Wśród pośpiechu, braku czasu
i męczących myśli własnych
ta chwila do Ciebie należy
na płynące z serca wiersze…
Mój debiutancki tomik wierszy dedykuję kochanemu mężowi Markowi…
Ziemia wszystko pamięta
Ziemia wszystko pamięta, nic nie znika,
jest świadkiem naocznym, kroniką…
Pamięta kto nowy dom wybudował,
a kto zniszczył dom i wszystko dookoła,
kto sadził drzewka, pielęgnował kwiaty,
a kto miażdżył to czołgiem i pluł na rabaty,
kto zabijał bezbronnych, zmuszał płakać w schronie
i tych co wyciągali pomocne dłonie…
Pamięta tych, co zginęli w nierównej walce
i tych co maczali w tym palce…
Kto krzyczał w pochodach absurdalne hasła,
kto słyszał syreny i nie mógł potem zasnąć…
Pamięta, jak brat zdradził brata,
kto głosił pokój i trafił za kraty…
Pamięta wszystko i przyjmuje wszystkich,
ofiara i kat leżą w ziemi blisko…
Nic nie umknie pamięci ziemi, pamięta
ostatni dzień przed wojną, pachnie trawą i miętą…
Sąsiadka z dziećmi wraca ze spaceru,
kotek miło mruczy, o nogę się ociera…
Okna otwarte, mieszkania się wietrzą,
dymem nie pachnie, jeszcze spokój w powietrzu…
Na każdym kroku są twarze uśmiechnięte…
Ziemia wszystkich i wszystko pamięta…
Nie ma na Świecie cieplejszego głosu
Kochanej mamie …
Dotknę delikatnie twoich włosów,
wiele razy przytulę, pocałuję…
Nie ma na Świecie cieplejszego głosu,
nie ma oczu, które patrzą tak czule…
Nie ma modlitw o takiej mocy,
co ty mamusiu odmawiasz za mnie…
Wiem, że myślisz o mnie w dzień i w nocy,
nikt nie dorówna mojej mamie…
Dotknę delikatnie twoich włosów,
wiele razy przytulę, pocałuję…
Nie ma na Świecie cieplejszego głosu,
nie ma oczu, które patrzą tak czule…
Tylko miś jej został
Patrzyła przez szybę sklepu, łzy spływały…
Takim samym misiem jej syn się bawił…
Zabrała go wojna… nie wróci… był ostrzał…
Marzenia w ruinach… tylko miś jej został…
Patrzyła przez szybę sklepu, tak brakowało,
żeby usłyszeć głos syna: „Tu jestem, mamo…”
Przytulić do serca, które cały czas krwawi…
Takim samym misiem jej syn się bawił…
Czego Ci jeszcze brakuje, Moskwo?
Czego Ci jeszcze brakuje, Moskwo? Koloru?
Błękit nieba, złoto słońca masz do wyboru,
lecz to co jest ludzkie, Moskwo, tobie jest obce…
Plac Czerwony malujesz krwią swoich i obcych…
Czy będzie od tego jeszcze bardziej czerwony?
Czy wiesz? Tam gdzie życie tętniło — kraczą wrony.
Czego Ci jeszcze brakuje, Moskwo? Broni?
Trzymasz lud żelazną ręką i masz krwawe dłonie…
Czego się boisz i przed czym tak się bronisz?
Może się boisz pokrzywdzonych przez wojnę
dzieci, co dzisiaj płaczą i są bezbronne,
którym dzieciństwo ukradłaś, to ich się boisz?
Dopadną Cię kiedyś, tego już im nie zabronisz…
Czego Ci jeszcze brakuje, Moskwo? Władzy?
Nad czym jeszcze chcesz panować i kto Ci
zawadza?
Przecież masz w swoim kraju władzę totalitarną
(na inną tu nie ma co liczyć, szanse są marne)…
To prowadź swój kraj ku potędze z serca Moskwy
przez Ural (jeszcze Ci za mało?..) po Władywostok…
Czego Ci jeszcze brakuje, Moskwo? Wiary?
Pod złotymi kopułami skrzywdzona się schowała…
Nawet w cerkwi do głów wbijasz hasła swe
przewodnie
i kuranty odliczają czas do kolejnej wojny…
Zombie władzy są posłuszne, szykują się do boju…
Czy ty, Moskwo, nigdy nie zapragniesz pokoju?
Jeszcze kiedyś przyjdzie czas spokojny
Jeszcze kiedyś przyjdzie czas spokojny,
przekażą do archiwum materiały z każdej wojny,
przerobią na muzea wszystkie schrony,
a młodzież będzie bez siwizny na skroniach…
Będą łąki zamiast pola bitwy
pełne krokusów lub stokrotek i nigdy
więcej na wojnę nikt nie pozwoli,
czy na rozkaz kata, czy jeszcze kogokolwiek…
Kilka godzin do wiosny zostało
Kilka godzin do wiosny zostało,
w przedpokoju czekają, naszykowałam —
płaszcz z guzikami lekki i krótki,
szal kolorowy w kwiatuszki cieniutki,
czółenka modne na przywitanie…
Gdy tylko obudzi się słońce, też wstanę…
Przywitam każdy promyczek wiosny,
wpuszczę śpiew ptaków dla duszy kojący…
Będę miała odrobinę szczęścia,
zobaczę świeżo namalowaną tęczę,
uśmiechną się pierwsze krokusy z rabatek,
utonę w obłokach hiacyntów zapachów…
Porozmawiam z Marcem i go poproszę,
oddam mu wszystko co tylko mam, do grosza,
żeby ta wiosna była spokojna…
Mogą być deszcze, … tylko nie wojna…
Już niedługo … założę płaszcz krótki
i szal kolorowy w kwiatuszki cieniutki —
w przedpokoju naszykowałam,
kilka godzin do wiosny zostało…
Dla mnie zawsze będziesz dzieckiem
Gdy swe racje udowadniasz
czasem, to mi przypominasz,
że nie jesteś dzieckiem małym,
jesteś już dorosłym synem…
I masz rację, mój synu…
Nawet moje siwe włosy
mi próbują też przypomnieć,
że ty jesteś już dorosły…
Ale ile by nie miałeś
racji, lat na koncie więcej,
dla mnie … zawsze będziesz małym
moim ukochanym dzieckiem…
Nadeszła ta chwila
Przez dziewięć miesięcy czekał dzielnie Tomek,
że się urodzi Tomkowi potomek.
Nadeszła ta chwila, jadą do szpitala,
Tomka z jego żoną w szpitalu witają …
Tomka żona miała już nad czym pracować,
więc, na pytania odpowiadał Tomek.
Na początku nawet nie miał żadnej wpadki,
pytali o adres i wszystko szło gładko.
Zza ściany usłyszał, że odeszły wody
i tu się zaczęły prawdziwe schody.
Pielęgniarka patrzy na Tomka zdziwiona —
nazwiska nie pamięta rodowego żony …
Ostatnie pytanie, teraz bardzo modne:
„Czy poród będzie razem czy będzie osobno?”
„Osobno!..” — stanowczo zaprzeczył głową
i z ulgą odetchnął nareszcie Tomek.
Przez dziewięć miesięcy czekał na to Tomek,
że się urodzi Tomkowi potomek.
Nadeszła ta chwila, żona śle buziaczki
i trzyma na rękach prześliczne trojaczki…
List do Bociana
Dzień dobry, Szanowny Panie Bocianie,
przepraszam, że piszę, ale w ważnej sprawie.
Proszę o córeczkę, moją kruszynkę,
moją perełeczkę ze słodką minką…
Ile to już lat patrzę na niebo,
czekam na córeczkę, a jej nie ma, nie ma…
Chcę usłyszeć kiedy powie do mnie „mama”…
Będzie, na pewno, bardzo kochana…
Proszę, pamiętaj! Oczka ma piwne,
uśmiech radosny, przynieś ją na wiosnę…
Do becika włóż, wstążką owiniętą,
i sprawdź przed lotem czy dobrze jest zapięta…
Będę na Was czekać, wszystko naszykuję,
wierzę, że przylecisz, bardzo Ci dziękuję!…
Bocian kiwnął głową: „Będziesz mieć córeczkę,
twoją dziewczynkę, twoją perełeczkę!…”
2008
List do nienarodzonej córki
Gdybyś czasem była smutna, córeczko moja,
zabrałabym Cię latem na spacer po polu…
Zbierałybyśmy kwiaty w bukiety ręcznie wiązane,
zrobiłybyśmy dwa wianuszki takie same…
Gdybyś chciała wyglądać tak jak twoja mamusia,
ubrałabym się z Tobą w jednakowe sukienki,
córusiu…
A żebyś miała dobre serduszko, moja księżniczko
mała,
czytałabym Tobie „Małego Księcia” na dobranoc…
Bawiłabym się z Tobą lalkami, uczyłabym pisać
wiersze,
Świat podziwiać, zaprowadziłabym do klasy
pierwszej…
Uchyliłabym Ci niebo, moja kochana perełeczko…
Tylko szkoda, że Ty nigdy nie urodziłaś się,
moja córeczko…
2023
Dubrownik
Mówią, że jesteś perełką Adriatyku…
Tak, Stari Grad, jesteś z góry w otoczce z błękitu…
Widok — jakbym trzymała to miasto na dłoni…
Tak Święty Błażej swój trzyma kochany Dubrownik,
gdzie brama Pila turystów serdecznie zaprasza
na mury lub spacer ulicą Stradun najstarszą…
Tam studnia Onofria wita spragnionych gości
i rycerz Rolando na placu strzeże wolności…
Mury obronne nareszcie nie muszą się bronić,
tylko na wzgórzu Srd są ślady po wojnie,
lecz mewy krążą w tym miejscu w spokoju… wiernie,
a białe stateczki na morzu są jak z papieru…
Schodki, schodeczki, zaułki nie tylko na murach,
Stary Dubrownik ze schodów składa się głównie…
Wiesz, w Dubrowniku można się nawet zakochać,
jeśli dasz radę te wszystkie stopnie pokonać…
PS.
Czas szybko minął i podróż dobiegła końca…
Przywiozłam ze sobą wspomnienia i trochę słońca,
lecz nie mam za moim oknem już Dubrownika…
Może ktoś ukradł go lub jak ulotny sen zniknął…
Kwiecień
W Prima Aprilis wywijasz kawały,
zapach wiosny trzymasz w pąkach tulipanów,
wiosennym śpiewem ptaków budzisz mnie rano,
puszczasz mi zajączki słoneczkiem na ścianie…
Rzucasz mi do stóp bukiety szafirowe,
z Tobą się kręcę w sukience wesoło…
Dziękuję za wszystko, za nastrój słoneczny…
Wiem i rozumiem, nie może to trwać wiecznie…
W kwietniu żegnałam na zawsze tatę… Pewnie
teraz nastała pora pożegnać Ciebie…
W kalendarzu zaznaczę, w którym dniu
wrócisz do mnie za rok, mój Kwietniu…
Konwalia
Ma liście jak szale, w których się chowa —
kokietka z lekko pochyloną głową…
Biel kwiatów bezgrzeszna… boska… urocza…
jak kobiety skromne spuszczanie oczu…
Przyciąga wzrok i odejść nie pozwala,
gdy jednak próbujesz zapachem konwalia
wrażliwym wypełnia dookoła ciszę,
tak, że tylko dzwoneczki… din don… słyszysz…
Konwaliowe Święto 1 maja
„La Fête du Muguet” we Francji — w całym kraju
konwaliowe szaleństwo pierwszego maja…
Bukiety płyną wszędzie — do zakochanych,
do przyjaciół, bukiet konwalii dla mamy…
Obdarowują się konwaliami nawzajem…
Życzą sobie szczęścia, bo tak się zdaje,
że ten kwiat je przynosi i na stolikach
w restauracjach konwalii bukieciki
z dzwoneczkami, które zapachem rozświetlają
twarze każdego. Tylko koleżanka w tym maju
była smutna, bo przyjaciółkę pożegnała,
i konwaliowej karteczki z Francji nie dostała…
PS.
„La Fête du Muguet” w języku francuskim oznacza „Dzień Konwalii”
Paryż w dwóch obliczach
Wieża Eiffla patrzyła na deszczowy Paryż rano
i nieustannie szukała swoje odbicie lustrzane…
W ogrodach Tuileries zajrzała dyskretnie do
fontann,
przy Trocadero robił jej zdjęcie mężczyzna młody…
Pewnie krople deszczu zakłócają obraz jej wdzięku,
ale zachwyt turystów mówił, że i tak jest piękna…
A jeśli poczekać, gdy się umówi ze wschodem słońca
zmieni się z nierozłącznym Paryżem na czarującą
z muzyką z kawiarenek ustawionych wzdłuż
Sekwany
będzie podziwiać miasto i ludzi pijących kawę
przy stolikach, zauroczonych romantycznym
klimatem,
a Paryż ubierze na tą okazję złotą szatę…
Został w moich wspomnieniach mój Paryż w tych
dwóch obliczach,
płynący w promieniach słońca lub szary,
melancholiczny…
Może jeszcze wrócę, nic nie jest przesądzone
do końca,
i zobaczę deszczowy Paryż lub o wschodzie słońca…
Don”t leave me… Nie zostawiaj mnie…
Witając mnie Londyn zaskoczył pogodą,
Big Ben królował w słońcu, skrzył złotem,
w promieniach porannych z radosnym obliczem
i lśniły czerwienią telefoniczne
budki, busy i skrzynki na listy,
zdobiąc miasto nad brzegiem Tamizy…
Wyznałam dyskretnie mu — byłoby mile
posłuchać deszczowej muzyki w Londynie…
Wnet Londyn miasto przykrył nad ranem
utkaną z mlecznej mgły dla mnie firaną,
taką widziałam podczas spacerów
w wiktoriańskich oknach nieraz…
I na pożegnanie zamówił mi deszcze…
Londyn namawiał mnie zostać jeszcze,
w strugach deszczu słyszałam jak cicho brzmi —
«don’t leave me, don’t leave me…»
Bez granic
Człowiek zawsze ma swoje granice, własne
bariery do pokonania, sidła ciasne…
A Bóg kocha w ciszy… bez granic… jest blisko…
czeka na nas i wybacza nam wszystko…
Daj mi siłę, Boże
Daj mi siłę o Tobie pamiętać, Boże,
gdy ziemia mi spod nóg ucieka, proszę,
gdy mnie gniew zalewa, duszę mą uśmierca,
pozostawić dumę i wybaczyć z serca…
Daj mi siłę kochać Cię, mój Boże,
modlić się i błagać, że mi znów pomożesz,
gdy moja miłość ziemska będzie wyczerpana,
wiem, że mi pomożesz, nie zostawisz samą…
Daj mi siłę prosić o wybaczenie, Boże,
gdy kogoś obraziłam nieświadomie może,
nie pozwalaj, proszę, maskę mi założyć,
pomóż, daj odwagi zostać sobą, Boże…
Daj mi siłę nigdy nie zwątpić w Ciebie, Panie,
gdy czasem z bezradności ręce mi opadną,
gdy być może rozpacz nagle mnie dopadnie,
poślij mi nadzieję, proszę Cię, o Panie…
Daj mi siłę szukać Ciebie Boże wszędzie,
jak w uśmiechu syna, tak wśród kwiatów będziesz,
pomóż Cię odnaleźć w chmurach, w sercach ludzi,
proszę, daj mi siłę, żeby Cię nie zgubić…
Daj mi siłę, proszę, życie przeżyć w wierze,
gdy szatan podstępem często górę bierze,
wiem, że jestem grzeszna, ale pomóż, proszę,
daj mi siłę zawsze kochać Cię, mój Boże…
Matko Sybiraczko
Matko Sybiraczko,
symbolu matek, których dotknął los okrutny…
Trudno w to uwierzyć, jeśli ktoś nie przeżył,
że może takie tortury
człowiek człowiekowi zgotować —
rozumem nie zrozumieć — dlaczego?..
Musiałaś wtedy całe swe życie spakować
do tobołku jednego…
Matko Sybiraczko,
gdy wyrwano Cię z domu do pociągu w strachu,
zabrałaś ze sobą to co jest najważniejsze —
swe dzieci i wiarę…
Jak wytrzymałaś to co nie do wytrzymania,
broniąc swego serca,
żeby tam nienawiść za nic się nie wkradła,
gdzie jest Miłości miejsce…
Matko Sybiraczko,
tak mocno dzieci tulisz, chroniąc je przed piekłem…
Mimo wszystkich nieszczęść… każde nauczyłaś
jak dobrym być człowiekiem…
Matko Sybiraczko,
chroń, proszę, nas swą ręką tak jak własne dzieci…
Naucz swą pokorą jak się bronić, proszę,
przed tym złem na Świecie…
Ten wiersz dedykuję moje babci Rozalii Jaworskiej
Mamo, pamiętam
„Mamo, pamiętam, —
Tak starsza Pani powiedziała patrząc na zdjęcie
czarno-białe.
W Dniu Matki mamę wspominała… jak kiedyś była
dzieckiem małym, —
„Jak bardzo mnie kochałaś, mamo, wszystko
pamiętam,
i jak nas z braćmi ratowałaś, gdy przyszedł dzień
przeklęty…
Mamo, pamiętam…
Tuliłaś mnie i braci ściskając i nie dając rady
spojrzeć nam w oczy, bałaś się, by wyznać gorzką
prawdę,
bo sama nie wiedziałaś nic… Skąd mogłaś
wiedzieć, skąd?
Gdy w nocy nas wyrwano z ciepłych łóżek
do pociągu donikąd…
Mamo, pamiętam…
Podróż w nieznane… głód… i ziemię skutą
syberyjskim mrozem…
twą ciężką pracę, a ty nas tulisz uśmiechnięta,
gdy wokół życie jak w obozie…
Każesz się uczyć, mówisz wieczorem szeptem nam
o Bogu
i wierzysz, że nas nie zostawi, lecz prosisz krzyżyk
schować…
Mamo, pamiętam…
Dzień przed wyjazdem do Ojczyzny patrzyliśmy
na Ciebie z bratem,
gdy układałaś na dziecięcym grobie, łzy dławiąc,
polne kwiaty…
Wtedy toczyłaś dzielnie walkę w rozdartym sercu
sama z sobą…
Na stepie syna zostawiłaś, by wrócić z nami
do nowego domu…
Mamo, pamiętam…”
Wciąż starsza Pani powtarzała trzymając zdjęcie
czarno-białe,
które w Dniu Matki przypomniało czas, gdy przeżyła
Sybir z mamą…
„Nam dałaś drugie życie, mamo, nas zabierając
stamtąd… z piekła.
Dziękuję Ci, kochana mamo… wszystko pamiętam…”
Ten wiersz dedykuję wszystkim, którzy jako dzieci przeżyli zsyłkę na Sybir
Ostatni dzień?
Gdy nagle ogłoszą, że to jest ostatni dzień
licznik czasu nad miastem zawiśnie jak cień,
jakby na rozkaz złej ręki lub licha.
A jakie są szanse? Prawdopodobnie, że nikłe…
Z tą wiadomością na ustach miasto dosłownie
zamarło.
Połknęło zachłannie wschód słońca, zapach kawy,
paniczne lęki dotarły…
Jedni upiją się w sztok lub będą płakać do rana,
drudzy pomodlą się cicho w kościele, aby być
wysłuchanym…
Każdy nagle natychmiast z ulgą zostanie sobą,
bez fałszu, bez kłamstw, urazy, pretensje —
to wszystko schowa.
A w telefonach we wszystkich sieciach zabrzmią
różne prośby,
tysiące „przepraszam”, ciche „wybacz mi”, „kocham”
głośne…
Ktoś zasapany będzie krzyczał „Otwórz! Mogę?…
Po prostu ten dzień chcę spędzić tylko z Tobą…”
Ktoś będzie się włóczyć w milczeniu do końca,
i będzie się żegnać patrząc na zachód słońca,
liczyć gwiazdy i dziwić się, że przez tyle lat
myślał, że nie ma wcale na niebie gwiazd.
A niebo takie, że nie może oderwać wzroku,
a strzałki coraz bliżej do tvelve o’clock…
Będzie dalej szedł i rozważał, czy czegoś wart,
gdy ogłoszą wszystkim, że to był po prostu żart,
że na miasto nie spadnie nieszczęście, mrok i cień,
że jutro nastąpi zwyczajny deszczowy dzień.
Będzie cudowny, być może za bardzo zwyczajny
znowu,
ze łzami i śmiechem i słońcem nad głową.
I każdy z nas zauważy ten czar i nie będzie już leń,
teraz jak cud przeżywać na nowo kolejny dzień…
Wolne tłumaczenie wiersza autorki z Kijowa Wiktorii Naumienko(pseudonim „Prosto Zagadka”), tłumaczenie z języka rosyjskiego
Abstrakcyjny Maj
Jak z czasów szkolnych obrazek ten śliczny,
gdy farby wylałam przypadkiem…
To wypisz-wymaluj jest Maj abstrakcyjny
i, proszę, nie szukać tu wpadki…
Ten kolor zielony po kartce płynący,
gdzie kropki czerwone dodałam,
to rododendrony w ogrodach kwitnące,
jeszcze róż dodam i kolor biały…
Tu wir granatowy z kropkami błękitu,
tak myślę, poznacie w nim burzę,
a ten kolor żółty wylany ze sprytem,
to słońce wschodzące zza wzgórza…