmiali. Przełykając gorycz, ruszyłam przed siebie w poszukiwaniu pokoju numer dziewięć, gdzie miałam spotkać się z panem Dumitru. Daleko nie musiałam iść, gdyż biuro znajdowało się dwa pokoje dalej.


Po zapukaniu, wsadziłam głowę przez uchylone drzwi, dostrzegając śmiejącego się szefa w towarzystwie jakiegoś faceta. Wyglądało na to, że mężczyźni dość dobrze się znali. Wtem uderzyła we mnie myśl — ja i pan Dumitru?


Nie… No jak?


Poza tym praca przez łóżko nie wchodziła w grę.


— Dzień dobry, można? — spytałam grzecznościowo, nie wiedząc, czy mogłam wejść. Nie chciałam przeszkadzać im w prywatnej rozmowie.


— Wejdź Lavano — szef nie użył zwrotu pani, więc ten fakt utwierdził mnie w przekonaniu o dość bliskiej znajomości Dumitru z nieznanym mi blondynem.- Mirco, poznaj proszę panią Lavanę Vasil, aspirującą na przyszłego prokuratora — Dumitru pokazał na mnie dłonią.


— Obecnie panią asesor i jednocześnie moją stażystkę — nie wiem czemu, ale po słowach szatyna trochę obrosłam w piórka. To było takie miłe doznanie. Po tylu latach ciężkiej pracy móc w końcu zasmakować, choć odrobinę tej…


Nawet nie wiem, jak nazwać to uczcie.


Dumy?


— Witam. Mirco Gonzalez, zastępca przewodniczącego wydziału kryminalnego pierwszej instancji — mamusiu, ale te nazwy były długie. Strasznie mnie to kręciło.


— Miło mi pana poznać — moje serce dudniło z nadmiaru ekscytacji. Nie mogłam uwierzyć, że właśnie w tamtej chwili dzięki panu Dumitru oraz swojej determinacji, wchodziłam do świata prawa i kryminalistyki.


— Dużo słyszałem o pani — zaczął blondyn, lecz odkaszlnięcie mojego szefa zamknęło mu usta. Szkoda, bo bardzo ciekawiło mnie, co takiego mężczyzna słyszał na mój temat i od kogo.


— Panno Lavano, co prokurator powinien uczynić w każdej sprawie po złożeniu oświadczeń w sekretariacie sądu? — Dumitru przysiadł na krześle, spoglądając na mnie z zaciekawieniem. O nie…


To chyba pierwszy raz, kiedy mnie przepytywał z teorii.


— Eee… — aż mi się gorąco zrobiło.


Bałam się, że odpowiem źle i to jeszcze przy kim?! Przy tak ważnej sędzinie! Z tego wszystkiego ciężko przełknęłam ślinę.


— Udać się do sędziego pierwszej instancji, który sprawuję pieczę nad daną dziedziną prawa. Wtedy u odpowiedniego organu składa się wniosek o wszczęcie sprawy oraz poproszenie go o wydanie wszelkich nakazów, czy pozwoleń — czułam się jak na egzaminie.


Ręce z nerwów zaczęły mi drzeć oraz pocić się. Mężczyźni spojrzeli na siebie. Zastępca spuścił głowę, kręcąc nią przecząco, natomiast Dumitru przybrał pokerową twarz. Żadnych emocji, które zdradziłyby czy odpowiedziałam dobrze, czy źle.


— Fabio — westchnął pan Mirco.


Jednak źle… Miałam ochotę zbesztać sama siebie.


— Miałeś rację co do tej pani — blondyn pokazał na mnie palcem.- Dobra jest, będą z niej ludzie — nawet nie macie pojęcia, jak kamień spadł mi z serca, choć do mojej świadomości jeszcze nic nie docierało.


— Spokojnie, odpowiedziała pani dobrze — o mamusiu. Przed oczami pokazały mi się mroczki.


— Więcej wiary w siebie panno Vasil — pan Gonzalez zajął swoje miejsce za biurkiem. Dopiero wtedy dotarły do mnie jego słowa.


Czemu Dumitru rozmawiał z Mirco na mój temat? Zapewne nigdy miałam się tego nie dowiedzieć.


— Bez dłuższego przedłużania, poproszę cię o wszystkie niezbędne papiery i będziemy jechać do koronera — szef rozluźnił się tak samo, jak ja.


— Macie tutaj wszystkie protokoły, pani Vasil niech napisze wniosek o wszczęcie postępowania. Zobaczymy jak sobie poradzi — z jednej strony cieszyłam się, a z drugiej ogarnęło mnie przerażenie.


— Dzięki — Dumitru wstał z krzesła.


— Napijecie się może kawy? — zaproponował Gonzalez z ciepłym spojrzeniem.


— Nie, dziękujemy. Jedziemy teraz do koronera, a tam też nam trochę zejdzie — szef podszedł do mnie.- Może następnym razem.


— Liczę na to — blondyn uśmiechnął się szeroko.- Trzymajcie się — pan Mirco wydawał się bardzo sympatycznym gościem.


— Do widzenia! — rzuciłam, wychodząc z jego biura.


Kiedy stanęłam na korytarzu moje ciało owiał chłodny wiatr, biegnący po korytarzu. W milczeniu podążałam za szatynem, zastanawiając się nad korcącą mnie sprawą.


— Mogę zadać pytanie? — zaczęłam po wejściu do samochodu. Nadal bardzo dziwnie się czułam, wsiadając do obcego auta. Tym bardziej że należało do mojego szefa.


— Słucham — Dumitru odpalił silnik.


— Czemu pan Gonzalez po jednej odpowiedzi stwierdził, że jestem dobra? Nie można tak łatwo wywnioskować, czy ktoś jest okey po pierwszym spotkaniu i to jeszcze tak krótkim — cała się spięłam.


Rozmowa z panem Dumitru bardzo mnie stresowała. Nie wiedziałam do końca, czemu tak się działo. Przecież to był naprawdę spoko facet. Nigdy nie krzyczał, nie wyzywał, nie obrażał nikogo. Może mój stres brał się jedynie z tego, że był moim przełożonym i od niego w dużej mierze zależała moja przyszłość. Poza tym nie chciałam zbłaźnić się przed nim.


— Panno Vasil — westchnął ruszając w drogę.- Ze względu na to, że pan Mirco jest jednym z moich nielicznych przyjaciół, to zna mnie oraz moje poglądy. W związku z tym doskonale wie, że nigdy, nikogo nie przyjmowałem na staż. Pani jest pierwszą, którą zatrudniłem jako stażystkę na stanowisku asesora. Mam też nadzieję, że po ukończeniu stażu, aplikację uzupełniającą na stanowisko prokuratora odbędzie pani także pod moją opieką — te słowa wbiły mnie w fotel.


Pierwsza rzecz — byłam jedyną stażystką pana Dumitru, czego nie wiedziałam. Druga — szok, że to właśnie mnie wybrał. Trzecia — jaka do cholery aplikacja uzupełniająca?


— Po pani minie sugeruję, że coś jest nie tak — trafił w bingo.


— W sumie to … — jeny, moje marzenia były jednak dalej, niż myślałam.- Wyjdę teraz na idiotkę, ale nie myślałam, że czeka mnie jeszcze jakaś aplikacja — moje policzki zaczęły płonąć ze wstydu.


— Na jaką idiotkę, pani Lavano… Mylić się to rzecz ludzka, choć w tym zawodzie bardzo kosztowna. Jednak pani jeszcze nie jest prokuratorem, więc nie musi się pani przejmować pomyłkami. Jestem po to, aby pani pomóc i wyjaśnić, to co niezrozumiałe. Odbyła pani pięcioletnie studia, odpracowała u mnie aplikację prawniczą, zaliczyła egzamin. Obecnie ma pani staż jako asesor. Zazwyczaj ludzie idą od razu na uzupełnienie prokuratorskie, które odbywa się weekendowo przez pięć lat. Rekrutacja odbywa się przez krajową szkołę sądownictwa i prokuratury w Bukareszcie. Są też tacy, którzy idą na staż jako prawnicy i później mogą otworzyć swoją kancelarię. Tak jak pani, po stażu zaczynają pracować. Zgodnie z prawem asesorem prokuratorskim można stać się dopiero w wieku trzydziestu lat, uprzednio odbywając praktykę zawodową przez okres czterech lat. Jednakże… — zastanowił się nad czymś.


Mój entuzjazm jakoś dziwnie opadł. Pięć lat?…


— Widzę w pani ogromny potencjał, wyniki egzaminu miała pani także bardzo imponujące, dlatego wstawiłem się za panią w kolegium sądu krajowego. Przez moją posadę prokuratora krajowego mam różne znajomości. Krajowa rada sądu wydała pani pozwolenie na przedwczesną pracę na stanowisku asesora. Jednocześnie mogłaby pani się ubiegać o automatyczne odbycie aplikacji uzupełniającej. Musiałaby pani jedynie napisać list do krajowego sądu z prośbą o odbycie takiej aplikacji. Oczywiście może pani liczyć na moje wstawiennictwo — właśnie dotarło do mnie, że tylko dzięki panu Dumitru byłam asesorem.


Nagle zapadła cisza.


— Wszystko w porządku? — zagaił, zerkając przez moment na mnie.


— Tak — spuściłam głowę w dół, patrząc na swoje kolana.- Wszystko dobrze — prawie szepnęłam, mając ściśnięte gardło.


— Udam, że wierzę — uniosłam odrobinę wzrok, aby spojrzeć na mojego towarzysza.- Pięć lat minie bardzo szybko, tym bardziej, jeśli będzie pani jeszcze dodatkowo pracować. To tylko weekendy, a nie studia dzienne panno Vasil — na jego słowa nieco się uśmiechnęłam.


— Ma pan rację — mimo to i tak było mi źle.


— Niech pani korzysta z wiedzy oraz doświadczenia wszystkich spotkanych osób. Z mojej, koronera, policjantów, sędziów. To bardzo ułatwi pani zdanie aplikacji — ponownie nastała cisza, gdyż nie wiedziałam nawet co powiedzieć.- Widzę rozczarowanie w pani twarzy.


— To nie jest rozczarowanie szefie. Raczej zasmuca mnie fakt, że gdyby pan się za mną nie wstawił w radzie, to bym nie została przyjęta na staż — wydusiłam to z siebie.


— Źle pani do tego podchodzi. Posadę asesora prawniczego mogłaby pani już mieć bez mojego wstawiennictwa. Jednak asesor prokuratorski wymaga odpowiedniej do tego aplikacji. Niemniej jednak pani wiedza wystarczyła, aby wpłynąć na decyzję rady. Ja tylko będąc w Bukareszcie podszedłem do paru osób. Nic więcej nie zrobiłem, więc proszę sobie nie umniejszać — Dumitru to taki dobry człowiek.


— Jesteśmy na miejscu — mężczyzna zaparkował przed niewielkim budynkiem.- Boję się tylko, czy ten zawód pani nie złamie. Zauważyłem, że jest pani wrażliwą osobą, a niektóre sytuacje mogą doprowadzić do łez — szatyn zgasił silnik, spoglądając na mnie.


— Nie jestem aż taka miękka — odparłam bojowo, chcąc pokazać, że nie należałam do mięczaków.


— Wiem, że nie jest pani miękka. Powiedziałem, że jest pani wrażliwa — zaśmiał się pod nosem, przenosząc wzrok przed siebie.- Chodźmy sprawdzić, jak zareaguje pani na widok zwłok u koronera — po tych słowach wysiadł z auta.


— Ale ja już widziałam zwłoki — choć obraz martwej kobiety wykraczał poza program nauczania na studiach oraz mocno wpisał się w moją pamięć, to już pierwszy kontakt ze zmarłym zaliczyłam. Nie mogło być przecież gorzej.


Prawda?

— 7-

Po wyjściu z auta zmierzyłam wraz z szefem w stronę frontowych drzwi. Moją uwagę przykuła tabliczka znajdująca się przy wejściu.


„Niech wszystkie dusze spoczywają w pokoju”.


Niżej zaś znajdował się przycisk do domofonu oraz spis lekarzy, jacy przyjmowali w poszczególnych dniach.


— To ogólne prosektorium, czy typowo sądowe? — zagaiłam, nie będąc do końca pewna.


— To prosektorium należy ogólnie do sądu, lecz zgony naturalne także tu można zdiagnozować. Choć to bywa rzadkością. Zazwyczaj takie sekcje wykonuje się w szpitalu. Większość ciał znalazła się tu w wyniku samobójstwa, czy morderstwa. W naszym rejonie wczorajsze zwłoki są pierwszymi od dawna, które mogą spędzić sen z powiek większości ludzi — Dumitru po zadzwonieniu dzwonkiem, czekał cierpliwie, aż drzwi się otworzą.


— Słucham? — męski głos odezwał się przez domofon.


— Witam. Fabio Dumitru, prokurator krajowy z tej strony — szatyn przedstawił się. Emanowała od niego taka pewność siebie. Podziwiałam go za to.


— Fabio! Już cię wpuszczam! — mężczyzna po drugiej stronie zdawał się uradowany wizytą Dumitru.


— Pan Petre jest jednym z najlepszych koronerów sądowych, jakich miałem okazję poznać. Już odbywając aplikację prawniczą, zyskałem przywilej współpracowania z nim — wyznał prokurator, poprawiając uścisk na teczce.


Znowu ogarnęło mnie przerażenie, zmieszane z ekscytacją.


Nagle dźwięk przeskakiwania prądu dotarł do moich uszu, odblokowując drzwi.


— Panie przodem — Dumitru otworzył metalowe wrota z niewielkim szkłem mlecznym, wpuszczając mnie do środka jako pierwszą.


— Dumitru — starszawy mężczyzna wyłonił się nagle za zakrętu.- Oj Fabio, dawno cię tu nie było — obaj wymienili się uściskami dłoni, gdy nagle spojrzenie pana Petre spoczęło na mnie.- A cóż to za młoda dama? — tym razem wyciągnął rękę w moim kierunku.


— Lavana Vasil — przedstawiłam się nieco nieśmiało, w sumie nie wiedząc nawet jak to profesjonalnie zrobić.


— Pani Vasil odbywa u mnie staż na stanowisku asesora, aspirując na młodą panią prokurator — dodał wyjaśniająco szef.- Jest moją uczennicą, a zarazem prawą ręką — szatyn uśmiechnął się, ukazując tym samym dołeczki w swoich policzkach. Pomimo swojego wieku wyglądał bardzo młodo, a uśmiech odejmował mu kilku dodatkowych lat.


— Bardzo miło mi cię poznać. Noe Petre, koroner sądowy. Nie myślałem, że doczekam się dnia, kiedy to kobieta zawita w tych progach jako przyszły prokurator Rumuni. Jest u nas naprawdę mało pań, które decydują się iść tą drogą kariery.


— Mi również miło poznać — zmieszana ponownie nie wiedziałam co odpowiedzieć.


— Chodźmy do sali — starszy mężczyzna zachował się tak, jakby nagle sobie o czymś przypomniał.- Od zawsze chciałaś zostać prokuratorem czy wyszło to spontanicznie? — Petre wydawał się zainteresowany moją osobą.


— Brat miał ogromne zainteresowanie prawem i kryminalistyką, czym od najmłodszych lat mnie zaraził. W sumie to właśnie dzięki niemu poszłam na studia z prawa — wyznałam zgodnie z prawdą, idąc za koronerem. Dumitru zaś milczącym krokiem podążał za mną wąskim korytarzem.


— A twój brat też jest po prawie? — Petre przystanął przy jakiś metalowych drzwiach, które po chwili z trudem otworzył.- Zapraszam. Schodami w dół — przechodząc przez próg, cicho podziękowałam, czując na sobie chłód panujący na klatce.


— Nie, mój brat co prawda dostał się na studia z prawa, ale zrezygnował z tego. Ukończył pedagogikę i obecnie uczy w szkole podstawowej języka angielskiego. Jednak nadal bardzo interesuje się światem kryminalnym — rzekłam idąc powoli metalowymi schodami.


— Ale czemu? Pedagogika a prawo to dwa różne światy — koroner wydał się zaskoczony decyzją Leona.


— Mój brat po pierwszym miesiącu zajęć stwierdził, że to po prostu nie to. Nie chciał tak żyć — westchnęłam na myśl o swoim życiu. Ciągle w pracy, ciągle z nosem w książkach, brak życia towarzyskiego.


— Fakt, ta praca wymaga poświęceń. Coś na ten temat z Fabio wiemy. Jednak mając szansę ponownego wyboru czy chcę zostać koronerem, czy jednak kimś innym, oczywiście z pełną świadomością jak to wszystko realnie wygląda, to nie zmieniłbym ścieżki kariery. Chociaż spędzam więcej czasu w pracy, niż z rodziną oraz częściej rozmawiam ze zwłokami niż z żywymi, to dobrze mi tak. To się nazywa powołanie, prawda Fabio? — szatyn podążał za nami, nic nie mówiąc.


— Prawda — słowa szefa poprzedziło długie oraz ciężkie westchnienie.


— Jesteśmy. Tutaj poproszę was o założenie odzienia ochronnego — starszy pan wszedł jako pierwszy przez metalowe drzwi, wpuszczając nas do jakiegoś pomieszczenia.


Paliło się tam już światło, nieco rażąc w oczy. Wszystko dookoła zostało wyłożone kafelkami — podłoga, ściany.


— Proszę — Petre podał mi komplet ubrań.- Fabio, pamiętasz swoją ostatnią sprawę z morderstwem? — mężczyźni spojrzeli na siebie.


— Pamiętam. Dwa tysiące dwunasty rok, odbywałem staż jako asesor u pana Kovesiego. W tym samym czasie byłem na trzecim roku aplikacji prokuratorskiej. Kobieta, lat czterdzieści cztery, pochodzenia polskiego. Przyjechała do sióstr miłosierdzia w Bukareszcie. Pomagała charytatywnie na rzecz dzieci. Jednak pewnego dnia, trzydziestoletni mężczyzna wpadł do siedziby zgromadzenia i zadźgał ją nożem. Kara za zabójstwo moim zdaniem była za mała. Trzydzieści lat pozbawienia wolności to stanowczo za mało — spojrzałam zaskoczona na szefa.


Odbywał staż na trzecim roku aplikacji prokuratorskiej. Szybko przeliczyłam w myślach, w jakim mógł być wieku. Wychodziło mi, że był starszy ode mnie o dwanaście lat — mógł mieć na moje oko około trzydziestu siedmiu, może ośmiu lat. Zdziwiłam się, gdyż wizualnie dałabym mu może z trzydzieści. Jednak biorąc to na chłopski rozum, to przecież pracował w zawodzie już z dziesięć lat, więc było wiadome, że musiał być sporo starszy ode mnie.


Mimo wszystko w głowie ubzdurałam sobie, że Dumitru był młodszy. Nieźle się konserwował. Wyrwałby niejedną dwudziestkę.


— Też pamiętam, jak było głośno o tej sprawie, ale cóż… Zdania sądu nie zmienisz. Kovesi i tak starał się jak mógł. Szkoda, że zginął w wypadku samochodowym. Był z niego dobry człowiek — totalnie nie wiedziałam, o czym mówili, ale przyjemnie mi się tego słuchało.


Mogłam w końcu dowiedzieć się czegoś więcej o swoim szefie. Musiałam w domu wygooglować informacje o tej sprawie.


— Sądzę, że to nie był przypadek. Uważam, że ktoś odwdzięczył się w ten sposób za usadzenie Wachtera. Na szczęście żona Kovesiego zabrała ich dzieci i wyprowadziła się do Czech. Tam są bezpieczniejsi — aż mi włoski stanęły dęba.


— Niestety, widzisz Lavano… Mogę zwracać się do ciebie na ty młoda damo? — Petre nagle zwrócił się do mnie.


— Nie ma problemu — odpowiedziałam bez chwili zastanowienia.


— Nie lubię nawet w pracy zwracać się do znajomych per pani, per pan — wyjaśnił nieco oburzony.- Wracając… Niestety ta praca ma też swoje brutalne oblicze. Sędziowie, policjanci, obrońcy, ława przysięgłych, koronerzy czy prokuratorzy często są narażeni na niebezpieczeństwo nawet po osadzeniu kryminalisty. To bardzo niebezpieczne zawody — Petre posmutniał.- Każdego dnia boję się o żonę, dzieci oraz wnuki — wyjawił, zawiązując fartuch.


— Dlatego lepiej żyć samemu — Dumitru zdjął płaszcz oraz szal, wieszając odzież na wieszaku.


— Tu się nie zgodzę z tobą mój drogi — czyli Dumitru nie miał żadnej dziewczyny ani żony.


W sumie żony mogłam się domyślić, gdyż nie nosił obrączki. Jedyna biżuteria, jaka zdobiła jego dłonie to srebrny sygnet na kciuku oraz tego samego kruszcu zegarek, spoczywający na nadgarstku.


— Posiadanie rodziny czy chociaż tej drugiej osoby, to coś wspaniałego. A ty Lavano, jak uważasz? Swoją drogą, cóż za wyjątkowe imię. Jeszcze nigdy nie spotkałem się z nim — Petre należał zdecydowanie do tych rozgadanych ludzi.


— Dziękuję, często to słyszę. Mama chciała, abym miała na imię Ana zaś tata przystawał przy Lavia — także zabrałam się za zdjęcie płaszcza.- Brat przypadkiem to połączył i wyszło Lavana — zaśmiałam się pod nosem, nieco zawstydzona.


— Piękne imię, ale co się dziwić. Piękna dziewczyna to i piękne imię — koroner był taki miły.


Aż trudno uwierzyć, że jeszcze po świecie chodziły takie osoby.


— Na pewno twój chłopak też tak uważa — spojrzenia obu mężczyzn spoczęły na mnie. Nieco skrępowana, przełknęłam ciężko ślinę, odwieszając płaszcz na wieszak.


— Eee… Nie mam chłopaka — ze stresu zaczesałam za ucho niesforne kosmyki, które uciekły z upięcia.- Jednak uważam, że posiadanie drugiej połówki to coś rzeczywiście cudownego. Mimo wszystko nie mam na chwilę obecną czasu na budowanie żadnej relacji. Najważniejsza teraz dla mnie jest kariera — wyznałam spięta przez przewiercające spojrzenia.


Poczułam się nagle jak na przesłuchaniu. Petre był policjantem prowadzącym wywiad zaś Dumitru prokuratorem, który nic nie mówił i tylko uważnie słuchał.


— Hmm — koroner zdjął z nosa okulary, przykładając końcówkę jednego zausznika do ust. Następnie spojrzał na mnie, później na szatyna.


— Zazwyczaj to twoje „hmm” Noe oznacza, że wpadłeś na jakąś myśl. Pochwalisz się nią? — Dumitru założył na siebie fartuch, zawiązując go. Poszłam w jego ślady.


— Wstrzymam się z tym — Petre tajemniczo uśmiechnął się, zerkając kątem oka na mnie.- Zapraszam was — lekarz sądowy błyskawicznie zmienił temat, prowadząc nas do pomieszczenia obok.- Załóżcie maseczki — nim przekroczyliśmy próg, cała nasza trójka zakryła usta oraz nos niebieskim materiałem.


Od samego wejścia uderzyło we mnie straszne zimno, które wywołało ciarki na całym ciele. Odór zwłok drażnił niemiłosiernie nos oraz żołądek. Sala pokryta została w całości kafelkami, natomiast nad stołem sekcyjnym wisiała ogromna lampa chirurgiczna. Jednak nas interesowało to, co znajdowało się na stole. A raczej kto.


— Oto nasza denatka — widok zwłok zatrząsł moim żołądkiem. W nocy nie było widać tylu szczegółów, co w tamtej chwili a otwarta przestrzeń rozpraszała smród.- Mamy tu…


— Proszę, poczekaj — Dumitru przerwał koronerowi, patrząc swoim fachowym okiem na zwłoki.- Chciałbym, aby to pani Vasil przeprowadziła wstępne oględziny i określiła czy doszło do morderstwa, czy jednak śmierć nastąpiła z innych przyczyn — mamusiu…


Krew nagle zastygła w moich żyłach.


Jak? Niby jak ja miałam to zrobić? Tego nie uczyli na studiach. Przerażona wpatrywałam się w sine ciało kobiety.


— A wy to tak oficjalnie? — Petre pokazał na nas palcem.


— Yyy — zaskoczona tym pytaniem, spojrzałam nerwowo na szefa.


— Petre, obowiązki wzywają — Dumitru sprytnie ominął odpowiedź.


— Ale on jest straszny dla ciebie. Każe ci mówić do siebie na pan i jeszcze rzuca cię na głęboką wodę — koroner, choć mówił to poważnym głosem, to jego kąciki ust drgały w rozbawieniu.


— Pan prokurator nie jest straszny. Jest bardzo dobrym szefem — moje policzki zapłonęły z zażenowania. Naprawdę uważałam go za świetnego pracodawcę, opiekuna oraz fachowca w swojej dziedzinie. Mimo to czułam się dziwnie, komplementując go w jego obecności.


— Chcę nauczyć panią Vasil jak najwięcej, przy okazji sprawdzając poziom jej wiedzy, inteligencji oraz spostrzegawczości — jak zawsze profesjonalny oraz opanowany.


— Sztywniak — Petre założył z powrotem na nos okulary, podchodząc do blaszanego stoliczka.- Masz tu moja droga dla ułatwienia ściągę — mężczyzna zbliżył się do mnie z jakąś tekturą.


Podał mi wtem do rąk jeszcze niewypełniony protokół sekcji zwłok. Zdenerwowana odchrząknęłam, dyskretnie wypuszczając powietrze z płuc. Niepewnie spojrzałam po raz kolejny na trupa, analizując poszczególne dane.


— Biała kobieta w wieku mniej więcej dwudziestu pięciu lat. Na oko mająca wzrost zbliżony do mojego, czyli metr sześćdziesiąt. Wyraźnie niedożywiona — zbliżyłam twarz do denatki, wstrzymując na tę chwilę oddech.- Możemy przyjąć, że cierpiała na jakąś chorobę — przemyślałam dokładnie spostrzeżenia, jakie chodziły mi po głowie.- Anoreksja? Wtedy byśmy mogli powiedzieć, że zmarła z powodu niedożywienia. Jednak to na pewno nie próba samobójcza, gdyż nie widzę cięć. Mogła przedawkować — ponownie zamilkłam.- Jednakże samobójca sam siebie by nie zakopał, zważywszy na to, że zwłoki były przenoszone z jednego miejsca w drugie. Kobieta mogła zostać uprowadzona i przetrzymywana w skrajnych warunkach — w końcu odważyłam się spojrzeć na koronera oraz Dumitru.


— Wnioskuje pani, że doszło do morderstwa? — przemówił szef; niestety jego twarz nic nie zdradzała. Zaczynałam się bardziej denerwować.


— Tak — odpowiedziałam twardo.


— Jakie są więc pani zdaniem dowody na poparcie oskarżenia? — mimo zimna, nagle zrobiło mi się gorąco przez spojrzenie Dumitru. Jego zielone oczy były bardzo pociemniałe i takie intensywne. Normalnie przewiercał nimi człowieka na wylot. Każdy kryminalista by się pod jego spojrzeniem ugiął.


— Brak śladów masochizmu oraz fakt, że po zwłokach chodziły owady. Świadczyło to, że ciało jest w zaawansowanym stadium rozkładu. Samobójca także sam by się nie zakopał — oświadczyłam już mniej pewnie.


— Sąd chce twardych i niepodważalnych dowodów pani Vasil — Dumitru wgniatał mnie w ziemię jak kołek. Dosłownie pod jego spojrzeniem oraz ogromem wiedzy czułam się jak kawałek pustego drewna.


— Przyjrzyj się jeszcze — Petre polecił, wskazując brodą na zwłoki.


Cała spięta zerknęłam na szyję, szukając śladów duszenia i znalazłam je. Jednak o tym już wiedzieliśmy. Ręce były trochę posiniaczone, ale wnioskowałam, że to plamy opadowe. Cała klatka piersiowa wyglądała w sumie także okey. Pomijając rozcięcie wykonane przez koronera. Zapewne zabrał się już za sekcję organów wewnętrznych.


Zdenerwowana jak diabli nie miałam już żadnych pomysłów. Nie miałam pojęcia co robić. Gdzie szukać dowodów, wskazówek? Czując, jak moje serce wraz z oddechem przyśpieszyło, przeszłam do nóg ofiary. Tam coś przykuło moją uwagę, lecz pozycja, w jakiej denatka leżała utrudniała mi zidentyfikowanie poszlaki.


— Mogę dotknąć? — podniosłam wzrok na koronera, który wraz z Dumitru przyglądał mi się z zaciekawieniem.


— Tak, jeśli się nie boisz. Tylko załóż rękawiczki — Petre wskazał na pudełko. Szybkim krokiem podeszłam do blaszanego stolika, zakładając lateks na dłonie.


Pierwszy raz miałam dotknąć martwej osoby. Dreszcze zaczęły miotać moim ciałem do tego stopnia, że mięśnie nóg oraz rąk zaczęły drżeć. Miałam cichą nadzieję, że mężczyźni tego nie wiedzieli.


Przerażona zbliżyłam się do stóp ofiary, łapiąc ją ostrożnie za nogę. Aż mi się gorąco zrobiło, a mdłości targnęły moim żołądkiem. Duszności utrudniły mi oddychanie. Chyba po raz pierwszy oblał moje plecy zimny pot.


Starając się zapanować nad sobą, odwróciłam w miarę możliwości stopę denatki. Jej kończyny były sztywne, zimne, a zarazem takie kruche i delikatne. Ugh, nie nadawałabym się na koronera. Z trudem powstrzymywałam mdłości. Mimo wszystko znalazłam chyba twardy i niepodważalny dowód, że doszło do morderstwa.


— Ścięgna Achillesa są przecięte. Kobieta sama sobie tego by nie zrobiła. Samobójca prędzej podciąłby sobie żyły na nogach niż ścięgna. Ktoś nie chciał, aby uciekła — mając mroczki przed oczami, położyłam nogi trupa na stole.


O Boże, słabo mi się zrobiło.


Starając się zachować pozory, odsunęłam się od zwłok, walcząc o złapanie trochę powietrza. Ta maseczka tylko to utrudniała. Nogi ugięły się pode mną.


— Brawo — Dumitru przemówił, chyba zadowolony. Nie mogłam tego do końca stwierdzić, gdyż starałam się nie zemdleć.


— Dokładnie. Panie prokuratorze, musi pan wszcząć postępowanie w sprawie dokonania morderstwa — Petre rozłożył ręce, podchodząc do zwłok.


— Muszę panią pochwalić za bardzo trafne spostrzeżenia. Musi pani jednak pamiętać, że sąd chce tylko twardych dowodów. Spekulacje, czy nieoparte na faktach domysły nie przekonają go. Mimo wszystko dobry tok myślenia. Panie Noe, jakie są wyniki wstępnych oględzin? — Dumitru przejął pałeczkę, robiąc to jak zawsze profesjonalnie. Nie powiem, bo trochę mi ulżyło.


— Pobrałem do analizy linie papilarne ofiary i przekazałem do badań policji. Może uda się zidentyfikować ofiarę przez bazę danych osób zgłoszonych lub poszukiwanych. Przyczyną śmierci było wykrwawienie przez podcięcie ścięgien Achillesa. Ktoś chciał dać denatce złudną nadzieję na ucieczkę — opanowując emocje, zaczęłam przysłuchiwać się rozmowie.


— To znaczy, że ktoś ją przetrzymywał — Dumitru spojrzał na mnie z cieniem uśmiechu. Nie powiem, bo poczułam nie małą satysfakcję.


Trafiłam dobrze z teorią o ubezwłasnowolnieniu — cudem i nieco na ślepo, ale trafiłam.


— Zgadza się, dziewczyna była maltretowana, ale nie gwałcona. Podejdź tu kwiatuszku — Petre pokazał na mnie, machnięciem palców lewej ręki.- Wiesz jak rozpoznać ślady po pobiciu lub znęcaniu się nad zwłokami, które są w zaawansowanym stadium rozkładu? — zawstydzona pokiwałam przecząco głową, zaciskając usta w wąską linię.- Spójrz — pokazał na klatkę piersiową kobiety.- Widzisz te ślady? — ponownie zbliżyłam się do zwłok, tym razem nieco spokojniejsza.


Może to nie trup mnie tak przeraził, a odpowiadanie przed profesjonalistami? W końcu moja wiedza nie mogła równać się z doświadczeniem Dumitru czy Petre.


— Te ślady są po uderzeniu pięścią — patolog sądowy zacisnął swoje palce, przykładając je parę centymetrów nad ciałem martwej kobiety.- Plamy opadowe zawsze powstają na styku ciała z podłożem. Najprościej mówiąc — zawiesił chwilowo głos, chcąc mi zobrazować ową sytuację.


Nagle rozpostarł palce lewej dłoni.


— Krew po śmierci nie ma obiegu więc wraz z siłą grawitacji, to wszystko opada na dno. Tak jak tu widać — wskazał na zewnętrzną część lewego uda, przez bok pleców aż po lewe ramie.- Mamy dzięki nim pokazane, w jakiej pozycji denatka znajdowała się przez kilka godzin po śmieci. Owa pozycja nie współgra z naszą teorią o poniesieniu zgonu od podcięcia ścięgien. Chyba, że — Petre przeszedł za ofiarę, zakładając rękawiczki.- Ofiara była niespełna — zacmokał, szukając odpowiedniego słowa.- Nazwijmy to prawidłowego funkcjonowania. Chodzi o to, że nie miała do końca możliwości panowania nad własnym ciałem. Kiedy podetniemy ścięgna Achillesa człowiek z nadzieją wstanie, załóżmy z krzesała, łóżka, ale przewróci się. Upadnie przodem, więc później zacznie się czołgać. Tu jednak możemy wywnioskować, że ofiara upadła na twarz — koroner pokazał fioletowo-sine plamy na nosie oraz czole, a następnie podniósł obie ręce denatki.


Znajdowała się tam zaschnięta krew.


— Rozbiła sobie przy tym łokcie, lecz starała się czołgać. Wskutek tego doszło do zdarcia naskórka na kolanach. Ofiara więc mogła upaść na betonową posadzkę. Jednak skonała w bardzo niestandardowej pozycji i przeleżała tak dłuższy czas. Skąd wniosek, że ofiara mogła nie panować nad ciałem? Już tłumaczę — tym razem spojrzał na prokuratora, który swoją drogą ponownie przybrał nieodgadniony wyraz twarzy.- Na czaszce ofiary znalazłem dziwne ubytki, konkretnie łyse place. Zagłębiając się w sprawę, znalazłem dziurę wywierconą prawdopodobnie wiertarką, za pomocą wiertła szóstki. Następnie morderca wlał przez otwór do mózgu kwas, który zjadał część włosów, tkanek oraz doprowadził do upośledzenia kobiety. Jak wiemy, płat czołowy odpowiada między innymi za mowę, koordynację, koncentrację oraz planowanie. Zniszczenie go, choć w drobnym stopniu uniemożliwi to danej osobie. Stanie się takim żywym zombie — skwitował koroner, wpędzając mnie w osłupienie.


Ktoś z premedytacją rozwiercił czaszkę kobiety i wstrzyknął kwas, aby zachować ją przy życiu, lecz sparaliżować. Przerażenie to mała namiastka tego, co poczułam w tamtym momencie.


— Spędzicie tu ze mną wiele godzin, więc może na początek zaproponuję jakąś kawę, herbatę — Petre spojrzał wpierw na prokuratora, a następnie na mnie.


— Poproszę kawę — Dumitru odparł, jakby ta sprawa w ogóle go nie ruszała.


— Ja dziękuję — tępo wpatrywałam się w posadzę przed stołem sekcyjnym. Miałam wrażenie przebywania w jakiejś otchłani.

— 8-

Stwierdzenie, że teoria odbiega od praktyki, w tym przypadku miała ogromne znaczenie. Na studiach z prawa nie przygotowywano mnie do takich sytuacji. Mowa tu o morderstwie.


— Protokół oględzin mamy spisany, zostanie nam tylko uzupełnienie do końca formularza z sekcji zwłok. Jak wrócimy do biura, pomogę napisać pani wniosek o wszczęcie postępowania — Dumitru siedział oparty łokciami o blat stolika, w pomieszczeniu obok sali zabiegowej. Od paru godzin harowaliśmy nad papierami, których było mnóstwo.


— Jak będę miał więcej informacji na temat zwłok, to niezwłocznie się z tobą skontaktuję — Petre parzył swoją trzecią kawę.


— Dziękujemy ci za miłą gościnę — szef jako pierwszy wstał z krzesła, zbierając wszystkie dokumenty do teczki.


— Wszystko dobrze kwiatuszku? — koroner zwrócił się do mnie.


— Tak — odparłam z wymuszonym uśmiechem.


Przerażała mnie myśl, że ta kobieta umierała w męczarniach. Ciągle po głowie chodziły mi słowa Petre, mówiące o tym, że ktoś wywiercił ofierze dziurę w czaszce i wlał kwas do mózgu, aby zrobić z niej zombie.


— Lavano — starszy z mężczyzn podszedł do mnie bliżej, by móc położyć mi dłoń na ramieniu.- Nam, facetom jest ciężko… — westchnął.- Wiem, że ty jako kobieta odczuwasz wszystko bardziej emocjonalnie. Zobaczenie zwłok oraz praca przy takiej sprawie na pewno nie jest łatwa, tym bardziej ta pierwsza. Chociaż z doświadczenia wiem, że za każdym razem jest strasznie trudno — mężczyzna zaczął się nieco mieszać w swoich wyznaniach, lecz rozumiałam, co chciał mi przekazać.


— Naprawdę, jest dobrze — nie mogłam wyjść na mięczaka.


— Musisz być silna — poklepał mnie po ramieniu.- Fabio dopilnuj, aby coś w końcu zjadła i trochę odpoczęła — Petre spojrzał na moją twarz.


— Spokojnie, jest ze mną …


— Lavano, pracuję od czterdziestu lat w tym zawodzie i wiem, co się teraz dzieje w twojej głowie. Tak samo, jak wiedziałem, co kotłowało się pod czupryną Fabia dziesięć lat temu — pokazał palcem na mojego szefa.- To, że miotają tobą skrajne emocje, nie znaczy, że będziesz złym prokuratorem. Musisz stąd wyjść, zdystansować się i ochłonąć — dokładnie tego potrzebowałam.


Moje myśli nieustannie krążyły wokół ofiary, lecz także mordercy. Wyobrażałam go sobie na tysiąc różnych sposobów. Mimo wszystko nie rozumiałam sama siebie. Choć czułam wstręt oraz złość na tego kogoś, to kierowało mną także współczucie wobec mordercy.


Co musiało stać się w jego życiu, aby zszedł na tak straszną drogę? Czemu do tego doszło? Co nim kierowało?


— Kwiatuszku? — głos koronera przywrócił mnie na ziemię.


— Przepraszam — zawstydzona pokręciłam przecząco głową.


— Uciekajcie już, spotkamy się niedługo — Petre delikatnie pchnął mnie w stronę szatyna. Ten nawet nie wiedziałam, kiedy zabrał mój płaszcz z wieszaka.


— Do zobaczenia — koroner pożegnał się z nami, wracając do zwłok.


My natomiast w zupełnej ciszy przeszliśmy na klatkę schodową, udając się na parter. Jak tylko przekroczyliśmy próg frontowych drzwi, uderzyło we mnie zimne, orzeźwiające powietrze. Od razu poczułam jak połowa ciężaru spadła z mych ramion. Łapczywie złapałam oddech, wznosząc twarz ku niebu. Nieco oprzytomniając, ruszyłam w stronę drzwi pasażera.


— Podjedziemy jeszcze w jedno miejsce, spokojnie… — Dumitru usiadł przed kierownicą.- Sprawy prywatne, nie służbowe — dodał uspokajająco.


Milcząc, jak grób wpatrywałam się w okno, podziwiając mijaną okolicę. Choć dość dobrze ją znałam, to w dziwny sposób jej widok odpędzał ode mnie natrętne myśli.


Zmierzch już dawno zapadł, przez co latarnie uliczne powoli zapalały się. Deszcz delikatnie rosił ziemię, wnosząc w powietrze przyjemną woń lasu oraz trawy. Po wstąpieniu na stację paliw oraz do lokalnej restauracji Dumitru skierował samochód w stronę kancelarii. Nadal trwaliśmy w milczeniu. Zdawałam sobie sprawę, że choć szatyn nic nie mówił i ogólnie wydawał się nieporuszony sytuacją, to w jego głowie musiało huczeć od myśli.


Idąc w stronę biura, zrobiło mi się jakoś lepiej. Znałam to miejsce i czułam się w nim najbezpieczniej. Po wejściu zapaliłam światło przy swoim stanowisku pracy, włączając sprzęt.


— Chciałbym porozmawiać z panią — zagaił szef, odkładając teczkę oraz reklamówkę na swoje biurko.


— Jasne szefie, coś zrobić? — nerwowo splotłam palce rąk przed sobą, wpatrując się niepewnie w szatyna.


— Panno Vasil — mężczyzna zaśmiał się nieco nerwowo.- Spokojnie, praca może chwilę poczekać — dodał spokojnym głosem.


— Tu chodzi o morderstwo szefie, jest dużo pracy — nawet nie wiedziałam, kiedy przestałam kontrolować potok słów.


— Lavano… — Dumitru błyskawicznie podszedł do mnie, łapiąc mnie za dłonie. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że moje ręce drżały.


Chwila…


Prokurator właśnie trzymał mnie za ręce. Nie wiedziałam, czy to jeszcze bardziej mnie spięło, czy może uspokoiło.


— Usiądź — polecił, na co ja grzecznie wykonałam jego polecenie.- Nigdy nie miałem stażysty, ale to już wiesz. Nigdy nie zabierałem nikogo na takie sprawy. Ostatnie morderstwo, w jakim brałem udział, wydarzyło się dawno temu. Nie wiem jak mam się zachować w takiej sytuacji. Wiem jednak, że to na pewno ciężkie przeżycie. Jeśli potrzebujesz rozmowy ze specjalistą, dam ci namiary do niego — spojrzałam ze zmarszczonymi brwiami na szatyna.


— Co szef sugeruje? — zdenerwowanie oraz panika zapanowała nad moim głosem.


— To, że jeśli przytłoczą cię myśli, zawsze możesz porozmawiać z psychologiem sądowym. Od razu wyjaśnię, że nie mam cię Lavano za osobę chorą psychicznie. Sam często musiałem udawać się do takiego specjalisty. Sprawy morderstw nie są łatwe — przysiadł na krawędzi mojego biurka, patrząc na mnie łagodnie.


— Naprawdę, jest dobrze. Chciałam przecież pracować w tym zawodzie i ścigać przestępców. Jednak czuję, że nie mam takiej wiedzy — przełknęłam gorycz swoich słów.


— Ma pani wiedzę i to ogromną. Nigdy w to nie wątpiłem. Jednak trzeba przyznać, że brak aplikacji uzupełniającej może dać pani swe znaki i utrudnić nieco życie. Skąd wiem? Bo sam byłem w podobnej sytuacji, lecz część odbytej już aplikacji dała mi niewielką przewagę. Te podstawy już miałem i znałem. Pani niestety nie — poczułam się fatalnie, taka zbędna.- Mimo wszystko pani szybko się uczy oraz ma pani do tego nosa — Dumitru wstał, aby zdjąć płaszcz.


— A co jeśli nie dam sobie rady w tej sprawie? Anuluje szef mój staż? — musiałam się tego dowiedzieć, gdyż zaczęło mnie to gryźć.


— Co? Panno Vasil — szatyn odwiesił swoje rzeczy na wieszak, spoglądając na mnie.- Jestem tu po to, aby panią nauczyć tego, czego pani jeszcze nie wie. Zresztą ma pani prawo wielu rzeczy nie wiedzieć. Ja siedzę w tym od kilku lat i z całą pewnością nie potrafię wszystkiego. Na pewno mogę w każdej chwili popełnić jakiś błąd. Z tą różnicą, że pani pomyłka… — westchnął, zamyślając się.- Trochę źle to zabrzmi, ale nie wpłynie na sprawę. Moja już tak. Przez mój błąd ktoś może stracić życie — w tamtej chwili zobaczyłam, że Dumitru pomimo pozorów odczuwał w sobie większy chaos niż ja.


Na jego ramionach spoczywała ogromna odpowiedzialność.


— Mam nadzieję, że pani pozostanie przy mnie mimo wszystko. Nawet w najgorszych momentach śledztwa, gdy będzie ciężko. Stażu pani nie anuluję, nie zerwę umowy. Nadal przystaję przy swojej decyzji. Chcę panią w swoim zespole — te słowa nieco mnie podbudowały.- Rozumiemy się?


— Tak — pokiwałam głową z cieniem uśmiechu.


— Proszę w siebie nie wątpić. Ja w panią wierzę — miło było usłyszeć takie słowa od takiego autorytetu.- Napiszmy wniosek o wszczęcie postępowania i zrobimy sobie przerwę. Chciałbym, aby sędzia jak najszybciej wydał nam wszelkie zezwolenia — dodał siadając przy swoim stanowisku.


*


Godzinę później udało nam się wysłać wniosek do sędziego. Kiedy zabrałam się za uporządkowywanie papierów z oględzin, Dumitru poszedł do kuchni znajdującej się w pomieszczeniu obok. Wrócił po jakimś czasie, niosąc na tacy jedzenie. Bardzo dziwny widok. Zaskoczona spojrzałam na szefa, starając się ukryć zmieszanie.


— Mam nadzieję, że będzie smakować — postawił na moim biurku talerz z parującym jedzeniem oraz kubek z gorącym napojem.


— Dziękuję, ale nie trzeba było — poczułam się bardzo niezręcznie. Dumitru skierował się do swojego miejsca pracy.


— Wiem, ale chciałem, aby pani zjadła coś ciepłego. Zdaję sobie sprawę, że po dwunastu godzinach pracy pani raczej nie będzie miała w domu ciepłego posiłku. Sam z resztą stołuje się w restauracjach od kilku lat. Nie mam czasu na gotowanie — wyznał, zdejmując naczynia z tacy.


— Dwanaście godzin? — spytałam, szybko zerkając na zegarek w dolnym rogu swojego laptopa. Dochodziła dziewiętnasta.


— Nawet pani tego nie odczuła, prawda? — to pytanie było czysto teoretyczne.


— Nie — sama byłam zaskoczona.


— Przy takich sprawach czas szybko ucieka. Jutro zacznie pani dzień tak jak zawsze, od dziewiątej. Chyba że ma pani ochotę jechać ze mną w parę miejsc przed pracą. Muszę wskoczyć do sądu, do Petre sprawdzić, czy znalazł coś ciekawego podczas oględzin wewnętrznych — mimo wszystko ucieszyłam się na propozycję prokuratora.


— Z chęcią pojadę z szefem, o ile to problem — czułam się głupio, jeżdżąc tak jego autem.


— Nie ma żadnego problemu. W takim razie przyjdź, proszę na siódmą. Smacznego — uśmiechnął się szeroko, zarażając mnie swoją radością.


— Dziękuję, wzajemnie — pilaw z ryżu, grilowana wieprzowina oraz surówka wyglądały tak smacznie.


— Dziękuję. Jutro też pojedziemy na policję, dowiedzieć się paru spraw. Może uda im się zidentyfikować ofiarę. Zajrzymy także do profilera. Nie wiem tylko, gdzie będzie miał dyżur. Możliwe, że w więzieniu. Była pani może już w takim miejscu? — aż zaprzestałam jedzenia.


— Nigdy — poinformowałam skrępowana.


— To może będzie miała pani okazję tam pojechać — hmm…


Wizyta w więzieniu i zobaczenie jak to wszystko wygląda? Brzmiało interesująco.


— Tylko ostrzegam, że filmy kryminalne, czy seriale nie oddają prawdziwości, przynajmniej niestuprocentowej tego, jak to wszystko wygląda w rzeczywistości. Zapewne pani oglądała takowe produkcje — nie miałam pojęcia, do czego dążył Dumitru.


— Owszem. Czytałam książki, oglądałam filmy oraz seriale, a także słucham podcastów o seryjnych mordercach. Taki ktoś jak Ion i Florea Rimaru, Baba Anujka, Vera Renczi, Ted Bundy czy Jeffrey Dahmer nie są mi obcy — wyznałam i aż się przeraziłam ilością znanych mi kryminalistów. Znałam ich biografie lepiej niż życie niejednego mojego znajomego.


— Pragnę nadmienić, że szczególnie filmy mają zły wpływ na odbiorców. Często zdarza się, że mordercy w prawdziwym życiu są przystojni, magnetyczni, charyzmatyczni. To im ułatwia zachęcenie ofiary do pójścia z nimi w ustronne miejsce. Jednak to są nieliczni z nich. Tego typu przykładem jest sam Bundy czy Dahmer. Czemu takie filmy mają zły wpływ? Bo romantyzują postaci kryminalistów. Zdrowe na rozumie osoby zaczynają sympatyzować nie tyle z samym mordercą, ile z granym przez niego aktorem. Jednak tak tego nie widzą. Oglądający mają wrażenie, że odczuwają sympatię do samego kryminalisty. Widzimy człowieka odgrywającego rolę, jest przystojny, wykreowany na intelektualistę, niekiedy nieco wycofany ze świata. Osoba siedząca przed telewizorem nie widzi w nim nikogo złego. Wręcz po przedstawieniu historii kryminalisty zaczynamy mu współczuć. Tak naprawdę nikt, nigdy nie chciałby stanąć oko w oko z żadnym z nich. To, że sprawcy wyglądają na miłych, sympatycznych gości nie oznacza, że mają dobre zamiary. Potrafią grać na emocjach innych. Tu mam swoje odniesienie do pani — aż mnie zatkało.


Co złego odwaliłam?


— Do mnie? — przerażenie złamało mój głos.


— Przychodzi pani nawiązywanie kontaktów z ludźmi bardzo szybko, co jest bardzo dużym atutem. Jednakże w tej pracy wypływ zbyt wielu informacji może zaszkodzić. Nie chcę, aby pani się izolowała od świata oraz ludzi, ale prosiłbym, aby pani bardziej zwracała uwagę na to, co mówi. Zauważyłem, że pani nieświadomie wyjawia dużo prywatnych informacji innym. Doktor Noe jest zaufanym człowiekiem, ale chociażby informacja o pani bracie, że uczy języka angielskiego w szkole podstawowej, mogłaby przysporzyć pani rodzinie problemów. Załóżmy hipotetycznie, że komuś pani podpadła i będzie ten ktoś szukał zemsty. Dostając nawet przypadkową informację o pracy pani brata, ma ułatwione znalezienie go. Muszę panią nauczyć jak żyć bez zdradzania informacji o sobie. Zapewne zauważyła pani, że pan Petre lubi dużo rozmawiać. Takich osób jest więcej. Koronera obowiązuje tajemnica zawodowa i pan Petre potrafi przesiać to, co może powiedzieć, a co powinien zachować dla siebie. Większość ludzi tego nie umie zrobić. Pracując w tym zawodzie, trzeba umieć przyciągać do siebie ludzi, ale tak, aby jak najmniej o pani wiedzieli, myśląc jednocześnie, że znają panią lepiej niż ktoś inny — analizując słowa szefa, dotarło do mnie, ile on miał racji w tym wszystkim.


Zrobiło mi się trochę głupio.


— Faktycznie, nie pomyślałam o tym w ten sposób. Jednak od czasu aplikacji ograniczyłam bardzo znajomości — oświadczyłam, zerkając na szatyna, który wyluzowany zajadał się obiadem. Nigdy bym nie przypuściła, że szef postawi mi obiad oraz to, że wraz z prokuratorem przyjdzie mi zjeść kiedykolwiek wspólny posiłek.


Co prawda w biurze, ale mimo wszystko.


— Czemu ograniczyłaś? Znajomi są potrzebni — przerwał konsumowanie, przenosząc spojrzenie na mnie.


— Za bardzo dopytywali się o pracę — wyznałam zgodnie z prawdą, opierając się plecami o oparcie krzesła.


— Rozumiem, ale to nie powód, aby się izolować od świata. Kiedy znajomi pytają się co w pracy, zawsze może pani odpowiedzieć, że wystarczająco pani w niej spędza czasu i nie chce pani na ten temat rozmawiać. Jest pani w takim momencie grzeczna, kulturalna i mówi prawdę. Osiem godzin to sporo czasu, a co dopiero dwanaście. To, co dzieje się w pracy powinno zostać w pracy. Tak samo to działa w przypadku życia prywatnego. Wielu pracodawców nie życzy sobie prywatnych problemów na terenie pracy. Wszystko zostaje oddzielone grubą kreską i nie miesza się tych dwóch sfer. Znajomi oraz rodzina powinna to zrozumieć, oraz uszanować — Dumitru przez chwilę wydawał się smutny i zamyślony.


— Ma pan rację, ale dobrze mi tak. Tak samej — wyznałam z cieniem uśmiechu.


Na serio było mi dobrze?


— Jest coś jeszcze do pracy? Pewnie to durne pytanie, ale zbytnio nie wiem, w czym mogłabym jeszcze pomóc — kończąc posiłek, zebrałam po sobie wszystkie naczynia.


— To nie durne pytanie, a bardzo miłe. Na chwilę obecną zbytnio nic nie możemy zrobić, trzeba czekać. Miała pani notować wszystkie spostrzeżenia oraz pytania z miejsca zdarzenia — prokurator wrócił do naszej porannej rozmowy.


— Tak, miałam parę spraw do obgadania, ale już o wszystkim się dowiedziałam. Dzisiejszy dzień wiele mi wyjaśnił — oznajmiłam, kierując się w stronę kuchni.


— W takim razie nie będę pani już dłużej zatrzymywał. Możesz uciekać do domu — grzecznie przytaknęłam głową, wychodząc na korytarz.


Po obmyciu naczyń swoich oraz szefa — mimo jego protestów, abym dała sobie z tym spokój — spakowałam swoje rzeczy, szykując się do wyjścia.


— Dobranoc szefie — pożegnałam mężczyznę, który nadal siedział przed swoim biurkiem.


— Dobranoc, proszę uważać na siebie — pośpiesznie dodał, nim opuściłam biuro.


— Oczywiście — po tych słowach zamknęłam drzwi do pomieszczenia, idąc korytarzem w stronę schodów.


Jak tylko znalazłam się poza kancelarią, ogarnęło mnie poczucie obserwowania. Zaniepokojona rozejrzałam się dookoła, lecz wszystko wyglądało normalnie. Wszędzie paliły się lampy, co jakiś czas mijali mnie spacerowicze.


Chyba powoli mi odbijało.

— 9-

Tej nocy spałam fatalnie. Po powrocie do domu wyskoczyłam na długi spacer z pupilami, aby móc się trochę odprężyć. Jednak w drodze powrotnej zastał nas deszcz.


Mając nadal powracające myśli do ofiary, postanowiłam zażyć odświeżającą kąpiel. Niestety nawet ona nie pomogła. Stojąc przed lustrem w łazience, oparłam się dłońmi o krawędź umywalki i spojrzałam sobie w oczy.


Ta dziewczyna miała również brązowe włosy oraz zielone tęczówki. Powoli dostawałam paranoi.


Postanowiłam zagłębić się w sprawę Dumitru, którą prowadził parę lat temu. Wspominał o niej u koronera. Niestety wszystkie artykuły dotyczące morderstwa polki na terenie Rumuni przepadły. Zazwyczaj wyskakiwał błąd strony lub informacja o usuniętej treści.


Dopiero około północy położyłam się do łóżka wraz z towarzyszącymi mi psami. Choco leżał w moich nogach, natomiast Milka jak zawsze usadowiła się tuż przy mnie tak, abym mogła się przytulić.


Odgłos burzy oraz ulewy nieco zagłuszał moje myśli. Dawno już tak nie grzmiało. Dzięki temu, że mieszkałam wysoko, we wieży, miałam doskonały widok na niebo. Z jednej strony to przerażające zaś z drugiej fascynujące.


Niestety przewracałam się z boku na bok. Niespodziewanie piorun uderzył bardzo blisko mojego okna, przez co prawie dostałam zawału. Roztrzęsiona wstałam do siadu, zerkając na zegarek telefonu. Ciut mi się przysnęło, gdyż dochodziła czwarta nad ranem. Dookoła panowała ciemność. Zmęczona ściągnęłam nogi na podłogę, wyciągając rękę do włącznika lampki nocnej. Niestety wyłączyli prąd.


— Świetnie — mruknęłam pod nosem nieco zła. Na oślep powędrowałam do kuchni, rozświetlonej wyłącznie co jakiś czas błyskami.


Z łomoczącym sercem podeszłam do szafki, aby wyjąć z niej szklankę. Szybko nalałam do niej wody, wypijając całą jej za wartość prawie na jednym duszku.


Dopiero za trzy godziny miałam stawić się w pracy, więc było za wcześnie, aby zacząć się szykować. Przysiadłam na kanapie, zastanawiając się nad swoim życiem. Zrobiło mi się trochę przykro. Byłam sama, nawet nie miałam do kogo się odezwać. Rozumiałam, że normalni ludzie o tej godzinie spali, ale nawet za dnia przebywałam sama. Musiałam też przyznać, że to nie była wina pracy.


Czy sama wpadłam w pułapkę samotności?


Niespodziewanie moja kuchenka zapiszczała, co zwiastowało powrót prądu. Sukces! Przeżyłam mały zawał, ale to nic. Musiałam zająć czymś myśli. Postanowiłam więc założyć słuchawki, aby włączyć muzykę. Ona zawsze dawała sobie radę z negatywnymi emocjami.


Zmęczona zaparzyłam sobie mocną kawę, kierując się do łazienki z zamiarem ogarnięcia się. Chciałam tego dnia jakoś ładnie wyglądać. Dumitru zawsze, codziennie chodził w koszuli, krawacie, materiałowych spodniach, marynarce, eleganckich butach. Do tego wszystkiego płaszcz, szal oraz w słoneczne dni okulary przeciwsłoneczne. Zimą zaś do tego obowiązkowo skórzane rękawiczki.


Facet wyglądał każdego dnia, jakby wyszedł spod igły. Pragnęłam mu dorównać. Wyciągnęłam z szuflady zakopaną od bardzo dawna lokówkę, zamierzając zakręcić kosmyki. Niestety moje włosy sięgały do połowy pleców, co wykończyło mnie. Nie myślałam, że aż tak zdrętwieją mi ręce od trzymania ich w górze. Ciut poirytowana spięłam je koniec końców w wysokiego kucyka, idąc nieco na łatwiznę.


Żałowałam, że od razu tak nie zrobiłam. Tym sposobem o wiele szybciej kręciło się loki.


Po prawie godzinie mogłam zabrać się za makijaż. Postawiłam na coś bardziej naturalnego. Fluid oraz korektor zakryły sińce pod moimi oczami, spowodowane zmęczeniem, natomiast rozświetlacz dodał nieco blasku bladej cerze. Od czasów studiów miałam lekki problem z żelazem, więc ten kosmetyk stał się obowiązkowy w mojej kosmetyczce. Rzęsy pomalowałam tuszem, nałożyłam bronzer, róż na policzki oraz szminkę w tym samym odcieniu na usta.


— I jak? — spojrzałam na Milkę, która przez ten cały czas siedziała obok mnie, wpatrując się z zaciekawieniem.- Może być? Nie przesadziłam z makijażem? — psinka spuściła głowę, machając łapą przed sobą.


Mimowolnie uśmiechnęłam się do zwierzaka, kucając przed nim. Kochałam moje psy. Ze smutkiem w sercu przytuliłam Milkę, głaszcząc ją po grzbiecie.


Przełączając muzykę ze słuchawek na głośnik, powędrowałam do szafy. Mimo pogody, jaka panowała na zewnątrz postawiłam na spódniczkę, koszulę oraz marynarkę bez rękawów. Wyglądałam całkiem, całkiem. Podobało mi się. Postanowiłam aż zrobić sobie zdjęcie.


Wszystko wyglądało fantastycznie. Do tego jeszcze biżuteria, która elegancko podkreślała całość. Kiedy odpaliłam aparat i stanęłam przed lustrem w salonie spostrzegłam, że brakowało mi czegoś — butów.


Pobiegłam szybko do sypialni, znajdując czarne szpilki. Co prawda były już nieco zdarte, ale uwielbiałam je. Brałam też pod uwagę co najmniej ośmiogodzinną pracę, więc obuwie musiało być wygodne. Inaczej skonałabym z bólu. Podwijając rękawy koszuli, powróciłam do lustra, cykając parę fotek.


— Czas na spacerek oraz śniadanie — rzekłam, na co oba psiaki poderwały się energicznie.


Pogoda tak jak myślałam, nie rozpieszczała. Niestety wyjście z pupilami zajęło zaledwie parę minut, lecz jakoś nie wydawały się tym zawiedzione. Po powrocie uszykowałam nam wszystkim śniadanie, przy którym wrzuciłam zdjęcie na Facebooka. Dopijając do reszty kawę, zobaczyłam, że dostałam już parę laików. Jak na mnie to i tak wyczyn. Nie uważałam się za fotogeniczną osobę. Nagle dostałam powiadomienie.


Morgan skomentowała twój post:


Ale seks bomba 😍 Moja buźka🥰


Zbierając torebkę oraz płaszcz zaśmiałam się pod nosem, dodając jej serduszka oraz buziaki do komentarza.


— Wychodzę słoneczka — pożegnałam się wpierw z Milką, która rozłożyła się na kanapie, a następnie z Choco. On z zafascynowaniem gryzł jedną ze swoich zabawek. Pośpiesznie zamknęłam drzwi na klucz, zbiegając w dół. Standardowo udałam się wpierw do kawiarni, gdzie Morgan już podejrzewała, że tego dnia także szłam wcześniej do pracy.


— Musi ci płacić więcej albo kochacie się przed pracą — udając urażenie, położyłam dłoń na klatce piersiowej, siadając na barowym krześle.


— Morgano Coman czuję się oburzona pomówieniami na temat mnie oraz mojego szefa. Nie sypiamy ze sobą — zaśmiałam się na widok rozbawionej przyjaciółki, która z durnowatym uśmiechem wychyliła się zza lady, aby pocałować mnie w policzek.


— Czyżbym widziała w twoich oczach żal, że tego nie robicie? — kochałam tę moją wariatkę.


— Żebyś wiedziała — zachichotałam, przyłapując samą siebie na swojej głupocie. Brakowało mi takiej luźnej pogadanki z moją kumpelą.


— Jak zawsze sukowata — dziewczyna wyglądała na szczęśliwą. Bardzo mnie to cieszyło, lecz wiedziałam, że coś za tym musiało się kryć.- Znowu idziesz tak wcześnie? Psujesz mój plan dnia — oznajmiła, opierając się łokciami o blat lady.


— Mamy sporo pracy — musiałam ugryźć się w język, aby nie wygadać się o morderstwie.


— Pracy powiadasz? — spojrzała na mnie z uniesioną jedną brwią.- Zapewne dla tej ciężkiej pracy się tak odpicowałaś — jej podejrzenia stawały się dla mnie coraz bardziej niewygodne. W sumie nie wiedziałam dlaczego. Przecież tylko żartowałyśmy.


— Dumitru jest moim szefem, pamiętasz? Poza tym on zawsze jest taki elegancki, chcę mu choć trochę dorównać — wyznałam, kładąc dłonie na ladzie.


— Może i to twój szef, ale założę się o butelkę whisky, że dzisiaj nie będzie mógł oderwać od ciebie wzroku. Łapki będą mu się do ciebie kleić — eh, Morgan zawsze miała swoje teorie. Już za czasów liceum swatała mnie z różnymi kolesiami. Mimo wszystko uwielbiałam ją.


— Zamówienie Morgan — uśmiechnęłam się do dziewczyny.


— A tak wszystko dobrze? Dawno nie gadałyśmy, może wpadniesz do mnie dzisiaj wieczorem? Wyjdźmy na miasto, zaszalejmy! Proszę — szeroko uśmiechnęła się.


— Mamy czwartek, to niezbyt dobry czas na szaleństwa — upomniałam przyjaciółkę, która czasami chyba zapominała, w jakim zawodzie pracowałam. Musiałam mieć się na baczności, aby nie zaprzepaścić swojej kariery, a dziewczyna potrafiła sporo wypić.


— To chociaż wpadnij na babskie pogaduszki — przewróciła oczami, zerkając w stronę drzwi. Wtem rozbrzmiał dzwoneczek zwiastujący nowego gościa. Jak na razie byłam jedynym klientem.


— Dzień dobry panie — to Eric.


— Cześć — odparłyśmy równocześnie.


— Wypijesz dzisiaj ze mną kawę, czy będę musiał znowu samotnie spędzić czas? — chłopak posłał mi zalotny uśmieszek.


— Przykro mi, ale śpieszę się do pracy — starałam się być grzeczna.


— Co ty tu tak wcześnie robisz? — Morgan przystąpiła do ataku, przynosząc mi dwie babeczki zapakowane w kartonik wraz z kawami.


— Widziałem, że Lav dodała zdjęcie na Facebooka. Domyśliłem się, że idzie wcześniej do pracy. Chciałem się z nią spotkać, gdyż od jakiegoś czasu bardzo mnie unika — przez moje plecy przebiegł nieprzyjemny dreszcz niepokoju. Może przesadzałam, ale do licha skąd wiedział, na którą chodziłam normalnie do pracy? Dodanie fotki było chyba złym pomysłem.- Widziałaś komentarz, jaki ci dodałem? — zaskoczona zmarszczyłam brwi.


— Nie. Wybaczcie, śpieszę się — zostawiłam pieniądze na blacie, nie czekając na resztę. Zabrałam zamówienie, kierując się w stronę wyjścia.


— Do niego? Z tego, co wiem, to kancelaria otwiera się od dziewiątej. Co przez tyle czasu robicie sam na sam? — na moment przystanęłam, lecz postanowiłam nic nie odpowiadać. To nie była jego sprawa. Z resztą, co on bredził…


Wręcz biegnąc, przemierzałam ulice miasta, chcąc jak najszybciej dotrzeć do pracy. Nie mogłam się doczekać dzisiejszego dnia, gdyż istniało prawdopodobieństwo pojechania do więzienia.


Tego dnia także zjawiłam się w biurze jako pierwsza. Ze względu na to, że szef zawsze dbał, aby w kancelarii panowało ciepło, byłam zmuszona zdjąć z siebie płaszcz. Wiedziałam jednak, że Dumitru niedługo powinien się pojawić, więc położyłam go na blacie swojego biurka.


Nie włączając sprzętu, rozpakowałam zamówienie z kawiarni. Ciastka pysznie pachniały czekoladą.


Skąd wziął się ten zwyczaj?


W sumie wyszło spontanicznie. W ramach podziękowania za przyjęcie mnie na aplikację, upiekłam prokuratorowi amandine — taki tradycyjny, rumuński tort czekoladowy. Wtedy dowiedziałam się, że strzeliłam w punkt, gdyż Dumitru uwielbiał czekoladę oraz kawę, a ten deser łączył te dwie rzeczy w jedno. Później kupowałam sobie codziennie jakieś ciastko oraz latte, ale było mi głupio jeść tak samej. Od tamtej pory, pomimo początkowych sprzeciwów szefa, kupowałam taki mały zestaw nam obojgu na umilenie nowego dnia.


Czekając za prokuratorem, przypomniałam sobie o słowach Erica. Błyskawicznie podeszłam do torebki, szukając w niej telefonu. Odkopując jako pierwszą fiolkę z perfumami, wpierw spryskałam się nimi, rozsiewając ich woń po całym biurze. Następnie ponownie zajrzałam do torebki, odnajdując komórkę.


Nieco zestresowana weszłam na profil, aby zerknąć na powiadomienia. Miałam ich jedenaście, z czego większość to serduszka oraz lajki od rodziny. Tak, miałam całą rodzinkę na Facebooku. No, prawie — wszystkich tych, którzy ogarniali internet. Oprócz komentarzy ciotek oraz kuzynostwa znalazłam ten od Erica.


Piękna tak samo, jak za czasów studiów, pamiętasz?


Zdenerwowana aż usiadłam na krawędzi biurka.


Erica poznałam na pierwszym roku prawa. Po miesiącu znajomości doszło między nami do dziwnej sytuacji, o której wolałabym zapomnieć. Co prawda przeprosił mnie i obiecał więcej tego nie zrobić. Wybaczyłam i za kumplowaliśmy się, tym bardziej że posiadaliśmy masę wspólnych znajomych.


Po tylu latach myślałam, że jasno zrozumiał mój brak zainteresowania, a owe hołubienie miał ze względów czysto kumpelskich. Ten komentarz jednak przywrócił mi wspomnienia z dnia, kiedy doszło do pewnego, przykrego incydentu. Postanowiłam nie usuwać komentarza ani nie odpisywać na niego.


Musiałam porozmawiać z Leonem, zważywszy, że mieli oni ze sobą bardzo częsty kontakt. Chcąc zająć czymś myśli, podeszłam do biurka Dumitru, aby uporządkować papiery leżące w kartoniku. Tam zawsze trafiały jakieś decyzje o wprowadzeniu nowych ustaw czy mało istotnych przepisów. Zajęta porządkowaniem dokumentów nawet nie usłyszałam, jak ktoś wszedł do biura.


— Dzień dobry pani Lavano — aż pisnęłam przestraszona pod nosem.


— Dzień dobry szefie — momentalnie odwróciłam się przodem do prokuratora, który wolnym krokiem zbliżył się do biurka. Wyglądał niczym drapieżnik.


— Przepraszam, nie chciałem pani wystraszyć — Dumitru zmierzył mnie od czubka głowy, po same stopy. Może jednak źle się ubrałam… — Bardzo ładnie pani dziś wygląda. Obawiam się, że więźniowie mogą wykazać na pani widok większą nadpobudliwość — prokurator znalazł się dziwnie blisko mnie.


Nie wiedziałam, czy to pochwała, czy jednak besztanie. Nagle przystanął naprzeciwko mnie, pochylając się lekko do przodu, aby odłożyć teczkę na blat. Dzięki szpilkom brakowało mi dziesięciu centymetrów, aby dorównać wzrostem szefowi. Metr osiemdziesiąt mógł mieć, jak nie ciut więcej. Po raz pierwszy chyba miałam też okazję spojrzeć w jego oczy z tak bliskiej odległości.


To właśnie one potrafiły odczytać myśli drugiego człowieka bez słów. Chwila, czy ja zaczynałam myśleć o swoim szefie, jak o facecie? Morgan za bardzo mi nabałamuciła z rana w głowie.


— Dziękuję. Posegregowałam po części zalegające papiery. Nie wiem, czy szef chce już jechać? — poddenerwowana morderstwem, Ericiem oraz głupotami Morgan, oddaliłam się do swojego biurka.


— Wolałbym już wyjechać, gdyż dowiedziałem się pół godziny temu, że policjanci zidentyfikowali ofiarę.


— To świetnie! — entuzjastycznie krzyknęłam, zbierając płaszcz oraz torebkę.- W drogę? — rzuciłam gotowa do wyjścia.


Szef oparty tyłem o blat swojego biurka, chwycił krawędź mebla dłońmi, przyglądając mi się.


— Wszystko dobrze? — zaniepokoiłam się postawą Dumitru. Jeszcze nigdy nie zauważyłam, aby tak długo oraz jawnie patrzył się na mnie.


— Spałaś choć trochę? — oż w mordę. Skąd on? Ale…


Jak?


— Tak, trochę tak — wyznałam zażenowana. Teraz rozumiałam, dlaczego mi się tak przyglądał. Makijaż musiał wszystkiego dobrze nie zakryć, a Morgan nakładła mi bzdur do głowy. Logiczne było, że szatyn doszukiwał się w moim ciele znaków, potwierdzających jego teorię. Zawsze musiał mieć mocne argumenty, aby postawić opinię.


— Wnioskuję, że trochę to i tak wyolbrzymienie panno Vasil — szef chwycił kubeczek z kawą, upijając łyk.- Chce pani porozmawiać? — nie spodziewałam się takiej propozycji od szefa.


— To nie tylko chodzi o sprawę — westchnęłam mając cały czas na myśli Erica.


— Niech pani nie zapomina, że ja także jestem człowiekiem. Mogę wysłuchać pani tak po prostu, nie jako szef czy prokurator a jak ktoś równy pani. Taki powiedzmy dobry znajomy. Tym bardziej że znamy się już dwa lata i zapowiada się, że najbliższe pięć spędzimy w swoim towarzystwie — uśmiechnął się delikatnie.


— Nie musimy jechać? — tym pytaniem zbiłam nieco Dumitru z pantałyku.


— Owszem. Chodźmy do samochodu, a podczas drogi opowie mi pani, co takiego spędza pani sen z powiek — będąc niezbyt zadowolona, przytaknęłam głową.


Jakoś spowiadanie się szefowi ze swoich prywatnych problemów, wydawało mi się czymś dziwnym. Z drugiej zaś strony jakby nie patrzeć, to właśnie z nim spędzałam od kilku lat najwięcej czasu.


W sumie poznał mnie dość dobrze, aby móc rozpoznać moje nastroje.


— Pojedziemy najpierw na posterunek, później podskoczymy do sądu, do Petre i na sam koniec kierunek więzienie Doftana. Czeka nas ponad godzina drogi w jedną stronę. Będziemy mieć zatem sporo czasu, aby porozmawiać o wszystkim — szlag, tego nie przewidziałam.


— 10-

Przemierzając korytarz posterunku policji, czułam spojrzenia każdego mijanego faceta. Dziwnie podbudowało to moje ego.


— Dzień dobry pani — jakiś policjant zdjął czapkę, witając mnie z uśmiechem.


— Dzień dobry — odparłam z delikatnym chichotem, widząc, jak mężczyzna szedł tyłem, nie mogąc oderwać ode mnie wzroku. Aż sprawdziłam, czy spódniczka mi się nie podwinęła, ale wszystko było w porządku.


— Stałem się przy pani niewidzialny — nim prokurator otworzył drzwi do pokoju komendanta, pochylił się nieco nade mną. Nadal uśmiechnięta spojrzałam prosto w oczy mojego szefa uzmysławiając sobie jak jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko mojej. Automatycznie ciut cofnęłam się.


— Wydaje się szefowi — zachichotałam niczym nastolatka. Szatyn na moment zamyślił się, a następnie uśmiechnął tajemniczo pod nosem.


— Pani przodem — otworzył drzwi, przepuszczając mnie w progu.


— Witam — podszedł do nas komendant jako jedyny, patrząc na mnie krzywo. Musiał jednak pogodzić się z moją obecnością. Ostatnim razem Dumitru jasno dał mu to do zrozumienia.


— Przejdę do sedna sprawy… Kim jest ofiara? — szef odstawił jedno krzesło, pokazując gestem ręki, abym usiadła. Skrępowana wykonałam jego niemą prośbę, zajmując miejsce przy biurku. Prokurator usiadł tuż obok mnie, wyczekując odpowiedzi.


— Naszą ofiarą jest dwudziestosześcioletnia kobieta, znaleźliśmy ją w bazie danych. Niejaka Emily Ili znana jako Foxy. Trudniła się prostytucją, a nasi złapali ją kilka razy za drobne kradzieże oraz za proponowanie seksu funkcjonariuszom w zamian za anulowanie mandatu — komisarz ani razu na mnie nie spojrzał, zachowując się tak, jakby rozmawiał wyłącznie z Dumitru.


Po części rozumiałam jego zachowanie. Chodziło o morderstwo, więc chciał rozmawiać z profesjonalistą. Szef wydał się bardzo niezadowolony z jakiegoś faktu.


— Macie kopie dokumentów? — Dumitru złapał dłonią swoją gładką brodę.


— Tak, tu są — policjant rzucił plik kartek w żółtej teczce na stół. Momentalnie prokurator poderwał się na równe nogi.- Nie przejmowałbym się tą sprawą. To dziwka — podniosłam tyłek z krzesła i w tym samym momencie w Dumitru szlag trafił.


— Komendant niech zważa na słowa. Prostytutka owszem, ale nie dziwka. Miejmy szacunek do innych, a tym bardziej dla zmarłych. Nie zostawię tego tak. Ta dziewczyna miała życie przed sobą i nikt nie miał prawa jej go odbierać. Wszystkie takie sprawy zawsze zamiatacie pod dywan — nigdy nie wiedziałam jeszcze tak wściekłego szefa. Zdębiałam.


Stałam przy drzwiach, obok niego, totalnie nie mając pojęcia co począć. Tak jak podejrzewałam — ona, ofiara morderstwa miała tyle lat co ja.


— Dam panu dobrą radę, panie prokuratorze. Znam powód pańskiej zawziętości w tej sprawie, ale to nie pierwszy taki przypadek. Nikt nie będzie jej nawet szukać. Nikt nie zgłosił nawet jej zaginięcia. Proszę przemyśleć czy warto pchać się w tę sprawę, aby może nic się … — zawiesił komendant chwilowo głos.- Komuś — mocno podkreślił to słowo.- Nie stało.


— Niech komendanta o to głowa nie boli. To moja sprawa, czemu poświęcam swój czas — Dumitru otworzył dynamicznie drzwi, więc szybko czmychnęłam przez nie na korytarz.


Następnie szatyn także opuścił biuro, udając się do wyjścia, mocno ściskając teczkę od policjanta. Wolałam się nie odzywać. Przez całą drogę milczeliśmy, zajeżdżając pod budynek sądu.


— Zaraz wrócę — szef oznajmił, zostawiając mnie samą w samochodzie. Ewidentnie się wściekł. Czekając w dziwnym napięciu za prokuratorem, zaczęłam rozmyślać o spawie. Zachowanie policjanta było bardzo podejrzane.


Dumitru ku mojemu zaskoczeniu wrócił szybciej, niż podejrzewałam. Niepewnie zerknęłam na mężczyznę, chcąc zapytać się, czy wszystko w porządku, ale wolałam siedzieć cicho. Nie zamierzałam go jeszcze bardziej denerwować swoimi pytaniami.


Kolejnym przystankiem na naszej mapie było prosektorium.


— Tutaj nam trochę zejdzie — Dumitru wypuścił powoli powietrze z płuc, starając się uspokoić. Potulnie wysiadłam z auta, podążając do wejścia. Tam po zadzwonieniu domofonem powitał nas starszy pan, wpuszczając do środka.


— Wszystko w porządku? — Petre okazał się odważniejszy niż ja. Zdezorientowany stanął obok mnie, patrząc ze zmartwieniem na mojego szefa.


— Masz — szatyn o mało co nie rzucił dokumentami w stronę koronera. Ten zaniepokojony założył okulary na nos, czytając papiery.


— Nie dobrze — zacmokał Petre, zamykając teczkę.- Chodźmy do biura i tam pogadamy. Nie będziemy stać na korytarzu — koroner zaprosił nas gestem dłoni do pójścia przed siebie. Wchodząc przez drugie drzwi na prawo, znaleźliśmy się w gabinecie. Było tam całkiem przyjemnie. I przede wszystkim ciepło, w odróżnieniu od dolnych partii budynku.


— Herbatę? Kawę? — zapytał grzecznościowo, włączając wodę w czajniku elektrycznym.


— Kawę — jakżeby inaczej. Dumitru chyba żył tylko dzięki kofeinie.


— Herbatę — wydobyłam z siebie głos, nadal wyczuwając napiętą atmosferę.- Kwiatuszku, ty się go nie bój — Petre zauważył moje zdenerwowanie.


— Mnie? — Dumitru wydał się szczerze zdziwiony słowami koronera.


— Toć widać, że dziewczyna jest napięta jak struna — mężczyzna przystawił mi krzesło, abym mogła usiąść. Siedzenie obok szefa w takiej sytuacji nie należało do komfortowych.


— Proszę się mnie nie bać — szatyn zerknął na mnie łagodniejszym wzorkiem. Nasze spojrzenia w końcu spotkały się.


— Fabio jest zły na policjantów, nie na ciebie moja droga. Te nieroby będą chciały umorzyć sprawę — Petre podał mi do rąk kubek z gorącym napojem.


— Dziękuję. Dlaczego? — nie rozumiałam, czemu mieliby zapomnieć o morderstwie. Zabito człowieka!


— Bo naszą ofiarą jest prostytutka, a policja nie ingeruje w sprawy związane z nimi — wyjaśnił Dumitru, odbierając kubek z gorącą kawą.


— Sąd także niezbyt przychylnie zawsze patrzy na takie sprawy — Petre usiadł na swoim wytartym fotelu, krzyżując ręce na brzuchu.- Obawiam się, że tym razem może być tak samo — westchnął, nieco zsuwając okulary na czubek nosa.- Jednak uważam, że morderca zaatakuje ponownie — dodał z pewnością emanującą w głosie.


— Skąd ta sugestia? — Dumitru wydawał się bardzo zainteresowany domysłami koronera.


— Ten ktoś chce, aby było o nim głośno i dopiero się rozkręca. Nie powiedziałbym, że to jego pierwsza ofiara. Dziewczyna została zamordowana około miesiąca wstecz, lecz po dokładnych oględzinach ciała mogę stwierdzić, że była przetrzymywana dużo dłużej. Rentgen pokazał liczne złamania. Czemu postanowiłem wykonać RTG? Podczas omacywania zwłok wyczułem wiele nieprawidłowych zgrubień na kościach. Zaciekawiony wykonałem parę zdjęć, co potwierdziło moje przypuszczenia. Skóra zapomina, lecz kości pamiętają każdy uraz. Na ich podstawie odtworzyłem wraz z moim zespołem historię zamordowanej. Wielokrotnie bita tępym narzędziem, podduszana, podtapiana, wiązana oraz dźgana w okolicy żeber kilkakrotnie ostrym przedmiotem, prawdopodobnie nożem kuchennym. Rany powierzchniowe zdążyły się zagoić, tworząc zespolone blizny, natomiast kości zrosły się. Szacuję, że ten ktoś przetrzymywał naszą ofiarę przez może rok — aż włoski stanęły mi dęba.


— Dlaczego nikt wcześniej nie zainteresował się tą sprawą? Czemu nikt nie zgłosił jej zaginięcia? — pytania same cisnęły mi się na usta.


— To prostytutka, takich osób nikt nie szuka — Petre podrapał się po głowie, myśląc nad czymś.


— On na tym nie poprzestanie — Dumitru nagle wstał energicznie z krzesła, wędrując w te i z powrotem po gabinecie.


— Owszem. Niestety na ciele denatki nie znaleźliśmy żadnych śladów po sprawcy. Brak naskórka pod paznokciami, jakichkolwiek włosów, odcisków palców czy śliny. Brak ugryzień, spermy. Nic — zdenerwowana spojrzałam wpierw na swojego szefa, a następnie na koronera.


— Ile dajesz mu czasu? — prokurator ustał w miejscu, gładząc się po brodzie.


— On już ma w swoich szponach jakąś ofiarę. Sądzę, że szybko pozbędzie się kolejnego ciała. Daję mu dobę — serce mi zamarło. Czułam jak każdy mięsień mojego ciała, spiął się tak mocno, że zaczęłam się bać odprężenia, abym się nie rozsypała.


— Policja nie uwzględni go jako seryjnego, jeśli zamorduje kolejną prostytutkę. Zamiotą sprawę pod dywan — czarnowłosy mocniej zacisnął szczękę.


— Obawiam się, że możesz mieć słuszne obawy w tej sprawie mój drogi Fabio — westchnął Petre.


— 11-

Rozmowa z Petre zajęła nam ponad dwie godziny. Omawialiśmy — w sumie to mężczyźni omawiali — możliwe scenariusze dokonanej zbrodni. Analizowali każdy szczegół, który zainteresował koronera i mógł wnieść coś do sprawy.


— Będziemy w kontakcie — Dumitru stojąc w progu frontowych drzwi budynku, otworzył auto pilotem. Szef na szczęście rozluźnił się nieco, łagodniejąc w oczach oraz na twarzy.


— Bezpiecznej podróży! — Petre machnął do nas dłonią, czekając, aż odjedziemy z parkingu. Mijając bramę, poczułam wibrowanie w torebce. Dopiero po odblokowaniu ekranu ujrzałam piętnaście nieodebranych połączeń od siostry.


Nerwowo zerknęłam kątem oka na szefa, który skupił całą swoją uwagę na drodze.


— Może pani zadzwonić — nie miałam pojęcia skąd wiedział, o czym myślałam, ani co robiłam. Przecież patrzył na jezdnię!


Zestresowana wybrałam numer siostry, bojąc się nieco jej reakcji. Może nie tyle obawiałam się, że zacznie na mnie krzyczeć, ile tego, że usłyszy to Dumitru. Jak ja wtedy wyszłabym w oczach szefa? Super już i tak nie wypadałam.


Cicha, bojaźliwa, niepotrafiąca sama się obronić — tu piłam do sytuacji z komendantem. Do tego jeszcze dająca sobą pomiatać.


— Sorina? Dzwoniłaś — odparłam na tyle chłodno, jak tylko potrafiłam.


— Teraz? Teraz to się cmoknij! Potrzebowałam twojej pomocy wtedy, teraz już sama sobie poradziłam. Co takiego robiłaś, że nie mogłaś odebrać telefonu? Co było ważniejsze od odebrania połączenia od własnej siostry? — wrzaski oraz hałas wydobywały się ze słuchawki.


— Sorina uspokój się — rozkazałam łagodnie, lecz stanowczo, chcąc wyglądać na opanowaną. Tak opanowaną, jak Dumitru przez większość czasu.


— Jak śmiesz mi rozkazywać? Myślisz, że jak parzysz kawki prokuratorowi, to jesteś lepsza ode mnie? Za kogo ty się masz?!


— Sor… — nim zdążyłam wypowiedzieć jej imię, dziewczyna rozłączyła się. Żałowałam w tamtej chwili, że w ogóle do niej zadzwoniłam. Modliłam się w duszy, aby tylko Dumitru tego nie słyszał. Jednak w aucie niosła się cicha muzyka, przez co odetchnęłam z ulgą.


Kiedy pomyślałam, że mężczyzna nie wróci już do tematu z rana, on odezwał się.


— Opowie mi teraz pani, co tak bardzo panią dręczy? — jakże się pomyliłam.


— Hmm — westchnęłam pod nosem, blokując telefon.- Sporo tego — dodałam spoglądając w boczną szybę.


— Jak mówiłem, mamy przed sobą dobrą godzinę drogi — uparcie wpatrywałam się w krajobraz za oknem. Niestety nawet pogoda nie rozpieszczała. Zaczęło mocno lać.


Po dłuższej chwili zastanowienia spojrzałam na prokuratora, który z anielską cierpliwością czekał, aż się przełamie. Nie popędzał, nie naciskał, a jednocześnie czekał, wiedząc kierowany doświadczeniem, że pęknę.


— Coraz częściej zastanawiam się, czy obrałam dobry kierunek — skwasiłam minę, obawiając się reakcji Dumitru na moje wyznanie.


— Dlaczego? — zero jakichkolwiek uczuć, które mogłyby mi zdradzić jego nastawienie do moich słów.


— Coraz więcej ludzi śmieje się ze mnie albo wprost mówi, że to nie kierunek dla kobiety — spuściłam wzrok na swoje kolana.


— A co pani czuje? Chce pani to robić? — nasze spojrzenia skrzyżowały się na chwilę.


— Pewnie, że tak. Łapanie zbrodniarzy było moim marzeniem — odparłam bez chwili zawahania, czując się nieswojo, opowiadając o swoich problemach szefowi.


— Jeśli pani to czuje i przede wszystkim chce to robić, to nie widzę żadnych powodów, aby wątpić w siebie. Zawsze znajdą się ludzie, którzy z przyjemnością będą pani podcinać skrzydła. Pytanie, czy pani da się złamać i wplątać w ich gierkę — w słowach prokuratora było sporo prawdy.


— A co jeśli się nie nadaję? Komendant już podczas odnalezienia zwłok, totalnie mnie nie znając powiedział, abym zmieniła zawód — dopiero po chwili zrozumiałam, że powiedziałam ciut za dużo. Przecież Dumitru nie mógł słyszeć, jak komendant zwrócił mi tamtej nocy uwagę, sądząc, że miałam jakieś paranoje.


— Komendant, ech — szef przetarł brodę dłonią.- On jest zazdrosny, że kobieta może zajmować wyższe stanowisko niż on. Koniec końców jest pani asesorem prokuratora i komendant siłą rzeczy posiada niższą pozycję. Proszę nie brać sobie jego uwag do siebie. Poza tym jako prokurator musi pani liczyć się nawet z linczem publicznym. Jeśli pani będzie się tak przejmować opinią innych, to w końcu pani rzuci te robotę — zrobiło mi się dziwnie głupio.


— Pal licho, gdyby chodziło tu tylko o obcych — wyznałam cicho pod nosem, przypominając sobie słowa mojej siostry. Zawstydzona podniosłam wzrok, dostrzegając posmutniałe spojrzenie szatyna.


— Rodzina daje swe znaki? — po raz pierwszy wydawał się przejęty?


Trudno było mi nazwać tę emocję, która zagościła wyłącznie w jego oczach.


— Ciężka sprawa. Rodzice co prawda są po mojej stronie i bardzo mnie wspierają, ale wiem, że chcieliby, abym miała już stałą pracę. Boją się o moją przyszłość. Trudno mi utrzymać się samej. O ile na studiach mieszkałam w akademiku, tak na aplikacji przeprowadziłam się na swoje. Podczas studiów pracowałam i dzięki temu odłożyłam trochę kasy na coś swojego. Teraz mam staż, ale trudno z niego wyżyć. Na szczęście udało mi się znaleźć jakieś niedrogie lokum, ale co z tego, jak od nowego roku ceny znowu pójdą w górę. Auta nadal nie posiadam, co bardzo utrudnia dojazd gdziekolwiek dalej. Nawet jakbym chciała pracować gdzieś indziej.


— A chciałaby pani zmienić miejsce pracy? — to pytanie zadał natychmiastowo, spinając mnie.


— Nie. To był przykład — odpowiedziałam natychmiastowo, bojąc się, że mogłam w jakikolwiek sposób urazić szefa.- Jest mi u pana bardzo dobrze — dodałam z delikatnym uśmiechem.


Przecież robił dla mnie tak wiele, a przecież nie musiał.


— Rodzice nic nie mówią, mając nadzieję, że po roku stażu otworzę własną działalność jako prokurator, lecz czekać ich będzie gorzkie rozczarowanie. Nie powiedziałam im jeszcze, że przede mną kolejne pięć lat nauki — ukryłam twarz w dłoniach, czując ból głowy na samą myśl, jak mogą zareagować, na tę wieść.- Sorina, moja siostra, będzie miała kolejny powód, aby wieszać na mnie haki — poczułam nagle pod powiekami piekące w moje oczy łzy. Szybko zamrugałam, aby się ich pozbyć.


— To z siostrą pani rozmawiała — to nie było pytanie.


— Tak — czyli słyszał, co mówiła.


— Bardzo zarozumiała osoba — nadal mówił ze stoickim spokojem.


— Może i tak, ale ma męża, własną restaurację, dziecko, dom, samochód, a ja? Nadal się uczę, odbywam staż, mieszkam kątem w ciasnej klitce, sama. Może nie tak do końca sama, bo mam dwa psy — jaki wstyd…


— Jak ja chodziłem na studia, to mieszkałem z moją ciotką. Siostrą mojej mamy. Ona ma syna, który uczył się wtedy na lekarza. Zawsze rodzice, wujostwo, czy dziadkowie porównywali mnie do niego. Z początku przejmowałem się tym jak pani. On miał zostać lekarzem po pięciu latach studiów, a ja musiałem po tym okresie odbyć jeszcze jak pani aplikację adwokacką, później otrzymałem propozycję stażu, następnie czekało mnie pięć lat aplikacji prokuratorskiej. Mojej rodzinie w ogóle się to nie podobało, a już szczególnie to, że sprowadzę im na głowę jakichś bandytów. Pod koniec pierwszego roku ojciec powiedział, że jeśli nie zmienię kierunku, to muszę radzić sobie sam. Nie zmieniłem. Mimo że mieszkałem rok u ciotki, to nie miałem przyjaciół, gdyż skupiłem się na nauce. Później, po wakacjach ojciec spełnił swoją groźbę. Ciotka wyrzuciła mnie ze swojego domu, argumentując to niebezpieczeństwem, jakie sprowadzę na nią. Zamieszkałem więc sam. Było mi ciężko, ale wiedziałem co chcę robić do końca życia. To powołanie, które się czuje — dopiero teraz przyłapałam się na wlepianiu wzroku w prokuratora.


— Szef sobie świetnie poradził — stwierdziłam, spoglądając w randomowe miejsce.- Zaszedł pan bardzo daleko — coraz bardziej podziwiałam Dumitru. Ja przez ten cały czas miałam wsparcie rodziców, brata, przyjaciółki zaś on został pozostawiony sam sobie.


— Mój były szef bardzo mi pomógł. Dzięki niemu jestem tu, gdzie jestem. Przed swoją śmiercią wstawił się za mną u paru wpływowych ludzi — ciężko przełknął ślinę.- Później, po wypadku zaproponowano mi posadę pomocnika prokuratora krajowego, a po roku zająłem jego miejsce. Oto tak od dziesięciu lat jestem prokuratorem krajowym. Wiem, że jest pani ciężko, ale ja wierzę w panią. Mam nadzieję, że to choć trochę coś znaczy — po raz pierwszy moje serce jakoś dziwnie zabiło, natomiast na policzkach poczułam przyjemne pieczenie.


— Dziękuję, znaczy to dla mnie bardzo wiele — szepnęłam, zmieszana nieznanymi mi uczuciami.- Ale właśnie… Aplikacja. Nie stać mnie na wyprowadzkę, czy na weekendowe wyjazdy do Bukaresztu. Nie wiem co zrobić — miałam wrażenie, jakby ktoś rzucił na moje serce worek kamieni.


— Niech pani złoży pismo, a dalej jakoś sobie poradzimy — zerknęłam na prokuratora nieco zaskoczona.- Jestem nie tylko pani szefem. Chcę, aby miała pani we mnie także wsparcie. To nie łatwa praca, a razem jest łatwiej cokolwiek osiągnąć — wyjaśnił, poprawiając się nerwowo na fotelu.


— Ale nie chcę dostać się gdziekolwiek wyłącznie za pana pomocą. Chcę do tego dojść dzięki sobie. Bardzo doceniam, to co szef dla mnie robi, ale nie chcę żyć w wiedzy, że osiągnęłam coś tylko i wyłącznie dzięki pana znajomościom — wyznałam szczerze, co wywołało u Dumitru uśmiech.


— Wie pani, co bardzo sobie cenię w innych ludziach? — zerknął na mnie rozpromieniony.- Ambicje. A tego ma pani tak wiele — czyżby to był komplement?


— W relacji z rodziną nie potrafię pani doradzić, lecz co do siostry… Proszę jej nie słuchać. Nie ma ona za grosz pojęcia, jaką posiada pani wiedzę. Ile musi pani włożyć każdego dnia wysiłku, aby wspiąć się w górę. Każdy ma swoje własne życie i na wszystko przychodzi właściwy czas. W końcu pani też będzie mieć stałą pracę. Kiedyś znajdzie pani właściwego mężczyznę, z którym założy rodzinę. Wystarczy poczekać. Wszystko po kolei. A pani siostra nawet nie ma pojęcia, jak bardzo się myli — mój szef był naprawdę miłym człowiekiem.


— Ma pan rację. Każdy z nas ma swój plan na życie i nikt nie ma prawda mówić mi, jak mam żyć — po rozmowie z Dumitru zrobiło mi się trochę lżej.


— Dobrze, że ma pani oparcie w Leonie — o proszę. Szatyn mówił po imieniu do mojego brata, co znaczyło, że musiał mieć z nim bardzo dobry kontakt. Leon nie chwalił się tym faktem.


— Tak, mój brat jest naprawdę cudowny. Muszę z nim dzisiaj porozmawiać na temat naszego wspólnego znajomego — to drugie zdanie bardziej powiedziałam do siebie niż do szefa.


— A coś się stało? — zaciekawiony zaczął drążyć temat.


— Obawiam się, że ów chłopak może mieć mylne odczucia względem mnie. Kiedyś, za czas studiów doszło do niemiłego incydentu między nami, ale po rozmowie miałam nadzieję, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. Dzisiaj, gdy wrzuciłam zdjęcie na Facebooka, dodał mi komentarz, który zaniepokoił mnie. Może mam już urojenia, ale jakoś intuicja nigdy jeszcze mnie nie oszukała — zastanowiłam się jeszcze głębiej nad tą sprawą.


— Mogę wiedzieć, co się między wami zaszło? To coś podlega pod naruszenie prawa? — mogłam jednak przemilczeć ten temat.


— Ja byłam na prawie, a on na mat-fizie. Zdarzyło się to zimą, gdy oboje pracowaliśmy do późna w bibliotece, każdy nad swoim projektem. Pod sam koniec poprosił mnie o pomoc przy jakimś doświadczeniu, które miało zająć nam dosłownie parę chwil. Zgodziłam się, gdyż znaliśmy się już miesiąc, on był i z resztą nadal jest dobrym kumplem mojego brata, więc nie widziałam w tym nic złego. Nasze akademiki znajdowały się po przeciwnych stronach. Mój akademik stał po lewej stronie, gdzie mieszkały dzieciaki studiujące prawo, medycynę oraz psychologię, a po przeciwnej typowo studenciaki z kierunków matematyczno-fizycznych, architektury, pedagogiki i mniejsza… Kiedy znaleźliśmy się już w jego pokoju, zauważyłam, że nie było tam jego współlokatorów. Stwierdził, że oni prowadzą imprezowy tryb życia i więcej ich nie ma, niż są. Uwierzyłam — wzruszyłam ramionami.- Jednak po zapytaniu się czego dotyczy ten eksperyment, za insynuował, że tyczy się siły przyciągania jednego ciała do drugiego — wypowiedziałam te słowa z przekąsem, cicho cmokając.


Mój wzrok od razu przykuły dłonie szefa, które zacisnęły się mocniej na kierownicy.


— Zrobił coś pani? — nim podjęłam się kontynuacji historii, prokurator w swojej głowie wysnuł już zapewne najmroczniejszy scenariusz.


— Nie, no… Może. Doszło co prawda do małej szarpaniny, ale na tym się skończyło. Następnego dnia nie poszłam na zajęcia, wróciłam do domu rodzinnego, do Buftea. Tam też przebywał mój brat, gdyż załatwił sobie praktyki blisko domu, a on jakoś właśnie kończył studia. Po dowiedzeniu się co zrobił Eric, wylał mu po mordzie, chłopaki pobili się pod naszymi akademikami. Leon odwiózł mnie wtedy, po weekendzie na uczelnię i nie wytrzymał. Tamtego dnia mój brat pierwszy raz w życiu się bił. Eric to wytłumaczył zauroczeniem się, przeprosił, a po pół roku jakoś rany się wylizały. Od tamtej pory nic więcej się nie stało. Jasno dałam do zrozumienia Ericowi, że między nami nic więcej prócz przyjaźni nie będzie. Jednak dzisiaj dodał pod moim zdjęciem komentarz, który nawiązywał do tamtego wieczoru. Wtedy pierwszy raz powiedział mi między innymi, że jestem piękna — zamyśliłam się chwilę.


— A jak brzmiał komentarz? — Dumitru choć nie patrzył na mnie, to dostrzegłam jak zmarszczył brwi.


— Piękna tak samo, jak za czasów studiów, pamiętasz? — aż ciarki przebiegły po moich plecach.- Niby to nic takiego i nie powinnam siać paniki, ale momentalnie… Jakby ktoś uderzył mnie w twarz — nawet nie wiem, kiedy zaczęłam gestykulować rękoma.- Od razu połączyłam te dwa fakty ze sobą. Może mam urojenia — podrapałam się nerwowo po czole.


— Nie podoba mi się zachowanie tego pana — głos zabrał Dumitru.- Nie wiem dokładnie co się wydarzyło tego dnia i nie mam zamiaru naciskać, lecz… — na moment zamilkł.- Samo szarpanie się z panią, daje mi bogaty obraz tego, co musiało się stać — dławiąc się powietrzem ze wstydu, odwróciłam twarz ku bocznej szybie.


— Proszę pamiętać dwie rzeczy. Pierwsza to taka, że nasz mózg wysyła nam sygnały w postaci intuicji, gdyż on jako pierwszy wychwycił sygnały, których my jeszcze nie zdążyliśmy zauważyć. Ostrzega nas, raczej rzadko się myląc. Mózg jest potężnym narządem. A druga sprawa — spojrzeliśmy na siebie.


On nieco zmieszany, może ciut zaniepokojony zaś ja przerażona jego spostrzeżeniem.


— Proszę pamiętać, że jestem do pani dyspozycji o każdej porze. Zawsze postaram się pani pomóc.


— 12-


Droga do więzienia minęła nam bardzo szybko i nim się zorientowałam, stanęliśmy przed wysoką bramą.


— Jesteśmy — szef nie wydał się jakoś specjalnie zachwycony z tego faktu. Natomiast ja emanowałam podekscytowaniem, gdyż pierwszy raz w życiu miałam okazję znaleźć się w takiej miejscówce.


Właśnie wjeżdżałam wraz z prokuratorem na plac więzienia!


Oczywiście po wcześniejszym wylegitymowaniu się.


— Proszę trzymać się blisko mnie — polecił szatyn, zabierając z tylnego siedzenia swoje rzeczy. Potulnie pokiwałam głową, wychodząc z auta. Deszcz nadal padał, mimo że znajdowaliśmy się prawie sto kilometrów od kancelarii.


Byłam tak podniecona całą tą sytuacją, że huk zamykanej bramy wystraszył mnie. Mimowolnie obejrzałam się za siebie, widząc mnóstwo żelastwa, jakie otaczało budynek. Przed samą bramą wjazdową znajdowały się dwie wysokie wieże strażnicze, wyposażone w ogromne lampy stadionowe. Na najwyższych partiach ogrodzenia oraz murów wił się podwójny rząd zwojów drutu kolczastego, podpiętego do prądu.


Skąd wiedziałam?


Po pomarańczowych lampkach, które wyglądały tak, jakby kręciły żarówką w środku jako sygnał ostrzegawczy. Wędrując za szefem, w stronę potężnie wyglądających drzwi, uważałam, aby nie zatopić się w błocie. Założenie szpilek nie było jednak dobrym wyborem.


Dumitru zapukał dwukrotnym uderzeniem w blaszaną płytę, która wydała z siebie przerażająco głośny dźwięk. Zaciekawiona wszystkim, rozejrzałam się dookoła, dostrzegając kamery na każdym rogu.


— Fabio Dumitru, prokurator krajowy — szatyn wylegitymował się swoim dokumentem. To wystarczyło, aby drzwi otworzyły się. Całe moje ciało opanowało zdenerwowanie. Niesamowicie dziwne doznanie.


— Kim jest ta pani? — dopiero to pytanie przywróciło mnie nieco na ziemię. Zestresowana zapomniałam języka w buzi. Strażnik przyglądał mi się badawczo, mając srogi wyraz twarzy.


— Jestem stażystką u pana prokuratora, Lavana Vasil — przedstawiłam się, dopiero po fakcie zastanawiając się nad tym, co powiedziałam. Musiałam przestać być taka spięta oraz nieogarnięta, gdyż świadczyło to mało profesjonalnie o mnie. Jednak wszystko było takie nowe.


— Pani Vasil odbywa u mnie staż jako asesor prokuratora i współtowarzyszy mi podczas śledztwa — Dumitru jak zawsze znacznie lepiej wyjaśnił całą sprawę. Jak zawsze bardziej profesjonalnie.


— Byliśmy umówieni na dzisiaj z panem Tanasem — hmm…


Kolejny facet w świecie kryminalnym. Dało mi to trochę do myślenia — to, że jak do tej pory jedyne kobiety, jakie spotkałam, zajmowały niskie stanowiska w świecie prawa. Jakieś sekretarki, urzędniczki najniższej rangi, czy zwykłe policjantki. Choć i na komisariacie widziałam może maksymalnie ze dwie panie.


— Korytarzem na wprost przez te drzwi — mężczyzna wyprany z jakichkolwiek emocji podszedł do drzwi z podwójną szybą, włączając jakiś przycisk. Następnie elektryczny dźwięk ustąpił zatrzaskowi, umożliwiając otworzenie przejścia.- Na końcu ktoś już państwa dalej pokieruje — grzecznie przeszłam przez próg, podążając za szefem w milczeniu.


Tylko huk zatrzaskujących się za mną drzwi na prąd, odrobinę podniósł mi adrenalinę. W tym miejscu panowało straszne echo, przez które słyszałam nawet swój własny oddech. Nie wspominam już o tym, że moje szpilki wydawały się w tamtym momencie mega głośne, co przyprawiło mnie o dyskomfort. Nie tak to sobie wyobrażałam zakładając je.


Skrępowana starałam się iść na palcach, aby nie robić aż tyle hałasu. Kiedy przystanęliśmy przy kolejnych drzwiach, Dumitru ponownie wyjaśnił, kim jesteśmy oraz po co tu przybyliśmy. Kolejny strażnik otworzył wejście, natomiast jeszcze inny podszedł do nas.


— Czy państwo posiadają przy sobie dyktafony, kamery czy przenośne dyski, a także niebezpieczne narzędzia, broń, czy środki odurzające oraz alkohol? — zaprzeczyłam ruchem głowy.


— Nie posiadamy — odparł Dumitru pewnym głosem. Następny typek wyłonił się z jakiejś kanciapy, stając przodem do nas z rękoma założonymi przed sobą na wysokości podbrzusza. Spojrzenie tego faceta mroziło krew w żyłach.


— Za mną proszę — strażnik więzienny ruszył jako pierwszy, odblokowując kartą drzwi magnetyczne. Wszędzie panowała jasność przez ostre, rażące żarówki. Na każdym kroku znajdowały się kamery bezpieczeństwa, przez co człowiek czuł się zaszczuty. Bardzo nieprzyjemne doznanie.


Krocząc wzdłuż wąskiego korytarza, zorientowałam się, że szatyn co jakiś czas oglądał się za siebie, zerkając ukradkiem na mnie.


Czyżby się bał, że się zgubię?


Ponownie stanęły przed nami zamknięte drzwi. Tym razem strażnik otworzył je kluczem, wpuszczając nas na klatkę schodową. Od samego progu słychać było stłumione krzyki oraz wrzaski należące do mężczyzn. Aż włoski stanęły mi dęba.


Żałowałam, że założyłam spódniczkę.


Schodząc po metalowych stopniach poczułam, jak zawartość mojego żołądka niebezpiecznie podeszła mi do gardła. Łapał mnie jeszcze większy stres.


— Z drogi! — krzyknął strażnik, wyjmując pałkę policyjną, jakby niby była do tego potrzeba. Kolesie w pomarańczowych strojach znajdowali się za kratami, które nas od nich oddzielały. Wszędzie roiło się od funkcjonariuszy, którzy mierzyli nas nieodgadnionym wyrazem twarzy.


W sumie miałam wrażenie, że najbardziej obczajali mnie, zastanawiając się, kto normalny w taki sposób ubiera się do pierdla. Dopiero po chwili zrozumiałam, do kogo mówił strażnik. Przed nami znajdował się skuty w nadgarstkach oraz kostkach facet w czerwonym stroju. Na ustach malował mu się szeroki uśmiech, natomiast jego zęby, wargi oraz odzienie pokrywała krew?


Tak, to zdecydowanie wyglądało na krew.


— Suczka — niebezpiecznie nachylił się w moją stronę, szepcząc to w taki sposób, że aż mnie zatrzęsło z obrzydzenia. Dodatkowo oblizał się obleśnie, lustrując moje ciało. Wtem rozległy się gwizdy zza ściany krat. Więźniowie zorientowali się, że przybyła w ich progi kobieta.


— Dla ciebie pani prokurator — Dumitru nagle zatrzymał się, spoglądając na więźnia.


— Zamknąć się! — dwóch strażników, pilnujących zgrai walnęło w pręty, co wystraszyło mnie. Jednak nie mogłam dać tego po sobie poznać, więc ze wszystkich sił stłumiłam w sobie krzyk. Atmosfera z każą chwilą zagęszczała się.


— Taki z niej prokurator, że w jej oczach widzę strach — osadzony dziwnie zassał powietrze, uśmiechając się szeroko. Jego twarz, choć wyglądała na łagodną, to w jego tęczówkach panowało szaleństwo.


— Na twoje szczęście, nie musisz się tym przejmować. Obiecuję ci, jak i reszcie twoich koleżków, że ja już dobrze wyszkolę tą panią. Radziłbym ci jednak… — Dumitru zbliżył się niebezpiecznie blisko faceta.- Jak na razie bać się mnie — matko kochana!


Mój szef był prawdziwym twardzielem. Patrzył kolesiowi prosto w oczy, stojąc z nim twarzą w twarz, zaledwie parę centymetrów od niego. Skazany zacisnął mocno szczękę, przemielając w niej ślinę.


— Skurwiel! — wycedził przez zęby.


— Potraktuję to jako komplement — Dumitru uśmiechnął się przyjaźnie, machając ręką na znak, aby strażnik zabrał więźnia.


— Idziemy — funkcjonariusz zrozumiał niemy rozkaz, popychając typa do przodu.


— A wy, na co się gapicie?! Do swoich zajęć — krzyknął jeden z ochroniarzy grupy skazańców, którzy pod spojrzeniem Dumitru odsunęli się od krat.


Ale on był mega męski. Szef strasznie mi imponował.


— Na przód — prowadzący nas strażnik ruszył dalej, więc grzecznie podążyłam w jego ślady. Chwilę później szatyn przyłączył się do nas.- Proszę chwilę poczekać — funkcjonariusz doprowadził nas pod masywne drzwi. Na metalowej tabliczce widniał napis „profiler kryminalny Andrew Tanas”.


— Można wejść — umundurowany mężczyzna wyszedł z pokoju, wpuszczając nas do środka. Po zamknięciu się za nami drzwi odetchnęłam z ulgą. Stojąc w zimnym biurze, spojrzałam na siedzącego za biurkiem faceta. Mający może czterdziestkę na karku, przyjaźnie wyglądający typ.


— Witam — mężczyźni wymienili się uściskiem dłoni.- To pani Lavana Vasil, odbywa u mnie staż na stanowisku asesora — jak zawsze to czarnowłosy mnie przedstawił.- Będzie mi towarzyszyć w tej sprawie — dodał Dumitru, spoglądając na mnie.


— Miło mi panią poznać. Jestem Andrew Tanas, profiler kryminalny, ale pani to pewnie już wie. Wstępnie już rozmawialiśmy o tej sprawie — psycholog uśmiechał się do nas pogodnie.


— Wiemy, kim była ofiara — Dumitru już ze spokojem podał teczkę znajomemu, który ze skupieniem czytał wszystko bardzo dokładnie. Przynajmniej tak to wyglądało.


— Nie chcę cię niepokoić, ale ta sprawa według mnie jest niestety przegrana. Sąd nie zechce wydawać skąpych i tak już środków finansowych, na dochodzenie w sprawie zamordowanej prostytutki — Tanas oparł się o krzesło, przechylając się lekko w lewą stronę, aby móc się oprzeć łokciem o podłokietnik.


— Domyśliłem się tego — szef wyglądał na bardzo rozczarowanego.


— Obawiam się, że wasz dzisiejszy przyjazd do mnie był daremny. Według danych mógłbym określić mniej więcej zarys postaci, ale to nie ma najmniejszego sensu. Rozumiem, że pan prokurator chciał także pokazać pani stażystce, jak to wszystko wygląda, ale nie podejmę się dzisiaj tego zadania. Szkoda czasu na sprawę, która pójdzie w kąt — teraz to się we mnie zagotowało.


Dlaczego wszyscy odrzucali tę sprawę?! Doszło do morderstwa, kimkolwiek ta kobieta by nie była?!


Zaczęłam nie lubić tego całego psychologa.


— Jednak żeby nie zbyć waszego czasu, to chciałbym porozmawiać z panią Vasil na osobności — przestraszyłam się, przez co z szeroko otwartymi oczami spojrzałam wpierw na profilera, a następnie na szefa.


— Po co? — spytałam w końcu niepewnie, gdy żaden z nich nawet się nie odezwał.


— Chciałbym poznać pani psychikę — uniosłam jedną brew do góry.


— Spokojnie, takie testy przechodzi każdy pracujący w kryminalistyce — wyjaśnił Dumitru, jednak po jego twarzy nie widziałam zadowolenia.- Będę czekać na korytarzu — szatyn wstał z krzesła, zostawiając mnie sam na sam z Tanasem. Momentalnie się spięłam.


— Proszę się rozluźnić. Ta rozmowa ma mi tylko przybliżyć pani predyspozycje. Nie wpłynie jednak ona na pani staż — uspokoił mnie brunet, posyłając mi pogodny uśmiech. Wcale mnie nim do siebie nie przekonał.- Jak dzisiaj pani samopoczucie? — mężczyzna wpatrywał się we mnie.


— W miarę dobrze. Trochę ostatnio się dzieje, więc — podrapałam się nerwowo po czole.- Mogę być trochę spięta. Ale zbliża się weekend, więc trochę zresetuje myśli.


— A o czym są te myśli?


— Głównie o pracy, ale też o paru prywatnych problemach — spuściłam wzrok na wspomnienie swojej siostry oraz rodziców, którym musiałam powiedzieć o mojej dalszej nauce.


— Widzi się pani w pracy prokuratora za parę lat? — kontynuował ze spokojem w głosie.


— Tak, to moje marzenie, do którego ciągle dążę — wyjawiłam zgodnie z prawdą.- Nie jest to prosta droga, ale warta każdego trudu — skwitowałam hardo.


— A jak układają się pani relacje ze znajomymi? Z rodziną? — takimi pytaniami maglował mnie przez bardzo długi czas. Odpowiadałam na quiz dość powierzchownie lub wymijająco, nie chcąc, aby ktoś obcy pchał się do mojego życia.


Co go to interesowało?


Jednak wjazd na moje traumy oraz strachy według mnie, jak na pierwsze spotkanie, było małym przegięciem. Mimo wszystko psychologiem nie byłam, więc co ja tam mogłam o tym wiedzieć.


— Dobrze, nie będę już pani dłużej przetrzymywać. Jakby pani mogła poprosić jeszcze pana prokuratora na momencik do mnie — poddenerwowana wstałam grzecznie z krzesła, po czym skierowałam się w stronę drzwi.


— Szefie, pan Tanas prosi pana do siebie — bardzo źle czułam się w tamtym miejscu. Dumitru znudzony odbił się od ściany, przy której stał oparty plecami, znikając mi z oczu. Teraz to ja czekałam na szatynem, zastanawiając się, o czym mogli rozmawiać, będąc na osobności.


Niepokojące dźwięki nagle zaczęły dobiegać z drugiego końca korytarza. Podejrzewałam, że to więźniowie robili taki hałas, lecz nie znałam powodu ich zachowania. Minuty mijały, wrzaski ucichły, a ja znudzona błąkałam się pod drzwiami gabinetu profilera. Niespodziewanie wejście się otworzyło. Momentalnie stanęłam w miejscu, żeby szef nie podejrzewał mnie o podsłuchiwanie.


— Już wychodzimy — oznajmił Dumitru dość chłodno, kierując się korytarzem, którym tu dotarliśmy. Nie wiedząc, co się stało, powędrowałam za szatynem, mając nadzieję, że uchyli mi rąbka tajemnicy. Nawet nie macie pojęcia, jak mi ulżyło, kiedy wyszliśmy poza mury więzienia.


Zimne krople deszczu przyjemnie ochładzały buzujące nadal we mnie emocje. Musieliśmy dość długo siedzieć u profilera, gdyż na dworze zapadał zmrok, a może była po prostu wina pogody.


Po wejściu do auta nadal czekałam, aż Dumitru przemówi, lecz milczał niczym grób. Postanowiłam zrobić to samo, uparcie podziwiając krajobraz mijany za szybą. Moje postanowienie złamało ciche westchnienie szefa. Zmartwiona zerknęłam na niego kątem oka. Wyglądał na zmartwionego — coś go wyraźnie gnębiło.


Swoją drogą musiałam przyznać, że nawet przybity wyglądał bardzo przystojnie. Momentalnie potrząsnęłam dyskretnie głową, aby pozbyć się tych myśli. To był mój szef do cholery! Ech, Morgan mi tylko nawpychała głupot. Chociaż fakt, że Dumitru był przystojnym facetem to nie kłamstwo.


— Wszystko w porządku szefie? — nawet nie wiem, kiedy z moich ust wypłynęło to pytanie. Szatyn spojrzał na mnie z cieniem uśmiechu, który przebiegł po jego ustach.


— Nawaliłem — westchnął, wprawiając mnie w zakłopotanie.


— Z czym? — zaskoczona zmarszczyłam brwi, nic nie rozumiejąc.


— Policja oraz sędzia prawdopodobnie już jutro odrzucą nasz wniosek o wszczęcie postępowania. Chciałem pani tyle pokazać, nauczyć — aż zrobiło mi się smutno. Na serio mu zależało na tym, abym zdobyła doświadczenie oraz wiedzę.


— To nie pana wina, poza tym może nie wszystko stracone — starałam się go jakoś pocieszyć, chociaż w tym byłam słaba. Lepiej mi szło rzucanie faktami, które częściej potrafiły dobić, niż poprawić humor.


— Dziękuję za miłe słowa, lecz jako szef zawiodłem panią, natomiast jako prokurator kolejny raz dałem ciała. Sprawa jak wiele poprzednich, które tyczyły się prostytutek, pójdzie w zapomnienie. Przed pani aplikacją zdarzyły się przypadki zamordowanych kobiet, które pełniły usługi seksualne. Jednak ciał było zbyt mało, nikt nie przejmował się losem tych kobiet i sprawy zostały zamknięte — wyjawił Dumitru, który wyglądał na coraz bardziej przybitego.


— Nie zawiódł mnie pan. W ciągu tych paru dni zobaczyłam i dowiedziałam się więcej, niż przez całe studia — to w sumie była prawda.- Może ta przygoda — zrobiłam cudzysłów w powietrzu.- Dobiegła końca, lecz wyniosłam z niej bardzo dużo. I jestem za to panu bardzo wdzięczna — dodałam uśmiech, widząc cień radości w oczach mężczyzny.


— Miło mi to słyszeć. Jakieś plany na wieczór? — spytał, zerkając na świecący w półmroku wyświetlacz. Sama automatycznie przeniosłam tam wzrok. Licząc czekającą nas godzinną jazdę, to na miejsce mieliśmy dotrzeć przed siedemnastą. Akurat na zamknięcie kancelarii.


— Myślałam, aby spotkać się w końcu ze swoją przyjaciółką, bo już dawno nie spędziłyśmy ze sobą czasu. Przyda mi się towarzystwo takiej wariatki jak ona. Jest cudowna — na samą myśl o Morgan zaczęłam się uśmiechać i czuć ciepło na sercu. Zawsze mogłam na nią liczyć. Mogłam śmiało stwierdzić, że była lepsza i bliższa mi niż Sorina.- Jednak wcześniej muszę wskoczyć na małe zakupy do spożywczaka — przypomniałam sobie, że jedzonko moich pupili kończyło się, a ja sama nie miałam niesamowicie dużych zapasów w lodówce.


— Możemy podjechać gdzieś po drodze — zaproponował szef, nieco mnie tym zaskakując.


— Nie trzeba, nie chcę robić problemów. Idąc do domu, wstąpię gdzieś do sklepu — poczułam się niezręcznie.


— To żaden problem — liczyłam na to, że pojedziemy prosto do kancelarii. Jednak moje nadzieje szybko zostały rozwiane.


Niecały kwadrans później podjechaliśmy do Lidla znajdującego się na drodze wyjazdowej z Doftana, w kierunku domu. Jeszcze bardziej poczułam skrępowanie. Robienie zakupów z kimś nie było mi obce, ale z szefem?


Zażenowana chciałam chwycić za koszyk, lecz Dumitru jak zawsze zachował się jak prawdziwy dżentelmen.


— Może wózek? Będzie łatwiej — nim odpowiedziałam, to on już go wyciągnął z rzędu. Czując wewnętrzny ucisk dyskomfortu, cała się spięłam. Jak ja do cholery miałam robić zakupy wiedząc, że on patrzy, co biorę?


Natomiast on bez większego skrępowania szedł i brał to, czego potrzebował. Mnóstwo warzyw oraz owoców, nabiał. Ja natomiast potrzebowałam szybkiego dania ze słoika lub mrożonej pizzy. Zażenowana sięgnęłam po gotowe produkty. Natomiast przy jedzeniu dla zwierząt stanął zaciekawiony i zaczął się we mnie wpatrywać.


— Pomogę — oznajmił zabierając za mnie ogromny worek psiej karmy.


— Dziękuję — pomimo makijażu czułam, jak moja twarz płonęła krwistą czerwienią. Szef natomiast bez większego wysiłku włożył jedzenie dla pupili do wózka.


— Pani żywi się najtańszym jedzeniem, gdy psiaki mają najlepszą karmę na całym rynku? — spojrzał na mnie z dezorientacją, zmieszaną z rozbawieniem.


— Chcę, aby psiaki miały jak najlepiej. Szczególnie że jeden z nich nie jest już w tak młodym wieku i ma pewne problemy zdrowotne. Musi mieć jak najlepsze jedzenie, a ja jakoś przeżyję. Od czasów studiów żywię się mrożonkami i proszę, jak wyglądam — pokazałam na swoją talię.


— A ja myślałem, że pani tak dużo ćwiczy — aż mnie tak w brzuchu coś załaskotało pod jego spojrzeniem oraz tym uśmiechem.


— Nie… — pokręciłam przecząco głową.- Nie pamiętam, kiedy ostatni raz ćwiczyłam, chociaż kiedyś uczęszczałam na balet oraz na jogę — wyznałam przypominając sobie czasy podstawówki, aż do końca liceum.


— O proszę, nie wiedziałem, że mam tak wygimnastykowaną pracownicę u siebie. Dlaczego pani nie poszła w kierunku baletu? — dopytywał szczerze zaciekawiony, opierając się o poręcz wózka, pchając go do przodu.


— Wie pan, lubię tańczyć, ale to nie to, co bym chciała robić do końca życia. Balet to bardzo bolesny sport, gdzie trzeba też bardzo dużo ćwiczyć, trzymać dietę, a jestem typem kobiety, która lubi dobrze zjeść — zaśmiałam się, idąc naprzód zwrócona do niego przodem.


— Coraz bardziej mnie pani zaskakuje. Zazwyczaj od kobiet słyszałem, że płeć piękna to je tylko sałatki — spojrzałam na niego rozbawiona, przecząc ruchem głowy.


— Nie. To kłamstwa. Kochamy jeść, ale nie lubimy tyć. A w czasie okresu, tym bardziej popuszczamy sobie pasa i jemy za dwóch. Przynajmniej ja — wzruszyłam ramionami, odwracając się w końcu, aby przypadkiem na nic nie wpaść.


— Lubi pani wino? — przystanęliśmy nagle przy dziale z alkoholem.


— Lubię czerwone i tylko słodkie. W sumie kocham wszystko, co słodkie — przyznałam idąc dalej, aby popatrzeć, co jeszcze ciekawego mogłam znaleźć.


Wciągnięta w przeglądanie książek dla siebie oraz zabawek dla Andreei, zapomniałam w zupełności o swoim szefie. Dopiero po jakimś czasie odwróciłam się, lecz uspokojona widokiem wózka, który należał do nas, odetchnęłam z ulgą. Jego jednak nigdzie nie zauważyłam, więc zapewne po coś musiał się cofnąć.


Jednak za drugim zerknięciem prawie zdębiałam widząc, jak zmierza do kasy. Momentalnie rzuciłam to, co trzymałam w rękach, biegnąc w jego stronę. Dopiero znajdując się parę kroków od szefa, nieco zwolniłam. Zabrałam się więc za rozpakowywanie koszyka, sortując swoje rzeczy na sam koniec. Kiedy skończyłam, Dumitru właśnie pakował swoje zakupy do reklamówki.


— Za to płacę ja — uprzedziłam kobietę, która miała już chwycić za jedno z moich pudełek.


— Niech pani kasuje wszystko — natychmiastowo zbladłam na twarzy. Zapewne z przerażeniem w oczach spojrzałam na szatyna, który jakby nigdy nic zachowywał się bardzo naturalnie.


— Naprawdę, nie trzeba — nie chciałam się z nim kłócić w miejscu publicznym i chyba kasjerka też nie. Nawet na niego nie spojrzała, robiąc dokładnie to, co on powiedział. Czyżby biła od niego taka władcza i stanowcza aura?


Nad czym ja się w ogóle zastanawiałam? Pracował z kryminalistami!


Nawet oni się bali jego spojrzenia…


Po podaniu kwoty, która była jak na moją kieszeń bardzo wysoka, szef nawet bez mrugnięcia okiem zapłacił za wszystko. Spakowani z powrotem we wózek wyszliśmy ze sklepu.


— Szef niech powie ile mam oddać — zestresowana nie wiedziałam jak się zachować w takiej sytuacji.


— Nie mam pojęcia — otworzył drzwi autopilotem.


— To szef odliczy tam te sto lei od mojej pensji — stanęłam obok niego, aby mu pomóc pakować torby do bagażnika.


— Pani Lavano, nic nie będę odliczać i proszę się tym nie martwić — posłał mi uśmiech, zamykając klapę od bagażnika.


— Ale głupio się z tym czuję — na serio! — To bardzo miłe z pana strony, ale…


— Akurat pieniędzmi to ja się nie przejmuję — aż się zapowietrzyłam, kiedy mi przerwał.


Zrezygnowana spuściłam z siebie całe wstrzymywane powietrze, nie mając pojęcia co zrobić. Co powiedzieć.


— Niech pani wejdzie do środka, jest zimno — zadowolony z siebie zabrał wózek, odprowadzając go na miejsce. Jak tylko oddalił się dostatecznie daleko, moje usta opuścił cichy jęk sprzeciwu. Mimo wszystko wykonałam posłusznie jego polecenie, zajmując miejsce pasażera.


Reszta drogi do domu minęła nam w ciszy, przez co ogarnęło mnie znużenie. Ledwo powstrzymywałam się od zamknięcia oczu i ucięcia sobie małej drzemki. Tym bardziej, że w aucie panowało bardzo przyjemne ciepło, zmieszane z wonią zapachu samochodowego oraz perfum szefa. Droga powrotna nieco nam się wydłużyła przez nadchodzącą noc. Przez te lasy, w takich ciemnościach lepiej było jechać wolniej. Nigdy nie było wiadomo, co nagle mogło wyskoczyć z gęstwin.


Około osiemnastej przekroczyliśmy granicę miasta Buftea. W końcu wyciągnęłam telefon, aby napisać do przyjaciółki.


Nadawca: Lavana

Odbiorca: Morgan

Data: 17.11.2022

Godzina: 17:51


Hej kochana, wpadniesz do mnie za godzinę? Mam dzisiaj wolny wieczór.


Odpowiedź nadeszła natychmiastowo. Dziewczyna zachwycona moją propozycją, nie mogła się już doczekać naszego spotkania.


— Jesteśmy na miejscu — szef zaparkował przed moim budynkiem.


— Bardzo dziękuję — odpięłam pas, opuszczając pojazd wraz z Dumitru.- I naprawdę wolałabym, aby szef odciągnął tę kwotę od mojej wypłaty — zaczęłam marudzić, patrząc, jak wyciągał worek z psią karmą.


— Pani Lavano — zamknął klapę bagażnika, patrząc na mnie pobłażliwie.- Nie chcę słyszeć już więcej o pieniądzach. Proszę, niech pani prowadzi — chwycił worek oraz reklamówkę z moimi zakupami.


— Poradzę sobie, szef nie musi — nerwowo wsadziłam palce we włosy.


— Nie zostawię pani z tym workiem — na dowód tego zamknął samochód autopilotem.


— Zabiorę chociaż to — cała spięta zabrałam z dłoni Dumitru reklamówkę. Idąc jako pierwsza, zaczęłam szukać kluczy od mieszkania w swojej torebce.- Mieszkam na czwartym piętrze — oznajmiłam, znajdując pęk.


— I pani chciała ten dwudziestu kilogramowy worek wnieść sama? — światło na klatce schodowej zapaliło się, rozświetlając nam drogę.


— Tak, ostatnio musiałam sama go wtachać na samą górę. Zazwyczaj tata lub Leon starają mi się pomóc z tym — oznajmiłam idąc wąską klatką schodową.


— Nadal się zastanawiam, dlaczego pani mieszka w takim miejscu — stanęliśmy w końcu pod moimi drzwiami.


— Czynsz jest tani. Jednak nie narzekam, mieszkanko choć małe, jest bardzo przytulne. Poza tym właściciele pozwalają na trzymanie zwierząt — Choco zaczął szczekać za drzwiami, słysząc mój głos.


— O wilku mowa — szef odstawił na chwilę worek na ziemię, zerkając w stronę źródła hałasu.


— Wejdę pierwsza, proszę chwilę poczekać — bałam się, że mój pupil mógłby zaatakować Dumitru.


Przekręcając zamek w drzwiach, usłyszałam stukanie pazurków w podłogę. Dostrzegając zarysy mebli oraz przedmiotów, znalazłam po omacku włącznik światła. Nogą jednocześnie zastawiłam wyjście, aby przypadkiem któryś z czworonogów nie wybiegł. W głównej mierze myślałam o Choco.


— Hej kochanie — przywitałam pupila, klękając naprzeciwko niego. On już wiedział.- Masz być grzeczny, siad — wstałam do pionu, pokazując palcem gest sygnalizujący komendę.- Może szef wejść — otworzyłam szerzej drzwi, szukając wzrokiem Milki.- Przepraszam za bałagan. Nie miewam często gości, a w domu też rzadko bywam — westchnęłam, zagarniając wzrokiem ten cały syf.


— Rozumiem panią doskonale — prokurator wyglądał na spiętego. Zestresowana niezapowiedzianym gościem rzuciłam zakupy na stół, zbierając z podłogi porozrzucane ubrania. Po drodze zrzuciłam szpilki z nóg, czując błogą przyjemność.


— Od razu lepiej. Może kawę, herbatę? — zaproponowałam, wrzucając ciuchy do sypialni, z której leniwym krokiem wyszła Milka. Zaciekawiona przybyszem podeszła do szefa, zaczynając go obwąchiwać.- Nie ugryzie. Zrobi to, tylko jeśli poczuje się zagrożona — uspokoiłam szatyna, który zamknął za sobą drzwi.


Dziwne uczucie ogarnęło mnie, kiedy uświadomiłam sobie, że mój własny szef był właśnie ze mną sam na sam w moim mieszkaniu. Co mogli pomyśleć sobie sąsiedzi?


— Dziękuję, będę już uciekał — Milka nagle klapnęła przed Dumitru, machając łapką.- Cześć — szef uklęknął na jednym kolanie, łapiąc psa za przednią kończynę.


— Polubiła szefa — nagle Choco zaszczekał, wydając się podekscytowany.- Zazdrośnik — zaśmiałam się na widok dobermana, który przez moją komendę chciał podejść do szefa, lecz nie mógł.


— Jak się wabi? — Dumitru wskazał brodą na młodszego z czworonogów.


— Choco, a to Milka — usiadłam na kanapie, patrząc na ten niewiarygodny obrazek.


— Podejdziesz? — mężczyzna wyciągnął rękę do dobermana, który spojrzał na mnie z maślanymi oczami, widząc, jak prokurator miział Milkę za uchem.


— Idź — kiwnęłam głową, na co Choco poderwał się, skacząc z radości na przycupniętego szefa.


— Bez komendy nic nie zrobi? — Dumitru wydawał się zaskoczony.


— To bardzo posłuszny pies. Znalazłam go za czasów studiów we worku, w kanale ściekowym. Dwójce jego rodzeństwa niestety nie udało się przeżyć — wyznałam przypominając sobie ten dzień na nowo.


— Ludzie są okrutni — szef wstał na równe nogi, zerkając na siedzącego dobermana, który wlepiał w niego wzrok.


— Owszem. Nawet nie wie szef, jak ciężko jest ukrywać psa w akademiku — zaśmiałam się na to wspomnienie.


— Wierzę — roześmiał się, obserwując moje poczynania.


— Niech szef siada, proszę czuć się jak u siebie. Łazienka jest za tamtymi drzwiami — wskazałam brodą na drzwi, sama myjąc ręce w zlewie. Następnie zalałam czajnik wodą z kranu, włączając go. Ku mojemu zaskoczeniu Dumitru zdjął buty i usiadł na kanapie, gdzie dołączyły się do niego czworonogi.- Niech szef nie zdejmuje butów, nie sprzątałam — oznajmiłam pośpiesznie.


— Spokojnie, pomimo małego bałaganu widać, że pani dba o porządek. Pracuję z panią prawie dwa lata, więc miałem przyjemność trochę panią poznać. Wracając do tematu, nikt nie zorientował się w sprawie psa? — dopytywał, patrząc cały czas na mnie.


— Moje współlokatorki były zachwycone i przez dwa miesiące udało nam się go utrzymać w tajemnicy, lecz jakaś życzliwa dusza w końcu doniosła. Musiałam odwieźć go do rodziców, lecz miał ciężko z aklimatyzowaniem się. Dopiero jak wyprowadziłam się na swoje, zaznał spokoju. Tutaj, chociaż nie ma pięciu arów do biegania, to wydaje mi się szczęśliwy — dumna ze swojego podopiecznego, wpatrywałam się w Choco, leżącego spokojnie na kocu. Taki niby agresywny, a taki potulny względem mnie, czy o dziwo mojego szefa.


— A Milka? — Dumitru wskazał na owczarka rumuńskiego.


— To już całkiem inna historia. Może jednak zrobię panu coś do picia — wyjęłam z szafki dwa kubki.


— W sumie, zostanę parę minut na herbacie — nie wiedziałam czemu, ale poczułam małe zadowolenie.- To ja pójdę umyć ręce — czyżby Dumitru właśnie się spiął? — Tam? — dopytał, pokazując na drzwi.


— Tak — dając mężczyźnie odrobinę czasu na zapoznanie się z nową sytuacją, zaczęłam zaparzać herbatę. Pamiętałam, że kawę słodził dwie łyżeczki, lecz herbaty tak jak ja nie słodził w ogóle.- Zapraszam — postawiłam kubki z parującym napojem na blacie stolika, siadając wraz z szefem na kanapie. Milka usiadła pomiędzy nami, natomiast Choco nawet nie ruszył tyłka ze swojego kocyka.


— Dziękuję.


— Milka w odróżnieniu od Choco już ma sporo lat. Niedługo dobije trzynastu — pogłaskałam pupila po szyi.


— Sporo, do ilu ta rasa dożywa? — prokurator wydawał się na serio zainteresowany.


— Jedenaście do maksymalnie czternastu — oznajmiłam z goryczą, którą tak ciężko było mi przełknąć.


— Mam nadzieję, że przebije tą górną granicę i pożyje dłużej. Wygląda na bardzo zdrowego psiaka — westchnął, patrząc w moje oczy. Posmutniała napiłam się herbaty, która była lekiem na całe zło świata.


— Też mam taką nadzieję, chociaż wiem, że na każdego z nas przychodzi kiedyś czas. Niestety powinnam się z tym jak najszybciej pogodzić, bo jeśli przyjdzie ten dzień, to może mnie to bardzo zaboleć — pomimo ściśniętego serca, starałam się zachować uśmiech na twarzy.- Milkę adoptowaliśmy, gdy miałam jedenaście, może dwanaście lat. Pojechałam z mamą do Mereni, odwiedzić dalszą rodzinę. Pamiętam, że była wtedy sroga zima. Mimo to na targowisku w Mereni panował jak zawsze gwar. Na jednym ze stanowisk była staruszka, która sprzedawała ryby. Ja jako dziecko bardziej zainteresowałam się szczeniakiem, który został przez nią przywiązany do jakiejś belki. Nawet nie wiem, od czego ona była. Tak się łasiła, szczekała, chciała się bawić. Była trochę zaniedbana. Przez zbyt długą sierść praktycznie jej oczu nie było widać. Spytałam się mamy czy możemy wziąć psiaka ze sobą. Mama na to, że on ma już właściciela i że tak nie można. Pamiętam, że byłam tak uparta na Milkę, no wtedy nie znałam jej imienia — zaśmiałam się pod nosem.- Że byłam gotowa złamać prawo i ją ukraść — szef pił herbatę i patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Jedynie jego oczy wydawały się błyszczeć radośnie.


— Pani Vasil, tego się po pani nie spodziewałem — gdyby nie dodał uśmiechu, przestraszyłabym się. Miał taki poważny głos.


— Nie ukradłam jej. Kobieta sama ją oddała, twierdząc, że to rozrabiaka — szybko starałam się usprawiedliwić oraz wybielić w oczach szefa.


— Wiem, wierzę pani. Jest pani nieliczną osobą, do której mam tak ogromne zaufanie — aż moje policzki przyjemnie zapiekły od środka.


— Dziękuję, bardzo miło mi słyszeć takie słowa od szefa — dodałam, patrząc mu prosto w oczy. Widziałam w nich radość, ale także zmartwienie oraz zmęczenie. Nastała krótka cisza.


— Skąd pomysł na imiona dla psiaków? — Dumitru nie spuszczał ze mnie wzroku.


— Milka, bo zawsze podwędzała mi czekoladę. Kocham czekoladę z Milki, więc najczęściej ją jadłam. W sumie po dziś dzień lubię się nią opychać — podrapałam się zażenowana po głowie.- I po dziś dzień ta oto panna uwielbia mi ją podkradać. Nie rozumie, że psy czekolady nie mogą jeść — musiałam oderwać wzrok od prokuratora.


Miałam wrażenie, że przewiercał mnie na wylot swoim spojrzeniem, chcąc przejrzeć aż do dna moją duszę oraz myśli.


— Stąd imię Milka. A Choco? Umaszczeniem przypomina mi czekoladę. Poza tym kiedyś u babci Morgan, czyli mojej najlepszej przyjaciółki, zobaczyłam wycieraczkę z takim napisem. Nie miałam pojęcia, czemu akurat taki napis wybrała starsza pani, zważywszy na to, że żaden z jej pupili nie miał tak na imię, lecz zapadło mi to jakoś w pamięć — wyjaśniłam, podpierając rękę o oparcie kanapy. Wtem zadzwonił telefon Dumitru.


— Przepraszam na chwilę — szatyn wydał się zmartwiony. Nie odebrał.- Proszę wybaczyć, ale muszę już uciekać. Pora na mnie — kto taki dzwonił do niego, że humor mojego szefa tak nagle się zmienił?


— Rozumiem — mimo wszystko starałam się zachować pozory i uśmiechnięta wstałam z kanapy, aby go odprowadzić do drzwi. Ta… Jakby miał daleko i mógłby się zgubić.


Dumitru pośpiesznie włożył buty, zapinając płaszcz, który nawet nie wiedziałam, kiedy rozpiął.


— Bardzo dziękuję za herbatę oraz za miło spędzony czas — stanął naprzeciwko mnie, patrząc na mnie z góry. Bez szpilek byłam od niego sporo niższa, przez co musiałam zadrzeć głowę do góry, aby móc na niego spojrzeć.


— Ja również dziękuję i to nie tylko za zakupy — zaśmiałam się nerwowo, oblizując przy tym usta.- Dziękuję za zabranie mnie w tyle miejsc i pokazanie tego, co mogę w przyszłości robić. Dania mi odrobiny mojego marzenia. A także za miło spędzony czas oraz za rozmowę — moje serce łomotało jak szalone, a w brzuchu poczułam dziwne łaskotanie, kiedy tak patrzyliśmy na siebie. Był tak blisko.


Lavana! Stop!


— Nie ma za co. Widzimy się jutro w kancelarii — choć to było oznajmienie, to zabrzmiało jak pytanie przepełnione nadzieją, na pozytywną odpowiedź.


— Do jutra — otworzyłam drzwi.


— Pa psiaki — Dumitru pomachał do pupili, na co Milka zaszczekała dwa razy na pożegnanie.- Dobranoc — tym razem zwrócił się do mnie.


— Dobranoc. Bezpiecznej drogi! — krzyknęłam, patrząc jak szef znika mi powoli z oczu. Kiedy lampa na czujkę wyłączyła się, wróciłam do swojego mieszkania, zamykając za sobą drzwi.


Dopiero wtedy poczułam, jak bardzo byłam spięta, a w mieszkaniu panowała duchota.


— Idziemy na spacer! — zawołałam do czworonogów, które natychmiastowo poderwały się. Ubierając na siebie kurtkę oraz wygodne adidasy, wzięłam psiaki na zewnątrz. Stojąc przez budynkiem, zaczęłam uśmiechać się sama do siebie na wspomnienie zaparkowanego Nissana przed wejściem. Moje rozmyślania przerwał dźwięk telefonu.


— Hej — rzuciłam do słuchawki po odebraniu połączenia.


— Cześć siostra. Już w domu? — miło było usłyszeć głos Leona.


— Tak, już dawno jestem w domu. A co u ciebie? Jak w pracy? — dopytywałam szczerze zainteresowana, przechadzając się chodnikiem.


— Ciężko, wysyłają mnie na kurs. Na szczęście odbędzie się po urodzinach mamy. Przychodzisz w niedzielę na obiad? — szlag, zapomniałam o tym. Mama organizowała obiad rodzinny ze względu na przyjazd dziadków. Ciężko westchnęłam.


— Tak, przyjdę — od razu mój humor popsuł się.


— Co się dzieje? — Leon momentalnie to wyczuł.


— Nic takiego.


— Lav, przecież cię znam nie od dziś. Każde twoje westchnienie coś oznacza — to prawda.


— Muszę poinformować rodziców o mojej dalszej edukacji — wycedziłam przez zęby, po czym nastąpiła chwilowa cisza.


— Co masz na myśli? — chłopak brzmiał bardzo poważnie.


— Rozmawiałam z szefem i powiedział, że muszę odbyć jeszcze aplikację uzupełniającą, aby stać się prokuratorem — potarłam opuszkami palców o czoło.


— Ile to trwa?


— Pięć lat — dodałam szybko.- Co prawda weekendowo, ale musiałabym dojeżdżać do Bukaresztu. Dumitru obiecał mi pomoc, ale nie chcę tego wykorzystywać — wyznałam, przypominając sobie ile już i tak dla mnie zrobił.


— Jak Dumitru obiecał ci pomoc, to słowa dotrzyma. Przyjmij jego wsparcie.


— Rodzice się wściekną, a Sorina będzie mieć kolejny powód do pastwienia się nade mną — załamana rozejrzałam się dookoła, aby znaleźć wzrokiem moich podopiecznych.


— Rodzice jakoś to przełkną, w końcu i tak sama się utrzymujesz, więc co im do tego. Natomiast Sorina niech się wypcha. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.


— Leon! — w tym samym czasie czyjś głos rozbrzmiał po drugiej stronie.


— Chyba jesteś zajęty — powoli zaczęłam marznąć.


— To tylko chłopaki, wpadli trochę odprężyć się przy piwie oraz konsoli — wyznał brat nieco zmieszany.


— Uciekaj do nich. Ja też z resztą umówiłam się z Morgan, więc zaraz powinna wpaść. Muszę wrócić jeszcze do mieszkania i ogarnąć w nim trochę, bo obecnie wyszłam na spacer z psami — zaczęłam się tłumaczyć, nie chcąc sprawić, aby Leon poczuł się źle, że mnie tak nagle zostawia.


— Uważaj tam tylko na siebie. Kocham cię Lav — jak zawsze był taki cudowny.


— A ja kocham ciebie — prawie wyszeptałam do słuchawki, rozłączając się.- Choco! Milka! Wracamy! — krzyknęłam do pupili, czując się jakoś dziwnie. Niby byłam szczęśliwa, lecz uczucie pustki oraz smutku, gdzieś tam głęboko zaczynało się przebijać.


Zwijając smycze, aby stały się krótsze, coś przykuło uwagę Choco.


— Co jest mały? — spytałam dobermana, patrząc w tym samym kierunku co on. Momentalnie zdębiałam, widząc w oddali jakąś ciemną postać, patrzącą wprost na nas. Od razu Choco zaczął się wyrywać, warcząc oraz szczekając.


— Ucisz pani te psy! — nagle krzyk sąsiadki z budynku obok przeraził mnie. Sparaliżowana chwilowo strachem spojrzałam w jej stronę, zapominając języka w gębie.


— To przecież pies! — burknęłam wracając wzrokiem do tajemniczej postaci, lecz jej już tam nie było. Postanowiłam szybko wrócić do mieszkania, dostając chyba powoli paranoi. Jak tylko przekroczyłam próg moich czterech ścian, poczułam się lepiej. Zmęczona miałam iść się wykąpać, lecz moje plany pokrzyżowało pukanie do drzwi. Tak jak się spodziewałam, przyszła Morgan.


— Heeej! — pisnęła, trzymając w ręku butelkę wina oraz gigantyczną czekoladę.- Milka, twoja ulubiona — aż zaśmiałam się pod nosem.


— Hej wariatko — mocno ją przytuliłam na powitanie.- Co jest? — spytałam zdziwiona jej zachowaniem.


— Czuję zapach mężczyzny, powietrze przesiąknięte jest seksem — weszła do środka.- Widzę dwa kubki — dotknęła ich.- Niedawno była w nich gorąca herbata — zaskoczona dedukcją przyjaciółki zmarszczyłam brwi.- Który tu był? — z szerokim uśmiechem spojrzała na mnie.


— A, nikt taki — zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Tak dla bezpieczeństwa. Zazwyczaj tego nie robiłam, ale to morderstwo, dziwne omamy oraz ten typ. Wolałam zachować zdrowy rozsądek.


— No gadaj już — zachowywała się jak za czasów liceum.


— Szef mnie odwiózł do domu — powiedziałam zgodnie z prawdą, co wywołało u mojej kumpeli pół zachwyt, pół szok.


— Nie gadaj! Pan prokurator był u ciebie na herbatce? — poruszyła zabawnie brwiami.


— To tylko herbata. Nadal jesteśmy na stopie szef-pracownik, więc nie podniecaj się za bardzo — klapnęłam obok swojej przyjaciółki, która wlepiała we mnie maślane oczy.


— Stara… Ty jesteś ślepa? Ta przykrywka pod zwrotami pan, pani to tylko zasłona dymna, aby nikt się nie kapnął. W sumie bardzo dobrze działa, bo nawet ty się nie zorientowałaś — wyśmiała mnie, pstrykając mi palcami przed nosem.


— Lepiej opowiadaj mi co u ciebie słychać — wolałam jak najszybciej zmienić temat, aby ta rozmowa nie potoczyła się w złym kierunku. Nie mogłam wygadać się na temat morderstwa oraz tego, gdzie jeździłam z szefem, jak i tego, co widziałam. A co do samego Dumitru, musiałam przestać w tak dziwny sposób o nim myśleć. Morgan pakowała mi tylko bzdury do głowy, a ja je łykałam jak pelikan.


*

Dwa razy nie musiałam podpuszczać przyjaciółki, aby zaczęła opowiadać o swoim życiu. Tak nawijała, że wypiłyśmy wspólnie całą butelkę wina. Zdążyłam się wykąpać, zamówić pizze i przed północą nadal siedziałyśmy w salonie, oglądając jakiś tandetny film.


— Pamiętam jego minę, gdy zaproponowałam mu taki układ — dziewczyna wspominała jedną ze swoich szalonych przygód. Nagle mój telefon zawibrował, przykuwając moją uwagę. Zaciekawiona, kto o tak późnej porze siedział jeszcze na komórce, odblokowałam ją. O tej godzinie normalni ludzie spali lub ewentualnie pracowali.


Jak się okazało, było to zaproszenie do grona znajomych.


— Słuchasz mnie? — dziewczyna zmieszana przysunęła się bliżej mnie, aby zobaczyć, co tak przykuło moją uwagę. W tym samym czasie otworzyłam okienko z zaproszeniem i oniemiałam.- Kto to? — spytała, pokazując palcem na zdjęcie.


— Mój szef — oznajmiłam zamierając na moment.


— To jest twój szef? Weź go przyjmij! Pokaż — chciała zabrać mi telefon z ręki.


— Nie! — pisnęłam walcząc o moją własność.- Szukałam go kiedyś, ale nie znalazłam — wyjawiłam, kiedy Morgan poddała się.


— Ale on cię znalazł. Mówiłam ci, że jest zainteresowany tobą, bardziej niż myślisz — przewróciła oczami.


— To mój szef, nie powinno się mieć takich osób na mediach społecznościowych — odparłam z lekką bulwersacją, chociaż w głębi siebie chciałam go przyjąć.


— Dawaj! — nagle wyrwała mi telefon z dłoni.


— Ej! — zaprotestowałam zabierając komórkę.


— Za późno, już go za ciebie przyjęłam — zaśmiała się złowieszczo, na co aż zbladłam na twarzy.- Zobaczmy, co ma na profilu — udając grymas niezadowolenia, z ogromną ciekawością weszłam na konto szefa.- Fabio, ładne imię — pokiwała głową na boki.- Ty, nie mówiłaś, że to takie ciacho — spojrzała na zdjęcie profilowe.


Miał na sobie czarny garnitur, ale z otoczenia wnioskowałam, że musiał być na jakimś przyjęciu. Następnie znalazłyśmy fotkę sprzed dwóch lat, gdzie miał na sobie tylko spodenki i znajdował się na plaży, gdzieś w tropikalnych krajach. Skąd wiedziałam, że tropiki?


Bo woda była wręcz przeźroczysta a na plaży rosło pełno palm.


— Wow — powiedziałyśmy w tym samym czasie.


— Pod tym garniakiem kryje się ładne ciałko — Morgan została oczarowana przez Dumitru.- O ile zakład, że on teraz przegląda twój profil? — wyciągnęła dłoń w moim kierunku.


— O butelkę wina — spojrzałam na puste szkło po trunku.


— Stoi — uścisnęłyśmy swoje ręce.- Zobaczmy, kiedy się urodził i jakim jest znakiem zodiaku — weszłam w opcję informacji.- Dziewiętnasty sierpnia tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty drugi.


— Ma czterdzieści lat — obliczyłam szybko w pamięci.


— Nie dałabym mu tyle, stary już jest — spojrzałam na przyjaciółkę spod byka.


— Facet ma dziesięć lat stażu pracy, ile myślałaś, że może mieć? — nie rozumiałam logiki przyjaciółki.


— W sumie masz rację. Ale buźkę ma przystojną. Spikniemy cię z nim — moje serce zamarło.


— Wszyscy w domu? — przeraziłam się, a zarazem podekscytowałam tym faktem.


— Jest zodiakalnym lwem. Mrau. Dominujący facet, konkretny i zawsze stawiający na swoim. Zawsze otacza go tłum wielbicielek, wcielenie doskonałego uwodziciela i to on zawsze wybiera sobie partnerkę. On wybiera — podkreśliła te dwa słowa.- Jest bardzo hojny, daje partnerce wszystko, czego sobie tylko zamarzy. Jednak trudno mu otworzyć się na miłość i może upłynąć dużo czasu, nim zdecyduje się podjąć jakieś kroki w tym celu. Jeśli już był w związku, a sądzę że tak, to teraz może być bardzo zamknięty w sobie oraz bardzo ostrożny. Ale on już jest tobą oczarowany — zachichotała pod nosem.


Mój telefon ponownie dał o sobie znać.


— Masz powiadomienie, drugie! — Morgan krzyknęła tak podekscytowana jakby wygrała w totka. Szybko kliknęła ikonkę. Fabio Dumitru zareagował na twoje zdjęcie, a obok zawitała ikonka serduszka. Drugie powiadomienie informowało o komentarzu od niego pod moją poranną fotką.


„Jak zawsze olśniewająca”


Nie powiem, bo jakieś niewidzialne piórko połechtało przyjemnie moje ego.


— Aaa! Lav! Odpisz mu. Podziękuj — Morgan machała nerwowo rękami, jakby coś się paliło.


— Nie ma opcji — zaprotestowałam, blokując ekran.- Herbaty? — wstałam na równe nogi, zostawiając telefon na stoliku.


— Poproszę i wisisz mi butelkę wina. Mówiłam ci, że siedzi na twoim profilu i cię stalkuje. W relacjach damsko-męskich nigdy się nie mylę. Dobre studia wybrałam — przewróciłam oczami, idąc wstawić wodę. Wyjęłam kubki, cały czas myśląc o swoim szefie.


Nie mogłam uwierzyć, że zaprosił mnie na Facebooka. Po tak długim czasie. Co go do tego skłoniło?


Po zagotowaniu wody zalałam napar, odwracając się z kubkami w stronę przyjaciółki. Zamarłam.


— Odpisałam mu za ciebie — aż się czerwona zrobiła na twarzy zaś ja miałam wrażenie, jakby cała krew spłynęła mi w nogi.


— Zabije cię. Po prostu cię zabije — szybkim krokiem podeszłam do dziewczyny, patrząc co ona tam zmalowała.


„Dziękuję” i zarumieniona buźka.


— Zabiję.


— Ciesz się, że serduszek mu nie dodałam — zachichotała jak nastolatka. Załamana złapałam się za głowę.- OMG! Napisał do ciebie!


— Co? — zabrałam jej telefon.


23:59

Fabio napisał do ciebie: Nie śpi pani jeszcze?


Nie mogłam odczytać wiadomości. Wiedziałby, że siedzę na telefonie.


— Kochanie. Raz dałam dupy ze swataniem ciebie, tym razem nie popełnię tego błędu. Będziesz z nim. To dobry facet, a on tobie też się podoba — nerwowo zacisnęłam usta w wąską linię.


— Nie prawda.


— Prawda, nawet jeśli o tym jeszcze nie wiesz, to ja zasieję w tobie to ziarenko podniecenia jego męskością — zerknęłam na nią kątem oka.


— Przerażasz mnie — skwitowałam, odblokowując telefon.


— Idę się położyć spać. Dobranoc kochanie — ucałowała mnie w czoło, zostawiając samą z myślami. Ona wiedziała, co robi. Specjalnie to zrobiła. A najgorsze w tym wszystkim było to, że jej się udało osiągnąć cel.


00:06

Zasiedziałam się z przyjaciółką, a czemu szef nie śpi?


Miałam jeszcze dodać, że powinien odpocząć, ale dałam sobie spokój. Ku mojemu zaskoczeniu natychmiastowo odczytał wiadomość.


00:06

Fabio napisał do ciebie: Nie mogę zasnąć. Powinna pani odpocząć.

00:07

Szef również.


00:07

Co zaprząta szefowi głowę?

00:08

Fabio napisał do ciebie: Myślę nad pewną osobą.


Przez chwilę pomyślałam, że to chodziło o mnie, lecz przecież to była głupota. Morgan miała rację, mieszała mi w głowie.


00:09

Mam nadzieję, że jest warta tak cennych myśli.


Wysłałam to szybciej, niż to przemyślałam. Nawet Choco pacnął mnie łapą, jakby rozumiał co właśnie odwaliłam.


— No co? Słaba jestem w pisaniu wiadomości — burknęłam do psa, który oburzony aż wstał do siadu.


00:09

Fabio napisał do ciebie: Owszem, warta. Już w łóżku?

00:10

Na kanapie.


00:10

Fabio napisał do ciebie: Musi być bardzo niewygodnie… Co z łóżkiem w sypialni?


Policzki zaczęły mnie piec, jakby ktoś bardzo intensywnie o mnie myślał.

00:11

Zajęte przez przyjaciółkę. Mogłabym spać z nią w jednym łóżku, ale jest mi stanowczo zbyt dobrze na kanapie. Choco ze mną leży i grzeje mnie.


00:11

Fabio napisał do ciebie: Szczęściarz z niego. Niejeden chciałby być na jego miejscu.


Czy on flirtował? Miałam ochotę spróbować i sprawdzić go, ale hamowała mnie myśl, że to mój przełożony.

00:12

Nawet szef?


Wiadomość poszła, odczytał. Cholera…


00:12

Przepraszam szefie, nie powinnam wysyłać takiej wiadomości.


Coś zaczął pisać. Na pewno opieprz za mój brak profesjonalizmu. Już mogłam pakować swoje rzeczy.

00:13

Fabio napisał do ciebie: Proszę nie przepraszać. To ja w tej chwili zazdroszczę psu.


Zaczęłam szczerzyć się do telefonu jak wariatka. Chyba za dużo wypiłam, a rano to wszystko zapewne miało okazać się tylko snem.


00:13

Bardzo mi szef schlebia. Chyba czas zbierać się, spać. Dziękuję jeszcze raz za dzisiaj. Dobranoc, spokojnej nocy i do jutra.


00:14

Fabio napisał do ciebie: Cała przyjemność po mojej stronie. Widzimy się jak zawsze o dziewiątej. Dobranoc, kolorowych snów.


Jeszcze przez kwadrans wpatrywałam się w wiadomości od szefa i nie mogłam w nie uwierzyć. Jedyny minus jego korespondencji był taki, że nie dodawał emotek. To utrudniało rozpoznawanie uczuć, jakie w obecnej chwili przeżywał. Zresztą w realnym życiu również nie należało to do najłatwiejszych zadań. Wyuczył się do perfekcji ukrywać emocje. Tylko czasami jego oczy coś mogły zdradzić.


— 13-


Następnego dnia poszłam normalnie do pracy, wpadając do kawiarni po dwie kawy oraz babeczki. Morgan, wiedząc o moich nocnych wiadomościach z szefem, nie kryła się z uśmiechem. Sama w sumie chodziłam jakaś taka szczęśliwsza.


Jednak zachowanie Dumitru było dziwnie normalne.


Przyszedł parę minut po mnie, oznajmiając, że sąd uchylił nasz wniosek. Następnie wyszedł na spotkanie i dopiero wrócił po dwunastej. Ja w tym czasie zajmowałam się standardową pracą, którą wykonywałam do tej pory.


Godziny mijały, a on nawet się do mnie nie odezwał. Zaczęłam myśleć, że może ktoś się pod niego podszywał — że to nie z nim pisałam w nocy.


— Panno Vasil — przemówił, niespodziewanie wstając od biurka, podchodząc do wieszaka na płaszcze.- Prześlę pani na pocztę, albo na messengera dokumenty do sprawy, nad którą będziemy teraz pracować — przytaknęłam posłusznie głową, rozmywając swoje wszelkie wątpliwości. To jednak z nim, na bank pisałam zeszłej nocy.


Nagle do biura ktoś zapukał, a chwilę później do środka weszła jakaś kobieta. Mająca na moje oko ciut ponad trzydziestkę, szczupła oraz wysoka tak samo, jak szef.


— Fabio, jesteś już gotowy? — blondyna zwróciła się do mojego szefa po imieniu. Poczułam się, jakby ktoś dał mi w twarz. Znałam go prawie dwa lata, a my nadal mówiliśmy do siebie per pani, pan lub oficjalnie — szefie.


Trochę to zabolało.


Nieznajoma nawet na mnie nie spojrzała, wlepiając się bezpośrednio w Dumitru.


— Postaram się wrócić przed zamknięciem kancelarii — głos zabrał prokurator, wkładając na siebie płaszcz oraz szal.


— Pani stażystka może zamknąć biuro wcześniej, z pewnością już nie wrócisz do pracy — kobieta posłała mi słodki uśmiech, dotykając jego torsu. Mężczyzna złapał ją delikatnie za nadgarstki, zdejmując jej dłonie ze swojej klatki piersiowej.


— Postaram się wrócić — spojrzał na mnie, lecz ja starałam się uciec wzrokiem gdziekolwiek, byleby nie patrzeć na niego.


— Dopilnuję wszystkiego — przełknęłam gorycz rozczarowania.


— Wiem o tym — po słowach szefa kobieta wyszła, lecz on jeszcze przez moment stał w miejscu. Zdenerwowana udawałam, że przeglądam coś na laptopie, lecz kątem oka widziałam, jak czekał na coś. Tylko na co?


Od razu po upewnieniu się, że para opuściła kancelarię, zadzwoniłam do przyjaciółki.


— Możesz rozmawiać? — zagaiłam, zdając sobie sprawę, że mogła mieć mnóstwo klientów.


— Mogę, akurat dzisiaj mamy jakiś mały ruch. Nudzę się i jeszcze Marcuz do mnie wydzwania. Może jak będę mieć zajętą linię, to pomyśli, że gadam z jakimś innym typem i da sobie spokój — ona naprawdę miała szalone pomysły.- Chwila. Jesteś w pracy, ze swoim przystojnym szefem, a ty mimo wszystko dzwonisz do mnie? Coś jest nie tak — jak zawsze trafiła idealnie.


— Spotyka się z kimś — wybełkotałam do słuchawki, czując ścisk w gardle. Czemu tak źle czułam się z tym? Zapadła chwilowa cisza.


— Kochanie, przepraszam. Myślałam, że jest wolny — głos Morgan przepełniała złość, zmieszana z wyrzutami sumienia.


— Przecież to nie twoja wina. Byłam głupia. Taki facet wiadomo, że ma wzięcie. Żebyś ty widziała, jaka ona jest piękna. Nie dziwie się, że wybrał ją. I jest w podobnym wieku do niego — wyznałam, przechadzając się po pomieszczeniu, gdyż krzesło zaczęło parzyć mnie w tyłek. Musiałam coś ze sobą zrobić.


— Ej! Nawet tak nie mów. Jesteś śliczniejsza niż jakakolwiek baba na tym świecie. Jesteś piękniejsza nawet od mojej matki! — dla Morgan jej mama zawsze była przepiękna. I taka w sumie pani Hooge była.


Miała geny niczym Azjatka; wiecznie młoda. Pomimo swego wieku ludzie często myśleli, że to siostra mojej przyjaciółki.


— Poza tym to ja zasiałam w tobie tę myśl, że jest tobą zauroczony. Chociaż coś mi tu nie pasuje — dziewczyna z nerw aż zaczęła coś podjadać.- Przez te cholerne orzeszki i nerwy, to ja przytyję jak wieloryb — burknęła. Morgan zawsze jak się denerwowała to coś jadła.- Uważam, że coś tu nie gra. On jest tobą oczarowany, ale kim jest ta baba… — głos przyjaciółki sugerował, że jeśli by mogła, to by właśnie kogoś pobiła. A najchętniej tę kobietę.


— Morgan, to nie moja sprawa — westchnęłam.- A on ma prawo ułożyć sobie z kimś życie — upomniałam dziewczynę, czując się podle.


— Tak kochanie. Masz rację, ale tak się nie zachowuje typ, który ma laskę. Może przechodzić kryzys wieku średniego, ale nie wygląda na takiego. Kobiety na niego lecą i on o tym wie, więc nie musi szukać potwierdzenia swojej atrakcyjności. Wiadomo, buźkę to ma cudną i baby będą się za nim uganiać, ale no nie… Jeśli typ zazdrości twojemu psu, że ten śpi z tobą, to ewidentnie znaczy, że chociaż przez chwilę musiał sobie wizualizować siebie razem z tobą w łóżku. A jeśli o tym już pomyślał, to założę się o samą satysfakcję, że poszedł o krok dalej i pomyślał o seksie.


— Morgan, to mój szef — wyjrzałam przez okno, gdzie ponownie się rozpadało.


— Co z tego? Szukałam w necie i to nie jest karalne. Nie jesteście spowinowaceni, więc możecie być ze sobą — tu miała rację. Prawo nie zakazywało związku pracownika ze swoim przełożonym.


— Muszę wziąć się do pracy, porozmawiamy wieczorem, dobrze? — w sumie nie miałam nic do roboty, ale chciałam pobyć trochę sama.


— Dobrze. Nie zamartwiaj mi się tam tylko — poprosiła, wysyłając mi przez słuchawkę buziaki.


*


Niestety reszta dnia minęła mi na przemyśleniach. Kiedy wybiła siedemnasta, zwinęłam swoje rzeczy, zamykając kancelarię. Z niewiadomych przyczyn liczyłam na to, że Dumitru wróci przed końcem mojej pracy, jednak blondynka miała większą siłę przebicia.


Weekend rozpoczęłam przy samotnej lampce wina, topiąc w niej smutki. Musiałam wszystko odreagować chwilowym zapomnieniem.


Sobota minęła mi na sprzątaniu oraz porządkowaniu papierów do pracy. Zaczęłam także rozmyślać nad pismem do krajowego sądu, w sprawie mojej aplikacji prokuratorskiej. Nadal miałam obiekcje. Bardzo chciałam złożyć dokumenty, lecz miałam pełno znaków zapytania. Wieczorem szef rzeczywiście podesłał mi pliki do przejrzenia, gdyż od poniedziałku mieliśmy ruszyć ze sprawą niejakiej Katariny.


W niedzielę pospałam trochę dłużej, natomiast po południu poszłam na obiad do rodziców.


— Co tak cicho siedzisz, Lavano? — babcia zagaiła, patrząc na mnie z uniesioną brwią. Nadal w głowie miałam obraz blondynki oraz mojego szefa. Pragnęłam za wszelką cenę pozbyć się tego widoku z pamięci.


— Słucham o czym rozmawiacie — skłamałam. Totalnie mnie to nie interesowało. Miałam swoje problemy i nie wiedziałam jak sobie z nimi poradzić.


— Ten cały prokurator da ci w końcu umowę na stałe, czy ciągle będzie cię tak ciągał po stażach? — tym razem przemówił dziadek, bardzo poważnym oraz srogim tonem.


— Muszę na razie odbyć staż. To nie jest jego wymysł. A on sam bardzo mi pomaga — stwierdziłam oschle, broniąc mojego szefa. Nie mogłam powiedzieć na jego temat ani jednego, złego słowa.


— No ale co dalej? — babcia drążyła bardzo niewygodny dla mnie temat.


— Dalsza nauka — wycedziłam przez zęby. Nie było sensu kłamać i trzymać tego dalej w tajemnicy. Nagle rodzice spojrzeli na mnie, a Sorina zaśmiała się. No to teraz się zacznie…


— O czym mówisz kochanie? — mama aż odłożyła sztućce na talerz.


— O tym, że jeśli chcę być prokuratorem, to muszę odbyć jeszcze pięcioletnią aplikację prokuratorską — wyznałam zawstydzona tyloma spojrzeniami. Tylko Leon posłał mi pokrzepiający uśmiech.


— A gdzie masz ją odbyć? — zagaił tata, wypuszczając powoli powietrze z płuc.


— W Bukareszcie — przełknęłam ciężko ślinę, bojąc się dalszej rozmowy.


— Kochanie, pięć lat to bardzo dużo. Nie mamy środków, aby ci pomóc — uprzedziła rodzicielka, mając wymalowany smutek na twarzy. Doskonale wiedziała, ile to dla mnie znaczyło i zawsze starała się mnie wesprzeć w tej trudnej oraz długiej drodze po marzenie.


— Wiem i nie proszę o pomoc… — nagle dziadek wtrącił się, przerywając mi moją wypowiedź.


— Mówiłem, że te twoje studia to jedna wielka pomyłka. Spójrz na Sorinkę. Ma własną firmę, męża, dom, dziecko. Bierz z niej przykład. Masz już dwadzieścia pięć lat, powinnaś podjąć jakąś prawdziwą pracę — słowa mężczyzny zabolały mnie. Miałam ochotę rozpłakać się, lecz ze wszystkich sił przełknęłam gorycz.


— A moim zdaniem powinna iść uczyć się dalej. Jeśli chce być prokuratorem, to niech nim zostanie — jak zawsze Leon wstawił się za mną.- Powinnaś złożyć dokumenty — spojrzałam na brata, nie mając pojęcia co dalej zrobić.- A Sorinka to nie taka święta cnotka. Dobrze wiemy, jakim cudem ma męża oraz dziecko — o nie. Leonie Vasil nie ruszaj czasem tej sprawy…


Błagałam w myślach, gdyż ostatnim razem, po ruszeniu tego tematu o mało co się nie pozabijaliśmy. Zayn aż zrobił się czerwony na twarzy.


— Jestem tego samego zdania. Z tego, co nam wszystkim wiadomo, Lav miała najlepsze wyniki z egzaminów, jak i na studiach. Nie powinna zaprzepaścić swojej szansy — Zayn także popierał zdanie mojego brata, mimo że jeszcze chwilę wcześniej Leon poruszył historię z nim związaną. Historię niezbyt przyjemną.


— Dumitru jest zachwycony pracą oraz wiedzą Lav — dodał Leon, pokazując na mnie dłonią.


— Och… Proszę cię… Zaparzyć kawę to ja też potrafię — Sorina podniosła głos.- Spójrzmy prawdzie w oczy, że Lavana jako jedyna z nas nic w życiu nie osiągnęła! — siostra nie szczędziła mi przykrych uwag.


— Nie mów tak Sorino — tata wstawił się za mną, choć jego mina przeczyła jego słowom. Owszem, był ze mnie dumny, lecz liczył, że w końcu zacznę zarabiać jakieś porządne pieniądze. Zawiodłam go wieścią o przymusie kontynuacji nauki, jeśli chciałam zostać kimś ważnym.


— Czas już na mnie. Jutro muszę iść do tej jak dla was bezwartościowej pracy — wstałam z krzesła, odkładając serwetkę na blat.


— Lav! — krzyk brata dotarł do moich uszu, lecz nie zamierzałam zatrzymywać się. Szybko zarzuciłam na siebie płaszcz, wdziałam buty na nogi i wyszłam, przerzucając torebkę przez ramię.


Mój telefon dzwonił wielokrotnie. Dobijał się do mnie Leon, mama oraz Zayn, zapewne po kryjomu przed moją siostrą. Przecież ta, gdyby o tym wiedziała, to by mu głowę urwała. Jednak nie miałam ochoty z nikim rozmawiać.


Bez celu włóczyłam się po ulicach Buftea, zastanawiając się nad swoim życiem. Dopiero późnym wieczorem, kiedy przyszła pora na spacer z psami wróciłam do mieszkania. Pupile od razu wyczuły, że było coś nie tak.


Po dość długim wyjściu z czworonogami usiedliśmy wspólnie na kanapie. Oglądaliśmy razem dramat, przy którym wylałam chyba wiadro łez. Tylko nie wiedziałam, czy płakałam z powodu filmu, czy użalałam się nad sobą.


Jakoś przed dwudziestą trzecią mój telefon dał o sobie znać. Niechętnie sięgnęłam po niego, aby spojrzeć, kto śmiał mi przerwać lament.


22:26

Fabio napisał do ciebie: Witam. Proszę wybaczyć, ale chciałem tylko zapytać, jak mija pani weekend?


Normalnie ucieszyłabym się z jego wiadomości, lecz nie tym razem. Przecież spotykał się z blondi.


22:27

Witam. Nie mam czego wybaczać. Mija dobrze.


Zastanowiłam się chwilę i z samej kultury postanowiłam odbić piłeczkę.


…Mam nadzieję, że panu także.


Poszło. Na odpowiedź nie musiałam długo czekać.


22:27

Fabio napisał do ciebie: U mnie również dobrze. Dziękuje. Przygotowana pani na nowy tydzień?


Ewidentnie chciał pociągnąć dalej rozmowę i choć ja także tego pragnęłam, miałam pewną blokadę. Chyba pierwszy raz w życiu nie miałam ochoty iść do pracy.


22:28

Właśnie kładę się spać. Dobranoc i do jutra.


Pośpiesznie wysłałam wiadomość, wracając do oglądania filmu.


22:28

Fabio napisał do ciebie: Dobranoc, spokojnej nocy i do zobaczenia.


Z daleka przeczytałam wiadomość, nawet jej nie odczytując.


*


Następnego dnia o mało co nie zaspałam, przez to, że siedziałam prawie do trzeciej przed telewizorem. Po zrobieniu szybkiego makijażu oraz założenia na siebie sukienki wybiegłam z domu. W biegu zakładałam szpilki, poprawiając rozpuszczone włosy. Nie lubiłam ich tak nosić, ale nie miałam czasu już na upinanie ich w żaden sposób.


W tym tygodniu Morgan rozpoczynała popołudniową zmianę, więc tego dnia to Edward mnie obsłużył. Mimo wszystko wzięłam kawę oraz babeczkę dla szefa, podążając do kancelarii. Na szczęście dotarłam tam pierwsza. Jak zawsze rozpakowałam zamówienie, rozebrałam się z płaszcza, bo tylko jego zdążyłam chwycić z wieszaka i zajęłam się pracą. Pół godziny później przybył szef.


— Dzień dobry panno Vasil — posłał mi ten swój czarujący uśmiech, lecz ja tylko zerknęłam na niego, powracając do pisania pisma.


— Dzień dobry szefie — odpowiedziałam z kulturą, siląc się na bez emocjonalny ton. Kusiło mnie i mimowolnie zerknęłam na niego kątem oka. Nagle oparł się o krawędź swojego biurka, kładąc obie dłonie na jego blat.


— Myślała pani nad wnioskiem o aplikację? — spojrzałam na niego, nieco zdziwiona jego pytaniem. Ach ta zieleń jego oczu, która miała w sobie tyle tajemniczości, a zarazem najwięcej zdradzała.


Niespodziewanie, bez ówczesnego pukania, do środka weszła ta blondyna, robiąc od samych drzwi maślane oczy do Dumitru. Jednak dzisiaj mnie to już tak nie ruszało. Niech robi, co chce i z kim chce. Mnie to nie obchodziło. To był wyłącznie mój szef.


— Pani Lavano, pod koniec tygodnia jadę do Bukaresztu. Mógłbym wtedy podrzucić pani list do sądu w sprawie aplikacji — on naprawdę myślał, że będę dalej się uczyć oraz z nim współpracować. Jednak nie było mnie na to stać, musiałam niestety zmienić plany.


— Przykro mi, ale nie idę na aplikację. Po stażu odchodzę — oznajmiłam twardo, choć na te słowa serce mi pękało. Uwielbiałam to miejsce, swojego szefa oraz tę pracę. Na myśl, że musiałam zrezygnować z marzeń, chciało mi się płakać, lecz trzymałam gardę. Dumitru na tę wiadomość dziwnie zbladł i wyglądał, jakby ktoś dał mu mentalnego plaskacza w twarz.


— Jak to?… — wyszeptał patrząc na mnie, ciężko przełykając ślinę.


— Fabio! — blondynka weszła do biura w tym samym czasie, łapiąc go za dłoń.- Idziemy — szarpnęła go tak mocno, że biedak o mało co nie potknął się o własne nogi.


Cały czas patrzył na mnie, jednak to ja jako pierwsza zerwałam kontakt wzrokowy. Zabrałam teczki z biurka, chcąc je odłożyć na miejsce. Kiedy się odwróciłam, szefa ani blondi już nie było.


— 14-


Tego wieczoru byłam zadowolona, że w końcu rozwiązałam jeden problem.


Po powrocie do domu umówiłam się także z Morgan na dwudziestą, tak żeby od razu po pracy przyszła do mnie. Potrzebowałam jej towarzystwa.


Mając jeszcze z godzinę, nim miała przybyć, postanowiłam, że wezmę gorącą kąpiel. Włączyłam muzykę na głośnikach, wybierając jedną z radośniejszych playlist. Śpiewając na głos i nie martwiąc się, że ktoś usłyszy moje wycie, powędrowałam do łazienki. Nawet Milka dołączyła się do mojego fałszowania. Nie miałam głosu. Totalnie.


Od razu po wejściu do gorącej wody poczułam, jak każdy skrawek moich mięśni rozluźnia się. Nacierając ciało żelem pod prysznic, delektowałam się wonią kokosa, moreli oraz drzewa różanego. Nagle Choco zaczął szczekać, a chwilę później rozległo się pukanie do drzwi.


— Cholera… — Morgan była zbyt szybka! Miała być dopiero za godzinę. Czyżby dzisiaj puścili ją wcześniej?


Natychmiastowo wyszłam z wanny, owijając swoje ciało ręcznikiem. Oczywiście po drodze narobiłam mnóstwo mokrych śladów.


— Morgan, ale ty szybkaaaa… Jesteś? — zamurowało mnie po otworzeniu drzwi. Za nimi stał Dumitru.


Natychmiastowo poczułam jego wzrok na sobie, który ewidentnie i bez skrupułów obczaił mnie od głowy, po bose stopy. Zażenowana starałam się jakoś zakryć rękoma, przy okazji przytrzymując ręcznik, aby przypadkiem niczego więcej nie odkrył.


— A co szef tu robi? — spytałam zawstydzona, a zarazem dziwnie podniecona, widząc jego pociemniałe spojrzenie. Aż ciężko przełknęłam ślinę, czerwieniąc się na twarzy.


— Przyszedłem porozmawiać — wyznał, spoglądając w moje oczy, lecz widać było, że walczył sam ze sobą. Starał się ze wszystkich sił patrzeć na moją twarz.


— Niech szef wejdzie — wpuściłam go do środka, na co psiaki od razu przybiegły przywitać się z nim. Lekko zaskoczona ich zachowaniem, spojrzałam na swoich podopiecznych.


Nie rozmyślając nad tym dłużej, zamknęłam drzwi kminiąc, o co może chodzić prokuratorowi.


— Zaraz wrócę, proszę się rozgościć — opuszkami palców podrapałam się po czole, kierując się do łazienki. Po odwróceniu się do szatyna plecami poczułam jego spojrzenie na sobie. Nie powiem, bo połechtało to moje ego.


Kiedy zniknęłam w pomieszczeniu obok, szybko napisałam smsa do przyjaciółki. Odpowiedziała dopiero po paru chwilach, kiedy ubrana byłam gotowa już do wyjścia. Spodenki oraz luźny sweter to strój, w którym jeszcze nigdy mnie nie widział, lecz nie miałam zamiaru się stroić. Oczywiście Morgan podnieciła się bardziej niż ja, każąc mi dobrze wykorzystać tę chwilę.


Nadawca: Morgan

Odbiorca: Lav

Data: 21.11.2022

Godzina: 19:16


Tobie prawie stanęło serce na jego widok, lecz gwarantuję, że jemu stanęło coś innego „emotka aniołka z aureolką”


Działaj kocie i wykorzystaj dobrze tę chwilę. Niech wspomina ten wieczór! Ma ciebie pamiętać a nie jakąś blond babę!


Jak zawsze wyuzdana, jednak do tego szło się przyzwyczaić. Musiałam jednak się przyznać sama przed sobą, że po cichu chciałam, aby szef nakręcił się moim wyglądem. Mimo wszystko było to na szczęście tylko chwilowe pragnienie. Przecież to mój szef.


To niestosowne.


W końcu wyszłam z łazienki, widząc siedzącego na kanapie Dumitru, który bawił się z psiakami. Uroczy widok. Stojąc oparta o futrynę, z durnym uśmiechem podziwiałam zastany obraz.


— Czemu zostałam zaszczycona wizytą szefa? — zabrzmiałam zbyt ostro. Brawo Lavana, brawo! Równie dobrze mogłaś mu zatrzasnąć drzwi przed nosem. Westchnęłam. Dumitru od razu przeniósł na mnie wzrok, wstając na równe nogi. Wyglądał na równie zdezorientowanego co ja, choć to on przyszedł do mnie.


— Przyszedłem, bo dręczą mnie pani słowa — zaczął tajemniczo, choć domyślałam się, o co mu chodziło.- Czemu pani chce odejść? — miałam wrażenie, że przede mną nie stał ten hardy facet, którego znałam, lecz bezbronny chłopiec.


— To nie tak, że chcę odejść — westchnęłam, kręcąc głową na boki, marszcząc przy tym nos. Postawiona pod ścianą musiałam z nim porozmawiać. Odrobinę zestresowana podeszłam do kanapy, siadając na niej.- Mam świetną pracę, kancelaria jest wspaniała, a pan jest najlepszym szefem, jakiego miałam — prokurator nie spuszczając ze mnie wzroku, zajął miejsce obok.- Jednak to nie ma sensu — spojrzałam na swoje kolana, przypominając sobie słowa rodziny oraz miny moich rodziców.


— Przecież to pani marzenie — stwierdził. Przeniosłam na niego wzrok, dostrzegając w jego twarzy po raz pierwszy dezorientacje na tak wielką skalę.


— Owszem, ale po rodzinnym obiedzie oraz oświadczeniu im, że czeka mnie jeszcze pięć lat nauki, rodzinka skutecznie przemówiła mi do rozumu — uśmiechnęłam się cierpko, oblizując usta.


Musiałam coś ze sobą zrobić, gdyż stres powoli zdominował moje ciało.


— Coś do picia? — zaproponowałam, wstając energicznie z kanapy. Wszystko byleby pozbyć się tego dyskomfortu.


— Niech pani nie słucha rodziny. Nie mam pojęcia co pani nagadali, ale pani ma do tego ogromny potencjał — on także wstał, olewając moje pytanie.


— Dziadkowie zarzucają mi, że marnuję swoją przyszłość. Ich zdaniem powinnam mieć stałą pracę, taką na umowę, a nie staż. Dodali, że dalsza kontynuacja nauki w tym kierunku to bezsens i powinnam brać przykład z mojej wspaniałej siostry — irytacja zastąpiła stres.


Zbulwersowana oparłam się dłońmi o blat szafki, marszcząc ze złości brwi. Zawsze porównywali mnie do niej, a Sorina miała z tego pieprzoną satysfakcję.


— Poza tym nie stać mnie na to — dodałam pośpiesznie, nie wiedząc co ze sobą zrobić.


— Niech pani nie słucha dziadków. Nie mają o niczym pojęcia — Dumitru nie odpuszczał. To cały on.- Proszę nie rezygnować — prawie szepnął, przykuwając tym moją uwagę. Chwila…


Jemu zależało na mnie, bo rzeczywiście byłam taka dobra, czy tylko mydlił mi tym oczy, gdyż istniał jakiś inny, ukryty powód?


— A finansami proszę się nie martwić. Obiecałem pani pomoc — gość chciał mnie wesprzeć kasą, ale nadal walił mi na pani. Czy to podchodziło pod sponsoring?


— Z całym szacunkiem, ale nie przyjmę od pana żadnej gotówki. Miejmy nadzieję, że to jest jasne — spojrzałam na niego, w środku mięknąc pod jego wzrokiem. Każdy by zmiękł. Miał coś takiego w sobie, co łamało człowieka na pół.- Aby panu to wszystko oddać, to bym musiała przez parę lat pracować u pana charytatywnie — przecież zdawałam sobie doskonale z tego sprawę, jak wielkie były to koszta.


— I tak jestem praktycznie co drugi weekend w Bukareszcie, więc mógłbym panią zabierać — odparł, jakby to było coś normalnego. Może i tak, ale nie w naszym przypadku.


— No nie wiem, czy partnerka szefa będzie zadowolona z tego, że poświęca pan tyle uwagi jakiejś stażystce — o kurde… Zbyt dużo jadu w głosie.


Niestety już powiedziałam to na głos. Zażenowana odwróciłam głowę w stronę czajnika, który uratował mnie pstryknięciem, dając znać o zagotowaniu wody. Plułam sobie w brodę, że nie ugryzłam się w język.


— Ja nie mam partnerki panno Vasil. Ta blondynka to stara znajoma, która przyszła po pomoc. Przesłałem pani w weekend dokumenty w jej sprawie — cholera… Aż zbladłam na twarzy.- Wiem, że jest bardzo natarczywa oraz wywyższająca się, lecz to tylko klientka. Nic mnie z nią nie łączy — czy on mi się tłumaczył?


— Moment… Jest pani zazdrosna — to nie było pytanie, tylko stwierdzenie. Zerknęłam na niego z przerażeniem w oczach. Uśmiechał się tajemniczo i wcale się z tym nie krył.


— Nie — odparłam, jakby to była jakaś jasna sprawa.


Zazdrosna? Ja?


Chciałam sama siebie oszukać, ale tak! Byłam zazdrosna, bo aż mnie skręcało w środku, dopóki nie powiedział mi, że nic ich nie łączy. Morgan zatłukę cię! Zepsułaś mnie…


Na szczęście zabrzmiał mój telefon, dzięki czemu mogłam oddalić się nieco od mojego szefa.


— Nie musi mi się szef tłumaczyć ze swojego życia prywatnego — siliłam się na nonszalancki ton, odblokowując ekran.


Nadawca: Morgan

Odbiorca: Lav

Data: 21.11.2022

Godzina: 19:30


Podejrzewam, że Pan prokurator u ciebie nadal siedzi, więc dam wam ten wieczór tylko dla siebie „płacząca minka ze śmiechu”. Dla twojego komfortu opłaciłam już żarcie. Miłej ranki skarbie, buziaki.


Na tę wiadomość westchnęłam.


— To czemu pani się rumieni? — to pytanie nieco zbiło mnie z pantałyku. Zbyt wczytałam się w wiadomość od przyjaciółki, ale szybko załapałam, o co chodziło szatynowi.


— Bo zadaje pan bardzo niezręczne pytania — odparłam sądząc, że to będzie najrozsądniejsza opcja wybrnięcia z tej sytuacji.


— Takie pytania są najlepsze panno Vasil — stanął niebezpiecznie blisko, przez co czułam jego obecność za moimi plecami. Gdybym zrobiła tylko krok do tyłu, to wpadłabym na niego.- W takich momentach bardzo łatwo przejrzeć człowieka — szepnął, przez co moje serce dostało takich palpitacji, że aż mi się uszy od wysokiego ciśnienia lekko zatkały.


Dziwne uczucie.


Tylko dwa razy w życiu doznałam takiego czegoś — podczas egzaminu na prawo jazdy oraz egzaminu kończącego studia. Nie myślałam, że jakiś facet doprowadzi mnie do takiego stanu.


— Człowiek nie jest wtedy w stanie zapanować nad uczuciami — on już wiedział. Dałabym sobie uciąć mały palec.


Atmosfera stała się tak naelektryzowana oraz gęsta, że trudno się oddychało.


— Chyba że jest się psychopatą — czekałam tylko na wypowiedzenie mojej umowy.


Niespodziewanie ktoś zapukał do drzwi. Nawet psiaki przestraszyły się uderzenia, bo tak były zapatrzone w nas. Momentalnie wszystko wróciło do normy niczym po pstryknięciu palcami. Złapałam głęboki oddech, dziękując w myślach mojemu wybawicielowi. Morgan musiała zmienić zdanie.


— To pewnie moja przyjaciółka — z ulgą otworzyłam drzwi.


— Cze… — natychmiastowo zatrzasnęłam drzwi przed nosem mojego gościa. Jego tu się nie spodziewałam. Momentalnie mój uśmiech zniknął.


Szef spojrzał na mnie zdezorientowany, nie rozumiejąc mojego zachowania. Choco zaś podszedł do wejścia, warcząc na przybysza.


— Lavana, proszę, otwórz. Przecież wiem, że tam jesteś — Eric przemówił.


— Coś się stało? — zagaiłam, nie chcąc go wpuszczać. Przyszedł do mnie wieczorem, gdy było już ciemno. Nie miał pojęcia o moim spotkaniu z Morgan, ani z szefem, więc mógł wnioskować iż zastanie mnie samą. Niby nic nadzwyczajnego, lecz ten komentarz pod zdjęciem dał mi sporo do myślenia.


— Będziemy zachowywać się jak dzieci, czy otworzysz i pogadamy jak dorośli? — ciężko westchnęłam, nie wiedząc co zrobić. Nie mógł też zobaczyć prokuratora w moim mieszkaniu. Ugh… Zresztą Dumitru raczej się domyślił, kim był mój gość.


— Niech pani otworzy — pokiwał twierdząco głową, patrząc w moje oczy.- Nie dam pani skrzywdzić — zapewnił ze stanowczą miną i tylko w oczach błysnęła troska. Zerknęłam na Choco, który usiadł obok mnie, przestając szczekać.


— Jak coś, to masz mu odgryźć rękę — rzuciłam do psiaka, który wystawił z radości jęzor na bok pyska.- O czym chciałeś gadać? — uchyliłam drzwi, stając w szparze tak, aby nic nie mógł więcej zobaczyć.


— Nie skontaktowałaś się ze mną w sprawie wspólnego wieczoru ani nie przyszłaś w weekend, więc ja przychodzę do ciebie — potrząsnął delikatnie butelką wina, trzymaną w dłoni.


— Eric… — zapomniałam o tym.- Skoro nie dałam żadnego znaku, to znaczyło, że nie przyjdę — miałam już zamknąć drzwi.


— Leon ze mną rozmawiał — nagle chłopak zatrzymał je dłonią. Przestraszyłam się trochę. Choco od razu poderwał się na cztery łapy, cicho powarkując.- Powiedział mi jasno, że mam się od ciebie odczepić — spojrzał na mnie skrzywdzonym wzrokiem.


— Ale ja z nim nie rozmawiałam jeszcze na twój temat — zastanowiłam się chwilę.- Morgan — już wiedziałam, kto pierwszy dopadł mojego brata.


— Nie mam zamiaru z ciebie zrezygnować — nagle wyciągnął różę zza pleców.- Wpuścisz mnie do środka? — moje serce zatrzymało się z nerw.


— Wybacz, ale nie — powiedziałam stanowczo, patrząc w jego zawiedzione oczy.- I zapamiętaj sobie Eric raz na zawsze, nic między nami nie będzie — choć obawiałam się go, a moje policzki płonęły z zażenowania, to musiałam mu to powiedzieć.- Cześć — chciałam zamknąć drzwi, lecz ponownie je odepchnął. Tym razem mocniej.


— Tam ktoś jest, prawda? — zacisnął mocno szczękę.


— To nie twoja sprawa! — krzyknęłam, lecz ten zdążył siłą otworzyć drzwi. Automatycznie odskoczyłam do tyłu, co momentalnie zwróciło uwagę Choco, który stanął przede mną, warcząc w pozycji bojowej. Był gotów bronić mnie za wszelką cenę.


— Wiedziałem — szepnął, widząc mojego szefa, który stał nadal przy kanapie. Jak zawsze opanowany.- Nie mogłaś zajść tak daleko, w tak krótkim czasie — Eric spojrzał na mnie z pogardą.- Ludzie mówili prawdę, że dla pracy puszczasz się jak kurwa — powiedział mi to prosto w oczy.


— Radziłbym panu zważać na słowa — Dumitru podszedł do chłopaka niczym drapieżny kot, nie spuszczając z niego wzroku.- Za znieważanie osoby grozi nawet rok pozbawienia wolności — szef delikatnie się uśmiechnął.- Jako świadek naoczny mogę także dołączyć naruszenie nietykalności cielesnej — dodał ze spokojem w głosie, choć w oczach szefa dostrzegałam złość.


— Nie dotknąłem jej nawet — warknął Eric, stając twarzą w twarz z moim przełożonym.


— Szkoda, że na pierwszym roku studiów mnie nie było przy pani Lavanie. Co? — Eric wydał się nieco zaskoczony.- Może wtedy jej też nie dotknąłeś? — Dumitru nieco przechylił głowę, unosząc jedną brew do góry.- Chłopcze, daj Lavanie spokój, bo będziesz mieć ze mną do czynienia — zaskoczona zwrotem akcji stałam jak słup soli, czekając na rozwój sytuacji.


— Groźby też są karalne — prychnął chłopak.


— To nie groźba, a ostrzeżenie — prokurator uśmiechnął się szerzej. Podziwiałam go za to, jak potrafił kontrolować emocje. Doszedł w tym do perfekcji. Nie miał sobie równych na każdej płaszczyźnie.


— Lavano — Eric niespodziewanie podszedł do mnie, lecz Choco swoim warknięciem go zatrzymał.- Wiesz, że nigdy bym cię nie skrzywdził — wyciągnął do mnie ręce.- Tyle lat cię kocham, a ty nadal mnie odtrącasz. Wtedy, w akademiku byłem pod wpływem ogromnych emocji, które wzięły nade mną górę. Kochałem cię i pragnąłem. Tak bardzo… Tak jak teraz. Proszę, przyjmij ode mnie, chociaż ten kwiat. Przecież to twój ulubiony. Kolor także — zerknęłam na roślinę.


Jego słowa bardzo mnie dotknęły, przywołując wspomnienia z tamtego wieczoru.


— Myślisz, że przyniesiesz mi kwiatek i stworzymy szczęśliwy związek? — prychnęłam, nie mogąc nawet na niego patrzeć, lecz musiałam. Musiałam być twarda.- Próba gwałtu to nie okazanie miłości! — nawet nie wiedziałam, kiedy zaczęłam krzyczeć.- Mogłeś zniszczyć mi tym życie! Powtarzałam ci wielokrotnie, że między nami nigdy nic nie będzie! Dałam ci przebaczenie, ale tobie to nie wystarcza. To, że ci wybaczyłam, nie znaczy, że zapomniałam. A teraz wyjdź z mojego mieszkania — wskazałam palcem na otwarte drzwi.


Widok szefa stojącego tuż za chłopakiem dodawał mi sił. Wiedziałam, że był gotów mnie ochronić, lecz dawał mi szansę na to, abym to ja rozprawiła się z moim dawnym oprawcą.


— Lav — głos Erica załamał się, natomiast w jego oczach pojawiły się łzy.


— Wynoś się i nie zbliżaj się do mnie — opanowałam głos, starając się nawet nie mrugnąć. Chłopak zacisnął mięśnie szczęki, kierując się w stronę wyjścia. Nagle zatrzymał się w progu, odwracając się w moją stronę.


— Pożałujesz swojej decyzji — syknął przez zaciśnięte zęby, rzucając butelką wina w moją stronę. Przestraszona krzyknęłam, zasłaniając rękoma głowę, jednocześnie kucając. Choco natychmiastowo rzucił się w stronę mojego znajomego.


— Choco, zostaw! — zawołałam go wraz z dźwiękiem rozbijanego szkła za moimi plecami.


— Lavano — szef momentalnie znalazł się przy mnie, na pewno nie spodziewając się takiej sytuacji.


— Milka zamknij drzwi — pokazałam na wejście. Psiak zatrzasnął je za pomocą głowy.- Takich atrakcji szef się nie spodziewał — spojrzałam na Dumitru zażenowana i zapewne z przerażeniem wymalowanym na twarzy.


— Nie, zdecydowanie nie — spojrzał mi w oczy, pomagając wstać na równe nogi.- Ale nie żałuję. Dobrze, że tu byłem — dodał, spoglądając wraz ze mną na potłuczone szkło. Niestety butelka rozbiła się o meble, przez co czerwone wino kapało z frontu szafek na blat oraz na podłogę.


— Nie jest źle. Mogłam dostać w głowę — zaśmiałam się, choć wesoło to mi nie było. Jednak przy szatynie wszystko wydawało się łatwiejsze i takie lżejsze do zniesienia.


— Pomogę — zdjął płaszcz oraz szal, odkładając swoje rzeczy na wieszak. Dopiero teraz zorientowałam się, że przez ten cały czas chodził bez butów.


Nie powiem, bo doceniałam to. Lubiłam porządek, a on to szanował, chociaż nie musiał. Większość osób raczej chodziła po moim mieszkaniu w obuwiu. Tak jak zrobił to Eric. Tylko Morgan, Leon oraz moi rodzice szanowali moją zasadę niechodzenia w butach.


— Nie trzeba — zabrałam się za zbieranie większych odłamków.


— Wiem, ale chcę — przykucnął naprzeciwko mnie, spoglądając na mnie. Od razu po moim kręgosłupie przebiegł przyjemny dreszcz.


Kiedy ścierałam już podłogę, a Dumitru mył miskę po zebranym wcześniej winie, ktoś zapukał do drzwi. Od razu spojrzeliśmy na siebie. Tym razem wezbrała we mnie złość. Natychmiastowo podeszłam do wejścia, otwierając drzwi z impetem.


— Czego nie zrozumiałeś?! — zamurowało mnie.- Przepraszam — jęknęłam zażenowana, widząc dostawcę chińszczyzny w progu.- Myślałam, że to ktoś inny — skruszona podrapałam się po karku.


— Spokojnie kochanieńka, nic się nie stało. Tylko powiedz mi, czy masz coś wspólnego z typem, który maltretuje okoliczne śmietniki oraz biedną różę? — Chen podał mi zamówienie do rąk.


Mężczyzna miał około trzydziestki i należał do mojego grona znajomych. Jako że razem z Morgan lubiłyśmy chińską kuchnię, to dość często się z nim widywałam. Dostawcy żarcia oraz kurierzy, to najlepsi przyjaciele.


— Podejrzewam, że tak — pokiwałam energicznie głową, marszcząc nos z niezadowolenia.


— O, witam — te słowa skierował do mojego szefa.


— Witam — Dumitru właśnie wycierał dłonie w ścierkę. Jaki dziwny widok. Mój szef, myjący w moim mieszkaniu naczynia. W sumie to tylko miskę, no ale… Szczegół.


— Myślałem, że skoro Morgan opł… — dyskretnie pokręciłam przecząco głową, wiedząc, co Chen chciał powiedzieć. Że skoro Morgan opłaciła jedzenie, to że właśnie z nią będę spędzać ten wieczór.


— No nic — dostawca zatarł ręce.- Czas na mnie, a ty — pokazał na mnie palcem.- Uważaj na siebie — posłał mi szeroki uśmiech, znikając mi z pola widzenia na klatce schodowej.


— Ogarnięte — Dumitru rozłożył ręce na boki, wyraźnie zadowolony.- Czas na mnie — westchnął, nie spuszczając ze mnie wzroku.


— A może — zaczęłam niepewnie, w głowie układając odpowiednio słowa. Zamknęłam drzwi, szybko myśląc.- A może szef zostanie jeszcze na trochę? To dużo jedzenia jak na jedną osobę — uśmiechnęłam się niewinnie, potrząsając pudełkiem.


Swoją drogą — cudownie pachniało z niego.


— Morgan nie przyjdzie, a nie chcę siedzieć sama — to była prawda. Chciałam, aby tego wieczoru ktoś został ze mną.


— Z ogromną przyjemnością zostanę, o ile to nie problem. Nie chcę nadużywać gościnności — mimowolnie uśmiechnęłam się szerzej, zarażając tym również prokuratora.


— Będzie mi miło, jak szef zostanie — wyglądał tak łagodnie, kiedy był szczęśliwy.


Jak na dżentelmena przystało, pomógł mi zrobić coś do picia oraz rozpakować jedzenie z pudełka. Kiedy staliśmy obok siebie, nagle jego telefon zaczął dzwonić. Kątem oka zauważyłam kto się do niego dobijał: Katarina jakaś tam — zapomniałam jej nazwiska.


Taki drobny szczegół.


Teraz, chociaż wiedziałam, jak ta blond flądra miała na imię. Moment, czy ja?… Musiałam popracować nad swoją chorą zazdrością o szefa. Właśnie Lav! To twój szef!


— Niech szef odbierze — moje dłonie z nerw lekko się spociły, więc szybko wytarłam je dyskretnie w ubranie.


— Jestem już po godzinach pracy, a ona nie jest jakąś specjalną klientką — ku mojemu zaskoczeniu odrzucił jej połączenie.- Wyciszenie telefonu będzie najlepszym rozwiązaniem — podszedł o krok bliżej.


— Przecież szef nie musi — zawstydzona jego spojrzeniem odwróciłam głowę, starając się ukryć triumfalny uśmieszek.


— Ale chcę, bo będę spędzać wieczór w miłym towarzystwie — poczułam się jak gówniara z czasów liceum. On już dawno rozszyfrował mnie i bawił się tym, a ja głupia chciałam, aby to robił. Uwodził mnie i wodził za nos.


— Jakie filmy szef lubi? — zaczesałam niesforny kosmyk za ucho, wskazując następnie palcem na telewizor.


— Akcji, grozy, komedie i o zgrozo kryminały — oboje się zaśmialiśmy, chyba tonąc w naszej obsesji na punkcie pracy. Podeszłam po pilota, siadając następnie na kanapie. Dumitru zajął miejsce obok mnie, wraz z moimi psiakami.


— Oglądał szef może podejrzanych? — zagaiłam, gdyż to właśnie ten film miałyśmy dzisiaj oglądać z Morgan. Nawet już zaczęłam wpisywać pilotem tytuł.


— Ten z dziewięćdziesiątego piątego? Owszem — nagle pochylił się w moją stronę, patrząc mi w oczy. Fala gorąca uderzyła w moje ciało, przeszywając je jakimś przyjemnym prądem.


Natomiast zapach jego perfum oraz ciała przyćmiły mój umysł.


— Jednak chciałbym zabrać panią w przygodę nieco głębszą — chwycił za pilota, dotykając przy tym swoimi palcami mojej dłoni. Lekko przesunął opuszkami po moim ręku, sprawiając mi tym dziwnie ogromną przyjemność.


Z całych sił starałam się trzymać gardę, aby nie odkryć przed nim wszystkich kart. Jednak on był profesjonalistą. Takich jak ja rozgryzał na śniadanie. Nawet nie zorientowałam się, kiedy zabrał mi przedmiot z dłoni.


— Opowieści kryminalne Edgara Allana Poego. Wiem, że to nie film, lecz audiobook pozwoli się pani bardziej zrelaksować — znalazł w telewizorze, to czego szukał.- Wyostrzy pani swoją czujność, co także przyda się kiedyś pani w pracy — położył rękę na oparciu kanapy, uświadamiając mi jak blisko siebie siedzieliśmy.- A także wpłynie na wyobraźnię lepiej niż jakikolwiek film — spojrzał mi prosto w oczy, jakby chciał coś mi zasugerować.


Wariowałam przy tym facecie. Robił mi pranie mózgu, a wszystko dzięki myśli, jaką zapoczątkowała Morgan. Dumitru doskonale wyczuł zmianę moich uczuć i teraz bawił się, dręcząc mnie. Jednak te tortury były oszałamiająco przyjemne.


Co się ze mną działo?


Czy to była manipulacja?


Jakaś gra psychologiczna, a ja byłam jego królikiem doświadczalnym?


On tak na serio, czy później zamierzał wyskoczyć mi z podsumowaniem jakiegoś testu?


— Wszystko dobrze? — tak się zamyśliłam, że aż się zmartwił.


— Właśnie dotarło do mnie, że mój znajomy rzucił we mnie butelką wina — przyznaję się, skłamałam, ale sama nie wiedziałam co o tym wszystkim sądzić. Bałam się, że to wszystko okaże się marą. Naprawdę zaczynałam coś czuć do tego faceta, ale nie miałam pojęcia, na ile to było prawdziwe z jego strony.


W sumie jak tak powiedziałam o Ericu, to na serio to do mnie dotarło. O mało co mnie nie zabił!


— Przykro mi — wyznał, już nie uśmiechając się. Nagle radość w jego oczach zniknęła.


— Zaproponowanie kieliszka wina będzie w tej sytuacji niestosowne? — zapytałam, mając ochotę napić się czegoś, co szybko by zabrało moje natrętne myśli. Tak samo, jak stało się podczas weekendu.


— Biorąc pod uwagę, że jestem samochodem, wieczór się jeszcze nie kończy — zaczął myśleć nad moją propozycją.- Skuszę się na jeden kieliszek — od razu poprawił mi się humor. Zadowolona wstałam, idąc do mojego mini barku.


— Ale mam tylko…


— Czerwone, słodkie wino — zaskoczona spojrzałam na niego.


— Szef pamięta? — myślałam, że słuchał tylko jednym uchem zaś drugim, wypuszczał te informacje.


— Pamiętam o pani wszystko — oznajmił dumny z siebie.


*


Po dwóch godzinach słuchania lektora, wymianie wspólnych spostrzeżeń oraz teorii, wypiliśmy pół butelki wina, gdzie to ja chłonęłam więcej alkoholu. W Rumunii na szczęście można prowadzić pojazd, mając do ośmiu dziesiątych promila we krwi, więc jedna, czy dwie lampki wina mojemu szefowi nie szkodziły. Jedzenie także było pyszne. Jednak mnie powoli otulało zmęczenie.


— Jakbym zasnęła, to szef zostawi tylko tak zamknięte drzwi — poinformowałam, przytulając twarz do ozdobnej poduszki. Po procentach nie obchodziło mnie to, co pomyśli sobie o mnie szatyn.


— Nie boi się pani, że podczas snu, ktoś tu wejdzie i zrobi pani krzywdę? — wyglądał na naprawdę zaniepokojonego. Senna i nieco podchmielona spojrzałam na prokuratora, uśmiechając się do niego kokieteryjnie.


Po alkoholu nie panowałam nad gestami oraz słowami. Często żałowałam tego na drugi dzień, dlatego rzadko piłam, a jeśli już to robiłam, to z umiarem. Też dlatego ostatnio tak łatwo przyszło mi pisanie wiadomości z szefem na Facebooku. Jednak tego akurat nie żałowałam.


— Choco nie pozwoli mnie skrzywdzić — ukryłam ziewnięcie za dłonią.- Przepraszam.


— Nic się nie stało. Dobrze, że ma pani przy sobie takiego opiekuna — oczy powoli zaczynały mi się kleić do snu. Nie mam pojęcia, ile czasu minęło, ale w pewnym momencie usłyszałam stukot pazurków jednego z moich psów.


— Twoja inteligencja nie przestaje mnie zaskakiwać — głos należał do Dumitru.


Nagle poczułam, jak ktoś wstał z kanapy, a następnie coś ciepłego utuliło moje lekko zmarznięte ciało. Choco zapewne jak zawsze przytargał dla mnie koc. Coś nagle weszło za moje plecy, a puchata sierść zdradziła obecność Milki.


Jednak dotyk dłoni na moim policzku przyśpieszył mój oddech. Mężczyzna właśnie głaskał mnie po twarzy, zapewne myśląc, że śpię. Wolałam, aby pozostał w swojej niewiedzy. Musiałam rozgryźć jego intencje wobec mnie. Mimo wszystko, jego dłoń na moim policzku, jego dotyk, były czymś nieziemskim. Jak tylko zabrał rękę, od razu poczułam jej brak. Chciałam, aby nie odchodził.


— Pilnujcie pani — zapewne te słowa skierował szeptem do moich podopiecznych.


Usłyszałam następnie kilka kroków, szelest płaszcza, a na koniec ciche zamknięcie drzwi. Dopiero wtedy otworzyłam oczy, wypuszczając z siebie całe wstrzymywane powietrze.


— 15-


Od razu po wyjściu Dumitru z mojego domu zadzwoniłam do śpiącej już Morgan. Tak, obudziłam ją, ale musiałam z kimś porozmawiać.


Spędziłyśmy na słuchawce pół nocy. Oczywiście była nieco rozczarowana, że to spotkanie nie zakończyło się wspólnym śniadaniem, lecz nie traciła jeszcze na to nadziei. Cała Morgan — zamiast mnie sprowadzić na ziemię, to jeszcze bardziej nakręcała.


Jednak bardzo zaniepokoiło ją zachowanie Erica. Oczywiście przyznała mi się, że doniosła Leonowi o zapędach naszego znajomego, lecz poprosiłam ją, aby tym razem dała mi szansę pogadania z moim bratem.


Kończąc rozmowę około trzeciej, przeniosłam się do sypialni, starając się zasnąć. Początkowo wspomnienia nie pozwalały mi zmrużyć oka, lecz ustąpiły po niedługim czasie.


*


Obudził mnie dopiero budzik, na którego dźwięk poderwałam się jak poparzona. Pełna energii wręcz biegiem wparowałam do łazienki, aby się odświeżyć. Zrobiłam delikatny makijaż, włosy związałam w niski kucyk, lekko zakręcając go na końcu.


Parząc kawę i robiąc śniadanie sobie oraz psiakom, nieświadomie zaczęłam nucić pod nosem. Jedząc, jednocześnie ubierałam się. Postawiłam na rozkloszowaną spódniczkę oraz białą koszulę z rękawem trzy czwarte. Zostawiłam ją nieco rozpiętą od góry, aby moje dwa łańcuszki mogły pięknie wykończyć cały strój.


Tylko jeszcze szybki spacer z pupilami i mogłam wychodzić do pracy.


Tego dnia byłam bardzo podekscytowana, normalnie jak dziecko w święta. Idąc do kancelarii, standardowo wstąpiłam do kawiarni po moje codzienne zamówienie. Edward miał już je dla mnie uszykowane, przez co jak szybko weszłam, tak wyszłam.


Przemierzając korytarz budynku należącego do Dumitru, czułam lekkie zdenerwowanie zmieszane z ekscytacją. Dziwnie podniecona otworzyłam biuro, wchodząc do niego jako pierwsza. Standardowo podeszłam wpierw do swojego biurka, dostrzegając na nim ogromny bukiet.


Zaskoczona znaleziskiem zostawiłam torebkę oraz zamówienie na blacie. W tym samym czasie jakieś papiery przykuły moją uwagę. Od razu pomyślałam, że szef był w biurze wcześniej niż ja — miał na ten dzień umówione spotkanie, więc mógł pojechać na nie szybciej.


Pierwsza karteczka została napisana przez samego szefa. Wszędzie już poznałabym jego pismo.


Droga Lavano,

dziękuję za wczorajszy wieczór.

Mam nadzieję, że przyjmiesz ode mnie ten skromny bukiet. Oby wywołał na Twojej twarzy uśmiech.


Ps. Jestem na spotkaniu, powinienem wrócić za godzinę.


Fabio


Sam liścik wywołał u mnie szeroki uśmiech.


Podpisał się swoim imieniem, miło.


Szczęśliwa nachyliłam się do bukietu, delikatnie zaciągając się jego zapachem. Naliczyłam w nim trzydzieści jeden białych róż, ozdobionych białymi kwiatuszkami, których nawet nie znałam. Dokoła nich znajdowała się jasnoróżowa dekoracja.


Moją nostalgię przerwał brutalnie telefon od klienta. Ta rozmowa nie należała do najprzyjemniejszych i powoli zaczynałam współczuć szefowi przyszłej współpracy z tym typem. Kiedy zapisywałam w terminarzu wiadomość o pierwszym spotkaniu Dumitru z panem Petrowem, zobaczyłam na biurku podanie o przyjęcie kandydata na aplikację.


Grzecznie powtórzyłam wszystkie dane, żegnając się z mężczyzną.


Zaskoczona wzięłam dokument do ręki, opierając się plecami o krzesło. To naprawdę był formularz do sądu w sprawie aplikacji prokuratorskiej. Z pewnością szatyn to wydrukował. Tak bardzo korciło mnie, aby wypełnić papier, lecz od razu przypomniałam sobie słowa bliskich. Gdybym jeszcze mogła sobie pozwolić na to finansowo, to nawet bym nie patrzyła na rodzinę. Jednak nie było mnie stać na to.


— O! Nie ma Fabia? — niespodziewanie do biura weszła blondi, która nawet nie zapukała. Zachowywała się tak, jakby była u siebie.


— Nie ma szefa, jest na spotkaniu — oznajmiłam oschle, włączając dopiero komputer.


— To pewnie dla mnie, od niego — już chciała dopaść moje kwiaty.


— Niestety muszę panią rozczarować — szybko wstałam, zabierając je.


Ta baba była tak szybka, że ledwo minęłam się z nią. Już chciała sobie przypisać mój prezent. Wiem, jak to wyglądało. Wiem. Jednak raz straciłam szansę na fajnego faceta i nie miałam zamiaru spieprzyć takiej sytuacji drugi raz.


Możliwe, że to były jedyne kwiaty, jakie mogłam dostać o Dumitru. Nie mogłam pozwolić, aby jakaś flądra mi je zabrała.


Zadowolona, że udało mi się jako pierwszej chwycić wazon, chciałam przenieść go z dala od Katariny, więc powędrowałam do kominka. Jako że bukiet miał dość imponujące rozmiary, to zajmował trochę miejsca. Kiedy powróciłam do swojego stanowiska pracy, blondyna wydawała się zmieszana oraz nieco zaskoczona.


— Kiedy wróci Fabio? — uniosła jedną dłoń do góry, układając palce w teatralny sposób. Zerknęłam na zegarek.


— Za jakiś kwadrans — zgodnie z jego liścikiem owszem, ale wiedziałam, jak to zazwyczaj bywało. Klienci potrafili przedłużyć spotkanie.


— Poczekam na niego — westchnęła, siadając na krześle przy ścianie niczym dama. Brakowało jej tylko pieska chihuahua w różowej torebce. I serio? Zazdrość zjadała mnie właśnie przez nią?


Zażenowana własną głupotą oraz niską samooceną poprawiłam się na krześle, zajmując się pisaniem pisma. Kobieta starała się do mnie zagadać, lecz odpowiadałam jej pokrótce, gdy już musiałam. W pewnym momencie tak się wciągnęłam w pracę, że przestałam słuchać blondynki.


— Dzień dobry — ktoś wszedł do biura, jednak miałam ułożoną już koncepcję zdania, którą musiałam napisać za pamięci. Skończywszy pismo cicho westchnęłam, opuszczając ręce trochę na dół, aby mogły odpocząć.- Dzień dobry — podniosłam głowę, dostrzegając delikatnie uśmiechniętego szefa.


— Dzień dobry szefie — momentalnie uśmiechnęłam się od ucha, do ucha. Nie mogłam ukryć radości, jaką czułam na jego widok.


— Fabio, co się dzieje? Ciągle mnie lekceważysz — blondyna od razu uderzyła do ataku.- Dzwoniłam do ciebie przez cały weekend i wczoraj, ale odrzucasz moje połączenia, a wczoraj na dodatek wyłączyłeś telefon — bo był u mnie!


Jak ja miałam ochotę jej to wykrzyczeć prosto w twarz. Mimo wszystko opanowałam chęć dowalenia Katarinie i przybrałam nijaki wyraz twarzy.


— Wyjdźmy na korytarz — Dumitru wskazał dłonią na drzwi, wracając do pokerowej miny. Znowu brak jakichkolwiek emocji.


Kiedy wyszli za drzwi, nachyliłam się odrobinę do przodu. Nie chciałam podsłuchiwać, lecz musiałam wiedzieć, czy on testował mnie, czy jednak na serio coś mógł do mnie poczuć. Kwiatów nie dawało się od tak byle komu.


— Co się dzieje Fabio? — ciężko było mi usłyszeć cokolwiek przez jej ściszony głos.- Nie chcesz, aby ta stażystka się o nas dowiedziała? — wydała z siebie dziwny dźwięk, podobny trochę do mruczenia kota.


O nas?


Moje serce zamarło, natomiast ciało przeszył lodowaty dreszcz.


— Nie Katarino. Między nami nic nie było, nie ma i nie będzie — szatyn nawet nie starał się ściszyć głosu.


Czyżby chciał, abym usłyszała, to co mówi?


Nie…


Znałam go i zawsze mówił to, co myślał. Jakby chciał coś przede mną ukryć, to zaproponowałby spotkanie w jakiejś restauracji, czy w czymś podobnym. Zawsze brał klientów na stronę, gdy chciał, aby to oni się czuli komfortowo. Szef nie miał przede mną tajemnic i zawsze mówił przy mnie głośno. Nawet jeśli coś omawiał z kimś na korytarzu.


— Jak to? Fabio — kobieta tak cicho mówiła, że ledwo co usłyszałam. Ewidentnie starała się, abym niczego się nie dowiedziała.


— Katarino, jestem zainteresowany kimś innym. Ty jesteś wyłącznie moją klientką. I taka relacja wyłącznie może nas łączyć, nic więcej — powiedział jasno, krótko i na temat.


— Co to za jędza?! — kobieta nagle zaczęła krzyczeć, co nawet mnie zaskoczyło. Zdezorientowana jej wybuchem aż wstałam z krzesła, idąc po segregator do szafy.


— Nie życzę sobie, abyś tak o niej mówiła — oj, Dumitru wyraźnie się podirytował. Znałam ten ton i lepiej było go dalej nie prowokować.


— Zrywam naszą współpracę! — syknęła blondi, po czym nastała cisza.


Nie wiedząc nawet co sądzić o tym, co przed chwilą usłyszałam, zabrałam się za segregowanie dokumentów. Niespodziewanie szef znalazł się niebezpiecznie blisko mnie, kładąc jedną dłoń po lewej stronie biurka, choć on sam stał po mojej prawej. Tym samym odciął mi swoim ciałem jakąkolwiek drogę ucieczki. W tamtym momencie byłam w stanie poczuć jego zniewalający zapach.


— Sprawa z panią Katariną nie jest już aktualna — oznajmił ze spokojem. Choć byłam pochłonięta pracą, czułam, jak patrzył na mnie. Aż mi się duszno zrobiło.


— Mam udawać, że jest mi przykro? — znowu użyłam zbyt dużo jadu. Oczywiście, że nie było mi z tego powodu ani trochę smutno. Cieszyłam się i trudno. Przecież i tak wiedział, że byłam zazdrosna o nią, więc nie miałam czego ukrywać.


Z pewnością siebie spojrzałam w jego stronę, lecz szybko mina mi zrzedła. Jego twarz była praktycznie przy mojej, przez co instynktownie zachłysnęłam się powietrzem.


— Nie — uśmiechnął się tak uroczo. Chichocząc cicho pod nosem, spuściłam głowę w dół, aby po chwili znowu spojrzeć na niego.- Jednak wyjazd do Bukaresztu w tym tygodniu jest nieaktualny — wyznał, nieco przesuwając się tak, aby stanąć naprzeciwko mnie, kładąc drugą dłoń na blacie. Oto w ten sposób znalazłam się pomiędzy jego ramionami.


— Jak szef sam widzi, ta aplikacja nie jest mi pisana — wyznałam czując się jakoś dziwnie. Świat zaczął mi lekko wirować w głowie tak jak po wypiciu o lampkę wina za dużo.


— Choćbym miał pojechać do sądu tylko i wyłącznie z pani podaniem, to pojadę. Nawet teraz — zaskoczyły mnie jego słowa.


Atmosfera między nami stała się bardzo gęsta, napięta i naelektryzowana pożądaniem. Wiedziałam już, że pragnęłam tego faceta. Pożądałam swojego szefa i czułam do niego ogromny pociąg fizyczny.


Imponował mi jego charakter oraz zachwycał mnie wygląd.


Wtem zauważyłam, jak szatyn przeniósł wzrok na moje usta, lecz niestety nim zdążył cokolwiek zrobić, zadzwonił telefon.


Natychmiastowo wszystko prysnęło, niczym bańka mydlana.


— Dumitru z tej strony — odszedł ode mnie o parę kroków, odbierając połączenie. Pozostając w szoku, odwróciłam się do niego plecami, aby móc trochę ochłonąć.


Dostałam z tego wszystkiego ucisku w głowie. Duszności zaatakowały moją klatkę piersiową zaś serce galopowało jak szalone.


— Jak? — chowając segregator na miejsce, zaciekawiona odwróciłam się do szefa. Wyglądał na bardzo poważnego.- Dobrze, już jadę — szatyn rozłączył się, wydając cichy pomruk.


— Wszystko w porządku? — zapytałam niepewnie, nie mając pojęcia czego się spodziewać.


— Sądzę, że Bukareszt domaga się pani obecności. Mamy kolejne morderstwo — poinformował z takim spokojem w głosie, że aż mnie to zdziwiło. Faceta totalnie wyprało z emocji.- Musimy się zbierać. Do Bukaresztu mamy kawałek drogi — w okamgnieniu podszedł do biurka, pakując jakieś rzeczy do swojej torby.- Proszę spakować ze sobą protokoły ze wszczęcia postępowania oraz wnioski o identyfikacji denata — jak zawsze profesjonalny i nieco chłodny.


Nie wspominam już o zdystansowaniu. No cóż, czego ja się spodziewałam…


Posłusznie podeszłam do szafy, szukając odpowiednich dokumentów, od razu je zapakowując. Zapobiegawczo wrzuciłam jeszcze zszywacz, mazak oraz kilka przyborów tak na w razie zaś. Szefa czasami pochłaniały myśli tak bardzo, że zapominał o takich pierdołach, a ja jako jego stażystka starałam się w miarę swoich możliwości służyć mu pomocą. Pośpiesznie opuściliśmy biuro, kierując się do auta Dumitru.


Znowu.


Tym razem podróż zajęła nam tylko ciut więcej niż pół godziny, jednak zaskoczona ujrzałam budynek sądu. Zdezorientowana spojrzałam na wielgaśne kolumny stojące na schodach. To miejsce zapierało dech w piersiach. Normalnie aż dostałam gęsiej skórki na całym ciele z ekscytacji.


— Zamordowano kogoś w sądzie? — spojrzałam z uniesioną brwią na szefa, który tajemniczo się uśmiechał.


— Nie — odparł.- Miejmy nadzieję — dodał po chwili zastanowienia.- Jednak to pani droga do spełnienia marzeń — nagle wyjął z wewnętrznej kieszeni płaszcza jakąś kartkę. Domyśliłam się bez problemu, co to było.


— Ale…


— Bez żadnego ale. Pójdę osobiście tam z panią i dopilnuję, aby głosy pani bliskich, czy niepewność, nie zaprzepaściły pani szansy na szczęście — przekazał mi do rąk papier, uparcie się we mnie wpatrując.


Cóż, zostałam postawiona pod ścianą.


Z przeciągłym westchnieniem odpięłam pas i zabierając swoją torbę, wyszłam z auta. Śledzona przez prokuratora weszłam po schodach na ich najwyższą kondygnację, stając przed wielkimi drzwiami ze szkła.


Czy chciałam tego?


Przez moment zastanowiłam się, następnie ciągnąc wrota do siebie.


Jestem tego pewna?


Co powiedzą na to rodzice?


Pamiętasz minę ojca?


Natarczywe myśli nie dawały mi spokoju, to stawało się męczące. Musiałam walczyć sama ze sobą, mimo że właśnie szłam po marzenia. Przystając na ogromnym holu, poczułam wewnętrzną burzę. Strach, obawa wymieszana z ekscytacją oraz radością.


— Sekretariat jest po prawej stronie — przez chwilę zapomniałam o szefie, który nagle pojawił się obok mnie, wskazując głową na wejście.


— Nie mamy czasu szefie — starałam się uciec, ale czemu?


Chyba ogarniał mnie strach. Bałam się tego, że mogłam nie dać sobie rady. Mogłam nie być wystarczająco dobra do tej pracy. Miałam już skierować się do wyjścia, lecz Dumitru złapał mnie za ramiona, tym samym zatrzymując.


— Lavano nie wyjdziemy stąd, dopóki nie wypełnisz wniosku. Gwarantuję ci, że zwłoki daleko nie uciekną — grymas porażki wymalował mi się na twarzy. Pokonana powędrowałam do stoliczka stojącego pod ścianą, zaczynając grzecznie wypełniać świstek. Podpisując się na samym końcu, poczułam dziwną satysfakcję, która popchnęła mnie do sekretariatu.


Niestety tam czekała mnie niespodzianka.


— Wpisowe? — szepnęłam, wrastając w ziemię. Zażenowana swoją niewiedzą rozejrzałam się dookoła, szukając swojego szefa. Na szczęście nigdzie go nie znalazłam i w sumie dobrze.- A jaka to kwota? — wydusiłam to w końcu z siebie. Miałam przy sobie trochę kasy, ale nie cały worek.


— Pięćset lei — w jednej chwili poczułam, jak cała krew spłynęła mi z twarzy, wprost do nóg.- Ale chwileczkę — kobieta spojrzała w monitor, wytężając wzrok.- Pani już ma wpłacone wpisowe — nie wiedziałam, czy bardziej ogarnęła mnie złość, czy wdzięczność.


Doskonale wiedziałam, kto uiścił zapłatę. Podstępny…


— Dziękuję za informacje — dodałam sztuczny uśmiech, musząc w końcu przemówić szefowi do rozsądku.


— O rozpatrzeniu wniosku poinformujemy panią listownie — wyjaśniła sekretarka, powracając do swoich obowiązków. Żegnając się z pracownicą sądu, wyszłam na hol, nigdzie nie widząc Dumitru.


Zapewne wyszedł z budynku, jak weszłam do sekretariatu. Pośpiesznie wybrałam numer swojej przyjaciółki, która odebrała prawie pod sam koniec łączenia.


— Hej, co się stało? — dziewczyna dziwnie dyszała do słuchawki. Zaskoczona aż oddaliłam telefon od ucha, upewniając się, czy dobrze się dodzwoniłam.


— Mam problem — oznajmiłam, potrząsając delikatnie głową, aby odegnać szok.


— Przestań — zwróciła się do kogoś.- Co się dzieje? — od razu spoważniała.


— Dumitru przywiózł mnie do Bukaresztu, abym złożyła podanie o kontynuację nauki — wyjaśniłam po cichu, bojąc się, że mógł gdzieś się jednak czaić.


— I co w tym złego? Powinnaś się cieszyć. Pomaga ci spełnić marzenia — dziewczyna wydawała się zadowolona z przebiegu spraw.


— Morgan, on zapłacił za moje wpisowe i to aż pięćset lei — przyjaciółka zaniemówiła.


— Jak to?


— Nie mam jeszcze pojęcia, gdyż nie skonfrontowałam tego z nim, ale tak nie może być. Jak ja mam mu oddać tyle kasy? — powoli zaczynałam wpadać w panikę.


— Obiecał ci pomoc i pewnie zamierza dotrzymać słowa. Słuchaj, nie wiem co ci teraz doradzić. Muszę pomyśleć na chłodno, ale mam nadzieję, że nie traktuje cię jak córki — ostatnie zdanie Morgan było dla mnie jak wiadro lodowatej wody.


— Jak kogo?


— Córki. Przecież on jest w takim wieku, gdzie zazwyczaj faceci mają dzieci. On nie ma, więc może widzieć w tobie taką córeczkę, której trzeba pomóc. Czuje się za ciebie odpowiedzialny, ale mam nadzieję, że się mylę. Jest wiele rzeczy, które wskazują inaczej — Morgan znalazła się w swoim żywiole. Relacje damsko-męskie to jej ukochany temat.


— Dzisiaj dostałam od niego bukiet róż — rzekłam, mając z tyłu głowy myśl, że jestem przecież w pracy, a ja ucinałam sobie poradę przyjacielską.- Muszę uciekać, zdzwonimy się jeszcze. Pomóż mi jakoś zatrzymać wpływy z konta mojego szefa — szepnęłam najciszej jak tylko mogłam, przerażona, że sytuacja wymykała mi się spod kontroli.


— Trzymaj się piękna — nim się rozłączyłam, usłyszałam po drugiej stronie jakiś męski głos. Jednak miałam własne problemy, z którymi musiałam się zmierzyć. Zdenerwowana wyszłam z budynku sądu, kierując się hardym krokiem do auta.


— Szef wie, że trzeba opłacić wpisowe? — od razu przeszłam do ataku, wsiadając do pojazdu.


Cisza.


— Jestem wdzięczna szefowi za wszystko, ale ta kwota jest zbyt wielka — potok słów zaczął niekontrolowanie opuszczać moje usta.- Doceniam to, ale nie będę w stanie oddać takiej ilości pieniędzy. Nie może szef płacić za moje zakupy, czy edukacje. I tak źle się czuję, że nawet nie dokładam się do paliwa. Jeśli tak dalej pójdzie, to będę zmuszona rozważyć opcję sprzedaży nerki — niespodziewanie złapał mnie za rękę, zamykając mi tym usta.


Natychmiastowo zamarłam w bezruchu, nie wiedząc co zrobić. Jego dotyk był stanowczy, a zarazem delikatny.


— Lavano oddychaj. Mówisz wszystko na jednym oddechu — polecił i dopiero wtedy zorientowałam się, że miał rację.


Wypuściłam powoli powietrze z płuc, czując, jak całe ciało nagle odpręża się.


— To nie ja dokonałem przelewu, a mój księgowy. Ja mam czyste ręce — uśmiechnął się cwaniacko, unosząc obie dłonie w geście kapitulacji. Widząc to, spojrzałam na niego, przechylając lekko głowę w lewą stronę.- Nie chcę od ciebie żadnych pieniędzy, mówiłem ci. Pragnę pani pomóc — zauważyłam, że czasami zapominał się i przez to zwracał się do mnie na „ty”. Jednak nie przeszkadzało mi to.


— Ale tak nie mogę, sumienie mi nie da spokoju — wyjaśniłam, ogarnięta dusznościami.


— Żeby pani widziała się, gdy weszliśmy do sądu. Pani oczy normalnie błyszczały ze szczęścia — spojrzał na mnie z poważną miną. Tylko oczy zdradzały radość.- Nie mogę pozwolić, aby pani poddała się — dodał odpalając silnik samochodu.


Wtem dostałam wiadomość na messengerze.


10:32

Morgan napisała do ciebie: Po przemyśleniu sądzę, że albo na serio traktuje cię jak córkę, albo chce cię zaciągnąć do łóżka. Osobiście wolałabym, aby to była ta druga opcja.


Powstrzymując się od westchnięcia, przewróciłam tylko oczami, cisnąc telefonem do torby.


Kochałam Morgan jak siostrę, ale przez nią wpadłam w jakąś chorą sytuację. Przez dwa lata nigdy nie pomyślałam o Dumitru jak o obiekcie pożądania, a w tamtej chwili snułam jakieś dziwne teorie.


Może na serio chciał mi tylko pomóc, a ja wymyślałam jakieś niestworzone historie. Jakieś urojenia tworzyły się w mojej głowie. Dodatkowo tok myślenia mojej przyjaciółki nie pomagał. Ona wszystko musiała sprowadzać do seksu. Jednak znałam Morgan i wiedziałam, że ona taka po prostu już jest, a ja w tym wszystkim sobie najbardziej zawiniłam.


Przyjaciółka nakręcała moje wyciszone pragnienia, przez co zgłodniała miłości faceta, łykałam to wszystko jak pelikan. Przecież do tej pory Dumitru tak się nie zachowywał.


A może ja po prostu nie zwracałam na niego uwagi?


Może nie dostrzegłam jego czynów, które właśnie dzięki dziewczynie zaczęłam zauważać?


A co jeśli zaślepiona karierą nie widziałam, że od samego początku traktował mnie jak swoją córkę?


Insynuacja przyjaciółki mogła być prawdziwa. Gdyby spostrzegał mnie jako kobietę, to raczej zacząłby mnie podrywać. Wtem przypomniałam sobie wszystkie sytuacje z nim, które wydarzyły się niedawno. Zaproszenie na Fb, komentarz pod zdjęciem, pisanie do mnie nocą, zagadywanie, odwiedziny.


A ta dziwna atmosfera między nami?


Chyba zadzwonienie do Morgan było złym pomysłem.


— 16-


Na miejsce zbrodni dotarliśmy błyskawicznie. Okazał się nim domek jednorodzinny, którego podwórko zostało już odgrodzone żółto-czarną taśmą. Dookoła zebrały się tłumy gapiów, bacznie obserwując poczynania pracujących tam policjantów. Nie spodziewałam się tak licznego zgromadzenia.


Poczułam się tak, jakbym grała w jakimś filmie kryminalnym.


Nic nie mówiąc, wyszłam z samochodu, kierując się za szefem. Podekscytowana, a zarazem zestresowana podeszłam do policjantów, którzy pilnowali porządku.


— Fabio Dumitru, prokurator krajowy, a to moja pani asesor — mężczyzna wylegitymował się dokumentem, patrząc na swoich rozmówców.


— Witam — jeden z mundurowych podał dłoń szatynowi.- Witam — następnie przywitał się ze mną uściskiem dłoni, który odwzajemniłam.


— Co tutaj mamy? — przeszliśmy pod taśmą, kierując się brukową ścieżką w stronę otwartych drzwi mieszkania.


— Młoda kobieta została zaatakowana we własnym domu. Do ataku doszło prawdopodobnie w nocy — wyjawił policjant, prowadząc nas przez ganek do środka.- Takie pytanko — mężczyzna nagle stanął w progu, odwracając się w moją stronę.- Wygląda mi pani na młodziutką osobę — zlustrował mnie wzrokiem.- Widziała pani już kiedyś miejsce morderstwa? — na to pytanie nieco wyprostowałam się, dyskretnie wciągając powietrze do płuc.


Nerwowo zerknęłam na Dumitru, ale wyglądało na to, że chciał dać mi szansę do rozmowy.


— Widziałam już ofiarę morderstwa, jednak prawdopodobnie na właściwym miejscu zbrodni jeszcze nie byłam. Znaleźliśmy denatkę zakopaną do połowy w ziemi — wyjaśniłam, zastanawiając się, czy dobrze odpowiedziałam.


A co jeśli za dużo wypaplałam?


Co, jeśli właśnie złamałam tajemnicę zawodową?


Spięta zerknęłam ponownie na szefa, lecz ten przybrał maskę beznamiętności. Teraz weź tu człowieku zgadnij, czy zrobiłeś coś dobrze, czy źle. Tak, to zdecydowanie jego jedna z wad, jeśli chodziło o życie partnerskie i takie na co dzień. Jednak w pracy zdawało się to spisywać idealnie. Musiałam nauczyć się panować nad emocjami oraz mimiką tak jak on.


— Ostrzegam panią, że zastany widok będzie znacznie drastyczniejszy — uprzedził policjant, który o dziwo był dużo milszy od tych wszystkich, których do tej pory poznałam.


— Wiem — doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. W końcu znajdowaliśmy się w miejscu, gdzie morderca nie posprzątał po sobie i nie ułożył grzecznie zwłok.


Gliniarz przytaknął głową, następnie wchodząc do domu denatki. Dumitru nic nie mówiąc, przepuścił mnie jako pierwszą w drzwiach, idąc tuż za mną. W pomieszczeniu unosił się dziwnie drażniący, nieprzyjemny zapach. Podejrzewałam, że to mogło być rozkładające się ciało.


— To tutaj — policjant pokazał dłonią na zabezpieczone taśmą miejsce zbrodni. Tam już ktoś był i cykał mnóstwo zdjęć wszystkiemu, czemu tylko mógł.


— O! Witam! — mężczyzna zaskoczony, a zarazem zadowolony naszym widokiem podszedł do nas z wyciągniętą dłonią.- Prokurator okręgowy miasta Bukareszt Dorin Serbian — przedstawił się z szerokim uśmiechem. Wyglądał bardzo młodo, mógł być ciut starszy niż ja. Na moje oko miał trzydzieści lat. Niestety biło od niego mnóstwo chaosu oraz roztrzepania.


— Asesor prokuratora krajowego Lavana Vasil — jako że podszedł wpierw do mnie, to się przedstawiłam. Mężczyzna jednak zbyt długo jak dla mnie przetrzymywał moją dłoń w swoim uścisku, szczerząc do mnie zęby. Wydawał mi się jednak bardzo miły, więc dyskretnie odchrząknęłam, lekko wskazując głową na mojego szefa, który cierpliwie stał za mną.


— Oj, przepraszam. Prokur…


— Wiem, słyszałem — matko kochana. Pierwszy raz usłyszałam u Dumitru aż tak oschły ton. Normalnie jakby go coś ugryzło.


Czyżby poczuł się mało ważny lub zlekceważony?


A może to moja wina i nie powinnam wychylać się jako pierwsza?


Od tamtej pory gryzło mnie poczucie winy, a przecież nie mogłam się spytać przy wszystkich, czy coś źle zrobiłam. Przyniosłabym mu jeszcze większy wstyd.


— Prokurator krajowy Fabio Dumitru — przedstawił się, mijając nas oboje, aby zobaczyć miejsce morderstwa.


— Wiem, widuję pana często w sądzie i mam biuro niedaleko pana — mężczyzna wyglądał na takiego podekscytowanego.


— Pierwsza sprawa. Nawet robiąc zdjęcia, powinien mieć pan na dłoniach rękawiczki. Tu roi się od śladów oraz bakterii — jak na zawołanie szatyn wyciągnął ze swojej torby wspomniane rękawiczki, zakładając je na dłonie. Następnie podał mi jedną parę, którą szybko wcisnęłam na dłonie.- Ponadto bez nich pozostawia pan swoje odciski palców. Gdzie ciało? — spytał, rozglądając się po pomieszczeniu.


— Tutaj — młodszy z mężczyzn zaprowadził nas za marmurową wyspę, gdzie ujrzałam kałużę krwi, a w niej leżącą kobietę.- Koroner jest już w drodze — chłopak zerknął na Dumitru, nieco przerażony.


Mój szef potrafił zrobić piorunujące wrażenie i onieśmielić niejedną osobę. Pamiętałam sama swoje początki z szatynem. Obawiałam się nawet do niego odezwać, aby nie palnąć czegoś głupiego. A jeśli zrobiłam coś źle, czułam się tak potwornie zawstydzona. Jednak z czasem mi przeszło.


Nie taki diabeł straszny, jak go malują.


— Kogo wezwaliście? — Dumitru przykucnął przy ofierze, uważnie obserwując ciało.


— Noego Petre — na to nazwisko ucieszyłam się. Ktoś znajomy i nie wrogo nastawiony do mnie.


Spodziewałam się jakiś większych emocji. Coś musiało być ze mną nie tak. Nic nie czułam. Strachu, smutku, przerażenia, totalnie nic. Jakby nic do mnie nie docierało, a przecież oglądałam makabryczną scenę śmierci.


— Pani Lavano — szef ruchem palca wskazującego dał mi znać, abym podeszła. Grzecznie wykonałam polecenie, przykucając blisko szatyna.- Jakie ślady pani widzi na ciele? — nasze spojrzenia spotkały się, jednak nic nie mogłam wyczytać z jego oczu.


— Widoczne ślady walki na ciele ofiary — pokazałam siniaki w okolicy nadgarstków oraz twarzy.- Kobieta została także wielokrotnie dźgnięta jakimś ostrym narzędziem, gdyż rany są wąskie i głębokie — starałam się zaobserwować jak najwięcej.


— Zgadza się — szef przyznał mi rację.


— Widzę, że pani zna się na rzeczy. W wielu sprawach pani już brała udział? — ten nowy wydawał się bardzo rozgadany i raczej to nie podobało się Dumitru. Po jego minie wnioskowałam, że ten typek bardzo go irytował.


— To moja druga sprawa — wyjawiłam pokrótce panu Serbianowi, powracając wzrokiem do zwłok.


— Jak pani wnioskuje, co spowodowało śmierć? — czułam, że szef patrzył na mnie, lecz nie miałam odwagi zerknąć na niego w tak licznym towarzystwie.


— Wykrwawienie? — odpowiedziałam z wyraźnym zapytaniem, gdyż nie miałam zielonego pojęcia, co mogło być przyczyną zgonu.


— Jakby pani odtworzyła scenę? — za dużo pytań, na które nie potrafiłam totalnie odpowiedzieć. Wpadłam w panikę.


— Dorin, poproszę cię — policjant zawołał jednego z prokuratorów, dzięki czemu zostaliśmy z Dumitru sami. Policjanci się nami nie przejmowali, cały czas pilnując, aby nikt nie wszedł, ani nie wyszedł z tego domu.


— Lavano — szef zwrócił się do mnie po imieniu, przez co spojrzałam na niego spanikowana.- Spokojnie — szepnął do mnie.- Jestem tu, aby cię wszystkiego nauczyć. Ludźmi się nie przejmuj — starał się mnie uspokoić. Chyba musiałam wyglądać na przerażoną.


— Nie chcę przynieść szefowi wstydu — odparłam, ciężko przełykając ślinę ze stresu.


— Nigdy nie wstydziłem się za panią. Proszę pamiętać, że jestem tutaj i to my tworzymy zespół. Nie oni — rozejrzał się po całym pomieszczeniu, dodając mi tym trochę otuchy.- Chciałbym poznać pani wersję wydarzeń i spostrzeżenia — cień uśmiechu pojawił się w jego zielonych tęczówkach.


— Doszło do włamania? — nagle mnie oświeciło, że przecież najpierw trzeba było ustalić, jak oprawca wtargnął do mieszkania. Szeroki uśmiech szefa potwierdził mnie w moim przekonaniu.


— Nie wiem. Wiem na razie tyle, co pani. Jesteśmy na równi. Dam pani szansę jako pierwszej zebrać jak najwięcej puzzli w tej sprawie — razem wstaliśmy do pionu.- Proszę poczuć się jak prokurator — na te słowa moje serce dziwnie zatrzepotało. Jakież to nietypowe doznanie.


Nagle poczułam przysłowiowy wiatr w żaglach, jednak jak miałam zacząć?


Do kogo podejść?


Spięta udałam się do miłego policjanta, przepraszając go na chwilę.


— Tak? — spojrzał na mnie, gładząc swojego wąsa.


— Wiadomo coś na temat dostania się sprawcy do środka? — moje serce łomotało jak szalone, natomiast krew napędzała adrenalina. Moja pierwsza sprawa, gdzie to ja zaczynałam zbierać dowody.


— Nie znaleziono śladów włamania, lecz podejrzewamy, że kobieta mogła zostawić po prostu otwarte drzwi. Ta okolica uchodziła za spokojną oraz bezpieczną, aż do teraz — wycedził prawie przez zęby, z wyraźną złością.


— Ofiara mogła znać sprawcę — szepnęłam bardziej sama do siebie.- Ofiara mieszkała sama? — to kolejne pytanie, jakie mi się nasunęło na myśl.


— Nie. Mieszkała razem ze swoim mężem, który już do nas jedzie. Dla jego bezpieczeństwa poprosiliśmy go o powrót do domu, nie mówiąc mu o przyczynie — policjant wziął głęboki oddech, przecierając twarz dłonią.


— Rozumiem. Kto znalazł zwłoki? — kolejna sprawa, o którą musiałam wypytać.


— Sąsiadka, jak zawsze przyszła na babskie ploty, lecz drzwi zastała uchylone. Weszła do środka i znalazła trupa — wskazał dyskretnie brodą na kobietę, stojącą przy dwóch innych funkcjonariuszach, z czego jeden z nich coś notował.


— Morderca nie silił się na zatarcie śladów. On chciał, aby ofiara została znaleziona — przynajmniej tak sądziłam, bo jak było naprawdę, nie miałam pojęcia.- Co wiemy na temat denatki? — mężczyzna wyszedł razem ze mną na dwór, aby zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Nawet na ganku czułam odór zgnilizny.


— Dwudziestosześcioletnia Verenica Bell. Wyszła za mąż dwa miesiące temu, wprowadzając się tutaj z mężem. Bardzo towarzyska i lubiana przez sąsiadów — gliniarz skrzyżował ręce na klatce piersiowej.


— Witam, przepraszam, że tak późno — nagle ujrzałam idącego w naszą stronę koronera.


— Witam pana — mężczyźni, włącznie z Dumitru wymienili się uściskami dłoni.


— Dzień dobry Lavano — Petre wymienił się ze mną uprzejmościami.- Gdzie nasza pacjentka? — potrząsnął swoją torbą, w której coś metalowego zagrzechotało.


— W środku — szef w końcu przemówił, przez ten cały czas uważnie mi się przyglądając. Aż bałam się jego wniosków na temat mojej pracy. Wróciliśmy się do mieszkania.


— A co pan tam robi?! — koroner nagle krzyknął, ciut mnie tym strasząc. Nie spodziewałam się tego. Jednak po wejściu do pomieszczenia ze zwłokami zrozumiałam oburzenie Petre. Nasz młody prokurator właśnie dotykał ciała, chociaż nie powinien.


Najpierw musiał obejrzeć je Dumitru lub koroner. W tym przypadku lekarz sądowy przyjechał na miejsce. Jeśli tak by nie było, to Dumitru jako prokurator krajowy mógłby zlecić wywiezienie zwłok do prosektorium po wcześniejszych oględzinach dokonanych przez niego samego. Spłoszony Dorin odskoczył do tyłu jak poparzony, unosząc ręce do góry.


— Przepraszam, ja tylko … — zaczął jąkać się, nie wiedząc jak się wytłumaczyć z zastałej sytuacji.


— Proszę się lepiej odsunąć i stanąć z boku — chyba nowy wszedł naszemu koronerowi na odcisk. Jeszcze nie poznałam tej twarzy tego miłego i przyjaznego Petre.


— Co myślisz? — Dumitru wraz z lekarzem stanęli przed ciałem, przyglądając się mu.


— Trudno mi tak teraz określić konkretnie przyczynę śmierci, bez dokładniejszych oględzin — koroner przykucnął, lecz akurat znajdowałam się w takim miejscu, że mało co widziałam.


Dumitru był za wysoki, abym coś mogła zobaczyć przez jego ramię. Chyba się domyślił, gdyż niespodziewanie złapał mnie za nadgarstek, przyciągając delikatnie przed siebie. Speszona spojrzałam na niego ukradkiem, natomiast on dosłownie na ułamek sekundy obdarzył mnie uśmiechem, powracając do swojej pokerowej twarzy.


— Patrząc na ilość dźgnięć wnioskuję, że wykrwawiła się, lub jakiś ważny organ został uszkodzony. Zobaczmy — koroner założył rękawiczki.- Zmarła jakieś dwanaście godzin temu — zapalił malutką latareczkę, świecąc na twarz denatki.- Pozostałości ATP wywołują już minimalne ruchy pośmiertne. Plamy opadowe nie świadczą o zatruciu czadem ani gazem. Mają kolor fioletowo-czerwony. Zniknęło napięcie mięśniowe — wskazał na okolice oczu oraz kącików ust, gdzie nie dostrzegłam zmarszczek.- Ciało sztywne, więc minęło już parę godzin, ale nie doszło do rozluźnienia, więc nie minęło kilka dni. Temperatura — chwycił za termometr, celując na czoło.- Względem temperatury nie żyje ponad osiem godzin — wiedza Petre mnie zachwycała.- Trzeba znaleźć narzędzie zbrodni. Sprawca zostawił je gdzieś niedaleko albo w najgorszym przypadku zabrał ze sobą. Szukamy czegoś ostrego i długiego. Spiszemy teraz protokół ze znalezienia zwłok i zrobimy zdjęcia. Kwiatuszku chcesz mi pomóc? — koroner uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, kierując się do wyspy, aby położyć na niej swoją torbę.


— Pewnie! — powiedziałam to zbyt radośnie jak na zaistniałą sytuację. Łapiąc się na tym, wykrzywiłam twarz w grymasie.- Chętnie — poprawiłam się, panując już nad głosem.


— Widać, że dziewczyna ma pasję do tego zawodu — Petre pochwalił mnie, śmiejąc się pod nosem.


— Ja wypełnię dokumenty — oznajmił Dumitru, wskazując kciukiem za siebie.


*


Powiedzenie, że poranek spędziłam fantastycznie, było ogromnym nietaktem, ale tak — to zdecydowanie był jeden z moich lepszych dni. Starszy pan pokazał mi, jak i czemu robić zdjęcia. Przekazał najważniejsze wskazówki dotyczące momentu znalezienia zwłok.


— Każdy kryminolog może wykonywać zdjęcia, więc pani w tym także — Petre przekazał mi do rąk aparat.- Dzięki fotografiom zawsze możemy wrócić do danej sprawy, sprawdzić coś jeszcze raz. Nie używamy nigdy do tego retuszu i staramy się uniknąć zniekształceń perspektywicznych. W miarę naszym możliwości oraz zdolności staramy się uchwycić jak najrzeczywistszy obraz. Zobacz — wskazał palcem na małe kropelki rozprysku krwi na brzegach podtrzymujących wyspę kuchenną.- Zrób zdjęcie — jeszcze nigdy tak się nie denerwowałam cykaniem zdjęć.


— Coś takiego? — spytałam, pokazując fotkę.


— Dobrze. Zawsze staraj się objąć daną poszlakę w różnych pozycjach, bo czami nawet kąt padania światła po pewnym okresie potrafi ukazać coś, czego za pierwszym razem mogli śledczy nie dostrzec — informacje od Petre zawsze miały tyle imponującej wiedzy.


Tak samo, jak u Dumitru, który gdzieś mi zniknął z pola widzenia.


— I nie denerwuj się kwiatuszku, tutaj nie można nic zepsuć. A… Ilość zdjęć też cię nie ogranicza — uśmiechnął się mężczyzna, dostrzegając moje zdenerwowanie.


— To dobrze — zażenowana zaśmiałam się, wykrzywiając twarz w pół grymasie.


— To teraz trochę teorii, którą będziesz mieć dopiero na aplikacji — koroner bardzo ściszył głos, rozglądając się dyskretnie dookoła, sprawdzając, czy nikt nas nie słyszał.


Podejrzewałam, że jako asesor bez aplikacji uzupełniającej nie powinnam przebywać na miejscu zbrodni. Zadziwiała mnie odwaga Dumitru, a może trochę głupota. Przecież mógł za to stracić pracę, czy jednak miał tak silną pozycję, że się nie bał?


— Nie powinno mnie tu być, prawda? — spytałam, spoglądając na lekarza.


— Zgodnie z przepisami sprawą morderstwa zajmuje się prokurator, wydział śledczy oraz organy uprawione do śledztwa. Są to organy Straży Granicznej, organy ABW, organy Służby Celnej i organy CBA. Później policja, organy z artykułu trzysta dwadzieścia pięć d, to znaczy różnego rodzaju inspekcje. Handlowa, sanitarna, a także inne organy wskazane przez ustawodawcę. Prokuratura może powołać także zespoły łowieckie, leśnicze. W każdym razie wszystkie te organy mogą prowadzić dochodzenie, jednak tylko prokurator i grupa śledcza mogą prowadzić śledztwo. Ja jako koroner jestem tylko organem powołanym, więc muszę stwierdzić zgon i podpisać dokument, że doszło do morderstwa. Porobię parę zdjęć zwłok oraz ich najbliższego otoczenia i zbieram się z miejsca zbrodni. Przywiozą mi do prosektorium naszą denatkę i tylko tam już będę pracować. Natomiast ty kwiatuszku jesteś tu razem z Fabio. Pełnisz u niego rolę asesora prokuratora, więc pod jego pieczą na czas stania się prokuratorem możesz wszędzie z nim wejść. Nie mam pojęcia, jak to obszedł, bo z całą pewnością zrobił wszystko zgodnie z prawem — spojrzałam na mężczyznę ze zmarszczonymi brwiami.- W każdym paragrafie jest jakaś luka, którą on doskonale potrafi wykorzystać. Zna także brudy prawie każdego człowieka w Bukareszcie oraz w jego obrębie — wyznał szeptem.- Nawet jeśli ktoś się dowie, że nie jesteś po aplikacji, to Fabio wybroni cię. On chce, abyś zdobyła jak najwięcej doświadczenia. Poradzi sobie akurat z tym, ale lepiej unikać takich sytuacji. W papierach masz asesora prokuratury i niech tak myślą — machnął przed sobą lekko ręką.- Fabio z pewnością w takiej sytuacji będzie nalegał na twoją aplikację — te słowa zaskoczyły mnie.


— Dzisiaj złożyłam papiery — przyznałam, prostując się jak struna.


— O proszę — Petre wydawał się zadowolony.- A tak biedak martwił się, że już po stażu od niego odejdziesz — zaśmiał się wesoło.


— Bo powiedziałam, że odejdę. Nie stać mnie na aplikację, ale szef skutecznie mnie nakierował — przypomniałam sobie wieczór spędzony z nim, kwiaty oraz postawienie pod ścianą w sądzie.


— Nie bądź na niego zła — koroner spojrzał na mnie z przechyloną głową.- Fabio nie należy do wylewnych osób, ale zależy mu na tobie — mimowolnie na moje usta wkradł się uśmiech.


— Bo ja jestem taką wybitną osobą — żachnęłam się, robiąc następne zdjęcia. Tym razem starałam się uchwycić pozycję zwłok.


— Dla niego jesteś. Wie, że posiadasz ogromne predyspozycje do tego zawodu. Chce ci pomóc — tak też podejrzewałam. Naprawdę chodziło mu o moją pracę, a nie o coś więcej.


Głupia ja.


— Rozmawiali panowie o mnie? — nagle naszło mnie takie pytanie.


— Za każdym razem jak u mnie jest, to wspomina cie — Petre stanął ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej. Po jego zamkniętej pozycji wiedziałam, że skrywał coś więcej, jednak wątpiłam, aby uchylił mi rąbka tajemnicy.


Dumitru wspominał mi, że koroner miał dość długi język, jednak przez tyle lat pracował w kryminalistyce, że na pewno potrafił wyczuć granicę. Jak każdy z kryminalnych wiedział co powiedzieć i kiedy. Doskonali manipulatorzy. Mogło więc kryć się za jego słowami coś więcej. Mówił mi tylko część prawdy. Drugą zachowywał dla siebie. Nie umknęła także mojej uwadze dość zażyła relacja mojego szefa oraz koronera.


— Miłe, aczkolwiek dziwne — postanowiłam wyciągnąć więcej informacji.- Ta moja aplikacja, ten cały napór na nią, to tylko po to, aby mnie nie wykopali? — coś mi się tu nie zgadzało.


— Nie. Może trochę. Fabio planował twoją aplikację jeszcze przed tymi morderstwami. Nawet nie miałaś o niej pojęcia, a on już o tym myślał — wpadłam w jeszcze większy szok.


Czyżbym coś przespała?


— Jak to? Przecież zaczął mi o niej mówić dość niedawno — musiałam połączyć te wszystkie kropki w jedną całość, ale jakoś mi się to kupy nie trzymało.


— Bo nie rozmawiałaś z nim na temat prywatnego życia. Fabio bardzo często u mnie przebywa i odkąd pojawiłaś się u niego, to uważał cię za bardzo skrytą osobę. Mówiłaś tylko to, co musiałaś, nic więcej. To utwierdziło go w przekonaniu, że nadajesz się do tego zawodu. Trudno było wyciągnąć z ciebie cokolwiek. Zawsze ostrożna w swoich słowach, ale uśmiechnięta i niestwarzająca wrażenia odciętej od rozmówcy. Przez dwa lata próbował się do ciebie jakkolwiek zbliżyć, lecz ty zostawałaś zdystansowana. Każdego potrafił rozgryźć bardzo szybko, a z tobą miał problem. Choć uśmiechnięta, miła, wesoła, opiekuńcza…


— Opiekuńcza? — przerwałam mężczyźnie w pół zdania.


— Tak. Pamiętasz o jego urodzinach, imieninach. Codziennie przynosisz mu kawę oraz ciastko, chociaż nie musisz. Jak był chory, to pytałaś się o jego stan zdrowia, biegłaś od razu po jakieś leki. Jeśli widziałaś, że miał za dużo na głowie, to starałaś się go odciążyć. Nawet jeśli ktoś chciał umówić się na spotkanie z nim, a wykraczało to poza godziny jego pracy, to zwyczajnie w świecie nie wciskałaś tego kogoś na siłę. On to docenia, że dbasz o niego w ten sposób.


— Przecież to nic takiego. To należy do moich obowiązków, a że nie umawiam spotkań ponad normę szefa? To też człowiek i też musi mieć czas na odpoczynek. Jeśli ktoś ma problem z tym, to ma przyjść do mnie — oznajmiłam stanowczo, choć sama zaczęłam się zastanawiać nad swoim zachowaniem.


— Chronisz go — koroner zaśmiał się zadowolony pod nosem.- Chronicie się nawzajem. Od czasu zerwania zaręczyn przez jego byłą, Fabio zamknął się na kobiety — kolejna informacja, której nie wiedziałam o swoim szefie.


— Był zaręczony? — przeszliśmy na drugą stronę trupa. Nie ma to, jak przyjacielskie rozmowy o sprawach sercowych nad zamordowanymi zwłokami. Coś musiało być z nami nie tak.


— Tak, ale Laura zerwała zaręczyny, praktycznie po dwóch miesiącach. Fabio rozpoczynał właśnie drugi rok studiów, a ona oznajmiła, że to zbyt niebezpieczny zawód i nie może z nim być. Od tamtej pory wymazał ją ze swojego życia i nie wpuszczał do niego kobiet. Jednak ty zburzyłaś ten lodowy mur — aż zamarłam w miejscu z aparatem na wysokości twarzy.- Zrobiłem małe śledztwo na temat Laury i wiem, że bardzo szybko po zerwaniu z Fabio wyszła za jakiegoś doktorka. Mają obecnie dwójkę dzieci, jednak on o tym prawdopodobnie nie wie. Jeśli ktoś odchodzi z jego życia, to raz na zawsze — aż mi gęsia skórka stanęła na karku.


Powiało chłodem.


— Fabio od samego początku myślał o twojej przyszłości oraz o tym, aby jak najwięcej ci pomóc.


— To, czemu mnie przez ten cały czas nigdzie nie zabierał? — przypomniałam sobie bolesne słowa siostry.


— Bo uważał to za zbyt błahe sprawy. Uważał, że stać cię na więcej niż paserstwo, czy kradzieże — dla Petre było to coś oczywistego.- Morderstwo to coś na twoją skalę — dodał, patrząc na martwe ciało.- Nie odrzucaj Fabia. Nawet nie wiesz, jaki chodzi szczęśliwy, odkąd się do ciebie zbliżył — ile on mu powiedział?…


— Zbliżył? — moje oczy rozszerzyły się do nienaturalnych granic.


— Tak. Wiem więcej niż może ci się wydawać kwiatuszku. Jestem jego najlepszym przyjacielem, a zarazem niczym ojciec. Chcę dla niego jak najlepiej, a ty — wskazał na mnie palcem.- Jesteś najlepszym, co mogło mu się trafić — dodał, kiedy nagle ktoś położył nam dłoń na ramieniu.


Oboje przestraszyliśmy się, od razu odwracając wzrok za siebie. Za nami stał Dumitru, trzymając jedną rękę na ramieniu koronera, drugą zaś na moim. Natychmiastowo cała się spięłam.


— O czym to moje papużki gadają? — w głosie szefa usłyszałam rozbawienie, a zarazem podejrzliwość.


— Jak prawidłowo fotografować miejsce zbrodni — Petre odpowiedział jako pierwszy.- Właśnie przechodziliśmy do teorii, prawda kwiatuszku? — koroner spojrzał na mnie z taką miną, niczym maska. Skubany potrafił opanować emocje do takiego stopnia, że nawet przy tym nie mrugnął.


— Owszem — przecież nie mogłam wydać lekarza, gdyż straciłabym źródło wiedzy. Mogłam dzięki niemu dowiedzieć się tylu rzeczy!


Nie tylko związanego z pracą, lecz z samym obiektem moich westchnień. Jednak moje podejrzenia się potwierdziły — szatyn już dawno starał się o moje względy, lecz ja tego nie dostrzegałam. Dzięki Morgan otworzyłam oczy.


— Podziały w fotografii kryminalistycznej mamy dwa — Petre zaczął jakby nigdy nic. Musiałam szybko powrócić na właściwy tor, zajmując się pracą.- Fotografię dokumentacyjną, której zadaniem jest utrwalenie określonego stanu przedmiotów, miejsc, zdarzeń. A także fotografię badawczą, która zajmuje się ujawnianiem i utrwalaniem określonych cech, właściwości przedmiotów, których nie można uzyskać metodami stosowanymi w fotografii dokumentacyjnej, a także takich, które są niewidoczne lub słabo widoczne dla nieuzbrojonego oka — szatyn cały czas podejrzliwie przyglądał się nam, stojąc nieco dalej.- Można spotkać się także z podziałem, który jest odzwierciedlaniem wykonywanych czynności. W związku z tym fotografię można podzielić na śledczo-operacyjną oraz śledczo-badawczą.


— Myśli pan, że szef coś podejrzewa? — widząc jak Dumitru został poproszony przez kogoś na stronę, zerknęłam na Petre.


— On coś wyczuł. Podejrzewa nas o plotkowanie na jego temat — westchnął spięty, posyłając mi rozbawione spojrzenie.- Teraz weźmy się naprawdę za robotę — dodał, na co zgodnie przytaknęliśmy.


— Widzę, że robicie zdjęcia, mogę pomóc? — młody prokurator podszedł do nas.


— Wolałbym nie. Uważam pana za niekompetentnego i nie chcę, aby pan zbliżał się do wykonywanej przeze mnie pracy. Nie wiem kto pana zatrudnił w Bukareszcie, ale na moje szczęście prosektorium znajduje się z dala od pana — auć.


Petre stał się oschły i bardzo niemiły. Chociaż co się dziwić…


Typ dotykał zwłok bez pozwolenia!


*


Po sfotografowaniu miejsca zbrodni zabrałam się za wypełnianie dokumentów, poleconych przez Dumitru.


— Jak idzie praca? — akurat kończyłam wypełniać formularz do wszczęcia postępowania.


— Dobrze — spojrzałam chwilowo na młodszego z prokuratorów, który czaił się. Nie wiedziałam jednak za czym.


— Szefie, skończone — zawołałam do Dumitru, który akurat zmierzał w naszym kierunku.


— Dziękuję — przejął z moich rąk kartkę papieru, przeglądając ją uważnie.


— To może jakaś mała przerwa na kawę? — szatyn aż zaprzestał na moment czytania mojego wniosku.- Miałaby pani ochotę? — zaskoczyła mnie propozycja Dorina. Szefa chyba też, bo jego mina nie zdradzała zachwytu.


— Dziękuję, ale nie mam ochoty na kawę z panem. Zajmijmy się pracą — czemu odmówiłam?


Może to głupie, ale jeśli Dumitru coś do mnie na serio czuł, to nie chciałam, aby doznał tego, co ja — zazdrości. Poza tym naprawdę nie byłam zainteresowana Dorinem.


*


Późnym wieczorem policjanci okazali się tak mili, że zabrali mnie ze sobą na komisariat, gdzie mogłam przypatrywać się przesłuchaniom. Dumitru pozostał nadal na miejscu zbrodni, aby pomóc w zbieraniu jak największej ilości dowodów. Natomiast ciało, wraz z koronerem około piętnastej wyruszyło w podróż do Buftea.


Stojąc za lustrem weneckim wraz z dwójką pozostałych śledczych, patrzyłam już na ostatniego świadka.


— Nadal nie wierzę, że to się stało — mężczyzna siedział na krześle, mając pełno łez w oczach. Mąż ofiary wyglądał niczym zombie. Z nami znajdowało się tylko ciało, lecz jego duch uleciał gdzieś daleko.


— Proszę opowiedzieć nam wszystko po kolei — polecił policjant, kładąc dłonie na blacie. Oprócz nagrywarki na stole, która rejestrowała cały przebieg rozmowy, funkcjonariusz także notował.- Informuję pana także, że za składanie fałszywych zeznań grozi kara pozbawienia wolności od sześciu miesięcy, do ośmiu lat — zdruzgotany mężczyzna przytaknął głową.


— Wczoraj widziałem żonę po raz ostatni. Zjedliśmy wspólnie kolację o osiemnastej, później ona sprzątała w kuchni, ja zająłem się szykowaniem do pracy. Niestety muszę do niej dojechać i droga zajmuje mi dwie godziny — wyznał, dławiąc się od nadmiaru emocji.- Opuściłem mieszkanie o dziewiętnastej. Na miejsce w Sinaia dojechałem około dwudziestej pierwszej. Pracuję w hotelu Vita Bella i zaczynałem swoją zmianę o dwudziestej drugiej, ale zanim zaparkowałem, poszedłem przebrać się, zapalić i podbić listę, to trochę minęło. Dalej zająłem się pracą — wzruszył ramionami, kończąc swoją historię.


Coś mi tu nie pasowało.


Pomimo wielkiego szoku, jaki mężczyzna nam pokazywał, to w jego głosie nie wyczuwałam już tego. Na początku owszem, ale później to gdzieś powoli wygasało.


— 17-


Przesłuchania zakończyły się grubo po drugiej, przez co padałam już z nóg.


— Panie prokuratorze… — czarnoskóry mężczyzna, który wyprowadził mnie z sali, podał dłoń Dumitru.- Oddaję panu tę młodą niewiastę — śledczy zerknął na mnie z uśmiechem.


Odwzajemniłam ten gest. Nieśpiesznie zerknęłam na szefa, który znowu przywdział pokerową maskę. Tylko w oczach szalała jakaś burza, a może zwyczajnie już dostałam sennych mar.


— Kopie dokumentów odbiorę jutro — szatyn odparł oschle, przeczesując włosy palcami jednej ręki. Tego gestu jeszcze nigdy nie widziałam u niego, a może po prostu nie zwróciłam na to uwagi.


To było dziwne.


— W takim razie do zobaczenia jutro. W sumie… — funkcjonariusz zawiesił chwilowo głos, przechylając lekko głowę na bok.- Do dzisiaj — jaki on miał śnieżno-biały uśmiech! Zazdrościłam mu takich zębów.


Automatycznie przejechałam językiem po swoich zębach, zastanawiając się, jakiej pasty używał.


— Dobranoc — uśmiechnęłam się, podążając za ciut poirytowanym szefem. Nawet słowem nie odezwał się do mnie. Powoli zaczęłam zastanawiać się, co mogło go ugryźć.


Czy ja coś źle zrobiłam?


Siedząc w milczeniu, podziwiałam mijany krajobraz. Całą okolicę spowiła ciemność i tylko w nielicznych domach można było zauważyć palące się światła. Niespodziewanie szef skręcił na parking należący do stacji paliw, który jak zauważyłam, posiadał małą knajpkę.


— Wiem, że to nie restauracja, ale powinna pani coś w końcu zjeść — ze zmarszczonymi brwiami, zaczęłam rozkminiać słowa Dumitru. W końcu zdałam sobie sprawę z tego, że przez cały dzień pracowałam na głodzie.


Spojrzałam na szatyna z leniwym uśmiechem; naprawdę padałam z nóg.


— To bardzo miłe, ale nie musi się szef tak o mnie martwić — zdecydowanie wolałam mieć trzeźwy umysł, gdyż senność działała na mnie jak alkohol — rozwiązywała mi język. Mężczyzna delikatnie uśmiechnął się, myśląc nad czymś.


— Zawsze będę się martwił o panią — wyznał, co było dla mnie bardzo urocze.- Chodźmy — już miał otworzyć drzwi, lecz coś go powstrzymało.- W piątek nie zdążyłem wrócić, aby zaprosić panią na obiad, więc chcę to teraz naprawić — dodał zerkając w moją stronę, po czym oboje wyszliśmy z pojazdu.


Już dawno nie wlokłam tak nóg za sobą, te szpilki były niczym tortura! Cóż jednak poradzić… Cierpienie podobno sprawdzało siłę kobiety.


Dopiero po przekroczeniu progu rozsuwanych drzwi dotarł do mnie sens słów Dumitru.


— Ale… — w mgnieniu oka zatrzymałam się, odwracając się w jego stronę. Szef podążał za mną, gdyż jak na dżentelmena przystało przepuścił mnie, jako pierwszą. Stanęliśmy twarzą w twarz, no prawie; zdecydowanie górował nade mną wzrostem.- Przecież pani Katarina wyraźnie dała mi do zrozumienia, że szef nie już wróci do kancelarii — trudno było mi pozbierać myśli.


— Zamówmy coś, a później porozmawiamy — zdecydowanie nie pytał o zdanie. Przytaknięciem głowy skierowałam się za nim do kobiety, która czekała przy ladzie. Z zaciekawieniem przypatrywała się nam, częściej zatrzymując wzrok na sylwetce mężczyzny.


Chodzący magnes na baby! Gdzie by nie poszedł, tam kobiety wręcz mdlały na jego widok. To robiło się frustrujące.


— Dobry wieczór, w czym mogę pomóc? — blondynka uśmiechnęła się promiennie, choć po jej twarzy można było zauważyć zmęczenie.


— Na co masz ochotę? — zapomniał się, czy specjalnie zwrócił się do mnie na „ty”?


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 51.45
drukowana A5
za 160.4