dźwięki
a może jej jednak
nie było
wmalowanej w pejzaże świata
dźwięk jej głosu przecież być mógłby
echem kropel bijących
w parapet
i może tak mam już po prostu
że serce kołacze
w takt deszczu
jak mogłaś się do tego
dawno mnie nie było
na kartkach i strunach
ogółem
nie było mnie na ślubach
i pogrzebach
odkąd nikt nie notuje
nie wystawia uwag
coraz częściej
posuwam się
do nieobecności
jakie szczęście
jakie szczęście
że jestem poetą
mogę ci wyznawać miłość
cały czas
słowo za słowem
a ty i tak
nie zrozumiesz
raz do roku
raz do roku widuje cię
coraz piękniejszą
trochę bardziej zmęczoną
kiedy idąc rękę wciąż trzymasz
nie moją
i co roku sobie wmawiam
że poczekam na lepszą okazję
i tylko serce mocniej zabiło
mi
mnie
nieważne
jak mogłaś
jak mogłaś być zazdrosna
o to, że była mi deszczem
gdy zgłębiałem oceany
gdy zdobywałem bieguny
ona jednym mi płatkiem śniegu
jak mogłaś
pomyśleć
że chciałem zostawić
niebo dla sufitu
czy heroinę dla cukierka
porównanie ciebie i jej było jak
porównanie słońca ze słonecznikiem
odezwij się
odezwij się do mnie
kiedy już poczujesz
że jego kołdra za bardzo przygniata
dłonie nie grzeją
a usta nie parzą
odezwij się kiedy zrozumiesz
że koniec świata z nim nie będzie
deszczem ognia
a okrutnie długą zimą
jesień
ponownie chłodem powiewa
liście pożółkłe opadły na chodnik
usta z samotności zaczęły pękać
by się do serca móc upodobnić
kot
każde zadrapanie
od twoich pazurów
odbiło się blizną
na mojej psychice
a ja wciąż tu wracam
bo mruczysz tak pięknie
baw się mną kotku
jestem twoim
kłębkiem nerwów
urodziny
kolejny raz nie zdmuchnąłem świeczek
chyba pozostawiam sobie zbyt wiele do życzenia