E-book
23.63
drukowana A5
24.26
drukowana A5
Kolorowa
43.86
Złamasek 2

Bezpłatny fragment - Złamasek 2


Objętość:
27 str.
ISBN:
978-83-8431-059-5
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 24.26
drukowana A5
Kolorowa
za 43.86

ZŁAMASEK
CZĘŚĆ DRUGA

Dla wszystkich chłopców, którzy czują za mocno oraz dziewczynek, którym rzekomo nie wypada;

Idźcie za głosem serca i bierzcie przykład z naszego niepozornego, choć charyzmatycznego gada. Wierzę w Was wszystkim, razem i z osobna, bo kiedyś, gdy byłam jeszcze młodsza, to byłam nader podobna.

Stereotypy są po to, by je łamać, a odwaga i oryginalność by się światu pokazać.

Ściskam najmocniej i w głębi ducha tulę, by niepotrzebna Wam była kiedykolwiek maska,

A jak tego uniknąć nauczycie się czytając „Złamaska”.

— Autor, wasz przyjaciel

ROZDZIAŁ 1

Odwiedziny nietuzinkowej dość części rodziny

Nadeszła wtem i pora, by na odwiedziny odpowiednio się przygotować;

Posprzątać w salonie, ubrać ładnie i coś na ząb dla podróżnych ugotować.


(Żeby nie było, ja się za garnki nie brałem, przy sprzątaniu terrarium wystarczająco się napracowałem.)

Wskazówki zegara wybiły w końcu godzinę szesnastą na tarczy.

— Och, niech już przyjdą, mi w brzuszku warczy… — pomruk niezadowolenia wyrwał się z mojego gardziołka.


— Mówi się burczy, głuptasie. Tato, nie zapiąłeś rozporka.


W domu panował harmider jeszcze chwile jedną, gdy nagle usłyszałem…

— Och witaj Tadeuszu, już już, bo mnie wygnieciesz. Włóż kwiaty do wazonu, bo zwiędną! — piskliwie oznajmiła.


Naprawdę ciotka Hiacynta jest specyficzna… czyli pamięć mnie nie myliła.


Kątem oka przyglądałem się całemu zajściu z rogu mojego domku, gdy para oczu znad wąsa się na mnie wgapiła.


— Nelu, a coś ty do tego domu przyprowadziła?


Coś? Wypraszam sobie, wąsaty Storczyku, bo chyba ciupkę za dużo jak na pierwsze spotkanie w Tobie pantałyku!


— Wujku, to nie coś, a ktoś, w dodatku bardzo dla mnie wyjątkowy. To Złamasek, jaszczurka, mój przyjaciel nowy.


Och, jaki ja byłem z Neli dumny w tamtej chwili!

Wyprostowałem się nieco mocniej, naprężyłem, by teraz w lepszej okazałości mnie zobaczyli.


— Cóż za oryginalne imię, kochanie — ciocia Hiacynta zdzieliła lekko łokciem wujka w bok za jego zachowanie — Czy za tym imieniem kryje się jakaś historia? — siadając spokojnie zapytała.


— Jak za każdym z imion z resztą — wtrącił Tadeusz — sama z resztą je wybierała.


— Tak naprawdę to imię samo wybrało jego. Bo czasem, gdy ciało cierpi, to kochająca rodzina leczy i duszę i ego. Gdy do nas trafił, przez los był złamany. Lecz teraz nie jest już sam, bo siebie nawzajem mamy.

ROZDZIAŁ 2

Czyli mojej choroby historia

Przez południe całe wszyscy radośnie dowcipkowali, jednak, jak to na rodzinnych spotkaniach bywa, nadszedł czas byśmy się wszyscy pożegnali.


— Miło było was znów zobaczyć Tadeuszu, zajrzymy tu wkrótce, bo będziemy jeszcze przejazdem! Chodź no tu do cioci, dam Ci buziaka na pożegnanie Neluniu.


Dziewczynka nie z szczególnie wielkim podeszła podekscytowaniem, dostając po chwili stempel z szminki. O rajuniu!


I wszystko to jakoś tego dnia by się układało, gdyby przed samym spaniem na Fiołkowej blondwłose dziewczę nagle nie krzyczało.


— Tato, tatusiu! Proszę przyjdź prędko! Złamaskowi coś się stało z jego gadzią łapką!


Mężczyzna pędził po schodach jakby co najmniej się waliło, z impetem wparowując do środka.

— O matko boska moja słodka…


Taka była jego reakcja na moją kość złamaną, a ja w terrarium płakałem, kwiliłem z otwartą raną.

I tak o to o godzinie dwudziestej wylądowałem u zaprzyjaźnionego weterynarza, idąc w transporterku z Nelą po długości kolorowego korytarza.


Wszędzie psy szczekały, gdzieś kot miałczał stary, a ja, no cóż… z każdą chwilą coraz mniej byłem zuchwały.


Starszy lekarz w zielonym kubraczku w końcu nas do gabinetu przyjął i (ku mojemu niezadowoleniu) to on właśnie mnie ze schronienia wyjął.


Dokładnie mnie przebadał i osłuchał mimo mych drobnych gadzich złośliwości, by móc moim w końcu oznajmić;

— Metaboliczna łamliwość kości.


Wszyscy na ten moment w pomieszczeniu zamarli, z resztą razem ze mną (co było dość zasadne, patrząc na moją łapkę teraz niezbyt foremną).


— Panie Popiołku, jak długo da się takiemu gadowi żyć z tą chorobą? Jaki jest leczenia tok?

— Regularnie odwiedzajcie weterynarza. Daję mu zeń… rok.


Cisza zapadła, a w tle było słychać tylko dziecięce, ciche łkanie. Pan Tadeusz odchrząknął niemrawo.

— W takim razie do widzenia. Dziękujemy za dzisiejsze badanie.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 24.26
drukowana A5
Kolorowa
za 43.86