ZŁAMASEK
CZĘŚĆ DRUGA
Dla wszystkich chłopców, którzy czują za mocno oraz dziewczynek, którym rzekomo nie wypada;
Idźcie za głosem serca i bierzcie przykład z naszego niepozornego, choć charyzmatycznego gada. Wierzę w Was wszystkim, razem i z osobna, bo kiedyś, gdy byłam jeszcze młodsza, to byłam nader podobna.
Stereotypy są po to, by je łamać, a odwaga i oryginalność by się światu pokazać.
Ściskam najmocniej i w głębi ducha tulę, by niepotrzebna Wam była kiedykolwiek maska,
A jak tego uniknąć nauczycie się czytając „Złamaska”.
— Autor, wasz przyjaciel
ROZDZIAŁ 1
Odwiedziny nietuzinkowej dość części rodziny
Nadeszła wtem i pora, by na odwiedziny odpowiednio się przygotować;
Posprzątać w salonie, ubrać ładnie i coś na ząb dla podróżnych ugotować.
(Żeby nie było, ja się za garnki nie brałem, przy sprzątaniu terrarium wystarczająco się napracowałem.)
Wskazówki zegara wybiły w końcu godzinę szesnastą na tarczy.
— Och, niech już przyjdą, mi w brzuszku warczy… — pomruk niezadowolenia wyrwał się z mojego gardziołka.
— Mówi się burczy, głuptasie. Tato, nie zapiąłeś rozporka.
W domu panował harmider jeszcze chwile jedną, gdy nagle usłyszałem…
— Och witaj Tadeuszu, już już, bo mnie wygnieciesz. Włóż kwiaty do wazonu, bo zwiędną! — piskliwie oznajmiła.
Naprawdę ciotka Hiacynta jest specyficzna… czyli pamięć mnie nie myliła.
Kątem oka przyglądałem się całemu zajściu z rogu mojego domku, gdy para oczu znad wąsa się na mnie wgapiła.
— Nelu, a coś ty do tego domu przyprowadziła?
Coś? Wypraszam sobie, wąsaty Storczyku, bo chyba ciupkę za dużo jak na pierwsze spotkanie w Tobie pantałyku!
— Wujku, to nie coś, a ktoś, w dodatku bardzo dla mnie wyjątkowy. To Złamasek, jaszczurka, mój przyjaciel nowy.
Och, jaki ja byłem z Neli dumny w tamtej chwili!
Wyprostowałem się nieco mocniej, naprężyłem, by teraz w lepszej okazałości mnie zobaczyli.
— Cóż za oryginalne imię, kochanie — ciocia Hiacynta zdzieliła lekko łokciem wujka w bok za jego zachowanie — Czy za tym imieniem kryje się jakaś historia? — siadając spokojnie zapytała.
— Jak za każdym z imion z resztą — wtrącił Tadeusz — sama z resztą je wybierała.
— Tak naprawdę to imię samo wybrało jego. Bo czasem, gdy ciało cierpi, to kochająca rodzina leczy i duszę i ego. Gdy do nas trafił, przez los był złamany. Lecz teraz nie jest już sam, bo siebie nawzajem mamy.
ROZDZIAŁ 2
Czyli mojej choroby historia
Przez południe całe wszyscy radośnie dowcipkowali, jednak, jak to na rodzinnych spotkaniach bywa, nadszedł czas byśmy się wszyscy pożegnali.
— Miło było was znów zobaczyć Tadeuszu, zajrzymy tu wkrótce, bo będziemy jeszcze przejazdem! Chodź no tu do cioci, dam Ci buziaka na pożegnanie Neluniu.
Dziewczynka nie z szczególnie wielkim podeszła podekscytowaniem, dostając po chwili stempel z szminki. O rajuniu!
I wszystko to jakoś tego dnia by się układało, gdyby przed samym spaniem na Fiołkowej blondwłose dziewczę nagle nie krzyczało.
— Tato, tatusiu! Proszę przyjdź prędko! Złamaskowi coś się stało z jego gadzią łapką!
Mężczyzna pędził po schodach jakby co najmniej się waliło, z impetem wparowując do środka.
— O matko boska moja słodka…
Taka była jego reakcja na moją kość złamaną, a ja w terrarium płakałem, kwiliłem z otwartą raną.
I tak o to o godzinie dwudziestej wylądowałem u zaprzyjaźnionego weterynarza, idąc w transporterku z Nelą po długości kolorowego korytarza.
Wszędzie psy szczekały, gdzieś kot miałczał stary, a ja, no cóż… z każdą chwilą coraz mniej byłem zuchwały.
Starszy lekarz w zielonym kubraczku w końcu nas do gabinetu przyjął i (ku mojemu niezadowoleniu) to on właśnie mnie ze schronienia wyjął.
Dokładnie mnie przebadał i osłuchał mimo mych drobnych gadzich złośliwości, by móc moim w końcu oznajmić;
— Metaboliczna łamliwość kości.
Wszyscy na ten moment w pomieszczeniu zamarli, z resztą razem ze mną (co było dość zasadne, patrząc na moją łapkę teraz niezbyt foremną).
— Panie Popiołku, jak długo da się takiemu gadowi żyć z tą chorobą? Jaki jest leczenia tok?
— Regularnie odwiedzajcie weterynarza. Daję mu zeń… rok.
Cisza zapadła, a w tle było słychać tylko dziecięce, ciche łkanie. Pan Tadeusz odchrząknął niemrawo.
— W takim razie do widzenia. Dziękujemy za dzisiejsze badanie.