Na pewnej polanie koło lasu, blisko ruchliwej ulicy, żyły malutkie stworki, zwały się Ziutki.
Jak wyglądały?
Były to pocieszne małe stworzenia, trochę wyglądające jak diabełki przez rogi na głowie, ogonek i szeroki uśmiech z dużymi zębami.
Miały jednak milutkie żółte futerko, miękkie jak u kota, a chodziły przechylając się na boki jak kaczki.
Panowie mieli zielone oczy i brązowe pazurki, a panie brązowe oczy i czerwone pazurki.
Spały zwinięte w kłębek jak jeże. Głos miały donośny jak na swoją wielkość i piskliwy.
Ale potrafiły i lubiły śpiewać.
Żyły sobie na polanie, zdolne i zaradne potrafiły wybudować domki z patyków i liści.
Żywiły się tym co znalazły w lesie, najczęściej jagodami, czasem musiały walczyć z myszami czy robaki, nieraz przeszkadzał im też śnieg czy deszcz.
Jednak pewnego dnia ich stabilne życie przerwało nieoczekiwane zdarzenie.
Ziutki obudził huk, hałas.
Okazało się, że na polanie zaczyna się budowa dużego sklepu.
Już nie mogły tam spokojnie żyć.
Stworki ganiały w kółko, nie wiedziały co zrobić.
Wielkie auta jeździły, zaczęła się budowa!
Stworki spakowały co mogły w tobołki i wskoczyły na ciężarówkę, która właśnie wyjeżdżała.
Na szczęście umiały wysoko skakać i były bardzo zwinne.
Ucieczka udała się w ostatniej chwili, gdyż ich osadę zaraz rozwalił przejeżdżający dźwig.
Aż same łezki poleciały na ten widok!
Dwunastka Ziutków, bo tyle ich było, jechali przerażeni, a gdy auto się zatrzymało, wyskoczyli.
Błąkały się po ulicy, głodni, brudni i zmęczeni, aż nagle poczuły smakowite zapachy.
Im zielonym oczom ukazał się duży bar, gdzie sprzedawano kurczaki, burgery, frytki, zapiekanki, hot-dogi.
Wbiegły szybko, na szczęście bar już był zamykany, więc chłopak, który tam jeszcze był, już zbierał się do wyjścia.
Ziutki chodziły w kółko, zawsze tak robiły gdy nad czymś mocno myślały, oglądały ogromną kuchnię.
Ile tam było cudów!
Garnki, chochle, wielka lodówka, kuchenka…
Nagle jeden z nich — Olek, zwykle bardzo ciekawski, zajrzał za kuchnię, która nawet nie miała drzwi i aż zapiszczał.
Zobaczył schody, a pod nimi był co prawda zakurzony, ale bardzo duży obszar w którym te maluchy mogły stworzyć swoją osadę.
Kuchnię i salę dla klientów dzielił mały korytarzyk, więc nie musiałyby natykać się na ludzi.