Dramat jednej sceny
Dzieje się dramat.
Dramat jednej sceny.
Jedno okno jest w pokoju.
Jeden hałas, który ustępuje jednej ciszy.
Jedno życie ustępuje drugiemu.
Dzieje się dramat,
czasu, miejsca, akcji, życio-umierania.
Dzieje się.
Umarł Słowacki, umarł Szekspir.
Umarł kot, pies, świnia, osioł.
Widziałam jeszcze wczoraj nie jednego Słowackiego,
który rozstrzaskany leżał na klatce schodowej —
wołał „Mamo” i patrzył w oczy swojemu przerażeniu.
Matka przyszła i położyła go na nocniku
zabrudzonego własnymi odchodami.
Wyglądał jak dzieci w Oświęcimiu,
z których śmiano się w szkole.
Dywan jest czerwony. Julek gładzi go ustami poranionymi
jak włosy psa.
Im więcej śmierci, tym więcej życia w nas.
Im więcej, tym mniej.
Julek znowu chodzi na wagary.
Liczy te swoje koty i rzuca kamieniami
słów. Ręce ma już od nich odrapane jak brzydki, szary
pergamin tynku. Julek ma anoreksję.
Chodzi jak Bóg i podnosi kamienie (kładzie je w blokach
Auschwitz na parapecie).
Chodzi jak Bóg,
na czworakach, by nie siąść
i nie uszkodzić świata.
Serce złamane, duszo złamana —
módlcie się za nami.
Dusze zatracone w sobie,
pijane matki z dziećmi swoimi,
które zgubiły do domu drogę…
Wszyscy przeklęci anieli —
módlcie się, byśmy odkryli wspólną drogę.
Starcy, ślepcy, głusi — wskażcie drogę.
W górę, w górę, gdzie prąd rzeki
stacza się z kamieniem
w szafirowy obłok głębin.
Módlcie się o niepokój,
módlcie się o niedostatek.
Z braku rodzi się miłość.
Naucz mnie kochać, bo cierpień już umiem —
mówi wychowanka domu dziecka w wieku dojrzałym.
Naucz mnie kochać, bo cierpieć już nie umiem —
skarży się sonetami Słowacki.
Naucz mnie umierać, aby nauczyć żyć.
Naucz mnie żyć, aby nauczyć umierać.
Krajobrazem swoim jestem.
Obrazem duszy swojej jak lustro połamanej.
Obrazem zgliszcz serca i miłości,
których nie zaznałem.
My, których nie było.
My, zanurzeni we śnie głębokim,
ale cierpieliśmy cierpieniem,
rodziliśmy się narodzinami,
umieraliśmy nie swoją śmiercią.
Między mądrością a nie mądrością Syracha.
Iza jeszcze spała.
Czytałam wiersze Słowackiego.
Iza wciąż spała.
Miałam odpowiadać,
ze Słowackiego, jak Iza, była już 14-sta,
a Iza wciąż spała.
Student, oto taki senny byt jak zjawa.
Pewnie śpi znowu, gdy to piszę,
tocząc swój los uczelniany.
Nie wie nawet, że może napędzać akcję czyjegoś dramatu,
iż jej nieobecność odgrywa kluczową rolę
w książeczce o Słowackim.
Sen Izy jest mi niewiadomy.
Akcja musi zmienić kierunek. Wrócić na swój tor.
Do domu Jul, nie jesteś dzieckiem ze wsi,
nie będziesz bawił się na jakimś podwórku!
Wracaj na obiad, książki czekają na stole!
Są gotowe do konsumpcji, cały kanon klasyki.